Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-07-2017, 16:47   #239
Nefarius
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Panna Oakenfold zapłaciła za gościnę w karczmie i wyszła. Tym razem udała się prosto na pomost gdzie zacumowany był Łowca wielorybów. Załoga statku od razu poznała paladynkę, więc ta bez przeszkód mogła wejść na pokład, a tam spotkać się z ich kapitanem. Venora poprosiła go by przekazał tubę do swej pani, kapłanki Okhe.
Wracając stamtąd i kierując się do centrum miasta, Venora poczuła się odrobinę lepiej. Żywiła wielką nadzieję, że choć trochę uda jej się pomóc kapłanowi.
Już w trakcie poszukiwania czarodzieja przy okazji rozpytała o miejsca gdzie można znaleźć rzemieślników i handlarzy broni oraz pancerza, dlatego teraz było jej łatwiej by znaleźć pożądane miejsca. Poprzedniego dnia długo myślała nad tym co zrobić z pozyskanym orężem. Na przykład sztylety nie były czymś co warto było targać ze sobą całą drogę do Suzail. Uznała więc, że najlepszym rozwiązaniem będzie sprzedanie wszystkiego co jej zdaniem nie miało wartości użytkowej ani dla niej, ani dla zakonu. Przynajmniej wtedy Młot będzie miał lżej ciągnąć wóz. Oręż, który miała na sprzedaż był bardzo dobrze wykonany, część nawet miała w sobie zaklętą magię.
Dwie godziny zajęło jej szukanie chętnych na odkupienie tego co miała na zbyciu, by na koniec, z workiem pełnym monet i drogich kamieni, udać się wprost do świątyni Waukeen. A stamtąd jeszcze tylko do kapliczki Tymory, by i jej podziękować za pomoc.

~***~

Było wczesne przedpołudnie kiedy panna Oakenfold uporała się ze wszystkim co musiała i znów znalazła się z powrotem w karczmie. Wpierw poszła sprawdzić do dzieci, czy opiekunka spełniła swój obowiązek, a gdy się w tym upewniła to udała się do swojego pokoju. Tam, w ciszy i spokoju sprawdziła swój ewkipunek. Szczególną uwagę zwróciła na pierścienie. Jeden założyła bez wahania, ale na jego działanie trzeba było jej jeszcze poczekać. Drugi natomiast w pierwszej chwili wydał jej się bezużyteczny, wręcz żałowała, że go jednak nie sprzedała. Ale wtedy sobie przypomniała, że sama przecież również potrafi rzucać czary, a gdyby tak mogła mieć możliwość użyć ich w późniejszym czasie, umieszczając jeden z własnych czarów w nim ma czarną godzinę…
Zdecydowała się go wykorzystać i również założyć na palec. Poświęciła jeszcze chwilę by umieścić w nim zaklęcie i dopiero wtedy zebrała wszystko co miała z pokoju i wyszła z niego.

Znalezienie smoczydła nie stanowiło problemu, bo jak po śniadaniu poszedł do swojej sypialni, tak nie wyszedł z niej do tej chwili.
- Możemy ruszać - powiedziała do Balthazaara, trochę naglącym tonem. Smoczydło mruknęło jak miało w zwyczaju. Wszystko co potrzebował, miał przy sobie, zapiął tylko na piersi pasek trzymający jego pochwę z dwuręcznym mieczem i sięgnął po plecak, po czym zostawił Venorę z dzieciakami, udając się do stodoły, gdzie był Młot oraz wóz. Niedługo później dołączyła do niego rycerka i grupka jej podopiecznych. Gdy już byli gotowi, Balthazaar zaprzęgnął konia i wóz powoli ruszył w kierunku zachodniej bramy Marsember. Dobra godzinę przedzierali się przez rzeszę mieszczan, handlarzy i wielu innych. Strażnicy odprowadzili ich wzrokiem, choć pewnikiem ze względu na jaszczuroczłeka. Teraz czekała już ich tylko podróż na zachód.

Do wieczora przebyli jedną czwartą drogi do Suzail i około połowy drogi do rodzinnego domu Venory. Kompani musieli rozbić obóz. Smoczydło zatrzymało wóz u podnóża niewielkiego wzniesienia, pod wapienną skałą. Wiatr tutaj tak nie dawał się we znaki, a piękna pogoda zapowiadała gwieździstą i ciepłą noc.
Venora w pierwszej kolejności zajęła się rozdaniem dzieciom jedzenia na kolację.
- Chcesz wziąć pierwsza czy drugą wartę? - zapytała Baltazaara, gdy każde z jej podopiecznych zajadało swój posiłek. Smoczydło wzruszyło ramionami, pokazując że oczywiście jest mu to zupełnie obojętne.
- To weźmiesz pierwszą - mruknęła decydując za niego. Uśmiechnęła się spoglądając na dzieciarnię. - Zajmij się rozpaleniem ogniska... Choć w sumie to jak dla mnie ono nie jest konieczne, bo i bez światła widzę w nocy. Dobrze, że pogoda nam sprzyja - dodała na koniec spoglądając w niebo.
Wielkolud skinął głową i wspiął się na szczyt skały, z wielką łatwością. Usiadł na górze krzyżując nogi. Było to świetne miejsce do obserwacji całej okolicy, Venora podejrzewała, że smoczydło widzi w ciemności znacznie lepiej niż ona sama. Dzieci posłusznie ułożyły się do snu na wozie, zaś Venora rozłożyła sobie posłanie na ziemi, na kępie trawy. Patrząc w gwiazdy zastanawiała się jak to będzie, kiedy wróci do Zakonu, co powie przełożonym i mentorom.

~ Chyba po prostu, zwyczajnie opowiem wszystko od początku do końca ~ pomyślała. Powrót bardzo ją stresował, bo nie była w stanie przewidzieć jak to się dla niej skończy. No i prędzej niż z przełożonymi, czekała ją rozmowa z rodziną, choć akurat tego się nie obawiała. Problemem mogło być tylko wyrwanie się z domu, bo wiedziała, że rodzice mogą nie chcieć jej puścić w dalszą drogę, chcąc zatrzymać ją przy sobie. Panna Oakenfold spojrzała na smoczydło. Sama nie wiedziała co o nim myśleć. Westchnęła i uznała, że najwyższy czas na sen. Przekręciła się na bok, wymacała dłonią leżące przy niej miecze i dopiero wtedy zamknęła oczy.



Kiedy Balthazaar ją zbudził było jakiś czas po północy. Gwiazdy w pełnej okazałości rozświetlały połacie cormyrskich wzgórz. Smoczydło zeskoczyło z góry z rumorem, ale kiedy rycerka spojrzała na dzieci żadne się nie przebudziło. Najwyraźniej spało im się znacznie lepiej na wozie. Wielkolud widząc, że nie musi jej dobudzać, usiadł wygodnie pod skałą, opierając się o nią plecami i zamknął oczy, buchając parą z nozdrzy.
Venora przeciągnęła się i zaczęła podnosić z posłania. Wzięła miecz i podeszła do Młota. Koń, choć nie był do niczego przywiązany, grzecznie pilnował się i nie oddalał od obozowiska. Paladynka poklepała go po szyi i ruszyła do skałki. Było zupełnie ciemno, ale Venora ostrożnie wspięła się na nią i stamtąd, siedząc w klęczki, obserwowała okolicę. Liczyła na to, że cisza i brak światła w obozowisku sprawią, że i jej warta minie spokojnie.

24 dzień Przypływu lata 1372 roku rachuby Dolin. Gdzieś na zachód od Marsember.

Jej warta minęła spokojnie. Nic nie nawiedziło obozu, ani nie niepokoiło obozujących. Z oddali słyszała wycie wilków i jeszcze innego dużego zwierza, lecz cokolwiek to było nie podeszło bliżej. Kiedy niebo powoli zaczynało szarzeć, Venora zbudziła Balthazaara. Smoczydło dało jej czas na poranną toaletę, samemu obierając sobie większy krzak, na najważniejszy w tej chwili cel. Wielkolud wrócił i zaprzęgnął konia, rozsiadając się wygodnie na koźle. Czekał tylko cierpliwie na znak gotowości panny Oakenfold.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline