Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-07-2017, 14:42   #1
Pinn
 
Pinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputację
Arrow [Divided Galaxy- autorski] Apostoł Mordogradu

Mordograd podobno kiedyś był jednym wielkim bajzlem. Planetą, którą zgarnęli Rosjanie jeszcze 300 lat temu. Potem powstała Unia Handlowa i oni zaczęli czerpać wielkie korzyści z tego jałowego, niegościnnego świata. Największą zwierzyną na jaką można było trafić były obrzydliwe stonogi, które chętnie obłaziły cię kiedy próbowałeś zaliczyć swoją pierwszą laskę pod namiotem. Za sprawą bogatych złóż mineralnych, głównie ciężkich metali mnóstwo ludzi przybyło na ten świat. Wszystko miało zdawać się mokrym snem każdego kolonizatora, ale wyszło jak zawsze. Dwanaście godzin w kopalni, trudne warunki atmosferyczne, głód. Większość żywności musiała być importowana, ale i tak wszyscy z klasy robotniczej jadli pakiety żywnościowe, które smakowały jak gówno.

Ale minęły trzy stulecia i wiesz co widzę? Moloch, cholerny moloch. Wielkie mega-wieżowce z żelbetonu i stali, niezliczoną sieć autostrad oraz kolei podziemnej. Podejrzane zaułki, gdzie byle ganger sprzeda ci kulkę w łeb. Kiedy Unia wzięła Mordograd pod władanie, szybko zastąpiła ludzką siłę roboczą maszynami. Było ich stać, to miało sens. Przez co w szybkim tempie ubóstwo jeszcze bardziej się zwiększyło. Zaczęło powstawać coraz więcej gett i slumsów. Całe dystrykty, niejeden mega-blok pokrył się smrodem przegranego społeczeństwa.

Bogaci zaczęli się izolować w swoich cholernych iglicach wysoko poza strefą wiecznego smogu. A ja cóż… poznałem niezłego szajbusa. Pokazał mi drogę. To był rok 2510 i odkryłem miłość do naszego Władcy w niebiosach. Chwalby Pana, bo jego miłosierdzie trwa na wieki!

-Cedric Marosig. Bliski przyjaciel Jacka Treachera.


Speluna zdawała się jak wyjęta z horroru. Wszystkie ściany były obłożone tapetą, która już dawno zżółkła i częściowo poodpadała. Barman był wysokim, kościstym człowiekiem o trupiej cerze. Zresztą jak większość mieszkańców dolnych poziomów- bo skąd mieli niby wchłaniać witaminkę D z czerwonej gwiazdy przypisanej Mordogradowi, jeśli wszystko przysłaniały opary smogu, wieczna noc?

Gości było kilku, w większości stali bywalcy. Ktoś chlał wódę, ktoś popalał papierosa, w jednym kącie jakiś młody ćpun jarał różo-żywice. Chyba zaczynał mieć niezły odlot, ale wszyscy go ignorowali, podobnie jak on ich. Nie pasował do tego miejsca i któż to wie jak się tu znalazł. Czarny Kot, bo tak nazywał się ten bar przepełniała atmosfera rezygnacji. I tu, w jednym z kątów siedziała kolejny przybłęda, też niepasująca do tego miejsca.

Ćpun patrzył na niego rozszerzonymi źrenicami i rozbieganym wzrokiem. Przybłęda miał na sobie szaty niczym z Świętego Cesarstwa Aurory. Tu nie chciało się takich gości, myślał chłopak. Kutasy są przepełnione pobożnością, a takich najlepiej zajebać, kiedy tylko się da. Chłopak sprawdził czy ma pod bluzą schowany sprężynowiec. Miał. Popatrzył na wszystkich, poczuł się bezpiecznie i zagłębił się w introwersji.

Jack Treacher, bo tak nazywał się ten skryty pod szatami posłaniec boży, czekał tu na swój kontakt. Niejakiego Vlada Curie. Jack był lansjerem, łapał się różnych robót jeśli tylko były zgodne z słowem bożym. A zarobione unicoiny rozdawał potrzebującym. Vlad miał tu przybyć o 26:30, ale jakoś go nie było. Lecz Bóg Ojciec miłował tych cierpliwych i wskazywał drogę tym, którzy spełniali jego wolę. Należało więc poczekać.
 

Ostatnio edytowane przez Pinn : 22-07-2017 o 11:24.
Pinn jest offline