Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-07-2017, 15:35   #38
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Miyako drałowała po chodniczku jak rozpędzona mrówka. Nie chciała się spóźnić do pracy, niezależnie od tego jaka ona była. W Japonii szanowało się punktualność i pracowitość. Uczyła się o tym przez pierwsze cztery lata szkoły. Poddawała się programowaniu jej umysłu tak, by stać się porządnym obywatelem, wspaniałym pracownikiem i… dobrym człowiekiem. Z tym ostatnim miała rzecz jasna kłopoty, ale na szczęście po czterech latach w końcu mogła zacząć tuszować swoje braki wspaniałymi osiągnięciami na testach.
Zaczepiona w najmniej oczekiwanym miejscu i momencie, podniosła wzrok z ziemi i utkwiła go w pierwszej twarzy. Nie znała jej. Spojrzała więc w drugą… ale tej też nie kojarzyła. Westchnęła bezgłośnie i poparzyła na trzecią. Nic… pustka… zero… czarna dziura.
Skupiła się więc na całości kompozycji osób jej z nieznanych, a zagradzających perfidnie drogę, by w końcu rozpoznać wydzieranego wieprza, który najwyraźniej był też i tchórzem, skoro łaził z obstawą dwóch goryli po mieście… po kraju… gdzie jedyną zbrodnią jaką przez lata była rejestrowana przez policję, była kradzież… rowerów.
- Poproś któregoś ze swoich kochasiów… na pewno z przyjemnością zrobi ci loda - mruknęła po chwili z totalną obojętnością. Tekst nie był jej… nauczyła się go od Nany, gdyż Yamasaki z zasady jak i swojego charakteru… po prostu wszystko olewała…
Zobaczyła, coś tam sobie pomyślała i… zaraz zapominała.
- Pyskata, lubię takie. - powiedział z uśmiechem wytatuowany koleś, bynajmniej nie zbity z tropu. Jego koledzy stanęli w alejce tak, że nie było opcji ich wyminąć bez opcji dotknięcia któregoś.
- Zostawmy więc kwestię słodyczy na potem i porozmawiajmy o pracy. Chciałbym ci zaproponować zmianę klubu. Większe pieniądze, lepsza ochrona, więcej nadzianych klientów. Sam zysk, czyż nie?
- Nie. - Miya stała w miejscu w którym się zatrzymała, obserwując przeciwników z lekko znudzoną miną. Rozejrzała się po bokach, by sprawdzić jakimi dysponowała “broniami” pod ręką.
Niestety ściany były gołe i musiałaby się cofnąć za zaułek, gdzie stał kontener ze śmieciami żeby coś znaleźć. To samo, gdyby próbowała ominąć mężczyzn inną alejką - było to możliwe, lecz wiązało się z wycofaniem... a ciężko przypuszczać, by panowie w garniakach mieli jej na to pozwolić.
- Dlaczego? Sypiasz z tym opasłym wieprzem, mała? - zapytał mężczyzna z tatuażami, zapewne mając na myśli właściciela klubu - Ta stara świnia jest skończona, niedługo wasze zgrabne dupcie wylądują na bruku. Ja ci daję alternatywę…
- Nie… - Kobieta nie będąc kelnerką, szczędziła i w ekspresji i w słowach. - Jak się skończy, to wtedy się dopiero zastanowię co robić dalej. - Nie miała ochoty zdradzać swojego managera. Znała go. On znał ją. Znajomość ta dawała jej pozory bezpieczeństwa i stałości. A tego w życiu potrzebowała najbardziej. Nie pieniędzy i nie sławy. Bo tańczyła dla przyjemności i nienawiści do tych, którzy ją oglądali. Yamasaki podejrzewała, że jej pracodawca o tym wiedział, lub przynajmniej się tego domyślał… nie przeszkadzało mu to, tak samo jak nie przeszkadzała mu jej umowa o nietykalności. Nie chciała więc dobrowolnie rezygnować z ciepłego kokoniku stałej, jaką sobie tu uwiła, na rzecz nieznanego… z którym na początku musiałaby przeprowadzić “rozmowę”, a jak widać, nie była w tym dobra.
- Myślisz, że ten tłuścioch też wykaże się taką solidarnością względem ciebie, jeśli... powiedzmy... czysto hipotetycznie... złamałabyś teraz nogę... - rzekł mężczyzna, spuszczając nieco okulary z nosa, by spojrzeć na kobietą ponad ich krawędzią.
- Myślisz, że ktoś będzie ciebie szukać? - Czarnooka spojrzała rozmówcy w oczy bez lęku, ani gniewu.
Pazury ukrytej w jej głowie bestii, drapały bez ustanku z tyłu czaszki, chcąc wyrwać się na powierzchnię i zatopić swe kły w ofierze. Miyako czuła narastające podniecenie tym co mogło nastąpić. Wystarczyło przestać się hamować i połamać delikwentowi nogi… by następnie rozetrzeć go pod butem o asfalt.
Nie da rady trójce na raz… musi ich jakoś rozdzielić, a później nauczy te psy chodzić przy nodze… Zaczęła się powoli i nieznacznie cofać do kosza na śmieci, którego pokrywą, mogłaby zdzielić w pysk jednego z pitbulli wydzierganego fagasa.
Wtedy też usłyszała czyjeś kroki. Wszyscy je usłyszeli, toteż gościu od “gadki” uśmiechnął się i powiedział.
- Nie chcę cię krzywdzić, mała. Po prostu to przemyśl. Obiecuję, że wpadnę jeszcze na ciacho. - cmoknął jakby jej chciał dać buziaka, po czym dał znać osiłkom, że się zbierają.
Ta nic mu nie odpowiedziała, poprzysięgając, że następnym razem nie da się zaskoczyć. Będzie mieć ze sobą broń i zacznie chodzić w lepszych butach i ciuchach do walki.
Nie będzie jej tu jakiś męski przygłup mówić co ma robić, wystarczy jej jeden Matsumoto, następnych… po prostu zabije.


Po poinformowaniu naczelnego ochroniarza o incydencie z nieproszonymi gośćmi, poprosiła, by od czasu do czasu wysyłał na fajka jednego ze swych osiłków na tyły budynku, zwłaszcza, gdy zbliżały się godziny jej przyjścia. Manager nie musiał na razie nic wiedzieć, bo i sprawa nie była jeszcze na tyle… „poważna”.

W pracy nie zabawiła długo. Koło trzeciej nad ranem nie miała już dla siebie roboty, toteż zamówiła taksówkę i wróciła do domu. Miyako czuła się strasznie zmęczona… nie fizycznie, a psychicznie. Gnębił ją ten wytatuowany wieprz, któremu chciała zedrzeć świński ryj o asfalt.
Dlaczego?
Bo mogła… i miała na to ochotę, więc czemu nie? Ludzie gdy czegoś chcą, zazwyczaj dążą do tego, by to zdobyć. Idą i kupują, albo gotują, szyją, malują, wyjeżdżają za granicę… zamawiają przez telefon, albo w internecie.
Yamasaki nie lubiła mężczyzn, którzy, nawet w żartach, pretendowali do zawłaszczania sobie jej ciała, czasu, czy myśli. Jakby była ich przedmiotem i własnością, jakby nie miała własnego zdania…
Żadnemu z takich chujów nie była niczego dłużna, żadnego się nie bała, żadnego nie słuchała i żaden ją nie interesował…
Była wolna i chadzała swoimi ścieżkami. Nie miała właściciela… i nie chciała takowego mieć, a więc… czemu nie? Czemu by go nie skopać, nie zranić, nie złamać mu nosa, wybić przednie zęby, roztrzaskać kolano i wyrwać bark ze stawu?
Nie zważając na to, czy Nana spała, czy miała u siebie klienta… weszła do domu, włączyła telewizje i zrobiła sobie grzanki z masłem i cynamonem. Oglądała przez godzinę powtórkę programu w downtown, zamówiła na amazonie gaz pieprzowy, nóż sprężynowy i olejek arganowy do włosów, nowy szampon H2O i kilka par koronkowej bielizny, bo była akurat w przecenie. Następnie wypiła podgrzane w mikrofali mleko sojowe o smaku czekolady i przebierając się w koszulę nocną, poszła spać.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline