Najemnik zasnął bardzo szybko. Karhu dawała dodatkowe ciepło i magicznie wycieńczone ciało poddało się zmęczeniu. Najedzony mężczyzna odpłynął do krainy snów.
Gveir walczył. Wyprowadzał ciosy raz mieczem, raz młotem, raz włócznią. Każda broń jaką znał pojawiała mu się w ręce, a przeciwnik zmuszał do użycia. Z kim walczył najemnik? Z tymi których wskazywał mu złoty pan. Gdy ruszał ręką dźwięczały pieniądze. Im więcej śmierci tym cięższy był najemnik. Monety kleiły się do jego rąk i nóg. Kleiły się do twarzy, zasłaniały oczy. Gdy poświęcił moment aby je odgarnąć któryś z przeciwników ciął najemnika sprawiając, że upadł. Przez ciężar monet Gveir nie mógł wstać. Pole bitwy pustoszało. Nikt nie szukał najemnika, złoty pan zapomniał zostawiając pieniądze. Był sam, a dookoła tylko oznaki przeszłej bitwy. W powietrzu fruwał popiół kości poległych bielały, ciała nikły, zbroje rdzewiały. Był sam.
Niemoc i pustkę przerwała kobieca postać, która pojawiła się nad najemnikiem. Była umięśniona, a jej ciało ubrane było w skóry.
- Wstawaj, twoja warta - odezwała się nowym głosem Karhu i podniosła najemnika z ziemi. Gveir się obudził na swoją wartę.
Sen był zasłużoną zapłatą za to, co przytrafiło się najemnikowi w przeciągu paru dni - magiczny trans, głód, wycieńczenie, walka pomimo wycieńczenia, gadające zwierzęta i karawana, która zmierzała w stronę podgórza tylko po to, żeby przekonać się, że ich przyjaciele nie żyją. Jak sądził.
-Taa, wiem, że moja... - Gveir podniósł się i przystanął. - No dobra. A teraz powiedz mi, o co tutaj do diabła chodzi. Mówiące zwierzęta, świetnie, widziałem kuglarzy na jarmarku, którzy też są w stanie takie cuda zrobić. Zwierzęta przemieniające się w ludzi, to co innego. Magii nie rozumiem ni w ząb, ale to chyba dobrze, zważywszy, co się dzieje. Zatem, Karhu. Bądź łaskawa wytłumaczyć mi, o co chodzi. Zanim wyrosną ci skrzydełka i odlecisz w siną dal, znaczy się.
Karhu nie odpowiedziała. Dopiero teraz najemnik zobaczył, że zwierzę śpi. Za to przed nim stoi utopiec, którego warta była wcześniej.
Gveir otrzÄ…snÄ…Å‚ siÄ™, przypisawszy wizjÄ™ marom sennym.
- Niezłe to miejsce, co nie? - rzekł do Utopca. - Pierwsze, co się dzieje, to mój niedźwiedź mówi, drugie, widzę Karhu jak zamienia się w kobietę. Nie wiem jak ty, ale takiego delirium nie miałem nawet po najlepszym winie. A wierz mi, przez moją wątrobę przeszło niemało.
Potrząsnął parę razy głową, jakby to miało odpędzić senność i zdezorientowanie.
- Sen o babie przypisałbym paru dniom wędrówki samotnie. Kiedy to wszystko się skończy, nie omieszkam odwiedzić miejskiego zamtuza.
- Siedlisko wiedźmy - odpowiedział rycerz. - Nie spodziewałbym się niczego innego… chociaż przyznam szczerze że brakuje mi do pełni obrazka dziwnych kreatur i mrocznych sług owej wiedźmy.
Uśmiechnął się szereoko i już się miał zaśmiać, ale powstrzymał się z uwagi na śpiących towarzyszy.
- Ale snem o kobiecie bym nie pogardził. Wolałbym tylko by nie była zwierzęciem, ani wiedźmą.
Gveir skinął głową, zajmując swoje miejsce na warcie. Zastanawiał się, jak miałyby wyglądać sługusy - teraz martwej już - wiedźmy. Choć pora była późna, nie pogardziłby okazją do przydania paru szram.