Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-07-2017, 12:17   #44
Jaracz
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
- K...kiełbasa! - Mruknął wyraźnie zaszokowany, ostatnimi wydarzeniami oraz obecną sytuacją T-ty mówisz, przyjacielu! Długowieczny wyłonił się do reszty grupy. Przez całą walkę ukrywał się. Nie był wojownikiem, tylko uczonym. Nie rozumiał przemocy, oraz zamiłowania do niej. - Szanowni państwo… Co tutaj się działo, o co tutaj chodziło? - zapytał wyraźnie zmartwiony.
Niestety ani Gveir ani Alenderas nie doczekali się odpowiedzi od razu. Magini ewidentnie poruszona istnieniem wiedźmy wybyła z miejsca jej śmierci wraz z łucznikiem. Dwójka pozostawiona sobie mogła tylko podążyć za świeżo poznanymi im osobami do posiadłości gdzie zastali siedzącego już maga i krzątającego się obok niego woźniczego. Ristoff spojrzał na przybywających wyrażając zaniepokojenie.
- Gdzie Hektor? - padło pytanie.

***

Hektor zaś idąc przez nieco już wydeptany śnieg słuchał Dionizego czy też Rybożera.
- Pan Ryba taki miły! A dobrze się czuje. Chociaż siodło czasem mnie uwiera. Noga trochę boli, w sumie to pić mi się chce. Zjadłbym coś. Najlepiej takiego dobrego mięsa z dzikiego zwierza. O! Albo posmakował kości Buburaka. Słyszałem, że ich tekstura jest iście wyborna. Szpik zdrowy i sprawia, że futro pięknie się błyszczy. No i oddech wspaniały. Każda suczka byłaby moja… - Rybożer rozgadał się i nie przerywał nawet jak nie mógł się zmieścić do drzwi stwierdził krótko, że poczeka na zenatrz i dalej trajkotał. O ile początek był w zasadzie o wszystkim i o niczym późniejsze tematy były jakby poważniejsze. Rycerz dowiedział się, że osoba od której wygrał warga wcale się nim dobrze nie zajmowała. Rybożer był najmłodszy ze swojego miotu i zawsze nieco ciapowaty. Takiego słowa użył. Nie umiał dorównać swoim starszym braciom i siostrom. Dopiero utopiec, choć pachniał rybą nie krzyczał na niego, oddawał go do stajennego, płacił za zajęcie się nim.
- Kocham cię panie Ryba. Będę najwiernieszym wierzchowcem jakiego miałeś. - powiedział w końcu łkając i wylewając kolejne wiadro emocji na nieprzygotowanego rycerza.
Hektor zatrzymał się w holu, gdzie zostawił miecz. Jego sylwetka przygarbiła się, gdy stanął nad ostrzem. Był odwrócony tyłem do wejścia, więc Rybożer nie mógł widzieć jak rybie usta rycerza ułożyły się w odwróconą podkowę, a broda drgnęła w nagłym wzruszeniu. Olbrzymie utopcowe oczy mrugnęły i zaszkliły się łzami. Pociągnął nosem i otrząsnął się. Nie mógł…
Obrócił się gwałtownie i w kilku susach dopadł do wierzchowca obejmując jego kark.
- A ja będę najlepszym panem którego miałeś Dionizy! - załkał wtórując wargowi.

***

W posiadłości, kiedy zostało wszystko wyjaśnione, najemnik i uczony zostali wprowadzeni w szczegóły.
- Jestem Hebald Ristoff, dostałem zadanie dowiedzieć się co stało się z ekspedycją, która znajduje się u podnóży gór. Od miesiąca nie było od nich odzewu, żaden gryfik nie wrócił z wiadomościami - na te słowa Reghar zachłysnął się powietrzem zaraz wywracając oczami wracając do grzebania w torbie długowiecznego. - Tak.. Nie mniej, zorganizowałem wyprawę mającą na celu dowiedzenie się co się stało. Powinniśmy tam dotrzeć w około dwa tygodnie, o ile uda się nam uniknąć opóźnień. Przewiduje oczywiście zapłatę dla tych co wezmą pojadą ze mną. Jako, że miałem nadzieję, że więcej się osób zgłosi dla waszej dwójki znalazłaby się dola. Póki ze mną byście jechali zapewniam wam posiłek i noclegi w karczmach i suchy prowiant. Wy zapewniacie mi ochronę… i wiedzę, poradę. Generalnie pomoc. Jesteście zainteresowani?
- Wycieczka do podnóża gór, by sprawdzić, czy karawana nadal żyje? - zapytał Gveir. - Mówisz z sensem, ale chciałbym wiedzieć jeszcze dwie rzeczy: kto zlecił wyprawę i jaka jest zapłata za to, że dowiedziemy, że nie żyją? I w które dokładnie miejsce udawała się karawana? Możliwe, że bywałem w tamtych stronach.
- Ekspedycja naukowa, nie karawana. Nie udawała się nigdzie, a dotarła jakiś czas temu. Uniwersytet z Miasta Środka prowadził badania nad odkrytymi ruinami w tym miejscu - mag wskazał palcem na mapie. - Z jego ręki my wyruszyliśmy, bo zabrakło odzewu. To nie musi być koniecznie śmierć. Cokolwiek się stało trzeba to sprawdzić.
- Spacerek na podgórzu, za który mi płacą z perspektywą rozłupania paru czerepów po drodze? Piszę się na to, ha. No dalej, nie myślisz chyba, że jeszcze żyją? - najemnik uśmiechnął się szeroko. - Bez względu na to, co ich zatrzymało, pomogę wam w tym. Potrzeba jeszcze jednej głowy do spłacenia mojego długu.
- Może nie żyją. Może żyją. Nie musieli zostać wybici, mogli zostać zaatakowani. Może ktoś przeżył. Nie zamierzam decydować o tym w swojej głowie - odparł chłodno mag. - Jeśli się zgadasz, to witam na wyprawie
Ristoff wstał i uniósł głowę do góry patrząc na księżycowe niebo prześwitujące pomiędzy deskami.
- Odpocznijcie. Będziemy wyruszać o świcie. Ustalcie warty. Lily, ty dzisiaj dużo czarowałaś, wezmę twoją wartę.
- Dorzucę swoje trzy lub cztery godziny wartowania - rzekł rycerz wchodząc do pomieszczenia. Zdążył już powrócić z wyprawy po zaginiony miecz, którego rękojeść sterczała z przyczepionej do pasa pochwy.
Gveir, po skończonej rozmowie z magiem, skierował swoje kroki w stronę niedźwiedzicy, by obejrzeć jej stan i pomóc jej w razie potrzeby. Oboje potrzebowali odpoczynku, jedzenia, picia i sporej dozy spokoju, żeby wrócić do swojej poprzedniej formy. Najemnik spodziewał się, że będzie mógł spłacić swój dług w nadchodzących dniach.
Sama Lily nie wyglądała na zbyt zmęczoną, choć tylko na pierwszy rzut oka. Po prostu zawsze naciągąła szczelnie kaptur na głowę tak, by z boku nawet twarzy jej nie było widać. Niby dawało to sporą ochronę przed zimnem oraz pogodą, ale nosiła go nawet w budynku. A miała co chować.
- Poradzę sobie, mistrzu. Chociaż… Może się po prostu jeszcze rozejrzę po tym miejscu szukając czegoś interesującego skoro już się na to zdecydowałeś - powiedziała na tyle pewnie, na ile pozwalał jej stan bo irytującej potyczce i, odkładając broń oraz wpychając sobie profilaktyczną rację żywnościową do torby, zaczęła znów kierować się w stronę schodów.
- I ja się przejdę - rzekł rycerz. - Kto wie co jeszcze kryje to domostwo.
Hektor udał się za dziewczyną na piętro.
- W takim razie wezmę pierwszą wartę-oznajmił Esmond, gdy inni już się zadeklarowali. Wyciągnął z kołczanu strzały, których użył w walce z wiedźmą, siadając wygodnie na prowizorycznym posłaniu, zabrał się za czyszczenie ich z krwi i kurzu.

Ristoff odprowadził wzrokiem odchodzących.
- Wezmę trzecią wartę - rzekł i otulając się w koce ułożył się do snu koło ogniska. Dizi również poszedł spać. Gveir wraz z Karhu dostali jeszcze jedzenia i również mogli odpocząć aż nadejdzie ich kolej wartowania. Niedźwiedzica pomrukiwała sobie często pod nosem i robiła krótkie komentarze a propos wiedźmy i całej sytuacji. Nie prowokowana do rozmowy w końcu zamilkła. Co innego było z Rybożerem, który koniecznie chciał iść za Hektorem, lecz szybko się okazało, że schody i podłoga nie były w stanie udźwignąć warga. Wierzchowiec obiecał czekać choćby i wieczność i zszedł na dół układając się obok niedźwiedzicy i jataków. W końcu Esmond został “sam”. Wszyscy posnęli opatuleni kocami, ognisko przygrzewało i tylko gdzieś na tyle głowy pozostawała świadomość, że dwójka towarzyszy snuje się po posiadłości. I tylko ta klatka wisząca nad ich miejscem spoczynku…

***

Lily i Hektor postanowili odkryć tajemnice, które skrywała posiadłość. Magini była dużo bardziej oddana temu niż sam rycerz ciągnięty słabą ciekawością. Przez swoją zbroję musiałbyć dużo bardziej ostrożny niż lekkostopa kobieta. Ta zaś albo musiała czekać na utopca, albo znikała mu z oczu wyrywając się do przodu. Z początku nie znaleźli wiele. Tym razem ostrożniejsza Lily dostrzegła magiczną pułapkę nim w nią weszli. Penetrując korytarze dostrzegali coraz więcej wskazówek dotyczących tego kto mieszkał w tej posiadłości. Ewidentnie właściciele byli bogaci. Dziwnym było, że nikt nie rozkradł mebli i kosztowności. Być może obecność wiedźmy odstraszała. Możliwym było, że to przez nią ktokolwiek tutaj mieszkał popadł w ruinę. Zwykle jednak słyszało się iż wiedźmy żyją z dala od ludzi… w nieco mniej wspaniałych posiadłościach. W końcu znaleźli kości. Ludzkie i nie tylko. Na tyłach posiadłości leżały truchła służących. Resztki ich ubrań nie wskazywały na to aby byli panami tego miejsca. Rycerz i magini nie potrafili stwierdzić co ich dokładnie zabiło, ale wyglądali jakby uciekali. Ściany i podłoga korytarza były naznaczone śladami agresywnego zniszczenia. To mogły być pazury. Sądząc po tych jakie miała wiedźma ewidentnie była to jej sprawa. Omijając truchła dotarli do pokoju - salonu - gdzie zdarzyło się coś bardzo dziwnego. Środek pomieszczenia miał osmolony okrąg na podłodze i suficie widoczne pomimo kurzu. Magini skojarzyło się to z wybuchem. Przyświecając sobie kamyczkiem widzieli wszystko dokładnie w ostrym świetle. Podłoga i okoliczne meble były nienaturalnie powykrzywiane jakby coś zmieniło ich naturę. Po chwili dostrzegli też coś o wiele ciekawszego - posąg. Tylko stał w dziwnym miejscu i był bardzo… dokładny. Przedstawiał kobietę z wykrzywioną w dziwnym grymasie twarzą. Posąg był ubrany w ubranie. A na piersi wisiała broszka. Taka sama jak ta wiedźmy. Taka sama jak symbol w księdze, którą oglądał rycerz. Twarz posągu była wykrzywiona w czymś pomiędzy gniewem a strachem. Kobieta stała przez stolikiem, który został oszczędzony przed koruptującą siłą. Na tym też stoliku leżała księga. Księga rytułałów.
- Hmmbghrh - rycerz chciał mruknąć, ale wyszedł z tego bełkot. - Czy myślisz to co ja?
- Tylko tyle, że z chęcią to kopnę w twarz gdyby przypadkiem okazało się, że to coś żyje - odpowiedziała, przyglądając się całemu otoczeniu. Nie podobało się jej to, co widziała, ale mogła się tego w zupełności spodziewać biorąc pod uwagę ich ostatnie starcie. Ale czy od pewnego czasu się jej cokolwiek tutaj podobało? Chyba tylko widok książek i ogniska. Uniosła swój kostur, chwytając telekinezą księgę rytuałów z zamiarem przybliżenia jej do siebie i przeczytania jej.
Rycerz spojrzał na Lily machającą rękami i wypowiadającą magiczną formułę i spiął mięśnie nie wiedząc jaki będzie rezultat. Gdy ujrzał latającą księgę westchnął prostując się i rozluźniając.
- Ona leżała dosłownie trzy metry stąd - mruknął.
Podszedł do rzeźby podejrzewając, że raczej nie wyszła spod ręki rzemieślnika. Zaczął ją oglądać starając się przy okazji rozpoznać na co kobieta patrzyła przed nieszczęśliwym “wypadkiem”.
Twarz kobiety skierowana była w kierunku wybuchu. Utopiec mógł jasno stwierdzić, że cokolwiek tam się stało wywołało jej gniew jak i strach. Od dalszego oglądania odciągnął go głośny dźwięk. Księga wypadła z więzów czaru i upadła z hukiem na ziemię. Lily przez moment nie widziała co jest przed nią. Rozmazany obraz powrócił do ostrości po kilku mrugnięciach oczami. Magini zaczynała przepłacać ciałem częste sięganie po magię.
- Może ty się lepiej połóż i odpocznij dziewghrczyno - rzekł rycerz patrząc wzrokiem, który według niego był zatroskany, ale ze względu na fizjonomię utopca, ów wzrok sprawiał wrażenie wygłodniałego.
Hektor jednak nie wpatrywał się długo w maginię. Nie wrócił też uwagą do posągu. Niewielu rzeczy mógłby się już tutaj dopatrzyć, a wszak nie znał się na mrocznych rytuałach i księgach je opisujących. Widział natomiast w posągu bogatą arystokratkę mieszkającą na odludziu. Skądinąd wiedział, że tego typu arystokratki bywają znudzone i pewnie dlatego sięgają po mroczne moce. Wiedział natomiast na pewno, że znudzone arystokratki zwykły opisywać swoje nudne życie i skarżyć się na nie na stronnicach pamiętnika. Pamiętniki zaś miały to do siebie, że z reguły konfabulowały, lecz zawierały też w sobie wskazówki na temat stanu psychicznego autorki i kryły w kolejnych wersetach mroczne plany zagłady (głównie skierowane przeciw panom domu i ich kochankom).
Wiedziony tą myślą, ruszył do komnat pani domu.
Rycerz wyszedł z pokoju i szybko musiał się wrócić. Bez kamienia Lily w korytarzach panowała głęboka ciemność. Na swoje szczęście Hektor odnalazł świecę i hubkę oraz krzesiwo. Wszystko wyglądało na nieco pokręcone, ale ostatecznie działało jak zwyczajna świeca hubka i krzesiwo.

Przed utopcem stanęło kolejne wyzwanie. Gdzie też są te komnaty, które zamierzał zbadać. Niewątpliwie któreś drzwi w końcu będą tymi właściwymi. Temu też otwierał kolejne zaglądając do nich. Pojedyncza świeczka została zamieniona na świecznik i było odrobinę jaśniej. W końcu drzwi na końcu korytarza musiały być tymi właściwymi. Podchodząc Hektor dostrzegł, że te były “ozdobione” wielkim okręgiem ze znakami oraz wielką sześcioramienną gwiazdą wymalowaną na drzwiach oraz zahaczającą o ściany. W tym czasie Lily patrzyła na otwartą księgę, która upadła na ziemię. Część stronic wysypała się na boki, odsłaniając rytuał oderwania od czasu. Obok opisu widniał rysunek przedstawiający okrąg ze znakami oraz sześcioramienną gwiazdą.
Hektor zbliżył się do drzwi wraz ze świecznikiem. Uważnie przyglądał się znakom wymalowanym na drewnie. Analizował je. Jego ciężki oddech co chwila wprawiał płomień w taniec rzucający ostre cienie dookoła. Kropla potu lub słonej wody spłynęła mu kręgosłupie. Po dłuższej chwili nie miał żadnych wątpliwości… nic nie rozumiał.
Dlatego też znalazł klamkę i szarpnął próbując otworzyć drzwi.
Utopiec pchnął, a przed nim ukazała się niespodziewana scena. Rozświetlone wnętrze, ładnie poukładane księgi, czystość, ale przede wszystkim zamożny człowiek siedzący za biurkiem. Podniósł głowę znad zapisywanej kartki dziennika. Jego twarz wyraziła wielkie zdziwienie. Poderwał się otwierając usta lecz nie wypowiedział żadnych słów. Jego oczy zaszkliły się od napływających łez. Utopiec dostrzegł na jego piersi broszkę z dwoma misternymi kwiatami, taką jak miała wiedźma. Nieznany mężczyzna zaczął się rozpaczliwie rozglądać po swoich dziennikach leżących po obu stronach biurka. Zrzucił kilka wygrzebując jeden spod spodu. Wyciągnął rękę w kierunku rycerza podając dziennik. Gdy utopiec postąpił tylko jeden krok do środka nagle w pokoju zaczęło ciemnieć i butwieć. Nieznany szlachcic zamknął oczy, z których popłynęły łzy. Tak jak pokój zdawał się nie tknięty zębem czasu tak teraz niszczał i upodabniał się do tego co było w reszcie domostwa. Mężczyzna nagle postarzał się, policzki mu się zapadły a ciało w przerażającej chwili przeszło przez wszystkie stany rozkładu aż kości upadły na ziemię wraz z trzymanym dziennikiem. Pokój stał się zakurzony i ciemny jak wszystko inne. Zapadła cisza.
Rycerz wstrzymał oddech.
Czy on właśnie zerwał jakieś zaklęcie, które utrzymywało gospodarza przy życiu?
Zaklął pod nosem i ciężko sapnął głośno wypuszczając powietrze.
- Mógł cholera chociaż na klucz zamknąć - mruknął do siebie. - Do diaska…
Miał w duchu nadzieję, że mimo wszystko to była tylko wizja… ostatni przebłysk przeszłości zamknięty magicznymi znakami w tym pokoju. Ta idea była pocieszająca. Wszedł głębiej do środka podchodząc do biurka. Ostrożnie, rozglądając się za innymi znakami.
Sięgnął po notatnik, uważając by zbyt gwałtowny ruch nie podniósł chmury kurzu. Zerknął na okładkę, a potem otworzył tam gdzie była zakładka.
Dziennik nie był podpisany z zewnątrz. Skórzana okładka i zestarzałe kartki papieru zaczęły się przewracać ukazując zapiski z datami. Miejsce gdzie była zakładka zawierało opis z datą około dziesięć lat temu.

“...Wszyscy byli zszokowani nagłą decyzją o połączeniu królestw. Najbardziej chyba moja małżonka. Zdaje mi się, że jej rodzina miała jakieś plany. Nie jest to jednak teraz moim zmartwieniem. Nasza córka niedługo osiągnie wiek dojrzały i trzeba poszukać jej partnera. Żona odmawiając mi zbliżenia skazała nas na wżenianie się, na uległość. Bez syna mogę tylko spróbować zapewnić Amelii aby jej mąż był godnym partnerem. Pewnie żona będzie starała się ją wydać dla prestiżu naszej rodziny. A mówi się, że to kobiety wykazują więcej empatii…”

W tym okresie zapiski były niemal codziennie spisywane.

“...Mojej żonie ubzdurało się, że poślę Amelię do szkoły dla magów. Uczyni to jej ścieżką. Bo będzie dzięki temu stanowić większą wartość. Czy ona zapomina, że magowie to głównie słudzy? Służą, królom, szlachcie, ale i zwykłemu pospólstwu! Ale ona mnie nie słucha. Za to mag gwiazd nie śmie komentować naszych sporów. Dobrze. Jeszcze by mi brakowało aby on dorzucał swoje zdanie do tego i tak burzliwego sporu. Pewnie i tak cokolwiek by nie powiedział tylko dolałoby oliwy do ognia…”

“... Ta kobieta oszalała! Stwierdziła, że woli aby Amalia uczyła się tutaj aniżeli na uniwersytecie. Nawet załatwiła jakąś kobietę aby nauczała naszą córkę. Nasz mag wyraził swoje zaniepokojenie lecz ona go nie słucha. Nikogo nie słucha, a co dopiero mnie! Uznałem, że miarka się przebrała lecz gdy zamierzałem przejść do akcji ta nauczycielka odwiodła mnie jakimś sposobem od czegokolwiek. Niechybnie ta jędza omamiła mnie magią. Służba nie sprzeciwi się pani domu, a ja straciłem możliwość kontroli nad własnym dzieckiem! Muszę coś wymyślić…”

Wpisy zrobiły się powtarzalne, powtarzając, że Amelia uczy się magii. Tylko co jakiś czas było coś więcej zapisane.

“...Amelia zrobiła się bardzo nerwowa. Kiedy nie ma w okolicy nauczycielki ani żony staram się się z nią porozmawiać albo chociaż przytulić. Odrzuca mnie i widzę w jej oczach to samo co w oczach żony. Wdaje się w matkę i nic na to nie poradzę. Nic.”

“... Maga nie było kilka tygodni, bo musiał powrócić na uniwersytet. Właśnie się dowiedziałem, że przybył. Może on będzie w stanie oprzeć się działaniom tej kobiety...”

Kolejny wpis miał znacznie bardziej rozchwiane pismo niż wcześniejsze.

“Ja nie wiem co się stało. To było straszne. Przybyliśmy z magiem do salonu na piętrze gdzie Amelia właśnie pobierała nauki. Mag zaczął krzyczeć na moją żonę. Zebrała się reszta służby. Zdążyłem zrozumieć, że kobiety nie powinny czarować bez kosturów. Potem się stało. Moja mała Amelia spojrzała na nas z ukosa i nagle zajaśniało. Mag mnie zasłonił. Gdy znów odzyskałem wzrok nie było już mojej Amelii, było TO COŚ. Potwór. Mag wypchnął mnie z salonu. Kątem oka zobaczyłem, że moja żona wygląda jak posąg. Może tylko mi się zdawało. Mag mnie pchnął w korytarz aż do mojego pokoju. Nie wiem jak mieliśmy się przed tym skryć kiedy to coś zabiło służących zaledwie za pomocą jednego machnięcia dłoni. Zostałem wepchnięty do pokoju. Mag nie wszedł. Słyszałem już tylko jak coś silnie zadudniło w drzwi a potem była cisza. Wciąż jest cisza. Mam wrażenie, że słyszę jak ktoś mamrocze, ale nie jestem pewien. Boję się wyjść. Boję.”

Kolejne wpisy opisywały jak arystokrata pojął w czym się znajdował. Zauważył, że nie robi się głodny, że nie czuje zmęczenia. Wciąż jednak nie otwierał drzwi. Bał się. Bał się gdyż widział za oknem jak wiedźma chodzi po ogrodzie. Starał się jeszcze liczyć dni, lecz w końcu zrezygnował. Szukał alternatyw, szukał śmierci, lecz nie mógł się zabić. CHciał wyjść lecz od środka pokoju nie mógł otworzyć drzwi. Myślał, że były zamknięte. Po dalszych wpisach dało się zauważyć, że mimo tego, że szlachcic wiedział, że czas mija on tego nie zauważa. Wciąż czuł się jakby był tamten dzień. Jego umysł ostrzegał jakby mijały minuty nie kolejne dni. W kolejnych dziennikach czasem pisał to samo co w tym, który podał. Żył zamknięty w chwili, z której nie mógł uciec. Dopiero kiedy Hektor otworzył drzwi rozerwał okrąg sprawiając, że czas nadgonił. Może gdyby szlachcic coś jadł… te dziesięć lat nie zabiłoby go. Lecz teraz już nie dało się z tym nic zrobić. Rycerz mógł zabrać ze sobą dziennik, który pewnie zainteresowałby magów. Co też mu przypomniało, że nigdzie nie widział kręcącej się magini.

Ostre światło od jej kamyczka dało znać utopcowi gdzie szukać. Wciąż była w pokoju gdzie znajdował się “posąg” pani tej posiadłości. Magini siedziała odwrócona tyłem do wejścia. Jej głowa pochylała się, a ręce zwisały obok tuowia. Lily się nie ruszała. Gdy rycerz podszedł bliżej dostrzegł leżącą przed nią księgę oraz srebrny wisiorek. Grimuar był otwarty na jakimś rytuale, a na podłodze znajdowały się wypalone znaki. Hektor miał wrażenie, że ich wcześniej nie było. Próba obudzenia kobiety sprawiła tylko, że ta upadła na ziemię odsłaniając twarz. Blade oczy magini rozszerzone były w przerażeniu. Po policzkach spływały łzy. Kaptur spadł z głowy Lily kiedy upadła. Feria białych włosów rozsypała się po ziemi odsłaniając nieco spiczaste uszy swojej właścicielki. Była opętaną.

W pierwszej chwili rycerz wzdrygnął się i odsunął dłoń jak poparzony. Opętana. Przez ten cały czas pod ich nosem. Istota przed którą przestrzegali kapłani.
Zaraz jednak powróciły inne myśli. To była tylko dziewczyna. Magini, owszem. Opętana, tak… ale zachowywałą się jak każda inna dzierlatka.
Raz jeszcze potrząsnął jej ramieniem upewniając się, że nic jej nie sprowadzi i nie obudzi. Westchnął ciężko i przeniósł wzrok na księgę i wypalone znaki.
- Głupia… - mruknął pod nosem naraz rozumiejąc co też Lily próbowała robić pod jego nieobecność. Może gdyby wiedziała czyja to księga, nie ryzykowałaby?
Zamknął jej powieki i sięgnął po księgę z rytuałem. Wraz z dziennikiem schował je do torby magini i przewiesił pakunek przez ramię. Zanim podniósł dziewczynę, po chwili wahania nasunął jej kaptur kryjąc uszy.
Niosąc ją na rękach zszedł ponuro do salonu, gdzie obozowali towarzysze.
 
Jaracz jest offline