| The Kingsway, Toronto, wieczór
Od lat trzydziestych centrum Toronto zmieniło się w walec kruszący na swej drodze oddalone od downtown dzielnice oraz przedmieścia. Zwarta śródmiejska zabudowa parła naprzód nie pozostawiając jeńców, a w miejsce niskiej zabudowy wyrastały kilkunastopiętrowe apartamentowce i biurowce. Po południowej stronie Old Town kolejno padały: Chinatown, Trinity Belwoods, Little Italy, Little Portugal, Dufferin Grove i Brockton Village. Odchodziły w niepamięć sielskie uliczki Parkdale i Sunnyside, zniknęło West Bend i High Park North. Aż przyszła kolej na piękny, High Park w Swansea i Trzy dzielnice w jego pobliżu: Swansea, Bloor West Village i Runnymeade położone między High Parkiem a bagnistymi, zielonymi brzegami rzeki Humber. Mieszkańcy tych dzielnic powiedzieli ‘nie’ i z jakiegoś powodu byli lepiej zorganizowani od sąsiadów na północy, a miasto i tak już zachłysnęło się ogromem terenu na którym w górę strzelała nowa zwarta zabudowa. Niedługo później kolejna urbanistyczna ofensywa rozpoczęła się w Etobicoke aby wziąć w kleszcze leżące w tym rejonie tereny domów jednorodzinnych w Norseman Heighst, Sunnylea i Queensway oparte o lekko zalesione brzegi potoku Mimico, ale i tu zaczęły się protesty. Aglomeracja odbiła się od tej przeszkody zaczęła od Etobicoke przeć dalej na południe. W efekcie dzielnice opierające się o Humber i Mimico od północy i południa przetrwały w starym stylu, niczym wyspa w szalejącym urbanistycznym żywiole. Bez wyższych levelów miasta, bez zwartej zabudowy, z częstą tu zielenią i względnym spokojem.
W "The Kingsway", dzielnicy położonej pomiędzy obiema rzekami, umiejscowiony był między innymi King’s Mil Park i przylegający do niego stary cmentarz Park Lawn. W King’s Mil znajdował się dawniej podobno Caern wilkołaków, którzy opuścili go po umowie z rządem oddającym Garou ogromne tereny stanowiące dziś kanadyjską autonomię, oraz po zaakceptowaniu układów z Des Moines wedle których wilkołaki nie mogły przebywać w obrębie aglomeracji.
Wampiry na wszelki wypadek omijały to miejsce, ale nie Gragg Bryce… On lubił się tu kręcić i mógł to być jeden z powodów dla których tak łatwo i szybko zgodził się na spotkanie w okolicach starego cmentarza. Kilka minut przed umówionym spotkaniem Seraphine dostała na omnifonie info, że gangrel czeka w barze “MacKenzie Joe’s Lust”, przy Bloor Street, niedaleko starego anglikańskiego kościółka Wszystkich Świętych. Wielkością podobnego do kościółka kotołaczki.
de Noir ruszyła zatem do nowowskazanej miejscówki, po drodze rezerwując pokój w Intercontinentalu. Rozglądając się uważnie w okolicach baru, sprawdzała czy nie ma ogona. Nikogo podejrzanego nie zauważyła, ale przy stoliku w kącie siedział Bryce ze szklanką ‘Krwawej Mary’ stojącą przed nim. Wampir omnifonował właśnie, bo dłonie w rękawiczkach latały mu w szalonym tańcu. Co robił było zagadką, raczej nie było to pisanie wiadomości ani zwykłe przeglądanie sieci. Nie emitował tez obrazu nosząc okulary z wyświetlaczem, jak Seraphine. Sam pub był przytulnie urządzony, w drewnie. Stylizowany był na starą knajpę ‘lumberjacks’, a co ciekawe za ladą oglądając mecz hokeja na emiterze 3D stał żywy człowiek, nie android, robiący za obsługę. Brodacz w kraciastej koszuli komentował z trzema klientami stojącymi obok, wyczyny małych figurek ślizgających się po kontuarze.
__________________ "Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur." "za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!" |