Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-07-2017, 20:56   #18
Gerappa92
 
Gerappa92's Avatar
 
Reputacja: 1 Gerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwu
Oakroad



Noc nadeszła szybko i niespodziewanie. Mogło to budzić niepokój. Atak hobgoblinów na pewno dawał do myślenia. Co prawda była ich tylko czwórka. Albo aż. W końcu nie były to byle jakie szkodniki. Hobgobliny były uzbrojone po zęby. Każdy normalny rolnik, arystokrata czy inny obywatel tego świata na ich widok rzuciłby się do ucieczki. Jednak jak to mówią, trafiła kosa na kamień.
Pozostawiając pole walki za sobą widzieliście jak na niebie za wami zaczęły krążyć wielkie ptaki. Padlinożercy mieli mieć dzisiaj ucztę. Jednak jeden hobgoblin zdołał uciec. Ta myśl krążyła w głowie jak te ptaki nad trupami.

Nietoperz Dhali wyczuwał jej zdenerwowanie. Ich mentalne połączenie było czymś wyjątkowym. Trudnym do opisania. Jednak można to opisać jako więź emocjonalna. Więź na odległość. Nietoperz leciał ponad lasem. Dhalia też czuła jego niepokój. Słońce było jeszcze ponad horyzontem kiedy ruszył śladem wroga. Nietoperz mógł być celem dla jastrzębi czy orłów w świetle dnia. Mimo to wykonywał swoje zadanie mężnie. Łamiące gałęzie, szelesty liści i traw, głębokie oddechy. Choć nietoperz był stworzeniem niemal ślepym jego słuch pozwalał mu widzieć więcej niż oczy. Kiedy zrobiło się ciemno Dhalia paradoksalnie poczuła się lepiej. Po chwili zrozumiała, że ten spokój napływał od jej chowańca. W nocy musiał czuć się jak ryba w wodzie. Jednak spokój ten oznaczał coś więcej. Była to informacja, że jego Pani i jej towarzysze mogą czuć się bezpiecznie. Tylko na ile można ufać magiczce?

Nie zwolniliście marszu. W końcu odeszliście na taką odległość że Dhalia musiała kazać wracać swojemu chowańcowi. Henk jednak zaproponował aby nietoperz wisiał w powietrzu i wysłuchiwał niebezpieczeństwa. Idąc do celu Dhalia nagle dostała silny impuls od Jamesa. Wszyscy sięgnęliście po broń. Co prawda las został daleko za wami ale teraz drogę otaczały wysokie trawy. Krasnoludy miały ten komfort, że ich wzrok był przystosowany do ciemności. Morn, Tarja i Dhalia mogli się cieszyć, że niebo tej nocy było bezchmurne i usłane miliardem gwiazd. W półmroku wyobraźnia lubiła płatać figle. Mimo alarmu, nic się nie pojawiło. Należało iść dalej i mieć nadzieję że był to tylko fałszywy alarm…

Wkrótce nadszedł świt.

***

Chaty rozciągają się wokół szlaku a przy nich pola. Pola rzepaku, pola pszenicy, pola tytoniu. Kierując się tą dziurawą drogą w końcu docieracie do Oakroad.

Wieś jak jedna z wielu. Choć tutaj blisko targu domy były gęsto ustawione. Na ulicach dzieci biegały z patykami udając bohaterów. Matki wołały ich z okien na obiad. Bachory zbyt zajęte zabawą nie słuchały ich wcale, chociaż zapach domowych wypieków poruszał wyobraźnię. Idąc jedną z tych ulic za waszymi plecami nagle rozległ się krzyk.

- Stójcie! - Rzut okiem za ramię rozwiewał wątpliwości. Miejscowy strażnik kroczył w waszym kierunku. - Jesteście tutaj nowi. Powinniście stawić się u Katriny Lovegood. Ona jest Konstablem tej wioski. Yyy. Nie patrzcie tak na mnie. - zmieszał się strażnik. - Widzieliśmy was na drodze. Taka grupa rzuca się w oczy. Katrina chciałaby poznać wasze zamiary.

Strażnik wytłumaczył wam gdzie znajduję się siedziba straży. Wydawał się być trochę spięty. Na twarzy rósł mu dopiero młodzieńczy wąs ale za wszelką cenę starał się być stanowczy. Patrzył i oceniał czy wyraził się jasno.

***

Na głównym placu starsza kobieta sprzedawała bukiety i wianki rozłożone na chuście rozłożonej na ziemi. Jakiś niziołek zacnie ubrany szedł zamyślony drapiąc się po brodzie. Zatrzymał się na chwilę. Z kieszeni swojej kamizelki wyciągnął jakieś drobne. Wrócił do babuni z kwiatami by kupić od niej wiązankę.

Na rynku stała tablica ogłoszeń. Były na niej oferty bednarza Jeronima i szwaczki Izoldy, kowal Steelbeng ogłaszał chęć zakupu oręża i pancerzy. Można było też zapoznać się z aktualnościami świątyni Perola. W oczy rzucała się też zapieczętowana rodowym sygnetem kartka. Jej treść była następująca:

“Zlecenie dla zawodowców.
Poszukiwani specjaliści od zwiadu. Wysokie prawdopodobieństwo utraty zdrowia. Wysoka stawka za wykonanie zadania. Pozostałe szczegóły u Heleny Tomorrow”

Na głównym placu można wydać też swoje oszczędności. Do kupienia są tutaj przede wszystkim warzywa, owoce i pieczywo. Uwagę przykuwa zakład stolarski przed, którym stoją oprócz zwykłych mebli również rzeźby. Ludzie oglądają towary na straganach. Kowal wykuwa podkowy. Dzieci ganiają po deptaku.

- …spróbujcie tych dorodnych śliwek. Są przepyszne. Proszę częstujcie się. - zachęcała piegowata handlarka -...a tacy jak wy to pewnie Burmistrza szukają. Znajdziecie go w tym domu z czerwoną dachówką. - wskazała zza straganu pełnego śliwek, czereśni i innych owoców. - Bruce Werner wam może jakąś robotę znajdzie. W końcu on tu dba o bezpieczeństwo. Ostatnio strach po nocy wyjść z domu więc dobrze, żeby ktoś się tym zajął... Wracając do mojego towaru, za kilogram tych dorodnych wiśni będzie ino jedna sztuka srebra. Bierzecie coś?

Dorodne czereśnie i śliwki były kuszące jednak waszą uwagę naglę odciągnął widok otwierającej się karczmy. Szyld zakołysał się na wietrze. “Gęba hobgoblina” głosił napis nad wejściem. Na szyldzie można było dojrzeć nawet namalowaną paskudną twarz, która była przebita strzałą. Otwarte drzwi zachęcały do wejścia.


 
__________________
"Rzeczą ważniejszą od wiedzy jest wyobraźnia."
Albert Einstein
Gerappa92 jest offline