Dwadzieścia pistoletów podniosło się równocześnie. Jednak dzięki bliżej nie określonej sile wyżej żaden strzał nie padł. Żołnierz spoglądali po sobie wyraźnie zdezorientowani.
-
Rogers, ty tu jesteś sierżant, czyli najwyższy stopniem - odezwał się w końcu któryś zamaskowanych wojowników.
Wymieniony sierżant ściągnął lustrzany hełm i obrócił się do żołnierzy.
-
Sprawdzicie pilota, coś z niego zostało? - spytał Rogers.
-
Nie, mumia została - jeden z żołnierzy wyciągnął z wnętrza maszyny wyschnięty ludzki korpus ciągle przyczepiony do jakiś przewodów.
-
Dobra, spalimy truchło na jakiś wolnym kawałku ternu i wracamy do bazy. Pana....eeee Ton'ego zabieram ze sobą - zadecydował Rogers.
Tymczasem Stark przyglądał się sierżantowi. Na pewno wylądował w innym wymiarze. Sierżant bowiem miał twarz Kapitana Ameryki. Poza kilkoma niewielkimi bliznami, była to ta sama twarz którą nosił jeden z największych bohaterów jego świata.
-
Steven Rogers - przedstawił się klon Kapitana. -
Jesteśmy Templariuszami, ostatnim zorganizowaną siłą militarną na tym kontynencie. Wybacz powitanie, wyglądasz jak Generał Anthony Stark, nasz naczelny dowódca.
-
Bo wycieczkowicze z innych wymiarów to zawsze ciekawe zawiasko - zachichotała białowłosa kobieta.
-
A to jest Biała Dama, totem pająka, jeśli masz w swoim świecie kogoś o pajęczym mocach i nazywa siebie Spider-man lub coś podobnego to ona jest źródłem - wyjaśnił żołnierz.
Dama pomachała mu wesoło.
-
Złaź na ziemię, chcę ci się przyjrzeć - zażądała.