Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-07-2017, 15:03   #34
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Od grafa Baade prostą drogę Anna obrała do komnat Aureliusa. Zapukała i odczekała, aż jej kasztelan zezwoli wejść. Libora z sobą wzięła bo i nie przychodził jej do głowy powód, czemu miałaby go odsyłać. Oldrzychowi obiecała, że będzie uważać. Nie sadziła co prawda, że coś jej grozi ze strony kasztelana, ale jakby Liborowi zabroniła iść mógłby do dziwnych wniosków dojść, po co sam na sam zostają, a Gangrele w gorącej wodzie kąpani. Po co ryzykować, jakie wieści hersztowi przekaże.
- Pani Anno - powitał ją Nosferatu, sięgając w głębiny szuflady po butelkę. - Liborze - tylko tak skomentował obecność Gangrela stojącego za wampirzycą.
Rozsiadła się więc na krześle, a właściwie się w nim zapadła. Drobna, blada i jakaś przygaszona, z miną wykrzywioną w podkówkę.
-Posłałeś mnie panie pośród wilki. Posłałeś bez wahania, wiedząc jakie to niebezpieczne. Mogłam zginąć, ale trup mój nic by cię nie przejął. - Oplotła piersi rękami jak skrzywdzona dziewczynka, którą się zresztą czuła. Bezbronną i nieskuteczną. - A ja, głupia, ci zaufałam.
- Uważasz, że obarczyłem cię zadaniem ponad twe siły? - kasztelan uniósł brwi w zdziwieniu, butelka zamarła w pół drogi do pucharu Anny.
-Aaa, sprytne - Anna na moment się zaśmiała i pomachała palcem. - Bierzesz mnie pod włos, bo wiesz jaka jestem z natury. Zawsze sobie radzę z zadaniami - podkreśliła każde słowo w tym zdaniu. - Aż sobie pewnie kiedyś nie poradzę, ale na refleksje będzie już za późno. Ale nie jestem wojownikiem. Mogę dla ciebie knuć i szpiegować, zbierać informacje w mniej lub bardziej bezpieczny sposób, ale nie wymagaj więcej bym stawała oko w oko z potworami, bo pomyślę znowu, że masz mnie za niewiele więcej niż własnego ghula. Jeden w tą czy w tą, żadna strata.
- Gdybym uważał, że wojownik sprawdzi się lepiej, posłałbym Hugona. Albo własnego ghula, co wprawny w walce. Nie zrobiłem tego, bo wiem, że by nie wrócili. I tak samo ich poślę, nie ciebie, gdy wiedzieć będę, że ciebie spotka śmierć i porażka, a oni wrócą, ugrawszy cokolwiek - omiótł ją spojrzeniem. - A świat pełen jest potworów… ja jestem jednym z nich.
Nalał jej do pucharu, potem do własnego sycąc oczy widokiem powolnego potoku gęstej krwi.
Anna potarła palcem czoło, nadal schowana w kryjówce wątłych ramion.
-Czy my jesteśmy po właściwej stronie? - zapytała z wahaniem. - Stary Skrzynski to potwór, który będzie bezmyślnie mordował jak ze śpiączki wstanie i my go mamy powstrzymać żeby zła nie poczynił?
- Nie jest jagniątkiem - kasztelan skrzywił wargi. - Od kiedy krzyż tu przyjęto, stał za każdym buntem przeciw nowym porządkom. Bo władza może być jedna jeno. Jego. Kto przed nią nie klęknie, ten ginie. Podobno Tzimisce niczego nie cenią nad ziemię. Ta ziemia odetchnęła, gdy zasnął. Zemrze, a będzie mogła oddychać swobodnie.
-Czemu pan Bozywoj tu przyjechał? Rządy przejąć czy ojca ratować? Może jemu za jedno co się ze Śpiącym Wężem stanie… Ziemia na pewno mu ważna skoro za plecami brata tu przyjechał. - Zamyśliła się. - Czy te zamki to w ogóle nadal jego są czy twoje? - bez zastanowienia przeszła z kasztelanem na ty.
- Rządził od kiedy Zoltan zasnął… czy walczyłby o odzyskanie schedy, by ją ojcu zaraz u stóp złożyć? - zastanowił się Aurelius. - Ciężko powiedzieć, czy lojalność wygra w takim starciu, czy własne ambicje. Zaś zamki… niestety, w większości powróciły do Bożywoja. Przynajmniej na papierze. Prawda papieru zaś bywa insza niż to, co obaczyć można na własne oczy. Grójec oficjalnie i faktycznie nadal należy do mnie.
-Czyli prawdę Gryfitka rzekła, że się w Krakowie już papiery podpisują - było to zawodem dla Anny jakby z Toreadorką przegrała w jakiejś grze. - Bo on, Bożywoj znaczy, jeden z zamków oddał wilkołakom. Myślę, ze Barwałd. Przewodzi in Mszczuj, ze Srebrnych Kłów. Lupinska szlachta. To ta wataha, która Pężyrkę w ziemię wgniotła. Ja myślę, że im się nie wolno tutaj dać zadomowić. Bożywoj obsadza swoimi sojusznikami okolice. Prawdę rzekł ci, ze cię w wojenne tany zaprasza i chyba w tej chwili mamy na tej biesiadzie przewagę jego gości.
- Ciekawe, co z owymi lupinami nie tak… skoro zgodzili się na tak ścisłą współpracę - uśmiechnął się kasztelan, ale dopiero po dłuższej chwili.
Anna tymczasem doszła do kasztelańskiego biurka, z kielicha pociągnęła, a z łykami krwi spokój do niej wracał.
-Mapę państwa żywieckiego poproszę.
Poprzesuwał szpargały i rozłożył rulon na blacie, przyciskając kielichami i butelką.
Anna recytowała wymieniane przez Jiriego ziemie, próbowała je na mapie znaleźć i oznaczała ich granice małymi ptasimi kostkami wyciąganymi z kieszeni.
-Te ziemie chcą miejscowe lupiny na własność. Żeby się bić u twego boku, chcą mieć za co. Jest ich około dziesięciu sztuk. Znacznie mniej nich tych pod Mszczujem, ale to i tak cud, że ze mną w ogóle rozmawiali. Ja bym ich na twoim miejscu kupiła. Każda para szponów się liczy w tej walce co się może szykować, a sam mówiłeś, że miejsca tu nie zagrzejesz. Zadanie wypełnisz i odjedziesz. Niech ci co przejmą domenę się potem tym martwią.
Kasztelan na boku nazwy sobie spisywał skrzętnie.
- I wnioskujesz, że słowa dotrzymają?
- Tak sądzę. Choć spisać bym radziła wszystko na papierze. Poza tym im też nie w smak, że obca wataha zasiedliła ich okolice. A właśnie… A propos watahy i ich zamku. Ołdrzych mi mówił, że każda z twierdzy Skrzyńskich w jakiś magiczny sposób nie pozwalała lupinom się do nich zbliżyć. Obstawiam, że za sprawą jakiegoś zakopanego w ziemi czarowskiego przedmiotu. Myślę, ze Bożywoj po to na Barwald się udał, by go wykopać. No i sobie myślę wreszcie, żeby Gangreli wziąć i zryć tereny wokół najmniejszej z posiadłości Skrzynskich. Gdyby tą rzecz znaleźć i zakopać obok Barwałdu… To wilkom po nic by były włości.
- Wielce to sprytne - pokiwał głową - lecz czy sił nie odciągnie od głównego celu?
-Akurat głowę przewietrzę i pomyślę, jak dalej temat Śpiącego Węża ugryźć. Bo utknęłam w ślepym zaułku - przyznała niechętnie. - No i inne sprawy ciągle wypływają i chcąc nie chcąc myśli im poświęcam. Z panem Baade się właśnie poznalim. Bardzo był rozbawiony waszymi z Bozywojem podchodami. Pewni jesteśmy, że graf to w ogóle sprzymierzeniec?
- Z rozkoszą by mnie wygryzł. I gdy nic mnie tu już trzymać nie będzie, ugryźć się pozwolę. Patrycjusze robią się szalenie wdzięcznymi osobnikami, gdy coś im się uda i po ich myśli idzie - wzruszył obojętnie ramionami
-Ale Bożywoj chce go jawnie kupić. Oferuje mu ziemie, tytuły…. A graf z nim negocjuje. Korespondencję wymieniają za twoimi plecami! - Annę taka nielojalność ewidentne oburzała. - To chyba nie jest w porządku? Jest twoim doradcą! Twoim, nie Skrzyńskich, nie klanu Patrycjuszy. Może źle zrobiłam, że udaremniła zamach na grafa Baade? Nie widzę, żeby był nam w czymkolwiek użyteczny.
- Zdaje się - rzekł kasztelan. - Żem ich obydwu nie docenił… co w przypadku grafa jest nawet zabawne, ale przy Tzimisce niewybaczalne… dam ci ludzi, niech kopią wokół ruin, które wybierzesz. Przyjrzyj się Hugonowi, jeśli będziesz mieć okazję. Byłbym niepocieszony, gdyby mi w newralgicznym momencie wbił kołek w plecy.
- Już się przyglądałam. Mam podejrzenie, choć nie poparte dowodami, że nie jest szlachcicem z urodzenia. Dla Ventrue, gdyby wypłynął taki skandal, to chyba koniec kariery. Ale jak rzekłam, to domysły i sięgnę po tą kartę tylko gdy przyszpili nas sytuacja. Drugi jego sekret dotyczy… ciebie. Co to znaczy, ześ jest przychylny młodym? I dlaczego Baade zakopał tą informacje tak głęboko w swej głowie?
Opisała mu w szczegółach tamtą scenę. Młodego wampira, krzesło-tron, wystrój pomieszczenia.
-Kim jest ten, co mu graf jest lojalny?
- Bardzo starym Ventrue - westchnął kasztelan. - I zazdrosnym o posiadaną władzę i dominium. Nie chcę cię w to mieszać, Anno - zgubił oficjalną “panią”. - Dobrze, że mi powiedziałaś, ale w takim razie… nie mów więcej z grafem o tem. To ciebie nie dotyczy, przynajmniej nie na razie, i nie bezpośrednio. Masz własne zgryzoty, nie będę dokładał ci moich.
-Gdybym mogła pomóc, pomogę - zapewniła i wsparła obietnicę ciepłym dość uśmiechem. - Ale zostawmy na razie grafa. Mamy jeszcze inne sprawy do omówienia. Dobrą nowiną jest nieoczekiwany sprzymierzeniec. Ale tutaj muszę wpierw prosić o danie mi słowa, że tej osoby, Aureliuszu, nie skrzywdzisz. Bez względu czy wam się ułoży, czy nie, pozwolisz jej potem odejść w spokoju.
- A czemuż krzywdzić miałbym? - zdziwił się Nosferatu i chyba lekko uraził. - Może nie wyglądam pod maską na anioła, i zdarzyło mi się to i owo w nocach mych popełnić, ale nie jestem też wściekłym psem, co gania wokół z pianą na pysku, gryząc co popadnie.
-Ale nie zaprzeczysz, że łowy napełniają cię szalonym podnieceniem. Widziałam ten błysk w oku jak pojechałeś na niedźwiedzia. Nie wiem czym dokładnie jest twoja sfora, ile was jest, na co polujecie i dlaczego, ale myślę, że mogłaby najść cię ochota by pognać za niecodziennym trofeum. Nie wiem, dlatego proszę o danie mi słowa, bo osoba ta jest mi w pewien sposób bliska.
- Dobrze - Aurelius jak już podejmował decyzje, to szybko i konkretnie. - Na sto lat.
-Co? Jak to na sto? - Anna nie wyglądała na pocieszoną. - Dożywotnio, jeśli nie da ci powodu byś miał do niej urazy.
- Sto. I tak długo, na względzie mając, że świat pędzi coraz szybciej. Pakty i granice, nie tylko te ziemskie, ale i te tutaj - popukał się palcem w głębokie zakole czoła - przesuwają się coraz dalej i dalej. Sto i nie pytam, czy ta persona wystąpi przeciw mnie. Sto, tak wiele, bo ty o to prosisz.
Anna posmutniała, usta złożyła w ciup.
-Mnie za sto lat też byś upolował gdyby taka była potrzeba, bez względu na to co jest dzisiaj?
- W naszym przypadku wiek to za mało. Chyba że udałoby ci się naprawdę mocno zaleźć mi za skórę - wzruszył ramionami, ale otaksował Annę szybko. I dziwny miał wyraz twarzy. - I bym nie wybaczył.
-Jestem lojalna - Anna uniosła się honorem. - Stronę twoją obrałam i jak dotąd, zdaje się najwięcej robię dla ciebie spośród tych zastałych trupów umoszczonych na żywieckim poletku.
Sięgnęła po puchar by dać sobie chwilę na zebranie myśli. No to ich podsumowała… Ale rzeczywiście nie przypadł jej do gustu żaden wąpierz z okolic Żywca. No może poza Aureliusem i Oldrzychem, ale i z nimi nie dogadywała się łatwo. Libor jej nie lubił, Jitka nienawidziła, Gryfitka sprzedawała fałszywe uśmiechy, Kolomban jej groził, Hugon widział tylko Anny dekolt, Pężyrka przejawiała jawną wrogość a Bożywoj… ten to aż dziw, że Annie nie doprawił trzeciej ręki. Czy z nimi wszystkimi było coś nie tak, czy przyczyną była jednak Anna? Od swojego przybycia nic tylko robiła sobie wrogów? Zerknęła na podejrzanie cichego Libora jakby w jego oczach miały czaić się odpowiedzi. Gangrel odwzajemnił spojrzenie z całym stoicyzmem, w jaki uzbroił go pobyt na dworze wielmożnego pana.
-Sto lat i przyjmiesz tę osobę do swej sfory - podjęła temat. - Wtedy będziesz miał mocnego sojusznika i kompana do walki, a ja pewność, że połączy was lojalność i wspólnota. Po stu latach co się już między wami zadzieje, wasza sprawa.
- To, jak już ci kiedyś rzekłem, pani Anno… nie zależy jeno ode mnie. Niemniej wierzę w twój instynkt i przychylam się. Obiecać wszelako mogę tylko to, że za tą personą przemówię. Ktoż to zatem?
-Stara wampirzyca z tej co ja linii krwi, a dokładniej linii kapadocjanskich strażniczek. Ma ze Skrzynskimi własne zaszłości. Bożywoj próbował ja kilka nocy temu nająć do zabójstwa grafa Baade.
- Przyda się zatem… Bożywoj zbyt mocno wierzga i trzeba go przyciąć, najlepiej o głowę. I pomyśleć, że miałem go za rozsądnego. Noce są ciemne i pełne zawiedzionych nadziei - przewrócił melodramatycznie oczami, ale uśmiechnął się zaraz. - Nie turbuj się tym, pani Anno. Krewniaczce swej rzeknij, że z nią pomówię. Ludzi dam, byś ich do ruin które wybierzesz pokierować mogła na poszukiwania. Ty zaś odpocznij… i do poszukiwań Zoltana wróć. To sprawa najważniejsza.
- A lupiny? Iść z nimi ugodę zawrzeć?
- Tak… lepiej by zrobił to ktoś, kogo zaakceptowali na tyle, by taką ofertę wysunąć. Rzecz jasna… o wszystkich tych ziemiach nie może być mowy, choć kusi mnie, by memu następcy zostawić takie zgniłe jajo. Agapia przyniesie ci mapę z moją propozycją.
-Rozważam jeszcze jedną myśl. Aby mieć większa pewność co do lojalności lupinow. Ich przewodnik stada jest już stary. A był ongiś ghulem Bożywoja, co go wstydem napawa. Może by go przekonać by krew spił moją? Nie zdradzi wtedy tak gładko.
- I chcesz go przekonać do czegoś, co go wstydem i wstrętem zapewne napawa? - zdziwił się kasztelan. - Czemu miałby zgodzić się?.
-Życie mu to jednak wydłuży, siłę jeszcze wzmocni. Ziemia przejdzie w ich ręce, a my niewielkie mamy gwarancje ich lojalności. To je podniesie.
- Próbuj… lecz bacz, byś nie zaprzepaściła tego, co już masz w ręce, chcąc więcej - ostrzegł, mając wyraźnie jakieś obawy i obiekcje.
-Radzisz bym porzuciła tą ewentualność? Bardziej może zaszkodzić niż pomóc? - Anna postukała palcami w blat biurka. Chyba nie oczekiwała odpowiedzi, po prostu układała sobie w głowie plany i strategie.
- To na koniec… - przekrzywiła głowę wypatrując reakcji Nosferatu na jej słowa. - Sobie umyśliłam, czy byś nie zezwolił Oldrzychowi na dwójkę nowych dzieci.
Wzrokiem skoczyła na Libora i z powrotem, nie do końca rada, ze o jego uszy sie ta sprawa obija, ale skoro już tu był, to niech i był.
-Gangrele to brać stadna. Im więcej sztuk tym większa siła watahy. A Ołdrzych po naszej stronie jest i jak dotąd się spisuje. Pracowitością i rzetelnością. Ufam mu. A jeśli i ty ufasz mnie, to zezwól. Większa jego siła, to większa twoja siła.
- Do tego musiałby być lojalny wobec mnie… bez pośredników, choćby i najbardziej zaufanych. Albo dołączyć do sfory. A do tego, wybacz, moja droga… niewątpliwie wiele ma talentów, ale tutaj miejsca dla niego nie będzie.
-Myślę, że i on by tego nie chciał - Anna miała dziwne niepokoje w związku z ową sforą. I sama lękałaby sie obecnością w niej Oldrzycha. - Ale sam mówiłeś, że za uczciwą pracę i lojalność należy nagradzać. Daj mu coś, by się poczuł doceniony.
Znów przyfilowała na Libora. Kusiło Annę by go wyprosić, ale wtedy straciłby szczątki ufności względem niej.
- Poczyniłem już stosowne kroki - kasztelan odchylił się na krześle, dłonie splótł na płaskim brzuchu. Wyglądał na zadowolonego. - Acz… mogę dopisać jeszcze sugestię posiadania progenitury. Na stanowisku mu się przyda, a lepiej, gdy pozwolenie wyda księżna, nie podrzędny kasztelan.
-To wspaniałomyślne, ale… w Żywcu? - strapiła się. - Skoro Skrzyńskim wracają tu wpływy a i odzyskują ziemię, jesteśmy w tym miejscu spaleni obrawszy twoją stronę. Myślałam, że jak skończysz tu swą misję, skończymy i my i nas stąd zabierzesz tak, byśmy ze Skrzyńskimi minęli się w progu. Oni nam tego nie darują. Bożywoj mnie już odwiedził, a dam mu znacznie więcej powodów do nienawiści gdy znajdę Zoltana.
- Dajże spokój z Żywcem, pani Anno - machnął lekceważąco ręką. - Nawet jeśli tu kamień na kamieniu zostanie, to jest to miejsce dla ciułaczy pokroju Kolombana, nie kogoś takiego jak ty czy Gangrel. Wam przeznaczyłem Pragę - na ustach kasztelana zagościł na chwilę nostalgiczny uśmiech. - Wspaniałe, ludne miasto. Kiedyś się tam zakochałem…
-Pragę... - wyszeptała w ślad za nim jak zaczarowana. - Słyszałam o tamtejszych alchemikach...
Usta Anny wykrzywił rozanielony uśmiech.
-W takim razie wracam do pracy. - Dopiła kielich i zwinęła pod pachę oznaczoną mapę. - Gdy się pojawi coś nowego dam, ma się rozumieć, znać. Ach, i czy mogę dziś w Grójcu przenocować? Nie zdążę już do domu wrócić.
- Agapia zadba - Kasztelan z ulgą zrzucił potrzeby lokalowe młodej wampirzycy na ramiona swej ghulicy. - i zaprowadzi. Rad cię byłem widzieć. Szkoda, że po tej żywieckiej przygodzie drogi nasze się rozejdą.
-Rozejdą? A ty… pan - zdała sobie sprawę, że się zapędziła w dzisiejszych rozmowach ku niestosownej poufałości. - nie jedzie później do Pragi?
- Obawiam się, że obowiązki wezwą mnie na zachód. Ale może odwiedzę cię, jeśli pozwolisz - podrapał się po policzku. - Czy mamy coś jeszcze do ustalenia?
-Nie, i tak już dość czasu kasztelanskiego zagrabiam. A odwiedzić mnie będziesz musiał koniecznie. Biorę to za obietnicę.
 
liliel jest offline