Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-07-2017, 22:50   #28
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Zdziwienie napłynęło niczym fala, zalewając ich myśli. Nie było śladu? Przecież czuły to dokładnie. Dotyk, krew, jej smak na języku, dreszcz przyjemności, który temu towarzyszył. Nie było mowy o pomyłce, ich zmysły nie mogły mamić. Może gdyby Decato była sama, ale nigdy nie była. Ciemność wypełniała ją, otaczała, chroniła i żyła wraz z nią. Ona nie pozwalała się mamić, widziała wszystko i wszystko czuła przekazująć wrażenia swej towarzyszce będącej właścicielką ciała. W ten sposób się dopełniały, były jednością. W jaki jednak sposób mogły wytłumaczyć brak śladów? Nie mogły więc tego nie robiły.
- Znikło - podały jedyną odpowiedź jaka zdawała się właściwą. Innej nie było więc nie miało znaczenia jak niewiarygodna była ta, którą podały. Skoro nie istniała inna, ta musiała być właściwa. W jaki sposób znikł ślad kontaktu, to już była inna kwestia.
Myśli szybko jednak zmieniły swe tory. Reakcja Trito na wzmiankę o drzwiach zaciekawiła je. Może i miał rację, jednak racja ta kłóciła się z ich misją. Misja z kolei była najważniejsza bowiem pochodziła z najwyższego szczebla. Została złożona na ich barki przez tego, który górował nad nimi i nad Trito, który górował nad nimi wszystkimi. Jaka byłaby jego reakcja gdyby zawiodły jedynie przez wzgląd na zdanie niższego szczeblem brata? Nie, dla nich nie mogło być zamkniętych drzwi w tym mieście, bowiem za każdymi mógł kryć się prawdziwy powód ich przyjazdu.
- Odejdziemy - poinformowały Trito, nie chcąc marnować cennego czasu, który mogły poświęcić na zaplanowanie dalszych działań. W ich umyśle powstawał plan, który Czerń akceptowała. Wstaną rano, nim jeszcze wszyscy zdołają otworzyć oczy i ruszą ku drzwiom. Ich stan był wystarczająco zły by dało się je otworzyć. Zanim jednak…
- Co kryją drzwi? - zapytały, wbrew ich wcześniejszym słowom. W ich głosie nie brzmiała ciekawość ani żadne inne uczucie. Potrzebowały informacji więc zadały pytanie. Niepotrzebne ozdobniki zostały odrzucone stanowiły bowiem szum, który nie znajdował w nich swego sprzymierzeńca.

Drzwi. Poznała je. Te same a jednak inne. Metalowa sztaba, masywne zasuwy, solidne drewno. Drewno... Wyglądało na nowe. Metal na zdrowy, niezżarty chorobą. Inne światło. Inny czas.

~ Niech zostanie zamknięte to co zamknięte

Twarz innego Diatrysa stojącego w korytarzu przed drzwiami. Innego Trito. Silny przekaz rozkazu, nacisku.


Wizja minęła. Silna projekcja wspomnień Trito stojącego ciągle przed nią.
~ Skrzywieniec / zło. Wrócisz teraz. Pokażesz.
Przed nimi pojawił się Beznosy którego poznała pierwszego dnia.
~ Pempto pójdzie też.
Ciągle spoglądał jej prosto w oczy. Szukając najmniejszej oznaki buntu?

Bunt jednak nie pojawił się ani w spojrzeniu, ani na obliczu Decato. Ich misja wymagała dyskrecji, a nie mogły jej zachować sprzeciwiając się otwarcie nakazom wyższych szczeblem braci. Drzwi musiały poczekać, chociaż nie miały czekać długo. Wizja, która w ich umyśle się pojawiła podkramiła ich pragnienie wiedzy, dzięki czemu opuściło na chwilę swój łeb i ucichło.
- Pokaże - potwierdziły, pochylając nieco głowę. Szacunek był szczery, chociaż nakierowany głównie na złagodzenie podejrzeń. Obaj bracia zajmowali w hierarchii wyższe stopnie niż one, jednak żaden z nich nie mógł wydać rozkazu, który mógłby ją powstrzymać przed wykonaniem zadania. Ich władza była za mała, ich znaczenie zbyt niskie. Tak, wyższe niż ich, ale wciąż niskie w porównaniu z NIM.
Nie tracąc więcej czasu na wymianę słów, odwróciły się i ruszyły przodem by poprowadzić Pempto ku miejscu, w którym nastąpił kontakt ze skrzywieńcem.

Wcześniejszy, wyraźny trop, teraz stał się zupełnie niewyczuwalny i prowadziły Pempto orientując się jedynie po układzie ulic i budynków, które w ciemnościach, w nieznanym im mieście, wszystkie zdawały się być jednakie. Szybko też straciły pewność, że podążają we właściwym kierunku a ciemność zaczęła jej szeptać, że być może pomyliły się, że żadnego spaczeńca nie było, że im się zdawać musiało. Przystanęły na kolejnym rozwidleniu niepewne, czy kluczyć dalej w nadziei, że natrafią na charakterystyczne miejsce, które wskaże im właściwą drogę, czy przyznać się do omyłki, wrócić teraz do dormitorium, przyznając tym samym, że nie są w stanie wskazać właściwego miejsca.

Smak porażki był gorzki i nieprzyjemny. Smakowały go jednak, chociaż poddać się nie zamierzały. Ciemność sącząca niepewność toczyła walkę z Decato, dla której poddanie się było trudne do przełknięcia. Wiedziały jednak, że już sam fakt błądzenia był jego oznaką. Dlaczego jednak nie były w stanie wyczuć skrzywińca? Takie nasączenie Morfą powinno zostawiać ślad, jak wtedy gdy podążały tymi, lub podobnymi tym, uliczkami.
- Brak wiedzy. Brak śladów. Nie możemy się poddać - oświadczyły. Pamiętały zapach tamtego miejsca, jego mrok. Skrzywieniec był tam, żerował lub szukał schronienia. Musiały go odnaleźć chociażby po to by udowodnić sobie, że istniał. Wiara Decato nie mogła długo wytrzymać wątpliwości Ciemności. Były jednością, ale to od Ciemności zwykle zależała ich postawa, myśli, decyzje. Jeżeli ona nie była pewna istnienia skrzywieńca… Lecz obie wciąż zdecydowane były podążać, szukać, bowiem tylko pewność pieczętowała zwycięstwo.

Zaczęli kluczyć ponownie w ciemnych uliczkach Skilthry licząc na to, że natrafią na ślad, że złapią trop lecz nie wyczuwały nic poza ogólnym, niebiezpiecznie wysokim stężeniu morfy jakie panowało w tym mieście. I pewnie wróciłyby z niczym lecz gdy już traciły nadzieję Beznosy przystanął, sapnął przeciągle, ze świstem wciągając powietrze, po czym upadł na kolana węsząc dokoła z twarzą przy ziemi jak pies. Kręcił się chwilę to w tą to w drugą stronę aż wszedł do płytkiego, śmierdzącego rynsztoku, który odprowadzał nieczystości do Zargi. Rozdrapał palcem zaschnięte pomyje i polizawszy zamlaskał.

- Morf, morf - sapnął wyciągając do Decato ubrudzony palec.

Podeszły bliżej jednak nie zniżyły się do poziomu brata. Skoro wyczuł Morfę to pozostawało zaufać jego zmysłom, które z pewnością były bardziej wyostrzone od ich. On wszak spędził w tym mieście więcej czasu, na nim otaczająca ich z każdej strony Morfa nie robiła takie wrażenia jak na Decato i Czerni. Wciągnęły w nozdrza powietrze. Czy był to ten sam skrzywieniec, czy coś innego? Ślad nie był świeży, więc nie było to miejsce, którego szukały. Nie mogło być. Skupiły się, Czeń rozciągnęła swe granice pochłaniając wszystko. Szukały dalszych śladów, czegoś co mogłoby je dalej poprowadzić. Nawet bowiem jeżeli ślad ten nie był świeży, nie oznaczało wcale że był bezużyteczny.
- Stary ślad - ni to zapytały, ni stwierdziły. - Szukać dalej musimy - dodały, pochylając się i przykładając nos do palca Pempto, a następnie dotykając go końcówką języka, pozwalając by Czerń zbadała dla nich ów ślad, złapała trop.

Mrok wypełz z niej rozlewając się po brudnej ulicy, czepiając obdartych murów. Chłonęła wszystkie detale miejsca, w którym się znalazły. Smród rozkładu i zła. Miejsce, w którym Pempto przykucnięty nad zaschniętym strupem nieczystości. Ciemność szepnęła jej coś. Odwróciła głowę. Spojrzała w drugi koniec uliczki. Porzucona skrzynia. Rozlane pomyje, przy których teraz siedział Beznosy. To tędy szła tropem skrzywieńca. Teraz rozpoznała to miejsce. Chociaż jego ślad, jego morfie widmo zniknęło, była teraz pewna.

Powstrzymując odruch wymiotny dotknęła czubkiem języka ubrudzonego palca zakonnika. Cierpki smak morfy szczypał w język. Był tutaj. Przechodził tędy. Może nawet wdepnął w kałużę nieczystości nim tam zaschła tam na rozgrzanej ziemi.

Podjęli trop. Właściwie zrobił to Pempto bo ślad był już na tyle słaby, że dla Decato gubił się w ogólnym stężeniu Morfy jaka panowała w mieście. Skrzywieniec trzymał się ścian budynków, szedł rowem ściekowym wzdłuż kamienic. Jeśli mógł latać, to z tego nie korzystał.

Zagłębiali się w gorszą dzielnicę Skilthry. Było widać to po stanie budynków, wszechobecnym smrodzie rozkładu, grupkach zbrojnych, którzy kilka razy przecięli im drogę, nie wchodząc jednak z nimi w konflikt, po zabitych deskami drzwiach i oknach, wzdętym od gazów trupie z podciętym gardłem, przy którym przysiadł na chwilę skrzywieniec.

W końcu dotarli do podwórza jednej z kamienic. Byli blisko. Wyczuły świeży ślad. Smród morfy jaką ciągnął za sobą zmorfieniec. Beznosy też to czuł. Wyczuwały podniecenie brata. Przysiadł pod ciernistym krzewem, w którym porzucone były świeże jeszcze zwłoki.

Zmasakrowana twarz przeorana pazurami. Krwawy ochłap mięsa. Skóra przez którą prześwitywały białe kości czaszki.

Ignorowały otoczenie podobnie jak spotykanych zbrojnych. Nie liczyło się ani to gdzie się znajdują, ani gdzie podążają, a jedynie to za kim podążały. Słaby ślad, a przynajmniej dla ich zmysłów, które wciąż przyzwyczajały się do zwiększonego stężenia Morfy, wystarczał by Pempto był w stanie nim podążać i prowadzić je za sobą. Podniecenie łowami na powrót wypełniło ich żyły, skutecznie ukrywając przed nimi smród zaułków którymi się poruszały. Szansa na konfrontację, faktyczną konfrontację, a nie jedynie muśnięcie w przelocie, napędzała ich kroki i oddech, który raz po raz opuszczał ich usta. Pragnienie było niemal przytłaczające, obezwładniające ale i niosło ze sobą ową specyficzną formę radości, która sprawiała że żadne trudy nie były w stanie skutecznie powstrzymać działań, mających doprowadzić je do celu.

Gdy Pempto przystanął nad ciałem, także i one się zatrzymały, pochylając by zanurzyć palec w krwawym ochłapie, którym nie tak dawno temu była twarz trupa. Palec, który następnie uniosły do ust, do wysuniętego w oczekiwaniu języka. Pragnęły poczuć jej smak wszystkimi zmysłami, uczepić się śladu spaczonego i ruszyć dalej. Nie chciały opóźniać pościgu, ale też chciały w nim zacząć brać bardziej aktywny udział. Ciemność rozszerzyła pole swego oddziaływania, szukając dalszej drogi, którą podążył. Był tu gdzieś, gdzieś blisko ale wciąż poza ich zasięgiem, wciąż ukryty, wabiący swoją obecnością jednak nie dający spełnienia w postaci ponownego kontaktu, walki.
Wyraźny, świeży ślad morfy poraził ich umysł nową rozkoszą. Wzmógł w nich jeszcze bardziej chęć polowania. Gdy ciemność wyostrzyła jej zmysły usłyszała krzyki dochodzące z budynku. Krzyki ludzi. Nie rozróżniały słów. Jednocześnie Pempto wysłał jej wyraźny sygnał, że są blisko.

- Morf, morf - sapnął i wskazał schody prowadzące do sutereny.

Ich usta ułożyły się w uśmiech. Gdyby ktoś na nie teraz spojrzał, ktoś inny niż brat, mógłby ów uśmiech określić jako niepokojący, przerażający nawet. Dla nich jednak był on jedynie wyrazem palącego pragnienia, które wypełniało je i wzrastało z każdą chwilą trwania pościgu. Były już tak blisko, czuły go, czuły skupioną w nim Morfę. Jej smak, jej woń sprawiały że zarówno Decato jak i Ciemność, aż rwały się do tego by ruszyć biegiem ku drzwiom sutereny, w której wnętrzu zapewne ginęli właśnie niewinni ludzie. Oczywiście nie zrobiły niczego takiego. Uleganie pragnieniom nie było bowiem rozsądne. Postępować należało roztropnie, ostrożnie i skutecznie. Z tego też powodu, chociaż faktycznie skierowały swe kroki ku wskazanym przez brata drzwiom, to jednak uczyniły to powoli. Macki Ciemności rozciągnęły się do granic ich możliwości, chłonąc otaczający ich świat i badając go w sposób niedostępny zwykłym ludziom. Musiały tak czynić bowiem ich przeciwnik także nie był już człowiekiem, a naznaczonym przez Morfę skrzywieńcem. Ich umysł był cichy, niczym spokojna, letnia noc. Ich zmysły ostre niczym stal, którą skrywały w rękawie, a która teraz została dobyta by w każdej chwili mogła naciąć ich skórę i wytłoczyć z ciała posokę. Nie mogły pozwolić mu uciec, nie gdy go odnalazły. Nałożenie pieczętujących run było zatem nie tylko wskazane ale i wydawało się konieczne. Najpierw jednak musiały zlokalizować gdzie dokładnie skrzywieniec się znajdował by nie musieć krwią swą znaczyć każdego pomieszczenia, każdych drzwi i okien. Te jednak, które do sutereny prowadziły i te okna, które znajdowały się po stronie alei, zapieczętowane zostać musiały już teraz, bowiem później mogło już nie być czasu by to uczynić. Później wkroczyć przyjdzie pora do wnętrza budynku. Później pora przyjdzie na stanięcie oko w oko z przeciwnikiem i walkę. Serce drżało w ich ciele na samą myśl o tym co miało nastąpić. Drżało z podniecenia i radości. Drżało z wyczekiwania…
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline