Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-07-2017, 19:16   #102
Okaryna
 
Okaryna's Avatar
 
Reputacja: 1 Okaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputację
Ken i Lindsay byli w patowej sytuacji. I to tak w chuj.
Dziewczyna rozglądała się bezradnie po okolicy szukając jakiegokolwiek ratunku. Kiedy nie dostrzegła żadnych superbohaterów ani innych fajerwerków pisnęła cicho wbijając boleśnie tipsy w skórę dłoni. Czy to właśnie to było tym momentem kiedy przed oczami stawało całe życie? Jeśli tak to ona nic nie widziała będąc albo ślepą albo po prostu była to bujda. Nie odnotowała ani Lulu ani też padającego na ziemie nauczyciela. Nie miała na to czasu. Chwyciła tylko swojego Misiaczka za rękę i ścisnęła ją mocno patrząc na futbolistę.

W głowie Lindsay pojawiła się myśl, że jak mają już zginąć to zginą jak Romeo i Julia. Wprawdzie blondynka nie wiedziała jak tamci zginęli, ale wszędzie się o nich mówiło i ponoć była to bardzo romantyczna śmierć o której napisali książkę. Może o nich też napiszą? Potrząsnęła szybko głową dalej patrząc na Kennego. Nie mogli się poddać, a jak już to zginą jako bohaterzy! Zginą we śnie! ... Znaczy, no.. W walce!

Dziewczyna przesunęła wzrokiem po grupce nagusów, aby po chwili na jej i tak przerażonej twarzy wykwitł grymas niemal zwierzęcego strachu kiedy spojrzała ponad obnażonymi ramionami oprawców. Coś było za nimi. W lesie. I to było przerażające!

Kenny wprawdzie nie widział co to mogło być, ale panika jego blond Misi bardzo mu się udzieliła i wystraszony począł rozglądać się na boki. Bysior nie był najbardziej rozgarniętym człowiekiem i nawet się nie zorientował, że to co właśnie robiła Lindsay było przedstawieniem, ostatnim zrywem przed prawdopodobnie nieuniknioną śmiercią. Chwycił maczetę z pleców nieszczęsnego nauczyciela i kiedy napastnicy wydawali się rozkojarzeni chwilowym przedstawieniem (a nawet jeśli nie to i tak) Lindsay ten ruszył niczym taran przed siebie siekąc ostrzem na oślep.

A tuż za nim biegła blondynka ściskając w jednej z rąk swoją patelnię i nią także wymachując jak oszalała.

Nie patrzyli za siebie. Nie brali pod uwagę zostawionych za plecami. Może Bóg im wybaczy.

Byli wojownikami o swoje lepsze jutro. O lepszą i światłą Amerykę! Jeśli mają zginąć to zrobią to chcąc zabrać do grobu ze sobą jak najwięcej tych brudnych Meksykanów. Za wolność! Za równość! Za GONDOR!
 
__________________
Once upon a time...
Okaryna jest offline