Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-07-2017, 19:36   #14
Warlock
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Praca zbiorowa

Baron Kratenborg przez chwilę w milczeniu spoglądał na drzwi od swojej kajuty, które zatrzasnęły się z hukiem, po tym jak wściekły Orrgar wyszedł przez nie, rzucając licznymi wyzwiskami na lewo i prawo. Reakcja krasnoluda wcale nie zaskoczyła go, nie był nawet zły czy obrażony. Spędziwszy trochę czasu w towarzystwie tego obłąkanego wojownika, który był szerszy niż wyższy, baron spodziewał się podobnej odpowiedzi, ale mimo to wolał zaprosić Orrgara na naradę niż urazić krasnoludzką dumę i narazić się na jego gniew.
- I ile dni marszu jest do tego Quetza? Trzeba będzie mieć się na baczności z miejscowymi, skoro wchodzimy na teren lokalnej wojenki. Przynajmniej z nudów nie umrzemy - Wolfgang przerwał powstałą po wyjściu krasnoluda ciszę, tym samym skupiając na sobie uwagę barona.
- Wiemy coś konkretnego o zagrożeniach, czy trzeba uznać że zabije cię pokrzywa jeśli źle wybierzesz miejsce na sranie? W końcu nazwy Krwawe Mokradła i Wybrzeże Wampirów nie wzięły się znikąd. Jak przestanie już bujać to skopiuje sobie tę mapę. Nie jestem pewien czy wszystko zapamiętałem.
- Trudno powiedzieć…
- po chwili zamyślenia Kratenborg odpowiedział na pierwsze pytanie maga. - Dostarczone mapy nie zawierają precyzyjnie oddanych odległości, a podróż przez dżunglę na pewno nie jest równie prosta co przez lasy Imperium. Biorąc pod uwagę, że musimy poruszać się ostrożnie, w dodatku przez nieznany nam teren, to nastawiam się na podróż liczoną w tygodniach, a nie w dniach.
Po tych słowach Lexa nie poczuła zdziwienia. Wiedziała, że ta mapa nadaje się do podtarcia gówna, wiedziała! Mimo to prócz uśmieszku pod nosem, jaki wykwitł na jej twarzy, nic nie powiedziała i słuchała dalej.
- Niebezpieczeństw czyha na nas wiele, a najgroźniejsze z nich są te, które mogą się wydawać najbardziej trywialne. Powodem, dla którego Lustria nie jest jeszcze doszczętnie ograbiona ze swych licznych bogactw i skolonizowana przez ludzi ze Starego Świata, są choroby przenoszone przez tamtejsze owady, a nawet tubylców. Unikajcie z nimi kontaktu, nawet jeśli okażą się być pokojowo nastawieni, czego bym nie oczekiwał na waszym miejscu - Baron odniósł się do następnego pytania. - O lokalnej faunie nie jestem w stanie zbyt wiele powiedzieć, ale mamy obeznanych z roślinami łowczych i choć jest to dla nich tak samo obcy teren jak dla nas, to będziemy musieli zdać się na ich wiedzę, bo w przypadku roślin trujących pewne cechy wspólne na pewno są widoczne. Na wszelki wypadek nie dotykałbym na waszym miejscu rzeczy, wobec których miałbym wątpliwości… - Ledwo skończył mówić, kiedy wtrącił się Aureolus:
- Jest tak jak mówił Baron Kratenborg - potwierdził medyk. - Natura dała ludziom leki na każdą chorobę i aby ułatwić im szukanie dodała odpowiednie znaki zewnętrzne, które zwiemy sygnaturami. Rośliny o liściach nerkowatych pomagają na choroby nerek, surowce żółte na żółtaczkę, makówki na bóle głowy, i tak dalej. Z pewnością da się też odkryć tam podobne rośliny do tych, które rosną w podobnym klimacie na południu naszego kontynentu, a tak się składa, że to tam uczyłem się zielarstwa.
Lexa z uznaniem pokiwała głową. Aureolus był mądry, bystry, a taki sprzymierzeniec był na wagę złota. W sumie to była pierwsza osoba, której zaczęła słuchać i to z uwagą. Starała się zapamiętać rady, ale nie była w tym dobra. Najwyżej będzie go pytać udając, że sprawdza czy wciąż pamięta. Tak, to był dobry pomysł.
- A tak w ogóle co znaczy, że zdarzały się wyjątki? Jakiego pokroju? Statek rozbił się o skały, został zaatakowany czy co? Poza tym ile czasu mamy zamiar zabawić w tym całym Quetza? Bo wpierdalanie się między spirytus a zakąskę na zbyt długo może okazać się być zgubne w skutkach - zapytał Eomund, nie poświęcając większej uwagi słowom medyka.
- Bywały ataki na statki pływające pod Imperialną banderą, tak. Między Wampirzym Wybrzeżem, a Miastem Umarłych pływają… piraci - odparł Baron stawiając wymowną pauzę przed ostatnim słowem, jakby nie mógł zdecydować się na właściwe określenie owych morskich rozbójników. - Będziemy jednak się tym martwić, kiedy już nas zaatakują. Mamy tu kilku takich co żyją od jatki do jatki, więc podejrzewam, że i z tym byśmy dali sobie radę, tak na dobrą sprawę. Poza tym Szkaradna Ladacznica to nie byle łajba, Eomundzie. Ma wystarczającą siłę ognia, by obrócić w gruzy niejedno nadmorskie miasto, więc nie powątpiewaj w nasze możliwości.
Hoefer skinął głową na znak, że zrozumiał. Tak naprawdę liczył na taką odpowiedź. O wiele bardziej wolał spotkać piratów niż natknąć się na jakiś wir czy inne wodne cholerstwo.
- Rozumiem, że pełne uzbrojenie i stała gotowość są wymagane, odkąd opuścimy to pomieszczenie?
Pytanie brzmiało na retoryczne, tym bardziej że po chwili dodał:
- Przewidujemy możliwość dostarczenia na ten kontynent jakiejś paskudnej choroby czy będziemy tylko niechętnymi odbiorcami?
W spojrzeniu Eomunda na chwilę pojawił się błysk, który nie wyglądał ani przyjaźnie, ani tym bardziej zdrowo. Uśmieszek błąkający się po jego ustach mówił wyraźnie, że chętnie wypuściłby jakieś paskudztwo i z przyjemnością obserwował efekty.
- Goni nas sztorm, więc lepiej nie zakładać ciężkich zbroi, dzięki którym pójdziecie na dno jak kamienie - odparł Baron, który w tym momencie stał ze skrzyżowanymi na piersi ramionami i przyglądał się wzburzonemu morzu za oknem. - Ale na wszelki wypadek miejcie broń pod ręką i jeśli przypadkiem dostarczymy tym skurwielom jakąś chorobę, od której zaczną padać, to tym lepiej dla nas.
- W taką pogodę to każdy, rozsądny pirat będzie grzał dupe w jakiejś spokojnej zatoczce - Wolfgang podszedł do okna w tyle kajuty i wpatrzył się w nadciągający sztorm. Stał tak chwilę kontemplując żywioł.
- Wspaniały, prawda? - Skomentował niewiadomo co. - To nie jest naturalna burza. Albo mamy ogromnego pecha i to zbieg okoliczności, albo mamy ogromnego pecha i ktoś właśnie nas tak przywitał. Jeśli to drugie, to przynajmniej nie szczędził na nas środków - odwrócił się do reszty z nieznacznym uśmieszkiem na twarzy. - To potężna magia, splatająca w sobie wszystkie możliwe wiatry, lecz nie jest to Wysoka Magia. Zbyt chaotyczna, nieprzewidywalna. Pierwotna... - Po chwili złapał się na tym, iż większość jego słuchaczy nie ma pojęcia o zawiłości sztuk magicznych. - Tłumacząc na ludzki: Mamy przesrane. Przygotujcie się na bujanie życia - parsknął, tłumiąc śmiech.
- Jesteś w stanie to powstrzymać? - Zapytał Baron niespecjalnie w to wierząc. Wyglądał na zaskoczonego słowami czarodzieja, ale nie śmiał powątpiewać w jego znajomość arkan magii.
- Absolutnie nie. Nikt z nas na tym statku nie jest. Tu by trzeba elfiego mistrza wysokiej magii, albo nawet i paru. Może kilku ludzkich arcymagów? Ale… a zresztą. I tak naszą jedyną opcją jest ucieczka i ewentualne podziwianie. Nieczęsto ma się okazję oglądać coś takiego - Wolfgang pokiwał głową, wyciągając zza pazuchy ciemnozieloną butelkę, odkorkował ją i stanął bokiem, aby móc zerkać to na nadciągający sztorm, to na zebranych w kajucie.
Erwin przełknął ślinę po słowach maga. Nie podobało mu się, że już na starcie chcą ich zatopić.
- Z jaką prędkością ten statek da radę płynąć? A jaką ma ten wiatr? Można go wykorzystać do ucieczki? - Szlachcic mówił dziwnie. Widać było, że ma obawy o przyszłość.
- Wiatr o takiej sile bez trudno zerwie żagle i połamie maszty - odparł Albrecht. - Próba ucieczki to nie najlepszy pomysł, biorąc pod uwagę, że właściwie to już nas dorwał.


Lexa zerwała się na równe nogi, jakby coś ją w dupsko użarło. No nie mogła uwierzyć w to, co właśnie usłyszała! Jak on mógł tak mówić, że uciekać? Uciekać?!
- Mogę ci pomóc uciec przez burtę, jeśli tchórzysz z powodu pokurczliwych fal! - Zagrzmiała jakby była obrażona, a jej donośny głos zwracał na siebie uwagę. Naburmuszyła policzki i założyła ręce krzyżem pod piersiami, co by jej nie świerzbiło by komuś przywalić.
- Dopłyniemy do celu, w całości czy kawałku, nieważne! Jeśli nie pokładasz wiary w tych matkojebców gibiących się przy maszcie i na górze - palcem wskazała drzwi prowadzące na pokład - to chyba pomyliłeś wyprawy. Mamy już wysyłać list do twojej matki z twoimi szlochami, czy już ci przeszło? - spytała Erwina mrużąc przy tym oczy. Nie to, że go nie lubiła czy coś, bo nic nie miała. Mądry chłop, mądrzejszy od niej, ale no tak się mazać? Wstyd.
- Dopłyniemy. Uciekając przed sztormem - uściślił Wolfgang szczerząc się do Lexy. - Poza tym ten szkwał to wielkie widowisko - pociągnął łyk ze swojej butelki. - Gdybyś tylko mogła to docenić.
Eomund prychnął, słuchając słów Wolfganga.
- Wielkie widowisko, też powiedział. Pojebało kogoś, kto w ogóle wymyślił statki, tyle mogę powiedzieć - podszedł do Piromanty i wyciągnął rękę w stronę trzymanej przez niego butelki. Nienawidził alkoholu i prawie nigdy go nie pił, ale wyjątkowe okoliczności wymagają wyjątkowych środków. - Mógłbym?
Wolfgang oddał butelkę bimbru, uśmiechając się szeroko. - Do dna!
- Ach tak, jest vakker - kiwnęła głową do Wolfganga, bo miał butelkę. Za łyk z butelki to mu nawet w oczy spojrzy i powie, że ma kusy zadek. Nachyliła się by wyjrzeć dokładnie przez szybę, a jej wzrok mimowolnie zbłądził na trunek.
Nim jednak zdążyła coś zasugerować, ten ludzki chudodup się wpierdzielił! No i dzioba teraz moczył, o Bogowie, toć to zbrukanie napitku!
- E! Też bym sobie walnęła! Czemu tylko ten tutaj pomyślał, by wziąć butlę na posiadówę? - Ruszyła żwawym krokiem, żeby wyrwać z rąk Eomunda alkohol, nim ten wyżłopie do dna.
Zdążył wypić dwa łyki, zanim usłyszał słowa blondynki i zobaczył ją idącą, a raczej prawie biegnącą w jego stronę. Wiedząc, że osobiście nie jest podmiotem zainteresowania Norsmenki, odjął butelkę od ust i wyciągnął ją w stronę nadchodzącej kobiety.
- Pij, na zdrowie, niech ci służy. Może milsza od tego nie będziesz, ale warto spróbować.
Aureolus tymczasem odsunął się nieco pod ścianę i upewniwszy się, że wszelkie potrzebne narzędzia ma pod ręką, uspokojony zajął się nawlekaniem katgutu na zakrzywioną igłę do szycia ran. Po chwili zmienił jednak zdanie i zaczął przygotowywać kompresy. Tu raczej kułaki pójdą w ruch, nie noże, nikt broni jeszcze nie wyciągał.
- Eee. Czy Wy macie coś z uszami? Przewiało Was? - W końcu oszołomiony Erwin otworzył gębę.
- Pytam czy można wykorzystać wiatr do dotarcia na miejsce. Nie jestem żeglarzem - mówił ciągiem gdyż wracał mu spokój i odwaga.
- Lexo. Nie życzę sobie takich komentarzy skierowanych w moją stronę. Obawę moją pomyliłaś ze strachem. Może tak to rozumiesz, ale zaufaj mi. Niejedno przeżyłem i mam wiarę w tych marynarzy.
Lexa machnęła ręką na Erwina
- Dobra dobra, już nie płacz - ucieszyła się po trzech solidnych łykach gorzały. Tak, osoba, która to zabrała ze sobą jak podręczny bagaż z niezbędnościami, była po prostu geniuszem. Blondynka niechętnie oddała butelkę właścicielowi, humor jej się poprawił, a pierdolenie Eomunda miała tak głęboko w rzyci, jak jeszcze nikt nie gmerał.
- Paczaj szlachcicu, jak się fale pięknie rypią! Od razu ci nastrój się poprawi, może i ty sobie pogrzmocisz jak z nieba dziś - uśmiechnęła się szczerząc groźnie zęby do Erwina, choć wcale mu nie groziła. Chciała tylko wyjąć mu ten kij z dupy.
Medyk ucieszył się, że dwójka jego, z braku lepszego określenia, przyjaciół, nie zamierzała się pozabijać przed dopłynięciem do celu. Chciał utrzymać ten stan, a że stan zapasów alkoholu nadal nie wyglądał źle, postanowił więc zaprosić ich później na degustację. W czasie sztormu i tak nie będzie sensu kręcić się po pokładzie i przeszkadzać marynarzom.
- Pogrzmocić? A niby z kim? - Odpowiedział norsmence. - Jakaś sugestia? - Z bardzo przyjaznym uśmiechem wypowiedział te słowa. Trochę znał Lexe i wiedział, że jest drażliwa. No, ale skoro ona ma dobry humor to czemu on ma mieć gorszy i uchodzić za sztywniaka jak nie raz mu wypomniała.
Lexa spojrzała na niego, a jej uśmiech wykrzywił się w sposób lubieżny, acz obrzydliwy. Erwin powinien pożałować swoich słów i tak by było. Gdyby nie obecność Barona, wojowniczka pchnęłaby go na stół z całą swoją siłą, nie tylko zmuszając do położenia się, a gdy już by na nim usiadła, zacząłby błagać by jednak przestała. Za pewne przywaliłaby mu wielokrotnie, rozkwaszając piękna buźkę jak pomidora. Potem pocięła nożem nie tylko ubranie, ale i skórę. Czułby się tak, jak powinna czuć imperialna ladacznica (cóż za ironia). Z każdym kolejnym wyobrażeniem blondynka szczerzyła się coraz bardziej, aż w ostateczności jedynie parsknęła.
- Jest kilku słabiutkich marynarzy, co sił nie mają by się bronić - nie drgnęła z miejsca w którym stała. Gdyby miała zrobić mu to, o czym nie wiedział a być może sugerował możliwość, to chyba by ją za cycki powiesili, no bo to jak napaść. Erwin przecież by zemdlał po pierwszym ciosie a potem by rozpacz była, że kobieta go zabiła. No cóż, musiał zadowolić się ruchaniem jakiegoś wiotkiego chłopaczka, Lexa nie była dla niego.
Berthold który dołączył do zgromadzonych jako ostatni, medytując na pokładzie, ciesząc się dziką, pierwotną energią nadciągającego sztormu, zaśmiał się rubasznie, pokazując żółte zęby i poklepał Erwina po ramieniu.
- No dajże spokój Lexie, to prawdziwa norska kobieta, nie to co wasze imperialne damulki, prawdziwa wojowniczka, takim to niewielu mężczyzn dostoi... - bezczelnie wlepił wzrok w muskularne biodra Lexy, godne prawdziwej samicy po czym zwrócił się do niej po norsmensku (chociaż widać było że nie był to jego ojczysty język). - Ten chłoptaś chyba nie jest w twoim typie, co? - Lexa parsknęła mu w odpowiedzi krótkim śmiechem. Nie było do końca wiadomo czy śmieje się z tego, co powiedział, jak to powiedział, a może zupełnie innego powodu. Nie można było jednak ukryć, że po prostu poczuła się rozbawiona, a może i nawet dumna z siebie, bo jej postawa z pewnej siebie stała się jeszcze bardziej stanowcza.
- Chamstwem jest rozmawiać w nieznanym wszystkim języku mości magu - trochę zirytował się Erwin, ale mimo to uśmiechnął się po chwili widząc wzrok dzikiego maga i licząc, że Lexa to zauważy i zareaguje. Nie zamierzał już więcej się wtrącać w kwestii tego tematu.
- Trzeba było się przykładać do nauki - Lexa zaśmiała się ponownie - Nasz kolega powiedział, że masz śliczną buzię i żebym brała póki dają, bo taki imperialny smakołyk nie zdarza się na co dzień - skłamała z ogromnym zadowoleniem, patrząc na reakcję Erwina, a jej wygięte w górę kąciki ust przypominały uśmieszek obleśnego zboka, czającego się do gwałtu
- No, Lexa zawsze cię może wziąć jako swoją kobietę - Odparł Berthold, bezczelnie się szczerząc, po czym zaśmiał się tubalnie jakby właśnie powiedział najlepszy dowcip na świecie. Lexa towarzyszyła mu w tym ryjąc śmiechem jak doświadczona klacz. Berthold plusował u niej tak, że niedługo wyjdzie poza skalę możliwości.
- No, ale gdzie moje maniery, Jaśnie Pan raczy wybaczyć, ja jeno prosty mag jestem… - Dodał po chwili, zwracając się do Erwina w parodii dworskiego ukłonu.Po chwili czarodziej spoważniał, pogłaskał się po gęstej zmierzwionej brodzie, spojrzał w stronę sztormu po czym zwrócił się w stronę Barona.
- Jeżeli mój przyjaciel Deiter mówi że ten sztorm ma w sobie magię, to tak jest, choć przecież wiatry magii otaczają nas wszędzie... a fauną ja się zajmę, znam języki bestii i zwierzyny dzikiej… one wiele mogą powiedzieć.


W końcu kobieta postanowiła zmienić tory rozmów, z jakiegoś powodu, którego jedynie można było próbować się domyślić.
- Baronie - zaczęła zupełnie innym tonem głosu niż mówiła dotychczas. To dzięki doktorowi, który poinstruował ją, że jeśli zechce otworzyć niewyparzoną gębę, to albo niech zrobi to z mniejszą zuchwałością, albo po norsku.
- Masz wiedzę o jeszcze innych, możliwych zagrożeniach, na które powinniśmy się przygotować? I czy były jakieś informacje z tej… - szukała określenia - wioski z naszymi ludźmi? W sensie, czy na pewno to jeszcze stoi, a nie zostało rozpizgane przez wrogów? - Niespiesznie pokierowała się w kierunku stołu, obchodzący go i stając w końcu za plecami doktorka. Bezczelnie naparła torsem na jego plecy, wyglądając mu przez ramię. Wyszczerzyła do niego zęby w prowokujący sposób, patrząc co tam robi. Jej bliskość niosła ze sobą woń alkoholu i kwasowości.
Erwin skrzywił się na propozycję Lexy. Zawsze tak się kończyło. On chciał miło zakończyć zwadę a ta musiała dodać jeszcze na koniec swoje pięć pensów.
- Ech - westchnął tylko i z uniesioną lewą brwią patrzył jak norsmenka prawie wgramoliła się na doktora. W sumie pytanie wojowniczki było bardzo trafne i na miejscu. Poruszyła ważną sprawę, ale i tak znał odpowiedź. Czy jest czy nie ma i tak tam trzeba dotrzeć.
- Przed nami dotarła tam ekspedycja kapitana Lestera, który wprowadził do Holzberg osadników - odparł Baron nie spuszczając spojrzenia z blondwłosej kobiety. Wiedział, że miał przed sobą jednego z najzacniejszych wojowników Starego Świata, a jednak drażniła go jej obecność. Podczas morskiej podróży zdążył lepiej poznać przeszłość kobiety, której alkohol zwykł rozwiązywać język i przez to właśnie za bardzo przypominała mu jego córkę, która również porzuciła rodzinę i swoje dawne życie, wybierając awanturnictwo i niewygody podróży ponad przepych i bogactwa. Lyndis Kratenborg trafiła do obstawy pewnego szlachcica, który zawędrował ze swoją świtą do Sylvanii i tam słuch o nich zaginął. Wszystko zbiegło się z wybuchem wojny domowej w tym regionie i Baron najzwyczajniej w świecie zwątpił w szansę odnalezienia swojej córki.
Ilekroć patrzył na tę wojowniczkę, przypominała mu się jego Lyndis, która nawet była tak samo pyskata i irytująca.
- Jeśli w tym czasie nie wydarzyło się nic nieoczekiwanego, to powinniśmy zastać kolonię w jednym kawałku.
Po tych słowach baron odwrócił się i podszedł do szyby. Przez dłuższy czas spoglądał na ścigający ich sztorm, który według słów Wolfganga nie był czymś naturalnym. Trudno było odgadnąć jego myśli, ale nie zwracał przy tym uwagi na rozmawiających i pijących najemników. W końcu jednak odwrócił się w ich stronę, a na jego twarzy malowała się determinacja.
- Jeśli to już wszystko, to idźcie na pokład lub do swoich kajut. Kto jest w stanie pomóc, to pomoże. Reszta niech błaga bogów o dobry los… - tymi słowami ich pożegnał. Wychodząc z pomieszczenia, najemnicy mogli zobaczyć barona pochylonego nad mapą i mamroczącego coś pod nosem.
 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019
Warlock jest offline