Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-07-2017, 00:17   #79
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Zi... zimno..
Jak gdyby ktoś wylał na nią całe wiadro lodowatej wody..
Jak biały puszek śniegu, który osiadł na niej i zaczął się topić, swym płynnym chłodem wnikając pod ubrania i wymrażając skórę..
Jak jedna z tych zimnych nocy, której nie potrafi rozgrzać żaden ogień, żadna ilości koców zakrywająca drżące ciałko elfki..
Zimno jak.. jak dotyk samej śmierci.

Zadziwiające, że w akcie paniki myśli Eshte zaczęły niespokojnie krążyć akurat wokół takich przyrównań. Może była to jej niemądra reakcja obronna – takimi lekkomyślnymi myślami próbowała odepchnąć od siebie te straszniejsze, o kolejnym nadciągającym zagrożeniu. I szło nie najgorzej, aż pojawiła się ta.. ostatnia. Co mimo wszystko było całkiem zabawne, bowiem śmierć, nawet w męczarniach, byłaby lepsza od tego, co planował wobec niej Pierworodny. A planował same lubieżności.

Nie rzuciła się do ucieczki. Nie było sensu, skoro on i tak mógł ją wytropić wszędzie niczym.. pies o pięknym pysku, którego oczom mało kto potrafił się oprzeć. Na pewno nie ona. Było także wątpliwe, aby była w stanie daleko dobiec na tak drżących nogach. Dlatego zastygła w miejscu, długoucha statua oblewana lodowatym potem. Czuła ostre igiełeczki strachu wędrujące wzdłuż kręgosłupa, wbijające się w skórę i paraliżujące całe jej ciało. Jeśli właśnie teraz Pierworodny po nią przyjdzie, to kuglarka w żaden sposób nie będzie potrafiła się przed nim obronić. Znów zacznie się rozpływać pod jego dotykiem, wielbić spojrzeniem jego twarz młodego boga, słuchać aksamitnego głosu jak najpiękniejszej muzyki i ekscytować się każdym jego uśmiechem, wszak przeznaczonym tylko dla niej. Dla jego.. uh.. niewolnicy, przyszłej matki armii jego rumianych dzieciaczków. Na domiar złego, nieświadomie byłaby zachwycona taką rolą. Brrr.

Gdyby tylko była w stanie wykonywać gwałtowne ruchy, to teraz potrząsnęłaby głową, próbując odgonić od siebie te myśli. Ale.. nagle wśród nich zawitała nowa, bardziej pocieszająca.
Jeśli Eshte nie zobaczy twarzy Pierworodnego, to nie będzie mogła popaść w szał miłości, prawda? Zatem zamknęła oczęta, powieki zaciskając tak mocno, aby nie mogła dostrzec nawet najdrobniejszego blasku tego elfiego gównojada.
A jeśli nie będzie słyszała jego głosu, to on nie będzie mógł jej oczarować swymi słodkimi słówkami. Podniosła więc ręce i naciągnęła kapelusz głęboko na swe uszy. Potem jeszcze nakryła je dłońmi, a do zakrywania miała dużo, w końcu była dumnym spiczastouchem.

Nie była to może najlepsza taktyka obronna znana światu, ale w tym momencie była jedyną znaną przerażonej kuglarce. Będąc ślepą i głuchą na resztę świata, widząc jedynie ciemność i słysząc tylko szaleńcze bicie własnego serca, poczuła się przynajmniej odrobinę bezpieczniej.
-Nienienienienienie..-usta jej uporczywie powtarzały to jedno słówko, jak gdyby było ono mantrą mogącą powstrzymać Pierworodnego przed przyjściem po nią.

-Co robisz?- słodki głosik wyrwał ją z tego błogostanu. Mimo zakrywania uszu kapeluszem, nadal słyszała go dość wyraźnie. Ma szczęście ów zdziwiony głosik należał do Trixie. Niestety, był też dowodem, że prowizoryczne zasłanianie uszu, na niewiele się zdało.

-On.. on się zbliża.. Pierworodny.. -jęknęła cierpiętniczo Eshte. Świadomość swej bezsilności wobec pięknisia musiała być tak wielka, że aż ugięły się pod nią kolana i przykucnęła tam gdzie dopiero co stała. Nadal uporczywie próbowała naciągnąć kapelusz głębiej na głowę, ukryć się pod nim, jak gdyby ten mógł pomieścić ją całą. Ale niestety nie był magiczny, a roztrzęsiona elfka wyglądała jak przerażona i niewyraźnie mamrocząca kupka nieszczęścia -Znajdzie mnie i.. i zabierze..

-Ale przecież jesteś potężną magiczką i masz pod swą władzą olbrzymiego gryfa i tego… Czarusia. Pierworodny to chyba nie problem? Spalisz go na wiór.
- pocieszała ją z niesłabnącym entuzjazmem i dziecięcą naiwnością mała wróżka.

-N.. nie.. jak przyjdzie to.. -elfka przełknęła głośno ślinę -Nie będę mogła.. się bronić..
Nie była już nieustraszoną Panią Ognia, która z taką pewnością siebie planowała w kamiennym kręgu przypalić tyłek Pierworodnemu. Gdyby była teraz obecna, to Eshte nie bałaby się ani jego, ani płomieni szalejących w mieście. Nic nie byłoby jej straszne, ona wtedy byłaby przerażającą potęgą, przed którą wszyscy musieliby się pokłonić.
Była jednak tylko kuglarką. Utalentowaną i wspaniałą, ale nijak nie będącą odporną na strach.
-Zawołaj Thaneekryysta - sytuacja musiała być wyjątkowo poważna, skoro zmusiła się do takiej ostateczności jak poszukiwanie pomocy u Ruchacza.

- Już pędzę.- odparła entuzjastycznie Trixie i wyfrunęła z domku na kółkach kuglarki. Czarownik zjawił się zaskakująco szybko i rzekł od razu. - Już się przebrałaś ? Bo musimy się ruszać. Tutaj sytuacja jest już opanowana, ale w całym zamku panuje chaos. Musimy dowiedzieć się co tu się stało, a ty pewnie chcesz odzyskać Skel’kela, prawda?
Po tych słowach spojrzał na spanikowaną elfkę, pytając. - Co ci jest? Boli cię coś?

-Tatuaż...
-padł w krótkiej odpowiedzi szept elfki. Dokładniejsze opisywanie wrażenia przeszywającego jej ciałko, a skupiającego się przede wszystkim w miejscu ukąszenia jej przez Pierworodnego, było teraz ponad jej siły. Zresztą, to czarownik gmerał swoimi farbkami przy tym piętnie, powinien zatem najlepiej wiedzieć z czym się wiąże ta jego magia!

Powolutku podniosła głowę nakrytą kapeluszem, po czym bardzo ostrożnie uniosła powieki, żeby zerknąć na Ruchacza oczkami przerażonego zwierzątka -On po mnie idzie.. prawda?

-On tu jest… ale raczej po ciebie nie idzie. To całe przedstawienie które się dzieje dookoła nas, nie jest z twojego powodu.
- odparł spokojnie Tancrist kucając przed nią. - To prawda. On pewnie gdzieś tu jest. Ale ja jestem też i nie dam mu ciebie zabrać. W zamku zaś oprócz gremlinów, są krasnoludy, magowie… mój ojciec i siostra. Mój gryf jest. Dość osób, by go pokonać… a może i zabić.

Pomimo wewnętrznej niechęci do Thaaaneekryyysta, jeszcze bardziej podsyconej po jego natarczywych próbach wykorzystania jej na łonie natury, to teraz w jej oczkach nieśmiało pojawił się cień nadziei po jego słowach. Ujmując zaś palcami za rondo kapelusza, lekko uniosła go otwierając się na możliwość, że może jednak nie wszystko jest stracone - A jeśli.. natkniemy się na niego chodząc po zamku .. zanim ktoś zdąży go ubić? Co wtedy?

-Toooo jakoś cię obronię.
- nie zabrzmiało to zbytnio przekonująco. Ale Tancrist uśmiechnął się zawadiacko dodając. - A potem oczekuję buziaka w policzek od ciebie w ramach nagrody.

Koniuszki uszu elfki zapłonęły czerwienią po jego słowach. A może to od kapelusza, który uporczywie próbowała na nie naciągnąć jeszcze zaledwie chwilę temu? Tego samego, który zaraz pochwyciła w błyskawicznym ruchu, bowiem napędzanym już nie tylko strachem, ale również złością. Tego, którym zaraz trzepnęła mocno czarownika w ramię.
-To nie jest pora na Twoje żarty, Ruchaczu! - warknęła podskakując na równe nogi, dzięki czemu mogła na tego parszywca spoglądać z góry - Nigdzie stąd nie idę, jeśli jedyne co mnie czeka to wpadnięcie z rąk jednego lubieżnika do kolejnego.

- Wprost przeciwnie… to idealna pora na moje żarty, skoro postawiły cię na nogi.
- odparł czarownik wstając i uśmiechając się lekko. - I przestałaś się kulić ze strachu.
Po tych słowach spoważniał.- I idziesz, bo tu… jesteś zbyt łatwym celem. Ciężej mu będzie cię porwać, jeśli pomiędzy tobą a nim będzie kilka opancerzonych krasnoludów, na których to jego urok nie będzie robił wrażenia.

Usteczka Eshte już były gotowe do kolejnego warknięcia na mężczyznę, lecz tylko zastygły w lekkim rozchyleniu. Parszywiec znowu miał rację. Jakże tego szczerze nienawidziła! Tak samo jak i tego jego dumnego uśmieszku, jaki zwykle potem wstępował na jego wargi. I aby nie dać mu tej satysfakcji z bycia wszystkowiedzącym, raz jeszcze uderzyła go swoim kapeluszem. Potem z powrotem nałożyła go na głowę, pytając ciągle z nutką wyrzutu w głosie - No.. więc to on wpuścił do miasta te pokraki? Szuka czegoś w tym waszym zamku, co?

- Przypuszczam… że… chyba nie…
- zabrakło w głosie Ruchacza pewności.- Ponoć wylazły z katakumb pod zamkiem. W ogóle to dziwne, że najpierw pojawiły się strzygi, a teraz Pierworodny. Zupełnie jakby stał ktoś za ich pojawieniem.
Po czym przypomniał jej.- Pamiętasz ruiny w których się do mnie tuliłaś i w których znalazłaś Skel’kela? Należały do potężnego wampira, podobnie jak to miasto. Pozostawił po sobie kilka artefaktów ukrytych w skarbców Grauburga. Tyle że nie wiem czemu strzygi po nim, miałyby się sprzymierzać z Pierworodnym… Jeśli potrzebowały czegoś ze skarbca swego pana, mogły pewnie zabrać to tuż po jego upadku i śmierci.
Czarownik potarł palcami podstawę nosa.- Naprawdę nie wiem co się tu dzieje, więc to też musimy ustalić. I przypilnować twoją bardkę, bo może się przydać przeciw gremlinom. Na demoniczne kreatury jej pyłek jest równie skuteczny… acz miłości nie wywołuje.

-To zamierzasz teraz być bohaterem, który uratuje całe miasto i na koniec dostanie rękę księżniczki?
- zapytała Eshte kwaśno, była bowiem mocno niepocieszona, że znalazła się w samym środku takiego.. takiego.. no, syfu po prostu. Syfu z pożarami, Pierworodnym, strzygami i innymi obrzydliwościami, które wcale nie czyniły Grauburga wiele atrakcyjniejszym miastem. Gdyby tylko mogła, to po odzyskaniu Skel'kela wyjechałaby stąd swoim wozem, pozostawiając szlachciurkom uporządkowanie tego bałaganu.
Uniosła rękę i palcami musnęła swą szyję. Po tym wrażeniu przeszywającym jej ciało spodziewała się, że i tatuaż w dotyku będzie inny. Lodowaty, pozostawiający szron na jej opuszkach. Nic jednak takiego się nie stało. Nadal był niewyczuwalny. - Czy znowu chcesz iść do swojej uroczej rodzinki? Wczoraj wam całkiem nieźle poszło to całe polowanko na strzygi, nie?

- Rękę księżniczki?-
czarownik spojrzał na dłonie kuglarki dodając ze złowieszczym uśmiechem.- A może twoją, co? W końcu coś mi będziesz winna jak cię uratuję z tego całego przymusowego ożenku? A tutejszy władyka i tak nie ma córki na wydaniu, zaś synkowie jego mnie nie pociągają.
Wzruszył ramionami dodając spokojnie.- A wracając do naszej ciężkiej sytuacji… nie zamierzam być samotnym herosem ratującym Grauburg, lecz jedną z osób, która spróbuje zawalczyć o to miasto. Takoż i ty winnaś. Bądź co bądź utknęliśmy w tym mieście razem i jeśli ono upadnie pod gremlinami, to my wraz z nim. Więc ratowanie miasta oznacza uratowanie także naszej skóry.

Wielka Artystka Meryel nie miała w sobie ni krztyny bohaterskiej natury. Nie kusiła jej sława zyskana na pomaganiu innym, poprzez narażanie samej siebie. Lubiła siebie, lubiła swoje włosy i nie chciała, by spadł jej z głowy choćby jeden z nich. Podróżowanie po świecie jako wędrowna kuglarka pozwalało jej łatwo pojawiać się w jednym miejscu, zachwycić sobą mieszkańców, a potem po prostu odjechać. Bo i też zwykle nie spotykała na swej drodze czarownika wciągającego ją w każde kłopoty. Jedyne co mogła w takiej sytuacji, co poszukać jakiejś jasnej strony dla siebie. Błyszczącej wręcz.

-A może.. w takim razieeeee... - dłonie splotła za plecami i rozkołysała się na piętach - Może poteeem w nagrodę za moje zasługi dla miasta, ten wasz władca wpuści mnie do skarbców, co? Nawet chwilka wystarczy.
Akurat tyle czasu, aby ponapełniała kieszenie kosztownościami, które mogłyby jej wynagrodzić okropności Grauburga.

-Tak , tak… dostaniesz jakiś klejnocik w nagrodę za pomoc. - machnął ręką Tancrist rozglądając się po “domostwie” kuglarki.- Albo sakiewkę. Zaś wpuszczanie cię do miejscowego skarbca narazi cię na kłopoty. Masz lepkie rączki… a tutaj nie znajdziesz zbyt wiele wyrozumiałości dla tej przypadłości. Niemniej zostaniesz wynagrodzona za pomoc… o ile będziesz pomagać. Bo w zasadzie nie musisz, wystarczy że będziesz trzymać się blisko mnie. Będę spokojnieszy, jeśli będę miał cię na oku i…- zaczął się rozbierać! Odsłaniał górne partie swojego ciała dodając.- Masz może jakieś koszule i spodnie, w które się zdołam wcisnąć? Wolę nie marnować magii na garderobę, a nie chcę gnać do mej komnaty z siusiakiem na wierzchu.

Słowa jakoś nie docierały jednak do uszu Esthe za szybko. Jej spojrzenie wędrowało po ciele mężczyzny, wodziło po błyszczących liniach wytatuowanych na skórze jego pleców (bo akurat plecami stał do niej odwrócony). Kuglarka była jakby nieobecna… ten widok obudził w niej bowiem coś, kogoś innego jakby, tę ciekawską stronę natury. Fiołkę? Panią Ognia?
W każdym razie palce elfki wyciągnęły się ostrożnie w kierunku pleców Tancrista i przesunęły opuszkami po skórze wodząc wzdłuż jednej z mieniących się linii wyrytych na jego ciele. Kusiło by zostawić na jego barku zadrapanie… albo ugryzienie jej ząbków. Coś takiego, jak piętno jakie sama nosiła na szyi. Dowód ma to, że Czaruś należy do niej. W końcu przegrał walkę w kręgu menhirów, prawda?

-Co ty robisz?- te pytanie maga wyrwało Eshte z zamyślenia. Bo co na wszystkich bogów robiła ?!

Elfka zamrugała gwałtownie, jak znów budząc się z jakiegoś przedziwnego transu, po czym spojrzała na palce wodzące po tatuażach mężczyzny. Wyglądały dokładnie jak jej własne paluszki, tak samo smukłe i niezgorszej urody. Ale przecież ona by go nie macała, z ich dwojga to Ruchacz zawsze próbował się dobrać do jej cycków, nie na odwrót. Sama myśl była mocno obrzydliwa.

W zaskoczeniu odskoczyła od niego, prawie przy tym gubiąc kapelusz z głowy. A chociaż wyciągnęła ku niemu rękę, to tym razem była daleko od jego pleców, z palcem wycelowanym w nie oskarżająco -Nie, nie, nie! Co Ty robisz, ja się pytam! Nie możesz tak po prostu wejść do czyjegoś domu i się zacząć rozbierać! Czy nikt was szlachciurek nie uczy zasad dobrego zachowania?!

Sama też nie miała najmniejszej ochoty oglądać.. ekhm.. siusiaka Thaaneekryyysta, więc z wyrzutem w każdym stawianym kroku podeszła do jednej ze skrzyń stojących w wozie. Przykucnęła przy niej, otworzyła szeroko, po czym przeszukiwać zaczęła zawartość. Nie brakowała przy tym jej burczenia w złości, jak to zboczeniec przez cały dzień nie może zatrzymać na sobie ubrań, i że powie jego ojcu.

Gdy w końcu znalazła przedmiot swoich poszukiwań, a był on płaszczem tego samego czarownika, którym on ją otulił w czasie powrotu z przyjęcia Ery, to zgrabnie rzuciła go ku mężczyźnie, mówiąc - Nie noszę męskich ubrań, więc masz, owiń się jakoś. Wprawdzie miałam z tego zrobić wyściółkę dla gołębi, no ale.. -wzruszyła ramionami, z powrotem zanurzając się w niezbadane głębiny skrzyni.

-Ale w spódnicach też ciągle nie paradujesz, więc myślałem że masz jakieś spodnie w które zdołam się wcisnąć.- odparł czarownik przyglądając się znajomej tkaninie. Po czym spojrzał na dziewczynę dodając -Jakoś ci ten fakt mego przebierania się w twym wozie nie przeszkodził ci zmacać mi pleców.

Oj, niepotrzebnie to mówił, a już szczególnie nie powinien był się drażnić z elfką. Może gdyby siedział cicho, albo jedynie wyraził swą wdzięczność, to Eshte nie zwróciłaby uwagi na skarb znaleziony w skrzyni. Niewiele myśląc przerzuciłaby, tak jak wcześniej dużo innych ubrań czekających na bycie przerobionymi pod jej gust. Ale nie, Thaaneeekryyyst musiał się odezwać. I skoro w jej dłonie powierzył odpowiedzialność za ubranie go, miała więc jak najbardziej zamiar to wykorzystać. No, przeciwko niemu
Odwróciła się nagle ku niemu, z wargami rozciągniętymi w szerokim uśmieszku ukazującym złowieszczo wyszczerzone ząbki. Potem, niczym najcenniejszy z możliwych skarbów, wyciągnęła wysoko ręce, aby w słabym oświetleniu wozu zamigotał śliczniutki materiał znalezionych portek.






No idealne wręcz dla czarownika lubującego się w ciemnych barwach, prawda?

Spojrzał na ten fragment z niewyraźną miną, ale… nie odmówił. Wziął owe spodnie i ku rozbawieniu elfki rzeczywiście zabrał się za ich ubieranie. I przeklinał pod nosem fakt, że były ciasne co tylko zwiększało wesołość kuglarki. Do czasu.
Bowiem szybko wesołość zamarła na twarzy Eshte, przybierając wpierw bladość, a potem rumieniec.
Czarownik miał rację. Spodnie były ciasne. Nie tylko podkreślały krzywiznę jego pośladków, ale także pozwalały… nie pozwalały zapomnieć widoku męskości, której to kształt wyraźnie się w nich odcinał.
Co gorsza, z początku ciężko było jej odwrócić wzrok od tego widoku. Wspomnienia z kręgu menhirów rozpalały jej krew i... bynajmniej nie gniewem.

W końcu jednak zdołała się wyrwać z pułapki uroku czarownika, który ten niewątpliwie musiał na nią w międzyczasie rzucić. Nie było żadnego innego wytłumaczenia dla reakcji jej ciała i myśli. Odwróciła więc głowę i schowała ją z powrotem w skrzyni pełnej ubrań czekających na swoją kolej zostania przerobionymi na jedną ze scenicznych kreacji kuglarki.

Głupi, dobrze we wszystkim wyglądający, cudacznie muskularny i dobrze wyposażony Ruchacz - tak sobie marudziła cicho pod nosem, coby szubrawiec przypadkiem jej nie usłyszał. Za bardzo by się ucieszył z takich szyderczych komplementów.

Potrzebowała teraz znaleźć dla niego coś na górę, aby zakryć tę jego klatę zbyt szeroką jak na maga. Może także coś na tyle długiego, aby zakryło.. ekhm.. zbytnią ciasnotę spodni. Worek po ziemniakach byłby idealny. Nie miała jednak takiego pośród swoich skarbów, więc zmuszona była sięgnąć po coś prawie tak samo dobrego – paskudną tunikę






Bardziej nadającą się jakiemuś wieśniakowi niż szlachciurkowi podobnemu Thaaneeekryyystoowi, ale to przecież ona teraz miała władzę nad jego wyglądem. I władzę tę wykorzystywała w pełni.
Ta część odzienia była długa i szeroka, workowata po prostu. A na dodatek gryząca. Gdyby Eshte wcześniej pamiętała, że takie paskudztwo posiada, to zastanawiałaby się po co jeszcze je trzyma zamiast wyrzucić. Cóż, właśnie na taką okazję. Sama nigdy nie przerobiłaby tej tuniki na coś pasującego swym gustom. Pomimo wychowania w ciągłej drodze pomiędzy miastami, a potem na ulicach tychże, lubiła dotyk mięciutkich tkanin na swej skórze. Ta taka na pewno nie była.

Skrzynia zamknęła się z głuchym trzaskiem, a elfka podniosła się i podchodząc do mężczyzny podała mu odzienie. Chwilę tak stała przyglądając mu się w zadumie, aż oczka jej błysnęły wyraźnymi iskierkami. Pstryknęła palcami.
-Jeszcze kapelusz! - oznajmiła bez pytania go o zgodę, po czym w dalszych poszukiwaniach ruszyła ku innej części wozu, gdzie miała swoją małą, zagraconą pracownię krawiecką.

- Czerpiesz z tego za dużą przyjemność. - usłyszała za sobą marudzenie ubierającego się Tancrista, a potem słowa które spowodowały dziwne ciepełko w sercu jak i na policzkach. - Ale cieszę że humor ci wrócił i znów jesteś sobą.
Bo i dziwnie się czuła z świadomością że Ruchacz się o nią troszczy.

Wzgardliwe prychnięcie dobiegło z miejsca, gdzie zniknęła Eshte. Oczywiście, ona go tutaj próbowała przystroić jak dworskiego pajaca lub wioskowego głupka, a ten bezczelnie odnajdywał dobre strony w jej złośliwości. Jak on mógł! Powinien ją błagać: „Eshte, nie każ mi tego zakładać! Jak ja, dumny szlachciurek, będę wyglądał! Co powiedzą te wszystkie podkochujące się we mnie paniunie!” . Ale nie, Ruchacz się.. cieszył z tego, że ona się cieszyła. Obrzydliwość.

-Po prostu mam nadzieję, że jeśli Ty nie będziesz potrafił pokonać Pierworodnego, to przynajmniej padnie on ze śmiechu na Twój widok - skwitowała ostro, próbując zgasić to jego samozadowolenie. Kiedy się pojawiła z powrotem, w dłoniach trzymała kapelusz, którego zdobienia przekraczały granicę tandetności. Wielkie pióra falowały nawet teraz, przy każdym stawianym przez nią kroku, a co dopiero po założeniu na czyjąś głowę.





Klepnięcie dłońmi, a potem jeszcze dmuchnięcie sprawiło, że z kapelusza podniosła się chmurka kurzu. Nie zraziło to jednak elfki, która zbliżyła się do czarownika. Stając na palcach i wyciągając się jak najbardziej, bo parszywiec był od niej zdecydowanie wyższy, usadziła jedno ze swoich dzieł na jego pustym łbie. Odsunęła się potem, aby z odpowiedniej odległości przyjrzeć mu się ze znawstwem.

-Idealnie - pojedyncze słówko padło spomiędzy jej ust. A żeby i sam Thaaneeekryyyst mógł się przekonać o jej talencie, kuglarka zbliżyła się do lustra. Teatralnym gestem ściągnęła tkaninę zakrywającą jego taflę.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem