Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-07-2017, 00:27   #80
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
- Chyba sobie żartujesz. Po co mi taki kapelutek, co?- zapytał sceptycznie czarownik przyglądając się swemu odbiciu w lustrze. - Dorzuć jeszcze jakiś rapier i już będę w pełni księciem z twojej bajki, nieprawdaż?
Czyżby sugerował, że ubierała go tak… jak sobie go wymarzyła w dziewczęcych marzeniach?

-Co? -zapytała Eshte, która najwyraźniej nie dosłyszała żadnego ze słów wypowiedzianych przez czarownika. Dziwne. Przecież w wozie bardzo dobrze wszystko było słychać, a dodatkowo było w nim na tyle przytulnie, że do środka nie docierały żadne odgłosy chaosu szalejącego w mieście i wśród zamkowych korytarzy. Zatem elfka zwyczajnie.. udawała głuchą, przynajmniej na te kolejne jego próby drażnienia się z nią. Na domiar złego, to czego „nie usłyszała”, interpretowała na swój sposób.

-Co powiedziałeś? Chcesz jeszcze obwiesić się biżuterią? I założyć pończoszki do tych spodni? - zdecydowanie zbyt niewinnie brzmiał głos elfki, aby można było uwierzyć w szczerość jej dobrych zamiarów. Oparła dłonie na biodrach przyglądając się temu stworzonemu przez siebie pajacowi -Nooo.. może uda mi się coś znaleźć. Ja to chciałam tylko się Tobą ochronić przed Pierworodnym, ale skoro tak bardzo chcesz się jeszcze poprzebierać w moje fatałaszki..

I z tymi słowami rzeczywiście znów zwróciła się ku swoim skrzyniom wypełnionymi skarbami.
Tyle, że tym razem… czarownik postanowił zareagować. I oczywiście zrobił to w najbardziej skandaliczny i lubieżny sposób jaki był możliwy w tej sytuacji. Ale w końcu przezwisko Ruchacz nie wzięło się z niczego, prawda?
Przeszukując swój kuferek kuglarka poczuła dłonie drapieżnie macające jej wypięte pośladki. Bezczelnie wykorzystał sytuację by ją zmolestować! Łajdak jeden!

Ale.. zadziwiająco pierwsze co wyrwało się z ust Eshte nie było stekiem przekleństw, a cichym zmysłowym westchnieniem. Czerwona na twarzy elfka ze wstydem zauważyła, że ów dotyk jego dłoni nie jest odrażający, a przyjemny. I co gorsza… Thaaaneeekryyst mógł się tego domyślić i wysnuć nieodpowiednie wnioski.

Pomimo tej swojej pierwszej, przedziwnej reakcji, o którą dawniej siebie nigdy by nie podejrzewała, druga już była bardziej w naturze kuglarki. Podskoczyła uświadomiwszy sobie grozę sytuację, po czym równie szybko odwróciła się i uderzyła zwyrodnialca. Uderzyła go tym, co akurat miała pod ręką, co akurat wpadło w jej paluszki w trakcie przeszukiwania skrzyni, zatem zdzieliła Ruchacza jednym ze swoich miękkich trzewiczków.

-Czy Ty jesteś jakiś niewyżyty?! Cały dzień musisz próbować mnie zmacać i wykorzystać?! - warknęła wściekle, raz jeszcze okładając go bucikiem w ramię - Nie masz przypadkiem czegoś ważniejszego co zrobienia? Jak uratowanie tego Twojego parszywego Grauburga?!
Odrzuciła trzewiczek z powrotem do skrzyni, której wieko zamknęła z hukiem wyrażającym jej złość dobitniej niż każde słowo - Następnym razem szukaj sobie jakiejś tutejszej paniuni, żeby Cię ubrała, skoro tak mi się odwdzięczasz za pomoc!

-No no no… nie przesadzaj. Aż tak wiele nie zmacałem przez ubranie. Za to ukróciłem twoje zapędy do przerobienia mnie na błazna. Ten kapelusz nie był w ogóle potrzebny.
- odparł spolegliwie Tancrist. Po czym dodał żartobliwie. - Zresztą jakież to miasto mogłoby się równać z twoją urodą?

-Czy naprawdę w Twoich rękach znajduje się moja wolność od Pierworodnego?
-burknęła Eshte w niedowierzaniu, kiedy tak spode łba i zza niesfornych kosmyków patrzyła na szlachcica. Najwyraźniej nie prezentował się za dobrze w roli rycerza mającego bronić jej bezpieczeństwa, bo zaraz westchnęła ciężko na ten mało pocieszający widok. Pochwyciła potem w dłoń sztylet podarowany jej po tym jak.. utwardziła rycerskie kopie, czyniąc je zwycięskim orężem w turnieju. Wątpiła wprawdzie, aby była w stanie użyć ostrza na pięknookim elfie.. ale na pewno nie miało zaszkodzić bycie przygotowaną na taką okoliczność.

-Nie wiem. To zależy jak się uprze… Jeśli będziemy mieli czas i spokój, mogę usunąć tatuaż z twej szyi. Jeśli będziemy mieli szczęście on tutaj zginie.- dłoń Tancrista ruszyła ku elfce ostatecznie lądując na czuprynie kuglarki którą poczochrał. - No i możesz być pewna, że uczynię wszystko by ciebie nie zabrał ze sobą. A teraz chodźmy, musimy dotrzeć jak najszybciej do mej komnaty… spodnie strasznie mnie piją w kroku.

Co niestety przypomniało nieszczęsnej kuglarce o innej “kopii” którą dziś zmacała i pośladkach… jego, jej własnych pośladkach i jego dłoniach na nich. Zdecydowanie ten dzień miał w sobie za dużo wątków powiązanych z seksem. A co gorsza nie zamierzał się skończyć. Wszak gdzieś po zamku grasował jurny elf, który nie dawał się tak łatwo odpędzić jak Ruchacz.

-No.. chodźmy… Zamek sam się nie uratuje.- odparł czarownik otulając się płaszczem i ruszając dziarsko ku wyjściu z jej wozu. I odciągając na myśli Eshte od… swej anatomii.

Odprowadziła go ponurym spojrzeniem. Musiała pamiętać o powiedzeniu mu, że właściwie to będzie mógł sobie zatrzymać te spodenki na jakieś kolejne arystokratyczne bale. Ona już ich nie chce. Pożegnała się z nimi w chwili, kiedy dotknęły szacownej dupy czarownika i.. no.. innych części jego ciała też. Żaden specyfik znany alchemikom tego świata, nie byłby w stanie oczyścić materiału ze wspomnień nagości Ruchacza. Brrrrr.

Uczepiła sztylet do pasa swych spodni, po czym podniosła kapelusz, który w wirze wściekłości spadł na podłogę wozu. Otrzepała go nonszalanckim gestem i usadowiła tam, gdzie było jego prawowite miejsce. Na swej główce o barwnych włosach.

-Trixie, chodź! Idziemy ratować zamek! - zawołała wróżkę, która była podejrzanie cicho odkąd Thaaneeekryyyst przyszedł. Właściwie.. to nie widziała jej od tamtego czasu. Uh, miała nadzieję, że bardka nie wpadła w żadne kłopoty. Tych Eshte już miała nadto i nie mogła się doczekać, aż jedynymi jej problemami znów będą nietolerancyjny ludzie o małych rozumkach. Z nimi potrafiła sobie radzić.

Jak się okazało Trixie wcale aż tak cicha nie była, bo wesoło trajkotała z przerażonymi strażnikami zabezpieczającymi bezpieczeństwo stajni… z pomocą Razorbeaka, który wręcz szukał kolejnego celu dla swego dzioba i szponów.
Nic dziwnego że trwali w stajni, skoro nagle zyskali tak zaciekłego obrońcę. I z tego samego powodu znosili namolną wróżkę nie chcąc się narazić właścicielowi.

Trixie więc cicha nie była, ale za to była dość daleko od wozu i nie podglądała rozmowy czarownika z elfką. Na szczęście. Bogowie tylko wiedzą jakie naiwna i głupiutka wróżka mogłaby wynieść wnioski.

Wyruszyli. We troje.
Dzielni obrońcy zamku jakoś bowiem nie kwapili do towarzyszenia im. Woleli raczej zdać się pod opiekę krwiożerczego górskiego gryfa, niż chucherkowatego z pozoru maga.
Bo też tylko kuglarka wiedziała jak twarde ma mięśnie, bo też tylko jej palce… eeeech… zdecydowanie zbyt długo dziś przyglądała się gołemu magowi. Teraz nie mogła uciec od tych myśli.
Tancrist ruszył przodem niczym jakiś rycerz w lśniącej zbroi, choć nic takiego nie miał. Zamiast tego miał swój płaszcz, zgrzebną koszulę i przyciasne spodnie. Lecz mimo tego stroju szedł dumnie rzucając wyzwanie każdemu kto chciałby się zaśmiać z tego powodu. A Trixie i Eshte podążyły za nim.

I cała trójka wkrótce natknęła się na pierwszych przeciwników.



Gremliny. Pocieszna czwórka stworków, gdyby nie ich zęby jak u rekina. Natknęli się na nich tuż po wejściu do zamkowego hallu. I gremliny owe ruszyły z wrzaskiem na trójkę awanturników. Z całej czwórki tylko jeden wyglądał groźnie. Ten, który dorwał w swe łapki gnomią bombę prochową.
Paru z gwardzistów leżało obok, niestety już martwych. Niektórzy z przegryzionymi krtaniami, inni z rzeźnickimi nożami wbitymi w brzuchy. Wszędzie było widać ślady gwałtownej walki pomiędzy gremlinami, a obrońcami zamku. I obrońcy ją przegrali. Nie było przy tym widać martwych gremlinów, ale wszak Esthe pamiętała co się działo z tymi stworkami po zgonie. Zresztą, czemu miała się przejmować martwymi, skoro czwórka żywych bestyjek chciała ją ubić! I tym razem nie było z nimi morderczej bestii Tancrista, był tylko sam Czaruś.

Swoim pojawieniem się oraz wyraźną niechęcią do pozwolenia ich trójce na dalsze wędrowanie korytarzem w spokoju, gremliny przeszkodziły Eshte w bardzo ważnych rozmyślaniach! Dotyczyły one tego, jaki maleńki kapelusik powinna uszyć dla Trixie. Wszak jeśli ta rzeczywiście miała zamiar towarzyszyć jej w podróżach jako bardka, to nie mogła wyglądać jak pierwsza lepsza wróżka, która dopiero co wyszła z głębokiego lasu! Nie, nie, nie! A kapelusze to elfka uwielbiała. Były jednym z jej znaków rozpoznawczych, zaraz po zabójczym uroku osobistym, niespotykanym talencie do kuglarstw i wyrafinowanym guście.

Nic więc dziwnego, że nie była zadowolona. Chociaż gremliny niewątpliwie były dla niej milszym widokiem, niż gdyby miał przed nimi stanąć Pierworodny. A co dopiero czterech.
Dotknęła dłonią pleców Thaaneekryyysta, no przecież że nie w pieszczotliwym geście! Dotknęła go, by pchnąć lekko w kierunku wyszczerzonych paskudek, mówiąc - No, rób swoje czary mary, żebyśmy mogli pójść dalej.

-A ty nic nie zrobisz?
- zapytał ironicznie czarownik. - Czy przypadkiem nie jesteś potężną kuglarka? Panią ognia czy jakoś tak? Mogłabyś ze swą bardką przynajmniej zadbać o jakąś dywersję lub chociaż wsparcie moralne.

Niemniej w dłoni czarownika pojawił się sztylet utworzony z magii… Cóż, bardziej wydłużony romb, z dwoma bokami dłuższymi i dwoma krótszymi. W każdym razie Tancrist cisnął nim jak sztyletem z zabójczą precyzją, co jednak pewnie było bardziej efektem zaklęcia niż jego własną zwinnością. Taką przynajmniej miała nadzieję Eshte. Nie chciała bowiem by okazało się, że Ruchacz jest lepszym żonglerem niż ona!
W każdym razie pocisk ów wbił się w oko gremlina z bombką zabijając go na miejscu i zmieniając jego ciało w ową zielonkawą maź, która rozpaćkała się na podłodze.

-Skoro jestem tak potężna, to powinnam zachować moją moc na potężniejszych przeciwników, nie? - kwaśnym tonem Eshte odparowała jego zarzuty. Mimo to na moment złączyła ze sobą dłonie, a gdy zaraz jedną rękę wyciągnęła ku gremlinom, to w jej zgrabnych palcach tańcowała szklana kuleczka. Wypełniona była.. czymś, co przesypywało się przy tych ruchach. Może piasek, może innego rodzaju złocisty pyłek.

-Hej! -zawołała rzucając ją w kierunku trzech kreaturek, bo przecież zawsze potrzebowała skupiać na sobie uwagę publiczności, kiedy wykonywała swe sztuczki. Nie było inaczej i w tym przypadku.
Kulka poleciała ku nim niewinnie, z pewnością nie budząc postrachu podobnego choćby i najmniejszej bombie. Jednak gdy już doleciała ponad głowy gremlinów, co nie było trudne ze względu na ich niewielkie rozmiary, to elfka pstryknęła palcami. Jak na zawołanie kuleczka wybuchła, tworząc wokół nich kurtynę z wolno opadających drobinek pyłku. Ślicznie się mieniły w powietrzu, niczym złote fajerwerki. Niewątpliwie mógł to być pokaz godny arystokratycznych przyjęć.






Tyle, że zaraz kuglarka pstryknęła palcami drugi raz. Wtedy każde jedno z setek piaskowych ziarenek zaczęło wybuchać. Nie krzywdziły, jedynie błyskały mocno i wydobywały z siebie głośny, choć krótki huk, po którym znikały na zawsze. Przypominały pozornie niegroźne petardy, jakimi czasem bawiły się dzieci strasząc wszystkich wokoło.

Odwróciła się plecami do tego widoku i dłonie oparła na biodrach, z dumnie uniesionym podbródkiem spoglądając na Ruchacza - Zamiast tracić ją na takie stworki, którymi Ty możesz się zająć, Czarusiu.

-Tyle że to nie są zwierzęta, które przestraszą prostych sztuczek, tylko żądne krwi bestie gotowe nawet na samobójcze ataki byleby tylko dorwać swą ofiarę… w nogi!
- wrzasnął na koniec czarownik pierwszy ruszając do biegu. Gremliny ogłuszone i po części oślepione wybuchami wcale nie wyglądąły na przerażone pokazem mocy kuglarki. Raczej na bardziej rozwścieczone.

Elfce nie zostało więc nic innego jak wziąć przykład z Ruchacza i pogonić za nim. A wróżka poleciała za nimi szybko machając skrzydełkami i głośno wyrażając zdziwienie, że wielka mistrzyni Eshtelëa i jej wielbiciel uciekają przed wrogiem. Ten zresztą zaczął doganiać uciekającą trójkę i jeden z goblinów dopadł uciekającą wróżkę. Trixie zareagowała odruchowo - zawirowała rozsypując miłosny pyłek. Na szczęście z dala od Tancrista i kuglarki, za to wystarczająco blisko, by objąć nim całą trójkę ścigających ich gremlinów. Te jednak nie poczuły przypływu amorów. Tylko rzuciły się na ziemię tarzając z bólu i próbując zdrapać ze swej skóry pyłek wróżki. Po czym jeden po drugim eksplodowały z głośnym mlaśnięciem… stając się kupkami mazi na podłodze.

Eshte z obrzydzeniem przyglądała się tym.. pozostałościom po gremlinach. Z całą pewnością nie tego się spodziewała po magii tak uroczej kreaturki jaką była Trixie. Może nie powinna jej wziąć ze sobą w dalszą podróż tylko jako bardki, ale także jako osobistego strażnika o chichocie podobnym dzwoneczkowi. No, po takiej to nikt by się nie spodziewał morderczych zamiarów.

Pochwyciła lekko za rękaw płaszcza czarownika i zapytała cicho, aby wróżka nie mogła usłyszeć. Wszak Wspaniała i Nieustraszona Pani Ognia powinna wiedzieć wszystko - Czemu to się stało? Nie powinny od
jej pyłku popaść w miłosny szał?

-Gremliny są pomniejszymi demonami wezwanymi tu przez kogoś lub coś. Ich ciała to niestabilna materia chaosu. Nie mają w sobie żadnych uczuć… w tym i miłości. A pyłek wróżek zamiast budzić w nich uczucie pożądania, pali ciała demonów niczym kwas.
- wyjaśnił pospiesznie Thaanekryyyst. I po chwili dodał. - Przeciw Pierworodnemu jednak… pyłek wróżki zadziała normalnie budząc chęć konsumpcji twego słodkiego owocu dziewictwa. Nie łudź się, on nie jest demonem. Natomiast nie wiem nic na temat wpływu wróżkowego pyłu na nieumarłych.

Elfka przechyliła głowę rozważając to co właśnie od niego usłyszała. Jednak nie trwało do zbyt długo. Zaraz bowiem skupiła całą swą uwagę na innych słowach wypowiedzianych przez czarownika.
-Mojego słodkie czego?! - warknęła po uświadomieniu sobie, że wcale się nie przesłyszała. Ten parszywy Ruchacz nawet i w takim momencie miał w głowie tylko zboczone myśli. Zatem kolejny już raz tego długiego, długieeeego dnia, zdzieliła go piąstką w ramię - Zabraniam Ci o tym myśleć!

-Ciężko mi o tym nie myśleć skoro dumnie zaprezentowałaś swe walory w całej nagiej okazałości. Za późno już na wstyd moja droga.
- odparł ironicznie czarownik i wzruszył ramionami. - Poza tym musiałem cię ostrzec, co byś nie testowała pyłku Trixie na Pierwodnym. Lepiej jak poślesz mu parę ognistych całusów.

- Oh, nie bądź głupi. Pierworodny już i tak widzi we mnie swoją niewolnicę, nie potrzebuję, aby popadł w jeszcze większe pożądanie na mój widok. Wtedy to już na pewno mnie nie zostawi
-odparła elfka, jednocześnie rozcierając palcami kosteczki piąstki drugiej dłoni, którą co dopiero raz jeszcze zdzieliła Thaaneeekryyysta. On może i nie sprawiał wrażenia zbyt poruszenia tymi uderzeniami, ale jej one wyraźnie wchodził w krew. Pozwalały w przyjemny sposób znaleźć ujście dla swojego gniewu. Bo ten znowu miał czelność myśleć o niej.. nagiej, a wcale nie miała ochoty być częścią jego perwersyjnych myśli!
-Jej pyłek mógłby się przydać do tego, aby na mnie nie zadziałał jego urok. Bo mówiłeś, że wystarczy być w kimś zakochanym, nie? Chociaż.. - wzdrygnęło nią mocno, nie na żarty. Jak gdyby na samo wspomnienie wydarzeń z kręgu miała się porzygać. Drugi raz - Nie mam ochoty tego powtarzać. Rzucanie się na kogoś innego wcale nie jest lepsze od wpadnięcia w jego łapy.

-Doprawdy? Miałem wrażenie że bardzo ci się podobało.
- odparł ironicznie czarownik i wzruszył ramionami.- Pyłek wróżki nie nakłoni cię pokochania kogoś. Może cię uczynić śmielszą, może obudzić w tobie pragnienia i dążenie zaspokojenia. Ale jeśli kogoś nie darzysz ciepłymi uczuciami, to pyłek wróżki tego nie zmieni.

Im bardziej docierały do niej implikacje wynikające ze słów Ruchacza tym bardziej czerwone robiły się jej uszy. Czyżby…. czyżby ten łajdak którego nie cierpiała, ten lubieżnik… czyżby on sugerował, że się w nim podkochiwała, tak… troszeczkę? Że wbrew temu co mu okazywała, on budził w niej jakieś lubieżne pragnienia i fantazje?
A to bezczelny pyszałek!
Znowu głupoty gadał, ot co. Nie mógł jej wmówić jakichś ciepłych uczuć wobec siebie, skoro ona dobrze wiedziała, że jedyne co do niego żywiła to niechęć. Widać przemądrzały czarownik nie wiedział wszystkiego i pyłek wróżek wcale nie działał tak, jak mu się wydawało.

Prychnęła więc tylko, nie mając zamiaru dłużej z nim dyskutować. Skoro teraz uparł się przy tej swojej teorii, to ona już mu utrze ten zadarty nos i pokaże, że nie ma w niej ni jednego miłosnego ziarenka wobec niego. Marzyciel jeden.

-Wspaniała robota, Trixie! Pokazałeś im gdzie ich miejsce! -zawołała przyklaskując radośnie, oraz całkowicie ignorując istnienie wszechwiedzącego szlachcica.

-Eeee… tak… pokazałam.- Trixie nie była pewna co zrobiła i czemu. Najwyraźniej nigdy wcześniej nie spotkała się z demonami. Spojrzała błagalnie na elfkę w oczekiwaniu na wyjaśnienia. Skrzydlata bardka bowiem niewątpliwie była przybita tym co się stało. I dotąd smętnie podfruwała za dwójką rozmawiających magików.

-Co, nie podobało Ci się? -zapytała elfka widząc niepocieszoną minkę wróżki. No, może jej własny pokaz rzeczywiście robił większe wrażenie od tej zielonej papki w jaką Trixie przemieniła gremliny, lecz nie każdy mógł od razu stać się tak utalentowaną artystką jak Eshte. A i bardka miała się zajmować graniem oraz śpiewaniem, nie magią i kuglarstwami.
-Mówiłam Ci, że może być dość strasznie poza Twoim lasem. Ale nie martw się, wszystko będzie lepiej kiedy wydostaniemy się z tego przeklętego miasta. Będziemy wtedy podróżować i występować przed uwielbiającą nas publiką - uśmiechnęła się szeroko, błyskając ząbkami i tą samą wesołością próbując zarazić bardkę - Brzmi dobrze?

-Tak!
- odparła entuzjastycznie Trixie i po czym markotnie dodała.- Po prostu nie lubię śmierci i wybuchającej mazi. Wolę miłość niż wojnę.

-Nooo..-
tymi słowami starła uśmiech elfki, która w zawahaniu podrapała się po karku -Raczej w moim podróżach staram się omijać wszelkie wojny. Nie sprzyjają zarobkom, rozumiesz. Miłości też nie mogę Ci obiecać.. -skinęła nagle głową, dostrzegając sposób na pocieszenie tej maleńkiej kobietki o wielkim sercu i dobrych zamiarach, nawet jeśli czasem nieumyślnie czyniącej więcej złego -Oprócz tej do naszych popisów. Nie będziesz już nigdy zmuszona oglądać takich obrzydliwości, jak tylko staniemy się sławne. Razem.

Taka wizja podziałała na wróżkę. Przez tyle lat mieszkająca w lesie, mająca tylko zboczonych druidów jako widownię dla swych występów, teraz aż nie mogła się doczekać splendoru wielkiego świata. Owszem, Eshte mogła.. przekoloryzować swą własną reputację, ale przecież tylko odrobinę. I tak właściwie to wcale nie kłamała, a bycie kochaną przez tłumy stanowiło zaledwie kwestię czasu. Tym krótszą, że nareszcie dzięki Trixie będzie miała muzykę pasującą swym tańcom z ogniem. Obie więc już z niecierpliwieniem wyczekiwały pierwszej okazji do wspólnych popisów.
Wróżka zdołała zapomnieć o gremlinach wybuchających na maź i drobne kawałeczki. Uradowana latała naokoło głowy kuglarki, niczym mały ptaszek świergocząc o tym co będzie, jakie to nowe piosenki napisze, jak ciężko będzie pracować, by tylko tak Wybitna Artystka nie żałowała wzięcia jej ze sobą w podróż. Ta radość okazała się być zaraźliwa i udzieliła się Eshte, już popadającą w rozmarzenie o opuszczeniu tego miasta i powrotu do swej ulicznej sztuki.

Jednak takie zadowolenie mogło trwać tylko krótką chwilę w przeklętym Graburgu.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem