Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-07-2017, 01:12   #82
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Chciała raz jeszcze poczuć delikatny dotyk jego smukłych palców i siłę obejmujących ją ramion.
Chciała otulić się jego zapachem, cudowniejszym od każdej łąki kwiatów i bardziej odurzającym od każdego palonego ziela.
Chciała smaku jego ust, zarówno w namiętnych pocałunkach od których uginały się pod nią nogi, jak i w tych drapieżnych, żarłocznie kąsających jej wargi.
Chciała jego głosu wypowiadającego tylko jej imię.
Chciała mieć go teraz całego wyłącznie dla siebie, bez całej tej widowni psującej jej ten moment radości!

-Tak bardzo za Tobą tęskniłam! Każda chwila czekania, abyś przyszedł i zabrał mnie ze sobą, zdawała się wiecznością i rozdzierała moje serce - rozpływała się Eshte w swych gorących uczuciach do Pierworodnego, który teraz był jej jedynym oczkiem w głowie. Nikt inny już się nie liczył, skoro nareszcie powróciła jej jedyna miłość - Już zaczęłam myśleć, że będę musiała zostać w tym paskudnym zamku, razem z tymi.. ludźmi!
Postąpiła kroczek ku niemu, ale czarownik ciągle stał na jej drodze. Bezczelny! Popchnęła go więc niezbyt delikatnie, próbując się przepchnąć obok niego i prychając wściekle - No już, odsuń się! Chcę przejść!

- A ja ci mówię, że masz stać za mną.
- burknął czarownik, a elf uśmiechnął się delikatnie roztaczając swój urok.- Odejdź stąd dobry człowieku, znaj moją łaskę.
- A poznaj…
- odparł wulgarnie Tancrist nie doceniając łaskawości Pierworodnego -... moją pięść.

Szybki ruch dłonią i Ruchacz zamachnął się pięścią…posyłając w kierunku Pierworodnego pięść… składającą się z energii pioruna. Coś podobnego do kuleczki błyskawic Paniuni. Tylko zrobiona poprawnie i przerażająco skuteczna. Pięść błyskawic uderzyła w klatkę piersiową elfa odrzucając go do tyłu i zostawiając popalone ubranie.

- Tyyy ROOOBAAKUUU! Jak śmiałeś! Zapłacisz za to, zmiażdżę cię.- wycharczał zaskoczony Pierworodny porzucając łaskawe uśmieszki i pozę łagodności. Ale i w tej drapieżnej postaci budził zachwyt Eshte nie rozumiejącej czemu i Trixie i Ruchacz nie widzą tego boskiego niemal majestatu.
Czarownik zresztą nie czekał elf wstanie na nogi posyłał w jego kierunku pociski splecione pospiesznie z błyskawic. Byle szybko i dużo i często. Byle nie dać Pierworodnemu czasu na reakcję. Nie udało się. Po kilku pierwszy trafieniach elf odsłonił się przezroczystą bańką mocy, od której błyskawice Tancrista odbijały się niczym chłopskie kije od pawęża.

-Co.. co.. coś Ty zrobił?!
-syknął ktoś wściekle za plecami Ruchacza. Ktoś bardzo niepozorny, po czyjej nadobnej płci można byłoby oczekiwać zachowania bezbronnej i kruchej damy w opresji. Tyle, że to była Eshte, na dodatek zapatrzona w Pierworodnego jak w najpiękniejszy obrazek, który chciała mieć tylko dla siebie. Nie było możliwości, aby siedziała cicho, kiedy ten prostak w szkiełkach próbuje rozdzielić ją z jej najdroższym elfem! Dlaczego nie potrafił zaakceptować ich miłości!

Rozpacz na widok podniszczonej szaty młodego boga mieszała się w jej drobnym ciałku z gniewem na Thaaaneeekryyysta. I tak jak można się było spodziewać, w jej wykonaniu była to mieszanka wybuchowa. Uzewnętrzniła się w ogniu, którym jak w gorączce błysnęły jej oczy, a także niesforne kosmyki włosów z wolna zaczęły się upodabniać płomyczkom, falującym leniwie przy jej twarzy.

- Nie jesteś godny choćby na niego patrzeć, jak śmiesz obrzydzać go swoją plugawą magią. Zapłacisz za ten brak szacunku!
-warknęła dziko, widząc teraz w czarowniku tylko swego przeciwnika, skoro miał czelność podnieść rękę na jej najdroższego elfa. Popełnił błąd, za który miał teraz cierpieć. Czy w imię miłości Eshte była w stanie zabić? To się dopiero miało okazać.
Kiedy zaś na krótki moment zwróciła się do Pierworodnego, to jej głosik stał się słodziutki, pełen gorącego uczucia wobec tego idealnego mężczyzny -Ten pyszałek zaraz pożałuje swojego występku, mój kochany. Tylko na mnie patrz!

Oczywiście, sam w zupełności potrafiłby zgnieść tego robaka, ale przy ich ostatnim spotkaniu, kuglarka nie mogła zaprezentować mu swego magicznego talentu. Teraz więc musiała to nadrobić. A jeśli spopieli jego wroga, to elf z pewnością zapała do niej jeszcze większym uczuciem, prawda? Będzie gwiazdeczką w jego oczach, jedyną żoną i kochanką u jego boku. Sama ta myśl sprawiała jej radość, podsycała chęć przypodobania się swemu wybrankowi. Zatem stojąc za Ruchaczem, tą przeszkodą pomiędzy nią i jej miłością, wciągnęła głęboko powietrze w płuca, by potem.. zionąć ogniem w jego plecy! Niczym smok tylko.. w mniejszej, mniej przerażającej postaci.

Eshte zaczęła sapać i dmuchać i chuchać i… nic?!
Ogień który miał uderzyć płomieniami z ust kuglarki i upiec Thaaanekrrysta… nie pojawił się. Utknął w jej płucach. Wzbierał w jej ciele, bo czuła coraz większy żar w okolicy serduszka i coraz większy gniew. Ale ten ogień jakoś nie chciał wyjść z usteczek elfki w postaci parzących płomieni. Co za blamaż! I to przy jej ukochanym i najpiękniejszym Pierworodnym. Magia, która była dumą Eshtelëi zawiodła ją w tak kluczowym momencie, bo na oczach jej wybranka. Co za wstyd.

Na szczęście Pierworodny zajęty rozprawą z mizernym robakiem w okularów nie zauważył jej wpadki. Nie zwrócił na nią uwagi. Wyciągnął dłoń do przodu i zacisnął, a sam czarownik uniósł się w górę próbując chwycić za niewidzialne dłoń duszące jego gardło. W jego dłoni wzbierała magia, tworząca sztylet na podobieństwo tego którego użył na gremlinach, ale przecież czymś takim nie mógł zranić Pierworodnego. Ukochany Eshtelëi był wszak ponad takie jarmarczne sztuczki.

Kuglarka jednak nie potrafiła się skupić na radowaniu z przegranej Ruchacza. Żar w piersi narastał boleśnie, aż … wybuchł ogarniając jej całe włosy prawdziwym ogniem.

Dość” - usłyszała we własnej głowie. Jej oczy zmieniły się całkiem, tak jak jej pukle stały się wcieleniem tego żywiołu. Ów elf bowiem ośmielił się napastować Czarusia. Jej własność! Tylko ona ma prawo bić maga. Pokonała go w kamiennym kręgu, a on oddał się jej niewolę. Należał do niej i miał spełniać jej zachcianki, a nie tłuc się z lalusiowatym elfem. Czas pokazać temu wrednemu Pierworodnemu, że nie drażni się bezkarnie Pani Ognia.

-Bezużyteczny – skwitowała pogardliwie ustami kuglarki. Ale prawdą było, że gdyby Eshte nie była pod urokiem Pierworodnego, to podobnie zareagowałaby na widok przemądrzałego czarownika prawie pokonanego przez tą elfią laleczkę. Bo czyż nie miał jej chronić? Czy nie miała być przy nim bezpieczna? Eh.. wszystko musiała robić sama.

-Tyyyyyy! -zwróciła się wściekle do elfa, co do którego piękniutkiej twarzy i zapewne równie boskiego ciała, z pewnością znalazłaby odpowiednio.. przyjemne zastosowanie dla siebie. Ale to dopiero po pokazaniu mu jego miejsca, po zmieceniu go własną magią z jego wielkopańskiego tronu do.. nic nieznaczącego, byle puszku ze spiczastymi uszami. A kiedy już będzie na dnie, błagając ją o łaskę, to może Pani Ognia zerknie na niego łaskawym okiem i uczyni swym kolejnym niewolnikiem. Jeśli okaże się tak samo zdolny, jak ładniutki.

-Znajdź sobie własnego niewolnika do męczenia! Ten. Jest. MÓJ!
-ostatnie słowo przemieniło się w pełne furii ryknięcie, po którym buchnęło i w miejscu elfki został sam dym, rozpełzający się po ziemi. Z powrotem uformował się w jej postać tuż za plecami Pierworodnego, a tam gdzie sama Eshte nie mogła, tam posłała Panią Ognia. Ta więc chuchnęła, dmuchnęła i zionęła ogniem, przy okazji sprawdzając wytrzymałość jego magicznej tarczy.

- Tyle hałasu, tyle huku.. i tak mizerny efekt.- zadrwił Pierworodny pochłonięty przez płomienie ziejącej ogniem kuglarki. Bo też i jego tarcza całkowicie opierała się jego płomieniom. Nawet się nie spocił.
Jednak przyglądał się jej zaciekawiony - Będziesz ozdobą mego haremu.
Zajęty Eshte zapomniał jednak o czarowniku. Ten zdołał zaś wyrwać się z duszących oków zaciskających się na jego szyi i opadł na podłogę. Klęknął przyglądając się wydarzeniom, a zwłaszcza elfowi.

Nagle cisnął owym sztyletem utworzonym z magii. Niby nic, proste zaklęcie. Niemniej Tancrist wiedział gdzie cisnąć, w jaki punkt. Nagle tarcza Pierworodnego pękła jak bańka mydlana wystawiając go, na furię magii Pani Ognia.

Tarcza opadła, a wraz z nią i ogień wzniecony dmuchnięciem elfki, ukazując z wolna wstępujący na wargi elfki paskudny uśmieszek. Teraz, kiedy nie było już żadnej przeszkody pomiędzy nią i jej niedawną miłością, patrzyła na niego władczo i.. z góry, chociaż była sporo niższa od Pierworodnego pięknisia. Ale jej dumna natura sprawiała wrażenie, jak gdyby ponad nim. Czuła się od niego lepsza, potężniejsza i to wystarczyło, aby zdawała się wyższa.

- Jak nas wcześniej nazwałeś? Ah.. tancereczką.. - zachichotała złowieszczo, wyraźnie rozbawiona i wcale nieporuszona swoją porażką sprzed kilku chwil. Ta nie była już ważna, skoro teraz miała Pierworodnego podanego jak na srebrnej tacy - Pokażę Ci taniec. Spróbuj nadążyć, laleczko.
Płomienie najpierw otuliły dłonie Pani Ognia, a potem w każdej z nich uformowały się na kształt długich, ognistych szarf lub biczów. Poruszając rękami zwinnie wprawiła je w wirowanie wokół siebie, dzięki czemu w powietrzu zdawały się być tylko ognistymi smugami.






Występ godny Wspaniałej Artystki jaką była Eshte, ale w wykonaniu tej nieujarzmionej części jej charakteru, ogień z zapierającej dech w piersiach sztuczki przemienił się w broń. Szybko, w rozpędzeniu, próbowała z głośnym trzaskiem uderzyć Pierworodnego to jedną szarfą powstałą z płomieni, to znowu drugą.

“Płonące bicze” kuglarki uderzały raz po raz w Pierworodnego raniąc jego skórę i paląc jego stroje. Wył z bólu pod jej ciosami udowadniając wyższość kuglarki nad potężnym elfem. A przynajmniej przez pierwsze cztery razy. Potem bowiem gestem dłoni i silnym podmuchem powietrza rozproszył jej bicze i ogień, jakby gasił zapaloną zapałkę. A kolejnym cisnął nią o ścianę.
Z pręgami poparzeń na ciele i twarzy wstał przytrzymując Eshte w miejscu. Elfka była wciskana w ścianę z olbrzymią siłą, przytłoczona jakimś niewidzialnym ciężarem nie mogła się ruszyć.

- Jak widać potrafię więcej niż nadążyć pyszkałkowa tancerko. Minie jeszcze parę setek lat nim będziesz mogła mierzyć się z moją potęgą.- syczał gniewnie trzymając swą zdobycz unieruchomioną i bezbronną. Eshte z pewnością zgodziłaby się z nim i drżała ze strachu, ale bycie unieruchomioną wzbudzało jedynie gniew, który kuglarka niestety nie była w stanie skierować go przeciw komukolwiek.

Niemniej Pierworodny, albo znów zapomniał o półprzytomnym czarowniku, albo nie miał dość mocy by okiełznać ich oboje naraz. Tyle, że Tancrist nie był już półprzytomny. Z pomocą Trixie szarpiącej go za ucho wstał i skupiał moc, gdy kuglarka chlastała Pierworodnego biczami.
I teraz tą moc wyzwolił ciskając włócznię mocy i błyskawic w plecy rozjuszonego elfa. Przeszył go na wylot powodując ryk ból i sporą eksplozję błyskawic.
Ale i to drania nie zabiło, choć pozbawiło sporo urody i włosów. Pół jego czaszki była łysa. A całe ciało poparzone i poranione.
Chwiejąc się na nogach i szeptając.- Niemożliwe.

Pierworodny upuścił przyciskaną do ściany elfkę i nacisnął kamień w swym pierścieniu na palcu. Ten się kruszył, ale za elfem pojawiła się lustrzana tafla w którą ten wpadł plecami i zanurzył się w niej jak w toni wodnej, zanim którekolwiek z nich zdołało zareagować.

- Dopadnę was! -usłyszeli jeszcze głos z owej tafli, która niczym lustro opadła na ziemię roztrzaskując się na dziesiątki drobnych kawałków.
Pani Ognia i Tancrist wspólnie dokonali wielkiego wyczynu, pokonując potężnego Pierworodnego.

Wspólnie? O nie, nie, nie. Pani Ognia nie znała takiego słowa. Z jej punktu widzenia, ona miała całą walkę jak najbardziej pod kontrolą i Ruchacz wcale nie musiał się do niej mieszać. Nie potrzebowała jego pomocy, to słowo także było jej obce. I bez niego zmiotłaby Pierworodnego w byle nic nieznaczącym pyłek.

-Tchórz - prychnęła tylko za nim, niezbyt przerażona jego słowami. A niech wraca, ona go przecież wcale stąd nie wyganiała. Niech wraca i pozwoli jej dokończyć dzieła, czyli całkowitego zepsucia tej jego twarzyczki.
-A Ty, mój niewolniku - w końcu łaskawie zwróciła się ku czarownikowi. Bynajmniej nie w chęci podziękowania, czy chociażby dostrzeżenia jego wkładu w pokonanie elfa. Ciągle był jej niewolnikiem, a ona jego Panią. Ona go właśnie uratowała przed zostaniem uduszonym - Zostaw magię prawdziwym magom, a sam lepiej zajmij się czymś, co Ci lepiej wychodzi. Na przykład... - chociaż te wargi należały do Eshte, to za lubieżny sposób w jaki się rozchyliły niewątpliwe odpowiedzialna była Pani Ognia. Tylko ona mogła z zadowoleniem wspominać wydarzenia z kręgu - Byciem na kolanach.

- Nie musisz dziękować za pomoc.
- mruknął sarkastycznie czarownik rozcierając sobie szyję, podczas gdy spojrzenie Esthe wędrowało po tej paskudnej koszuli którą mu łaskawie dała.
-Chodźmy do komnaty po twego liska i jakieś leki. No i potrzebuję się przebrać.- odparł spokojnym tonem głosu Czaruś wstając, podczas gdy Trixie zaczęła w podnieceniu trajkotać jak to wspaniale oboje walczyli, jak ich magia robiła Bum i Bam i Wzium. Wróżka była tą walką zachwycona nawet jeśli obserwowała ją kryjąc się za plecami to samej Eshte, to Czarusia.

Uśmieszek, nawet jeśli i lubieżny, w jednej chwili zniknął z usteczek ognistowłosej elfki, robiąc miejsce grymasowi niezadowolenia. A taki widok na twarzy swego Pana bądź Pani, nigdy nie był dobrym znakiem dla niewolnika.
-Sądziłam, że już ostatnim razem wyraziłam się wystarczająco jasno, ale najwyraźniej muszę Ci przypomnieć - wprawdzie płomienne bicze zniknęły w jej dłoniach wraz z tchórzliwym odejściem Pierworodnego, ale teraz jedna z jej dłoni znów rozżarzyła się do czerwoności. Nieśpiesznie zbliżyła się do Ruchacza, przy każdym kroku kołysząc biodrami w sposób, w jaki kuglareczka zdecydowanie nie potrafiła. I niekoniecznie chciała się go nauczyć.
- Nie potrzebujemy tych szmatek. A Tobie.. -mruknęła, stając przed nim władczo i palcami wczepiając się w noszoną przez niego paskudną koszulę. Zasyczało i zaśmierdziało, kiedy pod jej dotykiem materiał zaczął odsłaniać umięśniony tors czarownika -Wręcz zakazuje ich nosić.
Jednocześnie jej własne ubranie zaczęło cicho skwierczeć na ramionach, raz jeszcze tego samego dnia chcąc ją rozebrać do nagości, wbrew wewnętrznemu poirytowaniu Eshte. Wszak nie była jakąś Paniunią z pieniędzmi tatusia, aby móc sobie codziennie kupować nowe fatałaszki! Pani Ognia ją doprowadzi do ruiny!

- Eshte… pamiętaj, że… - jęknął czarownik.- W okolicy są gremliny. To nie jest pora na figle.
Wprost przeciwnie, pora była idealna, tym bardziej że kuglarka nie wiedziała, ile ma czasu zanim wróci do małej tchórzliwej siebie.

Oczywiście mogła przymusić potęgą swą Ruchacza do posłuszeństwa, ale po prawdzie zajęłoby to zbyt wiele czasu, a poza tym Pani Ognia czuła się dość zmęczona. Nie dysponując błogosławieństwem Dzikuna wyraźnie odczuwała efekt swoich popisów. Ale… od czego miała swoją Trixie? Wszak wystarczyłoby namówić naiwną wróżkę, by zmiękczyła czarusia swoim pyłkiem.

- W komnacie jest łóżko.- przypomniał jej Tancrist wyraźnie grając na zwłokę. Czyżby mu się nie podobała?
Bzdura. Przesunęła paluszkami po wypukłości w jego przyciasnych spodniach, przekonując się, że podoba mu się i to bardzo.

-Kuszące... -odparła Pani Ognia przeciągłym pomrukiem. Ciężko jednak było stwierdzić, co właściwie wprawiło ją w takie kocie zadowolenie: propozycja Thaaneeekryyysta, czy on sam, po którego co bardziej interesującym fragmentach ciała wodziła palcami, jak po swej własności.
Oh, ona nie potrzebowała takich wielkopańskich luksusów, najchętniej zabawiłaby się ze swym niewolnikiem na łonie przyrody, po uprzednim spaleniu ich ubrań. Ale tym razem nie byli na łące w otoczeniu kręgu, nie czuła pod stopami miękkości trawy, tylko paskudny chłód zamkowej posadzki. Co za obrzydliwość! To już wolała skorzystać z dobroci jakie dawało wielkie łoże czarownika niż swą nagą, rozgrzaną skórą dotykać tutejszej kamiennej podłogi lub ścian.

Dobrego sobie znalazła niewolnika. Nie tylko z wyglądu był odpowiedni i posiadał talenty rozpieszczające Panią Ognia, lecz także pomysły miewał niezgorsze. Nic dziwnego, że na jej wargi powrócił tamten lubieżny uśmieszek.

-Niech tamci ludzie zajmą się uprzątnięciem gremlinów. Ja po spotkaniu z tym pięknisiem mam ochotę na.. trochę przyjemności. Należy mi się - z tym syknięciem pochwyciła władczo za te poły jego koszuli, które jeszcze ostały się jej ognistemu dotykowi, po czym przyciągnęła wysokiego mężczyznę ku sobie. Bo co się będzie ku niemu wnosić na paluszkach, skoro to on powinien nachylać się do swojej Pani. Potem wpiła się w jego wargi namiętnym, chciwym pocałunkiem, mającym na celu tymczasowe zaspokojenie tylko jej pragnienia. On się nie liczył.

-Jesteś… niemożliwa.- jęknął całując ją wpierw z oporami, potem coraz bardziej drapieżnie i zachłannie. Jego dłonie objęły jej pośladki, zaciskając się na nich. Czuła jak jego pocałunki schodzą niżej po szyi do jej obojczyka rozkoszując się jego dotykiem. Chwycił ją w ramiona i uniósł leciutko w górę, gdy podtrzymała dłonią swój kapelusz na głowie. Nie wszystko bowiem uległo spaleniu. Nie była wszak już pod wpływem Dzikuna. To co oddzielało ją od jej pragnień unicestwiła. Reszta ocalała. Czyli kapelusz i pas z utensyliami obecnie opinający nagie bioderka kuglarki.

-Esthe… nie można wiecznie poddawać mężczyznę próbom. W końcu każdy pęknie przy ciągłym kuszeniu. - mruczał smętnie niosąc ją w ramionach jak jakąś księżniczkę. Nie… jak swoją panią. Niosąc ją do komnaty w której był Skel’kel, oraz owo dobrze jej znane łóżko. W którym to już raz przyszło jej spędzić noc z Czarusiem. Tym razem jednak zamierzała w pełni skorzystać z tego faktu.

-Ohh.. chciałbyś, żebym to ja tutaj ciągle była, prawda? Zamiast tej drugiej, wystraszonej.. - syknęła Pani Ognia, pozwalając mu się tak nieść na rękach. W końcu starcie z Pierworodnym ją wymęczyło, a skoro miała swego niewolnika, to tym bardziej nie powinna iść gdziekolwiek na własnych nóżkach. Mógł się do czegoś nadać i trochę wynagrodzić jej swoją wcześniejszą bezużyteczność.

Teraz, będąc w jego silnych ramionach, paluszkami figlarnie przetańcowywała wzdłuż jego szyi i po jednym z ramion. Był jej żywą zabaweczką, mogła go więc dotykać gdzie chciała, jak chciała i kiedy tylko chciała. A skoro ta.. najbardziej upragniona przez nią część jego ciała nie była na wyciągnięcie ręki, to tymczasowo zadowalała się tak niewinnym macaniem. Jednak jej myśli nie były już tak niewinne. Podzieliła się nimi z czarownikiem, wyraźnie wypowiadając je gorącym szeptem prosto do jego ucha -Kusiłabym Cię nieubłaganie, pozwalała na mnie patrzeć i dotykać, aż byś się z ledwością powstrzymywał przed rzuceniem się na swoją Panią. Ale też w końcu pozwoliłabym Ci pęknąć, kiedy tylko miałabym ku temu ochotę. Raz. Za. Razem.
Przy ostatnim słowach gwałtowniej machnęła w powietrzu swymi nagimi nóżkami, aby Ruchacz musiał ją silniej, a przede wszystkim bliżej przy sobie przytrzymać - Dostarczysz mi wielu uciech, z których ta druga nie potrafiłaby skorzystać.

Przez chwilę Czaruś przyglądał się jej z zaskoczeniem. Ale w końcu westchnął cicho i z pomocą wróżki wszedł do swej komnaty. Tam Trixie zabrała się za zwiedzanie, a Skel’kel powitał wesołym szczeknięciem. Pani Ognia w tej chwili nie miała czasu na witanie pupilka. A i Czaruś też nie.

Ułożył ją wygodnie na łóżku i zaczął całować usta, szyję, piersi. Wędrował językiem po obojczykach. Muskał blizny po oparzeniach, co sprawiało jej przyjemność. Ale nie taką jak jego palce lewej dłoni, niecierpliwie ześlizgujące się w dół po jej brzuchu, do intymnego zakątka, który odsłoniła od razu bezwstydnie rozsuwając nogi na boki. Wszak nie odczuwała żadnego strachu, a wstyd jest jego rodzajem. Czaruś szybko udowodnił swoją wartość. Jego palce sięgnęły głęboko i ze znawstwem kobiecego ciała zaczęły wydobywać z kuglarki szybszy oddech i pomruki przyjemności. Co prawda… nadal był ubrany tam na dole. Ale na wszystko przyjdzie czas, prawda?
Może nie do końca. Ta strachliwa kuglarka też kiedyś wróci.

Biedna Eshte.. znaczy, ta będąca Wielką Artystką samotnie podróżującą po świecie, cieszącą oczy publiczności i potrafiącą walczyć z próbującymi ją napastować mężczyznami. Nie ta kreatura o ognistych włosach, która miała czelność nazywać się jej imieniem, aby podkładać się Ruchaczowi do łóżka. Ruchaczowi!

Biedna, wystraszona Eshte zamknięta w swoim, ale jakby nie swoim ciele, tak ochoczo macanym przez szlachcica. Gdyby tylko mogła teraz być świadomą grozy tej sytuacji, to z pewnością krzyczałaby jak zza drugiej strony lustra, wyklinając Panią Ognia wraz z jej niewolnikiem. Że też akurat musiało trafić na niego! Na pewno byli na tym świecie mężczyźni, którzy nie poddaliby się takiej pokusie, którzy zaopiekowaliby się nią aż do jej dojścia do siebie.. ale nie, ją los pchnął w ramiona największego lubieżnika Grauburga. Typowe!
Pewnym szczęściem w nieszczęściu było, że zamiast kuglarki, to Pani Ognia doświadczała jego niewybrednych pieszczot. A co gorsza, ona chciała więcej. Mocniej. Szybciej. Teraz.

„Co za obrzydlistwo..”


Niewątpliwie droga pościel wydobywała z siebie cichy szmer pod elfką wijącą się na niej z przyjemności. A tam, gdzie wczepiała się w nią kurczowo palcami, tam potem zostawały wypalone dziury.






A Ruchacz był sprawny w swym dziele, ruchami palców wydobywający coraz głośniejsze pomruki z ust elfki, coraz bardziej rozgrzewając jej ciało. Przyspieszał tempo, sięgając głębiej rozpalając intensywniej pocałunkami wielbiącymi jej krągłości, nawet posuwając się w swej lubieżności do delikatnych ukąszeń.
Wiła się pod jego dotykiem prężyła ciało, przymykając usta i pojękując głośno i bezwstydnie, wszak nie hamowała się okazywać swych emocji, a te wzbierały niczym wielka fala przyjemności niosąca drobną elfkę ku gwałtownemu spełnieniu. I wtedy, znów tuż przed szczytem Pani Ognia znikła rozpraszając się we własnym samozadowoleniu. I znów to sama Esthe była molestowana przez Ruchacza. Ognista hedonistka znikła za późno.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem