Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - Fantasy Czekają na Ciebie setki zrodzonych w wyobraźni światów. Czy magią, czy też mieczem władasz - nie wahaj się. Wkrocz na ścieżkę przygody, którą przed Tobą podążyły setki bohaterów. I baw się dobrze w Krainie Współczesnej Baśni.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-07-2017, 00:41   #81
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Po przemierzeniu kilku korytarzy i schodów Eshte miała już dość jednego widoku. Trupów.

Słudzy, służki, damy, rycerze. Wszyscy zabici brutalnie i boleśnie. Zwykle kuglarka nie miałaby nic przeciwko przypadkowemu zagarnięciu jakiegoś skarbu, ale rabowanie świeżych zwłok, zwłaszcza tak zabitych było dla artystki odrażającym pomysłem. Im dłużej szli tym bardziej uświadamiała sobie jak strasznym miejscem są pola bitew i jak odrażającym wynalazkiem jest wojna. Thaaneekryyst wydawał się podzielać jej zdanie rozglądając się posępnym spojrzeniem dookoła. A gdy mijali kolejnego trupa dosłyszeli cichy jęk.




Rycerz okazał się nie do końca martwy. Tancrist więc przykucnął przy nim i spytał się nerwowo - Co tu się stało? Co tu się wydarzyło?
-Zeszli… nasz pan i arcymag wraz… z kapłanami i kilkoma… wielmożami. Zeszli w dół… do skarbca. Pilnowałem… bramy, gdy… stamtąd się wyroiły… gremliny… i… zamek został … strzyga…
- rycerz wyraźnie mówił z trudem.- Próbowałem… trzeba ich powstrzymać… zniszczyć… strzygę… elfa… pokraki.

W trakcie tej ciężkiej wymiany zdań, Eshte stała sobie cichutko z boku, no jak nie ta sama barwna i głośna artystka. Ale w przypadku śmierci i otaczających ją takich okropności, nawet i jej wewnętrzny ogień zwyczajnie.. gasł. Ze smutku, ze strachu. Sama przeżyła niejedno, nie raz już zaczynając się żegnać ze swym życiem, lecz szczęśliwie nigdy nie musiała doświadczyć okrucieństw wojny czy bitwy. Dlatego teraz czuła się tak.. przytłoczona. Aż wyraźnie oklapły jej długie uszy.
Ale kiedy dotarły do niej słowa rycerza, to zbliżyła się ostrożnie do Thaaaneeeekryyyysta. Pochyliła się lekko, aby zapytać szeptem, jak gdyby głośniejszy ton mógł dobić biednego mężczyznę zamkniętego w zbroi - Czy to znaczy, że oni wpuścili te wszystkie pokraki do zamku?

- Władca zamku tego nie zrobił.
- Tancrist jednak pominął w swej wypowiedzi arcymaga. Czyżby w jego winę gotów był uwierzyć? - Nie wiem… dowiemy się na miejscu, bo jeśli chcemy powstrzymać to wszytko to musimy dotrzeć do źródła.
Po czym uśmiechnął się pocieszająco.- A ty zobaczysz skarbiec na własne oczy.

-Nooo...
-jego próba nie do końca podziałał na Eshte. Lubiła świecidełka, lubiła je tak samo posiadać jak i sprzedawać, ale nigdy nie poszłaby po nie prosto do smoczego leża. A skoro zamkowy skarbiec był powiązany z pojawieniem się między innymi Pierworodnego, to.. nie do końca chciała się do niego zbliżać, aby podać się elfiakowi jak na srebrnej tacy
-Jeśli z tego skarbca wyszły te poczwary, to wcale nie jestem pewna, czy chcę tam iść.. - mruknęła, po czym skinęła głową w kierunku rycerza, wykazując się wobec tego obcego zadziwiającą troską -Możemy jemu jakoś pomóc?

-Jeśli wrócę tu z eliksirami, a on będzie jeszcze żył. Albo jeśli napotkamy kapłana pod drodze, albo kapłankę… może wiesz gdzie twoja kapłanka być powinna?
- zapytał ją czarownik zerkając na elfkę. Która wszak wiedziała, gdzie Arissa ma komnaty. Wiedziała też że niziołek twierdzi, że nie jest ona kapłanką.

Niziołek! Arissa, której krew chyba już na stałe zmieniła się w przepijane przez nią wino, prędzej jeszcze bardziej zaszkodziłaby rycerzowi niż mu pomogła. Wystarczająco już wycierpiał, nie potrzebował spotkania z kolejnym potworem. Ale przecież Loczek był trochę taką niańką tego tam.. Tyłkawsłona, nie? Czesał jego włosy, pucował mu zbroje, porywał elfki mające odgrywać kapłanki, pewnie też zajmował się jego ranami po turniejach, nie?

-Noo.. tak jakby... -mruknęła Eshte niepewnie i podrapała się pomiędzy kosmykami swych włosów -Ale przecież i tak idziemy do Twojej komnaty, to moglibyśmy wziąć te Twoje eliksiry i do niego wrócić, co? Bo raczej nie powinniśmy go próbować stąd ruszyć, prawd..... aaahhh..
Gwałtownie powietrze wciągnęła i chwyciła czarownika za ramię, zamierając jak gdyby co najmniej zobaczyła Pierworodnego. Jednak przyczyna nie była aż tak straszna. Elfkę zwyczajnie uderzyła pewna.. myśl -A to ten eliksir, co to go na sobie użyłeś po spotkaniu ze strzygą?

- Ten eliksir też by pomógł. O ile zdążymy mu go podać.
- zgodził się z nią Ruchacz. - I jeśli rany nie okażą się zbyt poważne. Jestem alchemikiem, nie medykiem. Znam się trochę na ziołach, ale nie umiem postawić diagnozy, ani leczyć.
-Ooooo! A zmieniasz ołów w złoto?
- zapytała zaintrygowana Trixie. Czarownik zaś odpowiedział wymijająco. - Wiem jak to zrobić.

Eshte znów dramatycznie wciągnęła powietrze w płuca, zadziwiająco nie zwracając swego zainteresowania ku tematowi podjętemu przez wróżkę. Później będzie o tym pamiętać, kiedy już Pierworodny nie będzie dyszał jej na karku.
Teraz nagle wyrwała się z swego osłupienia, aby dłońmi pośpiesznie przeszukać kieszenie swego ubrania. A kieszenie zawsze miała wiele, nierzadko dobrze ukrytymi na najlepsze ze skarbów. I właśnie w jednej z nich odnalazła jeden z nich, który uniosła triumfalnie. Pomiędzy jej palcami zamigotała filigranowa flaszeczka wypełniona płynem.

-Powiedziałeś, że mogę sobie trochę przelać - przypomniała mu, w razie gdyby zapomniał i zaczął ją podejrzewać o kradzież swego specyfiku. A to, że wybrała akurat najbardziej zdobioną flaszkę, było zwykłym zbiegiem okoliczności, prawda? Po prostu ta stała najbliżej - Możemy mu to podać teraz, a ja sobie wezmę więcej z Twojej komnaty, co? Co?

- To… naprawdę dobry pomysł.
- pochwalił ją Czaruś. Po czym wziął od niej fiolkę i uchyliwszy przyłbicę przelał jej zawartość do ust nieszczęśnika.
-Nic więcej nie możemy dla niego zrobić. Ruszajmy, czas nagli. - i rzeczywiście ruszyli, ku niezadowoleniu elfki, w stronę coraz głośniejszych odgłosów toczącej się bitwy.

Kuglarka była bardzo z siebie dumna. Było to widoczne w każdym sprężyście stawianym przez nią kroku. Nie miała bowiem zbyt wielu okazji ( ani po prostu chęci ) do bycia komuś.. pomocną, a co dopiero, aby uratować kogoś przed śmiercią! Jej samej ciężko było uwierzyć w tak nagły przypływ troski wobec obcego rycerza, ale teraz czuła się z tym całkiem.. całkiem dobrze. Przedziwnie. Ale to nie wszystko. Jednocześnie rozpierała ją również nadzieja na to, że może tym dobrym uczynkiem zyskała sobie trochę w czyichś oczach, i to ją poratuje przed straszliwym losem z rąk Pierworodnego.

Tyle, że im głośniejsze stawały się odgłosy, tym bardziej umykało z niej to uczucie samozadowolenia. Szła już trochę wolniej, w daremnej próbie odsunięcia w czasie momentu spotkania z kolejnymi potworami. Niech czarownik sobie będzie bohaterem, ona tam nie za bardzo chciała się mieszać w te ich szlacheckie problemy.
-To.. -mruknęła spod kapelusza, pod którym znów miała ochotę się ukryć - Ktoś w zamku współpracuje z Pierworodnym?

-Strzygi jakoś się dostały, nieprawdaż? Ktoś je tu wprowadził. A choć Pierworodny ma olbrzymi wpływ na umysły śmiertelnych, to… zazwyczaj ten wpływ jest dość krótkotrwały i ograniczony w czasie.
- wyjaśnił Ruchacz.

Na razie docierali do wielkiej sali, tej w której nie tak dawno tańcowała z Czarusiem i dawała się obściskiwać i...ugghh… całować. Dobrze że wtedy ich Trixie nie widziała, bo mogłaby nabrać pewności że kuglarka naprawdę lubi być całowana przez Thaaaneekryyysta. Co wynikało jednak z talentu aktorskiego, a nie dlatego że się Eshte podobało! I wcale nie była zaborcza… tylko chroniła czarownika przed lubieżną Arissą, z czystej dobroci serca.


Teraz w owej sali toczyły się inne tańce. Zakonnicy, wsparci miejscowym rycerstwem, szlachetnymi gośćmi i krukami, walczyli z nawałą gremlinów. Dzikie potworki przeważały liczebnie, ale w uzbrojeniu i wyćwiczeniu rycerze mieli przewagę. Obrońcy kryjący się za przewróconymi stołami ostrzeliwali z kusz i łuków falę zielonoskórych potworków, tak licznych iż wyglądali jak żywa fala czerwonych ślepi, rekinich zębów oraz długich noży.

Pomiędzy tą falą, a strzelcami stało zakute w stal rycerstwo, niczym brzeg morski opierający się sztormowi. To oni walczyli z nacierającymi potworkami, to oni je zabijali, to oni broczyli krwią… i czasami ginęli.

Walce tej przewodził dobrze znany kuglarce młodzik o dziewczęcej urodzie. Ów Zygryf z rodu Gersteinów, dzielnie walczący na pierwszej linii i wydający polecenia znacznie starszym od niego i bardziej doświadczonym rycerzom.

Zaś za linią strzelców była… ona… wiedźma od wron. Jej oczy płonęły czerwienią, a stada czarnych jak noc pupilków podlatywały do niej i zabierały z jej dłoni nieduże paczuszki zrzucane ptaszyska w kłębowisko gremlinów. Te wybuchały rozsypując pyłek, który sprawiał z kolei, że same potworki eksplodowały zieloną mazią.

-Dobrała się do mych zapasów pyłu… no cóż…- stwierdził kwaśno czarownik. - ...przynajmniej w szlachetnym celu.
-Nie martw się.. pomogę ci z tym.
- pocieszała go Trixie dodając przy okazji naiwnie.- Zresztą po co ci pyłek. Masz wszak wspaniałą potężną magiczkę do wielbienia.

Na te słowa Eshte zareagowałaby pewnie od razu, gdyby nie przyglądała niekończącej się fali goblinów wychodzącej z jednych wrót prowadzących do tej sali. Oby nie musieli tam iść. A potem uwagę kuglarki zajęła inna osóbka walcząca na drugiej linii. Paniunia ciskająca małymi iskierkami, które nie potrafiły zabić nawet jednego goblina, choć z pewnością je raniły, sądząc po wrzaskach zielonoskórych.

Głupia, nie potrafiła nawet wyczarować niczego większego od tego pierdnięcia iskierek. Już kuglarka, kiedy była jeszcze przeklęta przez demona, miała więcej magicznego potencjału w swoim małym paluszku, niż ta laleczka w całej pustej sobie. I naprawdę to ona miała być uczennicą Thaaneeekriiista? Pffe! Wyglądała na taką, co to butów zawiązać nie potrafi, a co dopiero parać się magią.
Ah, gdyby tylko sytuacja nie była tak poważna, to spłatałaby jasnowłosej jakiegoś figla. Paskudnego, po którym zostałyby jej przypalone włosy, zniszczona suknia i rozbawione spojrzenia otaczające ją z każdej strony. Cóż, może później. Póki co miała ważniejsze sprawy na głowie, jak na przykład.. nie pozwolenie, aby czarownik wciągnął ich w tę bitewkę.

-Przynajmniej jest ciekawiej niż na przyjęciu -powiedziała siląc się na beztroskę, jak gdyby taki widok był dla niej codziennością. A przecież nie był i najchętniej już by sobie stąd poszła. Rozłożyła więc nonszalancko ręce -Ale wygląda na to, że całkiem nieźle sobie radzą. W takim razie my możemy pójść do Twojej komnaty i odnaleźć Skel'kela..
I nie kończąc swej myśli, odwróciła się, gotowa już wymaszerować z sali.

-Rzecz w tym, że najkrótsza droga wiedzie przez tamte drzwi… musimy się tędy prześlizgnąć. Najlepiej niezauważeni przez nikogo.- stwierdził Tancrist wskazując na rozwalone wrota… nie te co prawda, przez które gremliny wpadały na to przyjęcie, ale położone dość blisko nich.- Masz jakiś pomysł jak to zrobić?

-Mogę spróbować odwrócić uwagę gremlinów, aby rzuciły się w pogoń za czymś innym do ubicia, a wtedy my będziemy mogli się przekraść
-powiedziała Eshte po chwili namysłu, kiedy to rozglądała się jeszcze po sali. Potem wyraźnie miała już dosyć widoków, bowiem zamknęła oczęta. I znów milczała, jedynie marszcząc lekko brwi, po czym wręcz wyszła z siebie. Dosłownie! Jakiś prosty wieśniaczek mógłby pomyśleć, że to sama dusza opuściła elfkę i stanęła sobie tuż obok niej. Tyle, że druga z bliźniaczek Meryel była jakaś taka.. trochę niewyraźna. Ciężko było dokładnie określić co było z nią nie tak, ale sprawiała wrażenie, jak gdyby kontury ciała nie do końca trzymały jej sylwetkę w ryzach. Trochę falowała w oczach, niczym pijacka mara lub fantazyjna kreacja stworzona z fajkowego dymu. I tak samo jak ta ostatnia, tak i ta kuglarska iluzja mogłaby zniknąć przy większym podmuchu wiatru.
Z pewnością każdy mag od razu połapałby się w tej sztuczce, ale przecież gremliny nie były tak mądre, nie? One chciały.. zabić. Zabić, zabić, zabić! Obojętne co, byle tylko się ruszało. A jeśli uciekało, to już w ogóle miały powody do sadystycznej radości.

Eshte przyjrzała się swemu tworowi krytycznym wzrokiem, ale nie ze względu na owe niedopracowanie. Wszak to nie był występ mający jej zapełnić kieszenie pełne monet, aby korzystała z pełni swych możliwości.
Teraz, przyglądając się swemu odbiciu odkryła, że kapelusz na jej głowie leży bardziej krzywo niż zawadiacko, więc korzystając z okazji poprawiła go. Potem obie elfki jednocześnie spojrzały na Thaaaneeekryyysta, tak samo krnąbrnie się uśmiechając i pytając - Pasuje?

-Jeśli odciągnie uwagę gremlinów od nas, toooo… tak.- odparł z ironicznym uśmiechem Tancrist i spojrzał na potworki dodając.- Poślij swoją przynętę i ruszajmy nie tracąc czasu.

Obie elfki nachmurzyły się na ten uwłaczający brak entuzjazmu Ruchacza. Może i ta kreacja nie była najlepszą z iluzji Eshte, ale mimo to nadal spodziewała się uznania za nią, jak i za pomysł przekradnięcia się pośród tego chaosu. Przecież gdyby nie ona, to musiałby się zniżyć do poproszenia swej siostrzyczki o pomoc. Co za wstyd dla dorosłego mężczyzny!
Eh, musiała być ta różnica w postrzeganiu magii przez każde z nich. On, jako przemądrzały czarownik, swoją uważał za najlepszą i nie potrafił zrozumieć sposobu kuglarki na korzystanie z jej mocy, uważając jej zdolności za podrzędne.. sztuczki! Już ona mu pokaże!

Z lekkością poruszyła ręką, posyłając swą iluzję w kierunku nieskończonego potoku nadbiegających gremlinów. W przeciwieństwie do prawdziwej elfki, tej nie straszne były ich wyszczerzone ząbki, ani chęć mordu lśniąca w kaprawych oczkach. Zbliżała się ku nim z delikatnością, bardziej sunąc niż biegnąc, płynąc w powietrzu niczym senna zjawa. Sama Eshte popchnęła Thaaneeekryyysta, dając mu znak, aby zaczął się przekradać w stronę drzwi. W razie gdyby przynęta nie zadziałała, to ona nie chciała być pierwszą osobą, którą dostrzegą wściekłe poczwarki, prawda?

Gremliny pochwyciły przynętę i rzeczywiście ruszyły zapolować na łatwą do ubicia bezbronną elfkę. Tymczasem czarownik niespecjalnie bawiąc się w subtelności pognał w kierunku drzwi kuląc się jeno, by zwracać mniejszą uwagę. I udało mu się, teraz była kolej Eshte. Tym bardziej, że postać elfki zaczęła przyciągać uwagę i obrońców, którzy próbowali jej bronić. Z daleka bowiem iluzja była bardziej przekonująca.
Kuglarka rzuciła się więc biegiem do drzwi słysząc za sobą pocieszający furkot skrzydełek Trixie. Bądź co bądź, jeśli jakieś gremliny zainteresują się kuperkiem kuglarki to z pewnością pyłek wróżki obroni cztery litery Eshte przed pożarciem. Szkoda, że nie działa tak dobrze na innych wielbicieli pupy elfki.

Dopadła i przekroczyła drzwi, które Tancrist zamknął za nią i nachyliwszy się cmoknął ją w policzek dodając.- Dobra robota Eshte.
A ona… zamiast się wściec i zrugać, zaczerwieniła się zawstydzona niczym niewinna młódka i… zadowolona z pochwały. I zakłopotana spojrzała na własne odbicie w lustrze. Czemu ostatnio zachowywała się wobec czarownika tak.. dziwacznie czasem? I czemu jej tak oczy błyszczą, a policzki różowieją?
Co się z nią działo?

Zarzuciła rękę do tyłu, dłoń opierając na swym karku, po czym roześmiała się głośno. Jakiś taki - nienaturalny był ten jej śmiech w brzmieniu, nerwowy, choć elfka z całą pewnością nie była osobą wstydliwą czy zwracającą uwagę na to, co inni o niej myślą. Była zawsze sobą pomimo wszystkich przeciwności losu.. no, jakoś oprócz tej jednej chwili.
-To nic takieeeego! Drobnooostka! Przecież muszę sobie radzić w moich samotnych podróżach, nie? - i znów ten przedziwny śmiech, w którego miejsce wszak powinna pojawić się zwyczajowa krnąbrność kuglarki oraz jej przekonania o własnej cudowności. Zatem pochwała z ust tego lubieżnika, tego paskudnego Ruchacza, była ostatnim co potrzebowała.. prawda?

Nagle coś ją zakręciło w nosie, może jakieś iskierki magiczne, więc kichnęła zupełnie niepozornie. Tyle, że zaraz spod dopiero co zamkniętych drzwi wymknęła się smużka dymu, niewątpliwie pozostałość po śliczniutkiej iluzji. Reszta musiała zostać w sali, na krótki moment rozpływając się siwą chmurą po podłodze i tym bardziej ukrywając ślady obecności trójki.

-Teraz powinno być już łatwo i bezproblemowo.- stwierdził Tancrist nie mogąc się bardziej mylić. Ruszyli bowiem dalej korytarzami, a gdy już byli blisko komnat mieszkalnych Ruchacza i jego elfiej kochanki, tatuaż na szyi kuglarki zaczął swędzieć coraz bardziej dokuczliwie. Pierworodny był blisko i w dodatku zmniejszał dystans między nimi. Szedł po nią… to musiało być to!

Idąc nóżka za nóżką, Eshte sięgnęła do swojej szyi, aby pod palcami znów poczuć miejsce tatuażu. Drażniło, straszyło, przeszywało ją kolejnymi falami dreszczy. Sprawiało wrażenie, jak gdyby to z tego malunku zaraz miała wyjść najpierw maleńka główka pięknego elfa, a potem reszta jego nienaturalnie boskiego ciała. Obrzydliwa myśl, która wcale nie pomogła się kuglarce uspokoić.

-On.. - zaczęła szeptem, bo przecież nie chciała wywołać Pierworodnego z lasu -.. znów jest blisko. Albo.. - z przestrachem rozejrzała się po korytarzu, tak podejrzanie teraz pustym - Może to my się do niego zbliżamy?
A jeśli wbrew temu co wcześniej mówił Thaaneeekryyyst, Pierworodny przybył do zamku właśnie po nią i teraz wygodnie czekał w komnatach, aż wróci jego słodka niewolnica? A jeśli znudzony i niecierpliwy, zabawiał się biednym Skel'kelem, raz za razem rzucającym nim po ścianach, tak jak wtedy w ciemnej uliczce? A jeśli po uchyleniu drzwi ich oczom pojawi się całkiem nagi, rozwalony na wielkim łożu czarownika i gotowy na stworzenie swej armii tu i teraz?

Uh.. wszystkie te wizje razem musiały być tak straszliwe, że aż gwałtownie wstrzymały Eshte w miejscu. Zamarła, nie mogąc rozumkiem ogarnąć która z nich byłaby najgorsza.

- Nie wiem… tak czy siak, on wie w którym kierunku cię szukać. My nie mamy tej przewagi.- wymamrotał nerwowo Tancrist, a potem wykonał kilka gestów dłonią coś mamrocząc w niezrozumiałym języku.
Ten dylemat jednak rozwiązał się dość szybko.


- Tu jesteś moja Eshtelëo, moja tancereczko.- słodki głos, który dotarł do uszu elfki od razu uspokoił wszelkie obawy i lęki. A widok wychodzące zza zakrętu elfa uradował jej oko. Pierworodny jak zwykle poruszał się z nieziemską gracją i przyszedł właśnie po nią… bo wszak była z pewnością najważniejsza w jego sercu.
-Nie spodziewałem się, że zastanę cię tu, w zamku. Ale to nawet lepiej, zabiorę cię stąd od razu. - jego głos był jak melodia i sprawiał, że kuglarka czuła się głupio obawiając się tego spotkania. Dlaczego właściwie bała się go? Przecież wielbiła go całym swym serduszkiem.

-Nie pozwolę na to.- warknął Ruchacz stając pomiędzy nią a miłością jej życia. Jak zwykle musiał wszystko popsuć. A mała wróżka schowała się za plecami kuglarki drżąc ze strachu. Głupiutka. Ten boski niemal elf urodził się by być wielbionym ( no i wielbić ją w taki sposób jaki pokazał jej Ruchacz i nie tylko), a nie po to by przerażać.

Tatuaż już jej nie drażnił. Zapomniała o wszelkich wiążących się z nim nieprzyjemnościami, bo i najważniejsze przecież było, że był on Jego dziełem. On jej go sprezentował najpierw rozkosznym ukąszeniem w szyję, a potem lubieżnym pocałunkiem. Gdyby tylko miał taki kaprys, to rozebrałaby się już tutaj, aby mógł naznaczyć i inne części jej ciała. Wszak i tak była jego, nie? Niech więc będzie to wyraźnie widoczne dla wszystkich.

-Ahh.. czy on nie jest najpiękniejszym mężczyzną jakiego kiedykolwiek widziałaś? -szepnęła z zachwytem do Trixie, zupełnie nie potrafiąc zrozumieć jej reakcji. Jakże wróżka na widok tego elfkiego boga, mogła czuć cokolwiek innego niż zachwyt, fascynację, czy przemożne pragnienie zostania jego kochanką i żoną? Eshte teraz nie potrafiła już myśleć o niczym innym.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 30-07-2017, 01:12   #82
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Chciała raz jeszcze poczuć delikatny dotyk jego smukłych palców i siłę obejmujących ją ramion.
Chciała otulić się jego zapachem, cudowniejszym od każdej łąki kwiatów i bardziej odurzającym od każdego palonego ziela.
Chciała smaku jego ust, zarówno w namiętnych pocałunkach od których uginały się pod nią nogi, jak i w tych drapieżnych, żarłocznie kąsających jej wargi.
Chciała jego głosu wypowiadającego tylko jej imię.
Chciała mieć go teraz całego wyłącznie dla siebie, bez całej tej widowni psującej jej ten moment radości!

-Tak bardzo za Tobą tęskniłam! Każda chwila czekania, abyś przyszedł i zabrał mnie ze sobą, zdawała się wiecznością i rozdzierała moje serce - rozpływała się Eshte w swych gorących uczuciach do Pierworodnego, który teraz był jej jedynym oczkiem w głowie. Nikt inny już się nie liczył, skoro nareszcie powróciła jej jedyna miłość - Już zaczęłam myśleć, że będę musiała zostać w tym paskudnym zamku, razem z tymi.. ludźmi!
Postąpiła kroczek ku niemu, ale czarownik ciągle stał na jej drodze. Bezczelny! Popchnęła go więc niezbyt delikatnie, próbując się przepchnąć obok niego i prychając wściekle - No już, odsuń się! Chcę przejść!

- A ja ci mówię, że masz stać za mną.
- burknął czarownik, a elf uśmiechnął się delikatnie roztaczając swój urok.- Odejdź stąd dobry człowieku, znaj moją łaskę.
- A poznaj…
- odparł wulgarnie Tancrist nie doceniając łaskawości Pierworodnego -... moją pięść.

Szybki ruch dłonią i Ruchacz zamachnął się pięścią…posyłając w kierunku Pierworodnego pięść… składającą się z energii pioruna. Coś podobnego do kuleczki błyskawic Paniuni. Tylko zrobiona poprawnie i przerażająco skuteczna. Pięść błyskawic uderzyła w klatkę piersiową elfa odrzucając go do tyłu i zostawiając popalone ubranie.

- Tyyy ROOOBAAKUUU! Jak śmiałeś! Zapłacisz za to, zmiażdżę cię.- wycharczał zaskoczony Pierworodny porzucając łaskawe uśmieszki i pozę łagodności. Ale i w tej drapieżnej postaci budził zachwyt Eshte nie rozumiejącej czemu i Trixie i Ruchacz nie widzą tego boskiego niemal majestatu.
Czarownik zresztą nie czekał elf wstanie na nogi posyłał w jego kierunku pociski splecione pospiesznie z błyskawic. Byle szybko i dużo i często. Byle nie dać Pierworodnemu czasu na reakcję. Nie udało się. Po kilku pierwszy trafieniach elf odsłonił się przezroczystą bańką mocy, od której błyskawice Tancrista odbijały się niczym chłopskie kije od pawęża.

-Co.. co.. coś Ty zrobił?!
-syknął ktoś wściekle za plecami Ruchacza. Ktoś bardzo niepozorny, po czyjej nadobnej płci można byłoby oczekiwać zachowania bezbronnej i kruchej damy w opresji. Tyle, że to była Eshte, na dodatek zapatrzona w Pierworodnego jak w najpiękniejszy obrazek, który chciała mieć tylko dla siebie. Nie było możliwości, aby siedziała cicho, kiedy ten prostak w szkiełkach próbuje rozdzielić ją z jej najdroższym elfem! Dlaczego nie potrafił zaakceptować ich miłości!

Rozpacz na widok podniszczonej szaty młodego boga mieszała się w jej drobnym ciałku z gniewem na Thaaaneeekryyysta. I tak jak można się było spodziewać, w jej wykonaniu była to mieszanka wybuchowa. Uzewnętrzniła się w ogniu, którym jak w gorączce błysnęły jej oczy, a także niesforne kosmyki włosów z wolna zaczęły się upodabniać płomyczkom, falującym leniwie przy jej twarzy.

- Nie jesteś godny choćby na niego patrzeć, jak śmiesz obrzydzać go swoją plugawą magią. Zapłacisz za ten brak szacunku!
-warknęła dziko, widząc teraz w czarowniku tylko swego przeciwnika, skoro miał czelność podnieść rękę na jej najdroższego elfa. Popełnił błąd, za który miał teraz cierpieć. Czy w imię miłości Eshte była w stanie zabić? To się dopiero miało okazać.
Kiedy zaś na krótki moment zwróciła się do Pierworodnego, to jej głosik stał się słodziutki, pełen gorącego uczucia wobec tego idealnego mężczyzny -Ten pyszałek zaraz pożałuje swojego występku, mój kochany. Tylko na mnie patrz!

Oczywiście, sam w zupełności potrafiłby zgnieść tego robaka, ale przy ich ostatnim spotkaniu, kuglarka nie mogła zaprezentować mu swego magicznego talentu. Teraz więc musiała to nadrobić. A jeśli spopieli jego wroga, to elf z pewnością zapała do niej jeszcze większym uczuciem, prawda? Będzie gwiazdeczką w jego oczach, jedyną żoną i kochanką u jego boku. Sama ta myśl sprawiała jej radość, podsycała chęć przypodobania się swemu wybrankowi. Zatem stojąc za Ruchaczem, tą przeszkodą pomiędzy nią i jej miłością, wciągnęła głęboko powietrze w płuca, by potem.. zionąć ogniem w jego plecy! Niczym smok tylko.. w mniejszej, mniej przerażającej postaci.

Eshte zaczęła sapać i dmuchać i chuchać i… nic?!
Ogień który miał uderzyć płomieniami z ust kuglarki i upiec Thaaanekrrysta… nie pojawił się. Utknął w jej płucach. Wzbierał w jej ciele, bo czuła coraz większy żar w okolicy serduszka i coraz większy gniew. Ale ten ogień jakoś nie chciał wyjść z usteczek elfki w postaci parzących płomieni. Co za blamaż! I to przy jej ukochanym i najpiękniejszym Pierworodnym. Magia, która była dumą Eshtelëi zawiodła ją w tak kluczowym momencie, bo na oczach jej wybranka. Co za wstyd.

Na szczęście Pierworodny zajęty rozprawą z mizernym robakiem w okularów nie zauważył jej wpadki. Nie zwrócił na nią uwagi. Wyciągnął dłoń do przodu i zacisnął, a sam czarownik uniósł się w górę próbując chwycić za niewidzialne dłoń duszące jego gardło. W jego dłoni wzbierała magia, tworząca sztylet na podobieństwo tego którego użył na gremlinach, ale przecież czymś takim nie mógł zranić Pierworodnego. Ukochany Eshtelëi był wszak ponad takie jarmarczne sztuczki.

Kuglarka jednak nie potrafiła się skupić na radowaniu z przegranej Ruchacza. Żar w piersi narastał boleśnie, aż … wybuchł ogarniając jej całe włosy prawdziwym ogniem.

Dość” - usłyszała we własnej głowie. Jej oczy zmieniły się całkiem, tak jak jej pukle stały się wcieleniem tego żywiołu. Ów elf bowiem ośmielił się napastować Czarusia. Jej własność! Tylko ona ma prawo bić maga. Pokonała go w kamiennym kręgu, a on oddał się jej niewolę. Należał do niej i miał spełniać jej zachcianki, a nie tłuc się z lalusiowatym elfem. Czas pokazać temu wrednemu Pierworodnemu, że nie drażni się bezkarnie Pani Ognia.

-Bezużyteczny – skwitowała pogardliwie ustami kuglarki. Ale prawdą było, że gdyby Eshte nie była pod urokiem Pierworodnego, to podobnie zareagowałaby na widok przemądrzałego czarownika prawie pokonanego przez tą elfią laleczkę. Bo czyż nie miał jej chronić? Czy nie miała być przy nim bezpieczna? Eh.. wszystko musiała robić sama.

-Tyyyyyy! -zwróciła się wściekle do elfa, co do którego piękniutkiej twarzy i zapewne równie boskiego ciała, z pewnością znalazłaby odpowiednio.. przyjemne zastosowanie dla siebie. Ale to dopiero po pokazaniu mu jego miejsca, po zmieceniu go własną magią z jego wielkopańskiego tronu do.. nic nieznaczącego, byle puszku ze spiczastymi uszami. A kiedy już będzie na dnie, błagając ją o łaskę, to może Pani Ognia zerknie na niego łaskawym okiem i uczyni swym kolejnym niewolnikiem. Jeśli okaże się tak samo zdolny, jak ładniutki.

-Znajdź sobie własnego niewolnika do męczenia! Ten. Jest. MÓJ!
-ostatnie słowo przemieniło się w pełne furii ryknięcie, po którym buchnęło i w miejscu elfki został sam dym, rozpełzający się po ziemi. Z powrotem uformował się w jej postać tuż za plecami Pierworodnego, a tam gdzie sama Eshte nie mogła, tam posłała Panią Ognia. Ta więc chuchnęła, dmuchnęła i zionęła ogniem, przy okazji sprawdzając wytrzymałość jego magicznej tarczy.

- Tyle hałasu, tyle huku.. i tak mizerny efekt.- zadrwił Pierworodny pochłonięty przez płomienie ziejącej ogniem kuglarki. Bo też i jego tarcza całkowicie opierała się jego płomieniom. Nawet się nie spocił.
Jednak przyglądał się jej zaciekawiony - Będziesz ozdobą mego haremu.
Zajęty Eshte zapomniał jednak o czarowniku. Ten zdołał zaś wyrwać się z duszących oków zaciskających się na jego szyi i opadł na podłogę. Klęknął przyglądając się wydarzeniom, a zwłaszcza elfowi.

Nagle cisnął owym sztyletem utworzonym z magii. Niby nic, proste zaklęcie. Niemniej Tancrist wiedział gdzie cisnąć, w jaki punkt. Nagle tarcza Pierworodnego pękła jak bańka mydlana wystawiając go, na furię magii Pani Ognia.

Tarcza opadła, a wraz z nią i ogień wzniecony dmuchnięciem elfki, ukazując z wolna wstępujący na wargi elfki paskudny uśmieszek. Teraz, kiedy nie było już żadnej przeszkody pomiędzy nią i jej niedawną miłością, patrzyła na niego władczo i.. z góry, chociaż była sporo niższa od Pierworodnego pięknisia. Ale jej dumna natura sprawiała wrażenie, jak gdyby ponad nim. Czuła się od niego lepsza, potężniejsza i to wystarczyło, aby zdawała się wyższa.

- Jak nas wcześniej nazwałeś? Ah.. tancereczką.. - zachichotała złowieszczo, wyraźnie rozbawiona i wcale nieporuszona swoją porażką sprzed kilku chwil. Ta nie była już ważna, skoro teraz miała Pierworodnego podanego jak na srebrnej tacy - Pokażę Ci taniec. Spróbuj nadążyć, laleczko.
Płomienie najpierw otuliły dłonie Pani Ognia, a potem w każdej z nich uformowały się na kształt długich, ognistych szarf lub biczów. Poruszając rękami zwinnie wprawiła je w wirowanie wokół siebie, dzięki czemu w powietrzu zdawały się być tylko ognistymi smugami.






Występ godny Wspaniałej Artystki jaką była Eshte, ale w wykonaniu tej nieujarzmionej części jej charakteru, ogień z zapierającej dech w piersiach sztuczki przemienił się w broń. Szybko, w rozpędzeniu, próbowała z głośnym trzaskiem uderzyć Pierworodnego to jedną szarfą powstałą z płomieni, to znowu drugą.

“Płonące bicze” kuglarki uderzały raz po raz w Pierworodnego raniąc jego skórę i paląc jego stroje. Wył z bólu pod jej ciosami udowadniając wyższość kuglarki nad potężnym elfem. A przynajmniej przez pierwsze cztery razy. Potem bowiem gestem dłoni i silnym podmuchem powietrza rozproszył jej bicze i ogień, jakby gasił zapaloną zapałkę. A kolejnym cisnął nią o ścianę.
Z pręgami poparzeń na ciele i twarzy wstał przytrzymując Eshte w miejscu. Elfka była wciskana w ścianę z olbrzymią siłą, przytłoczona jakimś niewidzialnym ciężarem nie mogła się ruszyć.

- Jak widać potrafię więcej niż nadążyć pyszkałkowa tancerko. Minie jeszcze parę setek lat nim będziesz mogła mierzyć się z moją potęgą.- syczał gniewnie trzymając swą zdobycz unieruchomioną i bezbronną. Eshte z pewnością zgodziłaby się z nim i drżała ze strachu, ale bycie unieruchomioną wzbudzało jedynie gniew, który kuglarka niestety nie była w stanie skierować go przeciw komukolwiek.

Niemniej Pierworodny, albo znów zapomniał o półprzytomnym czarowniku, albo nie miał dość mocy by okiełznać ich oboje naraz. Tyle, że Tancrist nie był już półprzytomny. Z pomocą Trixie szarpiącej go za ucho wstał i skupiał moc, gdy kuglarka chlastała Pierworodnego biczami.
I teraz tą moc wyzwolił ciskając włócznię mocy i błyskawic w plecy rozjuszonego elfa. Przeszył go na wylot powodując ryk ból i sporą eksplozję błyskawic.
Ale i to drania nie zabiło, choć pozbawiło sporo urody i włosów. Pół jego czaszki była łysa. A całe ciało poparzone i poranione.
Chwiejąc się na nogach i szeptając.- Niemożliwe.

Pierworodny upuścił przyciskaną do ściany elfkę i nacisnął kamień w swym pierścieniu na palcu. Ten się kruszył, ale za elfem pojawiła się lustrzana tafla w którą ten wpadł plecami i zanurzył się w niej jak w toni wodnej, zanim którekolwiek z nich zdołało zareagować.

- Dopadnę was! -usłyszeli jeszcze głos z owej tafli, która niczym lustro opadła na ziemię roztrzaskując się na dziesiątki drobnych kawałków.
Pani Ognia i Tancrist wspólnie dokonali wielkiego wyczynu, pokonując potężnego Pierworodnego.

Wspólnie? O nie, nie, nie. Pani Ognia nie znała takiego słowa. Z jej punktu widzenia, ona miała całą walkę jak najbardziej pod kontrolą i Ruchacz wcale nie musiał się do niej mieszać. Nie potrzebowała jego pomocy, to słowo także było jej obce. I bez niego zmiotłaby Pierworodnego w byle nic nieznaczącym pyłek.

-Tchórz - prychnęła tylko za nim, niezbyt przerażona jego słowami. A niech wraca, ona go przecież wcale stąd nie wyganiała. Niech wraca i pozwoli jej dokończyć dzieła, czyli całkowitego zepsucia tej jego twarzyczki.
-A Ty, mój niewolniku - w końcu łaskawie zwróciła się ku czarownikowi. Bynajmniej nie w chęci podziękowania, czy chociażby dostrzeżenia jego wkładu w pokonanie elfa. Ciągle był jej niewolnikiem, a ona jego Panią. Ona go właśnie uratowała przed zostaniem uduszonym - Zostaw magię prawdziwym magom, a sam lepiej zajmij się czymś, co Ci lepiej wychodzi. Na przykład... - chociaż te wargi należały do Eshte, to za lubieżny sposób w jaki się rozchyliły niewątpliwe odpowiedzialna była Pani Ognia. Tylko ona mogła z zadowoleniem wspominać wydarzenia z kręgu - Byciem na kolanach.

- Nie musisz dziękować za pomoc.
- mruknął sarkastycznie czarownik rozcierając sobie szyję, podczas gdy spojrzenie Esthe wędrowało po tej paskudnej koszuli którą mu łaskawie dała.
-Chodźmy do komnaty po twego liska i jakieś leki. No i potrzebuję się przebrać.- odparł spokojnym tonem głosu Czaruś wstając, podczas gdy Trixie zaczęła w podnieceniu trajkotać jak to wspaniale oboje walczyli, jak ich magia robiła Bum i Bam i Wzium. Wróżka była tą walką zachwycona nawet jeśli obserwowała ją kryjąc się za plecami to samej Eshte, to Czarusia.

Uśmieszek, nawet jeśli i lubieżny, w jednej chwili zniknął z usteczek ognistowłosej elfki, robiąc miejsce grymasowi niezadowolenia. A taki widok na twarzy swego Pana bądź Pani, nigdy nie był dobrym znakiem dla niewolnika.
-Sądziłam, że już ostatnim razem wyraziłam się wystarczająco jasno, ale najwyraźniej muszę Ci przypomnieć - wprawdzie płomienne bicze zniknęły w jej dłoniach wraz z tchórzliwym odejściem Pierworodnego, ale teraz jedna z jej dłoni znów rozżarzyła się do czerwoności. Nieśpiesznie zbliżyła się do Ruchacza, przy każdym kroku kołysząc biodrami w sposób, w jaki kuglareczka zdecydowanie nie potrafiła. I niekoniecznie chciała się go nauczyć.
- Nie potrzebujemy tych szmatek. A Tobie.. -mruknęła, stając przed nim władczo i palcami wczepiając się w noszoną przez niego paskudną koszulę. Zasyczało i zaśmierdziało, kiedy pod jej dotykiem materiał zaczął odsłaniać umięśniony tors czarownika -Wręcz zakazuje ich nosić.
Jednocześnie jej własne ubranie zaczęło cicho skwierczeć na ramionach, raz jeszcze tego samego dnia chcąc ją rozebrać do nagości, wbrew wewnętrznemu poirytowaniu Eshte. Wszak nie była jakąś Paniunią z pieniędzmi tatusia, aby móc sobie codziennie kupować nowe fatałaszki! Pani Ognia ją doprowadzi do ruiny!

- Eshte… pamiętaj, że… - jęknął czarownik.- W okolicy są gremliny. To nie jest pora na figle.
Wprost przeciwnie, pora była idealna, tym bardziej że kuglarka nie wiedziała, ile ma czasu zanim wróci do małej tchórzliwej siebie.

Oczywiście mogła przymusić potęgą swą Ruchacza do posłuszeństwa, ale po prawdzie zajęłoby to zbyt wiele czasu, a poza tym Pani Ognia czuła się dość zmęczona. Nie dysponując błogosławieństwem Dzikuna wyraźnie odczuwała efekt swoich popisów. Ale… od czego miała swoją Trixie? Wszak wystarczyłoby namówić naiwną wróżkę, by zmiękczyła czarusia swoim pyłkiem.

- W komnacie jest łóżko.- przypomniał jej Tancrist wyraźnie grając na zwłokę. Czyżby mu się nie podobała?
Bzdura. Przesunęła paluszkami po wypukłości w jego przyciasnych spodniach, przekonując się, że podoba mu się i to bardzo.

-Kuszące... -odparła Pani Ognia przeciągłym pomrukiem. Ciężko jednak było stwierdzić, co właściwie wprawiło ją w takie kocie zadowolenie: propozycja Thaaneeekryyysta, czy on sam, po którego co bardziej interesującym fragmentach ciała wodziła palcami, jak po swej własności.
Oh, ona nie potrzebowała takich wielkopańskich luksusów, najchętniej zabawiłaby się ze swym niewolnikiem na łonie przyrody, po uprzednim spaleniu ich ubrań. Ale tym razem nie byli na łące w otoczeniu kręgu, nie czuła pod stopami miękkości trawy, tylko paskudny chłód zamkowej posadzki. Co za obrzydliwość! To już wolała skorzystać z dobroci jakie dawało wielkie łoże czarownika niż swą nagą, rozgrzaną skórą dotykać tutejszej kamiennej podłogi lub ścian.

Dobrego sobie znalazła niewolnika. Nie tylko z wyglądu był odpowiedni i posiadał talenty rozpieszczające Panią Ognia, lecz także pomysły miewał niezgorsze. Nic dziwnego, że na jej wargi powrócił tamten lubieżny uśmieszek.

-Niech tamci ludzie zajmą się uprzątnięciem gremlinów. Ja po spotkaniu z tym pięknisiem mam ochotę na.. trochę przyjemności. Należy mi się - z tym syknięciem pochwyciła władczo za te poły jego koszuli, które jeszcze ostały się jej ognistemu dotykowi, po czym przyciągnęła wysokiego mężczyznę ku sobie. Bo co się będzie ku niemu wnosić na paluszkach, skoro to on powinien nachylać się do swojej Pani. Potem wpiła się w jego wargi namiętnym, chciwym pocałunkiem, mającym na celu tymczasowe zaspokojenie tylko jej pragnienia. On się nie liczył.

-Jesteś… niemożliwa.- jęknął całując ją wpierw z oporami, potem coraz bardziej drapieżnie i zachłannie. Jego dłonie objęły jej pośladki, zaciskając się na nich. Czuła jak jego pocałunki schodzą niżej po szyi do jej obojczyka rozkoszując się jego dotykiem. Chwycił ją w ramiona i uniósł leciutko w górę, gdy podtrzymała dłonią swój kapelusz na głowie. Nie wszystko bowiem uległo spaleniu. Nie była wszak już pod wpływem Dzikuna. To co oddzielało ją od jej pragnień unicestwiła. Reszta ocalała. Czyli kapelusz i pas z utensyliami obecnie opinający nagie bioderka kuglarki.

-Esthe… nie można wiecznie poddawać mężczyznę próbom. W końcu każdy pęknie przy ciągłym kuszeniu. - mruczał smętnie niosąc ją w ramionach jak jakąś księżniczkę. Nie… jak swoją panią. Niosąc ją do komnaty w której był Skel’kel, oraz owo dobrze jej znane łóżko. W którym to już raz przyszło jej spędzić noc z Czarusiem. Tym razem jednak zamierzała w pełni skorzystać z tego faktu.

-Ohh.. chciałbyś, żebym to ja tutaj ciągle była, prawda? Zamiast tej drugiej, wystraszonej.. - syknęła Pani Ognia, pozwalając mu się tak nieść na rękach. W końcu starcie z Pierworodnym ją wymęczyło, a skoro miała swego niewolnika, to tym bardziej nie powinna iść gdziekolwiek na własnych nóżkach. Mógł się do czegoś nadać i trochę wynagrodzić jej swoją wcześniejszą bezużyteczność.

Teraz, będąc w jego silnych ramionach, paluszkami figlarnie przetańcowywała wzdłuż jego szyi i po jednym z ramion. Był jej żywą zabaweczką, mogła go więc dotykać gdzie chciała, jak chciała i kiedy tylko chciała. A skoro ta.. najbardziej upragniona przez nią część jego ciała nie była na wyciągnięcie ręki, to tymczasowo zadowalała się tak niewinnym macaniem. Jednak jej myśli nie były już tak niewinne. Podzieliła się nimi z czarownikiem, wyraźnie wypowiadając je gorącym szeptem prosto do jego ucha -Kusiłabym Cię nieubłaganie, pozwalała na mnie patrzeć i dotykać, aż byś się z ledwością powstrzymywał przed rzuceniem się na swoją Panią. Ale też w końcu pozwoliłabym Ci pęknąć, kiedy tylko miałabym ku temu ochotę. Raz. Za. Razem.
Przy ostatnim słowach gwałtowniej machnęła w powietrzu swymi nagimi nóżkami, aby Ruchacz musiał ją silniej, a przede wszystkim bliżej przy sobie przytrzymać - Dostarczysz mi wielu uciech, z których ta druga nie potrafiłaby skorzystać.

Przez chwilę Czaruś przyglądał się jej z zaskoczeniem. Ale w końcu westchnął cicho i z pomocą wróżki wszedł do swej komnaty. Tam Trixie zabrała się za zwiedzanie, a Skel’kel powitał wesołym szczeknięciem. Pani Ognia w tej chwili nie miała czasu na witanie pupilka. A i Czaruś też nie.

Ułożył ją wygodnie na łóżku i zaczął całować usta, szyję, piersi. Wędrował językiem po obojczykach. Muskał blizny po oparzeniach, co sprawiało jej przyjemność. Ale nie taką jak jego palce lewej dłoni, niecierpliwie ześlizgujące się w dół po jej brzuchu, do intymnego zakątka, który odsłoniła od razu bezwstydnie rozsuwając nogi na boki. Wszak nie odczuwała żadnego strachu, a wstyd jest jego rodzajem. Czaruś szybko udowodnił swoją wartość. Jego palce sięgnęły głęboko i ze znawstwem kobiecego ciała zaczęły wydobywać z kuglarki szybszy oddech i pomruki przyjemności. Co prawda… nadal był ubrany tam na dole. Ale na wszystko przyjdzie czas, prawda?
Może nie do końca. Ta strachliwa kuglarka też kiedyś wróci.

Biedna Eshte.. znaczy, ta będąca Wielką Artystką samotnie podróżującą po świecie, cieszącą oczy publiczności i potrafiącą walczyć z próbującymi ją napastować mężczyznami. Nie ta kreatura o ognistych włosach, która miała czelność nazywać się jej imieniem, aby podkładać się Ruchaczowi do łóżka. Ruchaczowi!

Biedna, wystraszona Eshte zamknięta w swoim, ale jakby nie swoim ciele, tak ochoczo macanym przez szlachcica. Gdyby tylko mogła teraz być świadomą grozy tej sytuacji, to z pewnością krzyczałaby jak zza drugiej strony lustra, wyklinając Panią Ognia wraz z jej niewolnikiem. Że też akurat musiało trafić na niego! Na pewno byli na tym świecie mężczyźni, którzy nie poddaliby się takiej pokusie, którzy zaopiekowaliby się nią aż do jej dojścia do siebie.. ale nie, ją los pchnął w ramiona największego lubieżnika Grauburga. Typowe!
Pewnym szczęściem w nieszczęściu było, że zamiast kuglarki, to Pani Ognia doświadczała jego niewybrednych pieszczot. A co gorsza, ona chciała więcej. Mocniej. Szybciej. Teraz.

„Co za obrzydlistwo..”


Niewątpliwie droga pościel wydobywała z siebie cichy szmer pod elfką wijącą się na niej z przyjemności. A tam, gdzie wczepiała się w nią kurczowo palcami, tam potem zostawały wypalone dziury.






A Ruchacz był sprawny w swym dziele, ruchami palców wydobywający coraz głośniejsze pomruki z ust elfki, coraz bardziej rozgrzewając jej ciało. Przyspieszał tempo, sięgając głębiej rozpalając intensywniej pocałunkami wielbiącymi jej krągłości, nawet posuwając się w swej lubieżności do delikatnych ukąszeń.
Wiła się pod jego dotykiem prężyła ciało, przymykając usta i pojękując głośno i bezwstydnie, wszak nie hamowała się okazywać swych emocji, a te wzbierały niczym wielka fala przyjemności niosąca drobną elfkę ku gwałtownemu spełnieniu. I wtedy, znów tuż przed szczytem Pani Ognia znikła rozpraszając się we własnym samozadowoleniu. I znów to sama Esthe była molestowana przez Ruchacza. Ognista hedonistka znikła za późno.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 30-07-2017, 01:26   #83
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Esthe chciała protestować, ale jedyne co wyrywało się z jej ust to jęki i przyspieszony oddech. Ciało kuglarki odmawiało posłuszeństwa. Zmysły zalane wzbierającą rozkoszą sprawiały, że gibkie ciało elfki wygięło się w łuk, serduszko waliło jak młot, niemal wyrywało się z jej piersi. Zginie! Bo przecież nie mogła wytrzymać tych emocji wstrząsających jej ciałem, tych spazmów rozkoszy pod którymi się wiła jak dzika żmijka. Zginie! Pęknie jej tu serce i umrze pod palcami tego nieczułego lubieżnika.

Umiera! Przez chwilę wydawało się że nic nie widzi, że wraz ostatnim krzykiem wydała ducha i umarła.
Bo musiała umrzeć… wszak po całej tej zniewalającej rozkoszy, jej ciało ogarnęła błogość rozleniwiająca jej ciało i.. dziwna ochota na pykanie z fajeczki.
Dopiero po chwili zorientowała się, że w panice zamknęła oczy i zapomniała je otworzyć. Że nadal żyje zmaltretowana przez tego lubieżnika, który leżał obok niej.

Może.. może to właśnie był jakiś sposób na przetrwanie tego otarcia się o śmierć – udawanie martwej. Wtedy przynajmniej nie musiałaby na nic reagować, nie musiałaby poszukiwać ucieczki z tej niezręcznej sytuacji, nie musiałaby unieść powiek, aby spojrzeć na tego.. zapewne przesadnie z siebie zadowolonego lubieżnika. To byłoby takie.. łatwe. Po prostu umrzeć teraz, bez potrzeby spotykania się z konsekwencjami tych macanek czarownika. Może wtedy nie czułaby się już taka.. taka.. wilgotna. I brudna. I ogólnie paskudna.
Ale niestety, nadal żyła. Potwierdzał to ciągle przyśpieszony oddech wciskający się w jej piersi, oraz krew szumiąca jej w uszach, jak po niezwykłym wysiłku. Chędożona ( no w sumie ) Pani Ognia! Skoro już tak bardzo chciała się zabawiać, to niech już zostanie i oszczędzi wstydu PRAWDZIWEJ Eshte! Tam, gdzie dopiero co kipiało pożądano, teraz zaczynała się gotować wściekłość.

-Co Ty... -syknęła, po tym jak z trudem w końcu zdołała zebrać myśli przesłonięte czerwoną mgłą złości. Głos jej drżał, tak samo i nagie ciało, ale bynajmniej nie było to spowodowane strachem. Raczej.. niezrozumieniem, poczuciem wykorzystania przez Ruchacza.

Otworzyła oczy, a tęczówki ich teraz paliły się ogniem niewiele mniejszym, niż kiedy przebudziła się Pani Ognia. Potem zareagowała instynktownie, w jedyny znany sobie sposób. Krzykiem i rękoczynami.
- Co Ty znowu zrobiłeś?! Naprawdę tak trudno Ci utrzymać ręce przy sobie?! - z całą pewnością nie przebierała w słowach, a gdyby nie zmęczenie po walce z Pierworodnym, to i ogień poszedłby w ruch przeciwko Thaaneeekryystowi. Zamiast tego najpierw uderzyła go piąstką, by następnie skopać go tymi samymi nóżkami, pomiędzy którymi co dopiero tak radośnie sobie figlował. A jakby samo odepchnięcie go od siebie nie było wystarczająco, to jeszcze próbowała go zrzucić z łóżka na twardą podłogę.
-Nienawidzę Cię! -warknęła w szale, jednocześnie próbując zasłonić kocem swe nagie ciałko.

- Naprawdę trudno byłoby ci utrzymać ubranie na sobie? - odgryzł się czarownik siadając na łóżku i przyglądając się poirytowanej kuglarce.- A teraz… możesz mi wyjaśnić co to było? To wszystko? Najpierw się mizdrzysz do Pierworodnego, potem go atakujesz, nazywasz mnie swoim niewolnikiem, gubisz ciuszki i gdy spełniam twój kaprysik zajmując się tobą… obrażasz się na mnie. Jakby to była moja wina, że masz skryte potrzeby.
Po tym poprawił okulary pytając. - Co się z tobą dzieje Eshte?

Jeśli czarownik po tym wszystkim oczekiwał od niej podobnego spokoju i logicznego myślenia, to się grubo pomylił. Bowiem teraz jedynym co było w jej główce, niczym wypalone w niej piętno nie pozwalające o sobie zapomnieć, była zbrodnia jakiej się mężczyzna dopuścił. Bo jak inaczej nazwać to co zrobił wbrew jej woli?
-Nie! Nie próbuj zrzucać winy na mnie! - wybuchnęła raz jeszcze, a gdyby nie skupiała się tak mocno na szczelnym otuleniu się kocem, to pewnie oskarżycielsko wycelowałaby palcem w Ruchacza. Może nawet poleciałyby jakieś iskry wzniecone jej wściekłością - Ja się o nic takiego nie prosiłam, ale Ty jedyne co robiłeś cały dzień, to próbowałeś się do mnie dobrać! Jesteś teraz zadowolony?!

-To ja rozebrałem cię w kręgu menhirów? To ja rozebrałem cię na korytarzu zamkowym? -
powątpiewał Ruchacz kpiącym głosem.- To ja.. nachalnie domagałem się pieszczot kusząc kształtnym biustem. To… ja tu nazywałem kogoś swoim niewolnikiem, czy może… ty?
Wstał z łóżka dodając.- Masz ochotę się czegoś napić? W końcu jest co świętować. Pierworodny da ci spokój przez następne kilka tygodni. Nawet najpotężniejsza lecznicza magia nie działa tak szybko.

Kuglarka nie złościła się.. ładnie. Nie była jedną z tych arystokratycznych laleczek, co to w przypływie gniewu nadymały policzki, wdzięcznie przygryzały swe różane wargi i z siłą skrzydeł motyla policzkowały bezczelnego chama. Nie, nie. Właścicielka jednoosobowego cyrku Meryel w takich chwilach przeklinała, zgrzytała zębami, gryzła i biła. Nic nie potrafiło jej udobruchać, ani słodkie słówka, ani hojnie przelewające się trunki, ani błyskotki. Te ostatnie działały na nią tylko w delikatniejszych napadach złości.

Thaaneeekryst wstał, a zaraz za nim poleciała poleciała poduszka pchnięta siłą elfiej wściekłości.
-Jesteś obrzydliwym kłamcą! -warknęła, a oczka jej zaszkliły się niebezpiecznie. Powiedzieć, że złamał jej serce, to byłoby zbyt wiele, lecz na pewno czuła się przez niego zdradzona. Kolejny przebrzydły człowiek -I nie mam czego z Tobą świętować! Właściwie.. - pośpiesznie zaczęła zbierać barłóg powstały naokoło siebie -To nie mam zamiaru tutaj zostawać ani chwili dłużej, skoro wszystko dla Ciebie jest zachętą do zmacania mnie.
Udało jej się jakoś wygramolić i stanąć koło łóżka. Drobne ciałko Eshte całkiem tonęło w otulającym ją kocu, a że szlachciurki lubią mieć wszystko przesadnie duże, to jeszcze sporo materiału wlokło się za nią po podłodze - Idę stąd. Równie dobrze mogłabym wpaść w łapy Pierworodnego.

- Goła, w kocyku, w zamku gdzie jest pełno gremlinów, wojaków i łotrów wszelakiego rodzaju. Strzyg także?
- zapytał powątpiewającym tonem Czaruś przyglądając się kuglarce.- Nie bądź niepoważna… zresztą akurat Pierworodny prędzej czy później wróci, więc będziesz miała okazją porównać. Na razie zaś zostań tu. Ja się przebiorę w swoje szaty i wychodzę, więc moją obecnością się martwić nie będziesz musiała.
Nalał sobie jeden kielich wina, a potem zaczął się rozbierać do naga, by taki goły ruszyć do szafy z ubraniami. I wyciągając z niej własne stroje dodał.- Zostań tu, skoro tak ci moje towarzystwo uwiera. Kto wie, kogo spotkasz na korytarzach zamkowych?

Coraz bardziej ją rozdrażniał swoim spokojem. Oczywiście, dla niego to nic nie znaczyło, pewnie każdego dnia miał jakąś inną paniunię w swoim łożu, może czasem nawet i jakąś o spiczastych uszach. Dla niej też nie była to kwestia jakiegoś.. zostania zbezczeszczoną, wszak nie była z tych, co to wianuszek uznawały za swe największe dobro i zachowywały go dla Tego Jedynego. Złościła się, bo miał w ogóle czelność ją tknąć bez jej zgody i nawet nie silił się na wymyślenie porządnego wytłumaczenia! A może według niego nie warto było sobie strzępić języka na jakąś uliczną kuglarkę, którą mógł sobie zmacać bez żadnych konsekwencji. Był taki.. taki.. tak denerwująco.. uh, beznamiętny! To nie mogło się pomieścić w główce wybuchowej Eshte.

- Nienawidzę Cię! - syknęła jeszcze na odchodne, kiedy otworzyła drzwi jego komnaty. Oh, nawet w swej furii nie była na tyle głupia, aby samotnie zapuszczać się w te nieprzyjazne korytarze zamku. Miała już wystarczająco wrażeń, nie potrzebowała ich więcej tego dnia. Nie mogła znieść widoku Thaaaneeekryyysta, a już tym bardziej jego opanowanego głosu, dlatego należąca teraz do niej komnata obok wydawała się idealnym miejscem ucieczki. Zamknie się w niej, poczeka na odpowiedni moment i odjedzie z miasta swym wozem. Nie będzie musiała już więcej patrzeć na tego łajdaka.

Przeszła szybkim krokiem po zimnej posadzce wzburzona całą sytuacją. Zamknęła się w swojej komnacie na zasuwkę zapominając o tym, że razem Ruchaczem pozostali także Skel’kel oraz Trixie.

Cichy warkot zaś jaki usłyszała za plecami świadczył o tym, że w swojej komnacie też nie była sama.
Jeden gremlin.




Mały krwiożerczy potworek. Drobiazg, gdy się miało pod ręką gryfa, lub chociaż Thaaaneekrryysta. Ale kuglarka była w pokoju sama i w dodatku zamknęła za sobą drzwi. A bestyjka zerkając na elfkę czerwonymi ślepkami ruszyła machając swym krzywym tasakiem, by zrobić jej krzywdę.

Nie bała się. Jej złość na czarownika była zbyt wielka, aby potrafiła teraz dopuścić do siebie poczucia strachu na widok tego paskudnego intruza. Wręcz odczuwała w tym momencie chęć mordu równie silną, co ta lśniąca w ślepiach gremlina. Tyle, że jej własna była skierowana przeciwko Thaaneeekryyystowi i.. kto wie, może ta zielona kreatura akurat miała pecha go teraz trochę przypominać. Wszak oboje byli.. obślizgli, paskudni i rzucali się na nią bez powodu.
Wielka szkoda, że tyle dzisiaj już swej mocy zużyła i zwyczajnie była już zmęczona. Inaczej spopieliłaby tą pokrakę wyobrażając sobie, że to szlachcica w szkiełkach zmienia w byle ledwo żarzący się węgielek. Ależ miałaby satysfakcję!

Niczym olbrzymi ptak, tak samo koc załopotał głośno w powietrzu, kiedy Eshte zerwała go z siebie i rzuciła w kierunku nadbiegającego gremlina. Następnie chwyciła za sztylet dotąd uczepiony pasa wiszącego na jej biodrach, gotowa skoczyć i ciąć nim bezlitośnie, jeśli powiedzie się plan zdezorientowania napastnika.

Tkanina niczym sieć oplotła potworka i elfka niczym wilczyca rzuciła się na wrogiego stworka, wpierw tnąc na oślep, a potem… poczuła jak bok jej rozcina ostrze gremliniego miecza raniąc boleśnie, acz niezbyt groźnie. Bo cięcie sztyletem okazało się mało skuteczną techniką. Koc ciął się stosunkowo opornie i sztylet nie radził sobie z nim dobrze. Co innego pchnięcia. Sztych właśnie zastosował gremlin przebijając koc swym mieczem i raniąc kuglarkę.
Esthe więc poszła w jego ślady. Zaczęła na oślep kłuć wbijając sztylet w koc, podczas gdy gremlin z pomocą miecza i zębów próbował się wyswobodzić. Sytuacja była patowa. Ale z czasem szala mogła przeważyć na stronę elfki, o ile gremlin nie będzie miał szczęścia i swym mieczem nie przeszyje, próbującej go zabić nagiej artystki.

-Nie.. dotykaj.. mnie! -warknęła dziko, choć gremlin pewnie tak samo jak i Ruchacz, wcale się nie przejmował jej uczuciami. I jego nie interesowało nic poza słuchaniem własnego, jak najbardziej zwierzęcego instynktu, który teraz kazał mu zabijać wszystko na swej drodze. Nawet i na oślep, nawet i będąc w pozornym potrzasku ciężkiego koca.

Ona też się nie poddawała, pomimo odniesionej rany. Wściekłość przesłaniała jej ból i zaskoczenie, które zapewne miały o sobie przypomnieć już później, kiedy już przygaśnie szalejący w niej teraz ogień. Ale na początek musiała się pozbyć tego obrzydliwego intruza.
Skoro nie była najbardziej.. finezyjną wojowniczką, a bardziej miała w zwyczaju obijać mordy pijaczkom w gospodach, to i teraz odruchowo skorzystała ze swego bogatego doświadczenia. Widziała, i także słyszała gdzie znajdowała się głowa gremlina wraz z jego zębiskami, więc palce wolnej dłonie zacisnęła w pięść, aby strzelić nią prosto w tej jego drapieżny uśmieszek.

Piąstka zabolała ją bardziej niż sądziła. Potworek miał zęby twarde jak kamienie, na szczęście za drugim ciosem trafiła go w nos, a potem narażając się na draśnięcie w biodro wbiła mu mu sztylet w coś miękkiego nieco na prawo od rozkwaszonego nosa… chyba oko. A potem pchała i pchała wbity w nie sztylet, aż do mózgu.

Tak wbijając sztylet w końcu ubiła małego drania i poczuła jak zmienia się pod kocem w ową paćkę. Rana w boku była poważniejsza niż ta na biodrze, ale obie krwawiły i pulsowały bólem.
Kuglarka czuła jak mocno łomocze jej serce. Aż słyszała ów łomot w uszach. A nie... to do drzwi jej komnaty ktoś się dobijał.

-Niech już.. wszyscy.. dadzą mi w końcu.. spokój.. - syknęła do siebie samej lub, ewentualnie, też i do pozostałości po gremlinie, który też miał tutaj czelność wtargnąć i zakłócić jej złoszczenie się w samotności. A teraz za drzwiami jeszcze był jeden intruz, wyraźnie nie mający zamiaru podarować jej luksusu spokoju. Zielona paskuda wprawdzie była niebezpieczna, lecz przynajmniej nie tak.. głośna. Eshte miała wrażenie, że ten łomot zaraz jej rozsadzi czaszkę.

Koc był teraz bardziej obrzydliwy niż wcześniej, kleił się nieprzyjemnie, ale nie miała innego wyboru – znów go na siebie naciągnęła, starając się unikać gremlinowej mazi. Potem zgrzytając zębami z bólu przywlokła się powoli ku drzwiom. Nim jednak je otworzyła, to uchwyt poprawiła na sztylecie, w razie gdyby za nimi krył się Pierworodny, lub kolejny gremlin Albo Ruchacz, oczywiście. Elfka nadal była w bojowym nastroju.
-Czego.. ? - zapytała słabym głosem, nieudolnie próbując ukryć rozbrzmiewający w nim ból.

-Nie otwierałaś, gdy pukałem. Coś się stało?- przez szczelinę w drzwiach usłyszała głos Thaaneeekryyysta… bo kogo by innego.- Przyniosłem twojego fajkowego lisa i amulet do zawieszenia na drzwiach. Powinien odpędzić od twego pokoju gremliny i pomniejsze demoniszcza. Ja z Trixie wybieram się zająć tym całym najazdem, więc nie będę mógł przyjść ci z pomocą.

- Nie potrzebuję Twojej.. pomocy. Bardzo dobrze.. umiem sobie radzić..
- chyba chciała jeszcze na koniec dodać „sama”, ale gwałtowne ukłucie bólu wcisnęło jej przekleństwo w usta. Przeklęty gremlin. Powinna była mu odrąbać tę łapę trzymającą broń i zaszlachtować go własnym ostrzem. Chociaż i tak spotkała go nie najlepsza, bo i dość makabryczna śmierć, od jej sztyletu. Było to troszkę pocieszające w tym cierpieniu.
Nie był to największy ból jaki doświadczyła w swym barwnym życiu, lecz i tak sprawiał, że słaniała się na nogach i w pewnym momencie musiała wesprzeć się o framugę drzwi. Jednak ani myślała prosić się Ruchacza o pomoc, nie miała zamiaru tak nisko upaść. A niech tylko spróbuje przekroczyć próg jej komnaty, a skończy jak jego zielony przyjaciel.

-Chodź, Skel'kel
- mruknęła z troską, przez uchylone drzwi wyciągając rękę ku swojemu pieszczoszkowi oraz prezentując dłoń pooraną zębiskami i ubrudzoną własną krwią.

- Eshte… co się stało? - spytał czarownik z wyraźną troską w głosie, chwytając za tą dłoń i pociągając ku sobie, by przyjrzeć się ranom. - To poważna sprawa, gremlin cię pogryzł? Przecież one są trujące. Ich ślina, pot, krew… są jak żywy muchomor.
A ona właśnie otuliła się kocem wysmarowanym ich pośmiertną mazią, stykając ją dodatkowo z dwiema otwartymi ranami. Co jeszcze mogło pójść nie tak, tego przeklętego dnia?!

-Zostaw!
-syknęła elfka, wyrywając mu swoją dłoń z uścisku. Nawet w tak trudnych dla siebie okolicznościach nie potrafiła zapomnieć o swoim obrzydzeniu do Ruchacza. Przyćmiewało ono jej zdrowy rozsądek, było nawet silniejsze od odczuwanego bólu - Nie dotykaj mnie..
Przez całe życie radziła sobie sama, nie potrzebowała pomocy takiego.. zwyrodnialca. Szczególnie, że teraz trochę ( trochę bardzo ) jego obarczała winą za swoje cierpienie. W końcu, gdyby wcześniej nie postanowił schlebić swemu zwierzęcemu instynktowi, to ona nie musiałaby uciec i samotnie walczyć z zuchwałym gremlinem. Znowu to człowiek wyrządził jej krzywdę. Czy naprawdę spodziewała się po nim czegoś innego? Głupia.

-Eshte… nie dramatyzuj… czekaj tu. Zaraz wrócę.- westchnął Ruchacz i zostawiwszy Trixie na straży przed drzwiami do pokoju kuglarki ruszył do swojej komnaty.
A otulona kocem elfka czuła się coraz bardziej zmęczona i coraz trudniej było jej myśleć, coraz trudniej było jej ustać na nogach. I jeszcze głowa ją boleć zaczynała. I jeszcze robiło się jej gorąco na twarzy. Czuła, że ma niezdrowy rumieniec.

W pewnym momencie nogi całkiem się pod nią ugięły. Oparta o ścianę tuż przy drzwiach, w towarzystwie bolesnego jęku po prostu.. zsunęła się po niej na podłogę komnaty. Jak marionetka, której ktoś nagle przeciął nici łączące ją z palcami odpowiedzialnymi za każdy ruch jej kończyn.
Cały czas otulała się kocem, pomimo tego że w dużej części już przesiąkł zarówno jej krwią, jak i mazią pozostawioną przez gremlina. Pewnie mądrą decyzją byłoby odrzucenie go od siebie, aby już więcej trucizny nie wdało się do jej organizmu, lecz.. już wolała to, niż pokazanie się Ruchaczowi nago. Znowu. Pewnie na widok cycków raz jeszcze obudziłoby się w nim zwierzę, i tylko wykorzystałby kolejną okazję do macanek. Nie spodziewała się po nim niczego innego.

Odchyliła głowę, aby oprzeć się nią o ścianę i opuścić ciężko powieki, co w niewielkim stopniu tylko pomogło ukoić jej ból. Nie musiała przynajmniej marnować swej energii na.. patrzenie. Nawet tak prosta czynność była ponad jej siły, tak samo jak oddychanie. Ograniczyła więc swe oddechy, chwytając powietrze krótko i płytko, wykonując przy tym jak najmniej ruchów zbolałym ciałem. Jeśli tak miał wyglądać koniec Eshte Tańczącej z Ogniem, Zachwycającej i Zapierającej Dech w Piersiach, to wcale jej się on nie podobał. Był za mało.. wybuchowy. Na dodatek nie postawiono jeszcze nigdzie wielkiego amfiteatru noszącego jej imię, więc jak mogła tak po prostu teraz umrzeć? To nie miało żadnego sensu! Chociaż śmierć zdawała się teraz rozwiązaniem lepszym, niż godzenie się na litość czarownika wobec niej..

Myślenie przychodziło jej z coraz większym trudem. Głowa pulsowała bólem.
Eshte odpływała w ciemność, nie z krzykiem czy jękiem nawet… ale w ciszy.

Nie była w stanie podnieść ręki, nogi, także uniesienie powiek okazywało się ponad jej siły. Czuła się taka ciężka, jednak nie jak kamień. Bardziej przypominało jej to bycie zanurzoną w jakiejś gęstej cieczy. Może w bagnie wciągającym ją coraz to głębiej w swoją toń. Czy tak właśnie czuły się te paskudne gremliny, nim całkiem przemieniały się w zielonkawą maź? Czy i ją to teraz czekało po byciu pogryzioną przez jednego z nich?
Nie, nie. Nawet jeśli, to Cudowna Eshtelea Tańcząca z Ogniem nie mogła pozostawić po sobie takiego obrzydlistwa. Skoro za życia zachwycała tak wiele oczu, to i jej śmierć powinna być.. wyjątkowa. Godna zapamiętania i opowiadania o niej przez najbliższe lata. Wyobrażała sobie, że siedząc w tym miejscu z wolna zacznie się.. rozpływać. Stanie się nie cieczą, nie mazią, a.. a.. budyniem, o. Gęstym i lepkim, aby służki miały problem z domyciem ściany i podłogi. I nie byłby zielony. Widziała go raczej w barwach fioletu, tak jak swoje włosy. Zupełnie, jakby był o smaku owoców leśnych...

Roześmiała się, pomimo pulsującego bólu wypełniającego jej głowę oraz.. właściwie całe ciało.
Z początku było to tylko niewinny chichot, który stopniowo stawał się coraz głośniejszy i coraz mniej.. kontrolowany. Nie byłoby w tym nic dziwnego, elfka lubiła się zdrowo pośmiać i rżeć do rozpuku, lecz ta myśl o kuglarskim budyniu wcale nie była aż tak zabawna. A mimo to nie potrafiła się powstrzymać. Śmiech wstrząsał całą jej drobną, skuloną postacią, wystawiał na próbę mięśnie jej twarzyczki, a brzuch chyba starał się wywrócić na lewą stronę.

Bolało, bardzo bolało.
Objęła się ramionami próbując zatrzymać tę nieskończoną falę rozbawienia, lecz bolało dalej.
Oczy jej zaczęły łzawić, ale nadal cierpiała z przerażającym uśmiechem rozciągającym szeroko jej usta.

W pewnym momencie odrzuciła głowę w tył, wydając z siebie histeryczny ryk. Właśnie w tej jednej sekundzie, gdy zdawało się że już osiągnęła szczyt szczytów tego szaleństwa i od tego śmiania żuchwa wypadnie jej z zawiasów, Eshte wydobyła z siebie inny odgłos. Zachrypiała. To zaś zmieniło się w rozkasłanie i tak jak wcześniej chichot, tak samo kaszel stopniowo nabierał na sile. Nijak nie pozwalał jej odetchnąć. Najpierw od śmiechu prawie wywracały się w niej wnętrzności, a teraz coraz bardziej zbliżała się do wyplucia ich z siebie. Z taką siłą każde kolejne kaszlnięcie wstrząsało jej ciałem, że w końcu musiała się podeprzeć dłońmi o ziemię. Czuła, że coś.. coś się w niej wzbiera. Rozpiera jej przełyk, drażni gardło i pełznie ku górze. W stronę ust. Niczym żywa kreatura pełznąca ku wolności.
 

Ostatnio edytowane przez Tyaestyra : 30-07-2017 o 01:34.
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 30-07-2017, 01:34   #84
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
I odnalazła ją. Brutalnie wypchnęła się przez wargi tylko po to, aby z zadziwiającą lekkością opaść na podłogę. Nie pokrywała jej żadna żółć, żadne resztki pochodzące z żołądka kuglarki. Nic w jej wyglądzie nie wskazywało na to, że co dopiero wyszła prosto z cudzego gardła.

-I co się tak patrzysz? -odezwała się słodziutkim głosikiem, który nawiedzał elfkę nie tylko w najgorszych koszmarach, ale również na jawie. Malutka kobietka śmiało pochwyciła za swe piersi ukryte pod skąpą sukieneczką. Pościskała je, co nawet w tak niewielkim rozmiarze było przesadnie wyuzdane -Wystarczy powiedzieć, jeśli chcesz zobaczyć więcej..

-A.. Arissa?
-zdołała tylko wykrztusić z siebie Eshte.

-Oczywiście! A kogo innego się spodziewałaś w sobie? Ooooh.. -nie było żadnych, choćby najmniejszych wątpliwości, że to właśnie lubieżna kapłanka stała przed nią -Pewnie tego Czarusia, co? Gdyby tylko tu był, to wspólnie byśmy Cię porządnie p..

Jak na zawołanie, kuglarka pośpiesznie przestała słuchać. Niestety, choć niewielkiego wzrostu, ta miniaturowa kapłanka posiadała równie nieokrzesany język co jej straszna, pełnowymiarowa wersja. I tak samo jak tamtej, tak i tej Eshte niezbyt miała ochotę słuchać. Gorzej, że na samą myśl o posianiu jej lub Thaaneeekryyysta w.. uhh.. sobie, żołądek znów zaczął jej się wywracać. Właściwie, to wrażenie było tak rzeczywiste, że nawet czuła gorycz wzbierającą jej w gardle. Było to uczucie dokładnie takie samo, jak.. kiedy wypluła z siebie malutką Arissę.

-Ah, prawda. Miałam wrażenie, że ktoś jeszcze był tam w środku.. -stwierdziła rzeczona kobietka o bezwstydnej naturze, kiedy z zainteresowaniem przyglądała się krztuszącej się kuglarce. Przynajmniej przestała się macać przez bieluśkie szaty.
Zaś wnętrzności Cudownej i Zapierającej ( teraz bardziej niż kiedykolwiek ) Dech w Piersiach Eshte skręciły się gwałtowniej, zmuszającą ją do zwrócenia na podłogę dzisiejszego jedzenia. Albo, tak jak chwilę wcześniej, kolejnej osóbki. I ta była całkiem schludna, o burze ognistych włosów i równie spiczastych uszkach co dwie pozostałe przedstawicielki jej rasy. I również jej widok nie był pocieszeniem dla cierpiącej kuglarki.

-O, o! A kto to taki? Chyba nie miałyśmy przyjemności.. -Arissa od razu wywęszyła nową ofiarę dla swych lepkich paluszków i przyglądała jej się z żarłocznością wyraźnie błyszczącą nawet w tak w maleńkich oczętach.

-Wątpię. Zapamiętałabym tak rozkoszne spotkanie.. -kocim pomrukiem odparła ta druga, odwzajemniając to spojrzenie i niezbyt interesując się tym, że co dopiero wypadła z żołądka Eshte. A ta już sobie przypomniała skąd pamiętała tę ognistą czuprynę, duże piersi i elegancką suknię przesadnie podkreślającą smukłość jej talii. To była ta sama elfka, która w przedziwny sposób uśmiechnęła się do niej w gospodzie -Nazywają mnie Rudą Lalunią. Oczekują mnie tutaj.

-No ja na pewno..
-fałszywa kapłanka, prędzej wyznająca głęboką wiarę w przyjemności cielesne niż w jakiegokolwiek bożka, leniwym ruchem kołyszącym jej biodrami zbliżyła się do Rudej. Zatrzymała się dopiero, gdy piersi ich obu zetknęły się ze sobą przez materiały sukien. Przeszkadzające teraz materiały, niewątpliwie.
-Arissa i jestem bardzo o-cza-ro-wa-na -w trakcie wypowiadania ostatniego słowa, zwinny języczek przetańczył po jej zębach i koniuszkiem perwersyjnie zwilżył wargi. Ten zachwyt nad nowo poznaną elfką podkreśliła dodatkowo wyraźnym otarciem się o nią sztywnymi czubkami swych niepozornych krągłości. Kuglareczka już dawno planowałaby ucieczkę od tej przesadnej bliskości. Ruda zaś.. zachichotała. W uznaniu dla tych zaczepek. Głupia jakaś.

Eshte nie chciała już tego więcej słuchać. Tak właściwie, to w ogóle nie miała ochoty oglądać mizdrzenia się tych dwóch wyuzdanych kreatur. Obawiała się, że taki widok mógłby zmusić jej żołądek do następnego wywrócenia się, a wyrzygiwanie z siebie coraz to kolejnych postaci nie należało do przyjemnych.

Z powrotem ciężko usiadła pod ścianą, ale tym razem jeszcze narzuciła na siebie koc. Nie interesowało jej, że lepił się od pozostałości po gremlinie. W tym momencie najważniejsze dla niej było, że otulał ją rozkoszną ciemnością, odcinał ją od komnaty w zamku. Tak ukryta nie słyszała piskliwych głosików małych elfek, a co najlepsze - także ich nie widziała. To było jej schronienie przed tym całym złem jakie na nią ciągle czyhało w tym przeklętym mieście.
Przymknęła oczy. Chciała odpocząć, przynajmniej odrobinę..

Jednak nie był jej dany spokój.
Po niedługiej chwili błogiej cichy, zaczęły do jej spiczastych uszu dobiegać.. odgłosy. Ich szum, jak gdyby nagle do komnaty wtargnęło całe ludzkie stado. Naciągnęła więc koc mocniej na siebie z nadzieją, że może wszyscy ją wezmę za zwykły, całkiem nudny i niewarty ich zainteresowania barłóg leżący w kącie. Niestety, przykuła czyjś wzrok.
Nagle czyjaś bezczelna ręka szarpnęła za koc, ukazując skuloną Eshte temu straszliwemu światu.

-E, tu jest! -zawołał znajomy głos, lecz nim zdążyła otworzyć zbolałe oczy i się przyjrzeć twarzy, ten ktoś silnie chwycił ją za ramię próbując postawić na nogi. Kiedy pierwsza próba się nie udała, to uścisk zmienił się w bardziej natarczywy, a smukłe palce wręcz kurczowo wpiły się w kuglarski bark -No dupa blada, rusz się! Wstawaj!

Ubrudzona własną krwią i mazią gremlina, zmęczona i ledwo jeszcze powstrzymująca się od omdlenia, elfka została w końcu pociągnięcia ku górze. Z pewnością byłaby się przewróciła, bowiem drżące i słabe nogi nie dawały jej prawie żadnego oparcia. Ale została poratowana i postawiona (prawie) do pionu przez te same ręce. Nareszcie mogła unieść powieki i przyjrzeć się ich właścicielowi.
A raczej właścicielce.
Tak naprawdę to okazało się, że należą one.. do niej samej. Spoglądała prosto w swoją twarzy, jak gdyby stała przed lustrem. Tyle, że ono poruszało się wbrew jej woli, nie było tak wymęczone, ani utytłane. Chociaż sama milczała, to ono otwierało usta i wyraźnie coś mówiło. To jej odbicie.. żyło własnym życiem. Nie było tylko bardzo dobrą podobizną, kimś podszywającym się pod Znaną Artystkę. Nie, to była jej idealna bliźniaczka.

Kiedy minął już pierwszy szok, a Eshte była nieubłaganie ciągnięta przez swego sobowtóra, w końcu rozejrzała się odkrywając źródło tych wszystkich odgłosów dobiegających jej uszu.
W jakiś przedziwny, niezrozumiały dla jej rozumku sposób przeniosła się z zamkowej komnaty na leśną polanę. Na niej, pod nocnym niebem podziurawionymi błyszczącymi gwiazdami, stała przynajmniej setka postaci. Setka pozostałych bliźniaczek Meryel różniących się jedynie ubraniami, jednak każda przedstawiała na sobie jedną z wielu, wielu kreacji wykorzystywanych przez kuglarkę w czasie swych występów. Gdziekolwiek nie spojrzała, tam widziała tą samą twarz. Te same fiołkowe włosy, fiołkowe oczy i krzywy uśmiech.

Fiołkowe włosy, fiołkowe oczy, krzywy uśmiech.
Fiołkowe włosy, fiołkowe oczy, krzywy uśmiech.
Fiołkowie.. fiołkowe.. krzywy..

Uh, zakręciło jej się w głowie. Czyżby znów zbierało jej się na wymioty?

W pewnym momencie ten tłum się rozstąpił zostawiając wokół niej krąg pustego miejsca, gdzie nareszcie przestała być ciągnięta.

-Stój tu i pokazuj co potrafisz -rozkazała ta elfka, która dotąd trzymała ją mocno za ramię. Z jakiegoś powodu, pomimo tego że przecież Eshte była identyczna jak to całe morze kuglarek, wszystkie oczy uporczywie skupiały się tylko na niej. Był niczym setki luster otaczających ją z każdej strony, w którą się nie odwróciła, tam widziała swe odbicie w fiołkowych tęczówkach.. będących właściwie odbiciem jej własnych. Uh, to było skomplikowane i biedna nie miała teraz sił na szukaniu sensu w tym co się działo.

-Występ! Występ! Występ! -zaczęły głośno skandować jej bliźniaczki, a każde wykrzyczane słowo łomotało boleśnie w jej głowie. Równie dobrze mogłyby uderzać w nią młotkami. Chociaż miała podejrzenia, że byłoby to przyjemniejsze od tych krzyków wypełniających jej myśli.

Zaciskała dłonie w piąstki, ale nie objęły ich płomienie.
Pstrykała palcami, ale nie zdołała wskrzesić pomiędzy nimi żadnej iskiereczki.
Dmuchała i chuchała, ale nie była w stanie wydobyć z siebie choćby jednego ognistego splunięcia.
Próbowała także rozpętać w sobie furię i obudzić tą niechcianą część siebie - Panią Ognia, ale ta milczała, widać nie mając teraz kaprysu ukazywać swej potęgi.

Ten brak fajerwerków i tańczącego ognia nie spodobał się otaczającemu ją tłumowi. Oszałamiająca Królowa Trzymania w Napięciu.. zawiodła. Nie zachwyciła nikogo, nie wznieciła fal oklasków czy błagań o powtórzenie swych sztuczek. Setki bliźniaczek obserwowało ją w milczeniu, najpierw w oczekiwaniu na pojawienie się pierwszych ogników, jednak gdy stało się oczywistym, że nie dojdzie do żadnego występu, ta cisza odczuwalnie zaczęła się zagęszczać. Przerwały ją pojedyncze pomruki, potem szepty rozpełzły się pomiędzy elfkami i w nieskładnym szumie wypełniły wiszące nad nimi powietrze. Znała ten rodzaj napięcia, które teraz prawie trzaskało ponad zebranymi na polanie czuprynami i kapeluszami. Pamiętała je z najczarniejszego momentu swego życia.

-Gdzie ogień? -zapytała w końcu wprost któraś, ale nie sposób było jej odnaleźć w tym tłumie. Przecież wszystkie brzmiały tak samo, mówiły identycznym głosem. Głosem Eshte.
-Nie potrafi...
-Jest wybrakowana.
-Bezużyteczna.

Ostatnie słowo wyraźnie spodobało się reszcie, bowiem podchwyciły je z wyraźną radością.
-Bezużyteczna! Bezużyteczna!
-Spalić ją!
-ten krzyk sprawił, że po plecach elfki spłynęła lodowata strużka potu. O ile na początku jeszcze mogłaby całą tę sytuację uznać za zabawną, na pewno za zadziwiającą, to w tej chwili zaczęła się szczerze o siebie obawiać. Instynktownie poczuła w sobie pragnienie ucieczki, lecz gdzie się nie obejrzała, tam widziała swoje odbicia, niby w jednym z tych cyrkowych labiryntów z lustrami. I tak samo jak w nim, tak i tutaj nie potrafiła odnaleźć wyjścia. A wściekłość tłumu tylko rosła -Ofiara dla Dzikuna! Dla Dzikuna!

Postacie zacieśniały się wokół niej. Mogła dokładnie zobaczyć wargi powykrzywiane w gniewnych grymasach, oczy błyszczące żarłocznością, którą zaspokoić mogło tylko rozszarpanie oryginalnej Eshte. Bo nie spełniła ich wymagań, bo.. okazała się gorsza, nie sięgała im do pięt. Nie było wśród nich miejsca na gorszą bliźniaczkę.

Pierwsze szarpnięcia sięgnęły jej włosów. Kolejne pochwyciły za jej ręce i zaczęły ciągnąć, oczywiście każda w swoją stroną, jakby próbowały ją rozedrzeć na części. Ich palce były niczym szpony, którymi z łatwością rozrywały jej ubranie na drobne kawałeczki, przy okazji raniąc skórę i pozostawiając na niej długie, czerwone szramy. Całkiem poddały się temu zezwierzęceniu.
Napierały na nią zaślepione widokiem krwi. Przeraźliwy ból rozdzierał ciało Eshte i osunęłaby się na kolana, gdyby nie podtrzymywały jej w górze te wszystkie ręce, przypominające teraz wiele macek jakiegoś potwora. Nie mogła oddychać, nie miała sił na walkę. Jedyne na co jeszcze mogła się zdobyć to.. skowyt.






Skowyt zdzierający gardło, unoszący się ku gwieździstemu niebu.

I nagle.. nic. Pustka. Cisza. Zawieszenie.
Przestała czuć ból. Przestała czuć ostre jak sztylety paznokcie przebijające jej skórę i mięśnie. Nikt już nie zrywał z niej ubrania, nikt nie wyrywał włosów z głowy i kolczyków ze spiczastych uszu. Stała się bezwolna, niczym sam własny duch unoszącym się w ciemności. Pozbawiona zmysłów, bezkształtna, bez.. bez życia. Samotna, zdana na smętne unoszenie się w tym nieprzeniknionym mroku.
Czy ona.. czy ona umierała?

-Jest.. jest tu ktoś..? -zdołała z siebie wydusić cicho. Ale to wystarczyło, aby przerwać tę straszliwą ciszę, która rozsadzała jej skronie. Nienawidziła milczenia. Dzięki dźwiękom zachowywała świadomość, dzięki nim.. wiedziała, że żyje.

I jak na zawołanie usłyszała zaraz dziwne.. brzęknięcie, przywodzące jej na myśl sprzączki. Zaraz potem ta głęboka, nieprzenikniona ciemność zdająca się wżerać w jej oczy, po prostu.. opadła, niczym byle kurtyna oraz , mogła sobie to tylko wyobrazić, lecz chyba towarzyszył temu nawet szmer materiału. Oślepiło ją nagłe światło, ale po przyzwyczajeniu się do jego istnienia Eshte zorientowała się, że z powrotem znalazła się w komnacie Thaaneeekryyyysta. Jak? Nie zadawała sobie tego pytania. Tyle już się wydarzyło, że przestała się doszukiwać w tym sensu. Grauburg rządził się własnymi prawami, których nie potrafiła ogarnąć swym wymęczonym rozumkiem.
Komnata wyglądała tak jak ją ostatni raz widziała, oprócz.. no właśnie, meble wydawały się sporo większe, jak gdyby zamieszkał tu jakiś troll lub sama elfka drastycznie się skurczyła. Ta druga myśl była tym bardziej prawdopodobna, że spoglądała na wszystko z przedziwnej perspektywy.. kogoś naprawdę niewysokiego. Na domiar złego nadal nie mogła się ruszyć. Całe jej ciało trwało zawieszone w jednej pozycji, w której zaledwie oczami mogła się rozglądać naokoło i wargi rozchylać w zdumieniu.

-Te patrzcie, kolejna -usłyszała w końcu czyjś głos. Należał do kobiety, ale nie był jej znany. Nie brzmiała jak jej własny głos, ani jak któraś z dwóch lubieżnych elfek. I ta obcość była pocieszająca.
-Kolorowe włosy, musi być jakieś dziwadło. Pewnie artystka -stwierdził ktoś inny.
-Dziwadło?! -oczami wyobraźni zobaczyła Paniunię, której bardzo pasowało takie święte oburzenie -Oh.. mój słodki miś całkiem stracił gust. Powinien poprzestać na mnie.
-Oh, tak. Przynajmniej oszczędziłby nam słuchania Twojego skrzeczenia
-w innych okolicznościach Eshte pochwaliłaby takie szyderstwo oraz zręczność w ucieraniu nosa jakiejś przesadnie dumnej z siebie laleczce. Szczególnie, kiedy owocowało to piskliwym krzykiem, istną furią dziewczątka o błękitnej krwi -Cooooooooooooooooooooooo?!

Tamte dwie się wykłócały. Panienkowata krzyczała w szale godnym tylko błękitnej krwi, a ta druga odpowiadała szyderczo, wzmagając tylko jej gniew. Jednak w tym zamieszaniu, gdzieś pomiędzy uniesionymi i piskliwymi głosami, dobiegł uszu Eshte czyjś szept. Cichutki, jakby nieśmiały.
-Nie .. nie wiesz? -jakże był odmienny od pozostałych. Jego brzmienie kojarzyło się kuglarce ze skromną służką, prostą chłopką marzącą o księciu z bajki, lub.. lub może cnotliwą ( prawdziwą! ) kapłanką -On Ciebie też ugryzł, prawda? To teraz wziął sobie swoją własność.

I nagle, jak gdyby ta kobieta wypowiedziała magiczne słowa, kuglarka wszystko zrozumiała. I to dziwne wrażenie bycia skurczoną, i to bycie nieruchomo zawieszoną w tej jednej pozycji. Ona, Zachwycająca i Wspaniała Eshte Tańcząca z Ogniem, została.. tatuażem! Barwnym, prześlicznym i przedstawiającym ją jednej pozie ciągłego roztańczenia.






Z pewnością takie trwałe uwiecznienie jej cudownej osoby byłoby niezgorszym dowodem uznania dla jej talentów i urody, lecz zamiana właśnie jej w taki tatuaż przechodziła wszelkie pojęcie! I to jeszcze na czyimś pośladku?! Nie, nie.. nie na jakimś byle jakim pośladku, ale na wydelikaconym tyłku należącym do Pierworodnego?!

Jedynie kącikiem oka dostrzegła, że otaczające ją głosy należą do innych ofiar tego przystojnego gównojada. Kobiety, jedne o skromniejszej urodzie, inne będące na granicy uznania za niezwykłe piękności, ale wszystkie dzieliły taki sam los jak Eshte -ozdób na pośladkach Pięknisia. Siedziały, tańczyły, niewzruszenie unosiły dumne podbródki lub bezwstydnie ukazywały wszystkim walory swych ciał. Nie była w stanie stwierdzić dokładnie ile ich było. Z pewnością kilka, wszak rozróżniła przynajmniej cztery różne głosy. Każda z nich padła ofiarą ślicznych oczu Pierworodnego oraz jego słodkich słówek uwielbienia wypowiadanych aksamitnym głosem. Każda pewnie też nosiła na sobie znamię po jego ukąszeniu. Przynajmniej elfka nie była jedyną naiwną, która nie potrafiła mu się oprzeć. I nawet Pani Ognia nie uratowała jej przed tą okrutną niedolą ozdabiania jego bladej dupy swoją osobą.

-Zostaniesz tu z nami już na zawsze. Cieszysz się? -w tym oszołomieniu zdołało dotrzeć do uszu kuglarki pytanie zadane przez którąś z jej przymusowych towarzyszek. Nie było ono szczere i kobieta nawet nie starała się ukryć ironii wyraźnie pobrzmiewającej w swym głosie.

Nim kuglarka zdążyła odpowiedzieć, wysoko ponad nimi wydała z siebie głos osoba nowa, a jednak przez cały ten czas będąca głównym punktem sytuacji. Osoba męska, dla odmiany -Oh, w końcu raczyłaś do nas dołączyć, Eshte.

Ustawił się bokiem do wielkiego lustra, dzięki czemu elfka nie tylko mogła się dokładniej przyjrzeć tragizmowi swej sytuacji, ale także w pełni zobaczyć jego odbicie. A określenie „w pełni” oznaczało tutaj, że wyuzdaniec jeden nie miał na sobie żadnego ubrania. A tamta „kurtyna ciemności”? Tak, to były jego spodnie wraz z bielizną opadające miękko na podłogę. Jakimś nagle obrzydzeniem przepełniło jej wspomnienie tej.. miękkości i ciepła wyczuwalnych na swych policzkach...
Oczywiście, Pierworodny był idealny. Linie rysowane przez jego twarde mięśnie były wyraźnie widoczne na jego skórze, pozbawionej choćby najmniejszego mankamentu czy blizny. Ba, nawet owłosienie posiadał tylko tam, gdzie nie było ono odrzucające - na głowie. Długie, lśniące loki spływały mu na szerokie barki. Zaś wyżej, spomiędzy kosmyków wystawały elfie uszy. Nie za długie, nie za krótkie. Po prostu perfekcyjne.
Obrzydliwiec mógłby stanowić wzór dla artystów tworzących te wszystkie rzeźby i obrazy przedstawiające roznegliżowanych, młodych bogów. Nic nie musieliby zmieniać. Nawet twaaa.. aaa.. arzy?
Gdyby tylko Eshte miała taką możliwość, to jej szczęka opadłaby nisko zaraz po zawędrowaniu jej spojrzenia właśnie na twarz Pierworodnego.

To nie był on. A przynajmniej nie od szyi w górę. Te oczy, ten nos, te wargi wykrzywione w ironicznym uśmieszku
-Pupcia na pupci, co? -odezwał się Thaaaneeekryyyst o elfich uszach i burzy długiej włosów należących do Pierworodnego. Dlaczego.. dlaczego to był on? Dlaczego to zawsze musiał być on?! Przejadły już się temu zboczeńcowi macanki i ciągle próby wykorzystania jej, więc postanowił po prostu ją sobie zatrzymać?! Niczym pamiątkę?! Wspomnienie tych wszystkich igraszek, których się wobec niej dopuścił?!

Nie, nie, nie! Miała ochotę krzyczeć, ale w szoku nie potrafiła wydobyć z siebie żadnego słowa, choćby soczystego przekleństwa. Przecież.. przecież była już tak blisko opuszczenia tego przeklętego miasta wraz z jego mieszkańcami. Tak niewiele już brakowało, by jadąc na wozie ciągniętym przed Małego Brida', zostawiła za sobą w kurzu i kapłankę, i Paniunię, i Pierworodnego, i demony, i strzygi.. i przede wszystkim tego chędożonego szlachcica!

Jakimś niewielkim pocieszeniem w tym nieszczęściu było to, że będąc tatuażem przynajmniej miała na sobie ubranie. Po lubieżniku pokroju czarownika raczej spodziewałaby się przedstawienia jej w pełnej nagości, może nawet nieprzyzwoicie wyolbrzymionej dzięki jego obrzydliwej wyobraźni, aby przy byle kaprysie mógł sobie popatrzeć na jej krągłości.
Nie było zaś dla niej żadnym zaskoczeniem, że w jego kolekcji znajdowały się także inne kobiety. Wszak nie na darmo nazywano go Ruchaczem.

-Tak lubiłaś sobie patrzeć na moje pośladki, aż stałaś się ich częścią. Zadbam o to, byś miała wiele rozkosznych widoków.. -i z tymi słowami, lubieżnik obrzydliwy, z całą siłą kryjącą się w tych twardy mięśniach, klepnął się w zajmowane przez nią miejsce na swym półdupku. Nie, nie poczuła nic. Ale właściwie byłoby lepiej, gdyby to uderzenie pozbawiło ją przytomności. Przynajmniej nie musiałaby.. patrzeć.
Nie tylko głośne klaśnięcie rozniosło się po komnacie, a Eshte była przekonana, że także spłoszyło ptaszyska za oknem. Najgorsze było to, co z wielką dokładnością zmuszona była obserwować w lustrzanym odbiciu.

Dłoń czarownika sprawiła, że jego pośladek teraz cały się trząsł.
Dygotał.
Drżał.
Podrygiwał.

Raz wprawiony w ruch nie zamierzał się już zatrzymać, ukazując kuglarce całkiem nowe znaczenie słowa „koszmar”. Nie mogąc odwrócić głowy, ani nawet wydłubać sobie oczu, pierwszy raz w życiu zaczęła marzyć o gwałtownej śmierci. Ta, której należał się godny i wyjątkowo dramatyczny koniec, nagle chciała umrzeć byle jak najszybciej. Już, teraz. Teraz!

Niech tylko znikną te falujące poślady czarownika!
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 03-08-2017, 17:14   #85
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Słaba. Eshte była taka słaba, taka malutka, taka bezbronna.
Była… w łóżku. Otworzyła oczy i zorientowała się, że znowu leży w komnacie Ruchacza. Znowu była goła (pomijając opatrunki na ranach), choć przykryta kołderką, oraz z kompresem na czole. Gdyby miała siły, to by była wściekła, ale nie była w stanie wykrzesać z siebie ni gniewu ni magii. Rozejrzała się i od razu zobaczyła Czarusia pochylonego nad jakąś księgą i siedzącą na krześle przy łóżku w którym leżała. Przez okno wpadały promienie słońca. Czyżby to był ranek?

Czyli jednak.. stało się – znów musiała się zdać na łaskę tego szlachciurki, tego zbereźnika i łajdaka. Oh, pewnie za tą książką ukrywała się dumna satysfakcja, że mógł ją uratować i się tak bohatersko wykazać, jego mać. Ciekawe czego sobie drań zażyczy jako zapłatę. Nie zdziwiłaby się, gdyby ponownie zamierzał dać upust swoim fantazjom i na przykład kazał jej chodzić nago po jego komnacie. Albo w skąpym przebraniu służki. Bo nie wątpiła, że wykorzystał jej słabość i brak świadomości, aby sobie ją dokładnie zmacać.

Miała ochotę czymś w niego rzucić. Spróbowała więc poruszyć ręką, aby pochwycić za kompres leżący na swym czole, ale.. kończyna odmówiła posłuszeństwa. Była zbyt słaba. Co za nieszczęście.
-.. dupa blada.. - wyrwało jej się w syknięciu.

-Już ci lepiej? Gorączka przeszła?- zapytał czarownik odrywając się od lektury. Uśmiechnął się lekko dodając.- Skoro możesz mówić, to zakładam że tak. Bardzo się o ciebie martwiłem, gdy leżałaś tu bez czucia już drugi dzień.

- Dwa..
- powtórzyła Eshte nie będąc pewną, czy aby na pewno dobrze go usłyszała. Naprawdę ten jeden gremlin aż tak ją urządził, że przeleżała tutaj tyle czasu? I dlaczego właściwie tutaj? Owszem, łóżko było wygodne i otulona z każdej strony kołderką czuła się bardzo przytulnie, ale przecież obok znajdowała się komnata przeznaczona dla niej, nie? Równie dobrze tam mogła leżeć dochodząc do siebie. I.. jeśli ona była tutaj, to gdzie sypiał czarownik? Uh.. może lepiej było o tym teraz nie myśleć? Nie miała sił na denerwowanie się. Musiała to być.. najpoważniejsza w skutkach bójka na pięści w jakiej kiedykolwiek uczestniczyła.
-I przez te dwa dni.. siedziałeś tutaj.. i mi się.. przyglądałeś? - zapytała podejrzliwym tonem, jednocześnie próbując się nieco.. podnieść. Choćby oprzeć plecy o poduszki, aby nie musieć spoglądać na Thaaaneeekryyysta z dołu. Taka bezbronność zdecydowanie uwłaczała elfce dumnej ze swej samodzielności.

Ruchacz oczywiście zauważył jej próby i pomógł jej się podnieść, pamiętając o tym by jej nagość cały czas była otulona kołderką. Drań teraz udawał takiego troskliwego.
-Nie… ale bywałem tu często. Musiałem pomóc przy odtrutce, leczyć swoje rany i… często mnie nie było, ale zawsze ktoś pilnował twego snu.- wyjaśnił Tancrist z lekkim uśmiechem.- Tutejsze służki. Pytała też o ciebie elfia kapłanka… i pomogła swymi modłami przy miksturze.

Taaa… kuglarka znała tylko jedną elfią kapłankę i nie pokładała wielkiej wiary w jej modlitwy. Kolejna osoba, która z radością wykorzystałaby tę sytuację, aby pooglądać sobie nagą Eshte. Nigdy nie uważała się za jakoś bardzo brzydką, potrafiła docenić swoją urodę, ale w Grauburgu chyba uznawano ją za jakieś zjawisko, które każdy chciał obejrzeć i dotknąć. Albo za jakieś dziwactwo, co już akurat było jej bliższe. Szkoda tylko, że żadna z tych osób pilnująca jej snu nie pomyślała o tym, by może elfkę czymś nakryć. Choćby najzwyklejszą, męską koszulą, w takim stanie nie była zbyt wybredna. Eh, nie. Nie miała sił na takie dyskusje teraz.

Zamiast tego przyjrzała się swojej dłoni, tej poharatanej ostrymi zębiskami gremlina. Spróbowała też poruszyć palcami.
-Ale już.. wszystko ze mną... w porządku? -zapytała cicho, bo i ciężko jej było teraz wydobyć z siebie głośniejszy ton. Właściwie, to mówienie sprawiało jej trudność, dwa dni leżenia prawie bez życia nie były łaskawe dla jej wysuszonego teraz gardła. A chociaż bardzo, bardzo, bardzo nie chciała tego robić i znów musieć na kimś polegać, to zerknęła na czarownika i zapytała - Woda?

-Tak, rany goją się szybko, trucizna zniknęła już z twego organizmu, nie masz w sobie nowej skazy… a pomijając podpis Pierworodnego na twej szyi to… nie znalazłem żadnych klątw.
- rzekł czarownik odkładając na bok księgę.- Oczywiście można by pomyśleć o jakimś złośliwym dowcipie samego Dzikuna, ale… boska magia to nie moja dziedzina, a poza tym sam Dzikun nie słynie z wtrącania się w życie swych wyznawców jak inni bogowie.- ruszył do dzbana nalewając wodę z niego do kielicha. - No i ty podziękowałaś mu za oczyszczenie swej aury z demonicznej skazy jak ci radziłem, prawda?

Ups.
Zaraz, zaraz. To on wtedy na polanie.. nie żartował? Jego słowa tak brzmiały, jak gdyby zwyczajnie się z nią drażnił, a nie naprawdę polecał wzniesienie żarliwych podziękowań do druidzkiego bożka. Raczej nie podejrzewała kogoś o przezwisku „Ruchacz”, aby był osobą bardzo wierzącą w jakieś istoty wyższe, bawiące się losem zwykłym śmiertelników tutaj na dole. Także i Eshte wolała chwytać własne życie w swojej garści, zamiast zdawać się na czyjeś kaprysy.
Nic więc dziwnego, że propozycja podziękowania Dzikunowi co najmniej ja wtedy rozbawiła. Po tym co się wbrew jej woli wydarzyło w kamiennym kręgu, ostatnie na co miała ochotę, to być wdzięczna za zmuszenie ją do macanek z czarownikiem. Zmuszenie! Przeklęty bożek druidów i gwałtów, ot co.
I może jego pytanie by jej tak nie zaniepokoiło, gdyby wtedy po prostu zignorowała jego słowa. Ale nie, ona.. wygrażała Dzikunowi. Wyklinała go i groziła mu swoimi piąsteczkami. Ale przecież to nie tak, że on naprawdę istniał i poczuł się urażony, nie? Na pewno to nie z jego winy dopadały ją te dziwne.. stany, kiedy czuła się obcą we własnym ciele.. prawda? Prawda?
Nie odpowiedziała. Oczekiwanie na wodę do zwilżenia wargi i gardła było wygodnym tłumaczeniem, aby zignorować ten niewygodny temat. Bogowie, pff. Dobre sobie.

-Czytałem o Dzikunie, to co wiadomo powszechnie. To co zdradzili druidzi badaczom… Nie wydaje się istotą mściwą, lub choćby zainteresowaną czcicielami. Po prostu obdarza swe dzieci mocą i broni swojej domeny, a że jego domeną jest cały świat, a dziećmi wszystko co żyje.- Tancrist siedząc obok kuglarki i pojąc ją niczym małą dziewczynkę. Po ględzeniu o Dzikunie szybko zmienił temat uśmiechając się ciepło.-Dobrze że nabierasz rumieńców. Gdy cię znalazłem wyglądałaś jak kupka nieszczęścia. Bałem się, że możesz jednak nie przeżyć.

Elfka zaczerwieniła się na policzkach. Wcale nie chciała żeby o nią się martwił. Żeby zachowywał się tak ja teraz… jakby mu na niej zależało. Już lepsze było macanie, wtedy przynajmniej mogła nim gardzić, a tak... jak miała się czuć, czy zachować?

Sobie mógł w dupę wsadzić tę całą troskę, o! Spokojnie mogłaby się obyć bez niej i przynajmniej.. wtedy nie czułaby się tak dziwnie jak teraz, po usłyszeniu tych jego słów. Lata samotnego życia przyzwyczaiły ją do dbania o samą siebie, nawet jeśli często żaden medyk nie pochwaliłby jej sposobów. Ale wolała to niż.. takie bycie.. wymuskiwaną przez wszystkich. Szczególnie w jego wykonaniu było to drażniące.

- Chyba nie oczekujesz ode mnie.. nagrody? - mruknęła Eshte ponuro. Teraz, gdy woda zwilżyła jej gardło, mogła wyraźnie wypowiedzieć swoje niezadowolenie - Nic takiego by się nie wydarzyło, gdybym nie musiała uciekać od Twoich lepkich łap.
Wprawdzie nie powiedziała tego wprost, ale było oczywistym, że to właśnie Thaaneeekryyysta winiła za to, co jej się przydarzyło. Równie dobrze sam mógłby nasłać na nią tego gremlina.

-Uciekałaś? Ja zapamiętałem inaczej… za każdym razem, to ty się pchałaś w moje lepkie łapy… goła i wesoła. Ja się na ciebie nie rzucałem. Tylko ty na mnie. - odparł ironicznie czarownik siadając obok Eshte. - I wcale tak bardzo nie chciałem cię macać. Przykro mi z tego powodu, ale wolałem sam cię trzymać w ramionach niż pozwolić gołej latać po zamku w poszukiwaniu innego kawalera który zaspokoi twoje… nagle rozbuchane potrzeby. Twoje czy jej… kimkolwiek ona jest. Opowiedz o niej.

-O.. niej?
-powtórzyła elfka, swą niepewność jeszcze podkreślając przechyleniem głowy. Tak, te dwa dni odbiły się na niej piętnem i teraz była trochę.. no, powolna, lecz tym razem akurat nie to było powodem jej niezrozumienia słów czarownika. Ona po prostu.. sama nie wiedziała co się z nią działo, więc jak mogła mu o tym opowiedzieć? W jednej chwili była sobą, idącą za nim i denerwującą się drażniącym ją tatuażem, a w drugiej.. już jej nie było. Nagle stała się obca w swym własnym ciele. Jej usta mówiły, ale nie były to słowa, jakie wypowiadałaby Eshte. Poruszała się, ale prawdziwa kuglarka nie była ani jakimś bojowym magiem, ani też nie pociągały ją jakieś macanki z Ruchaczem. Oczywiście, będąc pijaną robiła rzeczy, których później żałowała, ale to był o wiele inny rodzaj.. nieświadomości.

Po dłuższej chwili milczenia, pokusiła się poddać próbie swoje osłabienie i jęknęła cierpiętniczo.
-Znowu coś się ze mną dzieje, prawda? A ja nie potrafię tego kontrolować, tak jak klątwy demona, moich reakcji na Pierworodnego i tego jak się zachowywałam na tamtej polanie. Znowu ktoś, lub coś, sobie mnie upatrzyło do zabawy?! - spróbowała podnieść ręce tylko po to, by zaraz je załamać nad swym pechem - Może.. może mnie coś opętało? To jeszcze mi się nie zdarzyło odkąd jestem w Grauburgu.

-Nie. Opętanie podejrzewałem, ale też i wykluczyłem w czasie badania twej aury.
- zamyślił się Ruchacz.- Czytałem nieco o druidach i o Dzikunie. I… on uwalnia swych wyznawców z więzów cywilizacji. Może coś uwolnił w tobie. Pragnienia i potrzeby, które więziłaś w sobie. Spychałaś w głąb… Sama się wszak przekonałaś, że wtedy gdy walczyłaś z Pierworodnym, to nie miał on na ciebie wpływu, a ty nie bałaś się niczego. Tak jak w kręgu menhirów, czułaś się niepokonana i nieskrępowana regułami. Może… zrobiłaś pierwszy krok w kierunku zostania druidką? Choćby nieświadomie… są i inne zabawne reguły. - zaśmiał się Czaruś jakby chciał odwrócić uwagę kuglarki od tych rozważań.- Wedle nich, prawie żeśmy się pobrali. Gdyby nastąpiła konsumpcja wewnątrz kręgu, to wedle praw wyznawców Dzikuna bylibyśmy “małżeństwem”.

Poniekąd mu się udało. Chociaż przestała myśleć o byciu opętaną, to teraz wpadła w lekką panikę kiedy usłyszała, jak niewiele brakowało, by stała się panią von Thaaneeekryyyst. To byłoby gorsze od wszystkiego innego czego doświadczyła w tej przeklętej okolicy. Gorsze od spotkania Pierworodnego, gorsze od bycia jego niewolnicą, od zostania oplutą krwią demona, od.. od.. no, od wszystkiego!
Nic zatem dziwnego, że usteczka Eshte zastygły w pełnym niedowierzania rozchyleniu. Jedna z dłoni zaś odruchowo zacisnęła się w piąstkę i uderzyła żartownisia prosto w ramię. Pech chciał, że akurat ta padła ofiarą zębisk gremlina, więc tak szybko jak wykonała cios, również przeklęła pod nosem z bólu.

-Nawet sobie tak nie żartuj! Dopiero co się obudziłam, chcesz sprawić, że znowu będę leżała kolejne dni bez życia?! - zarzuciła mu wściekle, bo osobiście nie widziała w jego słowach NIC śmiesznego - Lepiej powiedz mi, jak mogę z powrotem uwięzić w sobie.. to coś. Jestem kuglarką, i ani myślę zostać jakąś druidką!

-Nie mam pojęcia. To nie jest czar, ani opętanie… nic co mogę poznać i zmienić.
- wzruszył ramionami czarownik i podrapał się po policzku. - Może druidzi wiedzą, ale… pewności nie mam.

-Czyli muszę znaleźć jakiegoś druida, który będzie wiedział. Trixie powinna jakiegoś znać, przecież tyle lat mieszkała z nimi po sąsiedzku
-w swych rozmyślaniach Eshte odnalazła pewną iskierkę nadzieję na powrót do.. normalności. No, przynajmniej na tyle, na ile normalna mogła być elfka ubrana w krzykliwe stroje i tańcząca z ogniem w towarzystwie fajkowego lisa.
-Eh! Czy naprawdę nie ma jakiegoś limitu nieszczęść, jakie jednej tylko mi mogą się przytrafić? - z głośnym westchnieniem opadła ciężko na poduchy. Zapadła się w nieco okazało się być bardzo przyjemne i tylko kusiło do ponownego zamknięcia oczu, zaśnięcia w tym rozkosznym otoczeniu. Nie miałaby nawet nic przeciwko posiadaniu takich luksusów częściej w swych podróżach. Tylko.. czy takie łoże na pewno zmieściłoby się w jej wozie?

-Z drugiej jednak strony, gdyby nie ta… dzika naguska, to ja byłbym martwy. A ty “szczęśliwą kochanką” Pierworodnego oddającą się wraz z nim rozpuście w towarzystwie paru innych ślicznotek, które ów elf zamierzał stąd zabrać. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło.- przypomniał jej Ruchacz nie dając spokoju. Słyszała jak wstaje.- Przygotowałem coś dla ciebie. Driakiew, smakuje cierpko ale wzmocni twe siły.

-Mówiłeś, że już wszystko ze mną w porządku...
-zamarudziła rozleniwiona Eshte, której wcale nie podobał się pomysł wypijania jakiegoś zrobionego przez niego specyfiku. Szczególnie, jeśli to był ten sam eliksir, po którym on się zwijał i pocił na podłodze, stresując biednego Skel'kela. Czyż nie przeżyła już wystarczająco? -Ledwo uszłam z życiem, nie chcę teraz pić niczego paskudnego. Należy mi się najlepsze wino jakie macie w tym swoim zamku!

I z tym wypowiedzianym kaprysem podciągnęła kołdrę na twarz, aż widać było jedynie czuprynę niesfornych kosmyków. Te luksusy musiały jednak mieć na nią zły wpływ, skoro zachowywała się jak jakaś rozpieszczona pannica. Ale trzeba było korzystać z okazji, nie?

- To prawda, ale chcesz chyba szybko wstać z łóżka czyż nie? - odparł Tancrist poprawiając okulary na nosie. - Grauburg jest już otwarty, można miasto opuścić, a i moja obecność w zamku nie jest już… oczekiwana.
Po czym ruszył do swego alchemicznego warsztatu, po fiolkę z wyjątkowo podejrzanym płynem leżącą tuż przy zwiniętym w kłębek fajkowym lisku.

-Naprawdę?
-gdzieś spod kołdry wydobyło się zaciekawione mruknięcie elfki. Marzyła o wydostaniu się z tego miasta, o powrocie do swojego życia bez demonów, Pierworodnych i Thaaneeekryyysta, ale kiedy już bramy zostały otwarte, to nagle powrót do codzienności wydawał.. dziwny. Miły, i ona na pewno nie zatęskni za tutejszymi atrakcjami. Najwyżej za tym łóżkiem, i łaźnią, i słodkościami..

-Co się wydarzyło jak tutaj leżałam? Ubiliście wszystkie strzygi i gremliny? Wskrzesiliście tę swoją księżniczkę? - pytała unosząc lekko kołdrę, aby zerknąć na Ruchacza jednym okiem - A może wykopałeś tamtego czarownika z Grauburga, co? On był winny wszystkiemu? Wyglądał na takiego, z tą jego długaśną brodą..

-I tak i nie. On jest tylko Hetmanem w Szachownicy Przeznaczenia.
- stwierdził enigmatycznie czarownik i widząc że elfka nic nie rozumie, dodał. - Zaś owa Szachownica Przeznaczenia to loża magiczna działająca w tajemnicy przed światem. Ma na celu zepchnięcie z królów i szlachciców z ich tronów oraz przejęcie władzy przez osoby obdarzone talentem do sztuki. - spojrzał na kuglarkę dodając.- Zanim jednak zaczniesz stawać po ich stronie, pamiętaj o tym, że chodzi tu o rządy wyszkolonych magów, a ci w większości są synami szlachciców i bogatych kupców. A nie każdego, kto ma talent. Poza tym, do tych nowych władców należy doliczyć też Pierworodnych i demonologów. Całkiem urocza banda tyranów.

Podchodząc do kuglarki z eliksirem kontynuował.- Aremius jest Hetmanem.. co oznacza dość wysoko postawioną figurę w tej organizacji. Jego celem było wydobycie artefaktów wampira na światło dzienne i przywłaszczenie ich, więc… zdecydował się na wywołanie sytuacji, która zmusiłaby Ughtera von Gerstein do otwarcia skarbca pod skarbcem. Udało mu się… na szczęście jednak nie zdołał wynieść owych “skarbów” na powierzchnię i użyć ich mocy. Został pokonany, ranny ciężko… obecnie jest więziony i torturowany, a jutro albo pojutrze będzie żywą pochodnią na głównym dziedzińcu zamku.
Uśmiechnął się kwaśno siadając obok leżącej elfki.- Niedoszła panna młoda jest nadal martwa. Spocznie w jednej krypcie ze swym niedoszłym małżonkiem. Ślubu nie będzie… zginęło kilku ważnych wielmoży, więc nastrój zabawy prysnął jak bańka mydlana. Cały Grauburg okryty jest kirem.
Przysunął driakiew ku ustom elfki dodając.- Powiedz aaaaa.

Zamiast go posłuchać, elfka przymarszczyła tylko mocno nos na widok i zapach podejrzanego specyfiku. No obrzydlistwo jakieś! W obronnym geście znów podciągnęła kołdrę, lecz tym razem przesłaniając nią tylko usta. Srogim spojrzeniem uważnie obserwowała czarownika.

- Ależ warto było przyjeżdżać tutaj na wesele, nie ma co. W czasie kiedy byłam tutaj zamknięta, mogłabym objechać inne miasta i zarobić na życie moimi występami. Teraz będę musiała oszczędzać! - zamarudziła głośno. Pomimo swego roztrzepania była całkiem praktyczną artystką. Nie przeżyłaby długo w samotnych podróżach, gdyby nie potrafiła ich odpowiednio zaplanować. Ciężko pracowała jako kuglarka, wbrew temu co mogły sobie myśleć szlachciurki. A czasem musiała coś ukraść, a to i w tym momencie.. dość mocno kusiło. Potrzebowała jakiegoś wynagrodzenia za ten cały stracony czas, prawda?
-Sądziłam, że wy tutaj w mieście wolicie inne sposoby.. pozbywania się uciążliwych osób. Powieszenie, oddzielenie głowy gilotyną od reszty ciała, wbicie sztyletu w czasie balu, czy zatrucie czyjegoś wina.. - wyliczała Eshte - Palenie kogoś na stosie jest takie bardzo.. chłopskie. I okrutne.

- Tylko wtedy jeśli są to mordy zaplanowane na zimno. Tu jednak wchodzi śmierć wielu nobili. Ich krewni nie chcą by odpowiedzialna za to osoba umarła tak szybko. Aremiusa czeka kaźń, która ma nasycić ich pragnienie…
- tu Tancrist zamilkł na moment szukając odpowiedniego słowa -... sprawiedliwości.
Spojrzał na kuglarkę karcąco machając palcem.- Nie zachowuj się jak mała dziewczynka. Mam pozbawić cię kołderki?
Po czym spytał.- A to właściwie gdzie zamierzasz się udać, gdy już opuścisz Grauburg?

To było dobre pytanie.
Najchętniej pewnie by wróciła w znajome strony, do znajomych miast i krain południa. Niestety tam już cieszyła się pewną sławą. Jednakże nie była tam znana jako słynna akrobatka i magiczka. Nie... Jej sława była wyrażona w całkiem pokaźnej sumce widocznej na rozwieszonych na słupach ogłoszeniach. Dwieście pięćdziesiąt srebrnych monet za jej śliczną główkę i dwa razy więcej za jej główkę jeszcze na karku. Kilku bowiem wielmożom zaginęły podczas jej występu pierścienie rodowe i z wrodzoną sobie bezczelnością ją właśnie oskarżyli o ich kradzież!
Jakby to, że jest elfką i kuglarką oznaczało, że jest złodziejką! Co za paskudny przejaw rasizmu i uprzedzeń!
Zresztą te odpustowe pierścionki i tak nie były wiele warte, więc o co w ogóle był ten raban?
Tak czy siak na południe od Grauburga raczej nie powinna się na razie zapuszczać. Na zachodzie, ciągnęły się bogate i potężne miasta umiejscowione w cywilizowanych ziemiach, ale też słynące z różnych nieprzyjemnych praw dotyczących nieludzi. Daleko na północ były barbarzyńskie krainy, zasiedlane przez dzikusów w skórach (tak przynajmniej słyszała), a wschód? O wschodzie nie wiedziała nic poza tym, że tam gdzieś leżały ziemie rodowe Czarusia i jego “uroczej” rodzinki. A jeszcze dalej skoośnoki lud i pustynie pełne smoków i żmijów.

-No.. zwykle zasięgnęłabym języka u mieszkańców lub wędrownych bardów, aby się dowiedzieć, w którą stronę najbardziej opłaca się ruszyć. Czy gdzieś nie jest planowane duże wesele, może jakiś turniej, festiwal lub inne świętowanie. Ale w Grauburgu teraz nikt już nie ma głowy do myślenia o zabawie, nie? - Eshte nie była zbyt wybredną artystką. Sama mogła nie powierzać swego życia żadnemu bóstwu, ale to nie zatrzymywało jej przed występowaniem na świętościach organizowanym ku ich czci. Wszystkie był dla niej w porządku, póki nikt nie chciał jej złożyć w ofierze - Mogłabym też przejrzeć mapy w poszukiwaniu kolejnego celu. Na pewno macie jakieś w tym swoim zamku, na które mogłabym zerknąć.

Jego słowa tym razem całkiem podziałały na upartą elfkę. Bowiem jedyne czego w tym momencie bardziej nie chciała od paskudnego specyfiku, to aby Thaaneeekryyyst raz jeszcze mógł ją sobie pooglądać nago. Byłby znów się nadmiernie podekscytował, a ona nie do końca miała siły na kopanie i gryzienie go. Niechętnie więc otworzyła usteczka, i korzystając z okazji pokazała mu język. Zatem odgłos jaki z siebie wydała, bardziej przypominał „bleeeee” niż „aaaaa”. Czarownikowi musiało to wystarczyć.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 03-08-2017, 17:21   #86
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Płyn był bardzo cierpki. Może nie wywoływał torsji szarpiących ciałem, ale i tak wykrzywił twarz bardki w obrzydzeniu. Ale dość szybko zaczęła odczuwać efekt leku czarownika, czując się coraz lepiej. Siły wracały kuglarce nadspodziewanie szybko. Zaś czarownik pogłaskał ją po głowie jak małą dziewczynkę dodając.- Obawiam się, że nie choć ta kapłanka Arissa wspominała coś o małym przyjęciu i jakimś masażu. Nie bardzo zrozumiałem co miała na myśli, bo była niezbyt trzeźwa… ale chyba mnie zapraszała.

Palce elfki zacisnęły się gwałtownie na kołdrze. Wizja Arissy w ramionach Ruchacza (lub na odwrót) była na tyle odrażająca, że Eshte czuła iż nie może do tego dopuścić. Gdzieś w niej głęboko wszak tlił się płomyczek, który uważał Czarusia za swoją własność.
-Doprawdy... -syknęła elfka nagle czując w ustach gorycz, która nie miała nic wspólnego z dopiero wypitym eliksirem.
Arissa. Ta wywłoka dwulicowa. Przychodziła tutaj, okazywała troskę i wznosiła swoje zmyślone modły, a jednocześnie ucinała sobie pogawędki z Ruchaczem, przy tym zapewne podsuwając mu swoje cycki pod sam nos. Czy jego słabość do spiczastych uszu obudziła się i przy tej harpii? Czy naprawdę zamierzał się wybrać na tę, niewątpliwie, orgię?

-Sądziłam, że Grauburg jest jeszcze pogrążony w żałobie po waszej księżniczce i wszystkich, którzy ostatnio zginęli. Skąd więc pomysł Arissy na organizowanie przyjęcia? - gdyby nie była bardziej zainteresowana trzymaniem kołdry i okrywaniem swego nagiego ciała, to w tym momencie niezadowolona skrzyżowałaby ręce na piersi. No przecież, że wcale jej nie interesowało, czy Thaaneeekryyyst przyjmie zaproszenie kapłanki. Łajdak chciał ją wykorzystać! Może jak sobie w końcu ulży na innej elfce, to przestanie próbować się do niej dobierać. Miałaby trochę spokoju! - Powinniście ją wyrzucić z miasta z taki brak szacunku, a nie przyklaskiwać i uczestniczyć w jej pijaństwach.

- Mówiła coś o bardziej kameralnym spotkaniu i omówieniu wszystkiego przy kieliszku wina w małym gronie i magicznym masażu.
- zamyślił się Tancrist i wzruszył ramionami.- A kapłanka zdaje się… pochodzi z innego miasta i za nic ma tutejszą żałobę. Choć wątpię by ostentacyjnie planowała okazywać radość.
Poprawił okulary i przyjrzał się kuglarce.- Przeszkadza ci to?

Nie. Nie przeszkadzało dopóki Arissa obściskiwała się z kimś innym. Na przykład z tym jej rycerzem. Nie miała przypadkiem pozbawić go dziewictwa? Wizja Ruchacza w objęciach kapłanki… budziła ogień w jej krwi, zwłaszcza że kuglarka mogła sobie oboje wyobrazić już w łóżku splecionych razem. Bo jakimś przeklętym zrządzeniem losu widziała oboje nagich.

-Nie -odparła Eshte od razu, ale sposób w jaki wypowiedziała to krótkie słowo, był nie do końca.. przekonujący. Powolny i przesączony wściekłością, jak gdyby w tym jednym „nie” kryły się najgorsze przekleństwa i klątwy skierowane ku fałszywej kapłance. A błysk w jej oczach przywodził na myśl furię Pani Ognia, gotowej wszak rzucić się nawet na Pierworodnego w walce o swoją własność w postaci Thaaneeekryysta. No, ale to mimo wszystko była teraz kuglareczka, która nie rozumiała swoich uczuć, wręcz ich do siebie nie dopuszczała.
-Nie, nie. Skądże. Czemu miałoby mi to przeszkadzać? Nie obchodzą mnie jakieś przyjęcia - do swych zapewnień dodała jeszcze głośne prychnięcie, mające zapewnić czarownika o jej całkowitym braku zainteresowania tym tematem. Dumnie odwróciła od niego spojrzenie, dodając jeszcze - Przynajmniej będę mogła w spokoju przygotować się do dalszej podróży.

- To dobrze… bo wkrótce oboje będziemy musieli opuścić zamek
.- westchnął czarownik smętnie.
-Ale cię do niej nie puszczę.- wyrwało się nagle z gniewnie zaciśniętych usteczek Eshte, ku zdziwieniu Czarusia i konsternacji samej kuglarki.

Tak wielkie było zaskoczenie elfki, że jedną ręką puściła okrywającą siebie kołdrę, by palcami podrapać się po głowie.
-Co? -bąknęła tępo, jakoś tak odruchowo spodziewając się, że to właśnie czarownik wyjaśni jej co się właśnie wydarzyło. Chociaż to jej własne usteczka odezwały się niepytane, całkiem bez jej woli dając upust tłamszonej głęboko w niej złości. I może.. zazdrości? O niego?! Jakieś dziwactwo niechybnie. A jeśli Ruchacz się na czymś znał, to właśnie na dziwactwach.

-To raczej ja powinienem spytać.- odparł zdziwiony Czaruś starając się nie opuszczać wzroku niżej… za często - Co to miało znaczyć?

Rozszerzone źrenice jej oczu zdradziły atak paniki, jakiego nagle doświadczyła w duchu. Cokolwiek to było, Eshte nie mogła pozwolić, aby czarownik lub ktokolwiek inny, uznał ją za osobę odchodzącą od zmysłów. Mogłaby, po tym co przeszła ostatnimi dniami niejedna wrażliwa panieneczka przeżyłaby załamanie nerwowe. Jednak już tylko jako elfka i wędrowna artystka miała ciężkie życie, nie potrzebowała jeszcze być znana jako mamroczący do siebie szaleniec. Tacy zwykle nie cieszyli się zbyt dużym uznaniem.

-Musiał być.. skutek uboczny tego Twojego specyfiku. Wrzuciłeś tam pewnie jakieś grzybki, co? - powiedziała więc z przekonaniem, jakby to rzeczywiście była prawda. A widok uciekającego wzroku Ruchacza okazał się być wygodnym wytłumaczeniem, aby odwrócić uwagę swoją i jego od tego dziwacznego zdarzenia. Jedną ręką z powrotem poprawiła uścisk na kołdrze, przycisnęła ją do swych piersi i burknęła złośliwie -I uważaj, bo zaraz Ci ślina pocieknie od tego wpatrywania się - ignorując rumieniec grzejący jej policzki, elfka sięgnęła i palcem wycelowała w kącik warg mężczyzn - O, tutaj, wiesz?

Ruchacz capnął ustami jej palec pieszczotliwie. I… choć kuglarka bardzo tego pragnęła, to nie potrafiła wzdrygnąć się z odrazą. Jej rumieniec tylko się pogłębił, podobnie jak oddech i bicie serca.
- Po prostu jesteś we mnie beznadziejnie zakochana i nie chcesz się do tego przyznać. - odparł z ironicznym uśmiechem Tancrist puszczając jej palec i wstając - Ot co.
I przyglądając się leżącej kuglarce spytał.- A poza tym… jak twe samopoczucie? Nic cię nie boli? Zmęczenie już przeszło chyba, skoro wigoru i rumieńców nabierasz.

-No.. jeśli pominąć moje otarcie się o śmierć, bycie rozrywką dla jakiegoś druidzkiego bożka i to, że wściekły Pierworodny pewnie będzie poszukiwał mnie, żeby się zemścić za zniszczenie mu twarzyczki, to wszystko jest w porządku
- odparła sarkastycznie Eshte. Teraz, kiedy czarownik już nie siedział tak blisko niej, mogła się rozluźnić bez obaw, że on bezczelnie wykorzysta jej rozleniwienie.
-A co? Już chcesz mnie stąd wyrzucić?Jesteś. Bez. Sercaaaaaaaaa -zawołała w udręczeniu, jakby ją wręcz ze skóry obdzierał. A przecież teraz, po tym wszystkim co się wydarzyło, wymagała delikatnego i wyjątkowego traktowania! Ciast i ciasteczek przynoszonych tylko dla niej, najlepszego wina ( bo każde inne mogłoby źle wpłynąć na jej kruche zdrowie, no ), długich i pachnących kąpieli. Każdego rodzaju rozpieszczania, by biedna mogła w końcu dojść do siebie.
Zakryta cieplutką kołderką, elfka szeroko rozłożyła ręce na boku, choć i tak nie była w stanie objąć nimi całej szerokości dużego łoża -Tyle przeżyyyyyłaaaaam! Mogłam zginąć!

-To nie tak, że cię stąd wyrzucam. W zasadzie to wyrzucają nas oboje
.- wyjaśnił spokojnie Tancrist za nic biorąc jej dramatyczne okrzyki. - Ja muszę wracać do mojej kwatery w Grauburgu, no i wypadałoby żebym moją kochanicę zabrał ze sobą. Ale jeśli chcesz zostać na zamku to… chyba ta kapłanka z chęcią przygarnie cię do swojej komnaty. W końcu ona i jej rycerz tu zostają.

Te słowa zmroziły kuglarkę. W porównaniu z Ruchaczem Arissa była stukrotnie gorsza i dwustukrotnie bardziej chutliwa. Jeśli... Eshte by się odmieniło przy kapłance, to na macaniu na pewno by się nie skończyło. Kuglarka poznałaby wówczas wyuzdane zabawy, których obecnie wyobrazić sobie nie potrafiła. I w sumie nie chciała poznawać. Taaa… są jednak gorsze rzeczy od bycia kochanicą Czarusia.

Znów musiała być jakaś magia, bowiem na samą myśl o zostaniu gdziekolwiek z Arissą, elfka odzyskała wszystkie siły. Zadziałało lepiej od paskudnego eliksiru czarownika, od fałszywych modłów wznoszonych do nieistniejących bogów oraz od dwóch dni spędzonych na spaniu. Ten sposób mogłaby szczerze wszystkim polecać. Niestety wątpiła, aby wiele osób było równie silnych jak ona i nie dało się skusić tej fałszywej kapłance.

-To... obrzydliwe z ich strony, tych co nas wyrzucają. W końcu to my wygoniliśmy stąd Pierworodnego, co nie? - gdyby tylko w jej mniemaniu same opatrunki nie stanowiły odpowiedniego ubrania, to już stałaby na nogach, gotowa do wyjścia z komnaty Ruchacza. Jedyne więc co mogła teraz zrobić, to rozejrzeć się w poszukiwaniu czegoś do zakrycia swej nagości. Już miała jej wystarczająco dość -I wcale nie muszę z Tobą gdziekolwiek iść. Skoro mnie nie chcą w zamku, to po prostu wrócę do mojego wozu i wyjadę z miasta. Mały Brid' na pewno już się zanudził pośród tych waszych wypindrzonych koników. Przyda mu się odrobina ruchu.

- Aaaa… tatuaż Pierworodnego? No chyba że mnie zamierzasz zabrać ze sobą do wozu jako swego… kochanka?
- zażartował czarownik i widząc rozglądanie się elfki rzekł. - Zaraz przyniosę ci jakieś suknie. Powinnaś jednak nie przemęczać się za bardzo. Jeśli czujesz się już lepiej, każę podać nam obiad.
Po czym dodał.- Ogólnie lepiej nie wspominać o Pierworodnym i okolicznościach w jakich go pokonaliśmy. Tak jest bezpieczniej dla ciebie. Im mniej tutejsi wiedzą, tym lepiej dla nas.

Grymas niezadowolenia wstąpił na twarz Nieustraszonej Pogromczyni Potworów jaką była Eshte. Samozwańczo.
-Czyli nie mam co liczyć na świecidełka z tych waszych skarbców? -westchnęła ciężko, wyraźnie zawiedziona tymi wieściami. Tyle przeszła, takie straszliwości ją spotkały w Grauburgu, i nie mogła ich sobie nawet osłodzić jakąś nagrodą od tutejszego władcy? Co za strata! Zupełnie nie opłacało się to całe bycie bohaterem - Nie jest żadną przyjemnością uwolnienie zamku od Pierworodnego, jeśli nikt nie może się zachwycać moimi czynami.

-Mogliśmy zdobyć sławę i pewnie nagrodę, gdyby nie twój atak paniki i fakt, że potem musiałem zająć się tobą.
- westchnął czarownik.- A nie walką z ostatnią strzygą i Aremiusem.

-To wiesz, następnym razem jak nadarzy się okazja do zrobienia z nas bohaterów, zamiast skupiać się na obmacaniu mnie, może pójdziesz ratować miasto i zamek, co?
-skwitowała Eshte, nijak nie dopuszczając do siebie myśli, że sama w jakikolwiek sposób ponosiła odpowiedzialność za ten.. nieszczęśliwy ciąg wydarzeń, który się zakończył dwoma dniami leżenia bez życia na łożu czarownika. Właściwie, to zawiniła tylko w momencie, kiedy obrała sobie Grauburg za cel podróży. Całej reszcie winny był Pierworodny, Thaaaneeekryyyst, demon, kapłanka, Thaaneeekryyyst, gremliny, bożek druidów. I Thaaneeekryyyst, znowu.

- Masz rację. Następnym razem, gdy będziesz się czuła niepokonana, to… pójdę ratować świat. Pozwalając wyobracać cię pierwszemu lepszemu szczęśliwcowi, na którego się w tym stanie ducha napatoczysz. - stwierdził z sarkastycznym uśmieszkiem czarownik. - Tego chcesz?
Tego chciała? Nie była pewna. Bądź co bądź przywykła nieco do tego, że Ruchacz się nią opiekuje, choć czyni to pewnie z egoistycznych i lubieżnych powodów.

- Może i wolałabym zostać poobracana przez kogoś innego! -żachnęła się elfka, już tak odruchowo nie pozwalając czarownikowi mieć ostatniego słowa i racji w tej dyskusji, nawet jeśli sama nie do końca się ze sobą zgadzała. Chociaż.. może gdyby w tym dziwnym, erotycznym szale trafiłaby na kogoś innego, to później przynajmniej nie musiałaby patrzeć na swego chwilowego kochanka. Mogłaby w końcu zapomnieć. Thaaneekrryyst zaś na to nie pozwalał, ciągle będąc.. uhh.. tuż obok, z tym dumnym uśmieszkiem i ironią odbijającą się w oczach. Okropność.

Szczelnie pozawijana w kołdrę, aby w Ruchaczu nie obudził się jakiś ogień na widok któregokolwiek z jej kobiecych wdzięków, kuglarka podniosła się do pozycji siedzącej, po czym nagie stopy opuściła na podłogę obok łoża.
-No, to gdzie to moje ubranieeeeee? -zapytała ziewając szeroko i ani myśląc o zakrywaniu ust dłonią, jak nakazywały bzdurne według niej zasady dobrego wychowania. Jej wychowanie o tym nie wspominało -Skoro szlachciurki chcą mnie wyrzucić z zamku, to muszę w pełni wykorzystać wszystkie tutejsze luksusy zanim ruszę w dalszą podróż.

-W komnacie obok, razem z Trixie. Przyniosę ci je. Zostań tu i nie rozrabiaj.
- pogroził jej palcem Czaruś i ruszył do wyjścia, odprowadzony spojrzeniem kuglarki, które mimowolnie zsuwało się na jego zadek i budziło… dziwną pokusę klepnięcia go w pośladek co by się pospieszył. Ani chybi złowieszczy wpływ Pani Ognia, która nie dała się zepchnąć do owego ciemnego zakamarka duszy kuglarki z którego wylazła.

„To przecież sama mogłam pójść!” - uświadomiła sobie Eshte, ale już za późno i z całą pewnością nie miała ochoty krzyczeć za czarownikiem, czy ruszyć za nim w pościg. Niech już idzie, przynajmniej zrobi coś pożytecznego. I zostawi ją samą, co o wiele lepiej przywracało jej siły niż ciągłe oglądanie jego twarzy. Już zapomniała, kiedy ostatni raz w jej życiu był dzień pozbawiony jego przemądrzałej osoby. Gdyby wiedziała co się stanie, to świętowałaby te swoje ostatnie chwile wolności.
Podniosła się niepewnie, na trochę drżących nogach, bo przecież nieużywanych od dwóch dni. Eh, po opuszczeniu zamkowych murów będą ją czekały treningi, aby wrócić do wcześniejszej formy. Teraz wątpiła, aby była w stanie choćby stanąć na rękach, a co dopiero wykonywać inne akrobatyczne sztuczki. Chędożony gremlin.

Rozejrzała się po komnacie. Na szczęście nie przypominała ona tej z koszmaru, który nawiedził bezbronną elfkę pod wpływem zatrucia. Wszystko było odpowiedniej wielkości. Jedynie wystrój ciągle pozostawał wątpliwy, ale na to nie mogła już nic poradzić. Nie każdy mógł mieć tak dobry gust jak ona.
Szczególną uwagę Eshte zwróciło okno, przez które wpadały do środka promienie słońca. Otulona szczelnie kołdrą, niby bieluśką suknią ślubną ciągnącą się trenem po podłodze, ruszyła powolnym krokiem w jego kierunku. Nie zaszła jednak daleko. I dwa dni snu, i eliksir wmuszony w nią przez Thaaneeekryyysta wprawdzie przywracały jej siły, ale mimo to ciało nadal miała dość odrętwiałe. Ona, artystka i akrobatka, nie była przyzwyczajona do sztywności swych mięśni.

Przystanęła więc przy krześle, na którym do niedawna jeszcze siedział czarownik i.. pozostawił po sobie księgę. Zbyt mocno kusiła, by ciekawska elfka miała ją tak po prostu.. zignorować. Tym bardziej, że szlachcic pozostawił ją całkiem samą w komnacie.
Zatem odpoczywając przed ruszeniem w dalszą drogę ku oknu, wyciągnęła lepkie rączki i pochwyciła księgę w dłonie. Kilka chwil spędzonych na przewracaniu jej stronic, wydymaniu ust przy trudnych słowach i próbach odczytania ich na głos w próbach zrozumienia ich brzmienia, Eshte mogła stwierdzić jedno - te zapiski dotyczyły druidów. Może nawet tych samych brodatych zboczeńców, którzy byli odpowiedzialni za ustawienie tamtego kamiennego kręgu na zdradzieckiej polanie. Znaleźliby sobie prawdziwe zajęcie, zamiast spędzać całe dnie na tańczeniu nago ku zadowoleniu Dzikuna czy innego lubianego przez nich bożka. Tacy starzy, a tacy głupi.

Przewrócenie paru kolejnych stron przekonało elfkę, że ta księga musiała zainteresować Ruchacza bynajmniej nie ze względu na ukrytą w sobie wiedzę. Okazało się, że były w niej także obrazki, zwykle tak lubiane przez Eshte. Jednak w tym przypadku pośród tradycyjnych ilustracji przedstawiających jakieś zielska, zwierzątka i podejrzane symbole, jej oczy zostały pohańbione widokiem istnych sprośności! Co gorsze, była to sprośność jej.. znajoma. Czyjś wątpliwy talent artystyczny ukazywał parę nagich, splecionych w miłosnych uścisku kochanków, a sceną dla ich namiętności był sam środek kręgu menhirów. I jedyne co sprawiało, że nie czuła się w pełni bohaterką tego aktu, to nieodpowiednia pora dnia. A raczej nocy, bo to jej ciemny atrament rozpływał się ponad kochankami, wraz z bladym okiem wścibskiego księżyca.
Jak najbardziej mogła żyć w spokoju bez tego wypominania owej pomyłki na polanie. Zaś obudzona w niej wtedy nieokiełznana natura Pani Ognia wręcz przeciwnie - z rozkoszą podsuwała jej bardzo dokładne wspomnienia tamtych wydarzeń.
Byle echo dotyku Thaaneeekryyysta na ciele Eshte, przyprawiło ją o dreszcz nie obrzydzenia, a.. podekscytowania wędrujący po skórze. Świadomość tego, że stała przed nim całkiem naga i on nie potrafił powstrzymać w sobie pożądania do niej, był niezwykle upajający. Chciała.. jeszcze raz poczuć na sobie jego gorące, pełne zachwytu spojrzenie. Jeszcze raz stać się jego Panią. Rozkazać mu spełnić swój każdy, najbardziej wyuzdany kaprys..

Z hukiem zatrzasnęła księgę. Gwałtownie wciągnięte w płuca powietrze wypuściła nosem, niczym wściekły byk szykujący się do szarży.
To nie była ona. Ona tak nie reagowała, nie pozwalała się macać jakiemuś zwyrodnialcowi. A już z całą pewnością nie czerpała z tego przyjemności i nie chciała tego powtarzać!

-Cicho siedź -warknęła do tej strony samej siebie, z której winy czuła narastające w sobie podniecenie. Musiała nauczyć się panować nad tą całą Panią Ognia, dopóki nie znajdzie sposobu na jej całkowite uciszenie. Mogła być tylko jedna Pani Ognia, i to z całą pewnością nie była ta rozpustna kreatura niszcząca ubrania i rzucająca się szlachcicowi w ramiona!

I właśnie ze względu na potrzebę odnalezienia rozwiązania dla swego problemu, Eshte powstrzymała w sobie nęcącą chęć ciśnięcia księgą przez komnatę. Zamiast tego z zamiarem przejrzenia jej dokładniej, chwyciła ją pod pachę i z nową porcją sił ponowiła swą wędrówkę w stronę okna.






Otworzyła je szeroko, aby wpuścić do środka nie tylko same promienie słońca, ale przede wszystkim orzeźwiający powiew wiatru. Jego muśnięcia na twarzy elfki przypominały jej o .. swobodzie. O wolności pozostawionej za murami zamku i bramami miasta. Wprawdzie nie miała nic przeciwko luksusom, wręcz jako tak utalentowana artystka oczekiwała należytego traktowania, lecz w tych komnatach czuła się już jak w więzieniu. Dusił ją brak możliwość po prostu.. wyjścia stąd. Wskoczenia na kozioł swego wozu i odjechania w kierunku zachodzącego słońca. Niezależność była dla niej najważniejsza. Tak ją wychowano, tak żyła przez wiele lat. Nie można było Niezwykłej Sztukmistrzyni Meryel zamknąć w klatce. Nawet w złotej.

Księga wznieciła kurz, kiedy kuglarka odłożyła ją na szeroki parapet. Sama ostrożnie wychyliła się przez okno, by rozejrzeć się po Grauburgu. Ostatnim razem jak go widziała, siedziała na grzbiecie skrzydlatej bestii Ruchacza, a pożary szalały w dole wypełniając ją przerażeniem. Teraz jednak miasto zdawało się wracać do normalności. Tej z demonami w uliczkach, niziołkami porywającymi bezbronne elfki, ale tym razem bez Pierworodnego czyhającego na nowe ofiary. Było to trochę pocieszające, choć mogła zapomnieć o występach i jakimkolwiek zarobku wśród mieszkańców. Gdzieś ulotnił się cały weselny nastrój. Gdzieniegdzie spostrzegła zniszczone dachy spalonych budynków oraz ludzi sprzątających jeszcze niedawno radośnie przystrojone ulice. Z jakiejś świątyni oddanej bogowi, który niezbyt interesował Eshte, dobiegało donośne bicie pogrzebowych dzwonów.
Nikomu już nie były w głowie zabawy.

Jakąż stratą czasu okazał się dla niej ten cały Grauburg.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 10-08-2017, 22:50   #87
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Biedna Eshte uwięziona w murach zamku, Jakże ona cierpiała!
Jakże straszliwe katusze jej zadawała świadomość zamknięcia w czterech ścianach. W czasie się gdy się kąpała w ciepłej wodzie i miała wcierane wonne olejki we włosy.
Jakże straszne były ciasteczka podawane jej podczas gdy moczyła się w wannie. Jakże strasznie słodkie i pewnie tuczące. Ale tym się elfka nie martwiła, bowiem wszak miała prawo do odrobiny przyjemności tym co przeszła, prawda?
Luksus był jak pajęcza nić, niby delikatna i łatwa do zerwania, ale powoli owijała się wokół kuglarki niczym kokon rozleniwiając ją.
Mogła się łatwo przyzwyczaić do bycia wielką damą. Szkoda jednak iż ten czas się kończył.


Powoli Eshtelëa musiała się szykować do powrotu na swoje wąskie łóżko w swoim ukochanym wozie. Powoli musiała się szykować do wyjazdu z miasta. Pozostały jednak dwa problemy. Pierwszym był wybór trasy podróży, drugi… nadal znajdował się na jej szyi w postaci mieniącego się tatuażu. Oczywiście do tego drugiego musiała zagonić leniwego lubieżnika i przy okazji przypilnować, żeby Ruchacz skupił się na swym zadaniu, a nie próbowaniu dobrania się do jej krągłości. Ugh… może powinna poszukać lepszego rozwiązania, może u druidów? Przynajmniej tam by się pozbyła tej… drugiej Pani Ognia.
Ale o tych wyznawcach Dzikuna kuglarka miała niezbyt dobre zdanie. Co prawda o samym Thaaneekryściee też nie miała najlepszego zdania, ale przynajmniej wiedziała co się po nim spodziewać.
Niemniej… to był dopiero początek dylematów, oprócz samego zagonienia Ruchacza do roboty, musiała znaleźć miejsce, gdzie ów Czaruś będzie robił swoje czary. Skoro wyrzucają ich z zamku, to czy to oznacza że będzie musiała go wpuścić na dłużej do swego wozu.


Takie to dylematy rozważała wędrując korytarzami otulona w mięciutki materiał sukni, którą dostała od Tancrista w ramach udawania jego kochanki. Krój może i absurdalnie głupi i niewygodny, długość zaś stroju uniemożliwiał jakiekolwiek akrobacje, ale i uwidaczniał wszelkie krągłe atuty Eshte, no i materiał był śliczny i mięciutki zarazem. Jak tylko opuści Grauburg i znajdzie czas, to przerobi ową suknię pod swe potrzeby. I pewnie zrobi z niej…
- Ty! To jednak żyjesz. Szkoda… ale oderwane od pługa chłopki są pewnie twarde.- te słowa zakończone były głośnym złowieszczym chichotem, podchwyconym przez kilka młodzieńczych głosów.
Chichot ów był dobrze znany i budził irytację u kuglarki.


Henrietta Voglstein-Craig… alias Paniunia. Bo któż inny. Otoczona trójką młodzieńców uzbrojonych w rapiery pławiła się blasku ich zachwytów nad swą urodą, “potęgą” magiczną, oraz bohaterstwem w obliczu gremlińskiej zarazy.
- Nie wiem po co zakładasz te suknie. I tak widać że masz w nich tyle gracji, co krowy które doiłaś za młodu.- kolejny szyderczy żarcik zza rozłożonego niczym ogon pawia wachlarzu. Kolejny szyderczy śmiech trójki jej wielbicieli.
- A tak poważnie. Mój Tancrist opuścić musi zamek. Straszna to nowina, ale cóż… ma gdzie wrócić. Udowodniłam papie że nauki, które pobierałam nie poszły w las, więc pewnie przychyli się do mej prośby, by znów wrócił do szkolenia mnie w nauce magii. Oczywiście… nie zamierzam tolerować przy nim jakichś babskich pijawek. Więc lepiej szukaj sobie nowego “kochanka”. Jestem pewien, że któryś ze starych szlachciców przygarnie taki… patyk.- zaśmiała się głośno.


Wszystko co piękne i przyjemne musiało się kiedyś skończyć. Takoż i korzystanie z komnaty na zamku zakończyło się już dla elfki. Bo choć musiała ścierpieć jakoś towarzystwo czarownika ( i wynikające z tego sytuacje), to posiadanie olbrzymiej komnaty tylko na własność i służby spełniającej wszelkie kaprysy miało swój… urok. Tak powinna żyć gwiazda. Tak powinna żyć Cudowna Eshtelëa Tańcząca z Ogniem!... otoczona dodatkowo wielbicielami jej talentu ( i tylko talentu!).
Ale nie żyła. Rzeczywistość jakoś nie dorastała do “skromnych” oczekiwań elfki. I dlatego teraz szła przez korytarz zamkowy w kierunku dziedzińca dźwigając na plecach olbrzymi tobołek. Ktoś by mógł się spytać, skąd tak wielki bagaż skoro większość jej ciuszków pozostało w jej domu na kółkach.
Ten ktoś mógłby otrzymać w odpowiedzi wiązankę przekleństw ewentualnie połączoną z kopniakiem w szczękę.
Bo przecież Esthe musiała otrzymać jakąś rekompensatę za swoje trudy. Choćby w postaci, sukni, pościeli i wszelkich bibelotów… wszystkiego co dało się wynieść. Przemierzała korytarze prawie sama, bo skrzydlata gaduła wolała pomagać w pakowaniu się Czarusiowi i zadręczać go dziesiątkami pytań.
Niech ma drań za swoje.

Eshte zaś szła prawie sama, bo towarzyszył jej ukryty gdzieś w tobołku Skel’kel.
Szła nie zaczepiana przez nikogo, bo w samym zamku panował zamęt związany z przygotowaniami związanymi z wieczorną atrakcją, czyli spaleniem żywcem zdradzieckiego arcymaga. Powodowało to niestety, że przechodzące straże jakoś tak bacznie przyglądały się uszom kuglarki zapewne oceniając, czy nadawałaby się na podpałkę pod stos.
A przynajmniej tak się wydawało artystce odruchowo kulącej się pod ich spojrzeniami. Bo w końcu któryś z nich mógł uznać ją za złodziejkę wynoszącą łupy… zamiast za wyzwolicielki Grauburga, która pogoniła Pierworodnego! Ale o tym wspominać nie mogła. Thaaaneekryyst jej zakazał. Co prawda zwykle elfka miała w nosie jego rozkazy, ale… wraz z tą sugestiami Ruchacz wspomniał jaki los może ją spotkać jeśli ktoś się dowie o Pierworodnym i jej tatuażu. To wystarczyło by dzielna obrończyni miasta trzymała usteczka zamknięte.
Niestety… jak się okazało wyjść z zamku na dziedziniec nie było tak łatwo. Wrota na dziedziniec były zamknięte i pilnowane przez krasnoludy. A te brodacze były służbistami i to upartymi jak osły, czego zresztą Eshte zdołała doświadczyć spotykając się z nimi w mieście i poza nim. Zakute łby!
I właśnie te zakute pały pilnowały wyjścia na dziedziniec. Czyżby biedna kuglarka musiała szukać innego wyjścia na dziedziniec przemierzając na oślep labirynt korytarzy.
Już Eshtelëa miała się poddać i ze zrezygnowaną miną poszukać nowej ścieżki, gdy wśród zakutych łbów krasnoludzkich znajomą czuprynę.


Kranneg! Tyle się go naszukała! A on był tutaj w zamku i w ogóle się nie pofatygował, by obronić ją przed potworami, których ten zamek był pełen!
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 29-12-2017 o 20:47. Powód: poprawki drobne
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 04-02-2018, 02:30   #88
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Wielki powrót! Z pozdrowieniami dla naczelnego fana Cudownej i Bohaterskiej Eshte!

Mogła się nie zatrzymywać. Mogła zwyczajnie zignorować ten ośli ryk Paniuni, który ktoś łaskawie mógłby określić śmiechem.

Ostatnie na co Eshte miała ochotę po dwóch dniach leżenia nieprzytomną, to spotkać akurat tę szlachciankę pierdzącą skrzącymi kulkami. Już wolałaby spędzić cały dzień w towarzystwie Ruchacza ( uh, okropność ), odwiedzić Arissę (uh, okropność), czy napotkać całą armię gremlinów (uh, okropność), niż być zmuszoną do słuchania tej tutaj krzykaczki.

A jednak.. zatrzymała się. I z szelestem sukni odwróciła ku jasnowłosej laleczce i jej eskorcie. Bowiem istniało tylko jedno, czego nienawidziła bardziej od tego rodzaju przemądrzałych panieneczek - przemądrzałych panieneczek, które miały czelność się z niej wyśmiewać.

Przechyliła głowę najpierw w jedną stronę, wzniecając tym w ruch artystyczny chaos swych barwnych włosów. Potem zaś przechyliła powoli w drugą, cały czas z wyraźną konsternacją przyglądając się Paniuni, jak gdyby była ona tematem obrazu. Nie, nie portretu. Jednego z tych obrazów przedstawiających byle kleks, w którym entelegęci dostrzegają głębokie przesłanie autora. Cóż, Eshte widziała tylko kleks. I to kleks w blond peruce i przyciasnej sukni. Nic interesującego.

To znudzenie wyraźnie odbijało się na jej twarzyczce. Zaś lata doświadczeń ze szlachciurkami sprawiły, że teraz nie najgorzej potrafiła spapugować jeden z najczęściej widzianych wyrazów ich twarzy: lekceważąco uniesione brwi, jak gdyby spoglądała na wyjątkowo paskudnego robaka.
-Hmm.. a Ty kim jesteś? I czego chcesz? -zapytała, niezbyt zainteresowana odpowiedzią. Coś w jej głosie świadczyło także o tym, że i tak nie miała zamiaru zapamiętać imienia Paniuni - Nie sądzisz chyba, że spamiętam wszystkie służki kręcące się po tym zamku.

Blondynka najpierw zamarła, potem zaczęła czerwienieć na twarzy coraz bardziej. Wreszcie zakryła usta dłonią i wybuchła śmiechem. Głośnym drwiącym, szyderczym… sztucznym i fałszywym.
- Korzystaj póki możesz z przywileju chodzenia po korytarzach tego zamku, bo jutro wrócisz do deptania stópkami miejskiego gnoju. - rzekła protekcjonalnie Paniunia kiedy w końcu zapanowała nad swymi emocjami. Po czym spojrzała z pogardą na elfkę dodając.- Od ciebie ladacznico nic nie chcę. Wezmę tylko Tancrista i…
- On… jest już tylko mój… pobraliśmy się w kamiennym kręgu druidów. - wyrwało się gniewnie elfce, na co Paniunia odpowiedziała piskliwym i głośnym.- COOOOOO?!
Kuglarka zaś była równie zdumiona co ona.

W innej sytuacji znów w osłupieniu bąknęłaby coś tępo, lub pośpiesznie dłonią zasłoniłaby swe usta, by bez jej wiedzy nie mogło z nich paść żadne inne słowo. Tyle, że tym razem dzika satysfakcja z zaskoczenia Paniuni była warta każdej ceny, nawet dopuszczenia do głosu Pani Ognia. Ta reakcja, ten głośny pisk, to było wprost WY-BOR-NE! Lepsze niż uderzenie laleczki piąstką w tę jej malowaną twarzyczkę!

-Oh? Naprawdę nie wiedziałaś? - zapytała Eshte najpierw zdumiona, jednak zaraz parsknęła śmiechem. Głośnym i.. paskudnym, choć nie w brzmieniu. Był paskudny, bowiem bezczelnie wyśmiewał niewiedzę szlachcianeczki oraz jej złamane serduszko -Widać mój Czaruś nie miał ochoty tracić czasu, aby Ci o tym opowiadać. Słuchaj więc uważnie, bo nie będę się dla Ciebie powtarzać.

Odetchnęła głębiej, kiedy już uspokoiła swój wybuch śmiechu. Wprawdzie nie była ( pomimo tego co mówił Ruchacz ) Panią Ognia, nie potrafiła tak jak ona mówić o.. uh, międzyludzkich lubieżnościach, ale teraz nie mogła sobie odmówić odrobiny improwizacji. Opuściła więc powieki i dłońmi dotknęła swych policzków, wyraźnie poruszona intensywnymi wspomnieniami swego zamążpójścia. W duchu zaś uporczywie powstrzymywała się przed zwymiotowaniem na myśl o bliskości czarownika.

-Mój najdroższy Thaaneeekryyyst zabrał mnie swym gryfem daleko stąd, na ukrytą w głębi lasu polanę. Na niej, w ustawionym tam przez druidów kamiennych kręgu, pochwycił mnie w swe silne ramiona i.. namiętnie skonsumowaliśmy naszą miłość. Potem, gdy już leżeliśmy nadzy i zmęczeni na trawie, to powiedział, że zostaliśmy sobie poślubieni w oczach druidzkich bogów. Jakiż on był szczęśliwy... -otworzyła swe oczęta, nie mogąc przecież pominąć kolejnej przepysznej reakcji w wykonaniu Paniuni. Szczególnie, że swą opowieść zakończyła jeszcze niewinnym wbiciem igiełki w tamtą - Czyż to nie.. romantyczne?

Nie otrzymała odpowiedzi. Paniunia bowiem zmieniła się niemal w żywy posąg. Jakby słowa elfki były niczym bazyliszkowe spojrzenie.
- Nie… Nie wierzę…- wydusiła z siebie w końcu sycząc niczym wąż. Jej spojrzenie zabijało elfkę na tysiąc okrutnych sposób. Na szczęście tylko w wyobraźni Paniuni.
-Nie wierzę twoim słowom. Mój Tancrist… nigdy nie ożeniłby się z takim NIC, jakie widzę przed oczami. - rzekła piskliwym zagniewanym tonem, gdy już zapanowała nad swoim głosem i uczuciami.

-No, no, no. Uważaj sobie - owe spiczastouche NIC jakoś nie wyglądało na zbyt poruszone gniewnymi słowami Paniuni. Wręcz przeciwnie, pogroziło jej swym palcem wskazującym, jak gdyby strofowało niesforne dziecko - Mój słodki mąż byłby wielce niezadowolony, gdyby usłyszał jak mówisz o jego żonie.
Nonszalanckim, wyuczonym ruchem strzepnęła z rękawa jakiś niewidoczny pyłek, najwyraźniej o wiele ciekawszy od rozmowy z tą szlachciureczką -Tak samo nieładnie jest być nadgorliwą wobec żonatego mężczyzny. Mamusia nigdy Cię tego nie nauczyła?

-Ha… Muszę to usłyszeć od niego. Bo ty pewnie sobie wmówiłaś to małżeństwo. Upiłaś go… i pewnie wtedy nagadałaś mu tych bzdur.
- prychnęła Paniunia pogardliwie. I spojrzała krytycznie na dłonie elfki.- No i gdzie jest pierścień małżeński? Jakoś go nie widzę na twoich palcach.

-Przecież mówiłam, że masz słuchać
-burknęła kuglarka i ślepiami wywróciła na tak jawny okaz głupoty Paniuni. Następnie zaczęła mówić baaaaardzo powooooli, ostrożnie dobierając swe słowa, aby mógł je zrozumieć nawet ten kurzy móżdżek ukryty pod blond włosami dziewczątka -W druidzkiej tradycji liczy się miłość i namiętności pomiędzy dwojgiem kochanków, a nie jakieś materialne błyskotki. Rozumiesz? Nie mam jednak najmniejszych wątpliwości, że mój rozkoszny Czaruś niedługo sprezentuje mi odpowiedni pierścień..

Eshte wyciągnęła rękę przed siebie, oczami wyobraźni widząc już to olbrzymie świecidełko zdobiące jeden z jej paluszków. Oczywiście, w jej fantazjach był to po prostu bardzo drogocenny pierścień, nijak niezwiązany z jakimikolwiek zaślubinami.
Rozcapierzyła paluszki, aby spomiędzy nich zerknąć na Paniunię -Wiesz, aby pokazać całemu światu, że należę tylko do niego i on nie potrzebuje żadnej innej kobiety.

To przelało czarę goryczy i gniewu. Purpurowa na twarzy blondynka ostentacyjnie odwróciła się plecami do Eshte i bez słowa ruszyła dalej zamkowym korytarzem. A męski chórek potakiwaczy, który był milczącym świadkiem tego słownego pojedynku, podążył za nią.

Zostawili więc elfeczkę. Samą pośród zimnych, grubych murów zamkowego korytarzu. Ale za to z triumfalnym uśmiechem szeroko rozciągającym jej usta.
No, to dopiero był porządny powrót do życia po dwóch dniach nieprzytomnego leżenia w łóżku.




* * *




Cudowna Eshtelëa, Pogromczyni Upiornych Bestii i Najlepsza Przyjaciółka Płomieni, nienawidziła arystokratów.
Nienawidziła tego, że rodzili się ze złotymi łyżkami w gębach i z tego powodu przez resztę życia korzystali w najlepsze ze swoich wydumanych przywilejów. Przywilejów, które powinny się należeć także je.. znaczy, powinny się należeć także innym. Oczywiście, że kuglarce chodziło tylko o równouprawnienie dla wszystkich. Wcale nie chciała mieć ich tylko dla siebie.

A zatem nienawidziła szlachciurków, jednak bardzo łaskawie potrafiła docenić niektóre ustrojstwa, jakimi otaczali się w swoich posiadłościach. Na przykład nie pogardzała ich wielkimi łożami i tak puchatymi kołdrami, że drobna elfeczka prawie cała tonęła w ich rozkosznych toniach.
Innym ich wygodnictwem, któremu ochoczo przyklaskiwała przy każdej okazji, były te cudowne łaźnie. Iście magiczne komnaty. Z jednej z nich postanowiła znów skorzystać, aby w pełni nacieszyć się ostatnią kąpieli przed podróżą.

Tym razem w trakcie poszukiwań fikuśnych buteleczk z olejkami do ciała i płynami wytwarzającymi górskie łańcuchy piany, Eshte natrafiła na coś.. całkiem nowego. Było to niezwykłe odkrycie zważywszy na to, że przy każdej jednej okazji wywracała to miejsce do góry nogami i wrzucała do balii wszystkie pachnące specyfiki. Widać coś się jednak ostało, bądź jakaś służka podłożyła to w czasie sprzątania poprzedniego bałaganu zgotowanego przez elfkę.
A czym było to znalezisko? Cóż.. kuglarka nie była do końca pewna. Leżały sobie w koszyczku i mieniąc się kolorami kusił ku sobie jej spojrzenie. A po dokładniejszym sprawdzeniu okazało się, że również w nosie kręciły słodkim zapachem.






Podejrzane kule.
Wyglądały trochę jak ulepione rączkami rozchichotanych wróżek, które na zakończenie jeszcze posypały je swoim magicznym pyłkiem. Albo jak stworzone przez jakiegoś maga lubiącego jednorożce, zawijające się wąsy oraz chodzenie w pończoszkach. Bogate, życiowe doświadczenie ją nauczyło, aby być ostrożną przy tych niebezpiecznych osobnikach. A przynajmniej powinno nauczyć, bowiem zwyczajowo ciekawość okazywała się zbyt silna.
Bo jakże mogła się oprzeć takim kolorom?!

Spodziewała się, że woda w balii najpierw zacznie szalenie bulgotać, jak gdyby podgrzewał ją od dołu żywy ogień. Następnie cała się spieni i dosłownie zacznie kipieć, aż w końcu - tak! - wystrzeli wysoko ku sufitowi łaźni! A cały ten wodny wyrzyg byłby w różowawych barwach i o kwiatowym zapachu. Wszędzie też wirowałby w powietrzu ten błyszczący pyłek. Ileż radości dla niszczycielskiej Eshte. Ileż złości dla służek mających posprzątać ten chaos.

Jednak wrzucenie kul, nawet wszystkich jakie zdołała znaleźć, nie przyniosło oczekiwanego efektu. Po spotkaniu z wodą rzeczywiście zaczęły się pienić i całkiem obiecująco syczeć, ale.. to było wszystko. Cała magia tajemniczych, acz ślicznych kulek. Żadna z nich nie eksplodowała, czym nieco zawiodły kuglarkę. Ale za to zabarwiły wodę na różowawo, błyszczące drobinki pływały po powierzchni wody, a dotąd zdobiące je płatki kwiatów dołączyły do innych, które wcześniej elfie dłonie hojnie sypnęły do balii.
Cóż, nie był to wymarzony przez nią bieg wydarzeń, ale musiała spróbować je jakoś zaakceptować. Co wcale nie miało być takie trudne.

Wręcz przeciwnie - było miło,
Było ciepło, było przyjemnie.

Leniwie rozłożona w balii Eshte rozkoszowała się tymi ostatnimi chwilami przyjemności w grauburgowym zamku. I jak to zawsze miała w zwyczaju - rozkoszowała się nimi w pełni. Wszak nie wiedziała, kiedy znów będzie miała okazję ich zakosztować.
Zanurzona w ciepłej wodzie i otulona górami śnieżnobiałej piany, czuła się wręcz jak nowo narodzona. Dwa dni snu z pewnością dodały jej energii po spotkaniu z przebrzydłym gremlinem, ale dopiero teraz siły prawdziwie budziły się w jej zgrabnym ciałku. Rozpalały się w brzuchu, niczym jej wewnętrzne ognisko, rozpływały po kończynach i sięgały ku czubkom palców, z których prawie strzelały tak ulubionymi przez nią iskierkami.
Bo przecież jej magia też wróciła. Koniec z klątwą, koniec z ciężką kurtyną narzuconą na jej sztuczki i iluzje. A to oznaczało tylko jedno.


NAGLE JEJ KĄPIEL STAŁA SIĘ JESZCZE LEPSZA


Nie upłynęło wiele czasu, a łaźnia przemieniła się w całkiem osobisty cyrk sztukmistrzyni Meryel.
Mydlane bańki unosiły się w powietrzu. Każda z nich mieniła się tęczowym poblaskiem, a pomimo swej pozornej delikatności.. nie pękały. Cały czas leniwie się to wznosiły, to obniżały, niczym baloniki nieśpiesznie przepływające nad głową elfki. Oczywiście, niektóre z nich miały swój początek w jej magicznych dłoniach, ale znalazło się też kilka pochodzących z o wiele gorszej części jej ciała. Nie, nie tamtej. Fu. Z ust, proszę państwa. Z UST. Jak u rybki wypuszczającej bąbelki.

Ale nie tylko bańki reagowały zgodnie z wolą kuglarki. Także biała chmurka oderwała się od reszty piany pokrywającej wodę, po czym z lekkością uniosła się w powietrze. Niewysoko, niedaleko. Mięciutko opadła na nagie ramiona elfki, gdzie do złudzenia upodobniła się do Skel'kela, który teraz wprowadzał zamęt w komnacie czarownika.

Własna magia będąca całkiem pod jej panowaniem, gorąca kąpiel, słodkości oraz butelki pełne wina na wyciągnięcie ręki - czegóż mogła chcieć więcej?
Błogiego spokoju, tak przynajmniej przez najbliższy miesiąc.

Zapachy olejków rozchodziły się po całej komnacie, gdy nagle drzwi otworzyły się. A służka pilnująca kąpieli kuglarki odwróciła głowę w kierunku odgłosu otwieranych drzwi. Chciała coś rzec, ale intruz był szybszy.

- Wynoś się stąd. - rzekł władczym tonem głosu i służka skinęła głową nerwowo w odpowiedzi. I umknęła z komnaty pozostawiając biedną elfią artystką samą z owym intruzem.
Biedną gołą artystką, osłoniętą jedynie płatami piany unoszącej się na wodzie. Intruzem tym był oczywiście Ruchacz… wyraźnie zagniewany. Zamknął za sobą drzwi i podszedł do balii, za nic mając pozory przyzwoitości.

Eshte nie zdążyła pisnąć, krzyknąć, ani nawet przekląć go za to nagłe pojawienie się. Słysząc ten znajomy głos zrobiła to, co każda inna kobieta chcąca zachować swą nagość tylko dla siebie - zanurkowała do wody. Zakotłowało się w jej kąpieli, porozlewało naokoło balii jeszcze bardziej, a gdy się już w końcu uspokoiło, to tylko oczy i barwna czupryna elfki był widoczne pomiędzy pianą. W takiej pozycji przywodziła trochę na myśl jakąś wodną kreaturę, która całkiem ładną twarzyczką kusiła ku sobie łatwowiernych podróżników, by potem wciągnąć każdego głęboko w morską toń, skąd już nie było dla nich ucieczki.






Tyle, że tutaj ową tonią była balia pełna wody, a podróżnikiem Ruchacz, którego ani myślała kusić. Właściwie, to w ogóle nie życzyła sobie tutaj jego towarzystwa. Nie teraz, gdy znów była przy nim naga.
Niezbyt też poprawiał sytuację jego nastrój. To nie tak, że się go bała, ale przecież nie miał żadnego powodu, by się na nią złościć i tak wparowywać bez zapowiedzi. Nie powiedziała nikomu o Pierworodnym, nie miała też jeszcze okazji, by cokolwiek ukraść. Czego więc ten łajdak chciał?!
Uniosła więc głowę, ale tylko na taką odrobinę, by móc się odezwać syknięciem pełnym wściekłości -Co Ty.. Co Ty wyprawiasz?

-Zabawne… bo o to samo ciebie chciałem spytać. Co ty wyrabiasz? Co to za plotki o nas rozpuszczasz i pomówienia?
- zapytał poirytowanym tonem czarownik nachylając się nad wanną. I przyglądał się jej przez swoje okulary jakby chciał ją przeszyć wzrokiem. Nie musiał tego czynić, wszak piana raczej nie była w stanie ukryć nagości kuglarki, a co gorsza ta sytuacja budziła coś… jakiś dreszczyk ekscytacji… wywołany wspomnieniami innych chwil nagości i powiązanych z nimi przyjemnych doznań. No i… zrobiło się tak jakoś gorąco w tej wannie.

-Plotki? -powtórzyła Eshte bez zrozumienia dla jego oskarżeń -Nie wiem o czym mówisz.
Nie podobała jej się ta jego bliskość, to spojrzenie zza szkiełek oraz ta przedziwna reakcja, jaką w niej wywoływał. To nie dreszczyk powinna teraz czuć, nie jakieś podekscytowanie tą sytuacją, a złość. Złość! Straszliwy gniew, oburzenie, wściekłość, chęć mordu! Wspólnie te emocje powinny już zagotować wodę wokół kąpiącej się elfki.

Ale nic takiego się nie działo. Ona zaś w celu zwiększenia dystansu pomiędzy nimi, zaczęła się powoli przesuwać ku przeciwległej stronie balii. Robiła to bardzo ostrożnie, by przypadkiem nie stracić tej bariery piany, który stanowiła jedyną osłonę jej nagości przed wścibskim spojrzeniem Ruchacza. I najwyraźniej to oddalenie się od niego dodało kuglarce pewności siebie, bowiem dotykając plecami drewnianej ściany, prychnęła w niedowierzaniu - Zamek pełen znudzonych życiem arystokratek, a Ty mnie podejrzewasz o rozpuszczanie plotek? Naprawdę?

-Co się tak cofasz moja duszko? Skąd ta nieśmiałość? Przecież żona nie ukrywa swej nagości przed mężem nieprawdaż?
- sarknął ironicznie czarownik poprawiając okulary na nosie.- Bo przecież to rozpowiadasz prawda? Wraz z lubieżnymi szczegółami, jakośmy to się namiętnie pobierali w druidzkim rytuale. Wyuzdane miewasz usteczka kochana żonko.

Wcale tak dokładnie nie opowiadała! Ot wspomniała coś Paniuni, a ona to pewnie rozniosła dodając kolorków jej wypowiedzi. Ona, albo te trzy milczące przydupasy przysłuchujące się ich rozmowie.
Zaś Tancrist splótł ramiona razem dodając gniewnie.- Co ci strzeliło do łba, żeby takie historyjki opowiadać, co? Najpierw to dostajesz ataku paniki za każdym niemal razem gdy cię dotknę poniżej szyi … pomijając oczywiście chwile, gdy natrętnie domagasz się pieszczot. A teraz rozpowiadasz tu i tam że jesteśmy małżeństwem!

-Ah, to
-mruknęła elfka, nagle sobie przypominając o tamtej rozkosznej rozmowie z Paniunią. I to ją rozluźniło, bowiem przez moment naprawdę zaczynała podejrzewać, że całkiem nieświadomie zrobiła coś złego i wartego tego całego wtargnięcia czarownika.

Oparła się wygodniej plecami o balię i w przypływie odwagi uniosła się nieco w wodzie, co zaowocowało śmiałym pokazaniem.. nagiego obojczyka. Ruchacz nie miał co liczyć na więcej. Leniwie podrapała palcem w spiczastym uchu.
-To nie na mnie powinieneś się gniewać, tylko na tamtą głupią krzykaczkę. Niczego bym nie mówiła, gdyby ona nie zaczęła mnie wyzywać od krów, patyków, gówien, płaskiej dupy, elfiego dzikusa z lasu.. -wykrzywiła brzydko usteczka, w których zmęłła resztę wyzwisk, także tych dodanych własnoręcznie do zbioru Paniuni. Potem wzruszyła ramionami -Dostała tylko to, na co sobie sama zasłużyła. Chociaż szkoda, że tak szybko uciekła. Chwila moment i ze złości wybuchłaby jej głowa.

- To nie ona powiedziała że jesteśmy małżeństwem tylko ty…
- burknął czarownik zerkając na to co niewyraźne… ale dość widoczne pod wodą.
- Mam wyegzekwować swoje małżeńskie prawa? Dopełnić pakt z kamiennego kręgu.- pogroził, a z ust elfki prawie się wyrwało - “Tak. Odważ się wreszcie
Prawie, bo po -Tak…- Eshte ugryzła się w język.
-Tak... co?- zapytał Ruchacz zaskoczony jej wypowiedzią.

Zamknij się!” - warknęła w myślach elfka do owej Pani Ognia, która miała czelność wypowiadać się jej ustami. W przypadku Paniuni było to całkiem zabawne, ale przy Ruchaczu musiała panować nad tym lubieżnym duchem podarowanym jej przez chędożonego Dzikuna.

Splotła ręce na piersiach ukrytych pod wodą, aby swą złością odwrócić uwagę od tego nieoczekiwanego pojawienia się Pani Ognia.
-Taaaaaak, ja to powiedziałam. I powiem jeszcze raz, jeśli znowu będę musiała zamknąć te jej wulgarne usteczka - syknęła wściekle i spojrzenie odwróciła od mężczyzny, w którego zachowaniu zwyczajowo dopatrywała się niesprawiedliwości wobec spiczastouchów. Parszywi ludzie - Gdybym to ja ją zwyzywała, to już szykowano by mi miejsce na stosie koło tego waszego czarownika. Ale nieeeeeeeee, to moja wina, że ona mnie zaczepiła. Przecież Paniunia ma bogatego tatusia, więc wszystko jej wolno!

-Wiesz, że teraz będziesz musiała to wszystko wyjaśnić jej bogatemu tatusiowi i samej Henriettcie. W innym przypadku…
- Tancrist splótł ramiona razem dodając stanowczo. - W innym przypadku możliwe, że będziemy musieli żyć jak małżeństwo. W jednym pokoju, w jednym łóżku. Przynajmniej dopóki nie usuniemy tego tatuażu z twej szyi.

Coś działo się z ciałem elfki, coś co nie powinno. Coś co wywoływała obecność czarownika i obecność Pani Ognia. Te przyjemne mrowienie między udami, ten rumieniec na twarzy, przyspieszony oddech.
Łatwo kuglarce było czuć odrazę do Thaaaneeekryyysta, gdy ten był daleko. Gdy czaił się poza zasięgiem jej wzroku. Gorzej, gdy był na wyciągnięcie ręki, gdy czuła zapach jego pachnideł kojarzący się jej z przyjemnością i bezpieczeństwem.

Nieświadomy jej reakcji czarownik przysiadł na brzegu balii i gadał dalej.- No i dochodzimy do głównego tematu. Twój mały tatuażyk. Usunięcie go zajmie nawet kilka dni. Więc musimy pomyśleć o jakimś spokojnym cichym miejscu, gdzie moglibyśmy przebywać razem przez kilka godzin. Moje mieszkanie obecnie.. nie wchodzi w rachubę. Dzięki tobie i pyskówce z Henriettą

Gadał i gadał… a powinien działać. Kuglarkę kusiło, by wciągnąć go wanny i zatkać jego usta, choćby własnymi przyciśniętymi do jego. Co gorsza Esthe nie wiedziała, czy to były jej myśli. Czy też należały do Pani Ognia.
 

Ostatnio edytowane przez Tyaestyra : 04-02-2018 o 02:45.
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 04-02-2018, 02:44   #89
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Nie.. nie mogły należeć do niej. Tylko obrzydliwy twór Dzikuna mógł odczuwać pożądanie wobec mężczyzny, dla którego ważniejsze było „co ludzie powiedzą” niż obrona dobrego imienia niewinnej, tłamszonej elfki. Nie to, żeby samą Eshte pociągały jakieś rycerzyki w lśniących zbrojach, ale jak już miałaby kogoś wpuścić do swego życia, to niech przynajmniej ten ktoś równie mocno pogardza szlachciurkami co ona.
Mimo to Pani Ognia trochę jej w tym momencie pomogła, bowiem przynajmniej nie musiała słuchać tej całej paplaniny Ruchacza. Blah blah blah, coś tam znowu o tym, że to wszystko jej wina, straszne rzeczy. Nie mogła się na tym skupić. I bardzo dobrze.

-Nie muszę niczego wyjaśniać - syknęła, po czym odwróciła się do niego plecami. Nie tylko aby ukryć przed nim swe rozkojarzenie, ale również by przestać kusić Panią Ognia jego widokiem. Ręce oparła o krawędź balii, a na nich wsparła jeden z policzków swej przechylonej główki - Dobrze w takim razie, że dzisiaj się wynoszę z tego Twojego zamku. Jeśli zajdzie taka potrzeba, to będziesz mógł robić te swoje czary mary z tatuażem w moim wozie. Chyba, że z miasta też jeszcze dzisiaj wyjadę.

-I co… zabierzesz mnie ze sobą. Jak jakąś pamiątkę z jarmarku?
- zapytał ironicznie Ruchacz, a na usta elfki cisnęło się “tak”. Ale na szczęście zdusiła te słowo w sobie. Usłyszała głośne westchnienie zakończone ironicznie wypowiedzianymi słowami.- Umiesz komplikować mi życie. Dobrze, że chociaż dajesz na co popatrzeć. Na przykład na swój kuperek.

Jego słowa sprawiły, że w końcu wewnętrzne emocje Wspaniałej Wędrownej Artystki znalazły ujście na zewnątrz. Złość, zawstydzenie, zaskoczenie - wszystko to razem i jeszcze wiele więcej, przywołało czerwień obejmującą jej twarzyczkę oraz długaśne uszy. Oczywiście, te rumieńce mogłaby spokojnie zrzucić na gorącą wodę swej kąpieli, jednak w tym momencie przestała już myśleć trzeźwo.
Zerwała się jak poparzona i z powrotem odwróciła ku Ruchaczowi, co wcale nie polepszyło jej sytuacji. Nadal była naga, a on nadal patrzył. Zamachnęła się więc ręką, aby posłać ku łajdakowi falę wody i piany.
-Kto Ci pozwolił patrzeć?! -warknęła znów gniewnie.

- Myślisz… że tylko ty potrafisz machać łapkami?- odparł gniewnie czarownik i sam zanurzył dłonie w wodzie, by ochlapać kąpiącą się elfkę.- A kto tobie pozwolił mieszać w moich interesach i życiu jakbyś była moją narzeczoną. Zazdrosną narzeczoną w dodatku!
I wraz z tymi słowami woda chlusnęła na twarz Eshte.

Kuglarka wypluła z usteczek wodę, wyjątkowo paskudną w smaku, bo wymieszaną ze wszystkimi możliwymi płynami i olejkami jakie tylko wcześniej znalazła w komnacie. Następnie odgarnęła z twarzy poprzyklejane do niej kosmyki włosów.
-Zapewne ta sama osoba, która Tobie pozwoliła mnie zaciągać na jakieś leśne polany i macać wbrew mojej woli! -odpowiedziała mu w podobnym tonie, a bycie przez niego ochlapaną bynajmniej nie zdołało ugasić furii gotującej się w tym drobnym ciałku elfki. Wręcz tym gestem wywołał.. wojnę -I nie schlebiaj sobie! Ty możesz jedynie pomarzyć o takiej narzeczonej jak ja! Te plotki o małżeństwie są obrazą tylko dla mnie!

Dłońmi pełnymi wody wykonała zamaszysty ruch, by chlusnąć nią prosto w twarz nachylającego się czarownika. Miała zamiar wygrać tę morską bitwę!

-O ile pamiętam to ty byłaś tą osobą! To ty szalałaś w kręgu menhirów i to ty chichotałaś figlarnie pod drzewami! I to ty podawałaś się za moją narzeczoną. A nie na odwrót. - Tancrist również wściekły i mokry zarazem ustąpić nie zamierzał i uderzał dłońmi o powierzchnię wody rozchlapując ją także na elfkę. Oboje nie zauważyli, że poziom wody zaczął opadać, a podłoga robiła się mokra.

Kuglarka prychała wodą, fukała i parskała pomiędzy kolejnymi chluśnięciami. Gdyby tylko furia nie przesłaniała jej całego zdrowego rozsądku, gdyby widziała coś więcej niż tylko czarownika jako cel swych ataków, to dostrzegłaby swą coraz bardziej widoczną nagość. A to wywołałoby w niej jeszcze większą panikę i pewnie wściekłość także. Nie istniało bezpieczne rozwiązanie tej sytuacji.

- Dobrze wiedziałeś, że nie byłam sobą! A Ty bezczelnie to wykorzystałeś! Dlaczego?! -to całe chlapanie wodą przestało być dla niej wystarczające. Wszak poszukiwała zemsty, którą Thaaneeekryyyyst zapamięta na długo. Dlatego znów obudziła się w niej ta morska kreatura topiąca wędrowców. Z błyskiem w oczach skoczyła ku mężczyźnie, dłońmi kurczowo wczepiając się w jego zadbane ubranko i silnie próbując wciągnąć go do balii.
-Bo! Chciałeś! Mnie! Pomacać! - każdemu jej głośno wypowiadanemu słowu towarzyszyło kolejne szarpnięcie w dół.

I udało się to jej. Może przez jej gniew, może przez fakt że czarownik nie spodziewał się takiego obrotu sytuacji. Może też i dlatego przy chlapaniu kuglarki nachylił się za bardzo. Szarpnęła go w dół i Tancrist z głośnym pluskiem wpadł do balii. Wpadł prosto na rozwścieczoną elfkę, przykrywając ją swym ciałem.

- Mam dziwne wrażenie, że jest na odwrót. - odparł zdezorientowany czarownik leżąc na goluśkiej Eshte. - Skoro ja chcę… cię pomacać, to czemu ty... mnie trzymasz?
Byli oboje w wodzie, a on całkiem blisko niej. I ku jej niespodziewanej satysfakcji… równie zarumieniony na twarzy jak ona sama.

Elfka.. jęknęła. Oh, nie, nie z jakiejś rozkoszy czy przyjemności jaką miałaby obudzić w niej bliskość Ruchacza. Powodem tego odgłosu był impet, z jakim na nią wpadł w kąpielowej balii. Nie był przecież jakimś chucherkiem, sama już.. zbyt często miała okazję do oglądania sobie jego twardych mięśni. A teraz poczuła je boleśnie uderzające o swoje ciało.

-Przestań ciągle zrzucać na mnie całą winę! Weź żesz trochę odpowiedzialności za własne zachcianki! -oddychała szybko z wysiłku i wściekłości, a przez to jej piersi unosiły się w tym niespokojnym tempie. Nagle stała się bardziej świadoma ich istnienia, szczególnie że ocierała się nimi o czarownika. Pani Ognia byłaby wniebowzięta i już oplatałaby rękami mężczyznę, przyciągając go mocno do siebie. Ale nie Eshte, o nie.
Ona dłońmi zagarnęła gęstą pianę unoszącą się na wodzie wokół nich.
-Jesteś.. za... blisko! -wycedziła przez zaciśnięte zęby, po czym całą trzymaną pianę wcisnęła w jego twarz. Tym sposobem Thaaneeekryyyst dorobił się białej brody, białych włosów, policzków, nosa. Nawet z jego okularów powoli spływał biały puch.

-Za moje zachcianki?! Za bardzo sobie pochlebiasz. Nie moją zachcianką było wylądowanie z tobą w balii! Nie moją zachcianką były figle, gdy dookoła toczyła się bitwa! - rozwścieczony i mokry Ruchacz odsunął się od elfki, by przetrzeć szkła okularów. I by ględzić znowu.

Czemuż on tyle gada? W Eshte pojawiła się chęć by zamknąć jakoś jego usta. Problem w tym że to nie kuglarka wzięła się za jego rozwiązanie. Elfka bowiem chwyciła dłońmi za jego twarz i pocałowała. Było to przyjemne doświadczenie muskać jego wargi swoimi i rzeczywiście uciszyło mężczyznę.
Co prawda po pocałunku pojawiło się obrzydzenie do samej siebie i wściekłość na Panią Ognia, ale to był dopiero początek kłopotów.
- Co to miało być?! O to też mnie obwinisz, co? -burknął zaskoczony i speszony jej pocałunkiem czarownik.
Gdyby tylko było to możliwe, to elfka zaczęłaby już parować z całej tej wzbierającej w niej wściekłości.

-To jedyny sposób, żebyś w końcu się zamknął! -syknęła i cofnęła dłonie od jego twarzy tylko po to, by uderzeniem nimi w tors odsunąć Ruchacza od siebie. Sama próbowała się wcisnąć w ściankę balii, jednocześnie starając się zakryć przed nim swą nagość. A zakryć chciała wiele - i piersi, i łono, i część ciała pokrytą paskudnymi bliznami. A ręce przecież miała tylko dwie.
-Moje zachcianki też są Twoją winą, bo zabrałeś mnie do tego przeklętego kręgu! -spoglądała na niego z ogniem szalejącym w jej spojrzeniu. Kiedy oczy te należały do Eshte, to przepełnione były złością i obrzydzeniem. Kiedy zaś Pani Ognia spoglądała nimi na mężczyznę, to owe płomienie były oznaką dzikiej żądzy -A jakie Ty masz wytłumaczenie dla lepienia się do mnie, co? Przecież do niczego Cię nie zmuszałam!

- Oczywiście że nie zmuszałaś.
- burknął czarownik wstając i ociekając wodą. - Na przykład. Nie zmuszałaś mnie bym wlazł do balii. Tylko mnie do niej wciągnęłaś. I nie zwalaj wszystkiego na tą drugą.
Wstał i wyszedł z balii.- Gdy budzi się w tobie ta druga, to… nie wiadomo, co jej wpadnie do głowy. Co zrobi i z kim. Więc staram się wtedy skupić twoją uwagę na sobie i w ten sposób zapanować nad sytuacją.

Tak jak teraz… bo zaczął zdejmować z siebie nasiąknięte wodą szaty i odsłaniać pokryty tatuażami tors i plecy. Oczy kuglarki mimowolnie wędrowały po owym liniach na ciele Thaaneekrysta, a na twarzy kuglarki pojawił się wesolutki uśmieszek nie pasujący do jej oburzenia. Ani chybi wpływ Pani Ognia. Bo przecież Eshte nie spodobałby się ten pokaz muskulatury Ruchacza (zwykle ukrytej pod workowatymi ubraniami) , prawda? I artystka nie miałaby ochoty �-zobaczyć więcej (choć należało się jej to, wszak on teraz sobie wszystko obejrzał!), prawda? Dobrze więc że Czaruś stał do niej odwrócony plecami.
A gdyby tak sobie go.. podotykać?
Skorzystać z okazji, że nie zwraca teraz na nią uwagę, podkraść się do niego i palcami przesunąć po tych szerokich plecach? Wstać, przytulić się mocno do niego od tyłu, by wyraźnie poczuł jej piersi przyciskające się do swej skóry pokrytej błękitnymi tatuażami? Mogłaby go objąć, aby dłońmi sięgnąć do umięśnionego torsu, a ustami szeptać słodkie nieprzyzwoitości prosto do jego ucha. Nie byłby w stanie się jej oprzeć. Nie mógłby, wszak był jej niewolnikiem. Żył po to, aby sprawiać jej przyjemność. Na każdy, choćby najbardziej wyuzdany sposób, jaki tylko potrafiła sobie wyobrazić..

-Przestań! -ryknęła nagle Eshte po kilku chwilach milczenia. Ruchacz pewno mógłby pomyśleć, że to na niego się wydarła, gdyż znowu gadał bez końca. Jednak prawdą było, że teraz jej wściekłość przede wszystkim była skierowana na Panią Ognia, która zalewała jej myśli potokiem swych przebrzydłych pragnień.

Wczepiła się palcami we własne mokre, poplątane włosy, po czym zaczęła potrząsać mocno głową, jak gdyby w chęci wyrzucenia z niej tych lubieżności. Miała wrażenie, że zaraz wybuchnie od tej walki o dominację pomiędzy Panią Ognia, a.. a samą sobą.

-Wyłaź z mojej głowy! - z tym okrzykiem zrobiła to, co wydawało się w tym momencie najbardziej właściwe. Skuliła się w balii, aby móc zanurzyć głowę w wodzie pozostałej jeszcze po niedawnej bitwie morskiej. Nie, nie myślała teraz logicznie. W desperacji poszukiwała jakiegokolwiek sposobu na pozbycie się tego przekleństwa, nawet jeśli oznaczało to podtopienie Pani Ognia.
Ta się jednak nie odzywała w ogóle, nie było między kuglarką i nią dialogu.

A po chwili elfka poczuła jak silne ręce wyciągają ją z kąpieli i tulą zaborczo do siebie. Oczywiście wiedziała czyje to ręce, ale czy miała ochotę z walczyć z czarownikiem przyciskającym ją do swego torsu i… cicho, choć fałszywie, nucącym jej do ucha jakąś kołysankę jakby była małą dziewczynką? Oczywiście, że nie była nią, ale… przyjemnie było być otoczonym opieką. Przyjemnie było czuć się bezpieczną, jeśli nie od samej Pani Ognia, to przynajmniej od reszty zagrożeń świata.

Pierwsze co zrobiła Eshte po uświadomieniu sobie, że znajduje się w ramionach Ruchacza zamiast dalej w kąpieli, to.. wyplucie resztek wody, jakie zdążyły jej się zebrać w usteczkach. Oczywiście, całkiem przypadkiem wszystko to poleciało na mężczyznę, który znów przekraczał tolerowaną przez nią granicę bliskości.

Drugim co zrobiła Eshte, było uniesienie słabej ręki, żeby dłonią zasłonić usta fałszującego, niedoszłego barda. Była wszak artystką, a zatem osóbką wrażliwą na każdy przejaw sztuki.. nie była jednak przygotowana na Thaneeekryyysta nucącego kołysankę.
-Dość.. -jęknęła cierpiętniczo. Czy naprawdę warto było zamieniać podszeptującą Panią Ognia na opiekuńczego czarownika? Nie była pewna. Z pewnością jednak odczuła pewną ulgę, że obecne myśli należały tylko do niej. I był tak abstrakcyjne, wielbiące własny talent i niechętne Ruchaczowi, jak tylko ona lubiła.
-Albo mnie macasz.. albo widzisz we.. mnie dziecko.. -wykrzywiła wargi w grymasie, który mógł być nawet parszywym uśmiechem -Zdecyduj się.

-Mogę cię pomacać jeśli sprawi ci ulgę, albo radość.
- uśmiechnął się kwaśno czarownik tylko mocniej tuląc elfkę do siebie. - Problem z tym, że o ile ty wolisz żebym widział w tobie małą dziewczynkę, to ta druga chce być widziana kobietą. Piękną kobietą, którą przecież jesteś.

Elfka w zaskoczeniu nadęła policzki, tak samo czerwone jak reszta jej twarzy i spiczaste uszy.
-Eee.. noo... -wydukała, zupełnie wytrącona z równowagi jego słowami. O wiele lepiej sobie radziła, kiedy na siebie krzyczeli, warczeli i próbowali się wzajemnie potopić. Nie wiedziała zaś jak się zachować w przypadku takiego.. uh.. komplementu! Podziw dla swego talentu potrafiła przyjmować, ale zachwytu nad swą urodą najczęściej słyszała z ust śmierdzących przepitymi trunkami. Łatwo wtedy było takiego delikwenta kopnąć w tyłek.

Znów stała się nadmiernie świadoma swej nagości. Tego, że jest cała mięciutka i gładziutka od wszystkich olejków, że krople wody leniwie wpływają po krzywiznach jej ciałka. A na domiar złego.. on ją dotykał. Wprawdzie nie korzystał z okazji, żeby chociaż zmacać ją po cyckach, ale dla niej już wystarczającym powodem do paniki było ciepło jego ciała tuż przy swoim. I czy.. czy ona czuła bicie jego serca?! Co za okropność!
Eshte rozpoczęła próbę odsunięcia się od niego, co okazało się być dość niezdarnym pokazem. Starała się bowiem od niego odsunąć, ale bez zbędnego dotykania jego nagiego torsu.

-No oczywiście, że Toooooobie podoba się to moje przekleństwo z kręgu. Może właśnie dlatego mnie tam zabrałeś, hę? Bym stała się chętniejsza, co? -zapytała z goryczą, jego wcześniejszy komplement ograniczając do kolejnej jego chęci pomacania sobie kuglarki. Bo jakiż miałby inny powód, aby mówić jej takie rzeczy?

-Nie… potrzebowałem ziół do eliksiru, a te z kręgów druidzkich są pełne mocy. No i uznałem, że przyda ci się wytchnienie od zamku. Skąd miałem wiedzieć, że… krąg jest niestabilny, a ty podatna? Gdyby mi naprawdę chodziło tylko o zmacanie… to bym się nie hamował, ani w kręgu ani poza nim. Mimo, że pokusa była duża.- speszył się pod jej oskarżeniami Ruchacz trzymając ją stanowczo mimo jej wiercenia się.

Z przerażeniem Eshte poczuła, jak z jej mokrych kosmyków włosów poprzyklejanych do szyi i ramion, powoli spływają niesforne kropelki. Szczególnie niektóre z nich były bezczelne w tworzeniu wilgotnych ścieżek po skórze elfki i zapuszczały się wprost na krągłości jej piersi. W innej sytuacji nie zwróciłaby na nie uwagi. Teraz jednak, będąc nagą tuż przy Ruchaczu, taka drobnostka wydawała jej się niezwykle wyuzdana.

-Noooo.. a co teraz robisz? -objęła się ręką, próbując jak najbardziej zasłonić swój biust, a dłonią przesłaniając przynajmniej fragment swej drugiej ręki pokrytej bliznami -Próbujesz znowu obudzić tamtą? Twoją.. -raz jeszcze wykrzywiła wargi, bardziej w paskudnym grymasie niż uśmiechu -Twoją Panią? Nie jest łatwo wygonić to obrzydlistwo z mojej głowy..
To brzmiało zupełnie absurdalnie, ale czyżby.. czyżby była trochę zazdrosna? Czy było możliwe takie uczucie wobec, tak naprawdę, siebie samej?!

-Wolałbym jej nie obudzić… szczerze powiedziawszy. Dotąd udawało mi się zachować w miarę rycersko wobec ciebie. - mruknął Ruchacz zerkając na biust elfki. - Ale jeśli ciągle będziesz… będzie ona testowała mą wstrzemięźliwość, to w końcu pęknę. Ileż można ignorować taką pokusę?

-Powinieneś brać przykład z tego rycerzyka, któremu Arissa utwardza kopie
- odparła Eshte jakoś nie biorąc pod uwagę tego, że ktoś mógłby mocno nieopacznie zrozumieć jej słowa. Ale to przecież nie tak, że fałszywa kapłanka miałaby coś przeciwko takim plotkom na swój temat. Może nawet dorobiłaby się kolejnych.. ekhm, klientów - Ona ciągle go kusi, biust podtyka pod nos, całkiem przypadkiem pokazuje mu się naga, a ten nic, pozostaje niewzruszony. Prawdziwy rycerzyk.

Pod jego spojrzeniem rumieniec elfki sięgnął także i jej dekoltu. Zaś ona sama odwróciła główkę od tego łajdaka, ponownie w gniewie nadęła policzki, a krzyżując ręce spróbowała lepiej się przed nim osłonić -A Ty mnie już możesz puścić, wiesz? I walnę Cię, jeśli nie przestaniesz mi się gapić na cycki.

-Obawiam się, że ty jednak jesteś pewnie albo ładniejsza od tej Arissy, albo bardziej zmysłowa bo nie potrafię być niewzruszony jak ów rycerz. No i pokaż… nie cycki, a te twoje blizny. Skoro już jesteś goła, to mogę im się przyjrzeć.
- odparł wyraźnie rozbawiony czarownik nie mający specjalnie ochoty uwalniać się od ciężaru elfki.

Zaskoczył ją. Może nie tak bardzo, jak swoim wtargnięciem i całkowitym zniszczeniem jej kąpieli, ale i tak ostatnie czego po nim się spodziewała, to chęci oglądania tych jej paskudnych blizn. Nie wiedziała co nim kierowała. Czy zwykła ciekawość, czy potrzeba wytknięcia jej tej niedoskonałości, czy może jakaś przedziwna opiekuńczość? Nie.. musiał mieć inny powód. Nagle stał on się bardzo jasny dla Eshte.

-Często się podajesz za medyka, żeby sobie pooglądać nagie kobiety? -zapytała złośliwie i rękę ku niemu wyciągnęła. Wprawdzie nie walnęła go piąstką, lecz dłoń silnie przycisnęła do policzka czarownika, aby dzięki temu zmusić go do odwrócenia głowy.

-Często… ale w tym przypadku nie muszę. Bo już jesteś golutka. - odparł ironicznie Tancrist i mocniej przytulił do siebie kuglarkę, rujnując budowany przez nią dystans między ich ciałami. - Może byłbym jednak w stanie pomóc na twe blizny. Też dzięki ziołom zebranym w kręgu menhirów. Dzikun to esencja życia, to przez co przepływa jego moc nabiera witalności.

-Oh, taaaaaaak
-parsknęła Eshte szyderczo słysząc jego jakże kuszącą propozycję -Bo ten cały Dzikun już tak bardzo mi pomógł, że na pewno mam wielką ochoooootę skorzystać z jakichś jego ziółek. Może po nich już całkiem stracą panowanie nad sobą?

Trzymana w ramionach przemieniała się w kotkę. Napinała mięśnie, zaczynała się wiercić w próbach wyślizgnięcia się z uścisku, a gdyby miała ogon, to z pewnością teraz biłaby nim wściekle w powietrzu. Czy inne kobiety naprawdę lubiły taką bliskość? Kuglarka nigdy nie miała kobiecego wzorca, dzięki któremu mogłaby się nauczyć odpowiedniego zachowania wśród mężczyzn. Dlatego była taka dzika, dlatego ratowała się ucieczką przed cudzym dotykiem.

-I nie każdy może mieć takie fikuśne, świecące tatuaże. Tym z nas, którzy nie urodzili się w bogatej rodzince, muszą wystarczyć brzydkie blizny -z satysfakcją wyciągnęła rękę poprzecinaną bliznami i pomachała nią tuż przed szkiełkami Thaaneeekryyyysta. Czasem taki pokaz pomagał przegonić nadgorliwców, chociaż głównie.. dzieciaki -Odrzucają Cię, co? Nie możesz na nie patrzeć?

-Wierz mi. Te fikuśne tatuaże kosztowały mnie wiele bólu, więcej niż te poparzenia.
-odparł czarownik skupiając się na bliznach Eshte. - Wyglądają na stare, co utrudnia sprawę. Świeże wystarczyłoby właściwie wygoić. Ale i na te może znaleźć się jakaś maść. Pytanie tylko jak bardzo uszkodzone jest ciało pod bliznami?

Nachylił się i pociągnął po poparzonej skórze czubkiem języka.
- Co czujesz?- zapytał, a ona czuła… dreszczyk, rozkoszny i rozchodzący się po całym ciele. Przypominający ten który Pani Ognia (a wraz z nią kuglarka) czuła wśród menhirów, choć wtedy język Ruchacza poczynał sobie śmielej. I w bardziej intymnych rejonach ciała. Doznanie obecne nie było tak silne, ale równie przyjemne i budziło rumieniec na policzkach elfki.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 04-02-2018, 03:12   #90
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Wcale nie spodobała jej się ta chwila słabości, a raczej.. nie spodobała jej się własna, całkiem bezwiedna reakcja. Powinna przecież odczuwać obrzydzenie pod dotykiem jego parszywego języka, nie przyjemność i podekscytowanie! Musiała być jakaś jego tajemna magia, to jedyne rozsądne wytłumaczenie jakie przychodziło elfce do roztrzepanej głowy.

Szczęśliwie to nie Pani Ognia miała teraz panowanie nad jej ciałem i myślami, więc Eshte zareagowała w jedyny znany sobie sposób. W jednej chwili nachmurzyła się cała, a w drugiej odwinęła mu się łokciem w szczękę.
-Co Ty robisz?! -warknęła, nie potrafiąc się skupić na jego pytaniu. Jeśli wszyscy medycy tak postępowali, to bardzo dobrze, że kuglarka radziła sobie bez nich w swych podróżach. Obrzydliwi zboczeńcy.

- I bądź tu dobry. - burknął czarownik z obolałą szczęko. - Wszędzie niewdzięczność.
Po czym dodał po chwili poważniejszym tonem. - A więc boli jak dotykam?

Kuglarka nie rzuciła się na niego z przeprosinami, czy aby obcałować bolące miejsce. Nawet się nie skruszyła specjalnie swoją reakcją. Sam sobie zasłużył, nie trzeba było jej lizać.
-Nie. Boli tylko przy dużym wysiłku, choćby kiedy trenuję. Wtedy mam wrażenie.. -spiczaste uszka Eshte trochę opadły, w jedynym smętnym wyrazie na jaki sobie pozwoliła pod wpływem strasznych wspomnień. Bądź co bądź życie zdążyło ją już mocno zahartować -.. jak gdyby z każdym ruchem rozszarpywały się te rany i raz za razem znów płonęły żywym ogniem. Zwykle laudanum pomaga w.. zapomnieniu o bólu.
Zamiast paść ofiarą ponurych rozmyślań i smutku, elfka wolała poddać się swej złości na czarownika. Przymarszczyła więc srogo brwi, po czym syknęła -I mogłeś po prostu użyć palca, wiesz? Nie musisz wszędzie wtykać tego swojego języka.

- Mogłem… gdybym miał trzecią rękę, ale moje dwie obecne trzymają gołą elfkę, która się wierci tak mocno, że zaraz może grzmotnąć zadkiem o podłogę.
- przypomniał jej czarownik i zastanowił się. - To komplikuje sprawę, ale eliksiry mogłyby pomóc… trochę.

-Jestem całkiem pewna, że mam teraz na głowie większe problemy niż moje stare blizny. Choćby Pierworodnego i ten przeklęty podarek od Dzikuna. Nimi możesz się zająć -skwitowała elfka, która nie miała w zwyczaju wierzyć w jakieś cuda. A chociaż z pewnością ucieszyłaby się z gładkiej skóry i braku potrzeby zasłaniania tych oszpeconych fragmentów swojego ciała, ale póki co Pani Ognia i tamten piękny gównojad bardziej jej bruździli w życiu.
-Mógłbyś mnie też już puścić. Mam własne nogi -dla podkreślenia swych słów zamachała nimi w powietrzu -Widzisz?







- Masz bardzo zgrabne nóżki i bardzo ładne. - stwierdził Tancrist wcale jednak jej nie puszczając. Skinął głową dodając.- Pieczęcią się zajmę. Nie martw się tym. Krok po kroku rozplączę ten czar. Pani Ognia- westchnął.- ..tą jedynie mogę trzymać przy sobie i nie pozwolić jej na bardziej zwariowane pomysły, przyciągając jej uwagę i podsuwając zajęcie. Nie mam jednak żadnego pojęcia jak ci pomóc w jej przypadku.

-Oooooh, no to lepiej się dowiedz, co? Już wystarczająco dużo czasu zmarnowałam w tym Twoim mieście. Muszę wyruszyć w drogę, a ta cała Pani Ognia jest okropnym towarzystwem. Wolałabym podróżować sama niż razem z nią -Eshte również westchnęła, mając ku temu więcej powodów niż Czaruś. Ciężkie było życie sławnej artystki, kiedy wszyscy chcieli zdobyć ją dla siebie, choćby na chwilę. I Pierworodny doceniał jej talent, i Dzikun, i Ruchacz także -A i Ty co dopiero krzyczałeś, jak to psuję Twoje interesy i romansik z Paniunią. Dlatego tym lepiej dla Ciebie, bym jak najszybciej stąd odeszła, co nie?

Ah, tak. Ten romansik. Kuglarka nie była jakąś znawczynią uczuć międzyludzkich ( bo i skąd miałaby o nich cokolwiek wiedzieć ), ale nawet ona nie widziała tu jakiejś wielkiej, obustronnej miłości. Co najwyżej złą uczennicę zafascynowaną swym nauczycielem. W końcu gdyby było inaczej i on rzeczywiście miałby do niej jakąś słabość, to nie spędzałby tyle czasu z inną kobietą. A już na pewno nie trzymałby jej nagiej w swych ramionach. Biedna lalunia, gorsza od elfiego patyka.

- Z pewnością moje życie byłoby mniej problematyczne bez ciebie. - zgodził się z nią Tancrist.- Niemniej usunięcie tego magicznego tatuażu wymaga czasu i cierpliwości. Więc musimy jakoś ze sobą wytrzymać. A ty… jeśli nie chcesz, bym zaczął zachowywać się jak twój mąż i żądać wiktu i opierunku i uprzyjemniania mi czasu wieczorami to… wyjaśnisz to nieporozumienie, prawda mój dziubasku? - zapytał pieszczotliwym tonem, choć z ironicznym uśmiechem.

Eshte przechyliła głowę i wargi wydęła, jak gdyby rzeczywiście głęboko rozmyślała nad jego słowami. Jakże mylne wrażenie.
-Nie -stwierdziła krótko i z upartością doświadczonej życiowo oślicy. Raz jeszcze z beztroską zamachała sobie nóżkami, wyraźnie nic sobie nie robiąc z gróźb czarownika -I nie wiem co się tak złościsz. Na pewno istnieją gorsze kandydatki na fałszywą narzeczoną niż uwielbiana na całym świecie artystka. Chyba, że.. -nowy grymas na jej twarzy nie miał nic wspólnego ze złością, a bardziej.. z obrzydzeniem -Chyba, że chcesz się dobrać laluni do majtek. Uh, naprawdę?

- Tyle że nie ty nie powiedziałaś, że jesteś moją narzeczoną… czy też potencjalną narzeczoną. Ty powiedziałaś, że jestem twoim mężem. - czarownik mocniej objął golutką elfkę przyciągając do siebie. - I teraz wszyscy będą się spodziewali, że zachowam się wobec ciebie jak mąż. Na przykład tak…

I przycisnąwszy do siebie kuglarkę, pocałował ją zachłannie i żarliwie sprawiając nim iż serce Eshte zaczęło walić jak młot, a świat artystki zawirował. Pocałunek był długi i namiętny, przypominający tą karę za próbę uduszenia ciastem. I wywołał ten sam efekt odurzenia… ani chybi magia.

- Rozumiesz o co mi chodzi dziubasku, czy mam kontynuować wyjaśnianie dlaczego podawanie się za moją żonę nie jest z twej strony dobrym pomysłem? - zapytał cicho Ruchacz trzymając w ramionach zdezorientowaną tym nagłym pocałunkiem Eshte .

Coś.. coś się działo z elfką.
Tak przecież prosta i zawsze bezpośrednia, teraz doświadczała straszliwego konfliktu swych myśli, pragnień i uczuć. Nie wiedziała już, czy chce trzasnąć tego łajdaka swoją piąstką, czy.. czy jeszcze raz go pocałować. Zatonąć w przyjemności ust Thaaneeekryyysta, pozwolić mu się dotykać. Zaspokoić nareszcie swą ciekawość i podekscytowanie. Kusiło, aby echo rozkosznych wspomnień z kręgu uczynić raz jeszcze intensywną rzeczywistością. Tutaj, w łaźni, w balii. I znów ta drażniąca niepewność - czyje to były wyuzdane fantazje? Jej, Eshte Tańczącej z Ogniem, czy intruza nazywającego siebie Panią Ognia?

Jej zwinne ciało stało się polem bitwy, w której o dominację walczyły ze sobą gniew i pożądanie. Krew gotowała się w żyłach, a wraz z nią skrzyła się płynąca w niej magiczna energia. Kilka z niesfornych kosmyków jej włosów zaczęło falować na podobieństwo płomieni, gdy opuściła głowę w daremnej próbie opanowania.. lub przynajmniej zrozumienia swych uczuć.
- Puść mnie - syknęła siląc się na spokój.

- Zgoda dziubasku. Chyba zrozumiałaś, że niedobrze jest jeśli uważają nas za małżeństwo. - odparł przesadnie czułym tonem Tancrist, choć z ironicznym uśmieszkiem na obliczu. I powoli postawił ją na ziemi.

Dostrzegając okazję, Eshte niczym dzikie zwierzątko wyszarpnęła się z ramion czarownika. Pochwyciła leżący nieopodal mięciutki ręcznik, po czym otuliła nim swoje wilgotne ciało, drżące jeszcze niekoniecznie tylko z chłodu.
Uciekając od tej przesadnej bliskości jego ciała, od zapachu tych wszystkich jego pachnideł łaskoczących ją w nos, elfka w końcu odnalazła równowagę swych emocji. Mniej więcej. Nadal czuła się, jakby w jej głowie szalała burza, ale przynajmniej pokusa nie była już na wyciągnięcie ręki. Mogła już nad sobą zapanować.

-Tak samo się do mnie lepiłeś, kiedy musiałam oficjalnie podawać się za Twoją kochanicę. Obojętne jaką bym rozpuściła plotkę, Ty i tak znalazłbyś powód do zmacania mnie -wraz z nabytym dystansem, kuglarce wróciła także pewność siebie oraz chęć do awanturowania się -I powtórzę się ostatni raz. Nie mam zamiaru niczego wyjaśniać. Należało się tej pyskatej paniusi, przestań ją chronić i być jej rycerzykiem.

- Po prostu przyznaj że jesteś o mnie zazdrosna.-
uderzył argumentem z innej strony czarownik splatając ramiona razem. - I jest różnica między kochanicą, a żoną. Tę pierwszą można po cichu oddalić. Zniknięcie tej drugiej jest już zauważalne.

-Nie jestem zazdrosna!
-parsknęła kuglarka trochę zbyt głośno, ale po prostu nie potrafiła zrozumieć skąd czarownikowi przyszedł taki bzdurny pomysł do głowy -A Ty możesz po prostu powiedzieć wszystkim, jak to podstępna elfka Cię upiła i wykorzystała, by potem podawać się za Twoją żonę. Dodaj jeszcze, że Cię okradłam i uciekłam. Każdy szlachciurek wtedy uwierzy.

W celu ukojenia swych nerwów, Eshte na boso zbliżyła się do pobliskiego stoliczka, na którym stała butelka z winem przyniesiona dużo wcześniej przez służkę.
-Nie przypominam sobie też, by któreś z nas było druidem. Zatem ich tradycje nas nie obowiązują, nie? -mruknęła, jednocześnie z niemałą satysfakcją obserwując lśniący, czerwony trunek przelewający się z butelki do kielicha.

- Nie wiem. To pytanie do kapłanów i teologów. Ja się na tym akurat nie znam. - zamyślił się czarownik i przyglądając zgrabnej postaci kuglarki.- To możliwe… tak, tak. Twój pomysł jest dobry. Łatwo uwierzyć że dałem się złapać na lep krągłego tyłeczka mojej nie do końca żonki. I uwierzyć w jej słodkie słówka. Bo kiedy jest milutka ta elfka, to jest jak skarb prawdziwy. Chce się ją zagarnąć całą dla siebie. Kiedy jest milutka… a rzadko kiedy bywa.- skwitował z ironicznym uśmiechem - Kiedy nie próbuje zabić ciastem, to by do balii na figle zaciągała.

Skarb prawdziwy.. krągłego tyłeczka.. milutka.. całą zagarnąć.. skarb.. milutka..” - kuglarka nie mogła się skupić na niczym innych, niż na tych słowach Ruchacza rozbrzmiewających echem w jej głowie. Tak bardzo zajmowały jej uwagę, że nawet nie zauważyła, kiedy wino zaczęło się przelewać z kieliszka, niczym.. niczym krew obicie sącząca się z rany. Albo, w przypadku Eshte, niczym opanowanie odpływająca z jej ciałka.
Dlatego starając się odzyskać to ostatnie, w milczeniu odstawiła butelkę po chwyciła za przepełniony kieliszek. Szkarłat polał się po jej dłoni, dodając jeszcze kilka chwil na obmyślenie odpowiedniej reakcji. Nieśpiesznie oblizała palce.

-Nie udawaj takiego niewiniątka, co to do wszystkiego jest zmuszane przez straszną elfkę. Należało Ci się - burknęła w końcu. Wolną ręką podtrzymywała ręcznik, który nie tylko otulał jej wilgotne ciało i chronił przed chłodem, ale przede wszystkim stanowił przeszkodę dla wścibskich oczu Thaaneeekryyysta - I mówiłam, że mogła Ci się trafić gorsza kandydatka na fałszywą żonę. Chociaż wolałabym, abyś zachwycał się moim talentem kuglarskim zamiast tyłkiem.

- Ależ zachwycam się wszystkim. I twoją urodą, i twoim tyłeczkiem i talentem i gracją. I potęgą też.- odparł z uśmiechem czarownik. - Potęgą uśpioną, bo brak ci odpowiednich umiejętności… by w pełni wykorzystać twój potencjał. Acz jak na samouka, to twoje osiągnięcia są imponujące.

-Ha! -elfka, jak to ona, zareagowała gwałtownie na jego słowa. Zwróciła się ku niemu triumfalnie, a kieliszkiem trzymanym w wyciągniętej ręce machnęła w jego kierunku. Nadmiar wina ( jeśli w ogóle coś takiego istniało ) wylądował na podłodze, tworząc malowniczy kleks na już i tak mokrych kafelkach. Eshte niezbyt się przejęła tym swoim przejawem niezgrabności, bo i po zerknięciu na czerwień u swych stóp jedynie wzruszyła ramionami.

-Widzisz? Nie musiałam chodzić do jakiejś waszej szlachciurskiej Szkoły Magii Dla Wymuskanych Paniczyków, aby panować nad ogniem i tkać iluzje lepsze od niejednego czarusia - mało elegancko, niczym jak z kufla, pociągnęła łapczywy łyk szkarłatnego trunku, po czym oblizując wargi dodała ze skromnością - Mam naturalny talent do magii.

- To prawda. I marnujesz go na jarmarczne sztuczki, które każdy wyszkolony mag potrafi zrobić nie posiadając połowy twojej mocy.
- Ruchacz wykonał kilka gestów dłonią i po chwili w jego dłoni zaczął się zbierać wprost z powietrza złoty pył tworzący.




Prawdziwy kwiat ze złota, lśniący kusząco blaskiem szlachetnego kruszcu.

- Widzisz co ja potrafię? I to nie jest iluzja.- stwierdził bez dumy w głosie czarownik. - A ty mogłabyś osiągnąć więcej, gdybyś się nie zachwycała sama sobą i na poważnie zabrała za opanowanie swej magii.
Oczka Eshte błysnęły nieskrywanym pożądaniem, ale nie miała zamiaru dać się skusić świecidełku. Nie, nie, nie! A przynajmniej.. dopóki złota róża trzymana była przez tego przebiegłego Ruchacza.

-Jestem artystką, a nie jakimś brodatym czarownikiem. Zamiast straszyć ognistymi kulami, czy tam piorunami strzelającymi z oczu, mam wzbudzać zachwyt i zdumienie, oczarowywać moją widownię. Mam..- westchnęła dramatycznie, tak jak na artystkę przystało -.. duszę wrażliwą na sztukę, nie na potęgę.
Osz.. ależ ckliwy bard się odezwał w elfce! Pewno musiała usłyszeć podobne słowa od jednego z tych mdłych poetów.

- Sztukę… powiadasz?
- pytał zamyślony czarownik machając złotą różą niczym kocimiętką przed pyszczkiem kocicy. - Ja bym raczej… powiedział że dusza twe wrażliwa bardziej na sztuki złota.

Kuglarka nadęła wargi. Następnie wykazała się nie-zwy-kłym opanowaniem, bowiem odwróciła spojrzenie od tego kusiciela. A nie było łatwo.
-Może tego nie wiesz, bo jak przystało na arystokratycznego paniczyka wychowałeś się w bogactwie spadającym z nieba, ale nie da się napełnić brzucha samym powietrzem. A z takiej różyczki byłyby.. -zamyśliła się, pośpiesznie w myślach przeliczając potencjalny zysk. Mogła mieć problemy z czytaniem i mogło jej brakować uroku damulek, ale pieniądze nie były jej obce. Wiedziała jak je wydawać. Zwykle -Ze dwa obiady, nowe koła do wozu i zostałoby jeszcze na materiały do uszycia nowych strojów.
To jej przypomniało o BARDZO ważnej kwestii, którą spotkanie z krzykliwą Paniunią zepchnęło gdzieś na bok. Bezczelna jedna -Tak właściwie, to miałeś mnie wpuścić do waszego skarbca tutaj, pamiętasz? Kiedy idziemy?

- Nigdy. Jeśli dobrze pamiętasz mieliśmy iść do skarbca podczas nocy, w którą to odwiedził nas twój szpiczastouchy wielbiciel.
- przypomniał Thaaanekryyst. - To była jedyna okazja w życiu. A ty ją… przespałaś.

-Ah.. prawda..
- coś niejasno świtało w elfiej główce, że czarownik rzeczywiście o tym wspominał.. ale czy można się dziwić, że nie poświęciła temu większej uwagi? Miał w zwyczaju dużo gadać, często na tematy zupełnie jej nie interesujące. To po prostu puszczała jego słowa w niepamięć.
- Niewdzięcznicy - burknęła, a następnie wlała w siebie resztę zawartości kieliszka, by trunkiem osłodzić sobie swe niezadowolenie. Puste już szkło odstawiła na stoliczek -Skoro tak, to w ramach wynagrodzenia za cały mój trud włożony w ratowanie waszego zameczku przed Pierworodnym, przyjmę bukiet takich złotych róż -z tymi słowami Eshte wyciągnęła rękę ku różyczce w dłoni czarownika. W innej sytuacji zachłannie wyciągnęłaby obie, niczym dziecko w kierunku wymarzonej zabawki, lecz jedną musiała przytrzymywać ręcznik chroniący jej ciało przed wścibskim spojrzeniem Ruchacza - Przecież jesteś potężnym panem magiem. Co to dla Ciebie wyczarować jakieś kwiatki, nie?
Prawie go skomplementowała. Prawie, bowiem wrażenie trochę psuł kwaśny uśmieszek na jej wargach.

- Problem z takim złotem moja droga… że choć wydaje się trwalsze od twych iluzji.- Tancrist podał złoty kwiatuszek kuglarce. - To cierpią na klątwę dotykającą wszelkich magicznych kreacji.
Kwiatek trzymany przez bardkę rozsypał się w złoty pyłek, który sam też gdzieś znikł - Istnieją tak długo jak mamy wolę i siły, by podtrzymywać ich istnienie.
No tak… mogła się spodziewać po Ruchaczu: kolejnych oszustw i kłamstw.

Kuglarka potarła o siebie koniuszkami palców, w których co dopiero trzymała upragnioną różyczkę. Upragnioną, bo złotą i cenną, nie ze względu na bycie kwiatuszkiem od czarownika. To byłoby obrzydlistwo. Teraz jednak rzeczywiście nie było po niej śladu. Ani pyłku, ani choćby kruszynki lśniącego złota.
Jakiż to był smutny widok dla elfki, aż spiczaste uszy jej oklapły.

-Nie zastanawiałeś się nad zmianą swego fachu? -zapytała kąśliwie i podniosła spojrzenie na Ruchacza -Z taką łatwością rujnujesz cudze nadzieje, że byłbyś niezgorszym oszustem. A jako szlachciurek już i tak masz wprawę w wypychaniu sobie kieszeni świecidełkami, co nie?

- Doprawdy? Nie wyglądasz na malutką…
- tu czarownik bezczelnie dźgnął palcem krągłą pierś kuglarki ponad ręcznikiem.- … dziewczynkę. Winnaś więc wiedzieć, że nie istnieje coś takiego jak łatwy zarobek. Nie ma czarowania złota, cudowna mikstura do przemiany ołowiu w złoto kosztuje więcej niż kruszec który jest w stanie złożyć. A “duchy” spełniające życzenia… żądają więcej niż te życzenia były warte.

Szczęka Eshte prawie opadła na podłogę w reakcji na tę bezczelność czarownika. Powinna była już się przyzwyczaić do tego, że on, jak to każdy inny arystokrata urodzony wysoko tyłkiem, ma w zwyczaju dotykać wszystkiego, jak gdyby każda rzecz i osoba należały do niego. Musiał być strasznie rozpuszczonym dzieckiem.

Machnęła ręką, aby odgonić od siebie jego dłoń, niczym wyjątkowo natrętną muchę.
-Tego palca to możesz sobie głęboko wsadzić, a nie mnie nim tykać! -warknęła rozdrażniona tą swobodą, z jaką Ruchacz sobie ją dotykał. Przecież była artystką, samodzielną osóbką, a nie jakąś jego zabaweczką czy kochanicą! Stanowczo skrzyżowała ręce na piersiach -A jeśli powiedziałeś już wszystko co chciałeś, to może zrobisz swoje czary mary i stąd znikniesz, co? Mam już dosyć Twoich gniewów, krzyków i macanek na resztę dnia - przymrużyła w krótkiej zadumie, po czym poprawiła się - Nie. Na resztę miesiąca.

- Pójdę… muszę odkręcić całe to kłamstewko z zaślubinami.
- odparł dumnie czarownik i ruszył do drzwi “grożąc”.- A jeśli mi się nie uda… to wieczorem będę się domagał spełnienia przez ciebie obowiązków małżeńskich. Możesz zacząć już teraz od wysuszenia szat, które przez ciebie zmoczyłem.

-Tak Ci śpieszno do tych wyjaśnień?
-syknęła elfka, jakoś niezbyt pocieszona jego odpowiedzią. Tak, wprawdzie się oddalał ku jej uciesze, ale nie zapomniał oczywiście jej urazić swymi słowami. Bo i czy naprawdę musiał się zachowywać, jak gdyby nie potrafił sobie wyobrazić bardziej odrzucającej kandydatki na fałszywą żonę niż Eshte?! Przecież to ona w tej sytuacji powinna najbardziej cierpieć! - Mógłbyś przynajmniej poczekać, aż się wyniosę z tego Twojego miasta. Do tego czasu miałabym z głowy fochy tej naprzykrzającej się Paniuni.

Tancrist zatrzymał się w drzwiach i spojrzał na nią zdumiony. - Zaczynam podejrzewać, że wbrew piskom, wrzaskom i narzekaniom… wbrew tym całym fochom wobec tej drugiej ciebie..
Przyjrzał się badawczo kuglarce dodając.- Podoba ci się status mojej kochanicy… i żony. Bo masz mnie wtedy całego dla siebie.

Kuglarka parsknęła kpiąco na te brednie. Doprawdy, co za zapatrzony w siebie bubek.
-Po prostu staram się znaleźć jakieś zalety tej parszywej sytuacji. I to nie takie, o jakie Ty mnie podejrzewasz - usilnie starała się zachować opanowanie i powstrzymać się przed rzuceniem w Thaaneeekryyysta jego własnymi przemoczonymi ubraniami. A należałoby mu się, oj należałoby. Tyle, że po tym geście pewnie tym prędzej pobiegłby wypłakać się do Paniuni. Nie to oczywiście, aby elfkę interesowały te ich relacje. Ani odrobinę.

- Mówiłeś, że pozbędziesz się tego mojego tatuażu. Jeśli obwieścisz wszem i wobec, że Cię zaciągnęłam do kręgu, wykorzystałam Twą delikatną męskość i zmusiłam do małżeństwa, to raczej długo już tutaj nie pobędę, co nie - wzruszyła nagimi ramionami, jeszcze wilgotnymi od wody - Dasz im tylko powód, żeby mnie stąd wyrzucić.

- To bardziej… skomplikowane. - westchnął pod nosem czarownik i uśmiechnął się pod nosem. - I wcale nie chcę cię wyrzucać. Nie martw się… pozbędziemy się tego tatuażu z twej szyi.
Po czym wyszedł.

Tak po prostu! Bez choćby jednego słowa przeprosin za całkowite zrujnowanie jej kąpieli! A przecież to miała być ta ostatnia przed opuszczeniem zamku, a zatem elfka planowała się długo moczyć w ciepłej i pachnącej wodzie. A teraz nie mogła, bo większość porozlewała się na podłogę łaźni, zaś reszta w balii już zdążyła zrobić się zimna w trakcie tej przydługiej gadaniny czarownika. Ah, Eshte dawno nie widziała smutniejszego widoku..
Teraz i ona znalazła powód do przeżywania żałoby.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:44.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172