Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-07-2017, 01:34   #84
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
I odnalazła ją. Brutalnie wypchnęła się przez wargi tylko po to, aby z zadziwiającą lekkością opaść na podłogę. Nie pokrywała jej żadna żółć, żadne resztki pochodzące z żołądka kuglarki. Nic w jej wyglądzie nie wskazywało na to, że co dopiero wyszła prosto z cudzego gardła.

-I co się tak patrzysz? -odezwała się słodziutkim głosikiem, który nawiedzał elfkę nie tylko w najgorszych koszmarach, ale również na jawie. Malutka kobietka śmiało pochwyciła za swe piersi ukryte pod skąpą sukieneczką. Pościskała je, co nawet w tak niewielkim rozmiarze było przesadnie wyuzdane -Wystarczy powiedzieć, jeśli chcesz zobaczyć więcej..

-A.. Arissa?
-zdołała tylko wykrztusić z siebie Eshte.

-Oczywiście! A kogo innego się spodziewałaś w sobie? Ooooh.. -nie było żadnych, choćby najmniejszych wątpliwości, że to właśnie lubieżna kapłanka stała przed nią -Pewnie tego Czarusia, co? Gdyby tylko tu był, to wspólnie byśmy Cię porządnie p..

Jak na zawołanie, kuglarka pośpiesznie przestała słuchać. Niestety, choć niewielkiego wzrostu, ta miniaturowa kapłanka posiadała równie nieokrzesany język co jej straszna, pełnowymiarowa wersja. I tak samo jak tamtej, tak i tej Eshte niezbyt miała ochotę słuchać. Gorzej, że na samą myśl o posianiu jej lub Thaaneeekryyysta w.. uhh.. sobie, żołądek znów zaczął jej się wywracać. Właściwie, to wrażenie było tak rzeczywiste, że nawet czuła gorycz wzbierającą jej w gardle. Było to uczucie dokładnie takie samo, jak.. kiedy wypluła z siebie malutką Arissę.

-Ah, prawda. Miałam wrażenie, że ktoś jeszcze był tam w środku.. -stwierdziła rzeczona kobietka o bezwstydnej naturze, kiedy z zainteresowaniem przyglądała się krztuszącej się kuglarce. Przynajmniej przestała się macać przez bieluśkie szaty.
Zaś wnętrzności Cudownej i Zapierającej ( teraz bardziej niż kiedykolwiek ) Dech w Piersiach Eshte skręciły się gwałtowniej, zmuszającą ją do zwrócenia na podłogę dzisiejszego jedzenia. Albo, tak jak chwilę wcześniej, kolejnej osóbki. I ta była całkiem schludna, o burze ognistych włosów i równie spiczastych uszkach co dwie pozostałe przedstawicielki jej rasy. I również jej widok nie był pocieszeniem dla cierpiącej kuglarki.

-O, o! A kto to taki? Chyba nie miałyśmy przyjemności.. -Arissa od razu wywęszyła nową ofiarę dla swych lepkich paluszków i przyglądała jej się z żarłocznością wyraźnie błyszczącą nawet w tak w maleńkich oczętach.

-Wątpię. Zapamiętałabym tak rozkoszne spotkanie.. -kocim pomrukiem odparła ta druga, odwzajemniając to spojrzenie i niezbyt interesując się tym, że co dopiero wypadła z żołądka Eshte. A ta już sobie przypomniała skąd pamiętała tę ognistą czuprynę, duże piersi i elegancką suknię przesadnie podkreślającą smukłość jej talii. To była ta sama elfka, która w przedziwny sposób uśmiechnęła się do niej w gospodzie -Nazywają mnie Rudą Lalunią. Oczekują mnie tutaj.

-No ja na pewno..
-fałszywa kapłanka, prędzej wyznająca głęboką wiarę w przyjemności cielesne niż w jakiegokolwiek bożka, leniwym ruchem kołyszącym jej biodrami zbliżyła się do Rudej. Zatrzymała się dopiero, gdy piersi ich obu zetknęły się ze sobą przez materiały sukien. Przeszkadzające teraz materiały, niewątpliwie.
-Arissa i jestem bardzo o-cza-ro-wa-na -w trakcie wypowiadania ostatniego słowa, zwinny języczek przetańczył po jej zębach i koniuszkiem perwersyjnie zwilżył wargi. Ten zachwyt nad nowo poznaną elfką podkreśliła dodatkowo wyraźnym otarciem się o nią sztywnymi czubkami swych niepozornych krągłości. Kuglareczka już dawno planowałaby ucieczkę od tej przesadnej bliskości. Ruda zaś.. zachichotała. W uznaniu dla tych zaczepek. Głupia jakaś.

Eshte nie chciała już tego więcej słuchać. Tak właściwie, to w ogóle nie miała ochoty oglądać mizdrzenia się tych dwóch wyuzdanych kreatur. Obawiała się, że taki widok mógłby zmusić jej żołądek do następnego wywrócenia się, a wyrzygiwanie z siebie coraz to kolejnych postaci nie należało do przyjemnych.

Z powrotem ciężko usiadła pod ścianą, ale tym razem jeszcze narzuciła na siebie koc. Nie interesowało jej, że lepił się od pozostałości po gremlinie. W tym momencie najważniejsze dla niej było, że otulał ją rozkoszną ciemnością, odcinał ją od komnaty w zamku. Tak ukryta nie słyszała piskliwych głosików małych elfek, a co najlepsze - także ich nie widziała. To było jej schronienie przed tym całym złem jakie na nią ciągle czyhało w tym przeklętym mieście.
Przymknęła oczy. Chciała odpocząć, przynajmniej odrobinę..

Jednak nie był jej dany spokój.
Po niedługiej chwili błogiej cichy, zaczęły do jej spiczastych uszu dobiegać.. odgłosy. Ich szum, jak gdyby nagle do komnaty wtargnęło całe ludzkie stado. Naciągnęła więc koc mocniej na siebie z nadzieją, że może wszyscy ją wezmę za zwykły, całkiem nudny i niewarty ich zainteresowania barłóg leżący w kącie. Niestety, przykuła czyjś wzrok.
Nagle czyjaś bezczelna ręka szarpnęła za koc, ukazując skuloną Eshte temu straszliwemu światu.

-E, tu jest! -zawołał znajomy głos, lecz nim zdążyła otworzyć zbolałe oczy i się przyjrzeć twarzy, ten ktoś silnie chwycił ją za ramię próbując postawić na nogi. Kiedy pierwsza próba się nie udała, to uścisk zmienił się w bardziej natarczywy, a smukłe palce wręcz kurczowo wpiły się w kuglarski bark -No dupa blada, rusz się! Wstawaj!

Ubrudzona własną krwią i mazią gremlina, zmęczona i ledwo jeszcze powstrzymująca się od omdlenia, elfka została w końcu pociągnięcia ku górze. Z pewnością byłaby się przewróciła, bowiem drżące i słabe nogi nie dawały jej prawie żadnego oparcia. Ale została poratowana i postawiona (prawie) do pionu przez te same ręce. Nareszcie mogła unieść powieki i przyjrzeć się ich właścicielowi.
A raczej właścicielce.
Tak naprawdę to okazało się, że należą one.. do niej samej. Spoglądała prosto w swoją twarzy, jak gdyby stała przed lustrem. Tyle, że ono poruszało się wbrew jej woli, nie było tak wymęczone, ani utytłane. Chociaż sama milczała, to ono otwierało usta i wyraźnie coś mówiło. To jej odbicie.. żyło własnym życiem. Nie było tylko bardzo dobrą podobizną, kimś podszywającym się pod Znaną Artystkę. Nie, to była jej idealna bliźniaczka.

Kiedy minął już pierwszy szok, a Eshte była nieubłaganie ciągnięta przez swego sobowtóra, w końcu rozejrzała się odkrywając źródło tych wszystkich odgłosów dobiegających jej uszu.
W jakiś przedziwny, niezrozumiały dla jej rozumku sposób przeniosła się z zamkowej komnaty na leśną polanę. Na niej, pod nocnym niebem podziurawionymi błyszczącymi gwiazdami, stała przynajmniej setka postaci. Setka pozostałych bliźniaczek Meryel różniących się jedynie ubraniami, jednak każda przedstawiała na sobie jedną z wielu, wielu kreacji wykorzystywanych przez kuglarkę w czasie swych występów. Gdziekolwiek nie spojrzała, tam widziała tą samą twarz. Te same fiołkowe włosy, fiołkowe oczy i krzywy uśmiech.

Fiołkowe włosy, fiołkowe oczy, krzywy uśmiech.
Fiołkowe włosy, fiołkowe oczy, krzywy uśmiech.
Fiołkowie.. fiołkowe.. krzywy..

Uh, zakręciło jej się w głowie. Czyżby znów zbierało jej się na wymioty?

W pewnym momencie ten tłum się rozstąpił zostawiając wokół niej krąg pustego miejsca, gdzie nareszcie przestała być ciągnięta.

-Stój tu i pokazuj co potrafisz -rozkazała ta elfka, która dotąd trzymała ją mocno za ramię. Z jakiegoś powodu, pomimo tego że przecież Eshte była identyczna jak to całe morze kuglarek, wszystkie oczy uporczywie skupiały się tylko na niej. Był niczym setki luster otaczających ją z każdej strony, w którą się nie odwróciła, tam widziała swe odbicie w fiołkowych tęczówkach.. będących właściwie odbiciem jej własnych. Uh, to było skomplikowane i biedna nie miała teraz sił na szukaniu sensu w tym co się działo.

-Występ! Występ! Występ! -zaczęły głośno skandować jej bliźniaczki, a każde wykrzyczane słowo łomotało boleśnie w jej głowie. Równie dobrze mogłyby uderzać w nią młotkami. Chociaż miała podejrzenia, że byłoby to przyjemniejsze od tych krzyków wypełniających jej myśli.

Zaciskała dłonie w piąstki, ale nie objęły ich płomienie.
Pstrykała palcami, ale nie zdołała wskrzesić pomiędzy nimi żadnej iskiereczki.
Dmuchała i chuchała, ale nie była w stanie wydobyć z siebie choćby jednego ognistego splunięcia.
Próbowała także rozpętać w sobie furię i obudzić tą niechcianą część siebie - Panią Ognia, ale ta milczała, widać nie mając teraz kaprysu ukazywać swej potęgi.

Ten brak fajerwerków i tańczącego ognia nie spodobał się otaczającemu ją tłumowi. Oszałamiająca Królowa Trzymania w Napięciu.. zawiodła. Nie zachwyciła nikogo, nie wznieciła fal oklasków czy błagań o powtórzenie swych sztuczek. Setki bliźniaczek obserwowało ją w milczeniu, najpierw w oczekiwaniu na pojawienie się pierwszych ogników, jednak gdy stało się oczywistym, że nie dojdzie do żadnego występu, ta cisza odczuwalnie zaczęła się zagęszczać. Przerwały ją pojedyncze pomruki, potem szepty rozpełzły się pomiędzy elfkami i w nieskładnym szumie wypełniły wiszące nad nimi powietrze. Znała ten rodzaj napięcia, które teraz prawie trzaskało ponad zebranymi na polanie czuprynami i kapeluszami. Pamiętała je z najczarniejszego momentu swego życia.

-Gdzie ogień? -zapytała w końcu wprost któraś, ale nie sposób było jej odnaleźć w tym tłumie. Przecież wszystkie brzmiały tak samo, mówiły identycznym głosem. Głosem Eshte.
-Nie potrafi...
-Jest wybrakowana.
-Bezużyteczna.

Ostatnie słowo wyraźnie spodobało się reszcie, bowiem podchwyciły je z wyraźną radością.
-Bezużyteczna! Bezużyteczna!
-Spalić ją!
-ten krzyk sprawił, że po plecach elfki spłynęła lodowata strużka potu. O ile na początku jeszcze mogłaby całą tę sytuację uznać za zabawną, na pewno za zadziwiającą, to w tej chwili zaczęła się szczerze o siebie obawiać. Instynktownie poczuła w sobie pragnienie ucieczki, lecz gdzie się nie obejrzała, tam widziała swoje odbicia, niby w jednym z tych cyrkowych labiryntów z lustrami. I tak samo jak w nim, tak i tutaj nie potrafiła odnaleźć wyjścia. A wściekłość tłumu tylko rosła -Ofiara dla Dzikuna! Dla Dzikuna!

Postacie zacieśniały się wokół niej. Mogła dokładnie zobaczyć wargi powykrzywiane w gniewnych grymasach, oczy błyszczące żarłocznością, którą zaspokoić mogło tylko rozszarpanie oryginalnej Eshte. Bo nie spełniła ich wymagań, bo.. okazała się gorsza, nie sięgała im do pięt. Nie było wśród nich miejsca na gorszą bliźniaczkę.

Pierwsze szarpnięcia sięgnęły jej włosów. Kolejne pochwyciły za jej ręce i zaczęły ciągnąć, oczywiście każda w swoją stroną, jakby próbowały ją rozedrzeć na części. Ich palce były niczym szpony, którymi z łatwością rozrywały jej ubranie na drobne kawałeczki, przy okazji raniąc skórę i pozostawiając na niej długie, czerwone szramy. Całkiem poddały się temu zezwierzęceniu.
Napierały na nią zaślepione widokiem krwi. Przeraźliwy ból rozdzierał ciało Eshte i osunęłaby się na kolana, gdyby nie podtrzymywały jej w górze te wszystkie ręce, przypominające teraz wiele macek jakiegoś potwora. Nie mogła oddychać, nie miała sił na walkę. Jedyne na co jeszcze mogła się zdobyć to.. skowyt.






Skowyt zdzierający gardło, unoszący się ku gwieździstemu niebu.

I nagle.. nic. Pustka. Cisza. Zawieszenie.
Przestała czuć ból. Przestała czuć ostre jak sztylety paznokcie przebijające jej skórę i mięśnie. Nikt już nie zrywał z niej ubrania, nikt nie wyrywał włosów z głowy i kolczyków ze spiczastych uszu. Stała się bezwolna, niczym sam własny duch unoszącym się w ciemności. Pozbawiona zmysłów, bezkształtna, bez.. bez życia. Samotna, zdana na smętne unoszenie się w tym nieprzeniknionym mroku.
Czy ona.. czy ona umierała?

-Jest.. jest tu ktoś..? -zdołała z siebie wydusić cicho. Ale to wystarczyło, aby przerwać tę straszliwą ciszę, która rozsadzała jej skronie. Nienawidziła milczenia. Dzięki dźwiękom zachowywała świadomość, dzięki nim.. wiedziała, że żyje.

I jak na zawołanie usłyszała zaraz dziwne.. brzęknięcie, przywodzące jej na myśl sprzączki. Zaraz potem ta głęboka, nieprzenikniona ciemność zdająca się wżerać w jej oczy, po prostu.. opadła, niczym byle kurtyna oraz , mogła sobie to tylko wyobrazić, lecz chyba towarzyszył temu nawet szmer materiału. Oślepiło ją nagłe światło, ale po przyzwyczajeniu się do jego istnienia Eshte zorientowała się, że z powrotem znalazła się w komnacie Thaaneeekryyyysta. Jak? Nie zadawała sobie tego pytania. Tyle już się wydarzyło, że przestała się doszukiwać w tym sensu. Grauburg rządził się własnymi prawami, których nie potrafiła ogarnąć swym wymęczonym rozumkiem.
Komnata wyglądała tak jak ją ostatni raz widziała, oprócz.. no właśnie, meble wydawały się sporo większe, jak gdyby zamieszkał tu jakiś troll lub sama elfka drastycznie się skurczyła. Ta druga myśl była tym bardziej prawdopodobna, że spoglądała na wszystko z przedziwnej perspektywy.. kogoś naprawdę niewysokiego. Na domiar złego nadal nie mogła się ruszyć. Całe jej ciało trwało zawieszone w jednej pozycji, w której zaledwie oczami mogła się rozglądać naokoło i wargi rozchylać w zdumieniu.

-Te patrzcie, kolejna -usłyszała w końcu czyjś głos. Należał do kobiety, ale nie był jej znany. Nie brzmiała jak jej własny głos, ani jak któraś z dwóch lubieżnych elfek. I ta obcość była pocieszająca.
-Kolorowe włosy, musi być jakieś dziwadło. Pewnie artystka -stwierdził ktoś inny.
-Dziwadło?! -oczami wyobraźni zobaczyła Paniunię, której bardzo pasowało takie święte oburzenie -Oh.. mój słodki miś całkiem stracił gust. Powinien poprzestać na mnie.
-Oh, tak. Przynajmniej oszczędziłby nam słuchania Twojego skrzeczenia
-w innych okolicznościach Eshte pochwaliłaby takie szyderstwo oraz zręczność w ucieraniu nosa jakiejś przesadnie dumnej z siebie laleczce. Szczególnie, kiedy owocowało to piskliwym krzykiem, istną furią dziewczątka o błękitnej krwi -Cooooooooooooooooooooooo?!

Tamte dwie się wykłócały. Panienkowata krzyczała w szale godnym tylko błękitnej krwi, a ta druga odpowiadała szyderczo, wzmagając tylko jej gniew. Jednak w tym zamieszaniu, gdzieś pomiędzy uniesionymi i piskliwymi głosami, dobiegł uszu Eshte czyjś szept. Cichutki, jakby nieśmiały.
-Nie .. nie wiesz? -jakże był odmienny od pozostałych. Jego brzmienie kojarzyło się kuglarce ze skromną służką, prostą chłopką marzącą o księciu z bajki, lub.. lub może cnotliwą ( prawdziwą! ) kapłanką -On Ciebie też ugryzł, prawda? To teraz wziął sobie swoją własność.

I nagle, jak gdyby ta kobieta wypowiedziała magiczne słowa, kuglarka wszystko zrozumiała. I to dziwne wrażenie bycia skurczoną, i to bycie nieruchomo zawieszoną w tej jednej pozycji. Ona, Zachwycająca i Wspaniała Eshte Tańcząca z Ogniem, została.. tatuażem! Barwnym, prześlicznym i przedstawiającym ją jednej pozie ciągłego roztańczenia.






Z pewnością takie trwałe uwiecznienie jej cudownej osoby byłoby niezgorszym dowodem uznania dla jej talentów i urody, lecz zamiana właśnie jej w taki tatuaż przechodziła wszelkie pojęcie! I to jeszcze na czyimś pośladku?! Nie, nie.. nie na jakimś byle jakim pośladku, ale na wydelikaconym tyłku należącym do Pierworodnego?!

Jedynie kącikiem oka dostrzegła, że otaczające ją głosy należą do innych ofiar tego przystojnego gównojada. Kobiety, jedne o skromniejszej urodzie, inne będące na granicy uznania za niezwykłe piękności, ale wszystkie dzieliły taki sam los jak Eshte -ozdób na pośladkach Pięknisia. Siedziały, tańczyły, niewzruszenie unosiły dumne podbródki lub bezwstydnie ukazywały wszystkim walory swych ciał. Nie była w stanie stwierdzić dokładnie ile ich było. Z pewnością kilka, wszak rozróżniła przynajmniej cztery różne głosy. Każda z nich padła ofiarą ślicznych oczu Pierworodnego oraz jego słodkich słówek uwielbienia wypowiadanych aksamitnym głosem. Każda pewnie też nosiła na sobie znamię po jego ukąszeniu. Przynajmniej elfka nie była jedyną naiwną, która nie potrafiła mu się oprzeć. I nawet Pani Ognia nie uratowała jej przed tą okrutną niedolą ozdabiania jego bladej dupy swoją osobą.

-Zostaniesz tu z nami już na zawsze. Cieszysz się? -w tym oszołomieniu zdołało dotrzeć do uszu kuglarki pytanie zadane przez którąś z jej przymusowych towarzyszek. Nie było ono szczere i kobieta nawet nie starała się ukryć ironii wyraźnie pobrzmiewającej w swym głosie.

Nim kuglarka zdążyła odpowiedzieć, wysoko ponad nimi wydała z siebie głos osoba nowa, a jednak przez cały ten czas będąca głównym punktem sytuacji. Osoba męska, dla odmiany -Oh, w końcu raczyłaś do nas dołączyć, Eshte.

Ustawił się bokiem do wielkiego lustra, dzięki czemu elfka nie tylko mogła się dokładniej przyjrzeć tragizmowi swej sytuacji, ale także w pełni zobaczyć jego odbicie. A określenie „w pełni” oznaczało tutaj, że wyuzdaniec jeden nie miał na sobie żadnego ubrania. A tamta „kurtyna ciemności”? Tak, to były jego spodnie wraz z bielizną opadające miękko na podłogę. Jakimś nagle obrzydzeniem przepełniło jej wspomnienie tej.. miękkości i ciepła wyczuwalnych na swych policzkach...
Oczywiście, Pierworodny był idealny. Linie rysowane przez jego twarde mięśnie były wyraźnie widoczne na jego skórze, pozbawionej choćby najmniejszego mankamentu czy blizny. Ba, nawet owłosienie posiadał tylko tam, gdzie nie było ono odrzucające - na głowie. Długie, lśniące loki spływały mu na szerokie barki. Zaś wyżej, spomiędzy kosmyków wystawały elfie uszy. Nie za długie, nie za krótkie. Po prostu perfekcyjne.
Obrzydliwiec mógłby stanowić wzór dla artystów tworzących te wszystkie rzeźby i obrazy przedstawiające roznegliżowanych, młodych bogów. Nic nie musieliby zmieniać. Nawet twaaa.. aaa.. arzy?
Gdyby tylko Eshte miała taką możliwość, to jej szczęka opadłaby nisko zaraz po zawędrowaniu jej spojrzenia właśnie na twarz Pierworodnego.

To nie był on. A przynajmniej nie od szyi w górę. Te oczy, ten nos, te wargi wykrzywione w ironicznym uśmieszku
-Pupcia na pupci, co? -odezwał się Thaaaneeekryyyst o elfich uszach i burzy długiej włosów należących do Pierworodnego. Dlaczego.. dlaczego to był on? Dlaczego to zawsze musiał być on?! Przejadły już się temu zboczeńcowi macanki i ciągle próby wykorzystania jej, więc postanowił po prostu ją sobie zatrzymać?! Niczym pamiątkę?! Wspomnienie tych wszystkich igraszek, których się wobec niej dopuścił?!

Nie, nie, nie! Miała ochotę krzyczeć, ale w szoku nie potrafiła wydobyć z siebie żadnego słowa, choćby soczystego przekleństwa. Przecież.. przecież była już tak blisko opuszczenia tego przeklętego miasta wraz z jego mieszkańcami. Tak niewiele już brakowało, by jadąc na wozie ciągniętym przed Małego Brida', zostawiła za sobą w kurzu i kapłankę, i Paniunię, i Pierworodnego, i demony, i strzygi.. i przede wszystkim tego chędożonego szlachcica!

Jakimś niewielkim pocieszeniem w tym nieszczęściu było to, że będąc tatuażem przynajmniej miała na sobie ubranie. Po lubieżniku pokroju czarownika raczej spodziewałaby się przedstawienia jej w pełnej nagości, może nawet nieprzyzwoicie wyolbrzymionej dzięki jego obrzydliwej wyobraźni, aby przy byle kaprysie mógł sobie popatrzeć na jej krągłości.
Nie było zaś dla niej żadnym zaskoczeniem, że w jego kolekcji znajdowały się także inne kobiety. Wszak nie na darmo nazywano go Ruchaczem.

-Tak lubiłaś sobie patrzeć na moje pośladki, aż stałaś się ich częścią. Zadbam o to, byś miała wiele rozkosznych widoków.. -i z tymi słowami, lubieżnik obrzydliwy, z całą siłą kryjącą się w tych twardy mięśniach, klepnął się w zajmowane przez nią miejsce na swym półdupku. Nie, nie poczuła nic. Ale właściwie byłoby lepiej, gdyby to uderzenie pozbawiło ją przytomności. Przynajmniej nie musiałaby.. patrzeć.
Nie tylko głośne klaśnięcie rozniosło się po komnacie, a Eshte była przekonana, że także spłoszyło ptaszyska za oknem. Najgorsze było to, co z wielką dokładnością zmuszona była obserwować w lustrzanym odbiciu.

Dłoń czarownika sprawiła, że jego pośladek teraz cały się trząsł.
Dygotał.
Drżał.
Podrygiwał.

Raz wprawiony w ruch nie zamierzał się już zatrzymać, ukazując kuglarce całkiem nowe znaczenie słowa „koszmar”. Nie mogąc odwrócić głowy, ani nawet wydłubać sobie oczu, pierwszy raz w życiu zaczęła marzyć o gwałtownej śmierci. Ta, której należał się godny i wyjątkowo dramatyczny koniec, nagle chciała umrzeć byle jak najszybciej. Już, teraz. Teraz!

Niech tylko znikną te falujące poślady czarownika!
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem