Biegli szybko. Najpierw krzaki, chwila nasłuchiwania, a potem ostrożnie weszli do domku ze strony, z której nikt nie powinien ich zobaczyć. Drzwi były otwarte. Chociaż to się nam udało. Danny zajął się torbą, a Marty przeszukał szafkę nocną stojącą przy łóżku. Gdy w ostatniej szufladzie natrafił na kluczyki to odetchnął z ulgą. Prawie ucałował je ze szczęścia, a następnie zabrzęczał nimi Danny'emu pod nosem. Calistri wyszczerzył się w szerokim uśmiechu i niemal wyrwał jedną parę z dłoni Blake'a, po czym wcisnął je do kieszeni spodni. Już mogli opuścić domek.
Przemykając koło okna zauważył, że banda dzikusów niemal wdarła się już do jadalni. Nauczycielka w dodatku zaczęła poruszać niezdarnie głową.
- Widziałeś to? - Zagadał do Marty'ego Danny. - Kate poruszyła głową. Budzi się. Teraz mamy najlepszy moment, żeby jej pomóc, skoro tamci za wszelką cenę chcą zajebać Kena i resztę.
Przez uchylone drzwi wpadł do środka ostry, dziewczęcy krzyk. Marty nie dał rady go zidentyfikować, ale miał nadzieję, że to nie była Kim. Aktualnie nie był w stanie jej pomóc. Potem ich znajdzie i zabierze Hart do domu. Tylko odpalą autobus. Żeby mieli czym wrócić.
- Tak, widziałem. Rozumiem, że chcesz jej pomóc? - spytał Blake. Piłkarz skinął głową i przedstawił mu swój plan, z którym Marty się zgodził. Starał się trzymać tuż za Dannym i go ubezpieczać.