Dlaczego… dlaczego nie mógł jej po prostu zabić? Podnieść przeklętą siekierę i zadać jeden cios, tak jak Bay’owi. Chwila bólu i strachu, a potem koniec. Ciemność, spokój. Wreszcie przestałaby sie bać, odszedłby ból trawiący ciało na podobieństwo gorączki. Bolały ja mięśnie zmęczone sprintem przez las, bolała zdarta od upadku skóra i piekły poranione palce. Bolało rozdarte na pół serce, trzepoczące w klatce piersiowej niczym zamknięty tam ptak…. I ten smród.
Jakże Vesna żałowała, że nie może przestać czuć, wyłączyć zmysłu powonienia. Tak byłoby prościej, niestety podobna czynność leżała w zakresie zdarzeń nie mających szansy oraz prawa bytu. Sama konieczność oddychania przyprawiała o mdłości. Próbowała napierać tchu ustami, lecz wtedy na języku pozostawał słodko-mdlący osad. Obrzydliwy smród otaczał ją, osaczał. Przylegał do skóry jak ciężki, lepki i duszący. Przy każdym wdechu żołądek buntował się, podjeżdżając coraz wyżej i wyżej, aż stanął jej w gardle. Jak można było tak cuchnąć?! Czy stojący przed nią potwór w ludzkiej skórze choć raz w życiu widział wodę i mydło? Gdzie opieka społeczna? Kto pozwolił mu się tam zapuścić?! Przecież higiena stanowiła podstawę człowieczeństwa. W brudzie lęgły się drobnoustroje, wywołując choroby… a ten skurwysyn jeszcze ją polizał! Szczupłym ciałem zatrzęsły powstrzymywane resztkami silnej woli torsje. Jednak od odoru gorszy bezapelacyjnie zostwał widok…
- N...nie, nie rób tego… proszę - Chorwatka błagała bełkotliwie, czołgajac sie do tyłu, byle dalej! Poza zasięg uwalanych przeróżnym brudem łap, trupiego oddechu niosącego rozkład i zapowiedź cierpienia wykraczającego poza granice wyobraźni. Kolce i gałęzie chwytały złośliwie długie, ciemne włosy. Zostawiały czerwone pręgi i linie na bladej skórze.
W obecnej sytuacji bez problemu mogła prawie poczuć jak dopada do niej, zdziera ubrania, a potem gwałci. Wsadza w nią to… to obrzydlistwo i sapie rozkładem prosto w twarz. Ściska brudnymi łapami delikatną skórę i pompuje nieprzerwanie aż do finału, wprawiając w drgania mniejsze, słabsze ciało… a potem wstaje, zostawia splugawioną. Zużytą, z rozrzuconymi kończynami, jak zepsuta zabawka. Zabija dwukrotnie - najpierw dusze, potem ciało.
Czemu nie mogła być szkaradna?! Stara, pomarszczona i równie bezzębna co on?! Z obwisłą skórą, plamami wątrobianymi i sękatymi dłońmi? Wtedy… wtedy kat nie pastwiłby się nad nią tak, jak zamierzał. Gorzka żółć zapiekła wnętrze ust, gdy dziewczyna przełknęła nerwowo ślinę, cofając się panicznie po mchu i łamiąc paprocie, w jej głowie zaś wzbierał przeraźliwy wrzask sprzeciwu.
Nie! Tak nie można! Nie wolno… nie w ten sposób.
Ale on chciał ją skrzywdzić, widziała to w jego oczach płonących w leśnym półmroku mieszaniną pożądania i szaleństwa. Czystym odium, obramowanym posklejanymi ropą rzęsami barwy błota. Widziała też nabrzmiałego, sterczącego członka o napuchniętej, fioletowej główce i dwóch grubych, pulsujących żyłach na trzonie. Pokrywały go drobne paprochy, a także żółte grudy. Śmierdział też równie intensywnie co jego właściciel i zbliżał się, górując nad nią niepodzielnie. Nagi, obcy, dziki, obleśny, potworny. Przerażający.
Nie! Nie pozwoli!
Ale jest słaba, o wiele słabsza niż on… ale wciąż ma sprawne ręce, nie skrępował jej. Wciąż mogła gryźć i drapać, mimo że wizja dotykania oprawcy budziła w Vesnie wstręt. Blade ręce panicznie macały między zielenią poszycia.
Kamień, kość, kawałek kija… gdyby znalazła coś twardego, ciężkiego. Aby ja zgwałcić musiał się pochylić. Zawisnąć nad nią i wejść w bezpośredni kontakt. Być na wyciągniecie ramienia, a zajęty pieprzeniem straci czujność. Tylko… musiał podejść… musiał ją...