Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-07-2017, 13:38   #23
Gveir
Banned
 
Reputacja: 1 Gveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumny
Z jakiegoś, rzecz jasna niewytłumaczalnego ale całkiem trzeźwego, powodu, tkwiącego w jego głowie jako przeczucie, wiedział, że goście z PZ zachowają się tak, a nie inaczej. Liczył, że osoba szefa wydziału coś zmieni, ale te chuje były zbyt zadufane w sobie. Plotka głosiła, że na równi z ich zaciętością w rozwalaniu grup przestępczych, rośnie sztama z niektórymi gangusami. Moore'a skręcało na samą myśl bratania się z gangusami, nie mówiąc o braniu pieniędzy czy wchodzenie w chore układy.

Z całej wizyty u rudego typka, który najwyraźniej był Irlandczykiem i wyczuł brytyjskość Andy'ego, zapamiętał ksywę Don Candido. Kimkolwiek był, zostanie sprawdzony w bazie danych, a dopiero potem wymieni informacje z Garrettem.

***

Wjechanie do lepszej, zdecydowanie bogatszej dzielnicy, było jak orzeźwiający prysznic. Ulice lepszej części miasta były patrolowane przez dobrze uzbrojoną i wyszkoloną NYPD. Pancerze, broń długa, to przeleciał jakiś dron. Manhattan to istna twierdza bogatych. Jemu przyszło gnieździć się w Queens, rzecz jasna w tej nieco biedniejszej części. Postęp i technologia sprawiły, iż stare czynszówki były albo burzone, albo przerabiane na apartamenty, rzecz jasna dotyczyło to dobrych dzielnic. Tam, gdzie administracja miasta nie sięgnęła, a czynszówki przetrwały, były gniazda patologii. W takim ulu dostał kulki od naćpanego świra, w takim miejscu po raz pierwszy zabił. Cóż z tego, skoro obecnie mieszkania pną się ku górze? Moore mieszkał w wysokim bloku, mierzącym zaledwie 50 pięter. Konstrukcja zbita z kubików zarówno jednoosobowych, jak i wersji dwuosobowej. Paradoksalnie, miejsca na samej górze były najdroższe. Nikt nie chciał mieszkać na parterze i piętrach do 15 włącznie, ze względu na hałas i smród. Andy miał to szczęście, że zajmował 26 piętro, a pojedyncza szyba wychodziła wprost na panoramę Manhattanu. Żyć, kurwa, nie umierać.

Klub był zamknięty, co specjalnie go nie zdziwiło. Dokładnie go obejrzał, zapamiętał szczegóły, po czym ruszył do miejsca zbrodni.
Co ciekawe, było ono dość niedaleko klubu. O ile ofiara tamtej nocy była w tym klubie. Andy niemal modlił się w duchu, by tak było, a fakt znalezienia wizytówki tylko potwierdzał tą hipotezę. Zaznaczył na mapie miejsce zbrodni oraz klub. Wyznaczył kilka tras, najbardziej optymalne oraz najdłuższe, notując nazwy ulic. Na komendzie sprawdzi czy będzie miał dostęp do systemu IR oraz czy na trasach są jakieś lokale typu sklepy.
Uruchomił ponownie silnik i skierował się do komendy.

***

Co ciekawe, nie zastał Garretta w jego biurze. Było puste.
Andy wzruszył tylko ramionami i wrócił do siebie, wychodząc z założenia, że jeśli partner będzie go gdzieś szukał, to właśnie tutaj. Tym razem zrobił sobie kubek porządnej kawy, o ile tą lurę można było nazywać kawą. Nie mniej potrafiła postawić na nogi, była czarna i miała odrobinę śmietanki. Nigdy nie używał cukru, zabijało to smak, chociaż w przypadku policyjnej kawy, trzeba było pokusić się o łyżeczkę czy dwie.

Rozsiadł się wygodniej. Jego biurko znajdowało się w boksie D, nr. 39. W boksach siedziały grupy, zazwyczaj przydzielone do jakiegoś zadania bądź sformowane odgórnie. Boksy były przedzielone półprzeźroczystymi ścianami z fabrykatów czy innego gówna. Jego biurko również było oddzielone ściankami, zupełnie jak w standardowym korpo. Nie mniej, miał tutaj o wiele więcej swobody i miejsca, niż przeciętny korpo szczur. Był też wśród swoich. Boks D zawierał numery od 31 do 40. Obecnie, zajęte były tylko cztery stanowiska, łącznie z jego. Część kolegów była w rozjazdach, któryś został przeniesiony do policji stanowej, dwóch pracowało nad czymś w innej dzielnicy - burdel na kółkach. Grupa z boksu D wsławiła się głośną akcją rozbicia szajki handlarzy żywym towarem, która wpadła po wykryciu morderstwa zaledwie 15 letniej dziewczynki, wykorzystywanej seksualnie. Oprócz handlu dziewczynkami w wieku od 14 do 17 lat, organizowali nielegalne burdele z młodymi kobietami, w których hołdowano najbardziej pojebanym fantazjom. To, że komuś omsknęła się ręka i kilku z typów zostało podziurawionych kulami, nie było niczym niezwykłym. Grupa-D, jak ich nazywano, była zgraną paczką. Cóż, teraz owa paczka jest mocno podziurawiona, a czasy świetności mieli dawno za sobą.

Uruchomił komputer. Hasła i loginy, był w systemie. Uruchomił bazę danych, przy okazji uruchomił mapę miasta. NYPD posiadał bardzo dokładne mapy, na bieżąco aktualizowane z dronów, systemu IR czy innych służb miejskich. Zaznaczył odpowiednie kwartały, oddzielone przecznicami, odpowiadające lokalizacji klubu oraz miejsca zbrodni. Zaznaczył wcześniej wynotowane ulice, potem opcje wyszukiwania dla systemów IR, bankomatów, sklepów i innych lokali. Po czym wcisnął enter.
Następną rzeczą było uruchomienie bazy danych. Wklepał tam jedno hasło: Don Candido.
Pozwolił maszynie mielić, gdy sam udał się do bufetu. Zostawił tylko małą karteczkę, gdyby ktoś, a szczególnie Garrett go szukał.

"Wyskoczyłem coś przegryźć. Dzwoń pod 1-2540-212-754, Moore"
 

Ostatnio edytowane przez Gveir : 31-07-2017 o 13:40.
Gveir jest offline