Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-07-2017, 13:46   #108
Kenshi
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
Po dobiegnięciu do masztu i uwolnieniu Kate miał ochotę ją przytulić, jednak ostatecznie się powstrzymał. Nie mieli czasu na takie rzeczy, a inna sprawa, że Marty odebrałby to po swojemu i zaczął wymyślać przeróżne historie. Wolał mu teraz tego zaoszczędzić. Gdy nauczycielka zapytała, co się dzieje, szybko streścił sytuację, prowadząc ją w stronę baraków gospodarczych.
- Nie wiem, czy pani pamięta... - Zaczął. Czuł się dziwnie zwracając się do niej per "pani". - Zaatakowały nas jakieś dzikusy, które za wszelką cenę chcą nas wzystkich pozabijać. Nie wiemy, co się dzieje z pozostałymi, bo się niedawno rozdzieliliśmy. Ja z Marty'm pomyśleliśmy, żeby dostać się do autobusów, reszta miała swoje plany. Ci skurwiele chcieli panią zabić, ale udało nam się panią uratować.

Wpadli za zasłonę budynków gospodarczych i akurat wtedy Danny dostrzegł dwóch morderców ciągnących za sobą ciała. Przeszedł go nieprzyjemny dreszcz i coś ścisnęło w dołku, gdy zobaczył, że to Jack i Annika. Chłopaka jakoś bardzo nie żałował, bo i nigdy im po drodze nie było, ale Annika wydawała się być fajną dziewczyną, pomimo tego, co się między nią a Calistrim wydarzyło przedwczoraj w nocy. Żałował, że skończyła w taki sposób. Po chuj biegła do tego lasu? W grupie miałaby większe szanse na przeżycie. Teraz jednak nie miało to już żadnego znaczenia.
- Jack i Annika nie żyją. - Nie wiadomo było, czy powiedział to do siebie, czy do Kate i Marty'ego, bo oni chyba również widzieli tych dwóch dzikusów. - Ruszmy się, zanim przyjdzie nasza kolej.

Po tych słowach, najpierw obrzucając spojrzeniem najbliższą okolicę, by upewnić się, że nikt ich nie zauważy, pobiegli do autobusów. Kryjąc się za nimi, pomogli Kate usiąść, a potem zabrali się za sprawdzenie opon. Jak Danny się spodziewał, dzikusy zajęli się nimi, ale w totalnie frajerski sposób. Może na zabijaniu to oni się znali, ale na pewno nie na przebijaniu opon. Calistri aż prychnął do siebie, oglądając powbijane gwoździe o ułamanych łebkach, czy co to tam było. Wbijając je tak głęboko, ci debile sprawili, że powietrze uciekało bardzo powoli, co pozwalało jeszcze pojeździć tym sprzętem. Danny w mig sobie przypomniał, że czasami wracał do domu z jeszcze poważniej załatwioną oponą, więc jazda na takich nie powinna być bardzo problematyczna. Sprawdził kciukami wszystkie opony, upewniając się, że nie pojadą na "flakach" i skinął Marty'emu głową.
- Damy radę, ci idioci nie uszkodzili opon tak, jak planowali. To nasza szansa - powiedział. - Ty bierzesz jeden, ja drugi autobus i zasuwamy w głąb obozu, żeby pomóc reszcie. Może uda nam się na kogoś trafić, a przy okazji porozjeżdżać tych zjebów. Marshall jedzie ze mną. Powodzenia, Mart, nie dajmy się zabić.

Zbili żółwika, po czym Danny pomógł wstać nauczycielce, otworzył drzwi i razem z nią wszedł do środka. Posadził ją w fotelu za kokpitem kierowcy, chwycił jej twarz w obie dłonie i pocałował delikatnie, by dodać otuchy.
- Wszystko będzie dobrze, wyrwiemy się stąd. - Zapewnił, choć jakoś sam do końca w to nie wierzył. W sumie kto by wierzył, znajdując się w samym środku pieprzonego koszmaru. - Połóż się na obu siedzeniach i schowaj głowę w ramiona. To tak na wypadek, gdyby tamte pojeby zaczęły rzucać siekierami - powiedział i szybko odwrócił się, siadając za kółkiem autobusu.


Nigdy wcześniej nie jeździł czymś takim, ale zawsze musi być ten pierwszy raz, czyż nie? Poza tym nie sądził, żeby miał większy problem. Może na ulicach, gdzie panuje ruch i musiałby trzymać się sztywno swojego pasa sprawiłoby mu to kłopot, ale przecież byli na otwartej przestrzeni i właściwie musiał tylko uważać, żeby nie wpaść w któryś z drewnianych domków. Uważał się za dobrego kierowcę, ale i tak wiedział, że chwilę mu zajmie, nim się przyzwyczai do innego modelu jazdy - potem pójdzie już z górki. Musi. Nie ma innej opcji.

Spojrzał w stronę Marty'ego, który siedział za kierownicą w autobusie obok i dając znak palcami, na trzy odpalili silniki. Danny wrzucił wsteczny, żeby wykręcić po łuku, a potem ruszył w stronę centrum ośrodka i nad wodę, rozglądając się za ziomkami z klasy i dzikusami. Miał zamiar rozjechać każdego, który napatoczy mu się przed maskę, a biorąc pod uwagę, ile hałasu robiły silniki tych maszyn, długo nie zajmie, nim ich na siebie ściągnie. Co chwilę przyduszał też klakson, dając kolegom i koleżankom znać, że udało im się dotrzeć do autobusów i w którą stronę mają się kierować.

Skupiony, zacisnął mocniej dłonie na kierownicy. To była ich ostatnia szansa, żeby jakkolwiek postawić się tym zjebom i przy okazji wyjść z tego cało. Teraz, albo nigdy. Let's rock. And roll...
 

Ostatnio edytowane przez Kenshi : 02-08-2017 o 07:22. Powód: Zjadłem kawałek zdania, ale już zwróciłem ;). Burp!
Kenshi jest offline