Tarja schodziła z półuśmiechem na ustach. Wreszcie mogli zabrać się do roboty. W gruncie rzeczy, nie cierpiała marszu, siedzenia w karczmach i temu podobnych. Jedynym jej naturalnym stanem była walka.
Widząc sytuację, która rozgrywała się u końca liny, pospieszyła ze schodzeniem w dół i puściła linę w odpowiednim momencie.
- Waaaaaagh! - krzyknęła upadając. Spadając, spróbowała upaść na jednego ze szczurów, żeby zgnieść go pod swoim pancerzem.
Wojowała wcześniej przeciwko najemnikom i widziała znacznie gorsze zagrożenie, niż para przerośniętych szczurów. Choć łotrzyk zapewne miał potrzebować pomocy później, to nie zamierzała zużywać żadnych zaklęć na bestie. Gdzieś pobłyskiwała myśl, że Morn mógł z odrobiną szczęścia zakazić się czymś paskudnym przez ukąszenie wielgachnego szczura, ale to nie był czas na takie rozważania.
Wyszarpnęła topór zza pasa i pospieszyła w stronę walczących, aby zabić szkodniki.