Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-08-2017, 01:29   #111
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
& Zombi

Zabiła. Świadomość własnego czynu powoli do niej docierała, wraz z kolejnymi porcjami zawartości jej żołądka, które w sposób gwałtowny opuszczały jej organizm. Odebrała życie, coś co powinno się chronić. Pewnie, miała ku temu bardzo dobry powód, ale jednak… Odgłos ostrza wnikającego w czaszkę, czego była pewna, towarzyszyć jej miał już do końca życia. I tak krew tryskająca z rany, plamiąca swoją soczystą czerwienią, równie soczystą zieleń paproci. Żywe barwy oznaczające czyjąś śmierć. Śmierć z jej ręki… Ochota do tego, by skulić się i krzyczeć z przerażenia rosła w Sam z siłą huraganu. Zaczynała się gdzieś w okolicy mostka i wędrowała ku górze, pokonując tą samą drogę co niestrawione resztki obiadu i to, co zostało ze śniadania. Gdy jednak pragnienie to dotarło do otwartych ust, wbrew potrzebie nastolatki, nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Krzyczała więc bezgłośnie, w sobie, we własnym umyśle który nagle przerodził się w klatkę oszalałych myśli, wirujących niczym trąba powietrzna i mających podobną do niej, niszczycielską siłę. Siłę, której musiała się przeciwstawić inaczej to, co właśnie uczyniła, stanie się czynem pozbawionym sensu. Musiała wziąć się w garść, zaopiekować Vesną, wyprowadzić je z tego przeklętego lasu. Nikt inny tego za nią nie zrobi, tego akurat była pewna. Jeżeli jej się nie powiedzie to zginą obie i być może nikt nigdy się nie dowie ani o tym co spotkało Bay’a, ani o ich losie, ani też o horrorze, którego uczestnikami stała się ich grupa. Ktoś musiał zadbać o to by świat dowiedział się o tych… tych… zwyrodnialcach. Sam nie potrafiła wyobrazić sobie jakim cudem udało się im żyć tutaj i nie zostać wykrytym. Przecież ich grupa nie mogła być jedyną, prawda? Tamci też nie stwierdzili nagle że zapolują sobie na innych ludzi, że urządzą rzeź niewiniątek bo im się znudziło granie w gry komputerowe. Po prawdzie to Samantha miała poważne wątpliwości co do tego, że coś takiego jak gry komputerowe było znane tym osobnikom, biorąc pod uwagę ich wygląd i stopień zdziczenia. Skądś jednak się wzięli, to jedno nie pozostawiało wątpliwości.

Zbierając w sobie te resztki woli jakie jej jeszcze zostały i starając się odsunąć niepotrzebne w tej chwili myśli na bok, zacisnęła mocniej palce na drążku siekiery i odważyła się podnieść głowę i skierować spojrzenie na Ves. Czyn ten wymagał od niej całkiem sporych pokładów odwagi. Bała się tego co zobaczy w oczach przyjaciółki, która stała się świadkiem jej upadku. Która zapewne miała się nim stać jeszcze parę razy bowiem Sam przysięgła sobie że nie tylko ochroni Ves przed wpadnięciem w łapska zwyrodnialców ale też nie dopuści do tego by Chorwatka musiała dźwigać ten sam co ona, ciężar. Postanowienie to zapewne miało zostać wystawione na wiele prób i to zakładając że przeżyją na tyle długo by te próby miały szansę zaistnieć, to jednak nie podważało jej decyzji.
- Nic ci się nie stało? - zapytała, zmuszając struny głosowe do podjęcia z nią współpracy, której odmówiły przy próbach oczyszczenia umysłu ze zbędnych emocji, które to pewnie zakończyłoby się zwabieniem na miejsce kolejnych mężczyzn z siekierami lub dziewczyn z nożami.

- N…nic. Dzię… dziękuja - odpowiedź przyszła po pełnych trzech sekundach, podczas których druga dziewczyna kończyła poprawiać ubranie. Mechanicznie wykonywała znane czynności, choć sztywne na podobieństwo kołków palce utrudniały wygładzanie materiały, bądź strzepywanie fragmentów kory oraz liści. Nie myślała o tym, że praca ta jest równie sensowna co efektywna: plamy błota i czerwone rozbryzgi szpeciły materiał, wgryzając się głęboko w strukturę włókien - nieme dowody szaleństwa jakie rozgrywała się wokoło, a także tragedii wchodzącej już z fazy planu w fazę czynu. Wystarczyło wszak jeszcze pół minuty i obcy agresor zgwałciłby Vesnę, potem prawdopodobnie zabił. Nie zrobił tego jednak.
Ratunek, niczym w filmach, przyszedł niespodziewanie. W ostatniej chwili można było rzec, gdy już Chorwatka żegnała się z resztkami nadziei, szykując psychicznie na… jeżeli do czegoś takiego jakkolwiek dało się przygotować.
- Nic… nic ci nje jest? - spytała bliźniaczo, wpatrując się w szare, przerażone i pełne udręki oczy. Tak znajome i obce jednocześnie…
Zabiła człowieka. Ta mała, dobra i jasna Samantha. Wcielenie łagodności, naiwne dziecko wciąż chowające w sercu wiarę: na zmianę świata, zmianę ludzi. Lepsze jutro… zabiła dla niej, dla Pavicić, by ją ratować, choć nie musiała. Ani wracać, ani…
- On chcjal mnie…chcjaj… ty widzjala - unikała patrzenia na zwłoki, mimo że w środku nie czuła nic negatywnego: ani żalu, ani oburzenia. Widziała jak Silva umiera, całkiem niedawno. Trzymała go za rękę… zgon skurwysyna odpowiedzialnego za jego cierpienie mógł wywołać tylko jedna reakcję. Nie patrząc na uwalane ubranie rzuciła się do przodu, wyciągając ramiona do wybawiciela. Powinny się zbierać, ale jeszcze chwila. Krótka chwila…
- Ty mie uratowala, gdyby… dziękui… o-oni… my muszą ucjekac’ - nadawała, obejmując Parker i wczepiajac się umorusanymi ziemią palcami w jej ubranie. Trzęsła się jak w delirce, ale powoli brała chaos w głowie za kark. Potrzebowały planu - Ja nie wi, co sje tu dziei… ale oni… zabili Baya! A potem… chcieli… ten… skiurwiel… chjal mnie… zanim by zabił. Ucjekac’. Musimy ucjekac’!

Uciekać… Tak, musiały uciekać, a jednak Sam ciężko było chociaż unieść rękę i otoczyć nią drobne ciało Vesny w geście dodania otuchy. Nie miała pojęcia jak Chorwatka była w stanie dotknąć jej i nie wzdrygać się z obrzydzenia. W końcu była morderczynią i to, że zabiła w obronie drugiej osoby, niewiele w tym fakcie zmieniało. Ves powinna raczej trzymać się z daleka od niej. W jej spojrzeniu powinna znaleźć się pogarda, obrzydzenie a nie wdzięczność. Widocznie jednak to, co chciał zrobić napastnik przysłoniło jej chwilowo znaczenie czynu, którego Sam się dopuściła, ale Parker nie wątpiła w to, że w końcu zasłona opadnie i Vesna ujrzy ją taką jaką ona sama siebie teraz widziała. Ale nic to, o ile uda się jej ocalić przyjaciółkę jakoś zniesie kolejne głazy winy i samoudręczenia, spuszczane w sporej mierze przez nią samą, na jej barki.
- Wiem - odpowiedziała mając wrażenie że jej głos brzmi jakoś tak dziwnie głucho, jakby został wyprany z wszelkich emocji nim opuścił jej usta. - Widziałam jego ciało. I wiem, musimy uciekać ale uciekać powoli. Oni rozstawili wszędzie pułapki, musimy ich unikać. Nie ma szans zebyśmy dotarli do częściej uczęszczanych miejsc przed zmierzchem więc dobrze by było gdybyśmy znalazły jakieś schronienie na noc. No i powinnyśmy zająć się zatarciem śladów - wymieniała kolejne rzeczy które koniecznie musiały zrobić, eliminując z nich wszelkie emocje, bo tak było w tej chwili łatwiej. Najpierw musiały przeżyć, tylko to się teraz liczyło. Na rozpacz i rozklejanie się przyjdzie czas gdy to wszystko będa miały za sobą. Gdyby teraz pozwoliła sobie na głębsze wnikanie w ich sytuację pewnie rozpadłaby się na drobne kawałki i tyle by było z jej akcji ratunkowej. Najlepiej więc było schować cały ten strach, obrzydzenie i niechęć do samej siebie jakie w niej buzowały i skupić się na tym co dawało siłę. Na gniewie. Na kontrolowanym gniewie, oczywiście, bo niekontrolowany groził pogrążeniem się w destrukcyjnej zemście. Groził przemianą w stworzenia takie jak ten, który leżał w paprociach, nawadniając ziemię swoją krwią.

Ucieczka, zacieranie śladów, szukanie schronienia na noc - czarna magia doprawiona Voodoo, teorią płaskiej ziemi. Wszystko zaś otoczone faktami wyciętymi z podręcznika zaawansowanej fizyki kwantowej. Tak… Vesna znała słowa wypowiadane przez Sam, ba! Umiała je nawet poprawnie umiejscowić na właściwej płaszczyźnie - wszystko dzięki filmom. To w filmach do tej pory widywała podobne aktywności, lub w programach dokumentalnych na Discovery… kiedyś. Na tym kończyła się niestety jej wiedza - na mglistej teorii, która z praktyką miała tyle wspólnego, co przeciętny polityk z uczciwością.
Nie mogły zostać w miejscu, czekać aż dopadnie ich następny zwyrodnialec z erekcją sztywną niczym trzon dzierżonej przezeń siekiery, czy innego ostrza. Chorwatka wzięła głęboki wdech, po czym obróciła twarz w kierunku trupa. Widziała czerwień na brudnej skórze, nieogoloną twarz zastygłą w lubieżnej minie i zniekształconą czaszkę, trochę zbyt szeroką jak na standardowe gabaryty. Obszar lędźwi omijała w owych obserwacjach. Znajdujący się tam organ widziała ze zbyt bliska, nie potrzebowała powtórki.
Naraz przez jej twarz przeszedł bolesny skurcz. Mocniej wtuliła się w przyjaciółkę, by w końcu wyprostować ręce, oddalajac ją na długość wyciągniętych ramion.
- Siam… ty sie ratui - szepnęła poważnie, ponaglająco kiwając głową w głąb lasu - Ty ma szansę, ale bez mnie. Ja… już Bay umarł, bo ja. Bo czekał i ratował. Ty wraca do Simona, musi żyć. Będę… tylku spowalniac’. - mówiła gorączowo, wodząc wzrokiem po twarzy naprzeciwko. Znajomej, bliskiej… Vesna nie chciała, aby Parker umarła. Simon jej potrzebował… ona jej potrzebowała. Żywej. I szczęśliwej. Kiedyś.
- Woda… w wodzie nje ma sliadów. Ty idzie do wody. Znajdzie łódkie, uciekni - wysiliła się na nieludzki wysiłek, kurcząc mięśnie aby ułożyć je w uśmiech. - Musji sje spieszyc’. Idzi, no juz!

- Nie zostawię cię - padła natychmiastowa, ostra odpowiedź. Może nieco za ostra, tyle tylko że Sam chwilowo nie było stać na inną. Nie mogła przecież zostawić Vesny samej, nie po tym co zrobiła. No i już całkiem nie wyobrażała sobie sytuacji w której musiałaby się do takiego czynu przyznać ojcu. Do któregokolwiek z czynów, których się dopuściła i jeszcze miała dopuścić. To by całkowicie zrujnowało ich wzajemne stosunki, a bez niego Sam nie widziała szans na powrót do normalności. O ile w ogóle mogła marzyć o takim powrocie. No i był jeszcze Bay. Chociażby ze względu na to, że nie udało się jej ocalić chłopaka, musiała jakimś cudem ocalić Vesnę. Innego wyjścia nie było.
- Idziemy razem - dodała, tym razem wysilając się jednak na złagodzenie tonu. - Razem się z tego szaleństwa wydostaniemy, rozumiesz? - zapytała, kładąc wolną dłoń na barku przyjaciółki i zaciskając palce. Zacisnęła je mocno, tak by dotarło do Ves że Sam mówi poważnie i zdania nie zmieni. Później ją przeprosi za siniaki i ból jaki ten dotyk sprawił ale to będzie później, gdy już będą bezpieczne.
- Mam jedzenie, trochę środków opatrunkowych. Mamy siekierę, nóż, gaśnicę. Damy radę - zapewniła, wkładając w te słowa tyle entuzjazmu i pewności siebie ile była w stanie w obecnej chwili wykrzesać, czyli niezbyt wiele. - Pomożesz mi, prawda? - dorzuciła pytanie, unosząc nieco kąciki ust. Jeżeli uda się Vesnie wmówić że bez niej Sam sobie nie da rady to może dziewczyna przestanie marudzić i rzucać głupimi pomysłami. Musiały trzymać się razem.
Na szczęście Chorwatka nie upierała się dalej przy rozdzieleniu dzięki czemu mogły ruszyć dalej zanim pobratymcy zabitego zaczną się zastanawiać gdzie też zniknął i czy nie trzeba by było ruszyć na jego poszukiwanie. Sam podzieliła się z Vesną swoim orężem, wręczając jej nóż i gaśnicę. Sama zatrzymała siekierę, która okazała się być nader zabójczym narzędziem w jej dłoniach. Po krótkim ustaleniu co i jak dalej poczną, postanowiły że najlepiej będzie okrążyć obóz i skierować się szerokim łukiem w stronę jeziora uważając przy tym by nie nadziać się na którąś z pułapek. Co prawda Sam wolałaby ruszyć lasem, jednak mając ze sobą Ves musiała także brać pod uwagę jej brak doświadczenia w tego typu wędrówkach. Woda z kolei ofiarowywała nie tylko schronienie w postaci przybrzeżnych szuwarów ale i szansę na dopadnięcie do którejś z łódek i wydostanie się poza zasięg napastników. Przede wszystkim jednak Sam liczyła na to, że szukać ich będą głębiej w las, a nie przy jeziorze, w pobliżu obozu. No bo kto przy zdrowych zmysłach kierowałby się z powrotem tam, skąd dopiero co uciekł? Nawet jeżeli chodziło tylko o jezioro, a nie sam ośrodek.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline