Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-08-2017, 13:09   #40
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
- Rozłam musi być między braćmi głębszy niż zdaje się – osądził cicho Hugon jadący obok powozu Anny. Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że Ventrue zyskuje z każdą milą dzielącą go od kasztelana. - Skoro Bożywoj ludzi brata swego pomordował. Niegdyś Szafrańce blisko byli z dworem królewskim... a potem się...
- ... ku zbójectwu obrócili – uzupełniła Anna, która historię tę znała już od Libora.
- To też. Ale przede wszystkim ku alchemii i czarnej magii. Wiadomo, pod czyimż przewodem, prawda...
Uśmiechnął się całkiem miło i Anna może i by ten uśmiech odwzajemniła, gdyby zaraz nie dobył z rękawa szylkretowego grzebienia wartego z pół wioski, i nie zaczął loków swych układać.

Pod bramą czekali długo. Tak długo, że znudzony Baade wpierw zaczął pogwizdywać, a potem sam z siebie Annie opowiedział, jak to go kiedyś książę Lichtensteinu zakazał na dwór puszczać, więc się Hugo dostał za bramę w przebraniu piekarza. I gdy już Anna myśleć zaczęła, że jej Skrzyński zwyczajnie za próg nie puści, szczęknęły kołowroty.

Na dziedzińcu przyjął ich Krzysztof Szafraniec, dzięki Bozywojowi dziedzic, sierota i pozbawiony, być może całkowicie, rodzeństwa. Skoczył szparko ku karecie i Annie rękę podając, gdy wysiadała, przepraszał za zwłokę i za to, iż czekać musiała.
-Nie przepraszajcie panie - odparła wspierając sie na dłoni. - W przyjemnym towarzystwie czas przyjemnie płynie.
Rozejrzała się po dziedzińcu.
-Czy mogłabym się wpierw odświeżyć?
Krzysztof zapewnił gorąco, że wszystko gotowe na jej przybycie, co prawda tylko jej, ale zaraz się służba zakrzątnie wokół komnaty i dla szlachetnego towarzysza.
- Mości Skrzyński spodziewał się pani. A… to odświeżenie to misa z wodą czy balia raczej? - dopytał zlany zimnym potem, że czegoś nie dopełnił.
-Nie chcę sprawiać kłopotów ani igrać z cierpliwością pana Skrzyńskiego. Misa wystarczy - zapewniła z łagodnym uśmiechem by się młodzian aż tak nie zamartwiał. - Mówisz, że się mnie waćpan spodziewał?
- Jako żywo - zapewnił. - I wyjazd swój opóźnił.
Poprowadził ją do komnatki w wieży, obłożonej drogimi materiami i skórami zwierząt. Łoże tu stało tak wielkie, że cała zbójecka gangrelska czereda mogłaby na nim spocząć, i jeszcze ghul by się jaki do grzania stóp zmieścił. W kącie na ławie lustro stało w ramie z dziwnego, czarnego drewna kością przetykanego.
- Ekhm, zostawię panią. Czy coś jeszcze potrzebne? Proszę się nie krępować - wręcz promieniał chęcią obłożenia Anny po czubek głowy dowodami gościnności.
-Dziękuje, poradzę sobie.
Nie oparła się pokusie by złapać w lustrze swoje pełne odbicie. Piękna była, nawet brudna.
-To długo nie potrwa - zapewniła, a gdy Krzysztof zatrzasnął za sobą drzwi rozdziała się i umyła. Suknie swoją otrzepała, przetarła wilgotną szmatką. Włosy poprawiła i tyle z toalety.
Raz jeszcze zerknęła na ogromne lustro. Chętnie by je ukradła - pomyślała wychodząc na korytarz.
Tam też natknęła się na Krzysztofa, wciąż napiętego jak popręg na końskim brzuchu wskutek świeżości krwawych przysiąg.
Nigdy by nie pomyślała, że się graf przed nią wyszykuje, a jednak. Gdy zeszła drobiąc po wąskich stopniach, w sali z wielkim kominkiem Hugon gawędził już z Diabłem przy kielichu. Bożywoj siedział zapadnięty w wyściełanym wilczurą fotelu, obute w wysokie buty nogi wpierał w ubłoconego ogara, puchar w długich palcach obracał i niemrawo odpowiadał na Patrycjuszowskie perory o sytuacji w Budapeszcie.
Anna wartkim krokiem doszła do mężczyzn. Dłonią wygładziła warkocz i dygnęła, a znać było, że wprawy w tym nie miała ani i nikt jej etykiety nie uczył.
-Panie hrabio - zaczęła od tytułu, bo jej się zdawało to zgodne z konwenansem. - Krzysztof wspominał, że przez wzgląd na mnie przełożył pan swój wyjazd. To bardzo łaskawe.
Miała nieodparte wrażenie, że Bożywoj jej pojawienie przyjął przede wszystkim z ulgą. Towarzystwo rozpolitykowanego Ventrue nużyło go i nie cieszyło. Potem ze zmrużonymi oczyma przyjrzał się uważnie jej obliczu i coś tam wypatrzyć musiał, bo uniósł brwi na pół czoła.
- Hrabiowski tytuł zachodnim jest i pożądania mojego nijak nie budzi. Toteż nie posiadam.
Wstał ze swojego miejsca, a sam kopnięciem przysunął sobie zydel.
- Czemuż zaszczyt zawdzięczam, tym razem? Zgaduję, że tej samej sprawie.
-Aaach tak. Sądziłam, ze… - Anna przyłożyła dwa palce do skroni, na jej twarzy wykwitły wyraz zażenowania. - Chyba mi wypadł z głowy oficjalny tytuł panów Skrzyńskich. Niedopatrzenie godne potępienia…
Zastanawiała się, jak mogła tego nie wiedzieć? Ojciec by jej zarzucił ignorancję i nieprzygotowanie.
Usiadła na wskazanym krześle, oparła sztywne plecy, dłonie zacisnęła na oparciu.
-W tej samej. Moja poprzednia wizyta… nie wykazałam się dobrymi manierami, za co niniejszym przepraszam.
- Nie da się zaprzeczyć - potwierdził Bożywoj, po czym… zignorował sprawę razem z jej przeprosinami, uznając kwestię za niebyłą. - Baje mi tutaj graf Baade, iże się w Budapeszcie i Karpatach Tzimisce zbuntowali przeciw swym starszym. I że klany insze za sobą pociągli. Co sądzisz o tem?
Pstryknął palcami na sługę, by i Annie kielich podano. Ogar wzgardził towarzystwem wampirzycy, przedreptał do Diabła i złożył kanciasty łeb na jego stopie, łypiąc miłośnie przekrwionymi ślepiami.
-Myślę… że Budapeszt jest bardzo daleko - przechwyciła kielich i umoczyła usta jakby się za nim chowała jak za tarczą. - Wolę rozmawiać na temat miejsc które widziałam na oczy. Wyboru więc dużego do dyskusji nie dam, obawiam się. Żywiec może?
- Niechaj będzie więc ziemia żywiecka. Moja ziemia. I ja na niej - wyszczerzył kształtne nieludzko zęby - bynajmniej nie młody Diabeł. Widzicie, grafie - przechylił się do Hugona - to, że mierzi mnie dogłębnie polityka, nie znaczy, żem w niej pozbawiony rozeznania. I przypadkiem wiem, iże się na zachodzie postanowiono zjednoczyć przeciwko owemu bulgoczącemu fermentowi młodych. Wiem skądinąd także, iż jeden z niemieckich domów Tzimisce postanowił ów ruch poprzeć. Wszak młodzi winni starszyźnie posłuszeństwo. Odmówiono im.
- Nie powinienś rzec wasza? - Anna oblizała krew z ust i puchar ułożyła na podołku. - Ziemia... wasza.
Zignorowała rozważania o zachodzie, choć podejrzewała, że do czegoś one zmierzają i może to mieć związek z Aureliusem. Nie chciała poruszać tego tematu.
Bożywoj skrzywił się nieprzyjemnie.
- Dla brata mego i Katarzyny ziemia to bukłak z krwią, który wycisnąć pragną do kropli ostatniej, nie myśląc, co potem.
- Słyszałam, że dla Tzymisce najważniejsza jest ziemia. Uznałam, że wespół dzielicie te same wartości i ten sam skrawek na mapie. Ale ojciec mój zawsze przestrzegał bym nie przypinała różnych przypadków pod tą samą regułę. Ty i twój brat to dwa różne przypadki.
- Co mi przypomina kwestię pewnej transakcji - spojrzał wprost w oczy Anny. - Wolno mi wiedzieć, kiedyż dojdzie do skutku?
- Nie mnie o tym decydować. Ojciec mój otrzymał przedwstępne umowy. Zebranie takiej kwoty musi trochę potrwać. Rozumiem, że zależy panu na czasie ale odrobina cierpliwości by nie zawadziła.
- Rozumiem, iż wam zależy, by rozmowy toczyć ze mną… nie udawajmy, że mój obdarzony zbyt miękkim sercem brat ma cokolwiek do powiedzenia. Więc, albo ja, albo Katarzyna. I poniekąd rozumiem niechęć do paktowania z mą szwagierką - na przystojną twarz wypełzł wyraz łaskawej wyrozumiałości. Ta pierzyna była jednak za krótka, by przykryć niechęć.
-Nie ukrywam, że jeśli odejdę stąd z niczym będę zapewne zmuszona do rozmowy z panią Skrzyńską - Anna przechyliła kielich ale miast upić eleganckiego łyczka złaknione gardło wchłonęło wszystko do ostatniej kropli. Nie mogła sobie przypomnieć kiedy ostatnio piła z żyły? Chyba za tym nie przepadała jak za ludźmi w ogóle.
- Nie chcę toczyć z panem wojny, panie Bożywoju. Mam dość chodzenia za panem jak cień i obracania w niwecz pańskiej pracy. Zapytam dlatego wprost. Czy jest możliwa między nami ugoda? Pan wie czego chcę ja. Proszę podać własne w zamian żądania.
Spojrzał na nią przeciągle i badawczo, podobnym spojrzeniem obdarzył Hugona.
- Oczywiście, iż ugoda jest możliwa. Wojna jest dobra i przynosi profity, gdy toczy się z dala od domu, gdy armie nie przez twoje zboże maszerują i nie na twym dachu ktoś posadzi czerwonego kura.
Skinął na służącego, wskazując puchar Anny.
- Z pewnością dojdziemy do porozumienia. Niemniej widzę, iż pani zdrożona. Wrócimy do tego, gdy odpoczniesz. Tymczasem, mogę wam jakoś umilić gościnę?
-Proszę się mną nie przejmować. Nie chcę opóźnić pana planów o kolejne dni. Mogę rozmawiać, naprawdę.
Struga krwi nalewania z dzbana do jej pucharu hipnotyzowała Annę swym powabem.
Upiła znów i znów łapczywie, choć zdawała sobie sprawę, że wychodzi na prostaka żłopiąc jak koń wodę, ale poprzednia noc w istocie dawała jej się we znaki. Poza tym poniekąd była prostaczką, z plebsu i nigdy nie starała sie uchodzić za wiecej.
“Chyba że ma pan powód bądź zachciankę by kontynuować bez Hugona” - wtłoczyła swe myśli do głowy Bożywoja łagodnie i nienachalnie, niewinnym wzrokiem taksując przy tym grafa. -”Mniemam że nie bez przyczyny chce pan jego śmierci.”
- Zdaje się, iż na razie nic nas nie goni. Ni mnie, ni was. Opowie nam pan o Krakowie, grafie? - oparł czubek buta o czoło ogara i potarmosił psa mocno. Wbrew wcześniejszym słowom o groźbie paktów z Katarzyną, jako zagrożeniu bliskiemu w czasie.
“Stoi za nim ktoś więcej niż krakowski książę.” Szept w głowie Anny był zamszysty jak irchowa rękawiczka.
“Wiem, stary Ventrue. Widziałam go. W Hugona wspomnieniach.” - podparła palcem brodę udając zainteresowanie odpowiedziąVentrue. - “Ale czemu od razu zabić? Musiał ci czymś więcej podpaść niż niepewnym przełożonym.”
Hugon kręcił posoką w kielichu, opowiadał, nawet ze swadą, o konflikcie księcia z Brujahami i Vantrue z Zakonu Krzyżackiego.
- A cóż na to rodzic i bracia Gryfitki? - wciął mu się Bożywoj z pytaniem.
“. Czy Tzimisce potrzebuje powodu, by walczyć z Ventrue? On mi jednakże dał powód. Ten farbowany bękart doniósł o mnie Włodkowi i Katarzynie.”. Prowadzenie podwójnej konwersacji nie sprawiało Diabłu większego problemu. W stronę Anny nawet nie patrzył, zdawał się chłonąć całym sobą Hugonowe mądrości. “Zanim przejdziemy do negocjacji, powiedz proszę, kogo do swego lica dopuściłaś?”.
Anna nie miała swobody Bożywoja by gładkim slalomem mknąć między konwersacją, która się działa na głos, a tą prowadzoną w myślach, dlatego wydawała się jakby w zadumie lekko odpłynęła.
“Doniósł, bo jesteście po przeciwnych stronach. Nie powinieneś mieć do niego o to żalu. Przypuszczam, że nie dało mu to ani krztyny osobistej satysfakcji. Ja tez na twoją niekorzyść działam. Narazie. O radość mnie to nie przyprawia, więc mam nadzieję, że i też nie naślesz na mnie morderców z racji przeciwnych frontów. Przyrzekałam Aureliusowi i staram się solidnie podchodzić do powierzonych mi zadań.”
Na pytanie o zmianach w urodzie nakryła dłonią twarz, niby od niechcenia. Rozcierała palcami powieki.
“Moje lico to chyba nie temat, który winniśmy pod lupę brać.”
“Ten temat interesuje mnie wręcz żywotnie”.
“Musisz patrzeć na innych i dumać co byś w nich poprawił. To smutne. “
“Smutnym jest, że Gangrel wytknął ci ułomności. Czy też doszukalaś się ich sama.”
“Musimy mówić o mnie? Przecież ja cię wcale nie obchodzę.” - Anna nerwowo wystukiwania palcami rytm na własnym policzku.
“To spostrzeżenie pozbawione podstaw i chwieje się jak stół bez jednej nogi”.
Przesunął włosy na lewe ramię, ukazując sporą i rozległą, starą bliznę na szyi. Zaśmiał się z żarciku Hugona i równie rozbawion spytał, czy się Hugon widzi w Żywcu, politykującym pomiędzy polskim królestwem, Niemcami a Czechami.
- Polityk odnajdzie się wszędzie - odparł Hugon, a Annie połączonej niewidzialnymi nićmi z umysłem Diabła mignęła wizja Hugona zakutego w kajdany w głębokim lochu, po kostki w wodzie.
“Ach tak, czyli mankamenty dodają smaku? Ja cenię perfekcję. U siebie. Dla innych jestem bardziej pobłażliwa. A jeśli bliżej mi już do posagu niż do człowieka to, co rzec… nie jestem nim przecież. “
Zastanawiała się nad obrazem jej przesłanym. Czy to była przeszłość Hugona, czy Bożywoja pobożne życzenia?
“Za co do lochu trafił?”
“Kto cię wspomógł w dążeniu do perfekcji?” - odwdzięczył się Bożywoj i widziała, że kącik wąskich ust drgnął, nie wiadomo w odpowiedzi na którą z konwersacji.
Uznała, że powstrzymywanie się od odpowiedzi nie ma sensu przy kimś o jego mocy, również grzebania w umyśle.
“Krzesimir. Bardzo zdolny, ale co się dziwić. Miał wybitnego nauczyciela.”
Bożywoj drgnął silnie. Annie pod powiekami jak powidok rozświetlił się obraz ghula. Jeszcze nie tak anielskiego, jeszcze z krótko przyciętymi włosami i nieco pyzatą twarzą. Zaraz potem kontakt między umysłami został ucięty jak nożem. Bożywoj siedział jakby kołek połknął i z obowiązku uczestniczył w rozmowie z Baadem, choć mało to już rozmowę przypominało. Hugon perorował, a Diabeł mruknął coś od czasu do czasu, czy wtrącił jakąś banalną uwagę.
Bożywoj odciął się na dobre. Anna wyczuła, że coś się zadziało, chociaż nie była pewna co dokładnie. Czyżby Krzesimir był dla niego aż tak ważny? Darzył go… uczuciem?
Anna zauważyła w mig, że nic z tego więcej nie będzie. Wstała w połowie wywodu Hugona, dygnęła odłożywszy pusty kielich.
-Jednak jestem zmęczona. Panowie wybaczą.
I udała się wprost do swojego pokoju.
 
liliel jest offline