Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-08-2017, 18:05   #173
Czarna
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Green 4 i Brown 0

Jako że jego pierwszy pacjent nie wykazywał oznak powikłań i powoli dochodził do siebie, Horst swą uwagę przeniósł ku Mai, która to, wedle jego założenia, miała być następną w kolejce po jego usługi. Tym bardziej gdy dostrzegł swą konkurencję w tym gronie. Jego obrzydzenie zostało jednak zamaskowane przyjaznym uśmiechem, jak zwykle kryjącym prawdziwe myśli i odczucie. Gdyby nie owe maski…
- Jesteś gotowa, Mayu? - zapytał czarnowłosą korzystając z chwili, w której oboje znaleźli się nieco poza główną grupą.

Udało się… chyba. Tak przynajmniej Vinogradovej się wydawało, taką miała nadzieję patrząc na bladą twarz marine. Przeżył, nie zszedł na stole. Jego serce wciąż biło, teraz tylko musiał dojść do siebie, ale był silny. Da radę, wierzyła w to. W coś musiała. Pierwszy mały sukces w ambulatorium pomógł jej zebrać się do kupy, niestety wystarczyło jedno pytanie i znowu czuła, że zaraz zapomni jak się oddycha. Czy była gotowa? W żaden sposób.
- Będziesz zerkał czy… czy doktor Kozlov nie wytnie mi przez przypadek czegoś potrzebnego? - wysiliła się na dowcip, uśmiechając się spiętym uśmiechem do drugiego Parcha.

Uśmiech, który otrzymała w odpowiedzi był przede wszystkim pokrzepiający ale i bez wątpienia bardziej od jej własnego, swobodniejszy.
- Nie mam zamiaru pozwalać na to by ów… doktor zajmował się samym chociażby przygotowaniem do tego zabiegu - poinformował ją, nawet nie starając się w sposób szczególny ukryć swych odczuć związanych z drugim medykiem. Zrobił to jedynie na tyle by jego głos nie ociekał doszczętnie niechęcią, jaką darzył kolegę po fachu, z którym wszak nie udało się mu jeszcze zamienić nawet jednego słowa.

Dziewczyna stężała wbrew spokojowi jaki niósł przekaz Jacoba. Szybko uciekła spojrzeniem do miejscowego lekarza, a potem wróciła nim do tego bliższego. Nie miał zamiaru pozwolić na przygotowanie jej komuś innemu?
- Teraz kolej Elenio - powiedziała bardzo powoli, przypatrując mu się czujnie - Jest bardziej chory niż ja, potrzebuje pomocy najlepszego lekarza jaki tu jest. Twojej - wskazała go ruchem brody - W tym czasie doktor Kozlov… spróbuje zająć się mną, o ile będzie w stanie. To tylko prosty zabieg, nie to co wycinanie tych… tych rzeczy z piersi.

- Teraz twoja kolej, moja droga - zaprzeczył stanowczo, nadal jednak utrzymując uśmiech, chociaż przychodziło mu to z większym nieco trudem bowiem musiał pilnować się by ów uśmiech nie przerodził się w grymas gniewu, który odczuł na wizję drugiego medyka zajmującego się tą delikatną kobietą. - Tak jak pozostali zasługujesz na to by osoba która się tobą zajęła była w stanie ów zabieg przeprowadzić. Pozwolę sobie wyrazić przypuszczenie, że i w swych dobrych chwilach ów… Kozlov nie byłby odpowiedni do tego typu zadania - ton głosu wyraźnie wskazywał na to, że w opinii Horsta, Kozlov nie był odpowiedni nawet do tego by przebywać w ambulatorium w roli innej niż, i to ewentualnie, potrzebującego pomocy medycznej.

- Nie mogę Jacob, nie ja. Nie teraz i nie w tak napiętej sytuacji - pokręciła głową i zacisnęła pięści, gapiąc się uparcie pod nogi - Przeżyję z tym, mogę poczekać. Na inną okazję. Oni nie mają tego luksusu. Widziałeś co siedzi w nich… trzeba to wyciągnąć, póki jeszcze jest szansa i nie zabiły ich. Bez tego umrą… w okropnych cierpieniach. Nie mogę… położyć się na stole wiedząc, że marnuję ich czas. Jesteś lekarzem, wiesz jakie mają szansę i jak bardzo maleją z każdą minutą. Jestem bardzo wdzięczna, że chcesz się mną zająć… ale nie w takiej sytuacji. Są priorytety. Elenio, Johan i Karl to dobrzy ludzie. Odważni… kochani. Nie zrobili nikomu nic złego, nie noszą Obroży. Mogę… poczekam. Najpierw oni.

- Obroża nie czyni cię mniej ważną - zaprotestował łagodnie, chociaż najchętniej potrząsnąłby swoją rozmówczynią, tyle że tego typu zachowanie było poniżej jego standardów i w mniemaniu samego Horsta, niegodne. - Rozumiem że zależy ci na nich - podjął po krótkiej chwili milczenia potrzebnej do tego by mógł mieć pewność, że głos nie zdradzi jego emocji. - I zdaję sobie sprawę z powagi sytuacji, w której się znajdują. Nie uważam jednak by odrzucanie własnych potrzeb było w tej chwili aż tak ryzykowne dla ich życia czy zdrowia. To co w nich tkwi wytrzyma tam jeszcze przez jakiś czas - skłamał gładko, kładąc dłoń na jej ramieniu. - Osobiście zrobię wszystko co w mojej mocy by zapewnić im przeżycie i wyjście z tego w dobrym zdrowiu - dodał kolejne kłamstwo. - Nie mogę jednak skupić się na nich w pełni gdy moje myśli będą krążyć wokół tego by zająć się nimi na tyle szybko by zdążyć pomóc także tobie. - Na koniec dorzucił cios poniżej pasa. Wiedział że skoro jej zależało na tamtych to nie zrobi nic co by mogło im zaszkodzić. Do owych czynności należało zaliczyć także rozpraszanie uwagi lekarza, który się nimi zajmował. Miał nadzieję, że logika tego wywodu dotrze do niej i nie będzie musiał tracić więcej czasu na przekonywanie kobiety by zrobiła dokładnie to, czego od niej oczekiwał, czyli posłusznie zgodziła się na zabieg.

- Nic mi nie będzie - Brown 0 powtórzyła uparcie, unosząc wzrok żeby patrzeć lekarzowi w oczy - Oni za to umrą. Nie zgadzam się żeby… żeby coś się im stało. Elenio i Karl… ani razu… dla nich jesteśmy ludźmi, nie numerami z żelastwem na szyjach. Jesteś lekarzem, tylko ty możesz im pomóc. Skoro cię rozpraszam to wyjdę stąd. Ty jesteś potrzebny chłopakom. Oni muszą żyć i nie chodzi o to, że mam ich dostarczyć do punktu. Dbali o nas… Elenio nie chciał mnie puścić przodem przez tunel żeby nic nie wyskoczyło od góry prosto na mój kark i cały czas żartował, a Karl… - zacięła się i zamrugała żeby przegnać łzy z oczu - On ma narzeczoną, tam w mieście. Czeka na niego, widziałam jak ze sobą rozmawiali przez holo. Też chciałabym żeby ktoś… kiedyś chciałam, żeby i mnie ktoś tak kochał. Jak ona kocha Sarę… teraz… teraz sam wiesz. Marzenia wysadzonej głowy - wzruszyła ramionami i pociągnęła nosem. Wzięła porządny wdech i wyszeptała - Nie może umrzeć, nie tak. Nie tu, nie dziś. Nie mogę… obiecałam że jeśli tak się stanie poinformuję Sarę… a nie mam na to siły, nie dam rady spojrzeć jej w twarz i powiedzieć, że Karla już… już nie ma. Otacza nas tyle zła, przemocy i bólu. Dobrych, jasnych uczuć zostało tak niewiele… to je powinniśmy pielęgnować. Dbać i walczyć. O to w co wierzymy. Ja w to wierzę. Wierzę w nich - wskazała brodą na policjanta i gdzieś na drzwi za którymi zniknął Latynos. - Wybór jest prosty.

Tak, wybór był prosty, chociaż wątpił by kobiecie jego wybór się spodobał. Cóż, przynajmniej będzie miała kogoś, kto jej pomoże przekazać złe nowiny gdy nadejdzie ta chwila. W przeciwieństwie do niej nie darzył tych mężczyzn niczym co mógłby określić mianem ciepłych uczuć. O ile jednak Mahler i Elenio byli mu obojętni, o tyle ten ostatni już nie. Pech chciał, że to najwyraźniej jego Maya lubiła najbardziej, lub w stopniu wystarczającym by faktycznie przejmować się jego losem i to w stopniu wyższym niż pozostałych. Było to nader ciekawe i gdyby miał nieco więcej czasu z przyjemnością zagłębiłby się w poznawanie powodów takiego stanu rzeczy. Te bowiem, które mu podała były dla niego jedynie ochłapami, nie dającymi satysfakcjonujących go informacji.
- Ja zaś wierzę w ciebie, oraz w to, że z zebranych tu osób jesteś najcenniejsza - odpowiedział, zsuwając dłoń z jej barku, po czym westchnął ciężko. - Nie mogę cię zmusić do tego byś zajęła miejsce jednego z nich w kolejce do zabiegu. Oczywiście, mógłbym potraktować cię odpowiednim środkiem dzięki któremu odpłynęłabyś i twoje zdanie nie miałoby już tu znaczenia, a świadomość powróciła dopiero po fakcie, to jednak darzę cię zbyt dużym szacunkiem i… Cóż, powiedzmy że nie należę do tego typu mężczyzn - uśmiechając się nieco szerzej odstąpił o krok, nie spuszczając z niej wzroku. - Dobrze zatem, moja droga, lecz wiedz że nie ustanę w swych dążeniach by spełnić twoje życzenie. Skoro przyjemność sprawi ci to, że znajdziesz się na końcu listy oczekujących, kimże ja jestem by ci tego bronić? - rozłożył dłonie i pochylił nieco głowę. - Twój wierny sługa spełni więc twe życzenie… Chociaż z ciężkim sercem - dodał, prostując się i wracając do roli lekarza odbywającego luźną pogawędkę ze swoją pacjentką.

- Dziękuję
- Maya odetchnęła z ulgą, uśmiechając się nawet słabo. Aż do chwili w której złapała drugiego Parcha za ręce i ścisnęła mocno.
- Proszę… uratuj ich doktorze. Tylko ty możesz to zrobić. Jeszcze dwóch - zacisnęła mocniej palce, gadając pospiesznie i z przejęciem - Ocal ich, a będę miała u ciebie dług. Zrobię co zechcesz, co tylko powiesz… tylko ich uratuj. Przekonam Zoe do czego będziesz chciał… tylko niech Elenio i Karl żyją… błagam cię. Są… bardziej w porządku niż kiedykolwiek… teraz to moi bracia. Troszczyli się, nie tylko o mnie. Zobaczysz… zrób co się da, postaraj się. Dość już ludzi umarło przez te potwory.

- Zrobię co w mojej mocy - odpowiedział przybierając zarówno poważny wyraz twarzy jak i ton głosu. - I nie tylko dlatego, że o to prosisz, chociaż bez wątpienia daje mi to dodatkową motywację. Teraz jednak, skoro zrzekłaś się swojego miejsca w kolejce, pora najwyższa bym przygotował się do kolejnej operacji - dodał, posyłając znaczące spojrzenie w kierunku jej dłoni, których palce kurczowo zaciskały się na jego. Kto wie, być może nawet faktycznie postara się by Karl przeżył, przedkładając dług jaki Maya u niego zaciągnie, nad własne animozje. Będzie to oczywiście nie lada poświęcenie z jego strony, tym bardziej że już pokłonił się w jej stronę godząc bez dalszych sprzeciwów na to by wykonanie zabiegu na niej oddaliło się nieco w czasie. Bez wątpienia było to coś o czym musiał w spokoju pomyśleć, najlepiej przy okazji rozkrajania kolejnego delikwenta, który czekał na jego uwagę.

Brown 0 odprowadziła go wzrokiem, zagryzając usta do krwi. Blada jak trup odwróciła się do Johana. Żył... teraz musieli go postawić na nogi. W Seres podobno też były laboratoria, a może... może będzie okazja żeby zając się nią. Teraz mieli coś ważniejszego na głowie.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline