Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-08-2017, 17:30   #30
GreK
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Fernike Spiros.
Świeca zgasła. Przetarła zmęczone oczy. Zamknęła z atencją grimuar i odchyliła się do tyłu na oparcie fotela, pozwalając odpocząć plecom. Wpatrywała się przed siebie, w ciemność, lecz przed oczami jeszcze miała kolorowe ilustracje i staranne przypisy ojca.
Przez całe swoje dorosłe życie była jak ślepiec. "Zdaje się, że to miało dla nich jakąś wartość" - powiedział jej Boris. Żebyś wiedział jaką....

Siedziała tak jeszcze czas jakiś starając się zapanować nad kołatającymi się myślami, dopasowując, zmieniając układający się powoli w głowie plan. Gdy już nabrał spójności, zapaliła kolejne świece i siadłszy przy biurku sięgnęła po pióro.

Coś
Podniecenie, które dawało polowanie było niczym w porównaniu z rozkoszą zadawania śmierci. Życie odebrane oprawcy, ta chwila zaskoczenia i przerażenia, którą na krótki moment uchwyciło w jego aurze nim z niego wyciekło, była nagrodą za wieki cierpienia. Tylko dlaczego ich było dwóch? Nie rozumiało tego ale też nie musiało. Choćby ich miało być całe plugawe miasto, będzie mordować jednego po drugim aż nie zostanie nikt. Aż zostaną tylko tacy jak ono.
Musiało ponownie się przyczaić, przeczekać, nienasycone krwią, którą nie miało czasu się nasycić. Przegonione przez ludzi. Rozdrażnione. Pobudzone. Chciało zapolować znowu. Chciało chłeptać juchę okrutników czując jak ulatuje z nich życie. W swoim spaczonym cierpieniem umyśle takie rozwiązanie nie było dla niego czymś złym lecz wymierzeniem sprawiedliwości.

Podążyło wzdłuż ściany, czekając co zrobi przyszła ofiara. Ta nie była sama. Ludzi było więcej. Wydawali się znajomi. Lecz musiało ich znać tak dawno temu, że zapomniało. Nie oni jednak byli ważni lecz ona, która naznaczyła. Która zadała cierpienie. Weszli do środka. Wyczuwało je przez ściany. Ich energię, ich złość, ich bezradność. Miało szczęście. W murze była luka. Otwarte okno. Ciasne. Wpełzło do środka narobiwszy hałasu, wypełniając wnętrze zagraconego pomieszczenia swoją obecnością.
Lecz ludzie byli głusi na jego obecność. Nie widzieli. Nie słyszeli. Nie czuli. Czekało.

Decato
Poczuły go gdy tylko minęły kotarę i weszły do pomieszczenia. Smród skrzywienia w ogólnej stęchliźnie.

- Morf, morf - sapnął swoje Pempto. Odwróciła się w jego kierunku, lecz już go tam nie było.

Ruszyły w kierunku spaczenia, które wyczuwały w odległym kącie pomieszczenia. Nagły hałas. Coś spadło z głośnym hukiem. Ciężki, przewrócony stół zagrodził im drogę. Obeszły go. Krzyk. Tuż obok nich. Ciężko było im się zorientować w panującym półmroku do którego jeszcze wzrok nie przywykł.
Mentalne przesłanie radości od... skrzywieńca?!
Kontur sylwetki. Ktoś ruszył w ich kierunku. Starszy mężczyzna o wykrzywionej grymasem paskudnej twarzy. Oparł się na niej. Chciał coś powiedzieć, lecz tylko zagulgotał. Rzygnął krwią z poderżniętego gardła i upadł.
Młody mężczyzna z zakrwawionym nożem w dłoni prawie na nią wpadł. Krótka wymiana spojrzeń i wymknął się w kierunku wyjścia.
Ruszyły dalej, byle dorwać morfa, byle nie dać mu się wymknąć.
Wyczuła psychiczny atak przeprowadzony przez Pempto. Zaraz za nim mentalny okrzyk bólu i zaskoczenia spaczeńca.
Dziewczęcy pisk. Uderzenie. Mlaśnięcie. Za nim drugie, kolejne...
Wyczuwalna do tej pory obecność skażonego znikła.
Ciszę ciągle jednak przerywało jednostajnie mlaskanie. Zauważyła Pempto i wraz z nim udały się w kierunku hałasu.

Brown
Stół przewrócił się z hukiem. W tym samym czasie Sazedius wrzasnął krótko. Jego krzyk przerwała przecięta tchawica. Złapał się za gardło, z którego zaczęła sikać krew i potoczył na bok przeszkadzając zupełnie w skutecznym wyprowadzeniu ataku. Element zaskoczenia został wyczerpany.
Cyric ruszył wprost na Mistrza Podziemi, uzbrojony w nóż, swoją ulubioną broń. W mroku zabłysły jego zęby. Był szybki. Bez zbędnych ceregieli przeszedł do ataku. Uzbrojona ręka szybko wystrzeliła w górę. Brown spróbował uniku jednocześnie wyprowadzając kontratak. Już wiedział, że nie zdąży, że końcówka noża przeora mu gardło gdy coś ciężkiego uderzyło go w bark. Uderzenie, które nagle odrzuciło go w bok uratowało mu życie. Sztylet Cyrica zsunął się po jego ramieniu rozcinając mu rękaw i skórę. Stary runął na plecy przygnieciony ciężarem... człowieka. Kobiety siedzącej na nim okrakiem, uniemożliwiając mu ruchy, wbijającej szponiastą rękę w szyję. Wykrzywiona wściekłością twarz z pustymi oczodołami, szczerząca zęby w grymasie uśmiechu czy bólu.
Ukryty sztylet wysunął się z rękawa, unieruchomiony szarpnął się, próbował się wyswobodzić lub choćby dźgnąć napastnika, lecz przygnieciony jej ciężarem nie sięgał ofiary. Zaczynało mu brakować powietrza. Żelazny uścisk miażdżył mu tchawicę, blokował oddech. Walczył jeszcze, szamotał się lecz słabł.
W pewnej chwili dusicielka krzyknęła, złapała się rękoma za własną głowę.
Złapał ze świstem haust powietrza. Nagły pisk Utishy wwiercił mu się w uszy, coś chrupnęło a szalona kobieta przewróciła się oswobadzając go całkowicie. Przetoczył się na bok.

Decato, Brown.
Dwójka Diatrysów stojąc przyglądała się scenie. Starszy człowiek leżał na podłodze, łapiąc z trudem powietrze. Obok niego klęczała nastoletnia długowłosa dziewczyna z furią i zapamiętaniem wbijając mosiężny tłuczek z labolatoryjnego moździerza w głowę nieżyjącej kobiety. Przy każdym kolejnym uderzeniu odłamki czaszki i kawałki szarego mózgu ze strzępami włosów odrywały się z mokrym cmoknięciem od zmasakrowanego ciała, rozpryskując się wokół.

- Morf - stwierdził Pempto oddalając się.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline