Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-08-2017, 19:52   #146
Zaalaos
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Złoty oddychał głęboko siedząc na ławce. Był tak koszmarnie wyzuty z energii że mógłby się położyć na podłodze i momentalnie zasnąć. Kusiło go by się gdzieś szybko przemienić, ale wiedział że tylko pogorszy to sprawę. Oczywiście na krótką metę będzie dużo lepiej, jego organizm momentalnie naprawi mikronaderwania w mięśniach których z pewnością się nabawił, połączy wszystkie popękane naczynia włosowate oszczędzając mu siniaków, przekształci kwas mlekowy w glukozę, albo co bardziej prawdopodobne, włączy do cyklu Krebsa pod postacią pirogronianu. Wszystko pięknie, ale równocześnie zużyje wszystkie rezerwy energetyczne więc musiałby coś od razu zjeść, a nie miał na to zwyczajnie czasu. Przemiana była wstanie naprawić wiele, ale praw fizyki nie łamała. Przynajmniej nie wszystkie.

Dlatego zagryzł tylko zęby i wysłuchał oficera SPdO.
- Prawdę mówiąc… Absolutnie nic. Jeśli wy nie widzicie żadnych przeciwwskazań to z chęcią się z nią spotkam, jestem w martwym punkcie i przyda mi się ktoś z nową perspektywą. Nawet teraz jeśli wciąż czeka. - Theodor podniósł się z ławeczki i otarł twarz wilgotnym ręcznikiem. Westchnął lekko i zarzucił go sobie na szyję, po czym zwrócił się do McWolfa.
- Jeszcze z cztery, czy pięć lat i będziesz wygrywał ze mną za każdym, albo niemal każdym razem. Jak masz ochotę to mogę cię nauczyć mojego stylu walki, a potem zaadoptujesz go do siebie. Chcesz się ze mną wybrać na rozmowę z panią Liggan?
- Jeśli nie będę przeszkadzał, to czemu nie - odparł Dean. - Ale dajcie mi jeszcze minutę - oparł się plecami o ścianę i przymknął na chwilę oczy. Theo nie pośpieszał młodego. Sam potrzebował jeszcze chwili żeby móc się w miarę sprawnie poruszać. Oboje nieziemsko cuchnęli, oboje byli koszmarnie zmęczeni, a nie wypadało podejmować damy w takim stanie. Po dziesięciu minutach byli w drodze do biura SPdO, świeżo umyci i przyodziani w czyste ubrania.

***

W pokoju dla gości czekała rudowłosa kobieta w czarnej sukni.

[media]http://i.imgur.com/JG5q8Bx.jpg[/media]

Była bardzo zadbana, ale wprawne oko Theo oceniało ją jako po czterdziestce. Nosiła głęboki dekolt, ukazujący ciemnopomarańczowy kryształ o kształcie gwiazdy pięcioramiennej, na który Obdarzony spojrzał przelotnie po czym skupił wzrok na jej oczach.

Złoty podszedł do kobiety i wyciągnął w jej stronę dłoń.
- Bon après-midi, mademoiselle Liggan. Comment puis-je être utile? - zwrócił się do niej w pięknym, pozbawionym obcego akcentu francuskim.
- Witam pana - odparła po francusku. - Wiele o panu słyszałam. - dodała.
Dean w tym czasie próbował robić dobrą minę do złej gry. Kobieta emanowała dostojeństwem i chłopak w zwykłym, regulaminowym dresie SPdO miał prawo czuć się zagubionym.
- Hmm, niezwykle mi miło. - powiedział po czym przeszedł na angielski. - To jest Dean McWolf, mój dobry przyjaciel, pomagał przy wykopaliskach. Zaoferowałbym coś do picia, ale sam jestem tutaj gościem. - rozłożył przepraszająco dłonie i wskazał wolny fotel, a sam zajął ten naprzeciw kobiety. - Proszę, niech pani usiądzie.

Usiedli, a taksujący wzrok kobiety spoczął na Deanie, który jeszcze bardziej się spłoszył.
- Nie bój się mnie chłopcze, nie gryzę - uśmiechnęła się do niego, a potem dodała po francusku do Theo - Nie od razu - i mrugnęła porozumiewawczo.
Złoty uśmiechnął się delikatnie. Kobieta zaczynała mu się podobać.
- Brzmi prawie jak obietnica. - odparł w tym samym języku i znów wrócił na angielski - Panowie z SPdO wspomnieli że przyjechała pani w związku z badaniami prowadzonymi przeze mnie, a wcześniej przez świętej pamięci profesora Massashiego. Co mogę dla pani zrobić?
- Edgar Massashi był moim bardzo bliskim znajomym. Chciałabym pomóc w dokończeniu dzieła jego życia. Przy tej okazji dowiedziałam się o pana problemach z odzyskaniem pana majątku. Myślę, że mogłabym w tym pomóc.
- Oh, wszelka pomoc będzie bardzo miło widziana, tyle że... Udało mi się zlokalizować bank w którym mam konto i skrytki, potwierdzono moją tożsamość, z tym że nie wydadzą mi niczego dopóki nie podam ustalonego wcześniej hasła, wedle moich własnych instrukcji. Nie bardzo wiem jak mogłaby pani w tym pomóc. Jeśli chodzi o badania i wykopaliska to zapraszam bardzo serdecznie. Studentom Edgara z pewnością przyda się znajoma twarz.
- Może kopanie w ziemi zostawmy tym, którzy to lubią - odparła. - Mówiłam o tym haśle. Myślę, że jestem w stanie pomóc przeskoczyć ten problem, ale nie chciałbym pana zanudzać szczegółami. Czy znajdzie pan czas, by porozmawiać o tym w bardziej przyjemny miejscu? Tutaj mają bardzo suche powietrze - potarła się po dłoni, sugerując, że działa to źle na jej cerę.
- Jeśli tylko moje niańki mnie wypuszczą. - rzucił po francusku i skinął głową w kierunku drzwi - Prawdę mówiąc nie znam Los Angeles zbyt dobrze. Może jakaś przytulna knajpka w pobliżu? I skąd wiedziała pani że mam problemy z bankiem? Nie przypominam sobie żebym komukolwiek o tym mówił.
- Myślę, że wyjaśnię to dziś panu dziś wieczorem przy kolacji. Tutaj mój numer telefonu - położyła na stoliku wizytówkę. - Czekam na pańskie zaproszenie - uśmiechnęła się znacząco wstała i wyszła.

- Babka ma na ciebie niezłą chrapkę - stwierdził oczywistość Dean, gdy zostali tylko we dwóch.
- Tia. - skwitował to Theo i zapadł się nieco głębiej w fotelu. - Mnie bardziej martwi jej wiedza. Edgar umarł zanim w ogóle pomyślałem o znalezieniu mojego konta, więc nic od niego nie mogła się dowiedzieć. I sposób w jakim mogłaby mi pomóc... Jakaś moc wpływająca na umysł? Dziękuję bardzo za kolejną kobietę grzebiącą mi w głowie. - Złoty potarł skronie - Mam nadzieję że tym razem jak się pojawię w miejscu publicznym to nikt mnie nie zaatakuje. W tak ludnym mieście byłoby ciężko o uniknięcie strat w cywilach.
- Mogę załatwić obstawę. Tylko wtedy to mało prywatne spotkanie będzie - zaznaczył McWolf.
- Wiem. Samego mnie tak czy inaczej nie puszczą. Momentami czuję się jakbym był w więzieniu, tyle że krat na pierwszy rzut oka nie widać. Poproszę żeby się ograniczyli do minimum i poczekali w samochodzie.
- Okej - Dean wstał. - Będę się zbierał w takim razie. Daj znać, czy zaliczyłeś - zaśmiał się.
Theo parsknął śmiechem i wstał za McWolfem.
- Jasne. Jak będziesz miał wolną chwilę to wpadaj, zawsze chętnie z tobą pogadam. Albo pouczę cię dobrych manier. Na deskach sali treningowej. Dam znać jak cokolwiek ruszy z bankiem. - powiedział i wyciągnął w kierunku młodzieńca dłoń. Dean uścisnął ją i po krótkim pożegnaniu opuścił pomieszczenie. Theo natomiast ruszył do swojego pokoju. Musiał znaleźć jakieś sensowne ubrania.

***

Oczywiście nie miał niczego odpowiedniego. Przydziałowe dresy nie wchodziły w rachubę, a ubrania które kupili razem z Edgarem były wygodne i praktyczne, ale nie nadawały się na kolację z atrakcyjną kobietą. Chyba że zabrałby ją do McDonalda. Dlatego po krótkich negocjacjach z lokalnym działem finansowym Światła dostał wypłatę za ten miesiąc z góry. Nienawidził całej tej sytuacji, tej zależności, ale nie miał lepszego rozwiązania. Zresztą jeśli Liggan faktycznie będzie wstanie mu pomóc… Było to warte zranionej, męskiej dumy. Same zakupy nie trwały długo. W pierwszym sklepie znalazł garnitur który wpadł mu w oko.

[media]https://www.mensfashionhouse.com/v/vspfiles/photos/01-VINY-3RW-15-TAN-15-2.jpg[/media]

Garnitur był dwuczęściowy, klasycznego kroju w odpowiednim do tego klimatu szarym kolorze wpadającym w delikatny brąz. Jego uwagę tak naprawdę przykuł krawat. Złote motywy na tle ciemniejszego brązu wyglądały królewsko oraz lekko ostentacyjnie, ale pasowały do jego kryształu. Zresztą lubił złoto. Theo nagle zatrzymał się z dłonią na krawacie i zapadł w swoje myśli.

Czy dlatego złoto miało tak wysoką wartość? Bo podobał mu się jego kolor, a jako władca chciał zespolić pieniądz ze sobą? Przypomnienie dla sług że zawsze jest w pobliżu? Że wszystko w ich życiu płynie od niego i wszystko czego pożądają związane jest z nim? Z logicznego punktu widzenia… Tak złota nie było na świecie dużo, ale było niemal bezużyteczne. Było miękkie, łatwo się topiło, nie nadawało się do tworzenia żadnych narzędzi. Jedynym zastosowaniem było tworzenie złotych złącz w elektronice i w eksploracji kosmosu, ale i tutaj złoto nie miało niemal żadnej przewagi nad o wiele tańszą miedzią, a nawet jeśli, to zastosowanie zostało zaimplementowane… 50 lat wcześniej?

Potrząsnął głową i wrócił do rzeczywistości. Skierował się do kasy gdzie z kieszeni swoich spodni wyciągnął kartę sprezentowaną mu przez SPdO by zapłacić za ubrania. Nie omieszkał też zabrać ze sobą faktury, tak na wszelki wypadek. Teraz musiał znaleźć jakieś miejsce z jedzeniem, co jak miał nadzieję nie będzie zbyt trudne. Miał w końcu pod ręką cały oddział miejscowych funkcjonariuszy SPdO, któryś z pewnością poleci mu coś dobrego.

***

[media]http://www.youtube.com/watch?v=A018_i8e4B0[/media]

Trzy godziny później siedział przy stoliku w “Grzędzie”, francusko-amerykańskiej restauracji która serwowała też dania kuchni włoskiej, aczkolwiek sierżant Gillis zdecydowanie je odradzał. Przybytek położony był na szesnastym piętrze wieżowca z pięknym widokiem na Los Angeles.

[media]https://static.tripping.com/uploads/image/0/3754/perchla.jpg[/media]

Stolik który wybrał ustawiony był w rogu tarasu z dwoma wygodnymi krzesłami w nowoczesnym stylu jako siedziskami. Nie były one ustawione naprzeciw siebie, a raczej w kształcie litery V, tak że obie osoby miały perfekcyjny widok na rozciągające się poniżej miasto. Kobieta spóźniała się, ale Theo się tym nie przejmował. Nie miał niczego lepszego do roboty.
Wreszcie Liggan się pojawiła. Tym razem miała na sobie czerwoną suknię, a jedyną jej biżuterią był jej kryształ. Była chyba pierwszą Obdarzoną, która nie ukrywała tego kim jest.
Theo natychmiast się podniósł i skłonił uprzejmie. Gdy wyciągnęła w jego stronę dłoń chwycił ją i delikatnie pocałował.
- Mademoiselle Liggan. Dobrze panią widzieć. - to powiedziawszy zrobił krok w bok i odsunął kobiecie krzesło - Mam nadzieję że miejsce pani odpowiada.
- Przyjemny widok - przyznała. - Jak pański ogon? Odpuścili chociaż na chwilę? Czy tak bardzo boją się pańskiego spotkania z ciemnym kryształem? - delikatnie, ale znacząco się uśmiechnęła.
- Czekają piętro niżej w barze z footballem. Oczywiście dali mi z pięćset instrukcji co robić w razie wypadku, katastrofy lotniczej, ataku niezarejestrowanego Obdarzonego et cetera. - Theo dosunął krzesło Liggan do stołu i zajął swoje miejsce. - Irytujące, ale na tę chwilę nic nie poradzę.
- Jakoś to przeżyjemy. Może w końcu się znudzą... W każdym razie, przemyślał pan moją propozycję? Pierwszą i drugą? - przeszła do konkretów.
- Przyjmę każdą pomoc jaką jest wstanie pani zaoferować. - potwierdził - Chciałbym jednak wiedzieć skąd pani wie że mam problemy z bankiem. Nie przypominam sobie żebym komukolwiek o tym wspominał.
- Nie będę ukrywać, że obserwowałam pana od dawna, ale do tej pory nie chciałam się niepotrzebnie mieszać. Byłam... mecenasem profesora Massashiego. Teraz chciałabym wziąć pod swoje skrzydła pana.
- Oh. To wiele wyjaśnia. - Theodor zamilkł na moment by zebrać myśli - Powiem szczerze, jest to bardzo kusząca propozycja, tyle że... Wie pani że dużo może się zmienić gdy odzyskam pamięć? W tym moje poglądy na naszą współpracę i wtedy będzie trzeba renegocjować ewentualne jej warunki. Zakładając oczywiście że dojdziemy dzisiaj do obustronnie satysfakcjonującego porozumienia.
Uśmiechnęła się tym razem szczerze.
- Chyba przecenia pan moje zdolności. Nie jestem telepatką. Miałam zamiar raczej wykorzystać typowe ludzkie słabości i to, że ktoś jest mi winien przysługę. Dzięki temu dostanie się pan do skrytek bez potrzeby korzystania z hasła.
- I co by pani chciała w zamian?
- Cóż, jest kilka rzeczy na których mi zależy... - nachyliła się ku niemu i położyła dłoń na jego dłoni. - I mów mi proszę Ceres.
- Oczywiście. Czego w takim razie pożądasz Ceres? - spytał ujmując delikatnie jej palce - Wiedzy? Dokończenia dzieła Edgara?
- Obu wymienionych przez ciebie rzeczy. Jest jeszcze jeden warunek... Ale to później. - kelner podszedł i zapytał o ich zamówienie.

Ceres zamówiła krwisty wołowy stek z młodymi smażonymi ziemniakami. Theo natomiast zdecydował się na Quiche, słonawe ciasto, w zasadzie placek, nadziany śmietanowo-jajeczną masą z serem, boczkiem i małą górką przypraw. Jako napój wybrali amerykańskie czerwone wino Zinfadel. Był to jeden z tych trunków który pasował do absolutnie wszystkiego, od owoców morza, przez dania z mięsa białego i czerwonego, aż po wegańskie fanaberie. Nie mówili w trakcie zbyt dużo, ciesząc się raczej przyjemną o tej porze dnia temperaturą i widokiem rozciągającego się pod nimi miasta. Krótko skomentowali jakość tutejszego jedzenia. Było dobre, ale nie fantastyczne.

Gdy w końcu skończyli obsługa lokalu wykazała się nieprzeciętnym refleksem, zabierając opróżnione talerze, zostawiając natomiast dwa kieliszki i resztkę czerwonego wina, oraz rachunek. Musieli zauważyć kryształ Liggan, gdyż poruszali się przy niej bardzo ostrożnie. Złoty sięgnął po butelkę i dolał go zarówno sobie, jak i Ceres gdy ta wyraziła na to chęć.
- Wróćmy do naszej wcześniejszej rozmowy… Jaka jest trzecia rzecz której chcesz?
- Jak powiedziałam, później o tym wspomnę. Jeszcze nie jestem pewna czego tak naprawdę chcę - słodko dała do zrozumienia, że nie należy drążyć tego tematu. Nie teraz.
- Oczywiście. Powiedz mi w takim razie coś o sobie. Aż do dzisiejszego dnia nie wiedziałem że istniejesz, a ty jak sama wspomniałaś co nieco o mnie wiesz. Z której części francji pochodzisz?
- Z Prowansji. Szczerze mówiąc, to więcej we mnie włoskiej krwi, w Francji po prostu się urodziłam.
- Piękna okolica. Mam niezbyt jasne wspomnienia schodzenia z gór, bezpośrednio do morza. - Theodor sięgnął po kieliszek i pociągnął z niego oszczędny łyk. - Jeśli mogę być szczery, zaimponowałaś mi tym jak otwarcie pokazujesz że jesteś Obdarzoną. Nie spodziewałbym się tego po obywatelce francji.
- Nigdy nie zamierzam się wstydzić tego kim jestem. Opinia publiczna niewiele mnie interesuje - wyprostowała się.
- I bardzo dobrze. Osobiście nie cierpię tej... dynamiki między Światłem, Obdarzonymi, a zwykłymi ludźmi. Mamy tak duży potencjał by tworzyć rzeczy niezwykłe, by pchnąć cywilizację do przodu, ale marnujemy go na utarczki między sobą. Ta... ciągła kontrola mnie mierzi. Nie przemieniaj się, tutaj podpisz papierek, tutaj pokaż nam swoją moc, tutaj pierdnij. Obdarzeni powinni być wstanie wiele wnosić do społeczeństwa, albo nie powinni istnieć w ogóle.
- Cieszę się, że mamy wspólne poglądy - była ewidentnie zadowolona z tego co powiedział.

Theo sięgnął po swój kieliszek wina i zakręcił nim delikatnie, ogrzewając napój od swoich dłoni. Poświęcił krótką chwilę na zbadanie aromatu po czym wypił resztkę trunku.
- Z drugiej strony ludzie są ze swej natury samolubni. Nie wszyscy oczywiście, ale ewolucja dokładnie to w nas wykształciła. We wszystkich gatunkach na ziemi. Obdarzeni mają o wiele większą… Potęgę od zwykłych ludzi i niekontrolowani mogliby wziąć wszystko czego by chcieli. Przynajmniej tak by to wyglądało w dawnych czasach. Teraz nawet zwykli ludzie są wstanie się bronić. Potrzeba tylko nieco więcej czasu żebyśmy zaczęli pracować prawdziwie razem. Może nie będzie to najbliższe dwadzieścia, czy trzydzieści lat, ale kiedyś… - Złoty przymknął oczy wizualizując sobie taką utopię. Ludzkość pchnięta do przodu dzięki wspólnej pracy naukowców i mocy Obdarzonych. - Pewnego dnia to nastąpi. Gdy cywilizacja będzie na nas gotowa.
- Być może. Nie chcę się jednak martwić przyszłością na zapas. Znacznie więcej przyjemności czeka nas tu i teraz.

Obdarzony skinął głową i wyciągnął portfel z którego wyciągnął gotówkę i włożył do koszyka z rachunkiem.
- W takim razie na nas już pora. - powiedział i podniósł się ze swojego krzesła. Odsunął siedzisko Liggan, pomógł jej wstać, po czym poprowadził ją delikatnie, lecz stanowczo ku wyjściu. Żadne z nich nie musiało nic więcej mówić, oboje wiedzieli czego chce druga osoba. Funkcjonariusze SPdO musieli zaspać, albo byli już mocno wstawieni, bo nikt nie ruszył za dwójką Obdarzonych, powoli kierujących się najpierw do windy, a potem na zewnątrz, na postój taksówek. Szczęśliwie nie musieli czekać na taryfę. Po kilku minutach byli już w hotelu Ceres, zrywając z siebie ubrania z energią nastolatków.
 
Zaalaos jest offline