04-08-2017, 19:55
|
#114 |
Konto usunięte | Do tej pory mniej, lub bardziej, ale bał się, że umrze jak Hoy i Lambo, potem jak Annika i Jack. Że straci szansę na to, by Stany Zjednoczone miały w historii piłki nożnej legendę, którą zamierzał zostać. Że przez głupi wyjazd na klasową wycieczkę i znalezienie się w niewłaściwym miejscu i niewłaściwym czasie wszystko przepadnie. Ale gdy tylko wyjechał na ścieżkę prowadzącą na plażę i zobaczył zaskoczonych dzikusów, strach zamienił się w żądzę zemsty i wyrównania rachunków. Napędzany gniewem dodał gazu i wjechał w tych pojebańców. Miał w dupie, że w większości pod kołami znalazły się kobiety i dzieci. Dla Calistriego to nie byli ludzie, tylko jakieś wynaturzone anomalie, które jedynie wyglądem przypominały człowieka. Karalucha bardziej by żałował, niż tych śmieci.
Z dzikim rechotem satysfakcji czuł, jak ciała dostają się pod koła, jak miażdżone są kości, jak napastnicy nie są w stanie uniknąć rozpędzonego autobusu. Adrenalina buzowała mu w skroniach. To była wojna; skoro tamci chcieli ich wymordować, to zwierzyna musiała stać się myśliwymi. Danny żałował tylko, że przywódca tej bandy, typ w czerwonej koszuli odskoczył i nie został nawet ranny. Ale co się odwlecze... nie teraz, to za chwilę, jeszcze będzie szansa. Teraz liczyło się, żeby zgarnąć ziomków z klasy do autobusu, który - paradoksalnie - okazywał się obecnie jedyną bezpieczną przystanią. Oczywiście mógł ich olać i stwierdzić, że trzeba gdzieś jechać i wezwać pomoc, ale to mimo wszystko nie było w jego stylu. Wygrała prawdziwa natura, a nie ten egoistyczny, egocentryczny, hedonistyczny Calistri, którego za wszelką cenę chciał wszystkim "sprzedać". Maska, która chyba za bardzo mu się spodobała.
Odetchnął z ulgą, widząc na plaży Claire, Kalekę i Deana. Przynajmniej jakieś żywe, znajome twarze i nawet trzymali się w miarę dobrze. Na biegnącego z lewej dzikusa z maczetą nie zamierzał tracić czasu, najwyżej Marty się nim zajmie, jeśli będzie mu się chciało. Podjechał najbliżej trójki znajomych z klasy, otworzył drzwi i machnął do nich energicznie ręką. - Ruszajcie się, te pojeby zaraz tu będą! Gdzie Gbadamosi? Co z pozostałymi?
__________________ [i]Don't take life too seriously, nobody gets out alive anyway.[/i]
Ostatnio edytowane przez Kenshi : 05-08-2017 o 09:00.
|
| |