Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-08-2017, 22:37   #61
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Vex, Angie i Sam na spacerze

Vex ucieszyła się widząc znajome twarze. Strzelanina nie była dla niej czymś nowym i przede wszystkim nigdy w Det nie odczuwała potrzeby by sprawdzać kto się akurat zabija. Z drugiej jednak strony pozostanie znowu z ludźmi, którym nie ufała….
- Chcecie się tam zakraść? - Podniosła się, narzucając na siebie kurtkę.

- Na razie po prostu pójdziemy. Po nocy bez światła i tak będzie nas trudno dostrzec. - powiedział Sam odbierając swój karabin. Właściwie był gotów do wyjścia. Zerknął jeszcze na Angie jak to u niej wygląda ale wyglądało też podobnie więc skinął głową i wyszedł z pomieszczenia kierując się ku schodom na dół.

- Pójdę z wami. - Vex podeszła do Spika i wzięła swój plecak. Odruchowo odpięła spłonkę. Teraz niestety wiedziała, że Patyczak spokojnie naprawi tę “usterkę”, jednak miała nadzieję, ze nie da rady sprowadzić motoru na parter.

Szybkim krokiem podeszła do Sama.
- Znaleźliście coś ciekawego?
- Kocią mamę z kociętami. Mruczące i głaskowe. - uśmiech znów było słychać w głosie najemnika. - Zanieśliśmy je do sąsiedniego pokoju by spokój miały. - machnął głową gdzieś w stronę korytarza skąd przed chwilą przybiegli z Angie wyjaśnił szybko schodząc po schodach na parter.

Kotki? Vex przypomniała sobie z jaką troską Sam objął ją podczas fali. Czyżby Pazur miał opiekuńczą naturę?
- Mnożą ci się podopieczni. - Rzuciła rozbawionym tonem.
- Heh! - parsknął rozbawiony tą uwagą Pazur. - Dobrze, że kuweta wokół jest taka duża. - odpowiedział pogodnie. Przeszli przez parter i stanęli u progu zalanego, nocnego świata zewnętrznego. - Chociaż trochę mokra ta kuweta. - przyznał znacznie mniej ubawionym tonem.
- Będziemy brodzić w tym g… po kolana. - Westchnęła ciężko Vex. - I cała kąpiel idzie się gonić.

Angie w tym czasie marudziła przy drzwiach do pokoju futerek. Nie chciała ich zostawiać, były takie malutkie i potrzebowały opieki i pomocy… ale z drugiej strony ktoś tam strzelał od samochodów, gdzie być może został pan z obrazkami. Może i jego zaatakowała niemiła Tess skoro miała dziś dzień potwora? No i Tess tak ładnie nie mruczała…
- Potem jak chcesz możemy je nakarmić - doskoczyła do Vex i zaczęła nadawać, rozsiewając optymizm. Złapała ją za rękę przy tym i potrząsnęła podekscytowana - A wujek powiedział, że będę mogła jednego wziąć! Żeby pojechał z nami! Bo ty też jedziesz, tak? Chcę żebyś jechała! I została! Będziesz moją drugą ćmą? - spytała robiąc wielkie oczy, ale szybko posmutniała - Znaczy jak byś chciała… może i Roger by chciał? On też jest miły i ma takie super obrazki! Zrobił mi ciemę! - pokazała motocyklistce swój obrazek, podnosząc przedramię - I ma cukierasy na skrzydełkach! Tobie też zrobi… tylko go znajdźmy, dobrze? Martwię się… bo Tess jest dziś potworowata i niemiła i mu może zrobić krzywdę jak mi chciała zanim ją uspokoiłam. Znajdziemy go, tak? I będziemy mogli coś zjeść? Jestem głodna. A ty coś jadłaś? Mogę zrobić kolację. Jak wrócimy. Bo wujek mówi że dobrze robię jedzenie - pierś jej urosła z dumy.

- Mi też bardzo chwalił twoją kuchnię. - Vex w tym mroku nie widziała o jakiej ćmie mówi Angie. Prawdopodobnie chodziło o tatuaż… ta ciemniejsza plama na skórze? - Jakby co mam suche racje, mogę ci dać coś przegryźć
- A masz cukierki? - blondynka rzuciła kontrolne pytanie, mrużąc oczy i spoglądając gdzieś za okno - Jak tam brudno i mokro to sie pobrudzimy… ale nie martw się! - uśmiechu nie było widać, ale jej głos emanował taką radością, że na pewno się uśmiechała - Wujek ci potem pomoże! On bardzo dobrze myje! I czesze też! I umie robić warkoczyki! Albo ja ci pomogę! Też umiem myć! Myłam wujka i dziadka… jak jeszcze do mnie mówił i patrzył - uśmiech i radość na chwilę uleciały, dziewczyna westchnęła. Podjęła dalej gadanie, znowu wesoło - Razem będzie szybciej! I milej. Możemy się myć razem, wujek nie będzie miał nic przeciwko! Jest taki kochany i dobry i troskliwy i umie warkoczyki - powtórzyła, jakby było to bardzo istotne.
- Mogę mieć jakiegoś batona… - Vex zamyśliła się. - .. coś powinno być. Może być baton?

Głośny pisk radości był całą odpowiedzią. Blondynka wyrzuciła ramiona do przodu i objęła miła Vex za szyję tulając ile miała siły. Vex była taka kochana! I miała batoniki i jeszcze się chciała podzielić! No i jeździła moturem! Opanowała się po chwili, bo wujek zawsze powtarzał że trzeba być kultularnym… czy jakimś tam takim. No i wypadało się dobrze zachowywać.
- Tak poproszę! - powiedziała i chyba było okey. Mili ludzie prosili i dziękowali. Chyba że znowu coś poplątała…

Vex zsunęła plecak z ramion i opierając go o kolano przetrzęsnęła zawartość, pod sprzętem do naprawy, jakimś bimbrem i puszkami z konserwami, znalazła kilka aluminiowych zawiniątek.
- Może być lekko zgnieciony. - Podała baton małej. - Co do mycia, może być problem bo mamy mało wody. A tego … - wskazała podbródkiem bagno na zewnątrz, jednocześnie zapinając plecak. - Nie chcemy ani pić ani się w tym myć.
- Dziękuję! - Angela szybko porwała prezent i wyciągnęła go z opakowania żeby zaraz wsadzić do ust. Zamruczała prawie jak futerka w drugim pokoju. Było dobre! Słodkie! I lepiło się do zębów jak lubiła! Pochłonęła połowę na jeden gryz i żując nie przestawała mówić - Można piaskiem… to mycie. Na pustyni tak się z dziadkiem czyściliśmy, nawet smar schodzi! Pokażę jak będzie słońce i jasno i sucho, bo teraz ciemno i mokro - przełknęła głośno - Umyjemy się razem wujku, tak? Tobie też pomogę!
- To musiałoby być bardzo ciekawe mycie. - wujek wydawał się być naprawdę rozbawiony i pomysłem i radosna paplanina nastolatki chyba nastrajała go pozytywnie.
- Dobra, zbieramy się. - powiedział już poważniej i dał kroka w ciemność. Ta zwykła ciemność nocy na Pustkowiach wydawała się tym bardziej spotęgowana przez wodę pod nogami. Nie była szczególnie głęboka bo sięgała poniżej kolan. Ale płynna ciemność zdawała się gęstsza niż ta w powietrzu i pochłaniała dół sylwetki jaka była w niej zanurzona. Każdy ruch nogami powodował cichy szelest tej płynnej ciemności. Angie wiedziała, że to podobnie jak ze skradaniem się po żwirze albo szeleszczącej trawie czy liściach. Czyli utrudniało podejście kogoś zwłaszcza jeśli ten ktoś był czujny.

Wujek jednak narzucił dość raźne tępo stawiając bardziej na szybkość niż ostrożność. Chociaż nie biegli jak te sylwetki jakie majaczyły czasem tam i tu w światłach reflektorów. Wujek chyba nie chciał ryzykować marszu na przełaj przez zalany teren choć była to nakrótsza droga do kolumny pojazdów. Wybrał tą samą drogę którą niedawno jechali i choć też była zalana to jednak dawała większe szanse na uniknięcie różnych niespodzianek skrytych pod wodą.

Doszli razem do tej głównej drogi jaką przyjechali od siedziby Rogera i która porwadziła w głąb osady. Do pierwszych świateł samochodów mieli jeszcze z jakieś kilkadziesiąt kroków. Światło refletorów trochę raziło po oczach więc trzeba było mrużyć oczy albo zasłaniać je ramieniem.


I zobaczyli i usłyszeli jak ktoś przebiega ciężko przez wodę rozchlapując ją. Zanim doszli do głównej drogi też widzieli jak podobnie biegnie kilka sylwetek. Ale wtedy były zbyt daleko by je łapać. Tego akurat biegnącego który biegł jakby uciekał od kolumny samochodów wujek złapał i przytrzymał.

- Stój! - krzyknął rozkazująco Pazur łapiąc delikwenta obydwiema nogami. Ten szarpnął się jakby próbował się wyrwać ale wujek Zordon trzymał go zbyt mocno.
- Puszczaj! - krzyknął jakiś facet wciąż wierzgając i próbując się wyrwać.
- Co tam się dzieje?! - krzyknął na niego wujek potrząsając złapanym mężczyzną.
- Nie wiem! To ci sekciarze! Coś im odwaliło i zaczęli strzelać! Oni zawsze byli pojebani! Puszczaj mnie, nic ci nie zrobiłem! - krzyknął rozpaczliwie mężczyzna widząc, że tak łatwo się z uchwytu wujka nie wyrwie. Wujek chyba go puścił bo mężczyzna cofnąl się o krok, spojrzał na ich sylwetki i znów zaczął biec w stronę budynków.

- Dobra. Chodźmy ale ostrożnie. Dalej mogą tam komuś puścić nerwy jak się postrzelali dopiero co. - powiedział wujek patrząc chwilę za oddalającym się mężczyzną a potem odwracając się przodem do czoła kolumny. Ta była dość “polamana”. Widać było, że pojazdy nie stoją w równym rzędzie na drodze tylko pod kątem, chyba na poboczu, powykrzywiane względem siebie podobnie jak auto jakim sami przyjechali. Strzałów nadal nie było słychać i zrobiło się tam znacznie ciszej. Czasem w świetle reflektorów widać było jakąś sylwetkę ludzką ale już raczej nie w biegu.

Zrobiło się niefajnie i tak… nerwowo. Do tego czarność dookoła i zła woda pod nogami.
- Wujku… dlaczego ci ludzie uciekają? Coś ich goni? Do czego strzelają? Do potworów? A może… co to sekciarze? Czy coś się stało Rogerowi? - przy ostatnim pytaniu Angie jakby przeszedł prąd. Pan z obrazkami mógł tam być! Mogli mu zrobić kuku, albo i utrupić! Albo miał kłopoty. Ściągnęła karabin z ramienia i odbezpieczyła zawwczasu. Dziadek uczył, że jak jest problem to lepiej iść przygotowanym. Na skradanie nie było sensu, za mokro i mało czasu, bo jak znowu się tam postrzelają?
- Roger?! - krzyknęła do samochodów z przodu - Jest tam Roger od obrazków?!

Marsz w wykonaniu Vex to była katorga. Gdy zobaczyła nadbiegającego faceta miała ochotę po prostu do niego strzelić by wyładować frustrację. Przemoczone buty, ciemności, bandy strzelających do siebie idiotów… może gdyby nie było wody poczułaby się nawet jak w domu, ale ludzie, to jedno wielkie bagno!
- Jeśli tam jest może się chować. - Powiedziąła do krzyczącej Angie starając się odciągnąć myśli od podsiąkających spodni. - Lepiej będzie jak podejdziemy i sprawdzimy, co?
- Nie wiem kto tam do kogo strzela Angie. Ale zaraz to sprawdzimy. Ale potem pogadamy więcej dobrze? - powiedział wujek z wyczuwalną ostrożnością i napięciem w głosie. Szedł teraz dużo wolniej tym razem stawiając na ostrożność niż szybkość. Choć nadal nie można było uznać, że się skrada. Zresztą okolice drogi były dość ubogie kryjówki wystające ponad zalany poziom. Wujek szedł z karabinkiem w dłoniach który miał trochę na skos swojej sylwetki z kolbą na górze z jednej strony i lufą na dole z drugiej.

W miarę jak się zbliżali obraz zaczął się klarować. Widzieli już sylwetki jakie czasem poruszały się do albo od jakiegoś pojazdu. Przynajmniej u części z nich była widoczna jakaś broń w dłoniach. Chociaż raczej ją nieśli niż celowali do kogoś. Doszli tak do pierwszego samochodu a potem kolejnego. W nim jakaś kobieta pośpiesznie próbowała się i pakować i uspokoić dwójkę przestraszonych dzieci. Wujek jednak szedł w kierunku trzeciego czy czwartego pojazdu jakim była jakaś furgonetka. Przy niej stało najwięcej ludzi. Stali raczej nieruchomo przyglądając się czemuś. To coś musiało być z drugiej strony drogi, na poboczu. Sam samochód też był przekrzywiony tak, że stał pod skosem do linii drogi przez co widać było głównie jego burtę.


Angie nie wytrzymała i wyrwała do przodu przed dwójkę dorosłych. Przepchnęła się bez większych trudności przez te kilka osób jakie otaczały furgonetkę. Mogła już zobaczyć co tak przykuwa ich uwagę. Kobieta. Młoda, naga kobieta. Zdecydowanie martwa. Posiekana pociskami, charakterystycznymi wyrwami od śrutu gdy uderza z niewielkiej odległości, pokłuta i pocięta ostrzami. Świeżo zabita. Krew jeszcze wciąż wypływała z otwartych ran i ust. Tess. To była Tess. Leżała na plecach kołysząc się lekko na wodzie i wpatrując sie martwo w nocne niebo. W wodzie w światłach relfektorów widać było purpurową chmurę jaka przylegała w głębi wody do jej ciała. Mroczna woda jaskrawo kontrasotwała z jej bladym, nagim ciałem.

Był też Roger. Siedział na brzegu furgonetki z nogami zanurzonymi w wodzie. Wciąż był w samych spodniach i wpatrywał się w zabitą kobetę. W dłonach trzymał jakiś rewolwer. Twarz miał mokrą i od wody i od krwi. Tak samo jak tors. Siedział i intensywnie wpatrywał się w kołyszącą się na wodzie Tess.

Wujek i Vex którzy doszli do gromadki gapiów przy furgonetce ledwie moment później też widzieli to samo. Słyszeli też to co od czasu do czasu półgłosem mówił któryś ze zgromadzonych.

- Mówię wam, że ją trafiłem. - powiedział jakiś brodacz zaniepokojnym głosem potrząsając swoją strzelbą. - No sami zobaczcie. To z boku co ma to ode mnie. Wtedy jaksię na chwilę odwróciła do mnie. - mówił dalej jakby chciał przekonać resztę. Ciało Tess faktycznie nosiło ślady śrutu. Śrut wbił się w jej bok gdzieś na pograniczu lini żeber i brzucha. Musiał wbić się z bliska, pewnie z paru kroków bo szatkowana plama rany była dość mała ale za to gęsta. Gdzieś tak, że można by było przykryć ją dwiema dłońmi dorosłego człowieka. Taki strzał jakby nawet nie był zabójczy dla trafionego powinien go skutecznie wyłączyć z walki.
- Chujowo strzeliłeś. Jak oberwała to czemu wstała? - zapytał któryś inny wskazując na ciało pistoletem.
- Może śrut masz słaby. Wszyscy wiedzą, że te samoróbki od Pata to tandeta i rżnie na czym się da jak może. I potem o! Jaki jest efekt. Powinno zdjąć kogoś a ten se nic z tego nie robi. - powiedział drugi wskazując wymownie na kołyszące się na wodzie ciało. Facet ze strzelbą spojrzał krytycznie na swoją broń jakby się zastanwaiał czy to może być wina amunicji.
- Ja ją siekłem nożem. A ona nic. No jakaś naćpana chyba. No jak ktoś tak oberwie to no powinien się złożyć. Znaczy jak ktoś normalny. I jescze potem ją siekłem łomem. I no zobaczcie na jej rękę. Mówię wam, że musiało coś jej tam strzelić. Żaden kurwa trzeźwy człowiek by tak nie fikał ze złamaną ręką tak jak ona. - inny facet też wskazał na marte ciało dodając swoje uwagi o sotoczonej właśnie walce. Chwilę trwała taka wymiana zdań i uwag i wychodziło z nich, że każdy z zebranych mężczyzn jakoś zdzielił, uderzył czy strzelił do Tess a na niej chyba coś niezbyt to robiło wrażenie sądząc po ich reakcji.
- Dobrze, że ten w końcu zrobił z nią porządek. - powiedział ten z pistoletem patrząc na cicho siedzącego w bocznych drzwiach furgonetki Rogera. Postukał się przy tym palcem w czoło bo u Tess gdzieś w tym miejscu widać było sporą dziurę. Zupełnie jak od bezposredniego trafienia w głowę.

Angie zastygła w pół kroku, przenosząc mało rozumny wzrok z pana z obrazkami na panią z obrazkami. Nie związał jej, a prosiła. Mówiła żeby ją związał dopóki się nie uspokoi i minie jej dzień potwora… ale żeby usypiać? Kulami i nożami? Wyglądało, że się lubią i to tak bardzo, a mimo tego patrząc na pocięte i poszatkowane ciało blondynka nie potrafiła pozbyć sie niemiłego wrażenia, że coś tu jest bardzo, ale to bardzo nie tak. Za dużo ran, w tym takich które powinny powalić człowieka od razu. Ograniczyć mu zdolność poruszania i działania. Uziemić, wbić w złą wodę i tam pozostawić, ale według zasłyszanych relacji… Tess chodziła i ruszała się całkiem żwawo, pomimo tego co jej zrobiła rodzina. Rodzina… zrobiła jej krzywdę, ale dlaczego? Bo ciągle zachowywała się tak jak w pokoju? I dlaczego tyle żyła, chociaż nie powinna?

Wzrok powędrował jej odruchowo do Rogera. Siedział tam cichy i niemrawy, cały we krwi. Przez chwilę wyobraziła sobie, że ktoś każe jej uśpić wujka… aż się zatrzęsła na samą myśl. Ominęła zwłoki i gapiów, idąc do bocznych drzwi furgonetki, rozpaczliwie probując wymyślić coś mądrego, ale nie była wujkiem. Była tylko Angie i teraz różnica między ich wiedzą przytłaczała tym mocniej, jednak stanie z boku odpadało. Pan z obrazkami wyglądał na takiego smutnego, aż serce ściskało jak się na niego patrzyło. Wypadało coś powiedzieć, pocieszyć,tylko jak? Nie miała już batoników. Macnęła się po kieszeni spodni i wyjęła kulkę materiału. Była jeszcze sucha i czysta, powinna się nadać.

- Boli cię gdzieś na skórze? - spytała przysiadając na rancie podłogi obok miłego pana. Wyprostowała też szmatkę, która okazała się jasnożółtą bandaną z różowym koniem. Takim co miał jednego roga na środku czoła i jeszcze skrzydełka jak jakiś ptaszek. - Potrzebujesz bandaż? Wujek umie bandaże to ci założy. Proszę - wcisnęła mu chustę z niepewną miną - Jesteś brudny. Trzeba cię wyczyścić… - drgnęła i przeszła na szept- Widziałam kiedyś lisa ze wścieklizną. On gryzł i drapał inne zwierzęta i był chory. Dziadek mówił, że chorobę ma we krwi… musimy cię umyć, żebyś i ty nie zachorował jak Tess. Proszę, posłuchaj Angie - bodźnęła go chustą jeszcze raz.

Vex przyglądała się całej scenie z niedowierzaniem. W głowie liczyła czym trafiono, tą nagą kobietę. Jej myśli przerwała dopiero Angie, która na chwilę zasłoniła ten makabryczny obrazek. Zerknęła na Sama, ciekawa jego reakcji. Angie proponowowała mu czyszczenie? Zaczynała być ciekawa czy ta rodzinka oferuje to wszystkim.
- Sam… czy Angie jest blisko z Rogerem?
- No jak wszedłem do pokoju to już nie. - rzekł z przekąsem wujek takim tonem jakby niezbyt mu się podobało to co zastał w pokoju Rogera. Ale całość sceny też zdawała się na nim robić wrażenie. Choć obserwował w milczeniu. Wyszedł jednak przez prawie magicznym kręgiem dwóch kroków jaki otaczał pływające, nagie kobiece ciało i przyjrzał się jej dokładniej. Zapalił latarkę przy swoim karabinie i w jej jaskrawym świetle całą tą krew i rany widać było jeszcze bardziej dokładnie. Po chwili takich oględzin zgasił światło i pokręcił głową.

Angie zaś zdołała się zająć Rogerem. Było to dość łatwe bo siedział on prawie całkowicie biernie. Trochę niepokojące było jak podrapał się po skroni. Lufą rewolweru. Raczej jednak słabo reagował na czynności i słowa natolatki więc ta bez większych trudności mogła chociaż mniej więcej oczyścić jego ciało z krwi i brudu. Mniej więcej bo by zrobić to jak należy przydałoby się więcej, czystej wody a przy sobie mieli tylko to co w już niezbyt pełnych manierkach. Ale choć światło nie było najlepsze bo oświetlały ich reflektory sąsiedniego pojazdu to zdołała się zorientować, że większość widocznej krwi to rozbryzgi a nie rany. Widać był blisko kogoś kto oberwał. Udało jej się całkiem dobrze oczyścić jego twarz ale choć dość niepokojąca kroplowato - rozbrygana maska czerwonych kropek i plan znikła z jego twarzy to teraz jeszcze bardziej widać było jakieś takie wyłączenie.

- Ahngie. Roger jest chyba w szoku. Trzeba być łagodnym i cierpliwym. Powinno mu to przejść. Tak myślę. - powiedział łagodnie wujek odchodząc od ciała Tess i podchodząc do furgonetki. Przyglądał się chwilę jak dłonie blondynki operują chusteczką między twarzą mężczyzny a jej manierką. - A wy. Dobrze się spisaliście ale już koniec. Nie ma tu nic do oglądania. Nie macie czegoś do zrobienia? - powiedział głośniej do otaczających ich mężczyzn wciąż trzymających broń w dłoniach. Ci spojrzeli na niego, na siebie nawzajem, na pływające ciało i nastała chwila konsternacji.

- A co z nią? A jak udaje? - zapytał pistoleciarz wskazując na nagie ciało kobiety.
- Może to wampir? No co się tak gapicie!? Słyszałem, że są. Jaki człowiek by przeżył takie coś? Mówię wam odrąbmy jej na wszelki wypadek głowę. Mam siekierę w samochodzie, zaraz… - ten ze strzelbą odezwał się i choć na uwagę o wampirach sporo twarzy wydawało się kręcić nosem to jednak nikt głośno nie zaprotestował. Nikt chyba też nie miał zamiaru protestować pomyśle z głową i siekierą. W końcu jeśli nie żyła to jej i tak wszystko jedno.

- Zostawcie ją! Spierdalać! Wszyscy kurwa won! Ale już! Bo was kurwa wystrzelam jak psy! - Roger nagle zerwał się z podłogi na której siedział i wyrwał do prozdu groźnie machając rewolwerem. Wyglądał dość esperacko i chyba nikt z mężczyzn nie miał potrzeby sprawdzać jak bardzo owi na serio. Więc grupka dość szybko rozpierzchła się do swoich samochodów. Roger zaś widząc, że odchodzą stanął nad ciałem Tess i znów zaczął się w nie wpatrywać. Kręcił przy tym głową jakby nie mógł uwierzyć w to co widzi.

Vex spojrzała na Sama zaskoczona, ale na cmoknięcie pozwoliła sobie dopiero gdy odszedł. A więc Angie i Roger zirytowali wujaszka. Nie ruszyła za nim, to nie była jej impreza i nie zamierzała się do niej przyłączać. Pistolet trzymała w pogotowiu na wypadek, gdyby któryś z zabijaków postanowił poza martwą Tess poćwiartować jeszcze kogoś.

Chyba coś zepsuła, ale Angie nie wiedziała co. Zrobiła coś nie tak? Mimo całej straszności sytuacji cieszyła się, że widzi pana z obrazkami całego, że nie zmyła go zła woda i chyba nawet nie stała mu się krzywda. Najpierw nie odpowiadał, potem tylko krzyczał. Myślała że jemu też będzie miło, że reszcie nic nie jest, ale nie. Patrzył na ciało, ignorując pozostałą okolicę, a ciągle stali w wodzie, było ciemno i w czarności mogły zasadzkować inne potwory. I ludzie się bali. Blondynka też się bała. Za dużo krzyków i obcych i tak jakoś… zimno. Na kręgosłupie. I w piersi, tak po lewej stronie. Patrzyła na zakrwawioną szmatkę, mnąc ją mechanicznie w palcach. Nie rozumiała co ludzie mówili, kolejne pytania tylko czekały żeby zasypać nimi wujka, ale wujek powiedział że potem. Nie teraz… ale teraz Angie nie wiedziała co zrobić, co się dzieje. Cofnęła się w myślach do tyłu, do domu. Do dziadka. Jego słów i nauk. Tyle razy mówił i powtarzał i jeszcze więcej powtarzał co ma zrobić, jeśli znajdzie się w danej sytuacji. Schronienie, zapasy, bezpieczeństwo dla siebie. Zabezpieczenie terenu jeżeli oprócz niej znajduje się ktoś jeszcze. Tak, dziadek był bardzo mądry. I nigdy nie było, że nie wiedział co robić. Nie wahał się też, więc ona również nie mogła. Wstała, odrzucając bandanę na podłogę furgonetki.

- Teraz czarność, zła woda. - pokazała na czarną ciecz i czarną czarność nocy - Za dużo wody, nie da się zrobić grobu. Tess poczeka, nikt jej nie zabierze. Do rana, jak woda zniknie. Wtedy można kopać, teraz… no nie da się. Teraz trzeba przykryć i odejść o tam - ręka pokazała kierunek gdzie czekała knuja, Patyk i miła Mewa. I motur oczywiście - Tam więzienie. Piętro, jest sucho. Byliśmy tam, jak szła ta… fala? - odwróciła się do wujka jakby chciała się upewnić czy dobrze pamięta. Wzruszyła ramionami - Teraz nie będzie studni, nie będzie dobrej wody i zapasów. Wszystko złe i brudne. Pokażone. Niedobre i - poruszyła ustami, szukając szybko odpowiednich słów, ale słownik miała bardzo ubogi. Pokręciła głową i dukała dalej, nie zamierzając się poddawać. Dziadek też się nie poddawał - W brykach coś jest, zapasy. Kocyki można wysuszyć, jedzenie i wodę przenieść. I szpej. Żeby już nie mókł… też na górę, na piętro. Da się… spać i… jest bezpiecznie. Sprawidzliśmy z wujkiem i nic… nic nie zasadzkuje. Są tylko futerka, ale one nikogo nie skrzywdzą. Poczekajmy do rana. Rano będzie słońce i… - nagle skurczyła się w sobie i wbiła wzrok w karabin. Zaraz zaczną się śmiać, jak wtedy na plaży kiedy pytała o łódkę co jeździ po wodzie. Nie powinna się odzywać, ale chyba… chyba powiedziała zrozumiale co jej chodziło po głowie.

Vex przysłuchiwała się małej i dopiero jak skończyła podeszła do niej i poklepała po ramieniu. Najwyraźniej Angie coś w tej sytuacji rąbnęło. W sumie… Jeśli ten typek był jej pierwszym.
- No.. czeka nas kupa roboty. - Zerknęła na Sama i Rogera. - Załadujcie Tess do furgonetki, a ja spróbuję ruszyć ten złom. - Wyminęła Angie i bez skrupułów załadowała się na miejsce kierowcy.

Roger dalej się nie odzywał ale wujek który dotąd patrzył i na mówiącą blondynke i potem brunetkę. Gdy skończyły wrócił właśnie spojrzeniem do wytatuowanego półnagiego mężczyzny. I chyba czekał na jakąś odpowiedź albo reakcję. Ale, że się nie doczekał to w końcu sam przejął pałeczkę rozmowy.
- Słyszałeś Roger? Dziewczyny dobrze mówią. Chodź z nami. - powiedział kładąc mu dłoń na ramieniu i wskazując na otwarte drzwi furgonetki. Ta zaś pod ręką i nogą dziewczyny z Det zachrypiała, zamiauczała, zarzęziła ale w końcu odpaliła. Choć na wyczucie i ucho Vex to jej stan był dość niepewny. Czy wcześniej czy przez tą falę to jednak bez sprawdzania nie była pewna. Ale dojechać co więzienia chyba powinna.

- Zabierzemy Tess ze sobą. Dobrze? Jutro, w dzień pomyślimy co dalej zrobić z tym wszystkim. Dobrze? - zapytał najemnik patrząc pytająco na Rogera. Ten jednak ciężko było powiedzieć by jakoś senswonie zaregwoał. Trochę kręcił a trochę kiwał głową i nie szło tego jednocznaznie zinterpretować czy jest na tak czy nie. Wujek więc puścił jego ramię i powoli zaczął pochylać się w stronę ciała zabitej kobiety. Wtedy jednak Roger się ożywił.

- Zostaw ją! - syknął ze złością po czym wsadził sobie rewolwer w spodnie i sam schylił się by podnieść blade i mokre ciało. Wujek w uspokajającym geście uniósł obie dłoniew górę i cofnął się o pół kroku. Roger w tym czasie wziął ciało na ręce i zaniósł je do samochodu. Przeszedł obok Angie i położył ciało Tess na podłodze pojazdu. Klapnął obok.
Wujek wrócił do pojazdu i siadł na bocznej ławeczce kufra. - Chodź Angie. Wracamy do siebie. - powiedział przywołując nastolatkę gestem.

Blondynka pokręciła przecząco głową, nie ruszajac się z miejsca. Patrzyła to na bryka, to na ludzi w dalszej okolicy, to na niebo. Potem długo wślepiała się w mrok jakby chciała widzieć co w sobie skrywa.
- Nie. Nie… nie chcę, bo… - zaczęła i zacisnęła usta. Karabin wrócił do jej rąk, tak było lepiej - strzały, krzyki, hałasy. Dużo, za dużo. Za głośno. Przyciągają uwagę, a przez popsutą tamę… panika. Zwierzęta, potwory jeśli jakieś jeszcze tu są. Inne, lub… sprawdę. Wy i tak… tupiecie. Wujku pilnuj Vex i… - zrobiła przerwę, ale szybko dokończyła -... i Rogera. I futerek. Ja się przejdę, wiem gdzie iść. Sprawdzę, czy nie zwróciliśmy za dużej uwagi. Czy coś nie zasadzkuje. Potem wrócę.

Vex wychyliła się przez okno kierowcy.
- Dobrze słyszę, że migasz się od zrobienia nam kolacji? - Powiedziała uśmiechając się do nastolatki.
- Przecież wrócę - Angela nadal trwała przy swoim - Akurat się rozpakujecie i… nie… chcę iść. Ze szpejem niech leniwa knuja wam pomoże. W końcu zrobi coś dobrego - skrzywiła się na wspomnienie niemiłej pani.

- Idziesz z nią? - Vex zerknęła na Sama.
- Nie! - odpowiedź wyszła nastolatce trochę za głośna i nerwowa. Spojrzała na wujka i podrapała się lufą karabinu po łydce - Poradzę sobie, jedź z nimi. Bo ja i tak… to mi wychodzi - odwróciła się plecami do furgonu.

Wujek uniósł brwi w geście zdziwienia i na chwilę zamarł z wyciągnietą ręką najwyraźniej nie spodziewając się takiego obrotu sprawy. Westchnął, podrapał się po skroni kciukiem, spojrzał na otępiałego Rogera a raczej jego boczno - tylny profil, potem na siedzącą przed nim brunetkę za kierownicą aż wreszcie uśmiechnął się łagodnie. - Angie. Nie rozdzielamy się. Albo jedziesz z nami albo ja idę razem z tobą. - powiedział i popatrzył na nastolatkę łagodnym wzrokiem.

Dlaczego nie mogli pojechać i tyle? Angie nie chciała tam wsiadać, chciała iść i miała karabin. Czego więcej potrzebowała?
- Poradzę sobie - burknęła - Oni nie. To niedaleko. Daj mi iść. Tak… będzie dobrze dla wszystkich.
- Och wiem, że na pewno byś dała sobie radę Angie. - powiedział z uśmiechem wujek wstając ze swojego miejsca. - Ale lepiej to chyba by było dla każdego ale nie dla nas. - dodał wskazując palcem na swoją i jej pierś. - Jedź Vex. Zaraz do was dojdziemy. - powiedział do kierowcy gdy zasunął boczne drzwi. Machnął dłonią na pożegnanie i znów wziął pod skosem swój karabinek w dłonie.
- No to chodź Angie. Idziemy. - powiedział ruszając przez zalaną wodą drogę. - Coś się stało Angie? - zapytał po kilku krokach gdy mijali ludzi w jakimś samochodzie. Im coś chyba nie chciał odpalić tak jak przed chwilą odpaliła furgonetkę Vex.
 
Aiko jest offline