Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-08-2017, 22:37   #61
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Vex, Angie i Sam na spacerze

Vex ucieszyła się widząc znajome twarze. Strzelanina nie była dla niej czymś nowym i przede wszystkim nigdy w Det nie odczuwała potrzeby by sprawdzać kto się akurat zabija. Z drugiej jednak strony pozostanie znowu z ludźmi, którym nie ufała….
- Chcecie się tam zakraść? - Podniosła się, narzucając na siebie kurtkę.

- Na razie po prostu pójdziemy. Po nocy bez światła i tak będzie nas trudno dostrzec. - powiedział Sam odbierając swój karabin. Właściwie był gotów do wyjścia. Zerknął jeszcze na Angie jak to u niej wygląda ale wyglądało też podobnie więc skinął głową i wyszedł z pomieszczenia kierując się ku schodom na dół.

- Pójdę z wami. - Vex podeszła do Spika i wzięła swój plecak. Odruchowo odpięła spłonkę. Teraz niestety wiedziała, że Patyczak spokojnie naprawi tę “usterkę”, jednak miała nadzieję, ze nie da rady sprowadzić motoru na parter.

Szybkim krokiem podeszła do Sama.
- Znaleźliście coś ciekawego?
- Kocią mamę z kociętami. Mruczące i głaskowe. - uśmiech znów było słychać w głosie najemnika. - Zanieśliśmy je do sąsiedniego pokoju by spokój miały. - machnął głową gdzieś w stronę korytarza skąd przed chwilą przybiegli z Angie wyjaśnił szybko schodząc po schodach na parter.

Kotki? Vex przypomniała sobie z jaką troską Sam objął ją podczas fali. Czyżby Pazur miał opiekuńczą naturę?
- Mnożą ci się podopieczni. - Rzuciła rozbawionym tonem.
- Heh! - parsknął rozbawiony tą uwagą Pazur. - Dobrze, że kuweta wokół jest taka duża. - odpowiedział pogodnie. Przeszli przez parter i stanęli u progu zalanego, nocnego świata zewnętrznego. - Chociaż trochę mokra ta kuweta. - przyznał znacznie mniej ubawionym tonem.
- Będziemy brodzić w tym g… po kolana. - Westchnęła ciężko Vex. - I cała kąpiel idzie się gonić.

Angie w tym czasie marudziła przy drzwiach do pokoju futerek. Nie chciała ich zostawiać, były takie malutkie i potrzebowały opieki i pomocy… ale z drugiej strony ktoś tam strzelał od samochodów, gdzie być może został pan z obrazkami. Może i jego zaatakowała niemiła Tess skoro miała dziś dzień potwora? No i Tess tak ładnie nie mruczała…
- Potem jak chcesz możemy je nakarmić - doskoczyła do Vex i zaczęła nadawać, rozsiewając optymizm. Złapała ją za rękę przy tym i potrząsnęła podekscytowana - A wujek powiedział, że będę mogła jednego wziąć! Żeby pojechał z nami! Bo ty też jedziesz, tak? Chcę żebyś jechała! I została! Będziesz moją drugą ćmą? - spytała robiąc wielkie oczy, ale szybko posmutniała - Znaczy jak byś chciała… może i Roger by chciał? On też jest miły i ma takie super obrazki! Zrobił mi ciemę! - pokazała motocyklistce swój obrazek, podnosząc przedramię - I ma cukierasy na skrzydełkach! Tobie też zrobi… tylko go znajdźmy, dobrze? Martwię się… bo Tess jest dziś potworowata i niemiła i mu może zrobić krzywdę jak mi chciała zanim ją uspokoiłam. Znajdziemy go, tak? I będziemy mogli coś zjeść? Jestem głodna. A ty coś jadłaś? Mogę zrobić kolację. Jak wrócimy. Bo wujek mówi że dobrze robię jedzenie - pierś jej urosła z dumy.

- Mi też bardzo chwalił twoją kuchnię. - Vex w tym mroku nie widziała o jakiej ćmie mówi Angie. Prawdopodobnie chodziło o tatuaż… ta ciemniejsza plama na skórze? - Jakby co mam suche racje, mogę ci dać coś przegryźć
- A masz cukierki? - blondynka rzuciła kontrolne pytanie, mrużąc oczy i spoglądając gdzieś za okno - Jak tam brudno i mokro to sie pobrudzimy… ale nie martw się! - uśmiechu nie było widać, ale jej głos emanował taką radością, że na pewno się uśmiechała - Wujek ci potem pomoże! On bardzo dobrze myje! I czesze też! I umie robić warkoczyki! Albo ja ci pomogę! Też umiem myć! Myłam wujka i dziadka… jak jeszcze do mnie mówił i patrzył - uśmiech i radość na chwilę uleciały, dziewczyna westchnęła. Podjęła dalej gadanie, znowu wesoło - Razem będzie szybciej! I milej. Możemy się myć razem, wujek nie będzie miał nic przeciwko! Jest taki kochany i dobry i troskliwy i umie warkoczyki - powtórzyła, jakby było to bardzo istotne.
- Mogę mieć jakiegoś batona… - Vex zamyśliła się. - .. coś powinno być. Może być baton?

Głośny pisk radości był całą odpowiedzią. Blondynka wyrzuciła ramiona do przodu i objęła miła Vex za szyję tulając ile miała siły. Vex była taka kochana! I miała batoniki i jeszcze się chciała podzielić! No i jeździła moturem! Opanowała się po chwili, bo wujek zawsze powtarzał że trzeba być kultularnym… czy jakimś tam takim. No i wypadało się dobrze zachowywać.
- Tak poproszę! - powiedziała i chyba było okey. Mili ludzie prosili i dziękowali. Chyba że znowu coś poplątała…

Vex zsunęła plecak z ramion i opierając go o kolano przetrzęsnęła zawartość, pod sprzętem do naprawy, jakimś bimbrem i puszkami z konserwami, znalazła kilka aluminiowych zawiniątek.
- Może być lekko zgnieciony. - Podała baton małej. - Co do mycia, może być problem bo mamy mało wody. A tego … - wskazała podbródkiem bagno na zewnątrz, jednocześnie zapinając plecak. - Nie chcemy ani pić ani się w tym myć.
- Dziękuję! - Angela szybko porwała prezent i wyciągnęła go z opakowania żeby zaraz wsadzić do ust. Zamruczała prawie jak futerka w drugim pokoju. Było dobre! Słodkie! I lepiło się do zębów jak lubiła! Pochłonęła połowę na jeden gryz i żując nie przestawała mówić - Można piaskiem… to mycie. Na pustyni tak się z dziadkiem czyściliśmy, nawet smar schodzi! Pokażę jak będzie słońce i jasno i sucho, bo teraz ciemno i mokro - przełknęła głośno - Umyjemy się razem wujku, tak? Tobie też pomogę!
- To musiałoby być bardzo ciekawe mycie. - wujek wydawał się być naprawdę rozbawiony i pomysłem i radosna paplanina nastolatki chyba nastrajała go pozytywnie.
- Dobra, zbieramy się. - powiedział już poważniej i dał kroka w ciemność. Ta zwykła ciemność nocy na Pustkowiach wydawała się tym bardziej spotęgowana przez wodę pod nogami. Nie była szczególnie głęboka bo sięgała poniżej kolan. Ale płynna ciemność zdawała się gęstsza niż ta w powietrzu i pochłaniała dół sylwetki jaka była w niej zanurzona. Każdy ruch nogami powodował cichy szelest tej płynnej ciemności. Angie wiedziała, że to podobnie jak ze skradaniem się po żwirze albo szeleszczącej trawie czy liściach. Czyli utrudniało podejście kogoś zwłaszcza jeśli ten ktoś był czujny.

Wujek jednak narzucił dość raźne tępo stawiając bardziej na szybkość niż ostrożność. Chociaż nie biegli jak te sylwetki jakie majaczyły czasem tam i tu w światłach reflektorów. Wujek chyba nie chciał ryzykować marszu na przełaj przez zalany teren choć była to nakrótsza droga do kolumny pojazdów. Wybrał tą samą drogę którą niedawno jechali i choć też była zalana to jednak dawała większe szanse na uniknięcie różnych niespodzianek skrytych pod wodą.

Doszli razem do tej głównej drogi jaką przyjechali od siedziby Rogera i która porwadziła w głąb osady. Do pierwszych świateł samochodów mieli jeszcze z jakieś kilkadziesiąt kroków. Światło refletorów trochę raziło po oczach więc trzeba było mrużyć oczy albo zasłaniać je ramieniem.


I zobaczyli i usłyszeli jak ktoś przebiega ciężko przez wodę rozchlapując ją. Zanim doszli do głównej drogi też widzieli jak podobnie biegnie kilka sylwetek. Ale wtedy były zbyt daleko by je łapać. Tego akurat biegnącego który biegł jakby uciekał od kolumny samochodów wujek złapał i przytrzymał.

- Stój! - krzyknął rozkazująco Pazur łapiąc delikwenta obydwiema nogami. Ten szarpnął się jakby próbował się wyrwać ale wujek Zordon trzymał go zbyt mocno.
- Puszczaj! - krzyknął jakiś facet wciąż wierzgając i próbując się wyrwać.
- Co tam się dzieje?! - krzyknął na niego wujek potrząsając złapanym mężczyzną.
- Nie wiem! To ci sekciarze! Coś im odwaliło i zaczęli strzelać! Oni zawsze byli pojebani! Puszczaj mnie, nic ci nie zrobiłem! - krzyknął rozpaczliwie mężczyzna widząc, że tak łatwo się z uchwytu wujka nie wyrwie. Wujek chyba go puścił bo mężczyzna cofnąl się o krok, spojrzał na ich sylwetki i znów zaczął biec w stronę budynków.

- Dobra. Chodźmy ale ostrożnie. Dalej mogą tam komuś puścić nerwy jak się postrzelali dopiero co. - powiedział wujek patrząc chwilę za oddalającym się mężczyzną a potem odwracając się przodem do czoła kolumny. Ta była dość “polamana”. Widać było, że pojazdy nie stoją w równym rzędzie na drodze tylko pod kątem, chyba na poboczu, powykrzywiane względem siebie podobnie jak auto jakim sami przyjechali. Strzałów nadal nie było słychać i zrobiło się tam znacznie ciszej. Czasem w świetle reflektorów widać było jakąś sylwetkę ludzką ale już raczej nie w biegu.

Zrobiło się niefajnie i tak… nerwowo. Do tego czarność dookoła i zła woda pod nogami.
- Wujku… dlaczego ci ludzie uciekają? Coś ich goni? Do czego strzelają? Do potworów? A może… co to sekciarze? Czy coś się stało Rogerowi? - przy ostatnim pytaniu Angie jakby przeszedł prąd. Pan z obrazkami mógł tam być! Mogli mu zrobić kuku, albo i utrupić! Albo miał kłopoty. Ściągnęła karabin z ramienia i odbezpieczyła zawwczasu. Dziadek uczył, że jak jest problem to lepiej iść przygotowanym. Na skradanie nie było sensu, za mokro i mało czasu, bo jak znowu się tam postrzelają?
- Roger?! - krzyknęła do samochodów z przodu - Jest tam Roger od obrazków?!

Marsz w wykonaniu Vex to była katorga. Gdy zobaczyła nadbiegającego faceta miała ochotę po prostu do niego strzelić by wyładować frustrację. Przemoczone buty, ciemności, bandy strzelających do siebie idiotów… może gdyby nie było wody poczułaby się nawet jak w domu, ale ludzie, to jedno wielkie bagno!
- Jeśli tam jest może się chować. - Powiedziąła do krzyczącej Angie starając się odciągnąć myśli od podsiąkających spodni. - Lepiej będzie jak podejdziemy i sprawdzimy, co?
- Nie wiem kto tam do kogo strzela Angie. Ale zaraz to sprawdzimy. Ale potem pogadamy więcej dobrze? - powiedział wujek z wyczuwalną ostrożnością i napięciem w głosie. Szedł teraz dużo wolniej tym razem stawiając na ostrożność niż szybkość. Choć nadal nie można było uznać, że się skrada. Zresztą okolice drogi były dość ubogie kryjówki wystające ponad zalany poziom. Wujek szedł z karabinkiem w dłoniach który miał trochę na skos swojej sylwetki z kolbą na górze z jednej strony i lufą na dole z drugiej.

W miarę jak się zbliżali obraz zaczął się klarować. Widzieli już sylwetki jakie czasem poruszały się do albo od jakiegoś pojazdu. Przynajmniej u części z nich była widoczna jakaś broń w dłoniach. Chociaż raczej ją nieśli niż celowali do kogoś. Doszli tak do pierwszego samochodu a potem kolejnego. W nim jakaś kobieta pośpiesznie próbowała się i pakować i uspokoić dwójkę przestraszonych dzieci. Wujek jednak szedł w kierunku trzeciego czy czwartego pojazdu jakim była jakaś furgonetka. Przy niej stało najwięcej ludzi. Stali raczej nieruchomo przyglądając się czemuś. To coś musiało być z drugiej strony drogi, na poboczu. Sam samochód też był przekrzywiony tak, że stał pod skosem do linii drogi przez co widać było głównie jego burtę.


Angie nie wytrzymała i wyrwała do przodu przed dwójkę dorosłych. Przepchnęła się bez większych trudności przez te kilka osób jakie otaczały furgonetkę. Mogła już zobaczyć co tak przykuwa ich uwagę. Kobieta. Młoda, naga kobieta. Zdecydowanie martwa. Posiekana pociskami, charakterystycznymi wyrwami od śrutu gdy uderza z niewielkiej odległości, pokłuta i pocięta ostrzami. Świeżo zabita. Krew jeszcze wciąż wypływała z otwartych ran i ust. Tess. To była Tess. Leżała na plecach kołysząc się lekko na wodzie i wpatrując sie martwo w nocne niebo. W wodzie w światłach relfektorów widać było purpurową chmurę jaka przylegała w głębi wody do jej ciała. Mroczna woda jaskrawo kontrasotwała z jej bladym, nagim ciałem.

Był też Roger. Siedział na brzegu furgonetki z nogami zanurzonymi w wodzie. Wciąż był w samych spodniach i wpatrywał się w zabitą kobetę. W dłonach trzymał jakiś rewolwer. Twarz miał mokrą i od wody i od krwi. Tak samo jak tors. Siedział i intensywnie wpatrywał się w kołyszącą się na wodzie Tess.

Wujek i Vex którzy doszli do gromadki gapiów przy furgonetce ledwie moment później też widzieli to samo. Słyszeli też to co od czasu do czasu półgłosem mówił któryś ze zgromadzonych.

- Mówię wam, że ją trafiłem. - powiedział jakiś brodacz zaniepokojnym głosem potrząsając swoją strzelbą. - No sami zobaczcie. To z boku co ma to ode mnie. Wtedy jaksię na chwilę odwróciła do mnie. - mówił dalej jakby chciał przekonać resztę. Ciało Tess faktycznie nosiło ślady śrutu. Śrut wbił się w jej bok gdzieś na pograniczu lini żeber i brzucha. Musiał wbić się z bliska, pewnie z paru kroków bo szatkowana plama rany była dość mała ale za to gęsta. Gdzieś tak, że można by było przykryć ją dwiema dłońmi dorosłego człowieka. Taki strzał jakby nawet nie był zabójczy dla trafionego powinien go skutecznie wyłączyć z walki.
- Chujowo strzeliłeś. Jak oberwała to czemu wstała? - zapytał któryś inny wskazując na ciało pistoletem.
- Może śrut masz słaby. Wszyscy wiedzą, że te samoróbki od Pata to tandeta i rżnie na czym się da jak może. I potem o! Jaki jest efekt. Powinno zdjąć kogoś a ten se nic z tego nie robi. - powiedział drugi wskazując wymownie na kołyszące się na wodzie ciało. Facet ze strzelbą spojrzał krytycznie na swoją broń jakby się zastanwaiał czy to może być wina amunicji.
- Ja ją siekłem nożem. A ona nic. No jakaś naćpana chyba. No jak ktoś tak oberwie to no powinien się złożyć. Znaczy jak ktoś normalny. I jescze potem ją siekłem łomem. I no zobaczcie na jej rękę. Mówię wam, że musiało coś jej tam strzelić. Żaden kurwa trzeźwy człowiek by tak nie fikał ze złamaną ręką tak jak ona. - inny facet też wskazał na marte ciało dodając swoje uwagi o sotoczonej właśnie walce. Chwilę trwała taka wymiana zdań i uwag i wychodziło z nich, że każdy z zebranych mężczyzn jakoś zdzielił, uderzył czy strzelił do Tess a na niej chyba coś niezbyt to robiło wrażenie sądząc po ich reakcji.
- Dobrze, że ten w końcu zrobił z nią porządek. - powiedział ten z pistoletem patrząc na cicho siedzącego w bocznych drzwiach furgonetki Rogera. Postukał się przy tym palcem w czoło bo u Tess gdzieś w tym miejscu widać było sporą dziurę. Zupełnie jak od bezposredniego trafienia w głowę.

Angie zastygła w pół kroku, przenosząc mało rozumny wzrok z pana z obrazkami na panią z obrazkami. Nie związał jej, a prosiła. Mówiła żeby ją związał dopóki się nie uspokoi i minie jej dzień potwora… ale żeby usypiać? Kulami i nożami? Wyglądało, że się lubią i to tak bardzo, a mimo tego patrząc na pocięte i poszatkowane ciało blondynka nie potrafiła pozbyć sie niemiłego wrażenia, że coś tu jest bardzo, ale to bardzo nie tak. Za dużo ran, w tym takich które powinny powalić człowieka od razu. Ograniczyć mu zdolność poruszania i działania. Uziemić, wbić w złą wodę i tam pozostawić, ale według zasłyszanych relacji… Tess chodziła i ruszała się całkiem żwawo, pomimo tego co jej zrobiła rodzina. Rodzina… zrobiła jej krzywdę, ale dlaczego? Bo ciągle zachowywała się tak jak w pokoju? I dlaczego tyle żyła, chociaż nie powinna?

Wzrok powędrował jej odruchowo do Rogera. Siedział tam cichy i niemrawy, cały we krwi. Przez chwilę wyobraziła sobie, że ktoś każe jej uśpić wujka… aż się zatrzęsła na samą myśl. Ominęła zwłoki i gapiów, idąc do bocznych drzwi furgonetki, rozpaczliwie probując wymyślić coś mądrego, ale nie była wujkiem. Była tylko Angie i teraz różnica między ich wiedzą przytłaczała tym mocniej, jednak stanie z boku odpadało. Pan z obrazkami wyglądał na takiego smutnego, aż serce ściskało jak się na niego patrzyło. Wypadało coś powiedzieć, pocieszyć,tylko jak? Nie miała już batoników. Macnęła się po kieszeni spodni i wyjęła kulkę materiału. Była jeszcze sucha i czysta, powinna się nadać.

- Boli cię gdzieś na skórze? - spytała przysiadając na rancie podłogi obok miłego pana. Wyprostowała też szmatkę, która okazała się jasnożółtą bandaną z różowym koniem. Takim co miał jednego roga na środku czoła i jeszcze skrzydełka jak jakiś ptaszek. - Potrzebujesz bandaż? Wujek umie bandaże to ci założy. Proszę - wcisnęła mu chustę z niepewną miną - Jesteś brudny. Trzeba cię wyczyścić… - drgnęła i przeszła na szept- Widziałam kiedyś lisa ze wścieklizną. On gryzł i drapał inne zwierzęta i był chory. Dziadek mówił, że chorobę ma we krwi… musimy cię umyć, żebyś i ty nie zachorował jak Tess. Proszę, posłuchaj Angie - bodźnęła go chustą jeszcze raz.

Vex przyglądała się całej scenie z niedowierzaniem. W głowie liczyła czym trafiono, tą nagą kobietę. Jej myśli przerwała dopiero Angie, która na chwilę zasłoniła ten makabryczny obrazek. Zerknęła na Sama, ciekawa jego reakcji. Angie proponowowała mu czyszczenie? Zaczynała być ciekawa czy ta rodzinka oferuje to wszystkim.
- Sam… czy Angie jest blisko z Rogerem?
- No jak wszedłem do pokoju to już nie. - rzekł z przekąsem wujek takim tonem jakby niezbyt mu się podobało to co zastał w pokoju Rogera. Ale całość sceny też zdawała się na nim robić wrażenie. Choć obserwował w milczeniu. Wyszedł jednak przez prawie magicznym kręgiem dwóch kroków jaki otaczał pływające, nagie kobiece ciało i przyjrzał się jej dokładniej. Zapalił latarkę przy swoim karabinie i w jej jaskrawym świetle całą tą krew i rany widać było jeszcze bardziej dokładnie. Po chwili takich oględzin zgasił światło i pokręcił głową.

Angie zaś zdołała się zająć Rogerem. Było to dość łatwe bo siedział on prawie całkowicie biernie. Trochę niepokojące było jak podrapał się po skroni. Lufą rewolweru. Raczej jednak słabo reagował na czynności i słowa natolatki więc ta bez większych trudności mogła chociaż mniej więcej oczyścić jego ciało z krwi i brudu. Mniej więcej bo by zrobić to jak należy przydałoby się więcej, czystej wody a przy sobie mieli tylko to co w już niezbyt pełnych manierkach. Ale choć światło nie było najlepsze bo oświetlały ich reflektory sąsiedniego pojazdu to zdołała się zorientować, że większość widocznej krwi to rozbryzgi a nie rany. Widać był blisko kogoś kto oberwał. Udało jej się całkiem dobrze oczyścić jego twarz ale choć dość niepokojąca kroplowato - rozbrygana maska czerwonych kropek i plan znikła z jego twarzy to teraz jeszcze bardziej widać było jakieś takie wyłączenie.

- Ahngie. Roger jest chyba w szoku. Trzeba być łagodnym i cierpliwym. Powinno mu to przejść. Tak myślę. - powiedział łagodnie wujek odchodząc od ciała Tess i podchodząc do furgonetki. Przyglądał się chwilę jak dłonie blondynki operują chusteczką między twarzą mężczyzny a jej manierką. - A wy. Dobrze się spisaliście ale już koniec. Nie ma tu nic do oglądania. Nie macie czegoś do zrobienia? - powiedział głośniej do otaczających ich mężczyzn wciąż trzymających broń w dłoniach. Ci spojrzeli na niego, na siebie nawzajem, na pływające ciało i nastała chwila konsternacji.

- A co z nią? A jak udaje? - zapytał pistoleciarz wskazując na nagie ciało kobiety.
- Może to wampir? No co się tak gapicie!? Słyszałem, że są. Jaki człowiek by przeżył takie coś? Mówię wam odrąbmy jej na wszelki wypadek głowę. Mam siekierę w samochodzie, zaraz… - ten ze strzelbą odezwał się i choć na uwagę o wampirach sporo twarzy wydawało się kręcić nosem to jednak nikt głośno nie zaprotestował. Nikt chyba też nie miał zamiaru protestować pomyśle z głową i siekierą. W końcu jeśli nie żyła to jej i tak wszystko jedno.

- Zostawcie ją! Spierdalać! Wszyscy kurwa won! Ale już! Bo was kurwa wystrzelam jak psy! - Roger nagle zerwał się z podłogi na której siedział i wyrwał do prozdu groźnie machając rewolwerem. Wyglądał dość esperacko i chyba nikt z mężczyzn nie miał potrzeby sprawdzać jak bardzo owi na serio. Więc grupka dość szybko rozpierzchła się do swoich samochodów. Roger zaś widząc, że odchodzą stanął nad ciałem Tess i znów zaczął się w nie wpatrywać. Kręcił przy tym głową jakby nie mógł uwierzyć w to co widzi.

Vex spojrzała na Sama zaskoczona, ale na cmoknięcie pozwoliła sobie dopiero gdy odszedł. A więc Angie i Roger zirytowali wujaszka. Nie ruszyła za nim, to nie była jej impreza i nie zamierzała się do niej przyłączać. Pistolet trzymała w pogotowiu na wypadek, gdyby któryś z zabijaków postanowił poza martwą Tess poćwiartować jeszcze kogoś.

Chyba coś zepsuła, ale Angie nie wiedziała co. Zrobiła coś nie tak? Mimo całej straszności sytuacji cieszyła się, że widzi pana z obrazkami całego, że nie zmyła go zła woda i chyba nawet nie stała mu się krzywda. Najpierw nie odpowiadał, potem tylko krzyczał. Myślała że jemu też będzie miło, że reszcie nic nie jest, ale nie. Patrzył na ciało, ignorując pozostałą okolicę, a ciągle stali w wodzie, było ciemno i w czarności mogły zasadzkować inne potwory. I ludzie się bali. Blondynka też się bała. Za dużo krzyków i obcych i tak jakoś… zimno. Na kręgosłupie. I w piersi, tak po lewej stronie. Patrzyła na zakrwawioną szmatkę, mnąc ją mechanicznie w palcach. Nie rozumiała co ludzie mówili, kolejne pytania tylko czekały żeby zasypać nimi wujka, ale wujek powiedział że potem. Nie teraz… ale teraz Angie nie wiedziała co zrobić, co się dzieje. Cofnęła się w myślach do tyłu, do domu. Do dziadka. Jego słów i nauk. Tyle razy mówił i powtarzał i jeszcze więcej powtarzał co ma zrobić, jeśli znajdzie się w danej sytuacji. Schronienie, zapasy, bezpieczeństwo dla siebie. Zabezpieczenie terenu jeżeli oprócz niej znajduje się ktoś jeszcze. Tak, dziadek był bardzo mądry. I nigdy nie było, że nie wiedział co robić. Nie wahał się też, więc ona również nie mogła. Wstała, odrzucając bandanę na podłogę furgonetki.

- Teraz czarność, zła woda. - pokazała na czarną ciecz i czarną czarność nocy - Za dużo wody, nie da się zrobić grobu. Tess poczeka, nikt jej nie zabierze. Do rana, jak woda zniknie. Wtedy można kopać, teraz… no nie da się. Teraz trzeba przykryć i odejść o tam - ręka pokazała kierunek gdzie czekała knuja, Patyk i miła Mewa. I motur oczywiście - Tam więzienie. Piętro, jest sucho. Byliśmy tam, jak szła ta… fala? - odwróciła się do wujka jakby chciała się upewnić czy dobrze pamięta. Wzruszyła ramionami - Teraz nie będzie studni, nie będzie dobrej wody i zapasów. Wszystko złe i brudne. Pokażone. Niedobre i - poruszyła ustami, szukając szybko odpowiednich słów, ale słownik miała bardzo ubogi. Pokręciła głową i dukała dalej, nie zamierzając się poddawać. Dziadek też się nie poddawał - W brykach coś jest, zapasy. Kocyki można wysuszyć, jedzenie i wodę przenieść. I szpej. Żeby już nie mókł… też na górę, na piętro. Da się… spać i… jest bezpiecznie. Sprawidzliśmy z wujkiem i nic… nic nie zasadzkuje. Są tylko futerka, ale one nikogo nie skrzywdzą. Poczekajmy do rana. Rano będzie słońce i… - nagle skurczyła się w sobie i wbiła wzrok w karabin. Zaraz zaczną się śmiać, jak wtedy na plaży kiedy pytała o łódkę co jeździ po wodzie. Nie powinna się odzywać, ale chyba… chyba powiedziała zrozumiale co jej chodziło po głowie.

Vex przysłuchiwała się małej i dopiero jak skończyła podeszła do niej i poklepała po ramieniu. Najwyraźniej Angie coś w tej sytuacji rąbnęło. W sumie… Jeśli ten typek był jej pierwszym.
- No.. czeka nas kupa roboty. - Zerknęła na Sama i Rogera. - Załadujcie Tess do furgonetki, a ja spróbuję ruszyć ten złom. - Wyminęła Angie i bez skrupułów załadowała się na miejsce kierowcy.

Roger dalej się nie odzywał ale wujek który dotąd patrzył i na mówiącą blondynke i potem brunetkę. Gdy skończyły wrócił właśnie spojrzeniem do wytatuowanego półnagiego mężczyzny. I chyba czekał na jakąś odpowiedź albo reakcję. Ale, że się nie doczekał to w końcu sam przejął pałeczkę rozmowy.
- Słyszałeś Roger? Dziewczyny dobrze mówią. Chodź z nami. - powiedział kładąc mu dłoń na ramieniu i wskazując na otwarte drzwi furgonetki. Ta zaś pod ręką i nogą dziewczyny z Det zachrypiała, zamiauczała, zarzęziła ale w końcu odpaliła. Choć na wyczucie i ucho Vex to jej stan był dość niepewny. Czy wcześniej czy przez tą falę to jednak bez sprawdzania nie była pewna. Ale dojechać co więzienia chyba powinna.

- Zabierzemy Tess ze sobą. Dobrze? Jutro, w dzień pomyślimy co dalej zrobić z tym wszystkim. Dobrze? - zapytał najemnik patrząc pytająco na Rogera. Ten jednak ciężko było powiedzieć by jakoś senswonie zaregwoał. Trochę kręcił a trochę kiwał głową i nie szło tego jednocznaznie zinterpretować czy jest na tak czy nie. Wujek więc puścił jego ramię i powoli zaczął pochylać się w stronę ciała zabitej kobiety. Wtedy jednak Roger się ożywił.

- Zostaw ją! - syknął ze złością po czym wsadził sobie rewolwer w spodnie i sam schylił się by podnieść blade i mokre ciało. Wujek w uspokajającym geście uniósł obie dłoniew górę i cofnął się o pół kroku. Roger w tym czasie wziął ciało na ręce i zaniósł je do samochodu. Przeszedł obok Angie i położył ciało Tess na podłodze pojazdu. Klapnął obok.
Wujek wrócił do pojazdu i siadł na bocznej ławeczce kufra. - Chodź Angie. Wracamy do siebie. - powiedział przywołując nastolatkę gestem.

Blondynka pokręciła przecząco głową, nie ruszajac się z miejsca. Patrzyła to na bryka, to na ludzi w dalszej okolicy, to na niebo. Potem długo wślepiała się w mrok jakby chciała widzieć co w sobie skrywa.
- Nie. Nie… nie chcę, bo… - zaczęła i zacisnęła usta. Karabin wrócił do jej rąk, tak było lepiej - strzały, krzyki, hałasy. Dużo, za dużo. Za głośno. Przyciągają uwagę, a przez popsutą tamę… panika. Zwierzęta, potwory jeśli jakieś jeszcze tu są. Inne, lub… sprawdę. Wy i tak… tupiecie. Wujku pilnuj Vex i… - zrobiła przerwę, ale szybko dokończyła -... i Rogera. I futerek. Ja się przejdę, wiem gdzie iść. Sprawdzę, czy nie zwróciliśmy za dużej uwagi. Czy coś nie zasadzkuje. Potem wrócę.

Vex wychyliła się przez okno kierowcy.
- Dobrze słyszę, że migasz się od zrobienia nam kolacji? - Powiedziała uśmiechając się do nastolatki.
- Przecież wrócę - Angela nadal trwała przy swoim - Akurat się rozpakujecie i… nie… chcę iść. Ze szpejem niech leniwa knuja wam pomoże. W końcu zrobi coś dobrego - skrzywiła się na wspomnienie niemiłej pani.

- Idziesz z nią? - Vex zerknęła na Sama.
- Nie! - odpowiedź wyszła nastolatce trochę za głośna i nerwowa. Spojrzała na wujka i podrapała się lufą karabinu po łydce - Poradzę sobie, jedź z nimi. Bo ja i tak… to mi wychodzi - odwróciła się plecami do furgonu.

Wujek uniósł brwi w geście zdziwienia i na chwilę zamarł z wyciągnietą ręką najwyraźniej nie spodziewając się takiego obrotu sprawy. Westchnął, podrapał się po skroni kciukiem, spojrzał na otępiałego Rogera a raczej jego boczno - tylny profil, potem na siedzącą przed nim brunetkę za kierownicą aż wreszcie uśmiechnął się łagodnie. - Angie. Nie rozdzielamy się. Albo jedziesz z nami albo ja idę razem z tobą. - powiedział i popatrzył na nastolatkę łagodnym wzrokiem.

Dlaczego nie mogli pojechać i tyle? Angie nie chciała tam wsiadać, chciała iść i miała karabin. Czego więcej potrzebowała?
- Poradzę sobie - burknęła - Oni nie. To niedaleko. Daj mi iść. Tak… będzie dobrze dla wszystkich.
- Och wiem, że na pewno byś dała sobie radę Angie. - powiedział z uśmiechem wujek wstając ze swojego miejsca. - Ale lepiej to chyba by było dla każdego ale nie dla nas. - dodał wskazując palcem na swoją i jej pierś. - Jedź Vex. Zaraz do was dojdziemy. - powiedział do kierowcy gdy zasunął boczne drzwi. Machnął dłonią na pożegnanie i znów wziął pod skosem swój karabinek w dłonie.
- No to chodź Angie. Idziemy. - powiedział ruszając przez zalaną wodą drogę. - Coś się stało Angie? - zapytał po kilku krokach gdy mijali ludzi w jakimś samochodzie. Im coś chyba nie chciał odpalić tak jak przed chwilą odpaliła furgonetkę Vex.
 
Aiko jest offline  
Stary 05-08-2017, 00:23   #62
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Wujek i Angie

Przedzieranie się przez zimną wodę nie było tak fajne jak jazda suchym brykiem, ale w tej chwili blondynka cieszyła się, że jest właśnie tu. Wujek za to nie powinien wysiadać, tylko jechać. Ona chciała się przejść, przecież znała drogę i trafiłaby sama.
- Nic - odpowiedziała patrząc pod nogi póki wciąż mijali ludziów. Oni pewnie też się z niej śmiali w duchu.

- Ehh… - wujek przetarł spocone czoło. Nawet w środku nocy było tutaj gorąco i duszno. - Właśnie widzę jak nic. - powiedział gdy doszli już do początku unieruchomionej kolumny. - Dobra Angie masz taki wybór. Albo pogadamy o tym nic albo skitrasz to dla siebie i sama będziesz się z tym dusić. - powiedział łagodnie rozkładając ręcę. Potem zamilkł i szedł swoim spokojnym i pewnym siebie krokiem przez sięgającą połowy łydek wodę.

- No nic - powtórzyła i wzruszyła ramionami i też milczała przez parę metrów, bo nie wiedziała co mówić. I najważniejsze - jak mówić. Światła i chaos zostały im za plecami, przed sobą mieli mrok nocy. To jakby ją obudziło. Poprawiła chwyt na broni i czujnie wypatrywała poruszenia gdzieś z przodu.
- Mają rację, jestem głupia. Ciągle coś mieszam i nie wiem. Nie umiem… ludzi. I chyba… nie wiem czy chcę umieć, to i tak… - pokręciła głową i westchnęła. - Ty też miałeś rację, ale myślałam… no źle myślałam.

- Co?
- wujek pochylił się nad idacą obok nastolatką. Obniżył głowę i choć już odchodzili od kolumny pojazdów wciąż jeszcze byli na tyle blisko zasięgu ich reflektórów, że mogli dostrzec nawzajem swoje detale ubrań czy twarzy. Wujek gdy pochylił się nad swoją podopieczną wyglądał na zaskoczonego i zaniepokojonego. Potem zatrzymał się, przyciągnął do siebie nastolatkę i przytulił ją mocno do siebie oplatając ją swoimi mocnymi ramionami. - Co ty mówisz? - zapytał z góry gdzieś do jej włosów. Puścił ją i przyklęknął na tyle by mniej więcej znaleźć się twarzą w jednym poziomie co ona. - Nie jesteś głupia Angie. - powiedział patrząc na nią tak bardzo poważnie jak ten pan na plakacie od którego nadała mu drugie imię. - Nie jesteś głupia. Nie patrz na to czego nie możesz pojąć bo tego nie znasz i nie miałaś wcześniej z tym kontaktu. Zobacz ile rzeczy się nauczyłaś choćby odkąd cię zabrałem z jaskini dziadka. Głupek by się nie nauczył tylu rzeczy w tak krótkim czasie. Głupek to głupek, nic się nie da go nauczyć. - pokręcił głową i wzruszył swoimi dużymi barami na znak, że kompletnie nie zgadza się z takim pomysłem. - Nie bój się Angie. Nie rezygnuj. To tak jak w szkoleniu na Pazura. Zawsze jest ten moment zwątpienia gdy chce się zrezygnować i dać sobie spokój, zostawić to wszystko w cholerę za sobą i wrócić do tego co się zna. - rozłożył znowu ręce ale zaraz z powrotem położył dłoń na ramieniu nastolatki. - Ale wtedy dobrze mieć kogoś. Kogoś kto nas wesprze. Nie zostawi samemu by się samemu z tym dusić. Wleje w nas wiarę i siły. I wtedy znów można złapać wiatr w żagle. No. Angie. To jak będzie? - mówił chwilę by w końcu skończyć i uśmiechnąć się lekko na zachętę. Czekał na reakcję swojej blond podopiecznej.

Dziewczyna kiwała głową. Wujek mówił mądrze, ale on był mądry i tyle wiedział i widział, a ona?
- Ciągle będzie coś… takiego nowego, czego nie umiem. Jak ci sekciarze, albo wamipir… nie wiem co to jest, a… to kłopot. Dla ciebie, robię ci kłopot. I nie… ciebie nie będzie wujku. Przez trochę, ale… - zacięła się, przekrzywiając głowę i przytulając policzek do ciążącej na ramieniu dłoni. Nabrała powietrza i wypuściła je nosem. Powoli, ciężko.
- Martwiłam się… bałam się, że coś mu się stało. Że go zmyła zła woda i zrobiła krzywdę. Albo Tess go zaatakowała jak mnie. Że coś go boli, albo krwawi i trzeba… no znaleźć i pomóc. Był taki miły, lub… lubię go, albo lubiłam… myślałam że on mnie też, chociaż trochę. Tak troszeczkę… - skrzywiła się i opuściła głowę - Mówiłeś że to dlatego że coś chciał i to dostał… i teraz już mnie nie lubi, nie musi. I to… jest mu przykro za Tess, byli takim zespołem, tak? To po co mi… - opadły jej ramiona - Nie mówił prawdy, tak? Nigdy? W niczym? Ucieszyłam się jak go zobaczyłam całego, ale miał tą krew. To go wytarłam, żeby nie był brudny… i ta krew mogła być zła jak u futerka ze wścieklizną… mówiłam i pytałam, a on nawet nie spojrzał. Nic, pewnie nie zauważył. Teraz jest mu smutno, bo nie ma Tess. Uśpił ją… to tak jakby… boli. Bardzo. W środku - puknęła się w pierś - Ją lubił, nie mnie. Kłamał jak knuja? Nie… martwił się jak odjeżdżali, ani potem? Nie szukałby jakby… jakby ona nie miała dnia potwora i żyła… Bo po co? Nie jesteśmy przyjacielami, tu też nie mówił prawdy… chyba - wzruszyła ramionami ponownie, bo brakowało jej słów - Zrobiłam ci problem, jestem głupia. Nie umiem myśleć. Nie chcę jechać do cioci bo tam też coś zepsuję. Ciągle psuję i nie umiem. Czegoś… zostaw mnie gdzieś w lesie, dobrze? Tam gdzie zielono. Znajdę jedzenie i dom i poczekam aż wrócisz. Nie będzie ludziów, nie będzie… problemów.

- Oj nie, to nie tak. Po prostu…
- wujek pokręcił głową ale chociaż zaczął mówić spokojnie i pewnie to jednak chyba utknął. Zamilkł i chwilę głaskał uspokajająco Angie gdy szukał tego co chciał powiedzieć. - Myślę, że Roger i Tess się lubili. Jak ludzie kogoś stracą, ktoś umrze, to zachowują się inaczej niż zazwyczaj. Płaczą albo są agresywni albo osowiali. Przeżywają to po prostu. Każdy trochę inaczej ale każdego to jakoś dotyka i boli więc to przeżywa na swój sposób. - starał się wyjaśnić jak ocenia sytuację. Wstał, złapał ją za rękę i odszedł po zalanej jedni kilka kroków na pobocze. Tam trochę siadł a trochę oparł się o przydrożny słupek czy inną resztkę jakiegoś ogrodzenia i poklepał się po udzie dając znać, że zrobił miejsce gdzie mogła usiąść.

- Trochę ci się włosy potargały. - powiedział gdy siadła i przesuwał palcami po jej włosach aż w końcu zaczął jakiś jej kosmyk zaplatać w warkoczyk. Zaplatał i zaczął mówić dalej. - No i słyszałaś co mówili tamci ludzie o Tess. Chyba byli zaskoczeni. Nawet teraz jak już jest po. A wtedy? No i ta krew. Ta którą zmyłaś. Roger chyba ją zastrzelił. Z bliska. Musiało być bardzo źle jak to zrobił. To też pewnie przeżywa. Jeśli zabił kogoś mu bliskiego. Myślę, że jest w szoku. Nie jest taki jak zwykle. Taki jak był w pokoju czy w domu. Ale nie wiem czy tak można powiedzieć, teraz, że cię okłamał albo cię nie lubi. Dajmy mu czas Angie. Niech ochłonie i dojdzie do siebie. Jak wrócimy tam do tego domu spróbuj podzielić się z nim jedzeniem albo wodą. Zapytaj czy coś chce albo potrzebuje. Pogadaj. Może coś powiedz albo opowiedz. Kto wie. Może mu i wam to pomoże. Coś sam powie albo odpowie. A może nie. Nie wiem Angie. Ale teraz chyba on ma dość ciężkie chwile. A wiesz, jak ci mówiłem przed chwilą, w ciężkich chwilach dobrze mieć kogoś obok. Po prostu mieć. - wujek mówił i tłumaczył i zaplatał warkocz w tym czasie. Taki dość cienki, cieńszy od palca ale jakoś sprawnie mu to wychodziło.
- Ale z ciocią Ellie nie przesadzaj. Będzie ci tam fajnie. Ufam jej. Na tyle by cię tam z nią zostawić. No i jak wrócę za rok będę wiedział gdzie cię szukać. No i przecież umówiłem się z nią i poprosiłem o pomoc by się tobą zaopiekowała. To co bym miał powiedzieć? Że się rozmyśliłaś? Niezbyt dobrze by to o nas świadczyło Angie. Takie nadużywanie zaufania i dobrego serca. A nie ma tego na tym świecie aż tyle by to ot, tak wywalać do kosza. - wzruszył ramionami gdy skończył zaplatać warkoczyk. Popatrzył na swoje dzieło i uśmiechnął się choć pomysł o rezygnacji z podróży do Teksasu wyraźnie mu się nie podobał.
- No. Chodźmy, czekają na nas. Vex, Spike i reszta. Im też powiedzieliśmy, że zaraz wracamy. - powiedział wujek lekko klepiąc ją po ramieniu na znak, że czas ruszać w drogę.

- Tess była dziwna… widziała jak wchodzę, a starałam się żeby nie było widać i słychać. Ale ona mnie zobaczyła...a potem - nadawała, podnosząc się z gościnnych kolan. Zamiast tego złapała wujka za rękę - Widziałeś jej rany? Ona… mówili że się ruszała pomimo… no powinna być trupem. Utrupili ją, a ona… żyła. To normalne? Chyba nie… No i… myślisz, że Vex mnie lubi? Bo ja ją bardzo, jest najmilszą panią… i nie chodzi o motur. A mówienie… mam mówić cokolwiek? Może Rogera trzeba owinąć kocem i dać futerko do potrzymania? Mruczą i są takie mięciutkie i ciepłe… porozmawiam z nim. Też byłoby mi smutno jakby coś ci się stało. Bardzo smutno. Mogę z nim spać? Ale tak… jak w zespole, nie że ten seks czy coś. - zapewniła zanim wujek się zdenerwował - Żeby nie był sam. Bycie samemu jest… smutne. Może spać z nami? A może ty śpij z Vex? Żeby jej też nie było przykro, że ją tak zostawiliśmy - nagle drgnęła i westchnęła - Ją też muszę przeprosić. I zrobić jedzenie, bo obiecałam. To… chodźmy… mokro tu.

- Nie Angie widziałem te rany co miała Tess i to ne było normalne. Nawet jakby przeżyła część z nich to powinny ją powalić. Jakby miała pancerz no to jeszcze jak cię mogę. Ale wtedy by ran nie miała co najwyżej siniaki. Zresztą.
- machnął ręką jakby odtrącał natrętną muchę. - Przecież nic na sobie nie miała więc żadnego pancerza też nie. - pokręcił głową bo temat chyba go zaciekawił może nawet trochę zaniepokoił gdy nie mógł znaleźć rozwiązania tej zagadki. Szedł tak przez kilka kroków w milczeniu. Doszli już do krzyżówek i skręcili w stronę przecznicy. - Może była jakimś mutantem. Jakieś inne organy w środku czy co. Czasem się to zdarza. Ale nie wiem. Ciężko to wyjaśnić. - wzruszył w końcu ramionami wciąż trzymając dłoń Angie. Karabinek wisiał mu teraz na uprzęży kamizelki taktycznej z kolbą przy ramieniu i lufą w dół.
- Z kocem dobry pomysł. - pokiwał głową gdy doszedł widocznie do kolejnej rzeczy poruszonej przez nastolatkę. - Z kociakiem możesz spróbować. Kto wie. Ale nie każdy je lubi. Nie wiem dlaczego po prostu tak jest. - dodał jakby spodziewał się, że Angie się o to zapyta. - Ale ze spaniem. - powiedział z zastanowieniem znów idąc kilka kroków. - Zobaczymy jak to wygląda na miejscu. Lepiej by Roger nie spał sam w pokoju. - zaczął mówić ostrożnie wujek ważąc swoje słowa. - Ale niekoniecznie ktoś musi z nim spać w jednym posłaniu. - doprecyzował swoją myśl. - Może sam woli spać sam? Ma żałobę czy coś. To dość delikatna sprawa Angie tak na świeżo więc teraz ciężko powiedzieć. Zobaczymy przy kolacji. Też zgłodniałem i bym coś wszamał. A i tak musimy uszykować się na noc. - dodał jeszcze co myśli o kolejnym pomyśle podopiecznej.

- To się go spytam… no albo mogę spać obok, żeby wiedział że nie jest sam - Angie też dotłumaczyla swoje i pokiwała energicznie głową - To zrobię jedzenie! Przyniesiesz rzeczy? Ja w tym czasie owinę Rogera w kocyk… chyba jeszcze jakiś suchy mamy. Jak nie to bluzę, albo… coś wymyślimy. - Zawirowała wokół wujka i wczepiła się w niego obejmując ramieniem w pasie - A knuja musi spać z nami? Niech śpi w piwnicy, nie lubię jej i nie ufam. Znajdźmy sobie jeden pokój i go zabezpieczmy. Robimy warty? Mogę wziąć pierwszą. Myślisz, że Vex też będzie wartowała jak ją ładnie poprosimy?

- W piwnicy?
- wujek trochę się zdziwił a trochę się nawet roześmiał. - Angie przecież tam jest woda. Pewnie nie da się tam wytrzymać teraz. - Pazur tłumaczył łagodnie pomysł zamknięcia Melody w piwnicy. - Poza tym jak ją to i mam podobne wątpliwości do tej drugiej a jak ją to i pewnie do jej brata więc się zrobiłby cały sajgon z tym zamykaniem. - pokręcił głową o blond włosach dając wyraz, że niezbyt mu się widz realizacja akurat tego pomysłu podopiecznej.
- Pewnie się jakoś podzielimy. W kilka osób na te pokoje powinno wejść bez problemu no ale wszystkich zmieścić w jednym byłby kłopot. Zresztą tamte dwie w jednym pokoju to chyba nie jest najlepszy pomysł. - obydwie kobiety tak zafiksowane na punkcie gadżetu jakie im zabrał wieczorem wujek chyba nadal budziły jego wątpliwości. W przeciwieństwie do Angie obydwie a nie tylko Melody traktował z dużą dozą rezerwy.
- Zapytać Vex o warty możemy. Ale ona jest kierowcą więc pewnie będzie jechać od rana. Lepiej dla kierowcy by albo miał pierwszą albo ostatnią wartę jak już. By mógł się wyspać. Albo mogła. Bo pasażer to się i po drodze może kimnąć. - wujek wyjaśnił sprawę z wartami jakby chciał przygotować Angie na odpowiedź czy rozmowę z Vex.
- A kolacja pewnie. Powiesz co ci trzeba to ci pomogę. Na pewno będzie smaczne jak zwykle jak robisz. - powiedział z uśmiechem i z uznaniem w głosie. Przeszli już większość prostej i skraj budynku więzienia był już widoczny.

- A czy będziesz bardzo zły jak zrobię z knui trupa? - dziewczyna tym samym pogodnym tonem dorzuciła kolejne pytanie, nie zmieniając wyrazu twarzy ani głosu - Zrobię tak, że będzie jak wypadek… bo nie lubię jej. Kłamała i chciała żeby… no żeby nam zrobili krzywdę. Teraz też będzie knuć. Chciałabym ją zabić, proszę - jej twarz przeciął grymas prośby. Ścisnęła też mocniej wujka - Ona… chcę ją utrupić wujku. No… no mogę zrobić żeby jej nic nie bolało - koniec dodała jakby zgadzała się na olbrzymie poświęcenie.

- Kto chce kogo utrupić Angie?
- zapytał wujek chyba nie nadążając za tokiem rozumowania podopiecznej.

- Ona chciała żeby Roger i jego przyjaciele nas skrzywdzili w zamian za to ustrojstwo no i kłamała żeby go przekonać - Angie wyjaśniła najprościej jak umiała - Dlatego chcę z niej zrobić trupa. Im szybciej tym lepiej. Wtedy nie będzie już knuć. Nie otruje, nie zastrzeli we śnie. Nie zrobi… czegoś niemiłego. Była… ona do ciebie mierzyła i mówiła że strzeli. To ja strzelę do niej. Pierwsza - podniosła głowę żeby popatrzeć opiekunowi w twarz.

- Naprawdę? - wujek wydawał się trochę zdziwiony informacjami jakie podała mu podopieczna. - No ale widać nic jej z tego nie wyszło. Dotrwamy do rana a rano się z nią rozstaniemy. Z tą drugą też. Ale jak nic nam jednak nie zrobiła, nawet jeśli miała zamiar, to nie możemy jej utrupić. Co innego ja nas zaatakuje albo będzie się przymierzać. Ale nie za to co, że tylko jest. - wujek pokręcił głową na znak, że nie aprobuje takiego pomysłu. - Poza tym Angie ona jest chyba najbardziej miejscowa z nas wszystkich. Zna okolice. Może nam się przydać zdecydowanie bardziej żywa niż martwa. Rano czeka nas przeprawa przez rzekę. Ja nie znam tych okolic, byłem z Puzzlem umówiony w Pendleton. A teraz zrobił się taki syf, że to co było normalnie normalne teraz nie musi. Więc i tak pewnie będziemy musieli się kogoś spytać i poszukać. A ona jest najbliżej. - wujek podał kolejny argument dla jakiego nie widział powodu by utrupiać Melody.

- Jest jeszcze Mewa - blondynka przypomniała o innej opcji i wzruszyła ramionami - To jej połamię nogi, albo lepiej ręce. Żeby nie chwyciła broni. Jedną nogę można okulawić - dzieliła się pomysłami jak to robiła wcześniej, czy to odnośnie noclegu, jedzenia, czy czegoś co wymagało przedyskutowania w zespole - No i Roger… o ile… on mówił że jest kopcem. Takim co sprzedaje i kupuje. Nie chcę żeby ona coś ci zrobiła. Żebyś rano nie był taki jak Tess:biały, czerwony i zimny. Bez oddechu. Dziadek mówił że chwasty się wyrywa zanim zdążą zatruć zdrowe rośliny. Wyrwę chwasta i po krzyku - rozłożyła ręce - To lepsze niż widzieć jak patrzysz pustym wzrokiem w niebo i nigdy już nie powiesz słowa. Nie potrzebujemy jej. Nie jej. Nie chcę jej tu - zakończyła miauczenie, wracając do obejmowania wujka jednym ramieniem i marszu przez wodę.

- Ale się na nią uwzięłaś. - parsknął cicho wujek zezując na idącą niżej i obok nastolatkę. - Zróbmy to po mojemu co? Nie będziemy jej ruszać póki ona nie będzie ruszać nas. Na razie nie robiła nam problemów. A pamiętasz jak zatrzymała brykę przed garażem? Mogła wyjechać tak jak z nami tak i bez nas. Teraz też coś tutaj na razie nie robi problemów. Poza tym nic nam dotąd nie zrobiła więc jak to my byśmy coś zrobili jej to by była napaść. Bylibyśmy jak zwykli bandyci. A ja nie chcę być bandytą Angie. - wujek Zordon cierpliwie tłumaczył co i jak chciałby zrobić albo nie zrobić Melody. - I nie bój się, nic mi się nie stanie. Dotrwamy do rana, rano przeprwaimy się jakoś przez rzekę, znajdziemy Puzzle’a i pojedziemy do cioci Ellie w Teksasie. - mówił cierpliwie, łagodnie i z powiewem wiary i optymizmu w głosie. Przeszedł brodząc w wodzie kilka kroków w milczeniu lekko kręcąc głową i po chwili dodał. - No dobrze. W zaistniałej sytuacji nie do końca mi to wygląda na łatwy i bezproblemowy plan. I może nam chyba troszkę dłużej z tym zejść niż do jutra rana. Ale to i tak będziemy wiedzieć dopiero jutro rano. - przyznał po chwili zastanowienia. Przeszli przez całą przecznicę i doszli już do drogi dojazdowej prowadzącej do aresztu. Widzieli stojące przed budynkiem pojazdy. I zaparkowaną osobówkę, wciąż trochę przekrzywioną po przekątnej i furgonetkę jaką przyjechała Vex. Z okna na piętrze zaś dochodził przyjemny, ciepły blask małego płomienia obiecujący kojące ciepło i suchość.

Angie nie wyglądała na przekonaną w jakimkolwiek stopniu.
- Zatrzymała bryka bo chciała to coś, to urządzenie - pokręciła głową wyrażając obawy, ale westchnęła zrezygnowana patrząc na światło - Dobrze wujku. Na razie chodźmy robić kolację i sprawdzić co z Rogerem. Nie utrupię jej... no ale może spaść ze schodów. Wypadki się zdarzają - powiedziała uśmiechając się promiennie. Lubiła wypadki.
O wypadki nikt się nie czepiał.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline  
Stary 05-08-2017, 21:36   #63
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Vex chwilę obserwowała Sama i Angie, po czym wykręciła furgonetkę i ruszyła w stronę więzienia. Złom był złomem ale jakoś dawał radę. Chętnie by pogrzebała w jego bebechach i zobaczyła co da się z tego silniczka wycisnąć. Na razie jednak pozostawało jej jedynie doprowadzenie tego pudełka ze rdzy do punktu docelowego i to w niezłym tempie by, całkiem głęboka miejscami woda, nie zalała silnika. Cały czas nasłuchiwała co dzieje się na pace, co dodatkowo utrudniało skupienie się na drodze. Była trochę zła na Sama. Czy tak będzie wyglądała cała ich podróż do teksasu? Jeśli w ogóle ją zaczną. NIby też kiedy była nastolatką ale w Det wychowanie wyglądało odrobinę inaczej. Jak ci było smutno, to zawsze znalazł się ktoś kto mógł ci pokazać, że może być smutniej. Westchnęła ciężko i zerknęła w obtłuczone lusterko.
- Żyjesz tam? - Krzyknęła do tyłu, starając się przebić przez łomot blach, chlupotanie wody w i poza autem i trzeszczenie wszystkiego co tylko ten złom miał do zaoferowania.

Samochód był szybszy od pieszego. Stara prawda, znana zwłaszcza w stolicy motoryzzacji czyl rodzimym mieście Vex znów dała o sobie znać. Droga jaką niedawno pokonali we tójkę w jakiś pewnie kilka minut teraz kończyła się w chwilę moment. Już prawie podjeżdżali pod ciemną bryłę budynku z zakratowanymi oknami. Roger nie wydawał się zbyt niespokojny ani rozmowny. Z paki dochodziły do kierowcy minimalne ilości odgłosów nie licząc standardowego motoryzacyjnego zgrzytania i pokonywania oporu tafli wody. Chociaż do oglądania, zwłaszcza w dzień, efekt byłby pewnie niezły z tą całą spienioną wodą przed maską i zostawianym śladem na wodzie jak po płynącej łódce. W każdym razie wytatuowany facet jakoś nie zareagował sensownie na pytanie kierowcy nim nie zajechali przed budynek.

Vex wyszła z auta przypominając sobie o wszechobecnej wodzie i przeklęła cicho. Podeszła do bocznych drzwi i je otworzyła.
- Taksówka dotarła na miejsce, napiwków nie trzeba. - Zajrzała, szukając swoich pasażerów.

Gdy otworzyła boczne drzwi vana zobaczyła mniej więcej to samo co przez siedzenie kierowcy. Czyli plecy mężczyzny o wytatuowanych ramionach i ciało nagiej kobiety leżace bezwłądnie na podłodze. Za to w drzwiach wejściowych pojawiła się sylwetka. Sądząc po wzroście i sylwetce któraś z dziewczyn.

- To van Rogera. Gdzie on jest? - głos Melody zdawał się być trochę zaniepokojony.
- W środku, chcesz pogadać, bo ze mną nie rozmawia. - Vex odsunęła się od drzwi. Jakoś wolała nie zostawiać faceta samego. Biorąc pod uwagę jak drapał się spluwa po głowię, mogłoby mu coś odwalić… Pytanie tylko czemu mu tego bronić. Oparła się bokiem o otwarte drzwi auta. Angie by chyba umarła ze smutku jakby mu się coś stało. Westchnęła ciężko czując jak woda znów wypełnia jej buty.

Woda też przez chwilę zdawała się hamować kurierkę ale w końcu zeszła w tą zimną i czarną wodę i dość szybko podeszła do samochodu.
- Roger? - zapytała zaglądając przez boczne drzwi samochodu do środka. Ale doczekała się takiej samej reakcji jak przed chwilą Vex. Spojrzała więc na nią chyba pytająco ale zaraz weszła do środka i usiadła na ławce kufra. - Roger co się stało? Kto to jest? - zapytała zaniepokojona całą sytuacją i kładąc mężczyźnie dłoń na ramieniu. Wewnątrz samochodu było jeszcze mroczniej niż na zewnątrz więc ciało rozłożone na podłodze jawiło się jako jaśniejszy kontur.
- Tess. - powiedział w koońcu coś zrozumiałego Roger. Melody spojrzała znowu na stojącą przy drzwiach Vex ale zaraz zsiadła z ławy i uklękła obok Rogera.
- Co jej się stało? Dlaczego ona… - urwała gdy położyła dłoń na ramieniu mężczyzny. Palce i dłoń kobiety były widoczne jako jasniejsze plamy na tle jego ramion które po ciemku były ledwo widoczne. Potem Melody pochyliła się do przodu chyba sprawdzając tętno albo oddech Tess. Wróciła znowu do poprzedniej pozycji widocznie upewniajac się o stanie Tess. - Co się stało Roger? - zapytała ponownie.

- Zabiłem ją. Zabiłem moją Tess. - Roger uniósł twarz patrząc pewnie na twarz Melody. Ta chwilę wytrzymała a potem znów Vex widziała,że chyba spojrzała na nią.
- Dlaczego? - zapytała kurierka chyba coraz bardziej zdezorientowana sytuacją.

- Nie wiem. Coś jej się stało. Była… No nie wiem… Wiem. Jakby dotknął ją szał krwi. Ale przecież wtedy byłaby wybrańcem. Wiesz co to znaczy. - Roger też wydawał się skołowany i mówił jakby szukał u rozmówczyni jakiegoś potwierdzenia czy czegoś jeszcze. Ta jednak nie odpowiedziała od razu.
- Słuchaj Roger możemy pogadać w środku? Udało mi się rozpalić ogień. No prawie. - Melody podniosła się z kolan i wyciągnęła dłoń w stronę Rogera. Ten po chwili wahania wstał i dał się wyprowadić z samochodu.
- Zamknę wóz, ok? - Vex odsunęła się od auta przepuszczając ich. - Chcesz coś stąd?

- Zamknij. Ten sam kluczyk co do stacyjki. - Melody zgodziła się na ten pomysł i zatrzymała się na chwilę. - Weź strzelbę. Jest na górze pod dachem. Naboje są w schowku. Na kufrze z tyłu przy zapasowym kole wozi kankę. Nie wiem z czym ma tym razem albo wóda albo woda. No chyba, że tym razem nie ma. - dopowiedziała po chwili zastanowienia dziewczyna. - Mogę ci potem pomóc tylko zaprowadzę go na górę. - dodała jeszcze wskazując ruchem plamy twarzowej na plamę obok.

- Ta jest… - Powiedziała i weszła na pakę, póki jeszcze miała ich w zasięgu słuchu. Jakoś wolała nie zostać sama z Tess po tym co tam podobno wyczyniała. Przesunęła dłonią po półce pod sufitem, szukając wspomnianej broni. Przy okazji cały czas zerkała na martwe ciało.

Pod sufitem wozu panował całkowity mrok. Bardziej więc od oczu przydawał się dotyk. Dłonie Vex wyczuły więc okładzinę na suficie, dość pewnie tanią,cienką i obdrapaną. Ale przy samej górze szyby wuczyła charakterystyczny kształt rurowatego magazynku i po chwili trzymała w dłoniach strzelbę z rodzaju klasycznej pompki. W schowku były jakieś szpargały coś szeleszczącego i chyba jakaś ścierka ale gdzieś po chwili błądzenia dłonią wyczuła kwadratowem tekturowe pudełko. Zbyt ciężkie by było puste za to gabarytami ładnie wpisującymi się w rozmiary klasycznej paczki amunicji. W tym czasie gdy zerkała na kontur ciała pozostawionego na podłodze dalej wyglądał jak kontur ciała pozostawionego na podłodze.

Vex zgarnęła swój plecak i znalezione rzeczy, po czym zamknęła auto. Jakoś przebywanie ze zwłokami, to nie było coś czego pragnęła tej nocy. Ruszyła na górę by zanieść to co już znalazła. Najwyżej zaraz wróci się z kimś po resztę.

Dostać na górę nie było się tak łatwo po ciemku. Pamiętała co prawd drogę i choć kontury ścian i schodów majaczyły przed oczami to jednak po ciemku każdy krok wydawał się być krokiem w niepewność i skryte w niej niebezpieczeństwo. Ale budynek wydawał się być względnie bezpieczny a i szczęście zdawało się sprzyjać dziewczynie z Det bo doszła na piętro w jednym kawałku. Melody i Roger też musieli dopiero wejść bo znalazła ich w pomieszczenu obok tego gdzie był zaparkowany Spike. Z tego obok dobiegała kusząca i przyjemnie ciepła łuna płomyka ze świecy. W tą oświetloną i suchą strefę aż przyjemnie było wejść po przyjściu z tej mokrej, nocnej ciemności. Roger siedział na jakimś krześle z twarzą schowaną w dłoniach. Melody przy blasku świecy zdołała nazbierać jakiś materiał na opał i wyglądała ta kupka dość porządnie. Ale jeszcze się nie paliła.
- Woda nam się kończy. - powiedziała w ramach przywitania Vex rzucając na nią okiem i broń którą przyniosła. - Nie było tej kanki? - zapytała nie widząc żadnego pojemnika w rękach Vex.

- Wiesz, troszkę pomoczyłam nogi w tej wodzie, ale jeszcze trzecia ręka mi nie wyrosła. - Vex odłożyła pod ścianą broń i amunicję. - Gdzie podziała się reszta? - Vex wsłuchała się w dźwięki z korytarza, starając się zlokalizować kotki, o których mówił Sam.

- No tak, chyba faktycznie. - druga z brunetek uniosła brwi nieco chyba rozbawiona ironiczną uwagą tej w drzwiach. Podniosła się do pionu. - Gdzieś tu się kręcą. - uwaga została rzucona lekkim tonemz wyraźną niechęcią w głosie pewnie ze względu na Mewę. - Chodź, zobaczymy co tam jest jeszcze. - powiedziała Melody gdy chwilę obserwowała siedzącego nieruchomo Rogera. Niezbyt reagował na to o czym rozmawiają obydwie kobiety. - Roger, idziemy do twojego samochodu. Zaraz wrócimy dobrze? Poradzisz sobie? - dziewczyna zapytała siedzącego a ten chyba usłyszał bo pokiwał głową i machnął zachęcająco ręką w stronę drzwi. Kurierka chwilę mu się przyglądała aż w końcu wzruszyła ramionami i ruszyła do wyjścia.

Vex ruszyła za Melody. Miała serdecznie dość łażenia na tę noc, ale potrzebowali wody.
- Jak blisko byli Tess i Roger. - Powiedziała cicho, gdy już były na dole.
- A różnie. Dość rozrywkowa i barwna parka. Czasem byli ze sobą razem a czasem nie. - odpowiedziała równie cicho Melody schodząc uważnie po schodach. Myśl o tym jak łatwo po ciemku z nich zlecieć na dół była całkiem naturalna gdy się patrzyło w kłębiącą na dole ciemność. Z góry dołu schodów nie było widać więc pozornie wydawało się, że prowadzą w bezdenną ciemność. - Co tam się właściwie stało? Naprawdę ją zabił? - Melody idąc przez parter spojrzała na idącą obok kobietę. Twarzy nie było jej widać bardziej niż jako jasny owal ale w głosie dało się słyszeć niedowierzanie.

- Wiesz… jak już dotarliśmy to było po ptokach. - Vex wzruszyła ramionami. - Z tego co mówiła reszta ekipy to nagle wpadła w szał… przynajmniej tak zrozumiałam. Jeden strzelił do niej z jakiejś broni i nawet nie zareagowała. - Motocyklistka mówiła cicho. - Z tego co po niej widać to musiała oberwać nie tylko z tego. Złamana ręka i takie tam. Podobno cały czas szalała. Roger chyba musiał ją wykończyć i strzelił jej prosto w bańkę. - Vex przyłożyła palec wskazujący do skroni i wykonała ręką gest jakby strzeliła sobie w skroń.

- O matko. - powiedziała Melody będąc chyba pod wrażeniem takiej relacji i informacji jakie ze sobą niosła. Przez resztę parteru przeszły więc w milczeniu. - Ciężko w to uwierzyć. - odezwała się dopiero gdy były znowu przy furgonetce. - Naprawdę ją zastrzelił. - pokręciła głową w niedowierzaniu. Przerwało jej spojrzenie w mrok kufra vana. Wewnątrz było zarysowane blade ciało w ciemności. Ciche i nieruchome. Kurierka przypatrywała się chwilę jemu. W końcu weszła do wnętrza i sunąc dłonią po ławie zaczęła szukać czegoś pod spodem. - Jest coś. - stęknęła i faktycznie do Vex doszedł odgłos metalu uderzającego i szurającego o metal i chlupoczący odgłos z wnętrza. Kurierka szarpnęła pojemnikiem i ten stuknął dźwięcznie o podłogę pojazdu przy drzwiach maszyny. Po chwili obok niej pojawiła się kucająca Melody. Popatrzyła znowu na obrys nieruchomego ciała. - Trzeba będzie coś z nią zrobić. Nie może tak tu leżeć wiecznie. To jedyny sprawny pojazd jaki mamy. I na tyle duży by zabrać nas wszystkich. - powiedziała opierając dłoń pod brodę.

- Zobaczymy w ciągu dnia, teraz i tak nic nie wyczarujemy. - Vex także weszła na pakę i zaczęła się rozglądać czy przypadkiem nie ma tu jakichś koców czy innych rzeczy, które mogłyby się im teraz przydać. - Do tego Rogerowi załącza się agresor gdy ktoś jej dotyka.
- Zawsze był dość zazdrosny. O w sumie wszystko. Ona zresztą też. - powiedziała Melody patrząc na ciało i na krzątającą się po kufrze vana motocyklistkę. Ta namacała w kącie jednej z ław jakiś materiał który mógł być kocem albo jakąś narzutą. Na ścianie pewnie na jakimś wieszaku, namacała coś drelichowatego. Pewnie jakieś ubranie.

Vex zgarnęła te rzeczy, pod pachę.
- Wspaniała parka. Dobra, chyba możemy stąd spadać. - Motocyklistka uniosła w ciemnościach swoje zdobycze, pokazując je Melody. - Chyba, że coś jeszcze?
 
Aiko jest offline  
Stary 09-08-2017, 00:24   #64
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
- Po ciemku nic nie zobaczymy. O tym wiedziałam ale nie moja fura to nie wiem co on tu ma tak dokładnie. Wracajmy na górę. - powiedziała Melody biorąc kankę w rękę i czekając aż Vex zamknie maszynę. Obie zauważyły nadchodzące sylwetki. Jedna średnia i szczupła a druga potężna i wysoka. Za obrys wystawały kontury karabinów. Ale lufy były gdzieś na wysokości kolan.

- O to chyba wujaszek i Angie. Zaraz do was dołączę. - Vex dała znak Melody by ta szła dalej, a sama pomachała do nadchodzącej pary.

Mniejsza sylwetka odmachała entuzjastycznie. Szybko przebiegła parę ostatnich metrów i staranowała standardowo miłą Vex, obejmując ją na biegu.
- Zaraz zrobię jedzenie, bo jesteś głodna tak? Wujek też! I ja też bym coś zjadła! I trzeba nakarmić Rogera… i Mewę i Patyka i - entuzjazm jej opadł, gdy patrzyła na Melody. Przełknęła coś bardzo śliskiego i podjęła mniej wesoło, opuszczając ręce - No dobra… ty też możesz jeść, ale jak zaczniesz znowu knuć i kłamać i być niemiła to ci zrobię wypadek, rozumiesz? - zapytała kontrolnie niemiłej pani i obróciła się do dochodzącego do nich blondyna - Wujku trzeba ognia i garnka i puszek! I ten worek z ziołami. Zobaczę co… no zaraz wrócę. Zniesiesz co trzeba, a ja pogotuję? I futerkom trzeba coś dać… ale nie mamy mleka… to tylko kociej mamie, a ona zrobi mleko dla małych... ale to zaraz. Gdzie Roger?

Melody pokręciła głową. Po czym razem z jakimś pojemnikiem trzymanym w dłoniach rozpłynęła się w ciemności drzwi.

- Nie ma sprawy Angie. Idźcie przodem, poświecę wam. - powiedział spokojnie wujek i strzelił snopem światła ze swojego karabinku. Wnętrze parteru o razu zalało jaskrawe, mocne światło taktycznej latarki. Wujek odprowadził obydwie kobiety do schodów i poświecił im z dołu by łatwiej im było wejść na górę. - Zaraz do was dojdę. - wrócił do drzwi wejściowych. Chwilę z dołu słychać było jakieś zgrzyty i szelesty gdy pewnie mocował się z drzwiami. Wrócił jednak na piętro akurat jak Angie i Vex zdołały złożyć swoje przyniesione bambetle w pokoju.

Na piętrze znalazły całe towarzystwo. Był i Patyczak i Mewa w jednym pokoju, i kocia rodzina w drugim, i Melody z Rogerem w jeszcze innym. Roger dalej wyglądał na przybitego i osowiałego. Siedział na starym krześle z twarzą ukrytą w dłoniach. Melody nalewała coś z kanki którą dopiero co przyniosła do nakrętki - kubka i podała mu.
- Roger. Wypij. Dobrze ci zrobi. - powiedziała kładąc mu drugą dłoń na ramieniu. Mężczyzna przez chwilę nie reagował ale w końcu nieco odchylił twarz z zakrywających dłoni i spojrzał na kubek. Chwilę się wpatrywał jakby nie miał pojęcia na co patrzy.

- To moje. - powiedział w końcu zapatrzony w kubek i kankę.

- Tak, twoje. Przyniosłam z samochodu. Wypij. - zachęciła go kurierka podsuwając kubek pod twarz. Roger zawahał się czy namyślał i w końcu sięgnął po kubek. Przechylił go w kilku, gwałtownych chustach. Na końcu głośno syknął otarł usta ramieniem. A, że ramię nadal nie miał zbyt czyste więc na twarzy, wzdłuż ust, została mu mokra, czerwonawa krecha.

- Jeszcze. Masz pojarę? - Roger wyprostował się na krześle podając kobiecie pusty kubek. Ta wzięła go od niego i znów zaczęła przechylać kankę by go napełnić ponownie.

- W kombi miałam. Ale coś poszukam. - odpowiedziała Melody skupiając się na nalewniu do kubka. W pokoju w jako jedynym dotąd było jakieś źródło światła w postaci świeczki jaką już wcześniej miała Melody. Więc pewnie z ulicy właśnie z wujkiem Zordonem to ten pokój widzieli jako oświetlony prostokąt okna.

W tym czasie na piętro wrócił snop światła umieszczony przy karabinie wujka. Przez to, że latarka była umieszczone po osi lufy sprawiało to dość niepokojące wrażenie bo wyglądało jakby Pazur szedł przed siebie z wycelowaną bronią. Wujek stanął w progu też chwilę obserwując dwójkę w oświetlonym pokoju.
- Angie. - powiedział znów sięgając do kabury na udzie i wyjmując swój pistolet. Chwilę słychać było klekoty i szelesty metalu i plastiku i wreszcie wujek schował z powrotem pistolet do kabury a nastolatce wręczył samą latarkę wymontowaną z tej broni. - Chyba do gotowania ci się przyda. - uśmiechnął się przy tym.

- Wujku a masz te patyczki co się tak palą i śmierdzą? - spytała cicho, odbierając światełko i obracając je w palcach - Te co się wkłada do buzi i ciągnie i tak drapią w gardło że chce się kasłać. Te takie białe.

- Papierosy? Chyba coś mam.
- najemnik popatrzył na dwie osoby w oświetlonym pokoju i chyba domyślił się czemu nastolatka o nie pyta. Sięgnął do kieszeni na piersi i wyjął z niej trochę już pokancerowaną paczkę papierosów. Pudełko jak wiedziała Angie było wybrane dlatego, że było trochę sztywniejsze więc białe pałeczki przechowywały się trochę lepiej niż luzem czy w czymś miękkim. Podał wyjętą pałeczkę nastolatce i po chwili grzebania w kieszeni spodni dołożył jeszcze zapalniczkę. Samoróbkę zrobioną z naboju karabinowego. Jak jej kiedyś opowiadał mieli w oddziale takiego spryciarza co umiał robić takie gadżety i choć nie była specjalnie ładna ani niezawodna jak sławny zippiacz wujek bardzo ją lubił.

[media]https://i.imged.pl/stara-zapalniczka-z-naboju-wykopek.jpg[/media]

Blondynka uścisnęła go w podzięce i wyjęła jedną pałeczkę, potem drugą. Tą pierwszą wsadziła za ucho, drugą do buzi. Skorzystała też z zapalniczki żeby zrobić ogień i podpalić odpowiedni koniec. Pociągnęła jak w pokoju Rogera, ale bez zaciągania żeby nie kasłać i oddała pudełko i nabój wujkowi. To były jego rzeczy, nie chciała ich zabierać, jeśli nie musiała. Z zapalonym papierosem przekroczyła próg, podchodząc do pana z obrazkami, chociaż gapiła się spode łba na knuję. Czy w takim stanie też będzie go męczyła i gadała niemiłe rzeczy? Miała nadzieję że nie, miły Roger miał dość smutków i nerwów jak na jedną noc… no i zawsze w razie potrzeby mogła walnąć knuję. O waleniu po niemiłej głowie wujek nic nie mówił, prawda?
- To jest ta… pojara? - spytała, kucając przed krzesłem i podając mężczyźnie pałeczkę tą niepalącą się stroną do ust - Jak tak to weź, tylko masz brudne ręce to nie… no nie dotykaj. Nimi. Nooo… - westchnęła chcąc zacząć coś mówić, ale się zacięła. Bała się, że coś zepsuje, jeszcze bardziej zasmuci pana z obrazkami, a był chory. Chory na smutek, nie rany, ale to znaczyło że trzeba się nim zająć jak kiedyś wujkiem. Albo dziadkiem. Pokonując niechęć zwróciła się do knui - Woda i procenty. Żeby… umyć. Zabić złe… - zmarszczyła czoło, pstrykając przy tym palcami, ale słowo nie chciało się pojawić. Znowu westchnęła - Te małe cosie co się ich nie widzi gołym okiem, ale robią choroby. Choroby są złe, a sama widzisz - kiwnęła brodą na umorusanego we krwi pana z obrazkami.

- Dzięki. - burknął Roger biorąc jednak zapalonego papierosa w dłoń i wsadzając go sobie do ust. Zaciągnął się głęboko i chciwie opierając się o oparcie krzesła i odchylając głowę do tyłu tak, że klęcząca na podłodze Angie widziała właściwie jego szyję. Melody też chwilę się tak wpatrywała jakby liczyła, że powie czy zrobi coś jeszcze. Ale się nie doczekała.

- Zarazki. - powiedziała w końcu dalej patrząc na szyję i tors Rogera. Wcześniej Angie w samochodzie zdołała mu całkiem nieźle oczyścić twarz ale teraz w spokojnej łunie świecy widać było krwawe rozpryski, kleksy, krople i smugi na jego torsie i ramionach, nawet spodnie miał poplamione krwią. Ta zdążyła już częściowo zaschnąć i błyszczała teraz ciemną, prawie czarną, galaretowatą masą typową w stanie pośrednim między świeżym, czerwonym płynem a zaschniętym czerwonawym proszkiem.

Kurierka opuściła głowę patrząc na kankę. Musiała mieć z jakieś dziesięć litrów. Ale nastolatka nie była na oko w stanie stwierdzić jak bardzo jest napełniona. - Nie mamy wody. Ale może faktycznie można by cię obmyć tym bimbrem. Będziesz śmierdział wódą a nie krwią. - powiedziała patrząc krytycznie na metalowy pojemnik. W końcu znów spojrzała w górę na siedzącego mężczyznę ale tego wydawało się całkowicie pochłaniać siedzenie i palenie papierosa. Melody pokręciła głową i wzruszyła ramionami widząc jak idzie ta “rozmowa”.

Musiał być w tym całym szoku, tak jak wujek mówił… ale co blondynka miała mówić, żeby go z tego wyciągnąć żeby stał się normalny - nie wiedziała. Wiedziała za to co robić w innej kwestii, więc skupiła się na znajomych tematach, na razie darując otoczeniu jakiekolwiek opowieści.
- Trzeba koc i ubranie. Znajdź coś - popatrzyła na knuję i wzruszyła ramionami. - Na drodze zrobiłam co mogłam, ale… i tak wygląda trochę lepiej. Mniej czerwono. Zostaw kankę, zajmę się nim. Potem będzie potrzebował nowego ubrania. No i kocyka. Kocyk jest bardzo ważny - pokiwała głową zgadzając się z własnymi słowami - Jak wujek i dziadek byli chorzy nimi też się zajmowałam i zobacz. - pokazała kciukiem za plecy, tam gdzie blond opiekun - Wygląda teraz bardzo ładnie. Nie zrobię miłemu Rogerowi krzywdy, ani nie… tutaj wiem co robić, nic nie zepsuję.

Melody uniosła brew gdy nastolatka się do niej odezwała. A właściwie gdy wydała jej polecenie. Zerknęła przez chwilę na stojącego w przejściu wujka a potem znów wróciła spojrzeniem do jej podopiecznej.
- Za bardzo się tu szarogęsisz mała. - pokręciła głową patrząc na klęczącą obok nastolatkę z wyraźną dezaprobatą.

- Mel. - Roger jakby się ocknął bo wrócił z sufitowania tak nagle, że stare krzesło zaskrzypiało głośno. Spojrzał wprost na brunetkę a ta odwzajemniła te spojrzenie z pytającym wyrazem twarzy. - Musimy przygotować Tess do ostatniej drogi. - powiedział wytatuowany mężczyzna i nagle wydawał się być całkiem rozsądny i poważny.

- No dobrze. To zajmiemy się tym rano. Teraz jest ciemno to i tak nic nie zrobimy. -pokiwała głową zgadzając się i chyba jej ulżyło, że rozmówca wreszcie zaczął jakoś normalnie kontaktować.

- Nie, nie, nie rano, teraz. Musimy ją umyć i przygotować. - Roger prawie jej przerwał kręcąc głową, że nie chce czekać.

- Umyć? Roger woda nam się kończy.
- knuja też pokręciła głową starając się przypomnieć o tym fakcie, że mieli końcówkę wody w manierkach. - No jest jeszcze twój bimber i woda z rzeki. - rozłożyła ręce nie chcąc chyba mówić kategorycznego nie.

- Woda z rzeki? No coś ty. Woda z rzeki jest zbrukana i niegodna. - Roger zmrużył oczy chyba zaskoczony pomysłem rozmówczyni. Spojrzał na kankę stojącą obok i pokiwał głową. - Tak. Wonne olejki. I będzie się lepiej palić. Musimy też przygotować stos dla Tess. - słowa mężczyzny wywołały przymkniecie powiek Melody i lekkie otwarcie ust. Potem zacisnęła szczęki mocniej.

- Stos? Roger mamy powódź. Wszystko dookoła jest mokre. -
sapnęła z ledwie tłumioną złością patrząc z irytacją na siedzącego przed nią faceta.

- Tak stos. Duży. Największy. Taki godny wybrańca. Tess była wybrańcem Mel. Tylko my byliśmy ślepi. Sam Khain przez nią przemówił. To zaszczyt. Nie możemy nad tym tak przejść do porządku dziennego. - Roger mówił zdecydowanym głosem i całkiem szybko jakby świetnie wiedział o czym mówi i nie miał z tym żadnych wątpliwości.

- Ja nie wiem Roger. Dostałeś jakoś w łeb tam na drodze czy do reszty ci odbiło. - Melody pokręciła głową i uniosła ręce w górę w geście rozpaczy i desperacji. Potem z trzaskiem opuściła je o swoje uda.

- Nie bluźnij! - krzyknął Roger wycelowując w nią palcem.

- Mam cię dość! Sam sobie ją przygotuj! - krzyknęła w odpowiedzi gwałtownie wstając. Wzięła swoją świeczkę i wyszła z pokoju.

I znowu to samo - słowa. Masa słów których Angela nie znała i znaczenia nie rozumiała. Trudne, dziwne i obce, nie kojarzące się z niczym konkretnym. Uniosła brwi słysząc o myciu Tess. Teraz? Jak nie mieli wody i nie wiedzieli czy rano da się jakoś zorganizować? Skąd mieli wziąć jej tyle, żeby obmyć ciało? Powinni się skupić na żywych, póki żywymi pozostawali, ale skoro miły Roger miał siłę i chęci myć kogokolwiek z własną higieną też sobie poradzi. Nie potrzebował jej i chyba nie chciał pomocy. Przymknęła oczy i odetchnęła, wstając powoli z kolan. Wycofała się do tyłu, bo czuła że przeszkadza. Jak kamień w bucie, albo szwy koszulki pijące pod pachami. Próbowała być miła. Albo znowu coś zrobiła źle. Ludzie byli dziwni, za dziwni.

- Ćmo. - Roger wstał z krzesła i podszedł do wychodzącej nastolatki. Położył jej dłoń na ramieniu i stanął obok niej. - Uważaj na siebie Ćmo. Nadszedł czas próby. Arena Khaina została otwarta. Jesteśmy na niej. Nadszedł czas krwi. Przetrwają nieliczni. Ta próba zmieni ich na zawsze. Nie zostało nam dużo czasu. Mi nie zostało dużo czasu. Przygotuj się. Khain objawia się tak jak dzisiaj tylko w ważnych momentach. Tak. - pokiwał głową jakby zastanawiał się czy powiedzieć coś jeszcze i zaciągnął się papierosem. - Uważaj na siebie Ćmo. Leć za swoim księżycem ale uważaj na płomienie świec. Mam nadzieję, że dolecisz do swojego księżyca. - powiedział po chwili. Pokiwał głową i ruszył do wyjścia na korytarz.

Angie wyglądała jakby jej ktoś przed twarzą położył bardzo grubą, dziwna książkę i kazał czytać literki, a bardzo nie tego nie lubiła, bo były takie dziwne, małe i nigdy nie pamiętała co która znaczy.
- Kto to Khain? - strzeliła nim zdążyła pomyśleć. Nie znała żadnego Khaina, wujek też nic o nim nie wspominał. Ale co innego było gorsze niż obce słowa. - Dlaczego się żegnasz? Nie żegnaj się, umyjesz się, zjesz i nic ci nie będzie. - stanęła mu na drodze i uniosła ręce, ale zanim go złapała za ramiona, wycofała je do piersi i tam zacisnęła jedna na drugiej. A może to ona miała iść? - Wyganiasz mnie? To ja mam iść? Na co mam się przygotować? Co za arena? Nie chcę lecieć za żadnym księżycem! - opuściła ramiona i zacisnęła pięści, robiąc krok do przodu i opuszczać głowę przez co patrzyła na pana z obrazkami spod byka - Nigdzie nie lecę, rozumiesz? Ani ty sobie nie idziesz. Jest ciemno, zła woda wszędzie. Trzeba poczekać aż wzejdzie słońce. Wtedy poszukać wody i pomyśleć co dalej, ale to pomyślisz z wujkiem, ja nie umiem myśleć… robić planów i… nie chcę żebyś szedł. Jesteś miły, a tam… noc nie jest miła. I dobra. Teraz powódź, fala wygnała żyjątka. Będą przerażone i mogą atakować. W czarności idzie je przeoczyć. Nie będę znowu cię szukać, jestem zmęczona i… i straszno mi i nie rozumiem… dużo nie…. Ale to nieważne - pokręciła ze złością głową.

- To jest właśnie ta próba Ćmo. - powiedział Roger chwytając papierosa w zęby i biorąc twarz nastolatki w dłonie tak, że patrzyli na siebie bezpośrednio. - Ta ciemność, straszność i krew. To jest ta arena dla nas. - wytatuowany mężczyzna mówił z zaangażowaniem i werwą kompletnie kontrastującą z niedawną całkowitą biernością jaką objawiał odkąd go spotkali niedawno na drodze siedzącego na brzegu furgonetki. - Nie uciekniemy od tego. Ale możemy próbować. Ale ja nie chcę. Czekałem na to. Czekałem na próbę krwi. Wreszcie nadeszła. - powiedział gwałtownie kiwając głową i patrząc gdzieś w górę i bok jakby rozglądał się po pomieszczeniu chociaż odkąd Melody zabrała świeczkę w pomieszczeniu było ciemno jak to po nocy w pomieszczeniach bez światła bywa.
- Dlatego chce się pożegnać z tobą Ćmo. Nie wiem co nas czeka. Co mnie czeka. Czuję ogień w żyłach. Słysze szept Khaina. Mój czas nadchodzi. Przetrwam go albo nie. Nie wiem jeszcze. Ale chcę się dowiedzieć. Może mnie też Khain pobłogosławi. Khain jest wielki. Jest bogiem krwi. Dawny świat grzeszył i w końcu został zniszczony w ogniu i krwi. Z tego bólu, strachu i cierpienia narodziło się nowe dominium. Świat Khaina. Będzie panował póki ludzie nie spłacą długów dawnych ludzi. Ale czasem daje nam okazję. Taka jak teraz. Dzięki temu tacy ludzie jak my możemy się poświęcić dla innych. Przelać krew by spłacić długi krwi. Teraz krew będzie płynąć. Wszystkich. Dużo krwi dla Khaina do jego kielicha. Muszę iść Ćmo. Przygotować się. I Tess. Jeśli chcesz to chodź ze mną. Mel nie ma prawdziwej wiary. Nigdy nie miała. To oportunistka. Dlatego nigdy jej w pełni nie ufałem. Czas na mnie Ćmo. - Roger mówił szybko jakby się spieszył, że nie zdąży. Zrobił krok obok nastolatki kierując się do wyjścia ale chyba czekał czy pójdzie z nim czy nie. - A. Woda. W starej stacji strażackiej jest studnia i pompa głębinowa. Tam jest czysta woda. Ktokolwiek tutaj powie wam gdzie to jest. - powiedział na koniec jakby sobie przypomniał o czym jeszcze mówiła Ćma.

Ona jednak nie dała się odgonić. Co prawda machnął ręką, ale zatrzepotała skrzydłami i przypuściła kolejny atak. Dlaczego się tak uparł iść tam w samych spodniach.
- Nie żegnaj się, nie ma po co. Gdzie ta próba? Gdzie pójdziesz? - skoczyła do przodu znowu przed nim stając, ale tym razem złapała go za ręce i choć drżała jej szczęka mówiła dalej - Próba, krew… czyli wojna, tak? Wiem co to wojna. Dziadek opowiadał. Mówił, że lepiej skrócić niewinnego o głowę, niż zawahać się podczas wojny… z kim ta wojna? Z potworami? Takimi w ludzkiej skórze? Jak tak to chcę walczyć, umiem. Jak to próba… wojna, to trzeba się przygotować. Żeby nie przegrać od razu i nie zmienić w kości. Trzeba siły… być silniejszym niż wróg. Sprytniejszym, lepiej przygotowanym. Potem się zemścić, a potem odpocząć. Ale najpierw praca. Pójdziesz na próbę w samych spodniach? Brudny? Z jedną bronią? Ile masz kul? Jesteś zmęczony, a zmęczony człowiek popełnia głupie błędy i ląduje w rowie… to też dziadek mówił. Wojny są długie… poczekają aż zjesz, złapiesz oddech. Przygotujesz się, żeby nie dawać innym przewagi już na starcie. Pójdę z tobą, chcę iść. Może przy okazji znajdziemy bryka żeby… potem jechać do cioci. - przeniosła wzrok na blondyna - I tak tu trochę zostaniemy, tak mówiłeś.

- A niby gdzie macie zamiar iść gołąbeczki?
- wujek stał w przejściu a przy jego gabarytach dość mocno to ograniczało możliwości przejścia przez nie w którąkolwiek stronę.

- Do samochodu. Muszę się przygotować. I Tess. Będziemy na zewnątrz w samochodzie. Teraz to i tak bez znaczenia Khain zadba by tylko wybrani opuścili jego arenę. Jak ktoś nie będzie wybrany może mieć i dziesięć samochodów i stąd nie odjedzie. - Roger mówił swobodnie jakby mówił o oczywistej oczywistości.

Wujek pokręcił głową i westchnął słysząc to co mówi.
- Jak stąd odjedziesz znajdę cię. I zastrzelę. - powiedział spokojnym i poważnym głosem ale Angie znała go na tyle by wiedzieć, że jeśli tylko się da to zrobi to co mówi gdy mówił takim głosem. A ze swoimi możliwościami mógł zrobić naprawdę dużo.

- Nie bój się, nie odjadę. Nie mam po co. Wszystko co mi potrzebne jest tutaj. - Roger prawie roześmiał się radośnie słysząc co powiedziała sylwetka ciężko zbudowanego i uzbrojonego najemnika.

- Zrobię kolację. Angie jak cię zawołam chciałbym cię widzieć z powrotem tutaj z nami. Nie chciałbym tam schodzić po ciebie na dół. - powiedział w końcu wujek odsuwając się z przejścia by dwójka z pokoju mogła wyjść na korytarz.

Vex stała za progiem przysłuchując się całej rozmowie. To był absurd. Banda nawiedzonych świrów. Nie zdziwiłaby się gdyby Roger był gotów spalić ich wszystkich. Oderwała się od ściany o którą się opierała i poszła na poszukiwanie kotów.

Angela przestąpiła niepewnie z nogi na nogę. To ona miała gotować, a teraz iść z panem z obrazkami na dół. Ale nie umiała się rozdwoić. Spojrzała blondynowi w twarz.
- Nie jesteś zły? Na pewno zrobisz jedzenie? - stanęła przed wujkiem i przytuliła go krótko. Był taki dobry, mądry i kochany… na pewno pamiętał, że prosiła żeby nie bił Rogera…
- Przyjdę jak zawołasz - obiecała żeby się nie martwił.

- Zajmę się wszystkim nie bój się. Nie wyłączaj radia. - puknął się palcem w swoje radio przymocowane do oporządzenia. Gdy mieli je włączone mogli rozmawiać ze sobą nawet jak się nie widzieli. Dla krótkofalówki odległość z piętra na parter właściwie nie była żadną odległością. No i gdyby Angie zostawiła swoje radio na nasłuchu wujek mógłby w całkiem nieźle się orientować się co się u niej dzieje. Przynajmniej na słuch.

Wujek odszedł do pokoju gdzie były kotki i ich plecaki. Zaś Roger śmiało ruszył korytarzem w stronę schodów.


***

Na dole okazało się trochę problemów. Drzwi wejściowe były zatarasowane kilkoma stołami jakie pewnie wujek zastawił drzwi przed powrotem na górę. Gdy zaś pokonali tą przeszkodę okazało się, że van jest zamknięty. Roger wydawał się trochę tym rozczarowany i zirytowany. Ale w końcu wyjął jakiś drobny przedmiot z kieszeni spodni, pogmerał chwilę przy drzwiach i po cichym trzaśnięciu metalu gdy znowu szarpnął za uchwyt drzwi się rozsunęły. Wszedł śmiało w mrok pojazdu siadając na ławce i po chwili gmerania po ciemku musiał znaleźć jakąś świeczkę bo rozświetliła ona wnętrze pojazdu.

W świetle ciało Tess nadal leżało na podłodze vana.
- Wejdź Ćmo. - zaprosił ją Roger. Sam wskazał na jakieś pudło i widoczne tam kilka świec i zniczy. - Zapal. - polecił jej a sam zaczął znowu czegoś szukać wśród półek i pojemników. Poruszał się dość pewnie choć trochę chaotycznie. Jakby wiedział czego szuka ale nie do końca był pewny gdzie to jest.

Świeczki dawały ciepłe, miękkie i żółte światło, inne niż to ze światełka od wujka - to było białe, ostre i zdecydowanie jaśniejsze. Z jego pomocą blondynka wyciągnęła parę woskowych walców i ułożyła na podłodze. Już miała się wyprostować, kiedy jej uwagę przykuł zmięty materiał rzucony w kąt. Posmutniała i wyciągnęła po niego rękę. Żółte tło i różowy konik teraz były całe w burordzawych kropkach.
- Powiedz… - zaczęła, mnąc tkaninę w palcach i nie patrząc na pana z obrazkami - Tam w pokoju, na górze. Kiedy przyszłam przeprosić. Wujek mówi, że byłeś miły nie bo lubisz, ale bo coś chciałeś dostać ode mnie i to nie był batonik - westchnęła cichutko, chowając bandankę do kieszeni bo i tak nie miała octu żeby wywabić plamy - To prawda?

Roger zatrzymał się na chwilę trzymając w dłoniach jakieś pudło które brzęczało trochę gdy nim poruszał. Spojrzał na siedzącą nastolatkę jakby zastanawiał się nad pytaniem albo odpowiedzią.
- Też. - pokiwał głową stawiając pudło na ławce pojazdu. - Ale byłem głównie zaciekawiony. Polubiłem cię potem. Jak się okazało, że jesteś Ćmą. - powiedział prostując się i sięgając po następne szpargały. W tym które postawił na ławce nastolatka widziała jakieś słoiki i butelki pełne jakiś kolorowych płynów.

- Acha - odpowiedziała w zadumie, ale uśmiechnęła się mimowolnie. Czyli jednak ją lubił… to było takie… dziwne uczucie, od którego robiło się ciepło. Wstała z podłogi i pokazała palcem na paczki - Co to za szkła, co jest w środku? Wujek mówi, że jak się robi ciężko i trudno… tak źle i wali się to co znamy… no nie trzeba samemu robić trudnych rzeczy. Co mam robić? Jak… pomóc?

- Farby. I olejki. -
powiedział trochę roztargnionym tonem kładąc na ławce obok jakieś papierowe torby. - Weź tamte podkładki, nasyp trochę tego na każdy i podpal. - polecił jej wskazując na inne pudło pod ławką gdzie widać było jakieś podkładki miseczki i nakrętki od słoików. - Musimy oczyścić atmosferę. - dodał tonem wyjaśnienia.

Jak niby palenie dziwnych proszków miało oczyścić atmosferę? Znaczy co… że powietrze też było brudne? Ale to wystarczyło przewietrzyć i powinno być w porządku. Nie chciała jednak zarzucać pana z obrazkami następnymi pytaniami i wątpliwościami. Miała mu pomagać, nie gadać i dopytywać. Powoli przyzwyczajała się do tego, że nie wie co się wokoło dzieje. Starała się nie myśleć o tym, tylko skupić na pracy. Po kolei odkręcała słoiki i sypała ich zawartość na podkładki. Niektóre proszki były jak piasek na pustyni - drobne i sypkie. Inne przypominały żwir
- A potem? Zostaniesz na kolacji i zjesz z nami? Ch…. powinnam coś powiedzieć, tak? Coś… pocieszyć, jakoś żebyś się poczuł lepiej… tylko nie za bardzo… - wzruszyła ramionami, zabierając się za podpalanie - Dziadek tego nie uczył. Jak być… miłym, dopiero wujek. On jest bardzo miły i… zawsze taki był, od początku. Polubiłbyś dziadka, on dobrze znał krew. Dużo o niej wiedział - pokręciła głową, podtykając świeczkę pod zapalony znicz, bo tak chyba było najprościej. - Przykro mi z powodu Tess. Znaczy smutno i wiem że tobie też smutno. Ale inaczej się nie dało. Wiem, że się nie dało i nie było innej drogi. Bo jakby ktoś mi kazał uśpić wujka to najpierw bym szukała. Tych innych dróg. Jak nie ma, znaczy nie ma. To jak z tymi liskami co miały wściekliznę. Przestają być sobą i inaczej im nie można pomóc. A tak… uratowałeś kolegów i żyjesz. Oddychasz. Ona by też chciała żebyś żył, a nie żeby cię pokrzywdziła. Nie gniewa się, ja bym się nie gniewała, to uczciwe.

- Oh nie można się gniewać gdy dostąpiło się zaszczytu do bycia naczyniem woli Khaina.
- Roger dobrodusznie uśmiechnął się jakby nie było o czym mówić. - Tak samo jak nie ma co się wściekać, że jest się Ćmą. Po prostu się jest. - wzruszył swoimi nagimi wciąż pokrwawionymi ramionami rozkładając dłonie i patrząc na stojącą obok blondynkę. Na dłuższą metę trochę przygarbiona pozycja na stojaka była dość niewygodna. Popatrzył na odpalone przez nastolatkę zioła i pokiwał głową na znak, że chyba o to chodziło.
- Ale nie mogę wrócić na górę. Muszę medytować by oczyścić umysł. No i trochę pracy mnie czeka z Tess. Trzeba jej wypruć serce. To trochę czasu zajmuje. Nie można zmarnować serca wybrańca. - zaprzeczył ruchem głowy i machaniem dłoni na znak, że uważa to za kompletnie chybiony pomysł. - No ale do tego trzeba się przygotować, nie można tak bez medytacji i oczyszczenia. - pokręcił głową jeszcze bardziej. Potem klęknął przy ławie i zaczął wyjmować kolejne słoiki i butelki z tymi farbami. W tym czasie jakieś zioła które kazał podpalić swojemu gościowi zaczęły już nieźle dymić unosząc jakiś dziwny, kadzidełkowy dym.

Angie węszyła w powietrzu, wyłapując nowe zapachy. Kichnęła przy tym i odsunęła się od najbliższej dymiącej miseczki. Przeszła w kuckach na bok vana, siadając pod ścianą i tam oplotła kolana ramionami, zwijając się w kulkę, a brodę oparła o przedramię. Patrzyła jak pan z obrazkami pracuje i trawiła jego słowa.
- Wypruć serce? - powtórzyła i jej wzrok zjechał na panią z obrazkami. Pogapiła się na nią trochę i zaczęła skubać palcami nogawkę spodni - To najprościej przez brzuch. Naciąć skórę pod mostkiem, gdzie miękkie i wyjąć od dołu bo tam mniej płuc - mówiła spokojnie, jakby sobie coś przypominała - Bo tak to żebra trzeba wyłamywać, a to też ciężko… bo one mają mięśnie między sobą i trzeba je rozciąć zanim się wyłamie żeby zrobić dziurę żeby wyciągnąć co się chce… a jeszcze te rurki z krwią do odcięcia - skrzywiła się i wzruszyła ramionami - I co dalej z sercem? Chyba go nie chcesz zjeść? Zatrzymaj sie, zasłoikuj… ale nie jedz go Roger. Jak to wścieklizna i te zarazki to… - zawahała się, ale prychnęła i nawijała dalej - Jak zrobisz się taki niemiły jak Tess i zaczniesz atakować? Nie chcę cię usypiać. Wolę z tobą polować. Chciałabym, chociaż wujkowi chyba się to nie podoba. Nie wiem czemu… lubię polować. Ludź, duży wilk albo inny obiad, jaka różnica? - wzruszyła ramionami. - będziesz spał tutaj? Chcesz… mogę z tobą spać… nie tak jak w pokoju, tylko… żebyś nie czuł się sam. Tak o… no pod ręką. Dla raźności.

- Zjeść? Nie no coś ty, ja jestem niegodny.
- zaprzeczył ruchem głowy Roger. Sięgnął po słoiki z mazią i zaczął je po kolei otwierać. Zaglądał do środka, czasem sprawdzał zapach i przygotowywał je rozpaćkując dość chaotycznie na jakimś poplamionym kawałku blachy który najwyraźniej już nie pierwszy raz służył do tego celu. - Serce to siedlisko życia i duszy. Przez Tess objawiła nam się cząstka Khaina. To dla nas zaszczyt. Ale trzeba mu ją zwrócić. Dlatego spalimy je by dusza wróciła z powrotem do niego. - powiedział przygotowując farbianą masę na blaszce. Podniósł wzrok na ciało leżące tuż przed nim. Stopy Tess były prawie przy jego pudełku i wyjętych słoikach. Dalej były jej nogi, wciąż zbryzgane krwią. Choć mniej niż ramiona Rogera ale pewnie przez tą wodę w jakiej wcześniej pływała. Dalej był jej wciąż wytatuowany w smoki brzuch obecnie poszarpany ranami i nagie, piersi w całkowicie nienaturalnym bezdechu. No i twarz. Z otwartymi ustami z których ściekała zaschnięta już strugi krwi i zdeformowanym przez dziurę w czole okiem. Ciemne włosy Tess zlewały się z półmrokiem na końcu pojazdu. Przy głowie nawet teraz dało się zauważyć ciemną plamę w jakiej zatopiły się jej włosy. Podobnie spod pleców Tess widać było kałuże jakie zdążyły się uformować gdy krew jeszcze wypływała z ran. Było też widać zdeformowane od uderzenia ranę. Choć kość nie przeszła przez mięso i skórę musiała być złamana i wyglądała jak dodatkowy staw poniżej łokcia.

- No może Mel miała trochę racji. Trochę trudno może być spalić teraz całą Tess. - powiedział po chwili obserwacji Roger krzywiąc się przy tym z niechęci i niezadowolenia. Pokręcił głową i zaczął rozsmarowywać sobie na twarzy białą farbę.

W swoim gnieździe przy ścianie Angie siedziała skulona, skubiąc w najlepsze nogawkę spodni. Wydłubywała pojedyncze nitki i okręcała je wokół palca, przyglądając się całej scenie. Teraz dopiero było widać ile ciosów zaliczyła pani z obrazkami. Dziwne, że powalił ją dopiero strzał w głowę. Powinna umrzeć o wiele, bardzo wiele wcześniej.
- Co się stało jak znowu się obudziła? Już na drodze - pewnie nie powinna pytać, ale zrobiła to. Raz że sama była ciekawa, a dwa… wujek pewnie będzie chciał wiedzieć. Może nie będzie zły, jeśli przyniesie mu jakiekolwiek informacje, a i tak musiała wrócić na kolację.
- Pomóc ci jakoś? Mogę… nie wiem, ale jak powiesz to zrobię.

Roger na chwilę przerwał nanoszenie białej paćki na twarz i bez zaangażowania mieszał palcami białawą masę na metalu tacki.
- Uciekaliśmy tak jak i wy. Spieszyliśmy się. Wrzuciłem ją na siedzenie i wyjechałem. Chciałem zdążyć tutaj. Gdziekolwiek zresztą. - pokręcił głową i wrócił do nanoszenia farby. Dłoń całkiem głośno klasnęła mu o policzek i zaczął intensywnie rozcierać pastę na drugim policzku. - Potem nas rzuciła fala. I zaraz potem zanim zdążyliśmy coś zrobić Tess się na mnie rzuciła. A potem na innych. Ale nie ma co płakać ani się złościć. To sprawa Khaina. Nie nam to sądzić. - powiedział nabierając kolejną porcję pasty którą zaczął wcierać sobie w czoło.
- Weź grzechotki. Tam są. - wskazał na inne pudło pod ławą gdzie coś wystawało z niego. Jakieś krótkie rurki albo kijki.

- Spalimy serce teraz, resztę jak się zrobi jasno i słońce wysuszy drewno… chyba. Tak? - wstała żeby sięgnąć we wskazanym kierunku po wskazane rzeczy. Co prawda nie wiedziała po co ma grzechotać… no ale skoro miły pan z obrazkami prosił…
- Chodź ze mną na kolację i spać. Albo medytować. Po paleniu. Na resztę nocy. Nie tutaj - zrobiła kółko ręką pokazując okolicę - Na górze ogień i ciepło… i nie będziesz sam. Trzeba trzymać się razem, jak w stadzie. Tam… tam na górze jest dobre miejsce na gniazdo… i są futerka. Kotki… takie małe i czarne - uśmiechnęła się pod nosem - Tu dużo wody… i kiepskie miejsce do obrony. Gorsze niż budynek. Skoro jest wojna to trzeba myśleć jak na wojnie… i jestem zmęczona. Chciałabym odpocząć… zamiast siedzieć na dachu do rana i pilnować, czy żaden potwór na ciebie nie zasadzkuje. I z wujkiem byś mógł pomówić. On mądrze mówi i dużo wie - złapała patyczki, wyjmując je z pudełka.

- Nie no coś ty. Nie pierwszy raz rzeka wylwea. No ale jeszcze nigdy Khain nie robił areny tutaj. Ale taka woda to będzie stać z parę dni. Może tydzień. Nie wyschnie w jeden dzień. - pokręcił głową o już prawie całkiem białej twarzy. - Drzewo trzeba będzie zebrać po budynkach. Z górnych pięter gdzie woda nie sięgła. - wskazał przez okno gdzieś w górę w stronę piętra.
- I nie mogę teraz jeść. Musze wyczyścić umysł i ciało. Taki post. Ale ne bój się teraz jest czas przygotowań. Mówiłem ci. Jesteśmy pod opieką Khaina póki nie zacznie się próba. Dlatego musimy skończyć wszystko nim nastanie świt. Spalić serce i odprawić rytuał. - mężczyzna skończył nakładać farbę na twarz i zaczął to samo robić z szyją.Wyglądał na całkowicie pewnego, że mu tu nic nie grozi. W końcu jednak nagle spojrzał na blondynkę jakby sobie przypomniał o czymś. - Znaczy słuchaj, jak ty chcesz to idź. Mi tu zejdzie do rana z tym wszystkim pewnie. - powiedział nabierając kolejną porcję farby.

Dziewczyna pokręciła powoli głową, wpatrując się smutno w grzechotki. Bardzo chciała spać i jeść i wyprostować plecy na czymś płaskim, a najchętniej schować pod koc gdzieś przy ogniu i wujku. Z futerkami przy boku. Piekły ją oczy, bolała głowa i głośno burczało w żołądku na samo wspomnienie jedzenia.
- To będziesz zajęty… a jak zajęty to odsłonięty. Sam mówisz, że teraz inaczej - zaczęła, podnosząc na niego wzrok - Pomogę ci z sercem, wiem jak je wyciąć. Razem będzie szybciej… a jak przyjdą potwory, albo inne kłopoty? Będziesz tu jeden i odcięty, bo na noc trzeba zastawić wejście do budynku. Ktoś ci musi pilnować pleców, bo… bo tak trzeba - podrapała się trzonkiem grzechotka po nosie - Jak tu siedzisz to ja też muszę. Bo jak się kogoś lubi to się go chroni. Wujek ochroni Vex, a ona jego… a kto ochroni ciebie? Muszę… wiem jak to jest jak ktoś zostawia. Niefajnie. Ja nie zostawiam. - zagrzechotała grzechotkiem na próbę.

Grzechotka była zrobiona z kawałka cienkiej rury i grzechotała właśnie jak grzechotka powinna. Na rurce były narysowane jakieś tajemnicze wzory. Roger rozsmarowywał dalej farbę bieląc sobie tors od klatki po brzuch. Teraz nakładał duże porcje masy aż rozchlapywała się z głośnym klaśnięciem na jego ciele a potem rozsmarowywał to na białą warstwę.
- Nie bój się. Mówię ci, że nic mi nie będzie. Khain nade mną czuwa.Do rana mam czas. - uśmiechnął się łagodnie Roger patrząc na blondynkę. - A serce wyjmuje się na samym końcu. Potem jeszcze trzeba tylko spalić. - wyglądał i mówił jakby ten Khain stał tuż obok niego i gwarantować taką ochronę. Ale jak siedział to Angie go nie widziała.

Widziała za to miłego Rogera i wcześniej widziała jak wygląda okolica, a wyglądała brzydko i miała pełno złej wody i czarności. Nie mówiła tego głośno, ale Tess była potworem jak te z Nowego Jorku, bo to by uraziło pana z obrazkami. W okolicy mogły być inne potwory i co wtedy? Ten Khain miał karabin i odpowiednio dużo naboi? A może granaty? Dlatego Roger był taki spokojny? Angie nie wyglądała na przekonaną, uparcie zagryzała wargi i wodziła wzrokiem po wnętrzu bryka, tłukąc się z myślami, aż westchnęła bardzo ciężko, mrugając przy tym szybko.
- Nie bój się. Nic mi nie będzie. Mam czas - powtórzyła drewnianym głosem, wbijając pełne złości spojrzenie we własne ręce - Dziadek też tak mówił, kiedy zobaczyłam jak pluje i kasze na czerwono… tak strasznie rzęził, ale mówił żebym się nie bała, że nic mu nie będzie i ma czas. Że razem poczekamy aż wróci wujek… i wiesz co? - podniosła oczy na teraz pana na biało - Stało mu się. Odszedł i czekałam sama. Tyle dni ile palcy u rąk razy palce u rąk i razy palce u rąk… wiem bo kiedyś patrzyłam i układałam kreski w rządki na piasku to pasowało. I jeszcze było dużo wolnych w zapasie… choroby nie zastrzelę, potwory tak - zamknęła się i szczękę.

- Chcesz to zostań, ja cię nie wyganiam. Ale nie mam tu nic do jedzenia. - powiedział Roger kończąc najwyraźniej nanoszenie białej farby. Zaczął szykować następną, tym razem jakąś ciemną. - Ale mnie nic do rana nie będzie. - powiedział z uśmiechem i pewnością siebie.

- To jak nie chcesz kolacji może chociaż cukierki ci przyniosę? - Angie nie dawała za wygraną. Nie pojmowała jak można nie chcieć kolacji, ani innego jedzenia. Ona nigdy nie odmawiała i mogłaby jeść na okrągło, zwłaszcza słodkiego i gdyby nie wujek już dawno zaczęłaby przypominać toczącą się kulkę - Zjem i wrócę, dobrze? I… no spytam wujka czy mogę tu z tobą posiedzieć do rana. Jak obiecam że nigdzie dalej nie pójdę chyba nie powinien mieć nic przeciwko… postaram się nie przeszkadzać, bo teraz pracujesz - wstała powoli, zezując na blade ciało rozciągnięte po podłodze.

- Jasne. - Roger nawet uśmiechnął się i kiwnął głową. Wydawał sę być pewny tego co mówi i robi. W ogóle nie wyglądał na zdenerwowanego ani przestraszonego. Wstał razem z Angie by mogła wyjść na zewnątrz a on pewnie miał zamiar zamknąć drzwi.

Blondynka za to nie wyglądała na przekonaną, ale postanowiła nie sprzeczać się. Miała mieć tą wiarę o której wspominał. No i tak przecież zaraz wróci, tylko zje i rozmówi się z wujkiem. I Vex. Pewnie była zła, że Angie nie zrobiła jedzenia tylko poleciała za panem z obrazkami żeby nie został sam. Popatrzyła na niego, wymalowanego teraz w dziwne kolory. Przypominały trochę błoto, ale były inne. Trochę, ale jednak. Nie patrząc na nie skoczyła do przodu i objęła go z całej siły.
- Tylko nie daj się zazasadzkować i nie odchodź, nie chcę żeby cię nie było. - burknęła na pożegnanie nim wypadła z furgonu.

- Nie, nie bój się, miej wiarę, nic mi nie będzie, Khain nade mną czuwa. - Roger pokręcił głową i też objął nastolatkę. Poczuła jak ją pokrzepiająco przyciska do siebie. Dalej tryskał optymizmem i energią jakby absolutnie nic nie mogło mu zagrozić.

- Angie. Kolacja gotowa. - zatrzeszczało radio głosem wujka.

- Dobrze wujku
- odpowiedziała przez radyjko, bo skoro wujek mówił to trzeba mu było odpowiedzieć. No i sam zrobił jedzenie zamiast niej i pozwolił iść z Rogerem bez bicia go. Dlatego nie chciała już nadużywać wujkowej cierpliwości i czym prędzej pobiegła na piętro, przyświecając światełkiem pod nogi żeby nie potknąć się na krzywych, ukruszonych schodach.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline  
Stary 09-08-2017, 00:42   #65
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Jessica zaklęła bezgłośnie gdy zdała sobie sprawę z tego, że zapomniała wyłączyć światła w wozie. Powinna o tym pomyśleć, a nie pomyślała. Co prawda gdyby to zrobiła tamci pewnie wpakowaliby się im w tyłek i nawet jej umiejętności by nie pomogły przy reanimacji któregokolwiek z wozów, to jednak… Dlatego też to Lester był od planowania, a nie ona. Nie potrafiła zawczasu dostrzec całego obrazu wydarzeń, przez co popełniała tego typu, fundamentalne błędy. Było już jednak za późno by cokolwiek zmienić.

Przybysze wylegli ze swojego auta i teraz znaczyli nowo nabyte przez siebie terytorium rozwalając tylny reflektor. Jakby dobyta broń i sposób przybycia nie były wystarczającymi dowodami na niezbyt pokojowe zamiary tej czwórki. Sama nie miała z nimi jednak szans i to żadnych. Pewnie, mogłaby chyba zlikwidować z jednego do dwóch gdyby się postarała i miała sporo szczęścia przy drugim strzale. Albo gdyby tamci odpowiednio zagapili, ale liczenie na łut szczęścia nieco zbyt mocno zakrawało jej na samobójstwo. Przynajmniej w tej sytuacji.

I pewnie, mogli być wkurzeni bo mieli sprawę a tu interesujące ich osoby im zwiały. I pewnie, może dałoby się wszystko załatwić ugodowo, Jess jednak ryzykować nie zamierzała. Tym bardziej, że to od niej teraz zależało czy Ana dotrze do chłopaków i czy uda się jej dostarczyć im broń, bez której z tymi tutaj będzie im ciężko sobie poradzić. Nie żeby wątpiła w umiejętności braciszków ale… No realista czasem trzeba było być i ta sytuacja jak nic do takiego właśnie myślenia skłaniała.

Podobnie jak skłaniała do tego by ruszyć dupę i oddalić się poza zasięg strzału. Biorąc pod uwagę, że jej karabinek miał większy zasięg niż strzelby i pistolety przeciwników, dystans działał tu tylko i wyłącznie na jej korzyść. Tyle tylko że… No tak, każdy kolejny krok, mający na celu zwiększenie odległości między nią, a mężczyznami, oddalał ją także od jedynego źródła światła, zmuszając do wkroczenia w atramentowy mrok nocy. Ten sam mrok, który krył wszystko to, co nie pozwalało jej spokojnie zasnąć, co zmuszało ją niewolniczymi łańcuchami przykuwało ją do latarki. Tej samej, którą oddała Lesterowi.

Troska o braci była jednak silniejsza od strachu, co było jedyną rzeczą, która pozwalała jej zachować resztki szacunku do samej siebie. Także i w obecnej sytuacji wymuszała ona na niej działanie niezgodne z jej instynktem, a wszystko to po to by dać Lesterowi i Simonowi realną szansę na pokonanie napastników, w sytuacji gdy ci faktycznie okażą się mieć co do nich złe zamiary. Wbrew bowiem temu, co widziały jej oczy i co podszeptywał głos w jej głowie, Jess nadal nie mogła całkiem uciszyć tego, który twierdził że w każdym człowieku jest coś dobrego i tylko od niej zależy czy zdecyduje się dostrzec tą stronę, czy też porzuci ją na rzecz postawy silniejszego. Lest nazywał to naiwnością, Saimon twierdził że to słodkie, obaj uważali że to po prostu babska rzecz i wina mądrości, które to matka Jess próbowała córce przekazać. Mądrości, które może i miały jakiś sens w dawnym świecie ale niekoniecznie sprawdzały się w obecnym.

Krok po kroku, ostrożnie by nie potknąć się ani nie wywołać większego hałasu niż ten, który powodowała czwórka mężczyzn przy samochodach, zaczęła się od nich oddalać, nie spuszczając z nich oczu. Patrzenie pod nogi i tak nie miało sensu bo w panujących ciemnościach i tak niczego nie byłaby w stanie dostrzec. Stąd ślimaczy postę jej odwrotu, który dla samej jess wydawał się jeszcze wolniejszy niż rzecz się miała faktycznie. Nie mogła jednak przyspieszyć bo wtedy ryzykowałaby zwróceniem na siebie uwagi, a na to zamierzała poczekać do chwili, gdy nie będzie miała innego wyboru. Gdy tamci ruszą za Aną chcąc ją pochwycić lub gdy zaczną strzelać. Co by się nie działo musiała dać barmance czas na dotarcie do braci i przekazanie im zarówno nowin jak i przede wszystkim broni.

Jess starała się odczołgać jak najdalej od drogi. Jak najdalej od światła. W głąb ciemności nocy, próbując przezwyciężyć swój strach. Ci nowi na drodze zachowywali się chaotycznie i nerwowo. Ale choć głównie zajmowała ich chyba oddalająca się sylwetka kelnerki to często też rozglądali się dookoła próbując przebić wzrokiem ciemność więc chyba nawet w stanie wzburzenia liczyli się z tym, że ktoś z załogi maszyny może być gdzieś na poboczu.

- Hej ty! Stój! Stój bo strzelam! - krzyknął ten z pistoletem do odbiegającej Any. Jess słabo już widziała jej aylwetkę ale dziewczyna chyba odwróciła się ale biegła dalej.

- Rozwal dziwkę! - ponaglił go ten ze strzelbą. Ten z łomem ze złości uderzył w przednią szybę samochodu Thornów i doszedł do Jess odgłos kruszonego szkła. Samochodwoe szkło nie pękało jednak tak łatwo jak zwykłe więc po pierwszym uderzeniu doszły kolejne.

Ten z pistoletem posłuchał bo faktycznie strzelił. - Wracaj szmato bo cię rozwalę! - krzyknął do kelnerki. Ta zatrzymała się gdy strzał huknął przez nocne powietrze. Strzał jeśli nie krzyki, powinien zaalarmować braci. No ale jeszcze musieli mieć okazję by zorientować się co się dzieje i potem zareagować.

- Zaraz to ta cizia z baru w Pendleton. - powiedział ten ze strzelbą zupełnie jakby mrużył oczy do wracającej z wyraźną obawą dzewczyny. Ta krzyknęła prosząco by nie strzelal więcej. Wracała z pustymi rękoma bo trzymała je w górze.

- Kurwa zabrali broń. Są puste uchwyty. Ale zostawili rzeczy. Nie mogli pójśc daleko. - powiedział ten z łomem który w międzyczase zaczął bez ceregieli grzebać we wnętrzu pojazdu dość hałaśliwie wyrzucając i niszcząc co mu wpadło pod łom albo ręce.

- Nie strzelajcie! Nic wam nie zrobiłam! - powiedziała trzęsącym się z obawy głosem czarnowłosa kelnerka.

- Jasne kurwa. - powiedział ten ze strzelbą i splunął w wodę zalewajacą ulicę.

- No cześć. Dalej lubisz klepanie po tyłku mała? - powiedział ze złosliwą lubieżnością ten zpistoletem i powracającą dziewczynę trzepnął łapą we wspomniane miejsce. Dziewczynacicho sapnęła i odwrócila się do niego przodem cofając się w tył ale wtedy złapał ją za nadgarstek ten ze strzelbą i popchnął ją na maskę pojazdu Thornów.

- Gdzie oni są?! Gadaj! - huknął na roztrzęsioną kelnerkę ten ze strzelbą. Ten z pistoletem stanął z drugiej strony i tak stali nad roztrzęsioną dziewczyną jak kat nad biedną duszą.

- Nie wiem! Koło strzeliło i gdzieś poszli po nowe a mnie zostawili tutaj by pilnować rzeczy i samochodu. - wudukała przestraszona kelnerka patrząc nerwowo to na jednego to na drugiego z uzbrojonych mężczyzn.

- Co to za jedni? - zapytał ten ze strzelbą.

- Nie wiem. Fala szła to wskoczyłam to pierwszego samochodu jaki mi sie udało. Jacyś goście od nas chyba. Nie wiem kim są. - czarnowłosa dziewczyna opierała się na maskę i jakby mogła pewnie by się w nią wtopiła byle uciec przed tymi dwoma typami. Oni zaś spojrzeli na siebie nawzajem jakby zastanawiali się czy jej uwierzyć czy nie.

- Ej chłopaki. - powiedział nagle ten z łomem który wyszedł z samochodu i patrzył gdzieś w stronę pobocza. Tego na ktorym probowała odczołgać się Jess. Udało jej się już przebyć na tyle, że była z jakieś dwadzieścia albo i trochę więcej kroków od drogi i samochodów. Ale właśnie po ciemku chyba weszła na jakąś blachę czy coś bo odbiła od jej ciężaru z metalicznym brzdęknięciem. To usłyszał ten z łomem? A może zauważył ruch? Albo mu sie zdawało. Po ciemku Jess nie była pewna czy patrzy na nią, obok, za nią czy tylko ogolnie w strone “jej” pobocza. Widzała plamę jegotwarzy raczej od frontu i tyle. Tamci dwaj widząc zahcowanie i spojrzenie towarzysza przestali przesłuchiwać Anę i też spojrzeli w tą samą stronę. Co zrobią? Pójdą sprawdzić? Oleją? Wrócą do rozmowy z Aną?

To że Ana wróciła bez broni pozwalało przypuszczać, że chłopaki zdołają ją w jakiś sposób odzyskać. Może barmanka rzuciła ją przed siebie? Niestety, kobieta była wtedy za daleko by Jess mogła mieć pewność co do tego, a zdawanie się na nadzieję i dobre życzenia… Nie, lepiej było przyjąć że nadal tylko ona ma w rękach coś porządnego i mającego większy zasięg. Problem polegał na tym, że chyba przypadkiem zwróciła ich uwagę, co mogło pozbawić ją przewagi w postaci efektu zaskoczenia. Przywarła więc do ziemi, jakby była dawno nie widzianą, najlepsza przyjaciółką. Cholera, przecież uważała, starała się i robiła wszystko to czego ją Simon nauczył. Tyle tylko że te nauki odbywały się zwykle w świetle dnia, co najwyraźniej w sposób znaczący zmniejszało stopień trudności. No ale trzeba było też patrzeć na pozytywne strony, którą to niewątpliwie był oddany przez jednego z czwórki, strzał. Nie było szansy na to żeby Lest i Simon tego nie usłyszeli, a skoro usłyszeli to wiedzieli już też o kłopotach przy wozie, więc pewnie od razu ruszą z odsieczą. Taką przynajmniej miała nadzieję i tylko dlatego trzymała się jeszcze jako tako, ignorując wciskające się na chama podszepty nie pozwalające jej zapomnieć o tym gdzie się znajduje i co ją ze wszystkich stron otacza. Myślenie o tym byłoby jednak w obecnej chwili równe samobójstwu więc zamiast tego zaczęła kombinować co dalej. Pewnie, mogłaby czekać i zobaczyć co tamci zrobią, czy ruszą w jej stronę czy nie. Zapewne takie wyjście byłoby najrozsądniejsze w obecnej sytuacji. Tyle tylko, że gdyby udało się jej odciągnąć uwagę tamtych od rzeki i kierunku w którym powinni znajdować się braciszkowie, dawałoby to im przewagę pozwalającą na podjęcie efektywnych kroków mających na celu wyeliminowanie zagrożenia. W takich sytuacjach spojrzenie Jess zwykle wędrowało w kierunku Lesta, który podejmował decyzje. Teraz nie mogła tego zrobić, musiała sama decydować i wybrać opcję, jaka przyniesie najmniejsze szkody. Ochota na to by warknąć z gniewu i bezsilności, rosła z każdą chwilą, tworząc gulę w gardle, która na szczęście owe odgłosy powstrzymywała. Decyzja… Nie, decyzja była prosta do podjęcia, trzeba było tylko zmusić ciało by posłuchało umysłu. By tkwiło w miejscu, tak blisko ziemi jak się tylko dało. By nie wypuściło broni z dłoni, by trzymało ją gotową do strzału, nakierowaną na tego, który najwyraźniej miał lepszy słuch od pozostałych. Gdyby faktycznie chcieli ruszyć w jej stronę, nie daliby jej wyboru, musiałaby skorzystać z przewagi zasięgu Busha i podjąć walkę, której wolałaby jednak uniknąć tak długo jakby się dało. Podjąć ją musiała także w sytuacji gdyby powróciwszy uwagą do Any zamierzali skorzystać ze swojej przewagi i się do niej dobrać. W jakikolwiek sposób. W końcu barmanka pomogła zarówno jej jak i chłopakom, a teraz trzymała ich lokację a także to, że Jess była gdzieś w pobliżu, w tajemnicy. Rusznikarka nie mogła pozwolić by za to poświęcenie tamtą spotkało coś złego. Miała u niej dług, a długi należało spłacać. Z bijącym w szalonym tempie sercem, czekała na kolejny krok przeciwników, gotowa w każdej chwili oddać serię w ich kierunku. Oddać serię i odturlać się, oczywiście, bo siedzenie w miejscu po strzale byłoby w obecnych warunkach czystą głupotą.

Głowy znieruchomiały i Jess zdawało się, że wszyscy wpatrują się właśnie w nią i pewnie doskonale ją widzą. Cisza zdażała się przedłużać w nieskończoność. Wreszcie tamci przy masce wozu i kelnerce postanowili się widocznie zająć czymś ciekawszym. - Nic nie widzę. - pwiedział ten ze strzelbą.

- Chyba coś słyszałem. - upierał się ten z łomem patrząc wciąż przez wysokość dachu gdześ przeszukując wzrokiem ciemność na poboczu. W głosie jednak pobrzmiewała mu niepewność i zwątpienie.

- To kurwa idź sprawdź! - warknął rozzłoszczony ten ze strzelbą.

- Sam? A jak tam gdzieś są? A jak mają broń? Przecież strzelali do nas. Nic nie zobaczę po cieku póki do mnie nie strzelą. - ten z łomem odwrócił się w stronę kolegów i pomysł chyba mu się nie spodobał. Zwłaszcza jak pozostała dwójka wciąż zajmowała się kelnerką.

- No jaki debil! Weź latarkę z samochodu! I we dwóch sprawdźcie pobocze! A my z Salem zaraz do was dołączymy. Tylko sprawdzimy tą dziwkę. - pogonił kolegę ten z pistoletem i na koniec znów zaintersował się Aną. Mówił z jakimś takim złowróżbnym tonem co nie zwiastował nieuzbrojonek kobiecie przyjemnych chwil.

- Dobra, chodź Josh, weź latarkę i sprawdzimy okolicę. W wy tej dziwki się spytajcie, musiała przecież widzieć gdzie poszli. - warknął obrażonym tonem ten z łomem wracając w stronę ich samochodu. Ten chyba kierowca wciąż tam stał i nie zbliżał się do samochodu Thornów ani grupki przy niej.

- Hej chłopaki ale co wy właściwie chcecie jej zrobić? To nie ona strzelała. Z prozdu siedziało dwóch facetów a dwie laski z tyłu. Wiem co widziałem. To któryś z nich strzelał, ten co był od strony pasażera. Żadna z tych lasek, one b… - zaczął mówić ten co robił za kierowcę i też zaniepokojonym głosem. Choć sprawiał wrażenie, że raczej teraz niepokoi go rozwój sytuacji.

- Dobra daj spokój, to przecież zwykła dziwka. Bierz latarkę i idziemy. - machnął reką zrezygnowanym tonem ten z łomem ponaglajac młodego chyba kierowcę by sięgnął do samochodu po latarkę.

- Właśnie kochana. - zaczął ten z pistoletem wracając uwagą i słowem do przyszpilonej do maski kelnerki. - Gdzie oni wszyscy poszli po te koło? Przecież tu kurwa dookoła nic nie ma. - wysyczał do niej jedowitym tonem zbliżając do niej swoją twarz.

- No… No tam poszli. Jeden z nich mówił, że tam coś jest. Można zabrać koło i wrócić. - wyjąkała w końcu z wahaniem Ana wyraźnie już przestraszona.

- A ta druga? Ta co siedziała obok ciebie? - zapytał ten ze strzelbą widząc chyba brakującą osobę w tej załodze.

- No… Poszła z nimi. - Ana zawahała się i machnęła dłonią gdzieś w stronę drogi. Na ucho Jess jednak tym razem jakoś nie zabrzmiało to zbyt przekonywująco. Tym dwóm chyba też nie. Ten ze strzelbą chlasną ją na odlew w twarz. Barmankąprzygięło i osunęła się na maskę. Zaraz jednak ten sam typ złapał ją za ubranie i ponownie postawił do pionu.

- I zostawili obcą laskę do pilnowania samochodu? Nie rżnij głupa zdziro! Ci szmaciarze strzelali do mojego brata! Muszą za to zapłacić! - wrasnął ten ze strzelbą szarpiąc drobniejszą dziewczyną.

- No! Gadaj jak było! Wiesz co spotyka takie małe, brudne kurewki które myślą, że są cwane?! Złe rzeczy! A jak powiesz i będziesz miła dla nas to my będziemy mili dla ciebie. - powiedział ten z pistoletem gdy kolega przestał szarpać Aną choć wciąż ją trzymał za ubranie. W tym czasie druga dwójka chyba znalazła latarkę bo z ciemności dobiegł punkt światła który szybko przemienił sie w słup jaki przecinał ciemność.

- Ale chłopaki weźcie dajcie trochę na luz co? - zaproponował ten kierowca który chyba trzymał latarkę. Skierował ją bowiem wzdłuż drogi na nieruchomą brykę Thornów.

- Nie bądź pizda! - warknął na niego ten z łomem. Trzepnął go zachęcająco w ramię na znak, że powinien dać spokój.

- Właśnie Josh, stul dziub to też coś ci skapnie. Przecież tylko rozmawiamy z koleżanką nie? Nic jej nie jest. Prawda mała? - ten ze strzelbą co wciąż trzymał Anę potrząsnął nią pytająco.

- Sal coś cię pytał szmato. - ten z pistoletem trzepnął ją w potylicę i Ana w końcu pokiwała jakoś głową.

- No widzisz Josh? Nie ma co panikować. Miło sobie rozmawiamy. Ana przecież jest taką miłą dziewczyną. Dla nas też. Prawda? Będziesz dla nas miła? - ten z pistoletem powiedział wyraźnie usatysfakcjonowanym i prawie wesołym głosem. Zaśmiał się wesoło gdy barmanka w końcu znowu pokiwała głową.

- Chodź Josh, zostaw to. Musimy sprawdzić czy reszty tych dupków gdzieś tu nie ma. Nie rób nam problemów to my też nie będziemy ci robić problemów. Chcesz mieć problemy przez jakąś brudną dziwkę? Po co ci to? - łomiarz burknął w końcu do kierowcy i popchnął go w stronę pobocza. Kierowca z ociąganiem ale zaczął w końcu oświetlać teren pobocza latarką przeszukując światłem dość chaotycznie teren.

- Nie pisałem się na to. Dorwać tego co strzelał to jedno ale to… - kierowca pokręcił głową wymownie wskazując dłonią w stronę trójki przy masce pojazdu. Ci dwaj co tam zostali trochę ciągnąć a trochę popychając barmankę przeszli za burtę osobówki Thornów.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 09-08-2017, 00:44   #66
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Więc o to im chodziło… I tyle by było pobożnych życzeń w kwestii pokojowych rozwiązań. Jeżeli Jess miała jeszcze gdzieś zachomikowane nadzieje na takowe to właśnie jej z głowy wyleciały i odfrunęły w siną dal. Nie było też czasu na dalsze rozmyślania co i jak. Przeciwnicy się zbliżali, tym razem uzbrojeni także w źródło światła. Mogła zwiewać, co ewentualnie powinno się udać jako że snop latarki dawał raczej nędzną widoczność, bardziej w sumie przeszkadzając niż pomagając. Mogła też zrobić to, co chyba powinna zrobić jakiś już czas temu.

I tak też zrobiła, celując w tułów tego, który chętniejszy do agresywnego zachowania się wydawał, licząc na to że tamten drugi zawaha się nieco nim wymierzy i strzeli, co dałoby jej czas na odturlanie się i przyłożenie do kolejnego strzału. Co by nie było musiała tych dwóch wyeliminować tak szybko jak się dało, jeżeli miała jeszcze pomóc Anie. No i jeżeli miała sama przeżyć, bo jakoś wątpiła by po potraktowaniu z Busha jednego z nich, pozostali mieli ochotę na łagodne traktowanie winowajczyni. Z tą myślą i planem w głowie, nacisnęła spust.

Rusznikarka miała na tyle duży komfort w danej sytuacji, że miała czasu aż nadto by wycelować w maszerującą sylwetkę. Śledziła ją przez przyrządy celownicze karabinka ale w panujących ciemnosciach było to o wiele mniej efektywne niż w dzień. Czarny metal muszki i szczerbinki zlewał się z czernią sylwetki więc w sporej mierze musiała celować “po lufie” i na wyczucie. Cel jednak był całkiem spory jeśli nie celowało się w jeden punkt tylko w ogólny zarys sylwetki. Nawet na chwilę był uprzejmy zatrzymać się gdy kierowca też się zatrzymał by zataczać dość szybkie i niedbałe łuki swoją latarką co jeszcze ułatwiło Jess sprawę. Cel był też w czysto symbolicznej odległości jak na możliwości amunicjji 5.56.

Gdy rusznikarka pociągnęła za spust broni karabinek lekko szarpnął. Ale pojedynczy wystrzał nie był tak mocny jak triplet czy strzelanie serią więc strzelec nie miała żadnych trudności z opanowaniem tego naturalnego odruchu broni. Końcówka lufy rozbłysła ogniem a zaraz potem dał się słyszeć huk wystrzału przecinające nocne powietrze. Efekt był natychmiastowy. Tym który szedł z jakąś rurką czy łomem szarpnęło i zachwiało. Jęknął gdy pocisk wybił mu powietrze swoją mocą i pewnie wyleciał z tyłu. Przy początkowych wartościach po trafieniu w taki odkryty i nieopancerzony cel pocisk pośredni 5.56 był w stanie to zrobić bez większych trudności.

Zaraz też nastąpiła reakcja otoczenia. Gdy Jess się odturlała po ziemi by choć trochę zmienić stanowisko strzeleckie wokół na cichej dotąd scenie zapanował chaos. Krzyczyeli chyba wszyscy co tylko mogli. - Tam! To gdzieś stamtąd! - krzyczał spanikowany wyraźnie kierowca a światło latarki w trzęsącej się widocznie dłoni wierzgało po okolicy Jess. Kierunek był mniej więcej dobry ale czy z nerwów czy niedokładności choć momentami promień światła ślizgał się tuż obok dziewczyny z karabinkiem to zaraz potem wędrował dość daleko. Istniała jednak groźba, że jeśli to potrwa to jednak ją znajdą.

- Kurwa! Dostałem! Trafili mnie! - wrzeszczał boleśnie ten trafiony. Jęczał przy tym i sapał z bólu bo trafienie w korspus kalibrem 5.56 zawsze było groźne i poważne. Przy samochodzie też dobiegały jakieś krzyki i szamotaniny. Na razie jednak nikt chyba nie strzelał nie będąc pewnym gdzie właściwie znajduje się napastnik. Każdy kolejny strzał i błysk broni w ciemnościach jednak pozwalał całkiem nieźle zlokalizować strzelca. Gdy Jess zatrzymała się w końcu o krok czy dwa dalej od miejsca skąd oddała strzał zorientowała się, że ci dwaj z latarką nadal są mniej więcej gdzie byli. Ten z latarką jedną ręką chyba pomagał zebrać się postrzelonemu a drugą oświetlał chaotycznie teren mniej wiecej w jej stronę. Chyba chcieli zwiać za osłonę pojazdu. Ci za samochodem Thornów byli lepiej oświetleni. Ale zdążyli kucnąć za pojazem więc stanowili o wiele mniejszy cel do trafienia. Gdzieś tam między nimi byla też i kelnerka z baru.

Jessica nie zamierzała spoczywać na laurach. Trafiony może i chwilowo został wyeliminowany ale pozostał jeszcze ten, który go próbował podnieść i zapewne odtaszczyć poza zasięg strzału. Miał przy tym tą cholerną latarkę, która działała na jej niekorzyść. Musiała zatem jego też wyeliminować korzystając przy tym z powstałego zamieszania. Tymi, którzy znajdowali się za autem, chwilowo postanowiła się nie interesować. Musiała skupić swoją uwagę na pojedynczych celach bo inaczej całą sprawę szlag trafi. No i liczyła też trochę na to, że tamtymi zajmą się braciszkowie, korzystając z tego że ona ściągnęła na siebie całą uwagę. Nie była też pewna jak długo uda się jej utrzymać nerwy na wodzy, a zagłębianie się w coraz gęstszy mrok wcale w tych dążeniach nie pomagało, tak jak i nie pomagała świadomość tego, że w każdej chwili mogą zacząć do niej strzelać. To że jeszcze nie zaczęli świadczyło tylko o tym że zaskoczenie jej atakiem okazało się większe niż tego oczekiwała. Ta sytuacja nie mogła się jednak utrzymać długo i trzeba było wykorzystać każdą sekundę.

Starając się dobrze wymierzyć, obrała na cel gościa z latarką. Cel ów był dość spory i niezbyt ruchliwy. Jakby nie spojrzeć to taszczenie rannego zabierało nieco więcej czasu niż ucieczka w pojedynkę. Zmniejszało też zdolność do uników. Słowem - sytuacja składała się niemal idealnie pod to by wykończyć gościa i podjąć kolejne kroki w celu wyeliminowania pozostałych. Oczywiście o ile nadal będzie musiała się nimi zajmować. Z tą myślą nacisnęła spust. W następnej kolejności zamierzała biegiem ruszyć wzdłuż pobocza tak by poza zasięgiem lamp samochodów, dostać się na tyły tego, którym tamci przyjechali. Jakby nie spojrzeć stanowił on dobrą osłonę przed kulami, a przynajmniej lepszą niż samo powietrze.

Przy drugim strzale Jess nie miała już tyle czasu i komfortu jak moment wcześniej. W ciągu kilku sekund dość statyczna i nemrawa pod względem strzeleckim scena przemieniła się w typowy, bitewny chaos. Przeciwnicy nie strzelali w ciemno i w ciemność i próbowali schować się za osłonami. Ten z latarką którego Jess wybrała na kolejny cel pomógł wstać temu postrzelonemu chwilę wcześniej i pokrzykując na niego choć tamten i tak jęczał i przeklinał razem zaczęli biec w stronę swojego wozu. Nie mieli aż tak daleko. Kierowca ciągnął szarpiąc tego postrzelonego i darł się by się streszczał. Ci za samochodem darli się nawzajem pytając siebie i reszte gdzie on jest, gdzie jest napastnik lub krzycząc, że nie widzą. Ci dwaj co mieli sprawdzić teren zdołali już wrócić na jezdnię i zabrakło im kilku kroków by skryć się za względnie bezpieczną osłoną własnego pojazdu. Huknąl Bushmaster i nocne powietrze znów przeszył strzał a lufa rozjaśniła się blaskiem wystrzału. Strzał okazał się celny bo kierowca wrzasnął gdy trafienie przewaliło go na maskę. Chyba oberwał w ramię bo złapał się za nie. Ten drugi zdołał go w tym czasie wyprzedzić i biegł by ten ostatni krok runąć na ziemię za samochodem. Kierowca też częściowo osuwając się wzdłuż maski pojazdu kierował się w tą sama stronę.

- Tam jest! - krzyknął nagle któryś z tych za samochodem i huknął z tamtej strony strzał ze strzelby. Chura śrucin uderzyła w coś o kilka kroków od leżącej rusznikarki. Tamten z takiej odległosci nie miał już ze swojej broni największego porzytku ale nadal była ona groźna. Musiał też pewnie dość dobrze orientować się z pozycji napastnika bo trafienie choć dla Jess niegroźne wskazywało, że chyba dość dobrze potrafił ocenić jej pozycję. Miała do wyboru albo zmienić miejsce i si eycofać albo spróbować jeszcze szybkiego strzału do tych dwóch co lada chwila mogli schować się za bryłą samochodu. Kierowca upuścił latarkę ale została ona na masce samochodu.

Uciekać czy strzelać dalej, to było pytanie. Wiedziała co w takiej sytuacji zrobiłby Lester ale on nie bał się niczego. Wiedziała też co zrobiłby Simon ale z niego był w końcu typ który szybko myślał i działał. Ona… Ona wolała rolę trzecioplanową, a nie tak jak teraz, na pierwszym. Cóż jednak było poradzić? Nic. Pozostawało przyjąć do wiadomości że się jest samemu i działać. Stale działać i stale być w ruchu bo stacjonarny cel to martwy cel, jak to mawiał młodszy z braciszków.

Starszy z braci powtarzał jednak że sprawy trzeba doprowadzać do końca póki jest okazja, a okazję Jess nadal miała chociaż była ona ryzykowna bo z dewizą młodszego z braci się kłóciła, a rusznikarka miała aż nadto dowodów na to, że miał on w swym twierdzeniu sporo racji. Gdyby się jednak udało to miałaby dwóch z głowy i ta właśnie myśl napędzała jej decyzję gdy nie zmieniając pozycji postanowiła posłać w kierunku samochodów szybką serię. Na dokładne mierzenie nie było czasu więc ograniczyła się do pobieżnej oceny. Nie zamierzała też strzałów poprawiać tylko zaraz po ich oddaniu zwiewać. Tamten strzelec miał nieco zbyt dobre oko jak na jej gust, a ona miała nadzieję pożyć jeszcze trochę. No i odbić Anę i… Ale pierwsze pierwszym, najpierw trzeba było przeżyć.

Jess strzeliła praktycznie od razu po pierwszym strzale zmieniając selektor ognia z pojedynczego na triplety. Mimo, że zabrało to moment obydwaj panowie już zdołali pokonać ostatnie kawałki drogi za ukrycie. Ten co już nie miał łomu rzucał się rozpaczliwie na ziemię by skryć się za pojazdem. Ten kierowca przefikiwał się własnie przez róg maski by trochę sturlać się a trochę zeskoczyć z niej na tą bezpieczniejszą stronę. W tych ostatnich ułamkach sekundy triplet natowskiego kalibru trafił w cel. Trafiony przed chwilą w trzewia cieżko ranny mężczyzna zawył w agonalnym wrzasku gdy pociski wyszarpały mu na zewnątrz chmurę ciemnej posoki, kawałki płuci i odłamki kości. Zaraz zniknął z widoku Jess tak jak planował pewnie ale ta wiedziała, że ktoś po bezpośrednim trafieniu wojskową amunicją kalibru 5.56 ma mizerne szanse na przeżycie bez natychmiastowej pomocy medycznej. A nawet jakby jakimś cudem przeżył to i tak byłby wyłączony z tej walki.

Kierowca miał nieco więcej szczęścia bo zdołał dopaść improwizowanego schronienia i zniknął rusznikarce z oczu. Za to ci dwaj pozostali otwarli ogień. Chmura śrucin trafiła w ziemię jeszcze dalej od Jess niż poprzednio ale nadal widać było, że strzelec mniej więcej zna jej pozycję nawet po odtrulaniu się. Strzelał pewnie na ogień wylotowy plus licząc na własne szczęscie no ale nadal miał jakieś szanse trafić ją mimo wszystko. Za to ten z pistoletem też co prawda też jej nie trafił ale pocisk trafił niepokojąco blisko niej aż poczuła jak obsypuje ją odpryski trafionej ziemi. W końcu jednak tamci poszli po rozum do głowy.

- Trafili Roberta! Kurwa chyba nie żyje! Też oberwałem! - krzyczał zza samochodu kierowca. Wyraźnie słychać było obawę w jego głosie.

- Dobra wyłaź! Wyłaź albo rozwalę tą waszą małą kurewkę! - ten z pistoletem uniósł przestraszoną Anę w górę, tak, że wystawała zza bryły samochodu. Przystawił jej pistolet do ciała. Ten ze strzelbą postąpił podobnie kierując w ciało kelnerki lufę swojej strzelby.

Był to idealny moment na to by braciszkowie wstąpili do akcji. Jess ani przez chwilę nie wątpiła, że gdy wyjdzie to odpłacą się jej z nawiązką za zabicie jednego z nich. Wątpiła także by przy okazji oszczędzili Anę, na to już chyba ich znajomość weszła w tą fazę, w której albo wychodzi się na górze albo ląduje sześć stóp poniżej. Z tego też powodu zamiast wychodzić grzecznie jak ją o to “proszono” zajęła się realizacją wcześniejszego planu czyli zmianą swojej lokalizacji tak by nie być niczym kaczka na strzelnicy. Oczywiście brała pod uwagę to, że jej decyzja będzie Anę kosztowała życie. To, że w sumie jej nie znała wcale nie zmniejszało winy, która towarzyszyła jej kolejnym krokom. Może gdyby mieli na muszce Lestera lub Simona to by się dużej zastanowiła czy by nie wyjść, jednak… No tak, tak czy siak spełnienie ich żądań wiązało się tylko z jednym końcem, a Jess jednak bardziej ceniła swoje życie niż życie barmanki.

Nie znaczyło to jednak, że nie miała zamiaru próbować tamtej pomóc. Najpierw jednak musiała znaleźć jakąś osłonę dla siebie lub chociaż odejść poza zasięg posiadanej przez tamtych broni i skorzystać z przewagi jaką dawał jej Bush. Tak, to był dobry pomysł i jego zamierzała się trzymać. Odejść o kilka metrów, wymierzyć i strzelić ponownie, celując w tego który który bardziej się wystawi. Trafienie w rękę co prawda było chyba nieco poza jej możliwościami ale może gdyby znalazła inny kąt mierzenia to by się jej udało trafić w bardziej istotną dla życia część ciała. Najchętniej jednak wznowiłaby swoje działania dopiero po okrążeniu obu wozów, mając czysty strzała le to już zależało od tego co zrobią tamci i czy w końcu Lester z Simonem dadzą znak że żyją.

Tamci zorientowali się po chwili, że napastnik chyba nie ma zamiaru wyjść. Krzyczeli trochę by wyszła, ten z pistoletem rozbił swoją bronią twarz Any ale Jess w tym czasie zdołała odczołgać się tylko kawałek gdy chwilowa ołowiowa cisza i bitewny bezruch poszły precz.

- Ja pierdolę! Robert nie oddycha! Nie żyje! - krzyczał głosem pełnym bólu i strachu kierowca. Choć Jess go słabo widziała to za to wciąż była na tyle blisko by słyszeć go całkiem dobrze.

- Stul pysk! - odkrzyknął mu jeden z tych co trzymali kelnerkę w szachu.

- Pierdolę! Mam dość! Nie pisałem się na takie gówno! Spadam stąd! - krzyczał kierowca w głosie jednak teraz pojawiła mu się złość i desperacja. Rozległ się charakterystyczny trzask otwieranych drzwi samochodu.

- Hej Josh! Josh kurwa nie odpierdalaj! Wracaj! Wracaj chuju! - krzyknął nagle też z niepokojem w głosie jeden z tych dwóch widząc, że kierowca wcale nie żartuje i chyba naprawdę ma zamiar dać dyla. Ten jednak wcale chyba nie rezygnował choć jego Jess nie widziała w ciemnościach nocy. Kabina już nie była oświetlona nijakwięc jawła się jako ciemna bryła samochodu.

Tych dwóch co trzymali Anę też chyba miało dość tej nerwowej sytuacji. Trzymając przy sobie szarpiącą się i szarpaną kelnerkę zaczęli przesuwać się całkiem szybko w stronę własnego samochodu. Jess wiedziała, że ma szanse oddać szybki strzał do któregoś z nich gdy przez chwile musieli minąć pustą przestrzeń między pojazdami. Byli oświetleni przez reflektory własnego pojazdu ale gdyby przebiegli przez ten krytyczny kawałek skryłaby ich i ciemność nocy i bryła ich samochodu.

Szansę, z której zamierzała skorzystać. W obecnej chwili wychodziło na to, że chcieli oni zabrać nie tylko własne dupska ale i Anę ze sobą i zwiać gdzie pieprz rośnie. W takiej sytuacji szanse barmanki na ucieczkę jawiły się rusznikarce w niezbyt kolorowych barwach. Z tego też powodu zamierzała strzelać póki miała okazję i liczyć na to że szczęście się do niej uśmiechnie. Nie mogła przecież pozwolić by zabrali Anę.

W myśli zajęte planowaniem wkradł się jeszcze inny pomysł, chociaż nie wiedziała na ile był on rozsądnym. Wóz którym tamci przyjechali był sprawny, a co za tym szło miał cztery nadające się do wykorzystania koła. No i był obecnie w lepszym stanie niż ten, który należał do Lestera i ich grupy. Gdyby udało się jej unieruchomić ich wóz byłoby to bez wątpienia z korzyścią dla nich. Tyle tylko że nie mogła zrobić wszystkiego na raz. Nie mogła próbować zlikwidować tych, którzy trzymali barmankę i jednocześnie zajmować się ich wozem. Mogła jednak spróbować wyeliminować ich kierowcę. Tylko czy zabicie kolejnego członka ich gangu i uniemożliwienie im ucieczki nie skończy się natychmiastową chęcią odwetu? Życie Any czy części do naprawy ich wozu, a może i nowy wóz? Ciężki wybór. No i gdzie podziewali się bracia? Niepokój o nich tylko dowalał Jess, na której barki spadały kolejne, trudne wybory.

Gdy podjęła decyzję i zaczęła swe plany wcielać w życie, miała nadzieję że robi dobrze. Na unieruchomienie wozu powinna mieć jeszcze czas gdy tamci będą zwiewać. Tylne światła stanowiły wystarczający punkt orientacyjny by wymierzyć i posłać serię w stronę samochodu. Z tego też powodu najpierw trzeba się było zająć tymi dwoma, którzy próbowali do wozu się dostać. Na odpowiednie wymierzenie nie było czasu więc seria musiała być szybka. Dwa pojedyncze strzały. Jej priorytetem było powstrzymanie mężczyzn przed dostaniem się do wozu. Jeżeli w tym celu oberwie się także Anie to trudno.

Między pojazdami było może z tuzin kroków. Trójka biegnąca po asfalcie mogła ją przebyć w kilka sekund. Strzelec miał więc minimalny czas reakcji nim tamtych skryje ciemność. Zdołali przebyć z połowę tej odległosci gdy huknął karabinek ze stajni Bushmastera. Strzelec już nie była pod ogniem więc odeszła jej ta presja gdy ołów nie leciał w jej stronę. Starała się wycelować na tyle dokładnie na ile w tych warunkach się dało biorac za cel korpus tego z pistoletem planując zminimalizować ryzyko postrzału kelnerki. Strzał świsnął przez ciemność nocy ale spudłował. Tamci biegli dalej zasłaniając się na ile mogli zmuszaną do biegu czarnowłosą dziewczyną. Zdołali już dobiec prawie do maski własnego pojazdu gdy huknął kolejny strzał. Tym razemcelny. Ten z pistoletem zajęczał boleśnie tracąc równowagę i runął na ziemię puszczając kelnerkę i znikając przy okazji Jess z widoku. Ten ze strzelbą jednak albo od razu złapał alb też ją trzymał bo szaprnął dziewczyną zmuszając ją do zanurkowania za maszynę. Rozległ się zgrzyt uruchamianego silnika gdy najwyraźniej kierowca zajął już miejsce i był gotowy do odpalenia pojazdu. Pierwsza próba jednak na razie nie zaowocowała uruchomieniem silnika.

I Jessica nie miała zamiaru pozwolić na to by kolejne doszły nawet do skutku. Jej szansa na odbicie barmanki spełzła na niczym, nie licząc wyeliminowania jednego z napastników. Nie wiedziała jednak nawet jak poważnie oberwał bowiem zniknął jej z oczu. Równie dobrze mógł się odczołgać i próbować wcisnąć do wozu. Nie, zdecydowanie nie mogła pozwolić na to by odjechali. Wybór miała niewielki, z żalem więc pożegnała się z wizją przejęcia wozu tamtych i skupiła na tym by zrobić wszystko, aby nie zdołali z niego skorzystać. Nawet jeżeli tym samym skorzystać z niego nie będą mogli także oni. Poza tym… Koło i inne części tak czy siak powinno się dać zgarnąć więc niewielka strata. Z tą myślą przełączyła Busha na potrójne strzały i posłała serię tam gdzie na jej oko powinien znajdować się fotel kierowcy i tym samym także kierowca.

Ciemność nocy znów rozległ potrójny wystrzał ze szturmówki. Rozległo się zaraz brzdękniecie gdy ołów spenetrował metal drzwi samochodu i coś za nimi. Ale chyba nie kierowcę bo silnik znów zarzęził przy kolejnej próbie uruchomienia ale w końcu odpalił. Gdzieś tam z wnętrza pojazdu oddalonego o jakieś dwa tuziny kroków od Jess doszły ją głosy zdenerwowanych i przestraszonych ludzi. Samochód jednak już był gotów do drogi.Rozległ się zgrzyt skrzyni biegów i pojazd zaczął odjeżdżać tyłem.

Jess strzelała dalej. Choć z każdym odjechanym metrem pojazd był coraz bardziej widoczny od przodu niż od boku jak dotąd no oddalał się więc zamazywał się z ciemnością nocy coraz bardziej a i światła zaczęły coraz bardziej razić strzelca. Strzeliła po raz kolejny. Ale bez wyraźnego efektu. Maszyna cofała dalej będąc już pewnie z dobre pół setki metrów od niej. Pociągnęła za cyngiel jeszcze raz. Karabinek ją kopnął gdy kolejny triplet kalibru 5.56 wyleciał wraz z rozbłyskiem lufy. Pojazd gdyby zgasił światła byłby już bardzo słabo widoczny. Efekt znów był taki jak przed chwilą. Ostatnią próbę z tej odległości świetle lub raczej jego braku podjęła gdy tamci już byli dość daleko. Bardziej można już było liczyć na fart niż rozsądne celowanie. Ale fart jednak jej chyba sprzyjał tej nocy bo samochód zarzęził i zjechał gdzieś trochę jakby na bok. Zatrzymał się i z oddali dał się słyszeć odgłos trzaskanych drzwi. Pojazd był już jednak zbyt daleko by celować jeszcze w coś więcej niż frontową sylwetkę.

Teraz trzeba było zdecydować czy ścigać tamtych czy odpuścić. Jessica najchętniej by odpuściła, usiadła przy wozie jej własnej grupy i pozwoliła ciału, a przede wszystkim umysłowi, dojść do siebie. Niestety, takiego luksusu nie miała. Dopóki była szansa na to, że uda się jej jednak ocalić Anę, musiała podjąć jakieś kroki. No, a przynajmniej sprawdzić czy to ona czy tamci odpowiedzialni są za śmierć barmanki. Ot, co by nie pominąć żadnego głazu obciążającego sumienie, bo jak to tak…

Nie mogła też pozostawić losu napastników wielkiej niewiadomej, które to pozostawienie mogło się w przyszłości odbić czkawką. Robotę należało wykonać do końca, jak lubił mawiać Lester, który powinien tu być wraz z młodszym Thornem ale jakimś cudem wciąż ich tu nie było. Niepokój po raz kolejny targnął ich młodszą siostrą, jednak nie był to najlepszy czas na sprawdzanie co stało się z resztą jej paczki.

Krok po kroku, szybko raczej niż w tempie ślimaka, ruszyła w stronę unieruchomionego wozu. Starała się przy tym trzymać z dala od drogi i z dala od świateł reflektorów chociaż czynność ta wymagała od niej sporej dozy samozaparcia. Nie mogła jednak pozwolić sobie na luksus biegnięcia w świetle podczas gdy przeciwnik znajduje się Bóg wie gdzie. Aż tak na ten lepszy z światów to się jej nie spieszyło. Im zaś bliżej wozu tym jej krok stawał się wolniejszy, bardziej przemyślany, a sylwetka pochylała bliżej ziemi. Zatrzymać zamierzała się dopiero na odległość strzału ze strzelby od wozu i nasłuchiwać czy nie dotrze do niej jakiś jęk czy inny dźwięk, pokazujący w którym miejscu znajdują się tamci. Bliżej podchodzić nie zamierzała, nie od razu w każdym razie.

Samochód się zatrzymał. Ledwo Jess zaczęła się czołgać gdy usłyszała nieco już stłumiony przez odległość odgłos trzaskanych drzwi. Po chwilę trzasnęły znowu. Choć teraz w sylwetce samochodu widziała głównie dwa świetlne punkty reflektorów i były już na tyle daleko, że nadal oświetlały drogę i pobocze a więc mogły zahaczyć i Jess gdyby wstała a ominięcie ich zapowiadało się na spore nadłożenie drogi. Nawet w dzień i biegnąc pieszy by nie zdążył na tą krótką chwilę nim samochód znów ożył i ruszył. Tym razem zaczął zawracać. Przez moment więc Jess widziała jak reflektory śmigają karuzelę a potem objawiają się jako smugi z profilu auta. Choć samego auta właściwie nie widziała poza końcówką maski. Tylnych reflektorów chyba nie miał lub mu nie działały więc nawet nie było widać gdzie właściwie kończy się maszyna. Samochód zawrócił po drodze wjeżdżając kawałek w pobocze by znów kilka metrów dalej wrócić na drogę i jego reflektory zaczęły być widoczne od tyłu, przysłonięte tylnym profilem pojazdu za to na wyższych biegach zaczęły oddalać się coraz prędzej. Gdzieś od strony wody Jess za to usłyszała odgłos rozchlapywanej wody. Jakby ktoś tam biegł przez nią mozoląc się z nią przy każdym kroku.

Strzelać sensu nie było, więc Jess nawet już nie próbowała. Podobnie jak nie próbowała wstawać, zadowalając się samym nasłuchiwaniem. Dźwięki dochodzące od strony wody mogły oznaczać zbliżanie się braci lub oddalanie któregoś z napastników. Albo Any, chociaż rusznikarka nie bardzo wiedziała po jaką cholerę kobieta miałaby zwiewać w stronę rzeki. O ile zwiała, oczywiście, co akurat wydawało się jej mało prawdopodobne. Nie słyszała jednak by tamci oddali strzał już po zajęciu miejsca w aucie, a te trzaskania drzwi mogły oznaczać że barmanka wyrwała się na wolność. Tylko w takim razie gdzie była? Przyczajona jak Jess czy też faktycznie to ona biegła przez wodę?

Nie, wstawanie i sprawdzanie nie leżało chwilowo w jej interesie, więc Jess po prostu tkwiła w miejscu, oszacowując spojrzeniem tak wielki obszar jaki była w stanie. Jeżeli nie słychać by było niczego alarmującego przez dłuższą chwilę, zamierzała ruszyć z powrotem do ich auta i tam się przyczaić. W końcu jakby nie było to dawało jakąś tam osłonę no i dostęp do amunicji. Nie mówiąc już o tym, że to tam zaczną jej szukać bracia Thorne, gdy już się pofatygują w te okolice. O ile coś im się nie stało, którą to myśl zaraz wyrzuciła z głowy bo groziła jej rozpadnięciem się na drobne kawałki i kompletną paniką która wszak najlepszym doradcą nie była. Najlepiej więc było przyjąć że z braćmi wszystko w porządku i zaraz pojawią się by wesprzeć swoją małą siostrzyczkę i odegnać wszelkie strachy i zagrożenie.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 09-08-2017, 08:56   #67
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Vex i wujaszek

Vex znalazła kocią rodzinę widząc w jakimś pokoju plecaki zostawione na stole. Gdy weszła do środka korytarzem przeszli Angie z Rogerem kierując się ku schodom. Zaś do pokoju wszedł Sam. Chwilę stał i patrzył się na nią nic nie mówiąc. Po czym pokręcił głową. Ciężko oparł się o blat stołu i zaczął gmerać przy swoim karabinku. Podobnie jak przed chwilą z pistoletem powtórzył numer z odłączeniem latarki. Położył broń na blacie i oświetlił pomieszczenie ostrym, wąskim strumieniem światła. Zatrzymał się na plecakach ale po drodze promień musnął kąt pokoju w którym na jakiejś kurtce mignęły żółte ślepia okolone plamą ciemności.

- Sama się ta kolacja nie zrobi. Trzeba rozpalić ogień. - mruknął w końcu najemnik. Odbił się od blatu stołu i ruszył ku jakiemuś rozsypującemu się krzesłu. Wyglądało na w sam raz na pierwszy składnik przyszłego ogniska.

- Muszę chwilę odpocząć i chętnie pomogę. - Vex rzuciła swój plecak, obok pozostałych. Będzie musiała pójść jeszcze po juki, w których miała resztę rzeczy m.in koce. Po chwili namysłu zdjęła kurtkę i przysiadła obok kotów. Wpatrywała się w małe włochate kulki. Były tak cudownie niewinne przy tym wszystkim co dzisiaj widziała. Po chwili nawet uśmiechnęła się do nich. - Nie jesteś zmęczony?

- A weź mi nic nie mów. - najemnik pokręcił głową i jakoś jak kopnął te krzesło by je połamać dziwnie wyglądało to na sfrustrowane kopnięcie sfrustrowanego człowieka. Kotka za to powąchała dłoń kobiety i ta poczuła najpierw na skórze pulsujący, gorący, wilgotny oddech a potem zimny, wilgotny nos. Nawet polizała ją po palcach szorstkim, mokrym i ciepłym językiem ale przestała bo właśnie wtedy Sam roztrzaskał krzesło. - Mieliśmy się spotkać z tym całym Puzzlem w Pedleton u Woe. Przespać noc. A rano ruszyć do Teksasu. A tu… - wymownym gestem rozłożył ramiona jakby chciał objąć całe zdezelowane pomieszczenie. Znów pokręcił głową i uklęknął by ułożyć potrzaskane właśnie krzesło w stosik. Ułożył solidną konstrukcję bazową a potem zaczął zbierać drewnianą drobnicę pewnie na rozpałkę. Jedno krzesło mogło być na początek ale czy na kolację cy resztę nocy trochę tego drewna na zpas trzeba było szykować i nazbierać.

Vex z uśmiechem pogładziła kotkę. Podniosła się z kurtki i podeszła do Sama. Przykucnęła obok niego przyglądając mu się uważnie.
- Możemy spalić też stół, nic nam się nie stanie od jedzenia na podłodze, a i jest tu dosyć ciasno. - Miała ochotę go dotknąć, ale czuła że to nie jest dobry moment. Miała też ochotę zdjąć przemoczone gatki i je wysuszyć, ale czuła, że jest jeszcze co nieco do zrobienia. - Jak mogę pomóc? Bo rozumiem że mogę się przyłączyć do kolacji?

- Ależ oczywiście. - uśmiechnął się po chwili zaskoczenia Sam i dotknął dłoni Vex łapiąc ją przyjaźnie. - Byłoby mi bardzo przyjemnie. - powiedział patrząc na nią. Sytuacja przez chwilę zdawała się zastopować w tej drobnej przyjemnej chwili. - Przydałaby mi się pomoc. Mamy tylko jedno światło bo drugie dałem Angie. Możemy się przejść po piętrze. Tu powinno być sucho. Uzbieramy co się da do spalenia. Stół na razie niech zostanie. Wygląda mi na tyle mocny by w razie potrzeby zabarykadować drzwi. - dodał z uśmiechem wskazując na biurko obok a potem na drzwi na korytarz. Było pewnie trochę krótsze czyli w pionie niższe niż wysokość framugi ale na szerokość było chyba podobne. Wyglądało na nie takie lekkie czyli gdyby je ustawić do pionu nie byłoby tak całkiem lekkie do sforsowania.

Vex nachyliła się i pocałowała Sama w policzek. Było w tym facecie coś co ją ciągnęło. Cały czas czuła, że chciałaby pomóc mu i Angie.
- Dobry pomysł, mam ochotę odrobinę odgrodzić się od tej bandy. - Uśmiechnęła się odsuwając się trochę. - Idziemy? Chętnie zdejmę ubrania i je wysuszę.

- Ha! To choćby dlatego warto nazbierać tego drewna. - roześmiał się najemnik z trzyszponową tarczą na mundurze. - Chodźmy. - powiedział i wstał podając Vex pomocną dłoń. Razem wyszli na korytarz i zaczęli zaglądać po kolei do każdego z pokojów. W każdym właściwie zachowało się jakieś krzesło czy regał który dało się zachęcić do współpracy paroma uderzeniami buta czy innych improwizowanych narzędzi. We dwie osoby szło im całkiem raźno. Sam wziął na siebie dewastatorskie zajęcie dając do potrzymania latarkę dziewczynie z Det bo do tej roboty raczej potrzebował obydwu wolnych rąk. W pojedynkę nawet z latarką robiło się to trochę trudne.

Vex przyglądała się wyczynom mężczyzny w milczeniu, przy tym łomocie i tak ciężko by było porozmawiać. Odezwała się dopiero gdy skończył i zabrali się za zbieranie opału.
- Powinnam mieć jakieś konserwy, więc mogę się dorzucić i tak was ostatnio objadłam. - W głowie analizowała zawartość swoich juków. Starając się oderwać myśli od lepiących się do ud, mokrych spodni.

- Miałem nadzieję, że nie przyjdziesz na pazerę. - roześmiał się pod nosem Sam zajęty układaniem podpałki i naniesionych szczap pomeblowych na zgrabny stosik. - Ja nie gotuję tak dobrze jak Angie. Ale za to wychodzi mi to znacznie szybciej. - dodał pstrykając swoją zapalniczką. Pojawiły się iskry ale nic więcej. Dopiero za drugim razem pojawił się płomyk. Po chwili od ognia rozpalił się jakiś znaleziony papier a od niego pierwsze, drobne drewniane okruchy. Wujek podmuchał trochę w ogień i wyglądało, że załapał co trzeba. - Weź światło. - powiedział do Vex wskazując na latarkę. - Zaraz się rozpali. - dodał majstrując z trochę większymi kawałkami drewna. Szło mu całkiem sprawnie i wyglądało, że byt ognia jest zabezpieczony choć jeszcze był dość skromny.

- A co odmówiłbyś mi kolacji jakbym nic nie miała? - W głosie Vex pojawił się żartobliwy ton. Podeszła do stołu i wzięła leżącą na nim latarkę - Skoczę po juki ze Spika i zaraz wracam. - Przechodząc obok Sama, ucałowała go w czoło.

Była pewna, że byłaby w stanie zdjąć bagaże ze Spika bez światła, ale musiała przyznać, że latarka bardzo ułatwiała poruszanie się po budynku. Na szybko obejrzała motor, sprawdzając jeszcze raz czy nic mu nie dolega, dopiero po tym zdjęła z niego juki i narzuciła je na ramię. Chwilę stała przy motorze nie do końca chcąc go tu zostawiać. Lśniąca w świetle latarki, porysowana i zapiaszczona karoseria sprawiła, że uśmiechnęła się tak jak przy kotkach. No i przy Samie… ten typek cały czas wywoływał u niej uśmiech.
- A potem poleci do swojej podopiecznej. - Szepnęła cicho do siebie i pokręciła głową zdając sobie sprawę jak głupie to było.

Wróciła do pokoju z kotkami i rzuciła swoje juki na stół. Od razu wyjęła koc z jednego, ułatwiając sobie dostęp do ukrytego niżej jedzenia. Ucieszyła się, widząc zmianę ubrań. Nie była tylko pewna czy chce ją zakładać, skoro w każdej chwili mogło się okazać, że znów będzie brodzić w tej wodzie po kolana.
- No i są dwie konserwy mięsne. - Ucieszyła się, odnajdując jedzenie między rzeczami. Zapasy miałą porozrzucane między bagażami, na wypadek gdyby ktoś jej zakosił któryś.Uśmiechnęła się do Sama, pokazując swoje znalezisko. - Czy szef kuchni akceptuje?

- Jasne. - pokiwał głową najemnik. W międzyczasie udało mu się rozpalić ognisko na tyle, że właśnie już przypominało ognisko ale nie parę przypadkowych płomyków palących się na wątłych patyczkach. Sam zaś wyłożył z plecaka jakieś menażki, konserwy i słoiki będące chyba składnikami na kolację. - Pokaż co tam masz. - powiedział sięgając po puszki kurierki. - O. Na pewno coś z tego zrobimy. Dasz radę otworzyć? - zapytał odstawiając puszkę z powrotem na blat stołu. Ognisko nadawało pomieszczeniu nad wyraz przyjemny wystrój którego nie niszczył nawet obdrapany krajobraz starych, łuszczących się ścian i gołej, betonowej podłogi z resztkami jakiejś chyba wykładziny. Ruchy najemnika były pewne, krótkie i szybkie. Jakby były trochę szybsze można by pomyśleć, że się spieszy. Pazur zaczął otwierać jakieś słoiki.

- Oczywiście, że nie. Zawsze szukam jakiegoś mężczyzny by mi otworzył puszki, gdy zrobię się głodna. - Vex sięgnęła do swojego plecaka i wydobyła z niego niewielki i już prawie całkowicie zeszlifowany nóż. Nigdy nie używała go do niczego innego niż otwieranie tego typu rzeczy… no może czasem do dokręcania śrub jak nie było śrubokręta pod ręką. Powoli zaczęła otwierać pierwszą konserwę. - Damy co nieco kociakom? - Spytała zerkając na Sama.

- O w samą porę powiedziałaś. - parsknął Sam wskazując brodą w stronę podłogi. Kotka zostawiła kociaki i unosząc ogon wysoko do góry szła już w kerunku dójki ludzi. Zatrzymała się pomiędzy nimi zadzierając czarną kocią twarz do góry patrząc to na Sama to na Vex jakby nie mogła się zdecydować do któego z nich uderzyć. Miauknęła cicho. W końcu zdecydowała sę sprawdzić dłoń najemnika niuchając ją i Sam musiał coś jej chyba dać bo zaczęła zlzycwac jego palce aż w końcu coś złapała zębami, odbegła kilka kroków i zaczęła to żarłocznie zjadać. Pazur chwilę obserwował kocią kolację ale zaraz wrócił do przygotowywana posiłuku.

Miał w jakichś puszkach i słoikach fasolkę, która stanowiła chyba bazę tego posiłku. Wlał ją do wysokiego rondelka. Do tego szybko skroił jakieś sztywno wyglądający ser i zaczął wkraiwać kawałki konserwy Vex, puszkę ryb i chyba jakąś porcję ugotowanego wcześniej makaronu. W tym czasie kotka skończyła pałaszować swoją porcję i natychmiast wróciła do dwójki ludzi. Znów patrzyła prosząco czekając które z nich coś jej da jeszcze. Na zachętę zaczęła łasić się do nóg Vex.

Od strony drzwi a właściwie framugi doszło ich stukanie. W wejściu stała Melody. Patrzyła z wahaniem na dwójkę ludzi lekko przygryzając wargę. - Można? - zapytała.

- Chcesz coś? - zapytał dość oschle najemnik przestając się uśmiechać jak jeszcze przed chwilą uśmiechał się do łaszącej się kotki. Kotka też na chwilę znieruchomiała wpatrując się w nowego człowieka w drzwiach.

- Nie zdążyłam nic zabrać. - powiedziała po chwili wahania kurierka wciąż stojąc w przejściu. Sam spojrzał w ogień i nie odpowiedział od razu. Zaczął mieszać łyżką z niezbędnika w rondelku i w końcu spojrzał pytająco na Vex.

Vex spojrzała na niego zaskoczona. W sumie sama przyłączyła się do “obozowiska” i nie czuła się tu osobą w żadnym stopniu decyzyjną. Nie ufała Melody, tak samo jak nie ufała Mewie, Patyczakowi i Rogerowi. Jednak… jakoś nikomu nie życzyła by padł tu z głodu. Czuła też pewien dług wobec Melody, bo to ona ich tu przyprowadziła, dając bezpieczne schronienie przed falą. Skończyła otwierać drugą konserwę i podała jej kawałeczek kotce. Dopiero gdy ta ponownie uciekła z kęsem wyprostowała się i pogładziła Sama po ramieniu.
- Chyba jakaś wolna porcja się znajdzie, prawda? - Spytała lekko niepewnie. - Angie pewnie będzie też chciała wziąć coś dla Rogera. Poszukać jeszcze czegoś w jukach?

Wujek Zordon nadal chwilę się nie odzywał dalej przygotowując potrawkę. Zaczynał z rondelka roznosić się już całkiem smakowity zapach. - Wiesz gdzie tutaj jest stacja strażacka? - zapytał podnosząc głowę na wciąż stojącą w przejściu kobietę. Ta kiwnęła twierdząco głową. - Zaprowadzisz nas tam rano. - powiedział Sam dalej patrząc na nią. Ona znów skinęła głową. - Dobra. Chodź. Na jeden rondelek się nie zmieści na tyle osób więc trzeba będzie dogotować. Ale nie mam ochoty słuchać żadnych kłótni. Jasne? A Angie za tobą nie przepada. - powiedział Pazur jakby przedstawiał jakieś warunki umowy. Melody przygryzła znowu wargi ale po chwili wzruszyła ramionami i znowu kiwnęła głową. - Świetnie. To chodź i pomóż. - Sam skinął głową na kurierkę z Detroit i dziewczyna w drzwiach znów kiwnęła głową.

- Mam trochę papierosów. - powiedziała cicho Melody podchodząc do biurka. Wydawała się skrępowana tym, że musi prosić o jedzenie. Chwilę patrzyła na wyjęte składniki na kolację, w końcu wyjęła swój nóż i zaczęła kroić jedną z konserw na mniejsze kawałki. Z papierosami powiedziała zbyt enigmatycznie by stwierdzić czy proponuje jako poczęstunek czy jako zapłatę. Zwykle jedna porcja w przydrożnym lokalu kosztowała kilka czasem kilkanaście przeciętnych skrętów.

Vex uśmiechnęła się do Sama. Jakoś czuła, że okazywanie mu więcej przy innych było trochę nie na miejscu. Przeszła z powrotem do juków i zaczęła szukać w drugim, tym razem wyciągając obok na stół jakąś zmianę bielizny.
- Jest co nieco ugotowanej kaszy i fasoli o i jeszcze jedna konserwa! - Wyjęła puszkę, która stanęła tuż obok czarnego stanika. - Jest też suszone mięso. Czego sobie życzy szef kuchni? O i jeszcze jakieś batony!

- O. Batony. No to chyba odkryłaś słaby punkt Angie i jakie to daje możlwości. - uśmechnął sę znowu pogodny Sam. Melody spojrzała na niego a potem na Vex pytająco i trochę niepewnie niezbyt chyba wiedząc do czego nawiązana jest rozmowa. - Dobra, dawajcie menażki już jest gotowe, nałożymy i będzie można robić drugą turę. - najemnik przywołał j gestem i pochylił się nad rondelkem gotów do roli głównego rozdzielającego szamę.

Vex wydobyła z torby swoją menażkę i jakiś metalowy kubek, po czym podała drugie naczynie Melody. Sam i Angie będą potrzebowali swoich naczyń by zjeść.
- To się powinno nadać. - Uśmiechnęła się do kurierki i sama podeszła do wujaszka. - Porcję dla głodnej motocyklistki, poproszę.

- A proszę bardzo. - powiedział wujek nakładając z naczynia do menażki dość gęstą breję którą umownie można by chyba nazwać makaronem z jakimś bardzo gęstym sosem, klejącymi się nitkami roztopionego sera i kawałkami konserw i kto wie co tam jeszcze było po drodze. Gdy wujek nałożył porcję w menażkę Vex sięgnął do kamizelki i uruchomił krótkofalówkę. - Angie. Kolacja gotowa. - powiedział krótko. Potem uśmiechnął się trochę do Vex a trochę do Melody która zajęła jej miejsce przy porcjowaniu trzymając pożyczoną od Vex menażkę. - Ja może nie gotuję tak dobrze jak Angie. Ale gotuję szybko. - dodał jakby sprzedawał im jakiś żarcik. - Dobrze wujku. - odpowiedziała krótkofalówka głosem nastolatki.
 
Aiko jest offline  
Stary 11-08-2017, 09:10   #68
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Vex i Wujek i Angie i knuja i futerka i kolacja na piętrze

Vex rozsiadła się na kurtce obok kotków i zabrała się za jedzenie.
- Jest pyszne tak jak ostatnio. - Powiedziała i mrugnęła do Sama. - Ciekawe czy przyjdą z Rogerem… Mel wystarczy ci ta narzuta do spania?

- Pewnie.
- Mel kiwnęła głową siadając na biurku które Sam oszczędził przed dewastacją.

- Mam nadzieję, że przyjdzie sama. Nie trawię typa. - mruknął najemnik nakładając kolejną porcję na kolejną menażkę. - On zawsze taki jest? - zapytał Melody kiwając głową gdzieś w stronę korytarza i pewnie dalej na świat zewnętrzny gdzie przed budynkiem stała furgonetka i osobówka.

- No czasem tak. Ale zazwyczaj jest całkiem sensowny. Ale dzisiaj, znaczy teraz… - Melody pokręciła szybkimi ruchami głową na znak, że dzisiaj i teraz co coś chyba nie było jak zwykle. - Nie wiem. Albo przez śmierć Tess albo jeszcze coś. - kurierka wydawała się sfrustrowana tą sytuacją i zachowaniem Rogera co objawiało się i na twarzy i po tym jak ze złością dźgała nożem gulasz w menażce.

Vex przysłuchiwała się rozmowie czekając aż gulasz lekko przestygnie i głaszcząc jednego kotka. Maluch przyssał się do jej palca, jakby stamtąd mógł wyciągnąć jakieś mleko.
- Jak dla mnie to co mówił było lekko dziwne. Bawi się w jakiegoś kapłana czy coś w tym stylu? - Spytała podnosząc wzrok na Melody.

W tym momencie gdzieś od strony schodów rozległo się echo szybkich kroków, jakby ktoś wbiegał na górę w wielkim pośpiechu. Zaraz też przez framugę przeleciała sylwetka w munduropodobnym ubraniu, z czarną koszulką z żółtym nietoperem i burzą blond włosów na głowie. Stanęła pośrodku pokoju, węsząc chciwie aż jej wzrok padł na bulgoczący garnek i nałożone na miski jedzenie. Przełknęła głośno ślinę i oblizała wargi a oczy jej świeciły. Jedzenie! Wreszcie! Była taka głodna!
Oderwała z trudem wzrok od garnków i przeniosła go na ludziów w pokoju, zaczynając od knui na widok której się skrzywiła, poprzez miłą Vex i kotki - tu się rozpromieniła - a skończyła na wujku i z wyraźną prośbą powiedziała jedno słowo:
- Jeść?

- Jeść.
- uśmiechnął się wujek Zordon wyciągając w stronę podopiecznej napełnioną menażkę. Wyglądało jej na to, że znów zrobił ten swój misz masz z tego co akurat miał pod ręką i tak szybko jak tylko zdołał. - Wszystko gra? - zapytał patrząc uważnie i na jej minę i na sylwetkę. Do wujka zaczęła się też łasić kotka. Nie dość, że teraz siedział więc był obecnie o wiele niższym człowiekiem to jeszcze dość wyraźnie zarządzał szamą. Choć często zerkała też na siedzącą w rogu przy kocim posłaniu dziewczynę z Det węsząc chciwie powietrze i czekając na kolejne porcje jedzenia. Na zachętę włączyła kocie mruczando a chyba był to jej popisowy numer bo wychodziło jej głośno i wyraźnie.

Blondynka porwała miskę, kucając wcześniej tuż przed wujkiem. Uniosła ją do nosa i powąchała. Tyle razy pokazywała wujkowi jak robić jedzenie żeby było dobre. Nie to żeby jego było złe - ciepłe i sycące, dobrze zapełniało brzuch, no ale mogło smakować lepiej… i znowu pomieszał świninę z puszki z tucznikiem też z puszki, a przecież tucznik to była ryba i gryzła się ze śwnininą… narzekać jednak Angie nie zamierzała.
- Dziękuję i smacznego - powiedziała jak wujek ją uczył, że się mówi przed jedzeniem i wycofała się rakiem pod ścianę, gdzie Vex i futerka.
- Roger nie przyjdzie - mruknęła po trzech pierwszych łyżkach pochłoniętych ekspresowo jedna po drugiej bez żucia - Ma pracę… będzie nocował na dole. W bryku. Mogę tam iść po jedzeniu? Jest bardzo zajęty, coś może się podkraść i zazasadzkować. Wezmę karabin i popilnuję. I kocyk… i może jednak coś do jedzenia dla niego jakby zmienił zdanie.

- W sumie i tak przewidywaliśmy dla niego porcję.
- Vex zabrała się za jedzenie. - Tyle że wystygnie i może nie być smaczne. A co robi?

- A maluje się jakimś białym błotem, a potem będzie wycinał Tess serce żeby je spalić -
Angela odpowiedziała spokojnym tonem, jakby naprawdę nie widziała w tym nic niezwykłego. Błyskawicznie pochłaniała pożywienie, drapiąc łyżką o cynową miskę.

Vex o mały włos nie zadławiła się porcją, którą właśnie włożyła sobie do ust. Chwilę kaszlała, po czym w końcu wydusiła z siebie przez łzy.
- Ekhym… Czyli już nie planuje palić całego ciała… - Motocyklistka poczuła nawet pewną ulgę. Mniejsza szansa że będzie chciał spalić ich przy okazji. Zerknęła na wujaszka, ciekawa jego decyzji.

- Na całe ciało jest za mokro, za dużo wody - Angie nie zauważyła wymiany wzrokowej zbyt zajęta zawartością menażki, w której została może ⅓ posiłku - Nie ma suchego na ognisko. Takie duże, żeby spalić całego człowieka na proch, ale serce się da. To pali serce. Mówi że musi się przygotować bo będzie wojna, czy już jest… jakaś próba i arena. Khain mu powiedział, chyba z nim rozmawia, ale ja go nie widziałam. A ty znasz tego Khaina? Myślisz, że ma jakieś cukierki? - spojrzała na miłą Vex.

- Nie znam człowieka, ale brzmi jak ksywka jakiegoś gangstera z Det. - Vex na chwilę przerwała jedzenie. Jakoś wizja wycinanego serca zbyt mocno siedziała jej przed oczami.

- Gangster? A kto to gangster? - nastolatka na chwilę zamarła z łyżką przy ustach - On chroni Rogera. Powiedział, że do rana ma spokój… ale nic nie słyszałam. Może on ma jakieś radyjko w uchu i tak do siebie gadają? Takie jak mamy z wujkiem tylko mniejsze. Jak mucha albo komar.

- No to raczej to nie jest ganster.
- Vex zabrała się z powrotem za jedzenie. - Ja należałam do gangu, ludzie w gangach to gangsterzy, ale jesteśmy bardzo różni. Moja ekipa głównie ścigała się po mieście, wyścigi na motorach, szalone skoki itd. Ale niektórzy zajmowali się na przykład zabijaniem, walką o terytorium.

- To jak w stadzie… miałaś swoje stado?
- Angie uśmiechnęła się rozmarzona - Musiało być super… to gangsterzy to takie stada które jeżdżą moturami i biją się o terytorium. Czyli o zapasy, samice i miejsca do spania… ale dlaczego nie jesteś ze swoim stadem?.

- Zabito szefa i się rozpadło. Częśc ludzi się pozabijała lub ich pozabijano, a część wyruszyła w świat tak jak ja.
- Vex wyraźnie odpłynęła. Trochę jej brakowało tamtych czasów, szalonego tempa ulic Det. No i szefa… ojca. Motocyklistka zaczęła bawić się swoim jedzeniem.

- Ale utrupiliście tych co to zrobili, tak? - Angie uniosła brwi. Czyli dwa stada się pogryzły i popłynęła krew. Normalna rzecz w przyrodzie - Z zemsty? Zemsta jest dobra, dziadek tak mówił, a on się znał. Jak wujek - odwróciła głowę do blondyna i nagle drgnęła - Wujku, a co to znaczy obciągać?

Wujek po pytaniu o nocleg z Rogerem na dole przymknął oczy i zacisnął szczęki. Zaczął głaskać łaszącą się do jego kolana kotkę a ta z zadowolenia odchyliła łebek na te pieszczoty. Potem przysłuchiwał się rozmowie brunetki z blondynką. Kotka się zaś tak rozochociła, że wskoczyła mu na kolana i zaczęła łapkami ugniatać nogi wujka. Łepek zadarła w górę mrucząc niesamowicie. Sam spojrzał na Vex gdy ta wspomniała o dawnych czasach w gangu. Kotka znów jednak dopraszała się i pieszczot, i jedzenia i uwagi. Pogłaskał więc ją znowu. Jego dłoń przy czarnym ciele zwierzątka wydawała się strasznie duża.
Westchnął i pokręcił głową dopiero jak Angie zapytała o obciąganie. Wydał się trochę chyba zirytowany. Sięgnął po pusty już rondelek i zaczął wygrzebywać łyżką niezbędnika resztki. Co wygrzebał to rzucał na podłodze kociej mamie ata błyskawicznie straciła zainteresowanie człowiekiem na koszt jedzenia.
- Obciągać to znaczy robić laskę. - powiedział wujek skrobiąc łyżką po metalowym naczyniu. - Znaczy brać do buzi to czym niedawno Roger dzielił się z tobą od środka. Czy jak to on nazywa. - powiedział blondyn kręcąc z dezaprobatą głową. Jakoś gdy powracał temat wieczornej wizyty Angie w pokoju Rogera wujek nie wydawał się być zadowolony.

- O co chodzi z tym Khainem? - Sam podniósł głowę na chwilę znad rondelka i spojrzał pytająco na Melody.

- No on w to wierzy. Sprzedał ten czit reszcie. Potrafi być przekonywujący. No wiecie, bóg krwi, jego błogosławieństwa, czas próby, więc trzeba być twardym, i kto wierzy to jest narodem wybranym i jest super i takie tam pierdoły. - przyznała z niechęcią Melody najwyraźniej mając je za złe Rogerowi, reszcie czy nawet sobie. - Ja w to nigdy ni wierzyłam. Myślałam, że on tak wkręca. Fajnie działało bo trzymało nas razem w kupie. Taki bajer. Wiecie jak emblematy albo kurtki w gangach. Coś nas łączyło i spajało. A często było sporo zabawy przy tym. No ale teraz… - Melody pokręciła smutno głową i wskazała wolną dłonią na framugę drzwi przez jakie przed chwilą weszła Angie. Jakby można przez nie było dostrzec vana i Rogera. - Rany on chyba tak na serio. Tylko nie wiem cy teraz czy cały czas. - pokręciła głową z niedowierzaniem. Wujek zaś w tym czasie doczyścił rondelek, wstał i znów podszedł do stołu i przy okazji do opierającej się o niego Melody.

- Angie. Trzeba zrobić drugą porcję. Pomożesz mi? - zapytał wujek. Nastolatka wiedziała, że rondelek był fajny, poręczny i zgrabny, lekki i wygodny no i jak zazwyczaj gotowali z wujkiem na dwoje to w zupełności wystarczał. Ale na tyle osób to jednak trzeba było właśnie ugotować więcej niż raz.

Wujek chyba ciągle się gniewał na Rogera i na nią też, za to że się poprzytulali, bo jak o tym mówił drgał mu kącik prawego oka, co u niego oznaczało właśnie gniewanie. Angie nie raz to widziała, ale zazwyczaj nie gniewał się na nią tylko na innych ludzi, a potem zwykle z nimi negocjował jak ona z Patykiem na brzegu rzeki. Zmarszczyła czoło kiedy zaczął tłumaczyć. Robić laskę? Taką drewnianą do podpierania? Ale potem wujek wyjaśnił resztę i blondynka zrobiła wielkie oczy. To musiało być niedobre! Brać do buzy to czym faceci sikali - tam były te baterie i zarodniki, o jakich mówiła knuja. Tak je nazwała, o ile nie kłamała i tym razem.
Szybko dokończyła swoją porcję, wylizując miskę do czysta, po czym wstała i grzecznie podeszła do opiekuna. Pewnie myślał że ona brała do buzi Rogera i potem dawała mu buziaki, a tak przecież nie było!
- Ja nie robiłam tej laski - powiedziała cicho, obejmując wujka od tyłu i opierając czoło o jego plecy. Złączyła dłonie na jego brzuchu i ścisnęła żeby nigdzie nie poszedł - Tak się spytałam, bo słyszałam… no pod drzwiami. No… - uniknęła słowa “Roger” skoro było dla niego denerwujące - No bo usłyszałam że to też… bycie miłym. No i że knuja próbowała tam w pokoju być miła, jak była miła i dla Puzzla z tym obciąganiem. Jak o nas kłamała. No ale… no wyrzucił ją z pokoju z opuszczonymi spodniami i nie chciał jej laski, ale to ci mówiłam. Nie smutkuj i nie bij… go. On teraz jest chory na smutek i trzeba się nim zaopiekować. Żeby nie był sam - przekręciła głowę i nadawała przyklejona do blondyna policzkiem i wpatrzona w futerka pod ścianą - Zrobię dokładkę, bardzo chętnie. Usiądź i odpocznij… no i możesz popatrzeć. Nie będę mieszać tucznika ze świniną, będzie dobrze. Twoje też było dobre. Ciepłe i już nie ssie w brzuchu. Przepraszam - rzuciła kontrolnie, bo pewnie miała za co, więc wolała to zrobić.

Zarówno wujek Zordon jak i knuja zareagowali zadziwiająco podobnie. Wcześniej wujek sapnął trochę gdy Angie go złapała w uchwyt ale chyba był zadowolony z jej reakcji i zgodnej postawy. Za to reagował trochę większym zaskoczeniem i rosnącym napięciem na jej słowotok podobnie właśnie jak opierająca się o stół tuż obok kobieta.

- Podsłuchiwałaś nas pod drzwiami?! - wybuchnęła z irytacją patrząc z niechęcią na nastolatkę wtuloną w najemnika.

- Chciałaś na nas napuścić Rogera? - wujek zapytał nieco ciszej i spokojniej niż Melody ale jednak ton wypowiedzi był prawie bliźniaczo podobny. Melody spojrzała wyżej z twarzy nastolatki na twarz jej opiekuna. Chwilę biła się z myślami przygryzając wargę.

- Tak! - wybuchnęła w końcu patrząc wyzywająco na Pazura. - Wiedziałam, że ona mnie nie lubi a ty zawsze bierzesz jej stronę! Więc rano nawet jakbyś oddał po dobroci ten gadżet to pewnie tamtej rudej lafiryndzie! Musiałam więc coś wymyślić. - Melody wypruła się w końcu ze zdarzeń sprzed paru godzin. Chwilę oboje wpatrywali się w siebie w napięciu.

- No ładnie. - wujek pokręcił głową i spojrzał gdzieś w sufit. - A dlaczego nie wypaliło? - zapytał znowu na chwile wracając spojrzeniem do twarzy kurierki.

- Roger się nie zgodził. - przyznała obojętnie Melody też opuszczając głowę i grzebiąc w swojej misce.

- A jakby się zgodził? - wujek dalej drążył temat niedoszłych, niedawnych wydarzeń.

- No nie wiem. Zależy co by się działo. Pewnie związaliby was i tyle. Jakbym odzyskała co moje to bym naraiła Rogera by was puścił. - Melody zdawała się rozważać ten krok jako dość mętną teraz i wówczas hipotezę.

- No działoby się jak byście spróbowali. - powiedział cierpko wujek kręcąc znowu głową. - Angie weź dokończ kolację. - powiedział wujek i wplątał się z objęć blondynki. Odszedł w stronę kociego kącika gdzie już siedziała Vex i tam usiadł w przeciwnym rogu także bluza z kociętami znalazła sie obramowana nimi obojgiem.

- Co jest na tym cholernym dysku, że wam tak na jego punkcie odbija? - zapytał wujek patrząc na opierającą się o stół brunetkę. Teraz byli o kilka kroków ale właściwie naprzeciw siebie.

- Nie wiem. Ale wiem, że mi wiele za niego zapłacą. - odpowiedziała spokojnie kurierka. Miejsce wujka zajęła kotka która wskoczyła na stół i zaczęła niuchać za jedzeniem.

- A czemu nas zabrałaś spod domu? - zapytał wujek patrząc na rozmówczynię. Ta wzruszyła ramionami nim odpowiedziała.

- Jakbyś się utopił nie odzyskałabym dysku. No i trochę szkoda mi sie was zrobiło. Nic do was nie mam by chcieć was topić czy co. Chcę tylko mój dysk z powrotem. To ja go zdobyłam i miałam chyba klapki na oczach, że dałam sobie go wyłudzić temu jednookiemu krętaczowi. - dziewczyna odpowiedziała spokojnie. Patrzyła się przez oświetloną ogniskiem przestrzeń na wujka a wujek patrzył się na nią. Temat rozmowy zdawał się wygasać.

Vex jadła w spokoju, przysłuchiwała się rozmowie. Nagle zdała sobie sprawę, że wiedziała większość z tych rzeczy. Nawet co to obciąganie. Uśmiechnęła się do siebie. Uwielbiała tą bandę świrów. Pasowali by do gangu jak ulał. Gdy Sam dosiadł się obok przeniosła spojrzenie na niego. Chwilę obserwowała go nim odezwała się ponownie, przenosząc wzrok na kurierkę.
- To jeszcze wywal z siebie to co powiedziałaś mi w garażu nim zaczęła się ta wielka ucieczka. - Powiedziała do Melody.

Angela kręciła głową słuchając rozmowy wujka z knują w międzyczasie stając frontem do stołu. Popatrzyła na zebrane na nim pakunki, puszki i pudełka, wycierając nóż dziadunia o koszulę na plecach. Musiał być czysty jeśli miała robić nim jedzenie.
- Nie musiałam podsłuchiwać, kłamałaś tak głośno że nie trzeba było. To nieładnie kłamać - burknęła zamyślona, sprawdzając kciukiem stan ostrza. Wystarczył mocniejszy nacisk żeby na skórze pojawiła się czerwona kreska. Dobrze, nie stępił się, ale i tak wypadałoby po kolacji o niego zadbać. - Nie lubię cię, robisz problemy, a problemy nie są nam potrzebne. - obróciła głowę do niemiłej pani i warknęła, odsłaniając górne zęby jak pies. Stały obok siebie, a knuja była niższa niż wujek to blondynka nie musiała się odchylać. Zamiast tego wyciągnęła szyję, zbliżając do niej zezłoszczoną twarz, a nóż zaczął przetaczać się między jej palcami - Jesteś zła! Niedobra! I kłamiesz i oszukujesz i knujesz! Nie lubię cię bo mierzyłaś do wujka! Pistoletem! Chciałaś mu zrobić ranę, zabrać mi go, jak Pustynia zabrała dziadka! Nie pozwolę go zabrać! Ani skrzywdzić! Nikomu! Zwłaszcza takiej niedobrej knui co tylko kłamie i chce dobrze tylko dla siebie i grozi wujkom bronią! - w którymś momencie zaczęła krzyczeć, wylewając niechęć i frustrację. - I potem chciałaś żeby pan z obrazkami na nas zasadzkował i wyrzucił na noc! I dobrze mówiłam że zatrzymała się tylko dla tego że chce to coś! - obróciła się do wujka. No wspominała mu! Miała rację, a teraz knuja sama to potwierdziła! - Chcesz żebym cię lubiła to bądź miła i dobra! Jak Vex! Ona jest kochana, ty jesteś okropna! Nie przyszłaś i nie poprosiłaś, tylko robiłaś żeby ktoś za ciebie się z nami strzelał!

- Vex jest taka miła? -
Melody uniosła brew z cierpkim wyrazem twarzy patrząc na krzyczącą na nią nastolatkę i buszujący po jej dłoni nóż. Cofnęła się by zachować odległość. - No ciekawe jakby Vex była miła jakbyście jej motor zabrali. - powiedziała ironicznym tonem wskazując bokiem głowy na siedzącą w kącie kobietę z Detroit. Po chwili mierzenia nastolatki wzrokiem sama też spojrzała i na dziewczynę z Det i na siedzącego obok najemnika.
- Nie chciałam od was nigdy nic waszego. To wy zabraliście mi dysk i samochód. Ja wam nic nie zabrałam. I to ja wam załatwiłam gościnę na noc a nie wy mnie. I ja wam załatwiłam zapasowy samochód i zabrałam gdy mogłam was zostawić. I tak, chciałam napuścić na was Rogera. Ale wszystko przez ten dysk który mi zabraliście a który jest mój. Oddajcie mi dysk i będziemy mieć święty spokój. - brunetka mówiła wolno i uważnie. Podobnie patrzyła głównie na Pazura który obecnie był w posiadaniu dysku.

- Rano. Jesteśmy z tym umówieni na rano. A dysk zabrałem bo się z wami dwiema nie dało wytrzymać. I o co chodzi z tym garażem? - wujek odpowiedział po chwili milczenia i głaskania kociaków. Kłębiły się w rogu na bluzie wyczuwając przyjazny ruch.

- O nic. Mówiłam Vex, że chcę ten dysk dla ludzi z Posterunku. - burknęła zniechęconym głosem brunetka.

- Ano tak. Posterunek. No pewnie. Jakby mogła być jakaś dziura na tej ziemi bez kogoś z Posterunku. - najemnik parsknął ironicznie, kręcąc przy tym głową a na twarzy pojawił mu się wyraz sceptycyzmu.

- Nie chcesz to nie wierz. - brunetka wzruszyła ramionami. Odwróciła się twarzą do stołu i zaczęła swoim nożem kroić konserwę Vex na mniejsze kawałki. - Ale z jednej strony ma taki dziwny symbol. I numer. 0937. Miałam im zawsze dać znać jak znajdę coś z takim symbolem. - powiedziała spokojnie a jej nóż ze złością drobił konserwę na mniejsze kawałki. Pazur uniósł brwi i spojrzał na siedzącą obok Vex. W końcu wykrzywił usta w grymasie w stylu “a co mi tam”, uniósł biodra i wyjął z kieszeni dysk. Oglądał go chwilę ale w jednym z rogów dostrzegł jakiś dziwny symbol. I numer. 0937. Spojrzał znowu na motocyklistkę i podrapał się po głowie.

- Wczoraj tam byłam. U mojego kontaktu od nich. Strasznie się zajarał i obiecał mi kupę szmalu. A ja w tym czasie jak idiotka zostawiłam dysk u tego cholernego Puzzle! - powiedziała ze złością uderzając nożem w kawałek konserwy. - Bo przecież jesteśmy wspólnikami! - prychnęła rozzłoszczona przesuwając ostrzem pokrojone kawałki do miski. - Bałam się, że mnie ktoś napadnie i stracę dysk. Więc zostawiłam u niego. - powiedziała wzruszając ramionami i opierając się dłońmi o blat stołu.

Vex odstawiła menażkę i rozsiadła się wygodniej.
- To przynajmniej co nieco już wiadomo. - Jej dłoń powędrowała do jednego z kotków. - Jeśli cię to ciekawi Mel to Spike jest moim przyjacielem. Jeśli ktoś chciałby mi zabrać mego przyjaciela zabiłabym. - Uśmiechnęła się. - Ale chyba wszyscy dbamy o naszych przyjaciół czyż nie?

- Ona nie jest naszą przyjaciółką
- Angie pokazała nożem na knuję - Dalej będzie kłamać… że dała nam nocleg? Bo chciała żeby koledzy nas napadli i co - prychnęła brunetce w twarz - Chciałaś cosia to wróciłaś, sama to powiedziałaś. Nie robisz nic dla kogoś tylko dla siebie. Zostaw to - warknęła drugą ręką pokazując stół z krojonym jedzeniem - Odejdź i nie ruszaj. Już się nażarłaś to idź, sama zrobię. Jeszcze coś dodasz i się pochorujemy. To by ci było na rękę. Poczekać aż uśniemy, utrupić i zabrać dysk. Bo co ci szkodzi jak inni cię nie obchodzą? I po co mielibyśmy zabierać Vex motur? Ona mówi że jest jej to jest jej. Jej można ufać, nie kłamie. Ty ciągle kłamiesz, a Puzzle mówił że to jego samochód. Jakbyś nie kłamała tyle to byśmy ci wierzyli, a tak pewnie znowu oszukujesz. - prychnęła, wzruszając ramionami.

- Świetnie! - Melody prychnęła ze złością wyrzucając ramiona w górę i odeszła od stołu. Siadła przy pustym obecnie ognisku i pogrzebała trochę jakąś dechą w środku. - Nie chciałam was napadać ani nic jak wam proponowałam nocleg u nas. Wolałam sie przespać we własnym łóżku niż w samochodzie nad rzeką. Zresztą jakbyśmy tam zostali to już by nas nie było. - poszarpała jakąś nogą od krzesła płonące żagwie w ognisku, przez to te strzeliły iskrami jakie zderzyły się z sufitem niedużymi kometami a ogień zapłonął mocniej. - A dysk zabraliście mi potem. Więc musiałam coś wymyślić. - powiedziała dalej rozdrażnionym tonem wpatrując się w ognisko. - I jak na razie to powiedziałam wam więcej prawdy niż ktokolwiek tutaj. Więc sobie oszczędź tych swoich najętych oskarżeń. - podniosła wzrok i wskazała na nastolatkę trzymaną nogą od mebla.

- Spokojnie. - odezwał się wujek wracając spojrzeniem od oglądania dysku do sprzeczających się na środku pomieszczenia kobiet. - Nie nazwałbym nas przyjaciółmi. - powiedział obrzucając spojrzeniem brunetkę przy ognisku. Ta znów zaczęła grzebać lagą w ognisku puszczając mu znad ognia żurawia. - Ale chyba mamy dookoła na tyle atrakcji, że nie musimy się co krok żreć między sobą. Zwłaszcza jeśli rano planujemy i tak się rozstać. - najemnik popatrzył i na Angie i na Melody.

- To ona bez przerwy się mnie czepia. - Melody wskazała brodą na krzątającą się przy stole nastolatkę.

- No znikąd się to nie wzięło. - najemnik popatrzył przez te kilka kroków co ich dzieliło na siedzącą przy ogniu brunetkę. - Ale chyba zostało powiedziane co kto ma do kogo. I nie widzę potrzeby dalej drążyć tego tematu. Kończymy szamę i idziemy spać. Jutro na pewno czeka nas ciekawy dzień po tym wszystkim. Każdy będzie miał co robić. - wujek popatrzył najpierw na nastolatkę a potem na pozostałe twarze. Mel wzruszyła ramionami i pokiwała głową na znak zgody.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline  
Stary 11-08-2017, 09:55   #69
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Angie, Vex i ważne rozmowy przy rondelku.

- Tak… spanie brzmi jak plan. - Vex uśmiechnęła się do najemnika. Kocie które głaskała zaczęło ssać jej palec. - Angie chętnie uszczknę porcję twojego jedzonka, skoro jest takie dobre.

- Nie wiem czy dobre, wujek i dziadek nie narzekali - Angie burknęła do stołu i znajdujących się na nim zapasów. Kroiła zawięcie wyciągniętą z plecaka cebulę aż kawałki latały w powietrzu. Nóż śmigał po drewnie wydając jednostajny stukot, zapachniało ostro cebulowym sokiem. - Lubię gotować, bo to znaczy że jest co jeść - dodała nagle o wiele spokojniejszym głosem. Zgarnęła kupkę białych ścinków do swojej menażki i odstawiła na bok, biorąc się za przegląd puszek. Przypatrywała się obrazkom, przekrzywiając głowę to w jedną to w drugą stronę. Większość miała literki, ale rysunki też na niektórych były. Patrzyła też z ukosa na puszkę pociętą przez knuję. Chyba nie dodała niczego niesmacznego ani szkodliwego… no i gotowanie powinno to zabić jakby co. Wzruszyła ramionami i zgarnęła zapasy, przenosząc się pod kociołek.

- Wujek nie tyle nie narzeka, co bardzo chwali twoje posiłki. - Vex z zainteresowaniem przyglądała się pracującej Angie. Sama nie potrafiła gotować, bo nie nazywała gotowaniem odgrzania zawartości puszki lub słoika. - Na pewno nie potrzebujesz pomocy?

- Bardzo chętnie! - dziewczyna ucieszyła się i klasnęła w dłonie, przesuwając się w bok żeby zrobić miłej Vex miejsce. Z nią mogła gotować! - Jak jesteś zmęczona to nie trzeba, ale jak… no to tak.

- Jeszcze co nieco energii z siebie wykrzesam. - Vex podniosła się z kurtki i podeszła do ogniska. - Tylko uprzedzam, że ja na pewno nie potrafię gotować.

- Nie szkodzi, pokażę! - blondynka widocznie się ucieszyła. Sięgnęła do pasa i wyciagnęła nóż, który schowała tam podczas przenoszenia maneli do ognia. Chwilę przypatrywała się misiowej rękojeści po czym podrzuciła ostrze w dłoni, wyciągając je do Vex. Misiem w jej stronę - Nóż umiesz, tak? Pokroisz? Będzie szybciej - za nożem podała białą bulwę z ząbkami w środku Wujek mówił na nią czosnek i na pewno miał rację.


- Istnieje cień szansy, że nie odetnę sobie palca. - Vex przejęła bulwę i ostrze. Uważnie przyjrzała się zdobionej rękojeści. - Jest bardzo ładny.

Angela pokiwała głową zgadzając się całkowicie. Też lubiła nóż dziadunia nie tylko dlatego że prawie się nie tępił, no ale miał misia i nie tylko.
- Dziadek mi dał jak upolowałam pierwszy duży obiad. Taki co miał rogi jak moje ramię i dużo łusek. Zagrzebał się w piachu i zasadzkował… ale byłam szybsza- uśmiechnęła się nieobecnie, biorąc jedną z puszek. Zmrużyła oczy, kręcąc nią w rękach.
- W… wołe… wołow… krówka! - skojarzyła po literkach, bo akurat ta etykietka nie miała obrazka - To będzie krówka. - położyła puszkę przed Vex, samej sięgając do torby, ale nagle zamarła. - Mam też suszoną jaszczurkę, ale nie wszyscy lubią… to będzie na potem. Chyba że chcesz jaszczurkę - zazezowała na towarzyszkę.

- NIgdy nie jadłam… ale chyba teraz robimy posiłek dla Rogera, prawda? On może nie lubić. - Vex otworzyła puszkę i zaczęła kroić jej zawartość. - A może później będzie okazja bym spróbowała.

- Noo… no tak - zgodziła się bez mrugnięcia okiem. Nie każdy lubił jaszczurki - Smakuje jak kurczak… znaczy kurczak smakuje jak jaszczurka. Taka sucha i twarda, żeby się nie zepsuła w podróży - nadawała, odłamując wieczko od puszki i łyżką zdrapała z niego tłuszcz. To samo zrobiła z samym wnętrzem pudełka, przenosząc otrzymaną białą masę do rondelka. Postawiła go na ogniu, a gdy łój się stopił dołożyła pokrojoną cebulę - Skąd masz Spika? - zapytała, biorąc w ręce niepozorny worek wielkości dziecięcej głowy. Rozsupłała go i zanurzyła weń rękę, macając na oślep.

- Dostałam go od szefa gangu, gdy zaczęłam sięgać do pedałów. W gangu oznaczało to, że już jestem dorosła, że mogę mieć swój motor i jeździć sama. - Vex podała pokrojoną konserwę Angie. - Od tamtej pory sama remontuję Spika, opiekuję się nim, no i jest ze mną wszędzie. Już nawet nie przypomina za bardzo motoru jakim był na początku, ale zakładam że starzeje się razem ze mną.

- Ale nie jesteś stara - Angie łypnęła na nią i pokręciła głową - Jesteś duża. Kiedyś byłaś mała, Skipe też. Ale urośliście. Też kiedyś wyglądałam inaczej… no naprzykład tego nie miałam - poklepała się po piersiach - Byłam jak wujek… wcześniej. Wujek też się zmienił - wyszczerzyła się radośnie - Miał taką brodę śmieszną co bardzo drapała, ale teraz się goli i wygląda ładniej. Wtedy to jakby mu się fretka do buzi przyczepiła, albo inne futerko. Takie płowe i potargane - zaśmiała się, dodając do kociołka suszone liście i parę brązowych kulek. Po krótkim namyśle dołożyła cztery pokruszone czerwone strączki na które wujek mówił “papryczki”.

- Jak na Det jestem już całkiem wiekowa. - Vex roześmiała się. - Mało kto u nas dożywał 20 roku życia. - Motocyklistka zerknęła na wujka. - Musiał wyglądać ciekawie z brodą.

- To nie mieliście dziadków? - sam pomysł wydawał się jej niepojęty. Bo jak… tak bez dziadka? Każdy powinien mieć dziadka! Żeby uczył strzelać i skradać się i bić i przetrwać. No i gotować - To dlatego nie umiesz gotować… - powiedziała powoli i ugryzła się w język, bo chyba palnęła coś mało miłego. Szybko się uśmiechnęła, mieszając w rondelku żeby jedzenie się nie przypaliło - Ale to nie szkodzi! Ja miałam dziadka to ci pokażę! Czosnek dajesz z krówką, bo jak dasz wszcześniej to się zrobi gorzki. Najpierw cebula i zioła. Liście, te angielskie kulki, papryka. Suszone liście w kawałkach… bazylia, oregon, tymianek to też potem, bo się zwęglą i będą niedobre… Vex, nosisz stanik? - zmieniła temat, dodając do kociołka pocięte mięso.

Vex przysłuchiwała się z zainteresowaniem. Po za dziadkiem nie miała też innej rodziny, więc to akurat się zgadzało, to że nie umiała gotować również. Przyglądała się wszystkim składnikom. Większości z nich nie widziała nigdy na oczy, ale pachniały ładnie. Coś tam kiedyś dziewczyny wspominały o tak zwanych przyprawach i chyba wymieniały część z tego co planowała chyba wrzucić Angie.
- Do tej koszulki nie, bo ma usztywnienie. - Vex uniosła lekko pierś pokazując cienki drucik i pogrubienie materiału, które utrzymywało piersi lekko w górze.. - Ale do innych noszę. Mam dosyć duże piersi i inaczej by mi przeszkadzały. Wiesz, machałyby się przy bieganiu i tak dalej.

- Aaaaaa… - Angie wyglądała jakby w końcu zrozumiała coś bardzo ważnego. Mieszała mechanicznie w garnku, przyglądając się kawałkom stali wszytym w ubranie - Bo wujek mówił że też powinnam nosić… no ale nie umiał wytłumaczyć po co, a Mewa mówiła że staniki się nosi po to żeby je zdejmować… bez sensu. No ale teraz już wiem - rozpogodziła się, sięgając po pokrojony czosnek - Gdzie taki można dostać? Bo fakt… czasem przeszkadzają te krosty jak się biega albo czołga. Albo strzela z łuku… ale tego dziadek dobrze mnie nie nauczył. Nie zdążył - odłożyła łyżkę i złapała litrowy słoik z czymś czerwonym w środku. Puknęła pokrywkę, odkręciła wieczko, a w powietrzu rozszedł sie zapach pomidorów.
- Dlaczego wujek jest taki zły na Rogera? - spytała nagle szeptem, przelewając przecier do rondelka - Nie rozumiem… mówi że nic złego się nie stało, że nic złego nie zrobiliśmy, a i tak jest smutny i się denerwuje jak tylko o nim mówię… no widziałaś sama.

Vex nachyliła się do ucha Angie.
- Te krosty to sutki. - Powiedziała lekko rozbawiona. Po czym kontynuowała szeptem. - A wujek jest lekko zły bo bardzo cię kocha i pewnie wolałby wybrać kogoś według siebie odpowiedniego na twojego pierwszego faceta. Ale myślę że jest przede wszystkim zły na siebie, że tego nie dopilnował. A Roger sama widzisz, że zachowuje się lekko dziwnie.
Odsunęła się lekko i spojrzała na Angie, oceniając jej kształty.
- Mogę zerknąć czy nie mam żadnego starego stanika, może by na ciebie pasował. - Zamyśliła się patrząc na juki. - Wydaje mi się, że mogłam zostawić jakiś na wypadek, gdybym musiała naprawić któryś nowy.

Widziąc jak miła Vex ją ogląda, Angie ułatwiła jej zadanie. Skoro rozmawiały o stanikach to pewnie ją mierzyła. Późniejsze słowa tylko to potwierdziły, więc koszulka z Batmanem podjechała do góry, a potem wylądowała na plecaku.
- Dziękuję… a będzie pasować? - blondynka niepewnie popatrzyła na swój tors, potem na tors Vex. Nie miała takich dużych tych piersi, to mogło być coś nie tak. Z miną jakby nie działo się nic niezwykłego, wsypała do kociołka ciemne, malutkie ziarenka. Sporo, pół woreczka. Za nimi w potrawce znalazła się i puszka fasoli.
- Kasza - pokazała na worek z małymi ziarenkami - Ją się długo gotuje i potrzebuje trochę płynu. I soli - przy ostatnim wrzuciła solidną szczyptę białego proszku i zamieszała całość. Mieszała tak i mieszała w ciszy, aż wypaliła, znowu szepcząc konspiracyjnie - Ja też jestem dziwna. Ludzie często się śmieją jak coś mówię, bo czegoś nie wiem, albo pokręcę. No i dużo pytam… Roger też jest dziwny? Wygląda w porządku… i normalnie. Co w nim dziwnego, bo nie rozumiem - spojrzała na Vex i zawahała się, przygryzając wargę - Co znaczy “kocha”?

Vex na chwilę ścięło po czym roześmiała się.
- Nie zdejmuj tak ciuchów przy facetach, bo dostają od tego małpiego rozumu. Większość mężczyzn ma fioła na punkcie cycków. - Przyjrzała się piersiom dziewczyny. Po czym sięgnęła do jednej dłonią. - Mogę?

- Mhm - odpowiedź nastąpiła twierdząca, Angela przekrzywiła zaciekawiona głowę patrząc co Vex będzie robić.

Vex ułożyła kciuk i palec wskazujący pod jej piersią, lekko ją unosząc, po czym zrobiła to samo u siebie.
- Powinno być ok. - Podniosła się i podeszła do juków. - Na początku może być trochę za duży ale pewnie jeszcze ci urosną. - Po chwili na stole wylądowały kolejne sztuki bielizny, majtki, kolejne dwa staniki, podobne do czarnego, który wciąż tam leżał. - Jest!


Vex wydobyła różowy stanik z odmętów, swojej torby. Był mniejszy od tych, które najwyraźniej sama nosiła. - No to sprawdzimy. - Wróciła do Angie siadając z powrotem. - Musisz cały czas mieszać?

- Noo… powinnam, ale chwilę mogę przestać - dziewczyna się zamyśliła, obserwując garnek. Przemieszała kontrolnie i pokiwała głową - Ze trzy minuty nic się nie stanie. Starczy?

- Aż nadto. - Vex podniosła jej na wysokość oczu, tył stanika i zapięła go i rozpięła. - Zapinanie będziesz musiała poćwiczyć, bo jest dosyc trudne jak się to robi samemu na plecach, ale na początku będę mogła ci pomóc. - Rozpięła stanik. - Ręce do przodu.

Nastolatka posłusznie wykonała polecenie, ale nagle pociągnęła czujnie nosem i przełknęła ślinę.
- Pachnie jak batonik - przyznała, gapiąc się na ten cały stanik.

- Masz dobrego nosa. Okazało się, że mam kilka ukrytych między bielizną. - Vex nasunęła ramiączka stanika na ramiona dziewczyny i prawie się do niej przytulając zapięła go. - Musi zostać tylko tyle luzu byś mogła wsunąć pod spód palce. - Zaczęła regulować długością ramiączek na dziewczynie. - kocha to znaczy, że jesteś mu bardzo bliska, że byłoby mu źle gdyby coś ci się stało, że chce twojego szczęścia, nawet bardziej niż swojego. - Szeptała cicho do jej ucha, przy tej okazji. Gdy skończyła regulować ramiączka odsunęła się. - A teraz trzeba ułożyć piersi. - Bez skrupułów wsunęła dłoń między pierś, a stanik Angie i ją ułożyła. Potem powtórzyłą cały proces z drugą. - No i jest! Na początku może lekko irytować i drapać. Szczególnie tutaj. - Pogładziła się pod własną piersią. - Ale idzie się przyzwyczaić.

Jeżeli koszulki drapały, to staniki były o wiele gorsze! Cisnęły i tak dziwnie obejmowały i Angie nie wiedziała jak w tym można chodzić! Klęczała nieruchomo, z rękami wyciągniętymi przed siebie i nawet nie oddychała. Kto to wymyślił?! Ale stanik był prezentem i już od dawna powinna taki nosić, a Vex była taka miła i podzieliła się własnym.
- Długo trzeba w nim chodzić? - spytała, poruszając barkami żeby jakoś się przyzwyczaić - Trochę jak pancerz, ale tak nie ciąży. Dziękuję - uśmiechnęła się trochę spięta i rozkojarzona. Przez to całe zakładanie stanika gdzieś w brzuchu znowu pojawiło się to dziwne kręcenie, ale słabsze… ale też przyjemne. - A ty się już z kimś dzieliłaś duszą? Wujek mówi, że to się nazywa seks - nadawała szeptem, sięgając po ramiączko i strzelając z niego. Fajne, jak guma od procy.

- Heh kiedyś też non stop to robiłam. - Vex pokazała na ramie, gdzie normalnie miałaby ramiączko. - Ale staraj się powstrzymać, bo niestety się rozciągają, a ciężko znaleźć nowe. Wpychałam też koszulkę pod drut co by tak nie drapało. Ale jak się przyzwyczaisz nagle nie wiesz jak mogłaś żyć bez tego. A i zdejmuje swój zazwyczaj tylko na noc, ale dlatego że bez niego jest mi niewygodnie. - Zamyśliła się i jej wzrok w dziwnym odruchu powędrował w stronę wujka. Po chwili odpowiedziała szeptem. - Tak, dzieliłam się już duszą. Nawet dużo razy.

- A z kim się dzieliłaś? - dziewczyna wróciła do mieszania nie kłopocząc się zakładaniem koszulki. Kasza napuchła porządnie, ale wciąż pozostawała trochę twardawa i potrzebowała czasu - Roger mówił, że to wzmacnia, że się staje silniejszym… no to chyba dobrze. I było tak miło i dziwnie, ale… podobało mi się. A potem jak powiedziałam wujkowi to się bardzo zasmucił i powiedział że jest zły i się gniewa… no to chciałam się i z nim podzielić, żeby się już nie smutał, nawet mu dałam buziaka jak panu z obrazkami… ale wtedy jeszcze bardziej się zdenerwował - zwierzała się drugiej kobiecie, nie odrywając wzroku od garnka. Wzięła trochę na łyżkę, dmuchnęła żeby ostudzić i spróbowała. Zamrugała i dodała jeszcze soli. Brakowało soli - Potem wytłumaczył, że jak się jest rodziną to nie można… że to złe. I chyba coś było na rzeczy, bo jak mu siedziałam na kolanach i dałam tego buziaka to nie było tak ciepło w środku jak… no jak tam w pokoju u Rogera i Tess. To z kim można? I też… w takim razie kocham wujka. A tak durna knuja do niego mierzyła - pokręciła głową szepcząc prędko - Chciałam ją utrupić, żeby już nie robiła problemów. Spytałam wujka czy mogę… bo jej też nie lubię i będą przez nią kłopoty, ale wujek powiedział że nie mogę - westchnęła ciężko - Obiecałam mu jak tu płynęliśmy na łódce, że zanim zrobię trupa to się go spytam, nie wiem dlaczego nie pozwolił. Dziadek by pozwolił… jeszcze by powiedział jak najlepiej to zrobić. Żeby nie marnować… naboi, siły. No tych… zasobów. Potrzebujemy wody, Roger powiedział gdzie pompa głebokościowa, ona też wie… no może dlatego mam jej nie trupić, ale to jak się pytałam to jeszcze nie wiedzieliśmy - pokręciła głową wyraźnie skołowana - No… no dobra, jest stąd, to może wiedzieć takie rzeczy, ale powiedziałaby wszystko i tak. Mogłabym… no mogłabym z nią porozmawiać tak żeby wygadała co wie. To po co ją tu trzymać - prychnęła ponownie, dając upust niechęci. Westchnęła i dalej już nawijała spokojniej - To na noc mogę zdejmować, tak? Dobrze, tak zrobię. Lubisz bardzo ostre? - pokazała łyżką na kociołek.

- Jejku tyle na raz…. Od czego by tu zacząć. - Vex przyglądała się Angie. - To może od tyłu co? Lubię ostre ale nie za bardzo. Jakbyś potrzebowała pomocy ze stanikiem to mów, ok? - Uśmiechnęła się i przeszła w szept - Co do zabijania popatrz na to tak. Twój wysiłek to też jakieś zasoby. Mel pomoże nam po dobroci i nie będziesz musiała na to nic marnować, a będziemy potrzebowali co nieco pomocy. Czasem po prostu się opłaca się zabijać. Uważam, że wujek podjął dobrą decyzję. - Motocyklistka zaciągnęła się zapachem potrawki. - Pachnie bardzo dobrze… Jeśli chodzi o wujka i ciebie. Gdy jest się rodziną chyba siły po prostu dodaje obecność tej drugiej osoby i wtedy i się nie chce dzielić duszą i nie ma takiej potrzeby. Nie wiem bo nie mam rodziny. Ale skoro czułaś się inaczej niż z Rogerem to chyba sama też nie do końca miałaś ochotę, wiesz twoje ciało nie reagowało. No bo jak się chce to zawsze robi się przyjemnie gorąco i mokro, czyż nie? Chce się być bliżej z tą osobą. Pragnie się jej trochę jak wody.

Angela przytakiwała. Tak… jak wody. Żeby zgasić pożar. To o knui też miało sens, którego nie dostrzegła wcześniej.
- On ma takie miłe ręce… i usta. I ładne oczy… i… - zacięła się nie umiejąc znaleźć odpowiednich słów - I zrobił mi motylka co lata nocą! - przypomniała sobie o tym najważniejszym wydarzeniu podczas pobytu w pokoju na piętrze. W świetle ognia wyciągnęła przedramię i pokazała obrazek - I ma cukierasy na skrzydełkach - dodała z dumą.

- Jest śliczny. Bardzo bolało? - Vex przyglądała się tatuażowi.

- Nie, bardziej drapało i piekło… jakby się potknąć na żwirze i zedrzeć skórę - zabełtała w garnku, poświęcając uwagę zawartości. Wyglądała dobrze, więc zestawiła ją z ognia i zakryła pokrywką, wyjaśniając - Musi dojść, jeszcze chwila… też mi się podoba. Jest super… może Roger też ci zrobi jak skończy pracować… i będzie po tej arenie i wojnie. Teraz trochę zajęty… nie wiem dlaczego wujek go nie lubi - westchnęła.

- A rozważałaś by zostać z nim zamiast jechać z wujkiem? - Vex przeniosła wzrok z tatuażu na oczy Angie. Potrawka pachniała przyjemnie i mimo świeżo spożytego posiłku czuła jak zbiera się jej ślinka.

W pierwszej chwili Angela nie odpowiedziała, tylko uciekła wzrokiem gdzieś za okno i siedziała tak, sztywna i nieruchoma przez dobry moment. Bo jak miała to wszystko wyjaśnić i nie poplątać?
- Wujek umówił się z ciocią Ellie, że mnie weźmie jak on wróci do bazy. Został mu rok. Mam tam poczekać - zaczęła powoli, skubiąc rękaw rzuconej obok koszuli - Będzie wiedział gdzie szukać po kotrakcie, jak już skończy pracę i będziemy mogli być razem… no i ciocia Ellie pomoże mi liczyć kreski do jego powrotu i ma ładny dom. Będą tam inne dzieci i kwiatki i zielono, bo tu jest tak… dużo wody i zielonego, a to fajne. Jest co jeść, no ale… - zagryzła wargi i westchnęła aż opadły jej ramiona.
- Ale Roger powiedział że jak chcę to mogę zostać - przyznała zrezygnowana - I… no chciałabym zostać. Z nim. Lubię go… nie rozumiem czemu… - pokręciła głową i podrapała się po nosie - No ale wujek go nie lubi i mówił że jak się umówił z ciocią to nie można tak teraz zmieniać planów… bo to nieładnie i tak nie można. No i teraz tu ta arena i wojna… martwię sie, że coś mu się stanie. Że im obu coś się stanie… albo tobie. Bo jak wojna to jest źle… dziadek czasem opowiadał, on był na wojnie. Takiej wielkiej… i małych też. Był mundurem jak wujek.

Vex przysłuchiwała się Angie. Wszystko pokrywało się z tym co mówił jej Sam.
- Wujek według mnie traktuje cię trochę jak córkę. Wiesz… taki najdroższy skarb. Pewnie chciałby ci zapewnić bezpieczne miejsce i wiedzieć że będzie mógł cię bez problemu znaleźć i móc się dalej opiekować. Jeśli chodzi o Rogera… - Vex zastanawiała się jak ubrać w słowa to co chce powiedzieć. - Kobiety strasznie przywiązują się do facetów, z którymi miały pierwszy raz. Ale według mnie warto sprawdzić czy to coś więcej. Mój pierwszy nie żyje, było mega ciężko ale jakoś ruszyłam dalej. Tak naprawdę po paru miesiącach przeszło. Z kolejnymi było podobnie. Wierzę, że kiedyś znajdę takiego, że wyjadę i po paru miesiącach będę musiała wrócić bo nie będę mogła bez niego wytrzymać, ale jeszcze na takiego nie trafiłam. Na twoim miejscu bym spróbowała, wyjechała i jeśli będzie nadal źle za 2-3 miesiące to wróciła, bo czemu nie? Zawsze możesz zostawić wiadomość wujkowi gdzie jesteś.

- Nie umiem dobrze literek - przyznała powoli - To byłby problem z wiadomością… ale… map też nie umiem i… nie wiem jakbym miała wrócić, jak iść. Wujek wie, bo on jest mądry - pokręciła głową - No i tak… zostawianie jest złe… smutne. Wujek już mnie raz zostawił, ale to wujek. Obiecał że wróci i wrócił. Wyjechaliśmy z domu bo… no dziadek też mnie zostawił, ale tak na zawsze - sięgnęła po nóż i zaczęła go czyścić - Wujek jest bardzo ładny i dobry i mądry i odważny i dzielny i ma fajny mundur i dużo umie. Obroni, nakarmi, fajnie się z nim śpi, tak bezpiecznie. Zawsze wie co robić i umie warkoczyki - na dowód pokazała zapleciony przez opiekuna kosmyk - Ty też jesteś fajna i miła i bardzo cię lubię - rzuciła niby bez podtekstu.

- Pewnie nie umiem tyle co wujek, ale jak będziesz chciała to mogę cię pouczyć pisać, geografii. - Vex uśmiechnęła się. - A ty mnie nauczysz gotować.

- Zostań z nami - wypaliła bez zastanowienia - Wujek też cię bardzo lubi. Bylibyśmy jak rodzina.

- Mam problem z siedzeniem w jednym miejscu. - Vex poczuła się dziwnie słysząc określenie rodzina. Zerknęła na kociołek z jedzeniem, czując jak robi się jej dziwnie ciepło. Po chwili dodała cicho. - Ale powiedziałam Samowi, że mogę pojechać z wami do Teksasu.

- Wujek powiedział ci jak ma na imię?! - Blondynka wyprostowała się i z niedowierzaniem patrzyła na miłą Vex przez trochę, ale się w końcu uśmiechnęła szeroko - On mówi że to tajemnica, dlatego mu wymyśliłam Zordon. Jak nazwisko, dlatego mam mówić że mam jak on żeby… - entuzjazm w jednej chwili pękł, pojawiło się zmieszanie. Żeby zmienić temat sięgnęła po miskę i kociołek - Gotowe. To chcesz, tak?

- Co się stało? - Vex bez problemu wyłapała zmianę nastroju małej. - Nie chcesz bym z wami jechała?

- Chcę - powiedziała nakładając kopiastą łyżkę na swoją miskę i podając Vex - Bardzo chcę, nie… no za dużo mówię o rzeczach o których nie powinnam - wzruszyła ramionami.

Vex przejęła miskę i powąchała zawartość.
- Pachnie super. - Uśmiechnęła się do Angie. - Wiesz, jeśli wujek zaproponował mi bym z wami pojechała to może dopuści mnie do części tajemnic. - Mrugnęła do niej. - Trochę mam nadzieję, bo polubiłam was no i… - Motocyklistka zaczęła bawić się łyżką w potrawce. - .. tak wiesz… wujek jest bardzo miły.

- Spróbuj, powinno być dobre - pochwała sprawiła że nastolatka się rozpromieniła, ale ciągle w lekkim napięciu przypatrywała się moturorzystce - Jesteś z Det, tak? Nie z Nowego Jorku - spytała znowu ściszając głos.

Vex spróbowała. Było przepyszne. Uśmiechnęła się szeroko.
- Teraz mogę nie jeść nic innego. Jest pyszne! - Wcisnęła do ust kolejną porcję. - Nie byłam w Nowym Jorku, ale wiesz… myślę że będzie dobrze jeśli wujek sam podejmie decyzję czy mi o czymś opowiedzieć, co ty na to?

- No tak… on będzie wiedział czy można, ale jak nie jesteś z Nowego Jorku, ani nie jesteś potworem - patrzyła z wyraźną przyjemnością na jedzącą kobietę. Smakowało jej! I chyba nie udawała. Pierś Angeli urosła z dumy i prawie wypełniła stanik - Będziesz dziś z nami wartować? Znaczy… - spojrzała wymownie na knuję i doszeptała - Nie ufam jej.

- Będziemy czuwać z wujkiem na zmianę. - Odparła Vex pałaszujac ze smakiem swoją kolejną tej nocy kolację. - Oboje musimy się przespać bo pewnie jutro będziemy prowadzić. Ja to na pewno, nikomu nie dam Spika. Ale wy pewnie też zdobędziecie jakieś auto. - Powiedziała i uśmiechnęła się. - Oboje musimy mieć dużo sił.

Dziewczyna zamyśliła się, stukając palcami w brodę.
- Ja i tak będę pilnować Rogera… to może i popilnuję was? Odpoczniecie i pójdzie spać… o wiem! - nagle klasnęła w dłonie - Ty lubisz wujka, wujek lubi ciebie to śpijcie razem! Na nim się super śpi, jest taki ciepły i wygodny! I jak tula to od razu się usypia… i nie chrapie - dokończyła z namaszczeniem.

Vex prawie zakrztusiła się jedzeniem. Miała spore obawy czy tulenie jej i Sama zakończyłoby się spaniem.
- Wiesz… ty będziesz na dole, a jest tu kilka osób, którym nie ufam. - Powiedziała spokojnie i zabrała się z powrotem do jedzenia. - Po prostu się zmienimy, pół nocy powinno wystarczyć i mi i wujkowi.

- Też chcę pomóc… żebyście oboje mogli spać, no ale kto wtedy popilnuje Rogera? - pokręciła głową, zaczynając nakładać jedzenie dla Mewy i Patyka - On tam jest sam, jak coś go podejdzie to nie zauważy bo pracuje… powiedziałam że z nim posiedzę, ale wujek sie pogniewał…

- Wolałby mieć cię obok siebie. - Vex skończyła jeść i oddała Angie menażkę. - Było przepyszne. Nie przejmuj się, mnie się zdarzało sypiać krócej, bo zazwyczaj jeżdże sama. A nawet ucięłam sobie drzemkę w garażu nim musieliśmy zacząć uciekać.

- Bardzo się cieszę! - powiedziała odbierając naczynie - Mogę gotować codziennie jak chcesz. Bo wujek… no też gotuje i można sie najeść. Ale on to robi tak szybko jakby się ciągle gdzieś spieszył - uśmiechnęła się i nagle złapała Vex za rękę - A może jakbyś się z nim podzieliłą duszą to by się tak przestał martwić. On jest bardzo ładny bez munduru - ściszyła głos - I delikatny i ma zwinne ręce… i obrazki! On to dopiero ma super obrazki!
Vex przygryzła wargę, czując jak delikatnie zaczynają ją palić policzki.
- Angie ja… wiesz… to nie jest tak że to zależy tylko ode mnie. Lubię twojego wujka bardzo ale nie wiem czy dzielenie się duszą akurat ze mną mu pomoże.

- Powiedział ci jak ma na imię i chce żebyś z nami jechała… też cię bardzo lubi - Angie wyłożyła sprawę na swój sposób - Bo on nikomu nie mówi takich rzeczy, używa przezwiska. No a tobie powiedział i się uśmiecha jak o tobie mówi. No a ten seks jest bardzo przyjemny i nie jesteście jak ja i on, to możecie. Mieliśmy ciężki dzień, to… no chyba pomoże, tak myślę. Mnie by pomogło… chyba. Raczej tak.

Motocyklistka czuła, że jej serce zaraz wyskoczy z klatki piersiowej. Nie wiedziała czy powinna powiedzieć Angie, że już “dzielili się duszami”. Chyba powinien to zrobić Sam. Są rodziną i te sprawy. Cholera nawet nie wie jak to jest z tą rodziną. Sam się uśmiecha jak o niej mówi? Vex powstrzymała się by nie spojrzeć w stronę gdzie siedział wujaszek.
- Ja… bardzo bym chciała. - Wydusiła w końcu z siebie szeptem. Cholera to było trudne komuś powiedzieć, że ma się ochotę. Wolała po prostu podejść i wziąć. Ale chciała odpowiadać Angie na pytania, czuła że ona tego potrzebuje.

Ona zaś nie wyglądała na zmieszaną, ani zawstydzoną, wręcz przeciwnie. Wreszcie jakby zaczęło się jej pod kopułką układać, a kamień spadł z serca. Schowała nóż do pochwy i odwróciła głowę do kotków i postawnego blondyna, siedzącego obok nich.
- Wujku! Podzielisz się duszą z Vex? Bo ona mówi że by chciała, a jest taka miła i fajna! - bez najmniejszego skrępowania wyrzuciła wesoło co jej siedziało w głowie i na sercu.

- E… eee… - wujek dalej siedział przy kocim kąciku. Siedział cicho i przy czymś dłubał. Wydawał się byc tym czymś całkiem pochłonięty. Na udach zaś miał puchate kulki. Choć ani blondynka ani brunetka nie zauważyły czy kociaki czując żywe ciepło same mu się tam wgramoliły czy on je sobie tam położył. Teraz zaś “wywołany do odpowiedzi” wydawał się być tym tak samo zmieszany i zaskoczony jak i tym co tak radośnie pytała go jego podopieczna. - Ekhm. - wujek chrząknął kręcąc głową jakby chciał odegnać te zaskoczenie i zmieszanie. - No cóż. Fakt, Vex jest bardzo fajna. I chętnie się z nią podzielę i duszą i czymś jeszcze. - powiedział w końcu z uśmiechem wujek kładąc sobie na udach to nad czym pracował. - Sorry maluchy. - powiedział biorąc kociaki w dłonie i odkładając z powrotem na zwiniętą bluzę robiącą im za posłanie. Wtedy też obydwie kobiety mogły się przyjrzeć temu przy czym pracował. To był ten dysk o który Mewa z Melody miały taką wojnę. I teraz do tego dysku był przymocowany granat.

- To ja nakarmię Mewę i Patyka - Angie szybko zawinęła przygotowane miski, nie wspominając na razie o panu z obrazkami. Uśmiechała się przy tym bardzo szeroko. To teraz Vex będzie jej ciocią? Super!

Vex czuła jak palą ją policzki i pieczenie powoli przechodzi na uszy.
- Po co zamontowałeś granat do dysku? - Spytała starając się zmienić temat.

- A dla świętego spokoju jakby kogoś coś głupiego w nocy kusiło. Zaraz zobaczysz. - powiedział najemnik biorąc znowu ugranatowiony gadżet w dłoń i podnosząc sę na nogi. - A zaraz Angie, a dla mnie coś zostało? - zapytał ją czujnie rzucając żurawia na niesione przez nastolatkę menażki i miski oraz wnętrze rondelka.

- Chcesz jeszcze jeść? - blondynka zatrzymała się, odwracając się frontem do wujka. To chciał jeść czy dzielić się tą duszą? Dwie opjce były bardzo ciekawe i Angie nie wiedziała co na jego miejscu wybrałaby jako pierwsze. No chyba, że batoniki.
- Daj miskę, nałożę ci - odstawiła talerze chwiliowo na ziemie.

Vex podniosła się i przeszła do swoich juków. Trzeba było pochować rzeczy, które wyjęła przy poszukiwaniach.
- Angie może załóż jeszcze koszulkę na ten stanik. - Powiedziała już spokojniejszym głosem.

- Ale dlaczego? - zdziwiła się, zezując na dół - Jest ładny i różowy. Widziałeś wujku jaki stanik dostałam?! - wylała z siebie morze entuzjazmu, rzucając uśmiechem prosto w opiekuna.

- Bardzo ładny. - pokiwał głową wujek patrząc na różowy kawałek materiału na szczupłym torsie nastolatki. - Ale Vex ma rację. Załóż koszulkę z powrotem. Stanik to bielizna. Nosi się ją pod resztą ubrania. Zazwyczaj. - powiedział kładąc dysk z doczepionym jakimś drutem granatem na blacie biurka. Potem bystro popatrzył na dwie porcje w dwóch naczyniach naszykowanych przez Angie. Wybrał jedną z nich i podniósł głowę na nastolatkę. - Tą zanieś rodzeństwu. Są rodzeństwem to się pewnie jakoś podzielą. I zawołaj ich tutaj. Chciałbym im coś pokazać. - powiedział i usiadł na blacie biurka biorąc menażkę ciepłego jedzenia do ręki.

- No dobrze - blondynka westchnęła i posłusznie nałożyła ubranie z nietoperkiem tam gdzie jego miejsce, czyli gryzącymi szwami pod pachy i na plecy. Zerkała to na wujka to na Vex, czasem uciekając oczami do futerek. - A czy mogę też iść z jedzeniem… na dół?

- Chyba taki był plan. - Vex uśmiechnęła się chowając ostatnie sztuki bielizny. Po chwili namysłu wydobyła jeden z batonów, które wywęszyła Angie i pomachała nim do nastolatki - Deser?

Wystarczyło że folijka zaszeleściła, a dziewczyna zastrzygła czujnie uszami, obracając głowę w kierunku hałasu. Wciągnęła z sykiem powietrze jak gończy pies i skoczyła z zamiarem staranowania miłej Vex. Batonik! Kolejny! Zatrzymała się jednak o krok i wyciągnęła rękę.
- Poproszę - powiedziała to co wujek mówił, żeby mówić jak ktoś czymś częstuje.

Vex podała Angie batona.
- Zmykaj zanim wujek zaprotestuje z tym dawaniem jedzenia. - Powiedziała uśmiechając się i zamknęła juk.

- No tak - pokiwała głową, odpakowując sreberko i pakując batonika do buzi. Wujek jeszcze nie mówił nie, ale mógł sobie lada chwila przypomnieć, że nie lubi pana z obrazkami i tyle by było z jego dokarmiania i pilnowania i pewnie by kazał jej siedzieć przy ognisku do samego rana, co samo w sobie złe nie było, bo tu spały futerka… no ale obiecała. Dlatego przeskoczyła nad ogniem, biegnąc prosto na blondynka, ale jego też nie staranowała bo miał jedzenie w ręku i mógł jej rozsypać a szkoda, skoro był głodny to powinien jeść. Żeby mieć siłę i pełen brzuch. Angie lubiła mieć pełny brzuch i nie zamierzała nikomu odmawiać tego uczucia… nawet knui. Uwiesiła się na chwilę blondynowi na szyi, wyciągając wcześniej deser żeby móc mu wyszeptać dwa słowa do ucha i pocałować w policzek. Potem szybko odskoczyła, chwytając talerz dla Mewy i Patyka. Zakręciła się też za koalicją dla Rogera, żeby i on miał pełen brzuch.

Wujek jak usiadł na blacie biurka to nie wydawał się już aż tak strasznie wysoki. Zaczął wcinać potrawkę zezując na kotkę która zaraz zmaterializowała się przy jego kolanie ze wzrokiem hipnotycznie utkwionym w jego menażce. Rozbawiony tym najemnik pstryknął palcam obserwując jak zwierzątko na chwile oderwało wzrok od menażki by spojrzeć wyżej. Ale tylko na chwilę. Sam przeżuwał jedzenie jedząc całkiem szybko i przysłuchując się rozmowie blondynki z brunetką. Uśmiechnął się widząc scenę z przekazaniem batonika i pokiwał głową. Rzucił kawałek papki kotce a ta zaraz zaczęła wcinać przerywając łaszenie się do jego kolana.

Wujek wydawał się jednak znów zaskoczony gdy nastolatka rzuciła mu się na szyję i wyszeptała swoje. Ale przycisnął ją do siebie wciąż trzymając swoją menażkę i niezbędnik w dłoniach i pokiwał głową. - Ja ciebie też Angie. - powiedział cicho wciąż trzymając ją mocno w uścisku. Szczupła nastolatka przy jego gabarytach, wydawała się tonąć w jego uścisku. W końcu ją puścił i gdy wychodziła odezwał się już normalnie. - Poproś ich tu Angie. I przyjdź zaraz. - powiedział do jej pleców.

- Dobrze wujku - westchnęła, biorąc jeden talerz i na razie dając na wstrzymanie z pytaniami o dokarmianie panów z obrazkami. Uważając żeby nie wylać wyszła na poszukiwania Mewy i Patyka.

Vex obeszła biurko i stanęła przed wujaszkiem, krzyżując ręce na piersi.
- Po co ci tutaj wszyscy? - Spytała uśmiechając się. Musiała przyznać, że była lekko rozczarowana, ale Sam nie musiał o tym wiedzieć. Spodnie od siedzenia przy ogniu zdążyły wyschnąć i teraz z pełnym brzuchem było jej nawet dobrze.

- A chciałbym mieć chociaż na tą noc spokój w załodze. - odpowiedział wujek dalej wcinając potrawkę jaką uszykowała Angie. Po chwili wróciła cała trójka z sąsiedniego pokoju. Rodzeństwo przyprowadzone przez nastolatkę patrzyło się pytająco na tych co byli w pokoju. - Okey, wszyscy są. Dobrze. - pokiwał głową Pazur odkładając niezbędnik do menażki. - Nie wiem co komu tutaj chodzi po głowie. Ale ja chciałbym mieć spokój tej nocy. Myślę, że wystarczająco wiele ciekawych rzeczy dzieje się na zewnątrz byśmy szukali atrakcji w naszym własnym gronie. Więc. - powiedział i sięgnął po leżący obok jego uda dysk z przymocowanym granatem i wyciągnął go wysoko w górę by był widoczny dla każdego. Większość grupki zareagowała sapnięciem lub nerwowym spojrzeniem widząc granat tak blisko siebie. I to granat umocowany do tego bezcennego zdawałoby się gambla. - No. Tu jest winowajca i prowodyr. Jak ktoś by miał głupie pomysły na noc. No tami widzicie czym to grozi. - najemnik opuścił rękę ale jeszcze nadal trzymał połączone drutem przedmioty w dłoni. Patrzył głównie na Melody i Mewę. Jedna stała z bratem po jego jednej stronie przy drzwiach a druga po drugiej stronie, bliżej okna przy ognisku. Obie zareagowały nerwowym, nieco spłoszonym zestawem min i spojrzeń ale żadna się nie odezwała. - No. I w sumie tyle chciałem wam powiedzieć. Jak ktoś z was chce coś powiedzieć mi to niech mówi. - dodał najemnik odkładajac z powrotem dysk obok siebie i biorąc w wolną już dłoń niezbędnik.

Vex wzruszyła ramionami i chwyciła koc jaki wcześniej wyjęła z bagażu. Przeszła z nim w stronę kąta z kotami i zaczęła szykować sobie miejsce do spania. To nie jej zabawa.

Angela pracowała intensywnie szczękami i patrzyła na bombkę hukowo-światełkową. Taką co uspokajała i robiła dzwonki w uszach. Dobry alarm, wujek był madry i zapobiegawczy.
- To mogę iść z jedzeniem na dół? - spytała kiedy już przełknęła. Patrzyła przy tym na wujka wyczekująco. - No… obiecałam że przyjdę i popilnuję. A ty miałeś sie podzielić duszą z Vex, to ten… ja sobie pójdę, dobrze?

Rodzeństwo nie wydawało się zbyt zainteresowane rozmową bo popatrzyli, pokiwali głowami i wrócili do swojego pokoju. Sytuacja wydawała się spokojniejsza. Wujek popatrzył na podopieczną. - Możesz iść z jedzeniem na dół. - zgodził się patrząc na trzymaną przez dziewczynę menażkę. - Ale może pójdziecie tam obie? - zapytał patrząc na siedzącą przy ognisku Melody. - Mel ma to co widzisz. Trzeba by jej zorganizować coś do spania. Roger pewnie coś ma w swoim samochodzie. No i zna Rogera. Może więc razem się dogadacie. - powiedział patrząc na nastolatkę a trochę na siedzącą przy ognisku kobietę. Ta wzruszyła ramionami i wykonała nieokreślony ruch głową więc jawnego braku zgody nie wykazywała.

Blondynka nie wyglądała za zachwyconą tym pomysłem. Stała i gapiła się spod byka to na wujka, to na knuję. Co ją obchodziło że nie ma w czym spać? To był jej problem, nie ich.
- Może iść spać do piwnicy - zparoponowała całkowicie poważnie, stukając kciukami o miskę, ale potem jej spojrzenie padło na Vex. No tak… jak się mieli łączyć doszami to knuja nie była im do tego potrzebna i jeszcze znając ją to by przeszkadzała.
- No dobrze, niech idzie - westchnęła boleśnie, dając znać okolicy jak bardzo się poświęca i jest z tego powodu nieszczęśliwa. Machnęła brodą na wyjście i wlepiła wzrok w niemiłą panią - Ale idzie pierwsza. - przy odrobinie szczęścia może znajdzie się jakiś zasadzkujący potwór i ją zje, albo sie potknie na schodach, albo utopi w złej wodzie, albo wywróci na wertepach i skręci kark… może jeszcze mogło być tak pięknie.

Vex odprowadziła dziewczyny wzrokiem i spojrzała na dojadającego swoją porcję Sama. Była ciekawa czy rzeczywiście chciałby ją przelecieć czy tylko powiedział to by Angie było miło. Wstała od ułożonego koca, na który odrazu wgramoliły się dwa kociaki. Widziała jak wujaszek zabiera się za wyciąganie posłań dla siebie i Angie. Stojąc za nim zdjęła przemoczone buty i zsunęła spodnie, które wciąż miały wilgotne nogawki. Ułożyła je obok przeszukującego plecak Sama, po czym objęła go od tyłu.
- To co Sam... - Szepnęła cicho i wsunęła dłonie pod jego koszulkę. - … Jesteśmy grzeczni i idziemy spać, czy masz na mnie ochotę?
 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 12-08-2017 o 11:56.
Aiko jest offline  
Stary 11-08-2017, 11:00   #70
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Angie i knuja i pan z obrazkami na obrazkach i zła czarność i woda

- A co? Boisz się, że cię zepchnę ze schodów i powiem, że to wypadek? - zapytała kurierka wstając od ogniska i biorąc płonącą nogę od krzesła która mogła służyć i jako pałka i jako pochodnia. Ruszyła jednak przez pomieszczenie na zewnątrz. Tam skręciła jednak w korytarz w przeciwną stronę niż na schody i na chwilę weszła do pomieszczenia gdzie wcześniej siedział osowiały Roger nim się nie ocknął a Melody o mało szlag nie trafił ii wyszła. Wróciła na korytarz dźwigając znowu kankę z samochodu Rogera. Potem ruszyła korytarzem kierując się ku schodom i oświetlając sobie drogę stołową pochodnią.

- Tupiesz i sapiesz jak zganiany wół. Jesteś tak gruba i niezdarna, że jak się potkniesz wolę żebyś zleciała sama, a nie marnowała jedzenie. - Angela wzruszyła ramionami zachowując dwa kroki odległości w drodze w dół - I tak już zmarnowałaś. Wystarczy. To dla Rogera.

- No z ciebie jest sama kochana słodycz.
- burknęła brunetka schodząc po schodach a wraz z nią wędrował promień światła z pochodni. Na dole parter wciąż wyglądał jak poprzednio czyli mokra podłoga błyszczała w świetle wilgocią a poza kręgiem światła czaił się mrok. Prostokąt drzwi jako fragment mniej czarnej ciemności. Obydwie kobiety doszły do drzwi wejściowych i zobaczyły zaparkowaną, nieruchomą furgonetkę. Znowu trzeba było zanurzyć się w chłodnej wodzie po połowę łydki by dostać się do pojazdu. W końcu trzasnęły boczne drzwi i ukazało się wnętrze pojazdu. Było rozświetlone ciepłym blaskiem świec i w pierwszej chwili po otwarciu ich zapach był dominujący. Wewnątrz siedział Roger. Wciąż był w samych spodniach w tors z przodu był pomalowany na biało. Za to na twarzy pojawiły się wzory formujące się w rysy nagiej czaszki. Na torsie miał za to wymalowane jakieś inne wzory. Tylko ramiona miał niepomalowane choć jego tatuaże ładnie się wkomponowały w ten zestaw.

- O Boże. - szepnęła cicho Melody patrząc na ten wizerunek medytującego mężczyzny. Wydawała się trochę przejęta a trochę jakby nie dowierzała w to co widzi. Postawiła kankę na podłogę vana obserwując Rogera.

- Nie boże. Roger - blondynka poprawiła cicho, patrząc szeroko otwartymi oczami na pana z obrazkami, a z jej gardła wydobyło się pełne zachwytu westchnienie.
- Łaaaał… - w świetle światełek obserwowała jak tańczące cienie kładą się dodatkową warstwą na obrazkach namalowanych na obrazkach. Wyglądało że śpi na siedząco, bo się nie ruszał, ani nie mówił i miał zamknięte oczy, ale nie chrapał. Może on z tych niechrapiących? Czy to była ta cała medytacja? Wyglądała super!

- Z czego się szczerzysz? Wymalował się w barwy wojenne. Będzie zabijał. - pokręciła głową brunetka będąc wyraźnie temu niechętna. Weszła do środka i przecisnęła się z kanką do środka. Zaczęła zgrzytać mechanizmami krzesła coś tam zmieniając i przestawiając. Chyba mościła sobie miejsce na noc. Choć nie było to jakoś specjalnie dyskretne to Roger jednak nie zwracał na swoich gości uwagi.

- No wiem że będzie zabijał. Mówił o tym, że teraz wojna, a na wojnie się robi trupy. Dużo trupów - Angie wzruszyła ramionami ciągle nie zmieniając obiektu zainteresowania. Też chciałaby takie malowane farbkami obrazki! No ale na razie miała ćmę i też było fajnie. Wskoczyła lekko do bryka i rozejrzała się dookoła. Mało miejsca, dużo świeczek. W końcu postawiła talerz przed panem z obrazkami i kucnęła obok, przyglądając mu się z bliska. Pierś mu się unosiła, oddychał normalnie i był ciepły, czyli wszystko w porządku - A ty czego się boisz? Robienia trupów? Jak w przyrodzie, jedne żyjątka trupią drugie żeby przeżyć. Odwieczny cykl.

- Boję się tych którym on te trupy zrobi.
- burknęła zniechęcona kurierka kończąc moszczenie sobie siedzenia. - No i że coś jemu się stanie też. - dodała ciszej. Znalazła gdzieś chyba jakąś kurtkę czy narzutę bo wzięła ją na siebie. Potem pochyliła się by zdjąć buty. - Nie będzie teraz jadł. Post go obowiązuje do świtu. Chcesz to mu zostaw. - powiedziała gdy drugi but pacnął o podłogę. Wstała i zaczęła rozpinać sobie spodnie balansując w dość niewygodnej dla siebie pozycji.

Blondynka parsknęła rozbawiona. Knuja się martwiła o coś poza własnym tyłkiem, jasne. A Angie nie lubiła cukierków.
- Po co masz broń? - pokręciła głową - Przyjdzie dużo to uciekasz i się chowasz. Trupisz z zaskoczenia, po kolei. Strzelasz w korpus tripletem jak nie masz lunetki, a jak masz lunetkę to łatwiej. Jedna kula w głowę i następny i potem następny i następny. Zmieniasz miejsca, poruszasz się w cieniu. Trzymasz dystans, męczysz. Mylisz ślady i polujesz. Kiedy wróg śpi, albo odpoczywa. Znaczy próbuje. Nie dajesz mu złapać oddechu. Robisz pułapki i w nie wprowadzasz. Wykorzystujesz teren, gruzy, duże kamienie i osuwiska. Ruchome piaski. Jak się w takich zakopią po szyję to dobijasz. Przez miękkie pod brodą do czaszki. Ale to trzeba długiego noża - poklepała odruchowo dziadkowego “Misia” - Nic trudnego.

- Nie dla niego jak się tak wymalował.
- Melody pokręciła głową i siadła na siedzenie by do końca zdjąć spodnie. W półmrokach bijących od świec na kufrze jej nogi jawiły się jako jaśniejsze pasy. - A broń mam by mieć. Czasem wystarczy, że ją masz i reszta widzi, że ją masz. - powiedziała układając spodnie na desce rozdzielczej. Potem odwróciła się do kufra i ze swojej perspektywy pewnie widziała tył głowy i pleców siedzącego Rogera. - Ja pierdolę. - mruknęła z niedowierzaniem kręcąc głową. - Nie wydolę tego na trzeźwo. - machnęła ręką i Angie usłyszała jak się schyla i odkręca kankę.

To robiło się dziwne i nie podobało się Angeli nic a nic. Jak można było nie umieć broni? To jak knuja radziła sobie z potworami? I zasadzkującymi, złymi jak ona ludziami? Na przykład z Nowego Jorku?
- Co, ty też nie miałaś dziadka żeby pokazał i uczył? - spytała chociaż chyba nie chciała znać odpowiedzi. - I nie pij, nie będę jeszcze ciebie pilnować. Jest zła woda, mokro. Zwierzęta się boją, uciekają. Panikują i mogę być groźne. Albo potwory zasadzkować. Jak… jak to wyglądało jak z Tess to będzie ci potrzebna broń i oko i dużo kul - przekręciła się, patrząc na ciało - Coś z nią nie tak… to przez dzień potwora? Zabili ją trzy razy, a ona nadal… była niemiła i chciała im zrobić krzywdę.

- Nie wiem. Pewnie słabo strzelali.
- odpowiedziała brunetka przechylając nakrętkokubek do ust. Odstawiła go na deskę rozdzielczą i sama podkuliła nogi na krześle by móc otulać się tą narzutą czy kocem. - I nie miałam dziadka. Starych też nie. Zresztą co cię to obchodzi? - kurierka dalej wydawała się być rozdrażniona i niezadowolona. Sięgnęła dłonią po odstawiony dopiero co kubek.

- Widziałam rany, nie strzelali słabo. Ani słabo nie bili łomami. Sama sobie zobacz - machnęła na leżące na podłodze ciało - Nie obchodzi - przyznała szczerze - Wujek mnie obchodzi. I Vex i on - popatrzyła na pana z obrazkami i wzruszyła ramionami - A jak tylko gadasz kłamstwa znowu i nic poza tym to sobie pij i się zapij. Najlepiej na trupa. Ale jak się o niego martwisz to to odłóż. Skoro tu zostajesz to miej na niego oko i na okolicę. Woda nam sprzyja, ciężko się podkraść bo chlupie. Będzie słychać czy coś idzie. Albo ktoś.

- Kłamstwa. -
kobieta pokręciła głową prawie wypluwając słowo powtórzone po blondynce. Upiła znowu łyk i spod koca było jej widać tylko głowę i ramię trzymające kubek. - Nie przemówi ci się do rozumu co? Uparłaś się. - pokręciła głową i dopiła chyba kubek. Popatrzyła jak po odwróceniu ścieka z niego ostatnia kropla. - Śpisz tutaj czy wracasz do domu? - zapytała wciąż wpatrzona w skapującą z krawędzi krople.

- Bo cię nie lubię - Angie warknęła ostro, przekręcając szybko twarz w jej stronę - Knujesz i ci nie wychodzi, to nagle się robisz jak ta pani z obrazków w kościele, co ma takie umęczone oczy i świecące kółko nad głową. Ale samo się to złe nie zrobiło - wstała z kucek i poprawiła koszulkę - Nie rozumiem. Dlaczego nie przyszłaś do wujka i nie porozmawiałaś. Jakbyś przeprosiła i poprosiła żeby ci cosia oddał to by to zrobił. Jest dobry, mądry i dużo rozumie, ale wolałaś iść po krzywdzie. To masz - machnęła ręką - Nie będę tu spać jak ty tu jesteś. Zrób coś w końcu dobrego i popilnuj Rogera. Nie chlej - cofnęła się pod drzwi, raz jeszcze obrzucając wnętrze bryka przelotnym spojrzeniem - W domu też nie będę pewnie spać. Nie… nie chcę przeszkadzać jak wujek i Vex będą się przytulali od środka. Bo to się robi jak nikt nie patrzy. Gdzieś… no gdzieś pójdę. - położyła rękę na klamce.

- Widzisz to co bardzo chcesz zobaczyć. Idź do tego domu czy gdzie tam chcesz i przemyśl sobie kto tu jeszcze tak się wpisuje w tą twoją kościelną stylizację. - prychnęła rozzłoszczona Melody. Odrzuciła ze złością koc i przecisnęła się między siedzeniami by pewnie zamknąć drzwi po wyjściu Angie. - Wydaje ci się, że tyle widzisz a jesteś ślepa! - syknęła ze złością kurierka.

- Ja nie jestem od myślenia tylko wujek - powiedziała z rozbrajającą szczerością, zamierając na progu i mrużąc oczy - Robisz na siłę kłopoty, a kłopoty się eliminuje i powinnam to zrobić. Żeby chronić wujka, ale on nie chciał żebym cię usypiała. Zabronił. Bo już nie jesteśmy na pustyni, a on zna lepiej świat ludziów i jest dobry. Ja nie jestem dobra, dziadek też nie był. Mówił że trzeba wierzyć instynktowi, to wierzę. Ale wujkowi też wierzę to możesz dalej pić i gadać i oddychać. Nie chcę widzieć i znać. Bo ludzie to problemy.

- Ja jestem problemem? Jesteś ślepa.I uparta. No ale słucham. Jakie to problemy twoim zdaniem stwarzam?
- Melody prychnęła znowu ze złością i kucnęła na bosaka rozkładając ramiona i czekając na to co powie nastolatka.

- Jesteś - Angela odprychnęła, ale słowo było za ogólne, więc rozwinęła - Chciałaś zastrzelić wujka, namówić Rogera żeby z nami walczył. Kłócisz się ze wszystkimi, nie umiesz kultury. Przepraszam, proszę, przykro mi, dziękuję zamiast chcę, należy mi się, bo ja, bo mnie… - pokręciła głową - Przyszłaś do baru i to wystarczyło. Nie powinno nas tu już być, mieliśmy odjechać do cioci. Już być w trasie, bo wujek nie ma czasu. Musi wracać do bazy bo będzie renegatem i wyślą za nim takich jak dziadek. Żeby go utrupili… skrzywdzili, a… a ja nie mam tyle pestek, żeby ich strupić. Mogę któregoś przegapić, a wtedy… - zacisnęła mocno pięści i przekrzywiła kark - Wujek ma kotrakta, chce go skończyć. Wtedy będzie wolny, ale na razie nie jest. Ma przysięgę i mundur. On lubi mieć mundur, nie chce być renegatem i nie chce pogoni. Nie chce się chować i uciekać… i umierać. Nie chcę żeby umierał, nie mam już nikogo, tylko jego. Nie mam domu, bo… bo nie mam jak wrócić. I gdzie… i do kogo. On słucha i mówi i… i tyle na niego czekałam, a teraz… tama się spsuła, bo zostaliśmy i utknęliśmy. A mogliśmy już jechać i nic by się nie stało. Jutro bylibyśmy u cioci, a tak… nie wiadomo czy tam dotrzemy, czy wujek zdąży wrócić… ale to nie twoja sprawa. - skrzywiła się, zgrzytając zębami - Utrupię każdego kto będzie chciał mu zrobić krzywdę, a jak przyjdzie z kolegami to ich też strupię. Jeszcze parę magazynków mam. Potem komuś zabiorę… bo musiałaś sie pojawić - popatrzyła na nią spode łba - Masz w oczach swoją krzywdę i koniec. I kto tu jest ślepy?

- Ty jesteś ślepa mała blondyneczko.
- odpowiedziała po chwili Melody wciąż kucając na metalowej podłodze. - Widzisz co chcesz zobaczyć. Bo ktoś, krzyczy i mówisz, że jest niemiły. Że knuje. Rozejrzyj się! - syknęła wskazując głową na dom z którego wyszły. - Nie dostrzegasz niczego innego. Bo jak jest ktoś dla ciebie miły, kupi cię uśmiechem i dobrym słowem i już myślisz, że jest taki fajny i miły. Że nie robi problemów. Nie robi jak mu patrzysz na ręce. Ale skąd wiesz co robi jak się odwrócisz plecami albo zniknie za ścianą? Nie wiesz. - prychnęła z irytacją brunetka. Pokręciła głową i spojrzała gdzieś ponad blond głową w nocne, pochmurne niebo. Wpatrywała się w nie chwilę.
- Jakbyś została w Pendleton to jest o wiele bliżej rzeki niż tutaj. Jak tutaj fala doszła to tam musiała zalać wszystko. Was też by zalało. Ocaleliście bo was tam nie było. Może ktoś też zdołał uciec. Może fala nie zalała całej osady. Ale na pewno wygląda gorzej niż tutaj. To raz co tak masz mi za złe sama nie wiem co. Dwa po wyjściu z promu. Nocowalibyście gdzie? Bo nie u nas. No to drugi raz co to was tak oszukałam bo zabrałam was z dala od rzeki. Przypadkiem. Nie wiedziałam, że tamę szlag trafi właśnie tej nocy. Ale jednak to ja was zabrałam stamtąd. I tak, przystawiłam lufę do twojego wujka potem. Ale dlatego,że mi zabrał mój dysk. Ten dysk NIE JEST jego. Jest MÓJ. A on mi go zabrał. Tak samo jak samochód. Mój samochód. Ja go zdobyłam i czasem pożyczałam go temu Puzzle. Co widzę już pozwoliło mu twierdzić i rozpowiadać, że to jego fura. Więc to nie ja coś wam zabrałam tylko wy mnie. I nie knuję by was zabić czy ograbić. Knuję by odzyskać to co jest moje. - brunetka mówiła z napięciem w głosie momentami cedząc słowa jak z karabinu gdy złość nad nią zdawała się dominować całkowicie. A momentami mówiła cicho choć nadal z wyraźną złością.
- I zresztą to pusta dyskusja. Oddajcie mi mój dysk i macie mnie z głowy. - machnęła ręką po chwili milczenia. - A o twojego wujka bym się nie martwiła. Wygląda na takiego co umie o siebie zadbać. - przez chwilę wyglądała jakby chciała powiedzieć coś jeszcze ale albo zrezygnowała albo jednak nie przyszło jej nic do głowy. - Idź już. Chcę się przespać w spokoju. Jak nie masz co robić to znajdź pojemnik na wodę na rano. - Melody położyła dłoń na klamce czekając aż blondynka odejdzie by mogła zasunąć drzwi.

Angie powoli wysiadła z bryka, a woda w mgnieniu oka przemoczyła jej spodnie do połowy łydek. Knuja był głupia i ślepa i leniwa… i chyba też nie umiała myśleć.
- Nie wiesz co wujek umie, poradzilibyśmy sobie czy to na drodze, czy w miaście przy rzece - westchnęła, wsadzając ręce w kieszenie. Już miała odejść, ale nagle odwróciła się przez ramię - Słyszałam wszystko co mówiłaś Rogerowi jak chciałaś mu zrobić tą laskę. Nie jesteś taka dobra jak wydaje ci się że jesteś. Jego szczęście że się nie zgodził, jest mądry. Byłoby dużo krwi i śmierci. Karaluch - uśmiechnęła się - Nie knuja, karaluch. Taki co wypełza na zgliszcza i żeruje na tym co zostaje. Twój dysk? A nie posterunku? Komu go ukradłaś albo poczekałaś aż ktoś go utrupi i ograbiłaś kości? Chcesz forsy i tyle. Nic więcej. Tej obiecanej przez kontakta. Co się stanie po drodze też nieważne - prychnęła, idąc w kierunku domu - Nie uratowałaś nikogo, psujesz tylko krew. To że te szumy są zepsutą tamą ja powiedziałam wujkowi i Rogerowi. Ostrzegłam. Miałam rację - wzruszyła ramionami - Chcesz mnie napuścić na Mewę, ale i tak wolałabym jej oddać ten dysk niż tobie. A najchętniej go wrzuciła w wodę i tyle. Idź spać i pić, jesteś leniwa i nieprzydatna. Sama sobie szukaj kanek. Wypij wódkę. Dobrze pójdzie to wyzioniesz ducha. Dobranoc - wbiegła cicho po schodach.

- Jesteś ślepa! - krzyknęła za nią rozzłoszczona kobieta i zatrzasnęła drzwi pojazdu.

Blondynka w tym czasie wbiegła na połowę schodów, zaciskając mocno szczęki. Dlaczego te obietnice były takie ciężkie... i te rozkazy. Niemiła sprawa, nie można było robić tego, co się chciało. Jeden trup w tą czy w tamtą, co za różnica? A ile spokoju od razu! Dziadek by się tak nie bawił, tylko z marszu załatwił sprawę. Mewę i Patyka też, dla bezpieczeństwa. Vex była super, to ona i wujek mogli zostać. Wujka przecież kiedyś oszczędził...
- Gruba, brzydka, niedobra knuja - burczała pod nosem idąc do góry, ale nim doszła na sam szczyt zatrzymała się nagle. Gdzie miała iść i do kogo? Wujek i Vex mieli się dzielić duszami, nie chciała im przeszkadzać żeby się nie peszyli, jak wujek kiedy o tym mówiła. Pewnie nie chcieliby żeby patrzyła, bo to taka sprawa na osobności, jak z siedzeniem na kolanach. Nie chciała żeby Vex wyszła na puszczalska, to nie mogła patrzeć, ani tam siedzieć... do futerek też nie mogła iść, bo były przy ognisku razem z tulaczami.
Angie westchnęła, opadły jej ramiona i wbiła wzrok w nadgniłe deski. Roger siedział z knują, a jakby tam poszła to by się pozabijały i wujek by się gniewał. Poza tym Roger medytował, więc jakby spał i nawet nie dało się do niego przytulić. Do knui tym bardziej nie chciała się przytulać, a zrobiło się jej zimno i nieszczęśliwie. Trzęsły się jej ręce, nie ze złości. Pamiętała opowieści dziadka o wojnie. Wojny były takie straszne! Pełne trupów, krwi i strzelania i torturowania co nie miało nic wspólnego z tortami takimi słodkimi - to dziadek też jej wytłumaczył jak była mała. Czarność w kątach zaczęła ją przytłaczać, w oczach stanęły łzy, a usta zadrżały. Doszło do niej że nie wie co ma robić, Mewa i Patyk mieli siebie i pewnie nie spodobałoby się im, że do nich przyszła. Trzymali się na uboczu z jakiegoś powodu. W piwnicy stała zła woda, po ciemku chodzenie po dachu odpadało, a czuła się zmęczona i skoro pan z obrazkami nie był sam, mogła odpocząć... taką miała nadzieję, ale nadzieja nie rozwiązywała jej aktualnego problemu.
- Ws... wstawaj... wstawaj, strana ogromnaja, wstawaj na smiertnyj boj. S faszystskoj siłoj tiomnoju... s proklatoju ordoj. - pociągając nosem zanuciła cicho kołysankę, jaką dziadek śpiewał jej zawsze kiedy nie mogła zasnąć bo bała się potworów - Pust' jarost' błagorodnaja. Wskipajet, kak wałna. Idziot wajna narodnaja, swiaszczennaja wajna - słowa pojawiały się w pamięci, znała je doskonale. Przyświecając sobie światełkiem szła korytarzem, oddalając się od ludziów, hałasów i głosów, a także od ognia i miauczenia. Znalazła pusty, zagracony pokój, równie czarny co reszta domu, ale nie tak mokry jak piwnica.
-Dadim otpor duszytielam. Wsiech płamiennych idiej, nasilnikam, grabitielam,
Muczitielam ludiej.
- mruczała mruczankę, liżąc światełkiem ściany i to co pod nimi. Przy jednej zauważyła stary regał, wysoki i mimo upływu czasu wyglądający na stabilny. Wdrapała się na niego i ułożyła na samej górze płasko, żeby trudniej było ja zauważyć. Schowała światełko i przetarła oczy, które zrobiły się mokre. Może naprawdę byłoby wujkowi lepiej bez niej, mógłby się kolegować z Vex, a Vex była fajna. I normalna. Nie pytała ciągle o wszystko.
- Nie smiejut krylja czornyje. Nad Rodinoj lietat', pola jejo prostornyje, ne smiejet wrag toptat' - nastolatka otuliła się ramionami, ale i tak było jej źle. Brakowało kogoś ciepłego... i kocyka. Kocyka też nie wzięła bo był tam gdzie ognisko. Został jej jeden sprawdzony przyjaciel. Sięgnęła po niego, wyjmując z pochwy. Pod palcami czuła głowę misia i chłód stali. Przytuliła nóż do piersi i zamknęła oczy. Nie pierwszy i ostatni raz spała sama, powinna się zacząć przyzwyczajać.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.

Ostatnio edytowane przez Czarna : 11-08-2017 o 11:02.
Czarna jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:14.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172