Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-08-2017, 00:33   #147
Lunatyczka
 
Lunatyczka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputację
Jechała do Argentyny z dusza na ramieniu, nie widząc co zostanie na miejscu. Ostatnie o co podejrzewała Davida, to posiadanie kobiety na boku, zwyczajnie nie miałby na nią czasu, ale bała się, że w związku z pracą dzieje się, coś o czym jej nie powiedział. Jednak kiedy zobaczyła jego zmęczony wzrok i stertę papierów, z kubkiem zimnej kawy wieńczącej tę papierową wieżę, wszystkie wątpliwości i lęki, które próbowały nią zawładnąć w drodze powrotnej z Meksyku uleciały gdzieś. Miał dużo pracy, koszmarnie dużo pracy, dlatego po czułym powitaniu Jack zarządziła ewakuację, do domu w trybie natychmiastowym. Nawet poczuła się winna, bo prosiła Jacka, by nie informował Davida o jej powrocie, by ten nie zarzucił jej robotę, teraz jednak, widząc, jak jej pomoc była dla Jakiro niezbędna nie czuła się dobrze z podjętymi w Ameryce Północnej decyzjami. Mimo to postanowiła nie zaprzątać sobie tym głowy wynagrodzić jej nieobecność Davidowi w domu, kiedy już będą sami.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=0-SKjt06TOs[/MEDIA]
W tej chwili, już nawet nie pamiętała, kiedy to było, kilka miesięcy zleciało jak z bicza strzelił i teraz role się odwróciły, to David musiał wynagradzać swoją nieobecność Jack. Miało go nie być jeszcze tylko trzy dni, już połowa była za nimi. Przez te cztery dni Dove odczuła na swoich barkach ciężar Ameryki Południowej i naprawdę nie rozumiała dlaczego David się na to zgodził. Ona, tak naprawdę nie miałą wyboru, bo ulegała Jakiro, a i jego prośba była prawie rozkazem, więc Jack nie miała wiele do powiedzenia, ale David? Kogo ona próbowała oszukać, on też nie miał wyboru, jeśli dostajesz propozycję zostanie Nadzorcą jednego z siedmiu kontynentów nie odmawiasz. Ruda przeczesała, stanowczo za krótkie, rude włosy i miała wstawać od swojego biurka, by nalać sobie czegoś, co nazywała kawą, kiedy blond głowa Beckett wychynęła zza drzwi. Jack przyglądała się jej badawczym spojrzeniem, rozsiadając się w obrotowym fotelu i zupełnie rezygnując z napitku. Wysłuchała Pani informatyk uważnie i wcale nie uważała jej za kogoś nadgorliwego, czy za panikarę, co więcej uważała, że nowozelandka podjęła słuszną decyzję przychodząc z tym do niej.
- Siadaj - wskazała kanapę, stojącą przy niskim stoliku do kawy, samej podnosząc się zza biurka. Po rewelacjach jakie przyniosła jej Beckett, Jack stwierdziła, że kofeina jest bardzo potrzebna w jej życiu, już teraz, natychmiast. Dlatego też, nawet nie pytając blondynki o zdanie nalała kawy, do dwóch filiżanek - w końcu po kilku miesiącach proszenia o porządną zastawę i zlikwidowanie kubków jednorazowych z jej gabinetu doczekała się spełnienia swojej prośby. Wzięła dzbanek z mlekiem i cukiernice, ustawiwszy to wszystko na tacy nadzorczyni światła podeszła do stolika, na który zestawiła kawy dla pań i dodatki. Na razie milcząc, rozważając, wiadomośc, z którą przyszła do niej Beckett, dopełniła, w połowie pustą filiżankę kawy mlekiem, dosypała cukru, zamieszała i dopiero wówczas usiadła w fotelu. Zatopiła się w oparciu, jakby były ramionami jej najlepszego przyjaciela i na dwa oddechy przymknęła oczy. Wypuściła powietrze z cichym świstem i obdarzyła Beckett trochę zmęczonym, ale wciąż bystrym spojrzeniem, by po ocenieniu sylwetki kobiety wzrokiem odezwać się, przerywając ciszę.
- Komuś jeszcze o tym powiedziałaś? Czy przyszłaś prosto do mnie?
Blondynka energicznie pokręciła przecząco głową.
- Dobrze. Niech na razie tak zostanie. - upiła kawy wyraźnie się nad czymś zastanawiając.
- Możesz jakoś sprawdzić czy takie coś miało już miejsce w przeszłości?
Isobel ponownie pokręciła głową.
- Niestety nie, to tylko rejestruje pracę serwerów w czasie rzeczywistym, więc nie jestem w stanie zdobyć danych z czasu przed pierwszym uruchomieniem programu - odparła Beckett starając się wyjaśnić na czym polega problem.
- Czyli musimy czekać, aż zadziała znowu? -ruda nie brzmiała na zadowoloną.
- Jesteś w stanie napisać program, który nie tylko da nam znać, że coś się dzieje, Ale też skąd dokąd przesyłane są dane?
- Raczej tak... Nie mogę się cofnąć w czasie. W każdym razie musiałabym złapac ten przesył na gorącym uczynku, wtedy bym odczytała kto to robi. Ale na to trzeba poczekać... Mogłabym spróbować wyśledzić z którego komputera to poszło, ale to wymagałoby sprawdzenia każdego komputera i urządzenia mobilnego jakie ma dostęp do serwera… - dodała jeszcze w zamyśleniu Isa.
Jack pokonała głową zamyślona. Upiła kawy po czym odstawiła filiżankę na spodek.
- Zostaniemy dzisiaj po godzinach, Ty i ja. Dostaniesz dostęp do komputerów w biurze. Sprawdzimy chociaż to. To jakiś początek, prawda? - tonący brzytwy się chwyta mawiają, a Jack chwyciłaby się i niewielkiej żyletki w tej sytuacji.
- Oh… - Beckett zrobiła duże oczy, wyraźnie zaskoczona decyzją Dove. Dopiero po chwili blondynka zebrała się w sobie i pokiwała energicznie głową. - Dobrze, oczywiście.
- Nie jesteś paranoiczką - powiedziała wzruszające ramionami i tymi słowami próbując uspokoić Beckett - powiedzmy, że mam pewne podstawy by nie zignorować tego co mi powiedziałaś i bardzo duże chęci odwiedzenia się kto za tym stoi. To pozostanie między nami, zgoda? - modre oczy prześwietlały panią informatyk .
- Jasne - odparła Isa uśmiechając się blado. - Mam nadzieję, że to po prostu ktoś sobie tylko pornosy ściąga - zaśmiała się nerwowo, najwyraźniej martwiąc się czy nie wszczyna niepotrzebnie zamętu.
- Jeśli tak, to o sprawie wiemy tylko my więc nic wielkiego się nie stanie. Ja nie powiem jeśli Ty nie powiesz - mruknęła do niej i uśmiechnęła się, choć wcale nie było jej do śmiechu.
- Jednak wolałabym być pewna… Mam nadzieję że nie psuje Ci jakiś planów tymi niespodziewanym nadgodzinami? - psycholog na chwilę chciała zmienić temat by Beckett przestała tak bardzo się stresować.
- W planach miałam tylko pograć w Battlefielda, więc wiele nie stracę - wzruszyła ramionami Beckett.
- To super - posłała jej ciepły uśmiech - wyrwę się wcześniej i pojadę po psa, przy okazji zajdę nam po jakiś obiad. Powiedz na co tylko masz ochotę i do popołudnia pracuj jak gdyby nigdy nic, zgoda?
- Może być chińszczyzna. Ona przynajmniej smakuje tak samo jak w Anglii - odpowiedziała Isa, przeczesując włosy palcami. - To ja wracam do siebie… - dodała.
- Widzimy się po pracy, możesz wchodzić bez pukania - najwyraźniej Jack uznała, że wszystko co musiało zostało powiedziane i nie było sensu dłużej prowadzić tej dyskusji i tylko wzbudzać podejrzenia gdyby ktoś postanowił obserwować jej gabinet.

[MEDIA]http://t4.ftcdn.net/jpg/01/20/43/49/240_F_120434929_uJmiudEaXp43ykvHt4Cep6MIEeZ1FFkz.j pg[/MEDIA]

Wieczór nadszedł szybko. Biuro się zluzowało i zostali tylko pracownicy pełniący nocną zmianę. Jeden z nich czuwał przy telefonie alarmowym, a pozostali poszli po prostu spać.
Beckett miała wolną rękę i szybko wzięła się za robotę. Siadała od komputera do komputera i czyniła swoją magię. Tak naprawdę to zmodyfikowała jedną ze swoich wcześnijszych aplikacji i po prostu wgrywała ją po kolei na każdy komputer. Po czterech godzinach chodził prawie cały sprzęt w bazie i wystarczyło poczekać.
Wyniki Isa miała już po północy. Usiadły we dwie w biurze Chezy.

- Wygląda na to, że pudło. To musiała być jakaś mobilna jednostka - mruknęła Beckett po wstępnym przeglądnęciu raportów z pracy aplikacji. - Może rzeczywiście jakiś smartfon.
- Hmmm.. Wbrew pozorom to dobra wiadomość, znaczy, że główna baza jest bezpieczna - ruda mruknęła, przecierając zmęczone oczy dłonią. Usiadła przed swoim biurkiem i odpaliła laptopa służbowego, logując się do wewnętrznej sieci. Miała już nowy plan i gdyby to było możliwe można by dostrzec parę lecącą z jej uszu, kiedy przestawiła trybiki umysłu na największe obroty - W bazie powinny być dane pracowników, wraz ze spisem sprzętu jaki otrzymali. Wszystko trzeba pokwitować i tak dalej.. Zaraz wydrukuję listę i będzie można ją prześledzić - stwierdziła szukając odpowiednich danych w bazie placówki Światła w Buenos Aires.
Kilkaminut później obie z nich miały swoją kopię listy. Każdy z pracowników terenowych miał służbowy telefon, najwyżsi stopniem nawet dwa. Jeden służbowy do użytku codziennego i drugi, który mial być zawsze włączony. I jego odbieranie było obowiązkowe, choćby ktoś był w trakcie własnego ślubu. Dotyczyło to wszakże tylko Obdarzonych najwyższego stopnia, czyli w Buenos byli to Cheza i Jakiro. Reszta miała po jednym telefonie i oni mogli sobie pozwolić na prawdziwy urlop. David i Jack niestety nie.
- Posiedzimy tu do rana - Cheza przewróciła oczami patrząc na niekończącą się listę nazwisk i modeli sprzętu dopisanych do każdej z osób - musimy wykreślić z nich sprzęt, który na pewno nie pociągnąłby takiej aplikacji, co powinno zawęzić nam krąg poszukiwań. - mruknęła, rzucając w kierunku Beckett różowy zakreślacz - łap - dodała, patrząc jak flamaster leci w kierunku informatyk, po czym sama złapała za jeden - Kiedy dokładnie to się wydarzyło ostatnio?Wydrukuję jeszcze listę osób, które były na urlopie, lub miały zmiany w innej godzinie, by je również wykreślić.
- Hmm… - spojrzała na ekran swojego laptopa, postukała palcem w touchpad i odpowiedziała. - Cztery... Teraz już pięć dni temu. Była siedemnasta trzynaście.
- Czyli jeszcze normalne godziny pracy - przytaknęła i otworzyła dokument z grafikami pracowników i ich zaplanowanymi urlopami oraz zgłoszonymi L4 - Będę czytać nazwiska nieobecnych tego dnia, a ty wykreślaj, ok? - popatrzyła znad laptopa na blondynkę, starając się nie okazać zdenerwowania. Działanie odciągało ją od nieprzyjemnych myśli o tym, że Jakiro był wówczas w pracy, choć nie miała powodów podejrzewać go o cokolwiek, to jednak niepewność wkradła się w jej myśli. Liczyła, że jego nieobecność skreśli go od razu, ale niestety nie było o tym mowy, on też będzie musiał być sprawdzony.
Po kilkunastu minutach lista ograniczyła się do równych dwudziestu nazwisk. Była tam zarówno Dove jak i Lovan, Beckett wtedy w pracy już nie było. Wśród pozostałych nie było Obdarzonych, tylko ludzie z SPdO.
- Mój telefon, a raczej telefony możesz sprawdzić od razu - Jack stwierdziła przeglądając ostatnie nazwiska, które nie zostały zakreślone przez żadną z nich. Jednego smartfona, tego, którego używała na co dzień wyciągnęła z torebki, drugiego wzięła z biurka. Położyła je na niskim stoliku do kawy przed informatyk i usiadła ciężko w fotelu naprzeciw Beckett. - [/i]Miejmy to z głowy.[/i]

[MEDIA]http://www.tabloidhp.net/wp-content/uploads/2014/09/Harga-Samsung-Galaxy-Note-Edge-Phablet-Keren-Dua-Layar.jpg[/MEDIA]

Isobel chwilę wpatrywała się w zawahaniu na urządzenia które podała jej Dove, wyglądała na niezecydowaną, ale się przełała i sięgnęła po telefony. Podpięła pierwszy do laptopa i zaczęła sprawdzać.
- Czysty - odezwała się Beckett po kwadransie z czymś jakby ulgą w głosie. Nie czekając na reakcję Jack, Isa zabrała się za drugi telefon. Ponownie w skupieniu przyglądała się jak jej program działa. Aż w końcu odetchnęła z wyraźną ulgą. - Czysty - powiedziała blondynka i z lekkim uśmiechem spojrzała na Dove.
- Dzięki - stwierdziła Dove, zabierając urządzenia i od razu wrzuciła je do torebki. - Jutro, będę musiała wezwać wszystkich z tej listy i poprosić o ich sprzęt, ich reakcja na tę prośbę również powie mi wiele, jedyne do czyjego urządzenia nie będę miała dostępu, a przynajmniej nie jutro, to szef - Jack przetarła twarz, bo sama myśl rozmowy o tym z Davidem napawała ją strachem - ale załatwię to, jak tylko wróci z wyjazdu. - westchnęła i odchyliła głowę opierając ją o oparcie fotela - Dziękuję Ci za dzisiaj, naprawdę - powiedziała szczerze z cichym westchnieniem, bo wspomnienia Beckett wciąż żyły w głowie Chezy.
- To był długi dzień... - westchnęła Beckett. - Lecę złapać trochę snu - spakowała swojego laptopa. - Może jutro uda się to wyjaśnić…
- Też mam taką nadzieję - mruknęła, na razie starając się nie myśleć o tym co będzie jeśli jedynym niesprawdzonym pozostanie David, a one nie będa iały winnego - Jedź do do domu, złap te kilka godzin snu, widzimy się rano - mówiąc to podniosła się w fotela, sama zaczynając pakować rzeczy, które musiała zabrać do domu.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=Isi2MekwQXU[/MEDIA]

To był za duży stres. Jack miała serdecznie dość i naprawdę z każdym dniem coraz bardziej żałowała, że przyjęła tę posadę. Latarnie rzucające żółte, mdłe światło, ledwo rozjaśniały brudne ulice Buenos Aires. Kierowca, jak zwykle milczący, wiózł ją do domu i nawet przystał na jej prośbę by pojechać dłuższą trasą. Nie chciała wracać do pustego mieszkania, nie kiedy były tam wszystkie jego rzeczy, a nie było go. Nie w tej sytuacji gdy miała irracjonalne wątpliwości, bo przecież tak naprawdę go nie podejrzewała, ale był wśród niesprawdzonych dziewiętnastu osób i procentowa szansa, niby nie była wielka, ale była wystarczająca by Cheza odchodziła od zmysłów. A co jeśli to on, co jeśli ma z tym coś wspólnego? Natrętne pytanie nie chciały jej zostawić i nawet głaskanie Lulu, które zazwyczaj potrafiło ją uspokoić nie pomagało. Jack przyłapała się na tym, że nerwowo spogląda na swój milczący telefon. Powinna do niego zadzwonić, powiedzieć mu co jest grane, ale jeśli miała być profesjonalna, on również nie mógł dowiedzieć się nic, aż do ostatniego momentu. Tym bardziej bolała myśl, że tak naprawdę nie będzie mogła z nim o tym porozmawiać. Przez ostatnie kilka miesięcy, odkąd zamieszkała na innym kontynencie, on był jej wsparciem, przyjacielem, kochaniem i szefem, a teraz, w tej chwili gdy potrzebowała tych wszystkich osób w jednej, nie mogła się do niego odezwać, a przynajmniej nie mogła mu powiedzieć co ją trapi. Obróciła smartphonem w dłoni i otworzyła okienko wiadomości tekstowej. Zza chmur wyglądał zabarwiony złotem księżyc, zupełnie niewzruszony trywialnymi problemami mieszkańców ziemi. Jack spoglądała na niego, oderwawszy wzrok od pustego pola SMSa. Nawet nie wiedziała co miałaby mu napisać, zdawała sobie sprawę, co chciałaby, ale nie była na tyle głupia, by to zrobić. Mimo to czuła, że jeśli nie napisze nic, będzie myślała w kółko o jednym i w końcu się rozklei. Zatrzymali się na czerwonym świetle, a jeden z wieżowców zasłonił złotawy sierp księżyca. Szklana, ciemna sylwetka drapacza chmur niknęła na tle ciemnego, nocnego nieba.

Cytat:
Tęsknie
Ostatecznie wystukała na klawiaturze dotykowej i wysłała wiadomość do Jakiro. Jedno słowo, bogate w treść wystarczyło. Napisała jednocześnie to co chciała by wiedział i to co mogła, nie zdradzając mu nic, na temat tego co działo się w firmie i w głowie Jack. Zaraz potem z listy kontaktów, z którymi wymieniała ostatnio wiadomości wybrała Luckasa i otworzyła konwersację. Kliknęła w nowe, puste okienko i napisała.


Cytat:
Hey, śpisz? Potrzebuję przyjaciela. Teraz.
Wpatrywała się w telefon, sekunda, dwie, trzy.. to ciągnęło się w nieskończoność, przynajmniej w odczuciu będącej na granicy płaczu Jack, która naprawdę broniła się przed daniem upustu swoim nerwom i bezsilności we łzach.

Odpowiedź nadeszła po niecałej minucie.

Cytat:
Napisał Luckas
Gdzie jesteś?
Nie czekając Jack od razu odpisała i wysłała odpowiedź.

Cytat:
Wracam z pracy…
Zawahała się chwilowo, marszcząc brwi, bo to był Luckas, to co chciała napisać nie było najlepszym pomysłem, ale tak naprawdę poza nim, nie miała nikogo w Argentynie. Był on albo puste mieszkanie pełne rzeczy Davida. Dlatego po chwili niepewności dopisała jeszcze kilka słów, nim nacisnęła przycisk wyślij

Cytat:
... ale nie chcę wracać do domu
Cytat:
Napisał Luckas
Zaraz będę, poczekaj pod biurem
- odpowiedź była natychmiastowa.

Jack była już w drodze do domu i nie wiedziała co powinna teraz zrobić, napisać Luckasowi o tym, że nie ma jej już w biurze, czy po prostu tam wrócić i poczekać na niego. Pierwsza opcja zakładała, że to ona zgarnie go gdzieś po drodze, albo spotkają się gdzieś w centrum, druga zaś.. Jack sama nie miała pomysłu co by zrobiła gdyby Luckas przyjechał pod jej biuro, bo o tej godzinie wszystko w okolicy było już zamknięte.

Cytat:
Jestem już w drodze, w centrum. Spotkajmy się gdzieś na mieście, co? Dasz radę?
Cytat:
Napisał ”Luckas”
Ok, to przy naszej knajpce?
Cytat:
Będę tam zaraz
Dove odpisała, upewniając się jeszcze, że David nie odpisał na smsa i schowała telefon do torebki. Jednocześnie też poprosiła kierowcę, o zmianę kierunku jazdy i podała adres pod który teraz chciała się udać.

Tak jak napisała Luckasowi naprawdę potrzebowała w tej chwili przyjaciela. Kogoś komu będzie mogła opowiedzieć, nie wdając się w szczegóły i pomijając kwestię szpiega co się dzieje.. Musiała się wygadać i zrzucić ciężar coraz bardziej przygniatający ją do ziemi. Może jeśli wypowie swoje wątpliwości na głos wydadzą jej się tak bardzo głupie, że z czystym sumieniem wyśmieje samą siebie i zapomni o całej sprawie. Jeśli nie, Jack liczyła na to, że Luckas zachowa się jak przyjaciel i spróbuje jej przemówić do rozumu, nie wpędzając w jeszcze większą paranoję. Mimo świadomości tego, że może panikować bez powodu nie chciała wracać do domu i mówiła to szczerze, dzisiejszej nocy postanowiła wraz z Lulu nie wrócić do mieszkania w którym brakowało Lovana. Nie miała jednak gotowego planu i tutaj liczyła trochę na Luckasa, może i od tej głupoty ją odwiedzie i wyśle ją do jej własnego łóżka. Bo pewna była jednego na pewno nie skończy tego wieczoru w łóżku z Luckasem, był przyjacielem i takim miał pozostać, nawet jeśli on miał nadzieję, na zmianę tego stanu. Bardziej niż pocałunku kochanka potrzebowała uścisku przyjaciela.
 
Lunatyczka jest offline