-Co wiesz na temat kapłana Albrechta? Podejrzewam, że wiesz dlaczego zniknął i to co dziwne w tym samym czasie co ty…- spytał przeor.
Panna Oakenfold zaklęła w duszy, że wspomniała o nim. Wyglądało na to, że nie wiązali jego zniknięcia z nią. Ale skoro już zaczęła to przynajmniej mogła próbować sprawić, by nie został oskarżony o dezercję.
- Był ze mną przez cały ten czas - wyznała. - Zdecydował się wspomóc mnie i razem wyruszyliśmy z Suzail.
-Sir Ludwiku. Proszę wprowadzić pierwszego świadka- nakazał władczym tonem przeor, na co rycerz stanął na baczność i wyszedł z komnaty, by po chwili do niej wrócić z młodym mężczyzną, którego Venora nie mogła z nikim skojarzyć.
-Jak się zwiesz?- spytał przeor.
-Jestem Vasper arcykapłanie- odparł młodzieniec o czarnych, kręconych włosach.
-Co wiadomo ci na temat Albrechta i łączących go stosunków z oskarżoną?- spytał odziany na biało człek.
-Albrecht opowiadał nieraz, że jego serce bije dla lady Venory- odpowiedział chłopak.
-Nie raz?- spytała Marret.
-Tak. Przynajmniej kilka razy wspominał o tej dziewczynie-
-Obowiązuje nas celibat… Nasze serca mogą bić jedynie dla Helma! Jedynie dla świątyni!- zaprotestował Kreigh -Uwiodła go i wykorzystała do swej sprawy- dodał zgryźliwie.
Panna Oakenfold, której lico było zazwyczaj koloru porcelanowej bieli, w mgnieniu oka spłonęła rumieńcem, gdy nagle dotarł do niej prawdziwy powód, dla którego Albrecht rzucił wszystko by ruszyć z nią. Zaczęło też do niej docierać czemu pytał ją o porzucenie drogi rycerza... Mina paladynki, która z każdą chwilą robiła się jeszcze bardziej zaczerwieniona, jasno dawała do zrozumienia, że jest ona tym wyznaniem zaskoczona i onieśmielona,.
- Ja... Nie byłam świadoma jego uczuć co do mnie... - wydusiła z siebie.
-Możesz złożyć przysięgę na miłość do Helma?- spytała Marret, lecz w głos wszedł jej Kreigh
-Jej przysięgi nie są dla mnie zbyt wiele warte, tak jak dla niej rozkazy przełożonych…- burknął.
Venora spoglądała to na Marret to na sir Kreigha, zupełnie nie rozumiejąc czego oni od niej oczekiwali. Spuściła wzrok i zacisnęła mocniej pięści.
- Samo to, że jestem paladynem sprawia, że mówię tylko prawdę - panna Oakenfold czuła się zażenowana, że jej niewątpliwie osobiste sprawy zostały wyciągnięte pod debatę na forum. - Ani razu nie wyjawił mi swoich uczuć jakie rzekomo do mnie czuje - dodała.
-Właśnie! Zbaczamy z tematu. To nijak ma się do sprawy- zauważył Aleksander próbując pomóc Venorze
-W takim razie przesłuchajmy drugiego świadka - wtrącił przeor, na co Ludwik dygnął dworsko i wyszedł na korytarz by po chwili wrócić z młodym mężczyzną, którego dopiero po chwilach Venora skojarzyła z wyprawy do Grumgish.
-Jestem Morgie, syn Martiego- przedstawił się.
-Kim jest dla ciebie oskarżona?- spytał przeor.
-Dowodziła moim oddziałem pod Grumgish, kiedy tępiliśmy hordę goblinów nękających skupisko wiosek na wyżynach, na zachód stąd- opowiedział w krótkich słowach okoliczności poznania rycerki,
-Jak się spisała w tej roli?- spytał jeden z starców, zasilających skład sędziowski. Mężczyzna spojrzał ukradkiem na Venorę, po czym powiódł wzrokiem na podłogę.
-Jest szalona… Posłała nas do boju na wzgórzowego giganta! Jaki dowódca wysyła podwładnych na śmierć?...- spytał nie kryjąc emocji i roztrzęsienia na myśl o tamtych wydarzeniach. Przeor spojrzał na Venorę pytająco, co ma na ten temat do powiedzenia.
Paladynka spojrzała na świadka chłodnym wzrokiem. Wciąż jeszcze była rozkojarzona tym co się dowiedziała o Albrechcie i ciężko jej było skupić myśli, ale przynajmniej to co powiedział zbrojny zadziałało trochę jak kubeł zimnej wody.
- Morgie... Czy jesteś w stanie przytoczyć okoliczności pojawiania się olbrzyma? - zapytała powoli wypowiadając słowa.
-Ja chyba tak… No przyszedł, znaczy pojawił się. No i cisnął kamieniem, czy drzewem… Nie wiem walczyłem wtedy z otaczającymi mnie goblinami…- klepnął się lekko w okaleczoną nogę. Dopiero teraz Venora przypomniała sobie chłopaka, którego po bitwie leczono z powodu ranionego kolana -Niewiele pamiętam z tamtego dnia…- pokręcił głową.
- Czyli skoro niewiele pamiętasz to pewnie nie jesteś w stanie powiedzieć jakie rozkazy padły i kto ruszył do walki z olbrzymem?- pytała dalej.
-Ja… Ja…- mężczyzna pokręcił głową i spojrzał na Venorę -Nie. Nie jestem w stanie…- odpowiedział jej.
Venora przeniosła pewne siebie spojrzenie na komisję.
- Do walki z olbrzymem ruszył będący moim sojusznikiem troll - mówiąc to przyglądała się reakcjom zasiadających przy stole. - Walczył on dzielnie, a gdy zaniemógł to między gigantem, a żołnierzami stanął sir Arthon Oakenfold, w czasie gdy ja pospieszyłam zająć się hersztem goblinów. A gdy Barung został już przeze mnie pojmany to osobiście dołączyłam do boju z olbrzymem. Wspólnie, ze wsparciem łuczników, zabiliśmy giganta - powiedziała dla rozjaśnienia sytuacji i podkreślenia tego, że jej podwładni nie walczyli w bezpośrednim starciu z przerażającym przeciwnikiem. - Co więcej po zakończonej bitwie każdy ranny otrzymał fachową pomoc z rąk Helmity Virga, Ilmateryty Franka oraz moich własnych - Venora znów spojrzała na mężczyznę. - Doskonale pamiętam, że jeden z żołnierzy miał straszliwie zmiażdżoną nogę. Osobiście go uleczyłam - mówiąc to patrzyła Morgie prosto w oczy, a ton jej głosu wyrażał zawód. Zaraz Venora wróciła spojrzeniem na komisję, a konkretnie na sir Glandira, który ze wszystkich zebranych miał najbardziej szczegółowy raport z tamtego dnia. - Inny żołnierz, choć raniony zatrutym ostrzem żyje. A to dlatego, że jeszcze nim ruszyliśmy do Grumgish, już miałam tam sprzymierzeńców, którzy bez wahania udzielili nam wsparcia
__________________ A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny! |