Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-08-2017, 18:00   #261
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
2 Dzień Słonecznego zenitu. Lochy, pod zakonem Helma

Obudził ją strażnik, który zaraz gdy panna Oakenfold usiadła na pryczy, zostawił jej posiłek i jak zwykle bez słowa wyszedł. Jedynie jego współczujące spojrzenie zapewniało paladynkę, że nie jest odosobniona w swej ocenie co do niesprawiedliwości jaka ją spotkała.
Venora jedząc ciepłą owsiankę, rozmyślała nad tym co ją czeka tego dnia. Nie wierzyła w sprawiedliwość osądu przeora, ale jej wiara, że Helm nie pozwoli na pozostawienie jej w lochu była w niej niezmiennie wielka.
Czuła, że przeor może chcieć ją upokorzyć jeszcze bardziej. Zmieszać ją z błotem... A może to tylko jej kolejne czarnowidzenie? Rycerka tęskniła za wolnością, za słońcem, za szumem lasu, za bezkresem błękitnego nieba... Była nader świadoma, że wtrącenie ją na wiele lat do lochu będzie dużo gorsze niż stracenie jej. Śmierci się nie bała, bo była jej już znajoma. To co ją przerażało to samotność i bezradność.

Po posiłku leżała na pryczy, ze wzrokiem wbitym w sufit i rozmyślała o tym co powinna mówić na przesłuchaniu. Była szczerze przekonana o słuszności podjętych przez siebie decyzji, pomimo tego, że przez nie wtrącono ją do lochu.
~ O ile w ogóle da mi dojść do słowa… ~ zmarszczyła brwi. Nienawiść jaką czuła do przeora rosła z każdą kolejną chwilą jaką spędzała w lochu. Zapewniała się w myślach, że nie da mu się podpuścić i jeśli faktycznie będzie to komisja mająca ocenić jej winę, a nie jedynie jego przedstawienie, to racja będzie i tak po jej stronie. I niezależnie od wszystkiego zamierzała prezentować się z dumą i pewnością siebie, nawet gdy nakażą jej założenie kajdan.
Rozmyślania przerwało jej pojawienie się strażnika. Venora zrozumiała, że był już czas. Mężczyzna podał jej przez kraty świeże ubranie i powiedział by się przygotowała, po czym zostawił ją samą. Panna Oakenfold prędko przebrała się i uszykowała by wyjść. Kiedy strażnik znów się pojawił, otworzył jej kraty i polecił by szła przed nim. Rycerka wyszła z celi i ruszyła do wyjścia. Wchodząc po schodach czuła jak serce jej mocno wali w piersi. Szła jednak wyprostowana, pewnym krokiem, a na twarzy miała zaciętą minę. Zupełnie jak wtedy gdy w pełnym skupieniu gotowała się do walki z potworami.

Strażnik spojrzał Venorze prosto w oczy. Miał minę jakby chciał coś powiedzieć, lecz chyba musiał się powstrzymywać. Drugi jednak nie miał zamiaru milczeć i skinął głową Venorze
-Twoja sprawa dzieli ten zakon. Na mądrych i cnych, oraz głupców...- rzekł, otwierając przed nią drzwi na dziedziniec. Światło słońca wpadło do strażnicy oślepiając na krótką chwilę rycerkę.
-Proszę, proszę...- usłyszała znajomy, męski głos -Czyżby sprawiedliwość w końcu zatriumfowała?- kiedy panna Oakenfold przywykła do blasku słońca ujrzała najmniej oczekiwaną osobę sir Ludwika. Rycerz stał z uśmiechem satysfakcji na twarzy, przyglądając się więźniarce.
-Nie uwierzysz komu przypadł zaszczyt doprowadzenia cię do komnaty, gdzie odbędzie się sąd- Mężczyzna odwrócił się na pięcie i ruszył żołnierskim krokiem w kierunku najważniejszego (po wielkiej katedrze) budynku w całym przybytku Helmitów.

-Przeor zdecydował, że skoro nie raczyłaś pojawić się na uczcie, którą ci urządził, to w ramach zadość uczynienia wyprawi Ci sąd w tej komnacie...- sarknął pod nosem śmiejąc się z tego sam do siebie -Na rozprawę został również zaproszony wysłannik królewski, który w imieniu młodego króla, oraz regentki będzie mógł zatwierdzić wyrok- komentował. Dróżka którą szli ciągnęła się pod żywopłotem oddzielającym teren świątyni od pięknego ogrodu, gdzie nowicjusze ciężko pracowali na swe utrzymanie, jeśli nie pochodzili z bogatych rodzin.
Ludwik i idąca kawałek za nim Venora minęli plac ćwiczeń, gdzie do niedawna ona sama wywijała mieczem przeciwko chochołom w starych kolczugach. Venora czuła na sobie wzrok adeptów. Pewnie Ci, którzy ją rozpoznali mieli o niej wyrobione zdanie. Złamanie rozkazu z całą pewnością nie umniejszało jej dokonań i rycerka była niemal pewna, że ci młodzi ludzi trzymają za nią kciuki.

Ludwik wszedł jako pierwszy przez masywne drzwi. Venora złapała za klamkę i spojrzała w błękitne niebo jakby chciała zwrócić na siebie uwagę Helma. Silny wiatr z południa potargał jej włosami. Venora zatrzasnęła za sobą drzwi i znalazła się w wielkim holu. Swe kroki skierowali od razu na schody. Trzeciego piętra Venora nigdy nie zwiedziła. Wiedziała, że trzeba było sobie zasłużyć by tu trafić. Choć ona akurat nie zasługiwała. Ludwik doprowadził ją do wielkich, zdobionych drzwi i otworzył je na oścież.
Rycerka ujrzała ogromną komnatę wysoką jak królewska sala. Pierwszą rzeczą na którą zwróciła uwagę był toporny stół przy którym zasiadało kilka person, oraz ogromne okno, przez które było widać całą dzielnicę portową, odrobinę Górnego Miasta no i wielki kawał wybrzeża. Z sufitu zwisały ogromne żyrandole, a ściany zdobiły liczne skóry i trofea. Venora na próżno wodziła wzrokiem w poszukiwaniu jakiś świętych symboli, czy ogólnej czci dla Helma.

Ludwik zamknął za nią drzwi i stanął obok dwójki ciężkozbrojnych rycerzy, strzegących komnaty. Venora ruszyła w kierunku stołu, skupiając się teraz na osobach przy nim zasiadających.
Pierwszym kogo rozpoznała już z daleka, był Sir Aleksander. Co dziwne kryspina tutaj nie było, choć zapowiadał swoją obecność. Najwyraźniej Przeor wiedział, że obecność starego rycerza w zupełności wystarczy na rozprawie. Miejsce obok zajmowała dwójka starców, w jasnych szatach, następnie sir Kreigh. Panna Oakenfold nie dziwiła się w ogóle tym faktem. Skoro na rozprawie był obecny Aleksander, to musiał również być i Kreigh. No i przynajmniej wiedziała, komu Ludwik zawdzięczał satysfakcję z odprowadzenia jej do komnaty.
Na samym środku, swoje miejsce zajmował przeor. Stary mężczyzna odziany w najlepsze szaty spoglądał na Venorę z pogardą i złością. Mężczyzna ponaglił ją ruchem ręki nakazując zbliżyć się bardziej.

Na lewo od przeora siedziała Marret. Aasimarka, która przybyła do klasztoru jeszcze przed wyprawą Venory za morze. Członkini Zakonu Kielicha, łowczyni demonów i planokrwista niewiasta jako jedyna z pośród członków komisji była tutaj w pancerzu. Przyglądała się Venorze z powagą i dociekliwością. Obok Marret, miejsce zajmował człek w eleganckich szatach z srebrną wpinką przedstawiającą królewski herb. Był to zapewne wysłannik regentki Alusair. Na samym końcu przy stole siedział sir Glandir, oraz kolejny siwy starzec w kapłańskiej szacie. Kiedy Venora zatrzymała się przed stołem poczuła jak serce w piersi bije coraz szybciej i szybciej.
-Zebraliśmy się tutaj by osądzić Venorę Oakenfold, córkę Gerwina za splamienie dobrego imienia zakonu Helma, za złamanie przeorskiego rozkazu z woli łaskawego Helma, oraz samowolne opuszczenie klasztoru i królestwa!- przemówił powoli i spokojnie -Za wymienione czyny oskarżonej grozi pozbawienie szlacheckiego tytułu, wydalenie z zakonu, a także wtrącenie do lochu... Co oskarżona ma na swoją obronę?- zapytał unosząc brew.

 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 04-08-2017, 22:19   #262
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Venorze mocno rzucił się w oczy brak symboli Helma w sali. Wyglądało to dla niej jakby usilnie ktoś chciał nie dopuścić jego obecności w tym pomieszczeniu. Zaskoczyła ją ilość osób zebranych na sali. Panna Oakenfold przyjrzała się dokładnie każdemu zasiadającemu w komisji. Nieobecność sir Augusta ją martwiła i kazała się zastanowić czy ma to też związek z jego nie pojawieniem się wieczorem u niej w celi. Na widok sir Glandira nawet się ucieszyła, bo on powinien zaświadczyć o tym, że dobrze dowodziła jego zbrojnymi.
Pozostali byli dla niej niewiadomą. I Marret...
~ Co ona tu robi? ~ rycerka zapatrzyła się na kobietę i dopiero przemówienie przeora ją otrzeźwiło.
Czarnowłosa paladynka stała wyprostowana i choć serce waliło jej szaleńczo ze zdenerwowania to była opanowana i nie dawała po sobie poznać emocji, które nią targały. Musiała być ostrożna i dobrze ważyć każde jedno słowo. A to nie było proste, gdy całym sercem chciało się wyrzucić wszystko to co ją bolało w tym jak została potraktowana.
Nerwowym ruchem ręki przeczesała włosy, odsłaniając przy tym swoje świeże blizny na twarzy.

Odetchnęła głęboko.
- Po tym jak zostałam wskrzeszona, czego świadkami byli towarzyszący mi w walce z demonem paladyni, dostałam zgodę na udanie się w rodzinne strony by wypocząć po wyprawie do Grumgish, gdzie zadebiutowałam w roli dowódcy, w walce ze smoczydłem, którego oprychy terroryzowały trakt oraz otrzymaniu wieści o śmierci mojego pierwszego mentora - zaczęła tytułem wstępu i mówiła dalej by nikt nie wszedł jej w słowo. - Drugiego dnia pobytu w domu rodzinnym zjawiła się tam ciężko ranna elfka, która ostatkiem sił dotarła do domu. Uleczyłam ją i ta wyznała mi, że została zaatakowana przez grupę kultystów Bane'a. Chcieli oni zgładzić grupę pielgrzymów Ilmatera zmierzających do swej świętej studni. Harfiarka, bo tym okazała się być owa elfka, z miejsca chciała ruszyć by ich powstrzymać. Ja nie mogłam pozwolić by była w tym sama. Miałam przy sobie jedynie swój miecz i bez żadnej zbroi wskoczyłam na konia i pojechałyśmy. Udało nam się wyśledzić ich kryjówkę i pokonać. We dwie zabiłyśmy kilku kultystów i zniszczyłyśmy truciznę, którą chcieli zatruć wodę w studni. Później, by upewnić się że pielgrzymom nic nie grozi zostałyśmy przy studni strzegąc jej, aż zakończyła się ich uroczystość. Wtedy wróciłyśmy do mojego domu - Venora przełknęła.

- Jeden z kultystów w zemście, zaatakował moich bliskich i porwał moich bratanków… - panna Oakenfold zacisnęła pięści. - Natychmiast ruszyłam w pościg, a podążając za jej śladem dotarłyśmy do wybrzeża. Kultyści wsiedli na statek, który tam na nich czekał i odpłynęli. Na szczęście dostrzegłyśmy banderę. Wróciłam wtedy tu. Do Zakonu, który od lat jest mi drugim domem. Zostałam ostrzeżona o konsekwencjach mojego nie stawienia się na uroczystej kolacji wyprawionej na cześć zwycięstwa dowodzonych przeze mnie żołnierzy z oddziału sir Glandira - mówiąc to Venora spojrzała na wspomnianego człeka. - Wiedziałam, że jest to ważna uroczystość, lecz nie mogłam zostać. Musiałam jak najszybciej udać się na Smocze Wybrzeże, by mieć choć cień szansy uratować dwóch małych chłopców. -

Starzec w białej szacie napił się ze swego pucharu, przetarł serwetką usta i odkaszlnął lekko.
-Czy ty dziecko rozumiesz, jakie zarzuty spoczywają na twoich barkach?- spytał -Nie opowiadaj mi tu tych napisanych palcami wędrownego trubadura opowiastki. Każdy rycerz walczy ze złem. A twoje nie są niczym wyjątkowym!- zganił ją.
- Wypełniając obowiązki rycerza, moja rodzina została narażona na niebezpieczeństwo. Nie byli to zwykli bandyci, a wyznawcy Bane'a, największego wroga naszego boga - odparła spokojnie, choć poczuła zimny dreszcz na plecach. Postanowiła wspomnieć o tym co Albrecht jej mówił. - Na moją obronę może przemawiać choćby fakt, że pomimo moich decyzji, nie utraciłam swych paladyńskich mocy, co jest jasnym przekazem, że swoim zachowaniem nie uraziłam Wiecznie Czujnego.
Słysząc te słowa Aleksander uśmiechnął się pod nosem. Argument był twardy jak z żelaza. Mina przeora w momencie zbledła.
-Możesz to udowodnić?- spytała niespodziewanie aasimarka.
- Tak - odparła prędko. - Gdyby nie one, to po powrocie do Cormyru nie byłabym w stanie walczyć ani z liczem ani ze smokami na które natrafiliśmy poszukując jego relikwiarza - dodała z ożywieniem.

-Znowu te twoje historyjki! Przejdź do rzeczy!- fuknął niespodziewanie Kreigh.
-Sir, ilu twoich wychowanków może pochwalić się takimi zwycięstwami, abyś odbierał możność poszczycenia się komuś innemu?- wtrącił niespodziewanie Aleksander, że stojący z tyłu Ludwik aż się wzdrygnął. Kreigh spojrzał w bok na starszego od siebie rycerza i zamilknął
-Czy zdajesz sobie sprawę, jak ważną przysięgę złamałaś?- odezwał się jeden z nieznanych Venorze starców.
Panna Oakenfold skonsternowała się tym zapytaniem. Ale nie zamierzała tracić rezonu.
- Nigdy nie zhańbiłam się kłamstwem - odpowiedziała najpierw mentorowi Ludwika. - Podczas pasowania przysięgałam działać prawo i w imię dobra, oraz postępować zgodnie z dogmatem Helma. A on mówi by chronić słabych, biednych, rannych oraz młodych i nie poświęcać ich za nikogo ani tym bardziej za siebie - dodała z przekonaniem w głosie.

-W swoim życiu wiele wędrowałam…- zaczęła Marret -Na swej drodze spotykała druidów, samotników, męczenników i wielu innych dobrzodziejów. Każdy był panem swoim czynów. Słuchanie rozkazów nas od nich różni. Słuchanie rozkazów czyni nas klasztorem. To nasza dewiza- aasimark oparła się rękami o blat stołu nieustannie przyglądając się Venorze.
- Rozkaz, a raczej zakaz jaki otrzymałam odnośnie opuszczania królestwa, a który złamałam w chwili, gdy wkroczyłam na pokład statku, związany był z badaniem cudu jakiego dostąpiłam. Walcząc z demonem w porzuconych katakumbach otrzymałam śmiertelny cios w pierś. Umarłam. Lecz zostałam wtedy wskrzeszona przez niebiańskiego sługę Helma - pośpieszyła z wytłumaczeniem. - W tamtym czasie nie wypełniałam żadnych rozkazów, których niedopełnienie miałoby wpływ na kogoś więcej niż tylko mnie.

-Jeśli dostąpiłaś cudu i to z woli samego Helma, znaczy żeś ważna dla naszego kleru. Tak jak ja, tak i pozostali zebrani tutaj głęboko wierzymy, że cud jest świadectwem ważnego planu naszego boga- głos zabrał inny starzec, siedzący obok Aleksandra -Co by było gdybyś znów padła w walce? Co by było, gdyby twoją duszę opętał demon, albo wróg torturami złamałby w tobie ducha? Ponoć pokonałaś smoka, beholdera… Co jeszcze?- wyliczał na palcach -A gdyby ktoś opanował twoją wolę magią lub innym podstępem? Gdyby zmusił cię do zabijania dobrych istot i palenia wiosek? Masz pojęcie jak łatwo zboczyć ze ścieżki prawości kierując się tylko własnymi widzi mi się? To anarchia, to chaos, to nie świątynia Helma!- rzekł stanowczo i surowo.
Venora chwilę wpatrywała się w mężczyznę myśląc co odpowiedzieć.
- Smoki były trzy - zaczęła. - Na Smoczym Wybrzeżu dzięki starannym planom i pozyskanym sojusznikom, w zaledwie trzy osoby rozgromiliśmy około dwóch, może trzech tuzinów kultystów Bane'a. Mojej duszy nie opanował ani demon ani diabeł. Prawie, choć tego nie jestem pewna, straciłam życie z ręki złego druida, którego pająki zaatakowały nasz obóz. Lecz i wtedy Helm przyszedł mi z pomocą i uleczył mnie, bym mogła wstać i dobić przeciwnika. Helm był przy mnie przez całą wyprawę o czym świadczyło choćby to, że kapłan mi towarzyszący dzień w dzień otrzymywał od niego błogosławione czary.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 05-08-2017, 19:11   #263
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
-Co wiesz na temat kapłana Albrechta? Podejrzewam, że wiesz dlaczego zniknął i to co dziwne w tym samym czasie co ty…- spytał przeor.
Panna Oakenfold zaklęła w duszy, że wspomniała o nim. Wyglądało na to, że nie wiązali jego zniknięcia z nią. Ale skoro już zaczęła to przynajmniej mogła próbować sprawić, by nie został oskarżony o dezercję.
- Był ze mną przez cały ten czas - wyznała. - Zdecydował się wspomóc mnie i razem wyruszyliśmy z Suzail.
-Sir Ludwiku. Proszę wprowadzić pierwszego świadka- nakazał władczym tonem przeor, na co rycerz stanął na baczność i wyszedł z komnaty, by po chwili do niej wrócić z młodym mężczyzną, którego Venora nie mogła z nikim skojarzyć.
-Jak się zwiesz?- spytał przeor.
-Jestem Vasper arcykapłanie- odparł młodzieniec o czarnych, kręconych włosach.

-Co wiadomo ci na temat Albrechta i łączących go stosunków z oskarżoną?- spytał odziany na biało człek.
-Albrecht opowiadał nieraz, że jego serce bije dla lady Venory- odpowiedział chłopak.
-Nie raz?- spytała Marret.
-Tak. Przynajmniej kilka razy wspominał o tej dziewczynie-
-Obowiązuje nas celibat… Nasze serca mogą bić jedynie dla Helma! Jedynie dla świątyni!- zaprotestował Kreigh -Uwiodła go i wykorzystała do swej sprawy- dodał zgryźliwie.

Panna Oakenfold, której lico było zazwyczaj koloru porcelanowej bieli, w mgnieniu oka spłonęła rumieńcem, gdy nagle dotarł do niej prawdziwy powód, dla którego Albrecht rzucił wszystko by ruszyć z nią. Zaczęło też do niej docierać czemu pytał ją o porzucenie drogi rycerza... Mina paladynki, która z każdą chwilą robiła się jeszcze bardziej zaczerwieniona, jasno dawała do zrozumienia, że jest ona tym wyznaniem zaskoczona i onieśmielona,.
- Ja... Nie byłam świadoma jego uczuć co do mnie... - wydusiła z siebie.
-Możesz złożyć przysięgę na miłość do Helma?- spytała Marret, lecz w głos wszedł jej Kreigh
-Jej przysięgi nie są dla mnie zbyt wiele warte, tak jak dla niej rozkazy przełożonych…- burknął.
Venora spoglądała to na Marret to na sir Kreigha, zupełnie nie rozumiejąc czego oni od niej oczekiwali. Spuściła wzrok i zacisnęła mocniej pięści.
- Samo to, że jestem paladynem sprawia, że mówię tylko prawdę - panna Oakenfold czuła się zażenowana, że jej niewątpliwie osobiste sprawy zostały wyciągnięte pod debatę na forum. - Ani razu nie wyjawił mi swoich uczuć jakie rzekomo do mnie czuje - dodała.

-Właśnie! Zbaczamy z tematu. To nijak ma się do sprawy- zauważył Aleksander próbując pomóc Venorze
-W takim razie przesłuchajmy drugiego świadka - wtrącił przeor, na co Ludwik dygnął dworsko i wyszedł na korytarz by po chwili wrócić z młodym mężczyzną, którego dopiero po chwilach Venora skojarzyła z wyprawy do Grumgish.
-Jestem Morgie, syn Martiego- przedstawił się.
-Kim jest dla ciebie oskarżona?- spytał przeor.
-Dowodziła moim oddziałem pod Grumgish, kiedy tępiliśmy hordę goblinów nękających skupisko wiosek na wyżynach, na zachód stąd- opowiedział w krótkich słowach okoliczności poznania rycerki,
-Jak się spisała w tej roli?- spytał jeden z starców, zasilających skład sędziowski. Mężczyzna spojrzał ukradkiem na Venorę, po czym powiódł wzrokiem na podłogę.
-Jest szalona… Posłała nas do boju na wzgórzowego giganta! Jaki dowódca wysyła podwładnych na śmierć?...- spytał nie kryjąc emocji i roztrzęsienia na myśl o tamtych wydarzeniach. Przeor spojrzał na Venorę pytająco, co ma na ten temat do powiedzenia.
Paladynka spojrzała na świadka chłodnym wzrokiem. Wciąż jeszcze była rozkojarzona tym co się dowiedziała o Albrechcie i ciężko jej było skupić myśli, ale przynajmniej to co powiedział zbrojny zadziałało trochę jak kubeł zimnej wody.
- Morgie... Czy jesteś w stanie przytoczyć okoliczności pojawiania się olbrzyma? - zapytała powoli wypowiadając słowa.
-Ja chyba tak… No przyszedł, znaczy pojawił się. No i cisnął kamieniem, czy drzewem… Nie wiem walczyłem wtedy z otaczającymi mnie goblinami…- klepnął się lekko w okaleczoną nogę. Dopiero teraz Venora przypomniała sobie chłopaka, którego po bitwie leczono z powodu ranionego kolana -Niewiele pamiętam z tamtego dnia…- pokręcił głową.
- Czyli skoro niewiele pamiętasz to pewnie nie jesteś w stanie powiedzieć jakie rozkazy padły i kto ruszył do walki z olbrzymem?- pytała dalej.

-Ja… Ja…- mężczyzna pokręcił głową i spojrzał na Venorę -Nie. Nie jestem w stanie…- odpowiedział jej.
Venora przeniosła pewne siebie spojrzenie na komisję.
- Do walki z olbrzymem ruszył będący moim sojusznikiem troll - mówiąc to przyglądała się reakcjom zasiadających przy stole. - Walczył on dzielnie, a gdy zaniemógł to między gigantem, a żołnierzami stanął sir Arthon Oakenfold, w czasie gdy ja pospieszyłam zająć się hersztem goblinów. A gdy Barung został już przeze mnie pojmany to osobiście dołączyłam do boju z olbrzymem. Wspólnie, ze wsparciem łuczników, zabiliśmy giganta - powiedziała dla rozjaśnienia sytuacji i podkreślenia tego, że jej podwładni nie walczyli w bezpośrednim starciu z przerażającym przeciwnikiem. - Co więcej po zakończonej bitwie każdy ranny otrzymał fachową pomoc z rąk Helmity Virga, Ilmateryty Franka oraz moich własnych - Venora znów spojrzała na mężczyznę. - Doskonale pamiętam, że jeden z żołnierzy miał straszliwie zmiażdżoną nogę. Osobiście go uleczyłam - mówiąc to patrzyła Morgie prosto w oczy, a ton jej głosu wyrażał zawód. Zaraz Venora wróciła spojrzeniem na komisję, a konkretnie na sir Glandira, który ze wszystkich zebranych miał najbardziej szczegółowy raport z tamtego dnia. - Inny żołnierz, choć raniony zatrutym ostrzem żyje. A to dlatego, że jeszcze nim ruszyliśmy do Grumgish, już miałam tam sprzymierzeńców, którzy bez wahania udzielili nam wsparcia
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 06-08-2017, 16:58   #264
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
-Co stało się z tym schwytanym goblinem?- przerwała Marret, zerkając raz na Venorę, raz na przeora.
- Początkowo trafił na przesłuchanie do Purpurowych Smoków. Obecnie przebywa w lochu zakonu Helma. Tego samego, do którego i mnie wtrącono - odparła Venora. - Twierdzi, że służy prorokowi Tiamat, który poszukuje jakiejś korony, mającej ponoć umożliwić jej powrót.
-Tiamat?- zaintrygowała się Marret zeznaniami Venory.
- Tak - skinęła głową czarnowłosa paladynka. - Osobiście podejrzewam, że tym prorokiem może być smoczydło, które opluło mnie kwasem, wypalając moja zbroję - dodała przyglądając się Marret. - To właśnie Tiamat ma symbolizować biała dłoń. Pięć głów bóstwa chromatycznych smoków
-Toż to zwykłe spekulacje, domysły dziecka, które ponosi wyobraźnia. Nie masz żadnych dowodów na rozgadywanie takich rzeczy…- warknął Kreigh.

Venora spojrzała w sufit, jakby w geście by Helm dodał jej cierpliwości. Wzięła głębszy oddech.
- Dzielę się jedynie własnymi spostrzeżeniami opartymi na posiadanych przez siebie informacjach - odparła mu spokojnie. Venora przewróciła oczami. Niektóre z pytań i stwierdzeń, które padły w wielkiej komnacie godziły w jej inteligencję i były specjalnie skonstruowane by zrzucić większą winę na rycerkę. Kobieta wodziła wzrokiem po suficie szukając cierpliwości. Spojrzenie zatrzymała na oknie, kiedy na jej oczach eksplodowało kilka budynków w portowej dzielnicy.
Venora zamarła w bezruchu. Wyglądało to tak niewiarygodnie, że paladynce przeszło przez myśl czy przypadkiem nie jest to sen.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=zDW2fdLsGt4 [/media]

Nieświadomy skład sędziowski zadawał jej kolejne pytanie, lecz ona nie kodowała żadnych słów. Nawet nie była świadoma, kto do niej mówi. Z czarnych kłębów dymu wyłoniła się postać czerwonego smoka. Wielka bestia, której głowa przerastała wielkość powozu, zbliżała się z zawrotną prędkością w kierunku Górnego miasta i kompleksu świątynnego. Smok wyglądał jakby miał staranować swoim ciałem budynek, lecz niespodziewanie zatrzymał się w powietrzu wykonując imponujący manewr skrzydłami.

- O boże… - wypowiedziała z przerażeniem i niedowierzaniem czarnowłosa paladynka.

Ogromne błony skrzydeł przysłoniły całe niebo widziane przez wielką szybę w komnacie. Dopiero teraz skład komisji sędziowskiej zorientował się co się dzieje i czemu Venora nie zwraca na nich uwagi od dobrych kilku chwil.
Venora nawet nie zdążyła zareagować. Smok otworzył szeroko paszczę i buchnął falą ognia prosto w kierunku oszklonej ściany komnaty.
Rycerka skoczyła odruchowo w bok, lądując za grubą kolumną. Huk pękającego szkła rozniósł się echem po sali przesłuchań. Panna Oakenfold zasłoniła twarz ręką, lecz i tak zdążyła dostrzec falę ognia wypełniającą całe pomieszczenie.

Krzyki składu sędziowskiego pobudziły wyobraźnię Venory, która z przerażeniem już widziała w głowie zwęglone ciało Aleksandra.
Potok czarnych myśli przerwał szczęk stali, a kiedy rycerka otworzyła oczy ujrzała przepełnioną dymem komnatę. Wartko wyjrzała zza kolumny i dostrzegła dosłownie zdmuchnięty stół oraz kilka ciał porozrzucanych w jego okolicy. Smok zniknął z zasięgu wzroku Venory, lecz pojawił się równie wielki problem. Tam, gdzie kilka chwil temu siedział przeor, właśnie teraz stał Żelazny. Smoczydło było znacznie lepiej uzbrojone i wyposażone niż w czasie pierwszego spotkania z Venorą.


Gad dobył półtoraręczego miecza, który zapłonął ogniem tak samo jak to się działo z jej Pożogą.
-Gdzie jesteś dziwko?!- krzyknął głośno. Wielkolud podszedł do ciała jednego z sędziów i zmiażdżył mu głowę potężnym kopnięciem.
Rycerka była w szoku po tym nagłym i okrutnie skutecznym ataku. Tkwiła w swym ukryciu za filarem, rozglądając się po zdewastowanej sali, w gorączkowym szukaniu opcji na przeżycie. Z przerażeniem stwierdziła, że jej jako jedynej chyba udało się skryć przed smoczym oddechem. Nie było to jednak coś co by w tej chwili jakkolwiek pocieszało Venorę, zważywszy na to, że była zupełnie naga. Bo tak właśnie czuła się bez zbroi płytowej, miecza i tarczy. Dosłownie nie miała nic, a to zawdzięczała zawiści przeora. Jego na pewno nie było szkoda paladynce, jednak w komisji zasiadały osoby, które nie zasłużyły na taki koniec.

Serce Venory biło jej jak oszalałe. Czuła w kościach, że to ją nawołuje Żelazny, choć po cichu liczyła, że może jednak się myli i przybył tu po Marret. Blondwłosa aasimarka jako jedyna była uzbrojona spośród wszystkich członków komisji, więc jeśli ktoś miał przeżyć to tylko ona.
~ Co on tu robi?! Skąd wie?! ~ ale Venora nie mogła czekać by się przekonać jak jest naprawdę, czy uzyskać odpowiedzi na te pytania. Wciąż nie mogła uwierzyć, że atak nastąpił w miejscu, które uważała za najbezpieczniejsze... Panna Oakenfold wiedziała, że ma czasu na rozmyślanie i musi uciekać jak najdalej stąd. Doskonale pamiętała co obiecał jej zrobić ten jaszczur i nie zamierzała mu ułatwiać zadania. Paladynka wzięła kilka głębokich oddechów by zapanować nad stresem. Raptownie wyprostowała się i odpychając się z całych sił rękami od filaru, rzuciła się biegiem do drzwi by wydostać się z komnaty.

Kłęby dymu ułatwiły jej ucieczkę. Rycerka przebiegła przez komnatę niepostrzeżenie i cicho. Drzwi miała już na wyciągnięcie ręki, gdy usłyszała szczęk stali i dotarło do niej, że ktoś z komisji sędziowskiej przeżył i tam walczy z Żelaznym. Venora odwróciła się i ujrzała słaniającą się na nogach Marret, która tam pod kompletnie rozwalonym oknem próbuje dotrzymać kroku rozjuszonemu smoczydle. Venora rozejrzała się wokół. Pod ścianą nieopodal miejsca gdzie teraz stała leżało ciało paladyna - strażnika. Panna Oakenfold automatycznie skierowała wzrok na miecz i tarczę nieprzytomnego (bądź wielce prawdopodobne, że martwego) rycerza.
Venora wyczekała aż kolejny zgrzyt stali sprawi, że jej podniesienie broni zostanie zagłuszone i wzięła w dłoń miecz i tarczę. Jednak nie było jej zamiarem walczyć. O nie, nie bez pełnej zbroi. To było tylko po to by czuć się pewniej z tym co planowała zrobić, a dym miał jej ułatwić. Idąc nisko na nogach, skierowała prędkie kroki w drogę na powrót do sali. Chciała wrócić i wesprzeć Marret nakładaniem rąk, tak jak kiedyś krasnoluda Malvoina, walczącego z demonem.

Powiew wiatru na chwilę odsłonił czarną, gryzącą w oczy zasłonę i Venora ujrzała Żelaznego w pełnej krasie. Wysoki, postawny, górujący muskulaturą nawet nad Balthazaarem. Ruszał się płynnie, żwawo i zaskakująco zwinnie. Jego muskularne skrzydła mogły bez większego problemu unieść ciało chronione ciężką zbroją. Używał ich w walce by ogłuszać i chronić się przed atakami Marret. Smoczydło było skupione na aasimarce i nawet nie dostrzegało zbliżającej się w jego stronę Venory.
Rycerka po kilku krokach była pewna, że może szarżować, że lepszego momentu nie będzie.

~ Może... Może... Się to uda? ~ pomyślała zaciskając mocniej dłoń na rękojeści miecza. Już chciała natchnąć boską energia ostrze, które trzymała, dodając do tego moc karcenia zła i ruszyć szarżą ku plecom smoczydła, by wbić mu między skrzydła klingę...
I tak by pewnie zrobiła, gdyby nie doświadczenie, które nie raz jej udowodniło, że może jej zwyczajnie się nie udać. Paladynka zapanowała nad swą potrzebą czynienia rzeczy heroicznych i pokornie przystąpiła do wypełnienia swojego planu, uleczenia Marret, bo to ona była lepszym rycerzem i miała największe szanse w starciu ze smoczydłem. A gdy zużyje na niej całe nakładanie rąk to miała jeszcze błogosławione czary.
~ Trzymaj się dzielnie, wsparcie na pewno już tu biegnie... ~ pomyślała Venora spoglądając na blondwłosą aasimarkę.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn

Ostatnio edytowane przez Mag : 06-08-2017 o 18:54.
Mag jest offline  
Stary 06-08-2017, 20:54   #265
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Był to plan zacny, lecz zarazem bardzo niebezpieczny. Marret była głównym przeciwnikiem Żelaznego i smoczydło skupiało na niej całą swoją uwagę. Venora wiedziała, że kiedy już się pokaże mu na oczy, nie odpuści do póki jej nie zabije. Postawiła sobie jednak priorytety i konsekwentnie miała zamiar je wypełnić. Venora musiała poczekać na odpowiednią okazję i ta chwila przyszła niedługo później, kiedy Żelazny potężnym trzepnięciem skrzydła strącił Marret w kłęby dymu, tuż obok sądzonej rycerki.
Panna Oakenfold musiała wykorzystać ten moment i wartko doskoczyła do aasimarki dotykając jej ciało swoimi dłońmi, które od razu zagoiły część jej ran. Marret spojrzała zdziwiona na Venorę i podziękowała jej skinieniem głowy.
-Zajdź go od boku! Musimy go powstrzymać!- warknęła kobieta, podnosząc się szybko na nogi -Hia!- krzyknęła wybiegając z dymnej zasłony szarżując wprost na Żelaznego.
Nim Venora podjęła decyzję co dalej, usłyszała dzwony katedry Tyra, światyni znajdującej się najbliżej królewskiego zamku. Najwyraźniej na czas potyczki w świątyni Helma, czerwony smok postanowił się zabawić wokół.

~ Czy ona nie widzi, że nic na sobie nie mam?! ~ przeszło Venorze przez myśl, gdy patrzyła jak Marret wraca do walki. Młoda rycerka nawet nie zdążyła jej powiedzieć, że to ona jest tym kogo szuka jaszczur. Panna Oakenfold zrobiła to co miała i teraz musiała zrobić to co do niej należało, czyli ostrzec wszystkich, że czerwony smok to nie jest to co najbardziej im zagraża.
Venora pobiegła do drzwi i chwyciła za klamki. Nacisnęła je i gdy już miała przez nie uciec, odwróciła jeszcze by krzyknąć w kierunku walczących.
- Tu jestem parszywa mordo! - krzyknęła czarnowłosa i wybiegła. Miała nadzieję, że to wystarczająco rozproszy Żelaznego, by Marret mogła to wykorzystać. - Jesteśmy atakowani! Uzbrojone smoczydło wtargnęło do katedry! - biegła i krzyczała ile sił. - Wszyscy do broni!
-Waaaaaa!- rozległ się rozwścieczony krzyk Żelaznego, który momentalnie skupił uwagę na wybiegającej z komnaty Venorze. Większość komnat na tym piętrze zajmowały najważniejsze w klerze persony. Większością z nich byli starcy. Żelazny wyważył barkiem solidne drzwi i omal nie przewrócił się na śliskiej posadzce korytarza, a kiedy tylko złapał równowagę pognał za Venorą. Kobieta mogła uciekać schodami w dół, lub próbować szczęścia kryjąc się w jednej z komnat.

Pladynka rzuciła ciążące jej w tej chwili miecz i tarczę za siebie w nadziei, że smoczydło się o nie potknie i skręci kark. Przyśpieszyła. W tej chwili jedyne co ją mogło uratować to to, że znała to miejsce i wiedziała gdzie uciekać. Popędziła do schodów powtarzając co jakiś czas ostrzeżenie. Na coś przynajmniej się teraz przydawało echo, które zawsze sprawiało, że nawet najcichszy krok rozchodził się wszędzie.
~ Nie może mnie dopaść… ~ ponaglała się w myślach. Venora zbiegła schodami w dół, lecz nim dotarła na piętro niżej Żelazny wylądował tuż przed nią, rozwalając impetem ciężaru swego ciała barierkę chroniącą od upadku z wysokości. Gad wyprostował się wpatrując się rycerce głęboko w oczy. Miał równie inteligentne spojrzenie co Balthazaar, lecz jego wzrok był znacznie bardziej przerażający. Stwór wyszczerzył zęby
-Ciężko cię zabić…- skomentował -Jak przeżyłaś nasze pierwsze spotkanie?- spytał robiąc powoli krok w jej stronę.
Paladynka dyszała ciężko po tym sprincie. Cztery dni nicnierobienia zrobiły swoje. Przestąpiła dwa kroki w tył, by zachować dystans od smoczydła. Przełknęła ślinę, nerwowo rozglądając się za opcjami jakie miała.
- Czego ode mnie chcesz?! - warknęła do niego, licząc na to że kupi jej to czas i ktoś przyjdzie jej z pomocą.

-Schwytałaś Barunga… Ten tchórzliwy szczur nic dla mnie nie znaczył, ale zabicie gigantki zrobiło na mnie spore wrażenie…- przyznał spokojnym tonem -Trochę mi namieszałaś, wydaje ci się, że mógłbym ci odpuścić? Suzail i tak upadnie, zdeptane łapami smoków… Pozwoliłem sobie jednak dać jego mieszkańcom przedsmak piekła, które ich czeka…- komentował warkoczącym głosem. Przemowę przerwała mu dwójka rycerzy, którzy najwyraźniej byli w pobliżu i zwabieni hałasem pospieszyli z odsieczą. Dwa strzały z kuszy na nic się zdały. Smoczydło nie zostało trafione żadnym pociskiem, ale zdekoncentrowało Żelaznego, który skupił się na rycerzach przestając skupiać się na Venorze.
Paladynka miała wolną drogę by uciekać w tył, skąd słyszała dźwięczne kroki okutej w stal Marret, która mogłaby ją ochronić... Lub ruszyć w przód próbując przemknąć pod skrzydłem rozproszonego smoczydła i biec na dół. Tyle, że wtedy nadal narażała się na oberwanie skrzydłem.
Venora odwróciła się na pięcie i zaczęła biec ku aasimarce.
- Biegnijcie po pomoc! Nie walczcie z nim! - krzyknęła jeszcze do rycerzy.

-Pani większość naszych pobiegła pod pałac, gdzie smok pluje jęzorami ognia!- odkrzyknął jeden z paladynów. Jak widać Żelazny miał świetny plan, by skupić całą uwagę zbrojnych Suzail na atakowanym przez smoka pałacu, czyszcząc tym samym drogę Żelaznemu. Smoczydło zagrzmiało śmiechem i skoczył w dół w kierunku rycerzy powalając jednego potężnym kopniakiem w pierś. Mężczyzna runął na ziemię pod ciężarem smoczydła. Venora wspięła się na górę schodów o mały włos nie zderzając się z rozpędzoną aasimarką. Kobieta wręczyła Venorze długi miecz, który młódka po drodze cisnęła na ziemię -Nie pokonam go sama!- zreprymendowała szaleńczy plan panny Oakenfold.
- Oszalałaś?! - syknęła Venora, ale miecz przyjęła do ręki. - Raz mnie już prawie zabił, a wtedy miałam przynajmniej pancerz! - natychmiast po tych słowach, stanęła za plecami Marret i wypowiedziała słowa modlitwy, wiarą lecząc część ran kobiety.
-Ja zabiłam Glabrezu, które opętało moją duszę w dzieciństwie! Łap za miecz i walcz! To rozkaz!- krzyknęła Marret ignorując słowa młodszej rycerki.
-Za Helma!- krzyknęła i ruszyła w schodami w dół w kierunku Żelaznego.

Venora w zdenerwowaniu już jej się chciała odgryźć, że sama nie dała się opętać demonom, ani dać zabić beholderowi. Akurat czarnowłosa była tą osobą, która spokojnie mogła licytować się o dokonania nawet z bardzo doświadczonymi rycerzami, ale dość miała rozumu by wiedzieć, że nie było to miejsce i czas na takie sprzeczki. Panna Oakenfold zagryzła mocno zęby dostając bezpośredni rozkaz. ~ A to mi zarzucali, że jestem szalona i posyłam swoich ludzi na pewną śmierć! ~ zezłościła się Venora na tą hipokryzję. Mając przy sobie jedynie nieznany jej miecz, paladynka tchnęła w niego boską energię. Ostrze zajarzyło się bladą poświatą.
- Helmie miej nas w opiece... - szepnęła i ruszyła za Marret, zbiegając w dół, by z rozpędu zaatakować smoczydło, wkładając w to moc karcenia zła.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 06-08-2017, 23:12   #266
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Venora włożyła w cios więcej siły niż jej się wydawało. Nienawiść, czy też swego rodzaju strach przed Żelaznym najwyraźniej dodały jej sił. Ponadto natchnęła zastępczy oręż boską mocą, która raziła dotkliwie każdą istotę o złych intencjach. Miecz świsnął płynnie w powietrzu rozcinając twardą skórę na udzie Żelaznego, że aż trysnęła krew. Smoczydło odwróciło się i spojrzało wrogo na Venorę. Rycerka jednak nie traciła werwy i natarła raz jeszcze, lecz tym razem gad zdążył zasłonić się swoim płonącym mieczem. Smoczydło plunęło kwasem w kierunku Venory. Paladynka bez większego problemu uniknęła żrącej śliny, wszak utrata miecza czy tarczy zmniejszyłaby jej szanse do minimum. Żelazny skupił jednak się na Marret. Dwa druzgocące ciosy spadły na aasimarkę pozbawiając ją sił na dalszą defensywę. Marret zbladła i opuściła pokiereszowaną rękę. Żelazny uderzył ją potężnie nogą w pierś rozwalając jej ciałem balustradę na schodach. Rycerka z hukiem i łoskotem spadła na posadzkę głównego holu. Venora już miała rzucić jej się na pomoc, ale nagle zrozumiała, że kwas smoczydła nie miał zrobić jej krzywdy, a jedynie oddzielić ją chwilowo od jaszczuroludzia. Kwas bowiem wyżarł sporą dziurę w schodach zmuszając ją do odsunięcia się o krok w tył. Teraz musiała uważać nie tylko na płonący miecz, ostre jak brzytwa pazury oraz długie na dwa metry skrzydło, ale i na walące się pod nogami schody.

~ Jak ja mam z nim walczyć?! ~ myślała gorączkowo Venora. Spojrzała kątem oka na Marret i w duchu liczyła, że kobieta podniesie się z tego. O ile smoczydło nie wykończy jej.
Czarnowłosa paladynka wycofała się w tył, pochwyciła rękojeść miecza oburącz i z rozbiegiem zamierzała przeskoczyć nad wyrwą i zadać cios smoczydłu. ~ Przynajmniej zginę wypełniając rozkaz ~ stwierdziła z ironią, gdy z całych sił zamachnęła się mieczem, który został przez nią obleczony pozytywną energią niszczącą zło.
Rycerka rozpędziła się na ile pozwalały jej okoliczności. Rozpędzona skoczyła nad wypaloną w schodach dziurę uderzając całym swoim impetem. Miecz przebił się przez płytki pancerza potwora. Smoczydło źle stanęła i zwyczajnie nie było w stanie utrzymać równowagi. Venora sama się zdziwiła, kiedy wraz ze swoim przeciwnikiem wypadła przez balustradę. Sekundę później Żelazny huknął boleśnie na posadzkę nieopodal Marret, z mieczem wystającym z jego mięsistej piersi. Sama jednak też poczuła ból w rękach od upadku.

Panna Oakenfold czym prędzej chciała podnosić się na nogi i odskoczyć od smoczydła, na którym siedziała, a dzięki któremu jej upadek nieco się zamortyzował. Widząc jednak gdzie jest jej klinga natychmiast zmieniła plany. Skupiła się i odpychając się jedną ręką by utrzymać równowagę na klacie Żelaznego, wyciągnęła się by dobyć rękojeści miecza. Musiała się pomimo bólu ramion, uchwycić klingi i dopchnąć jej ostrze mocniej w jego pierś, zatapiając najgłębiej jak będzie w stanie.
Udało się i kiedy już złapała całą objętością dłoni rękojeść ostrza, smoczydło otworzyło oczy i złapało ją swoim pazurzastym łapskiem, za nadgarstek ukazując przy tym szereg śmiercionośnych zębów.
Paladynka zagryzła zęby i spoglądając z nienawiścią w ślepia Żelaznego naparła całym ciałem na miecz, wykrzesując z siebie wszelkie pozostałe jej jeszcze pokłady siły.

Przerażający, gadzi ryj już nie wyglądał tak groźnie. Żelazny zerkał to na Venorę, to na jej dociskające miecz dłonie trzesąc się całym ciałem. Bał się o życie i tracił nad tym kontrolę. Miecz zsunął się w końcu z żebra i z łatwością wszedł głębiej, przebijając płuco i zatrzymując się dopiero na kości skrzydła. Z paskudnej paszczy pociekła stróżka krwi, a wrogi wzrok skierował się na majaczące nad jego głową uszkodzone schody. Venora dyszała ciężko i intensywnie, ale dopiero kiedy smoczydło przestało dychać mogła wyszarpać rękę z jego potężnego uścisku. Na nadgarstku będą straszne siniaki, ale nic to. Właśnie poczuła jak zabija swój największy do tej pory lęk. Przebiła trzewia największego wroga, zabijając go z łatwością. Sama praktycznie nie miała na sobie żadnych, nawet najmniejszych ran
-Ja… Ja w ciebie wierzyłam…- syknęła niespodziewanie Marret przerywając zwycięską euforię Venory -Tam na przesłuchaniu… Wiedziałam, że to… Że to jest jakaś bzdura…- uśmiechnęła się. Była mocno poobijana i cierpiała od upadku z wysokości, ale chyba była w stabilnym stanie.

Czarnowłosa spojrzała na aasimarkę i blado się uśmiechnęła. Zacisnęła kilka razy dłonie by pozbyć się uczucia odrętwienia. Jeszcze raz przyjrzała się czy na pewno jej wróg zginął po czym zeszła z niego i podeszła do Marret.
- Leż, zaraz cię spróbuję trochę podleczyć- mruknęła Venora, która była wciąż w euforycznym szoku po zwycięstwie. - Komisja... Czy ktoś poza tobą... Ktoś jeszcze przeżył? - zapytała spoglądając w oczy aasimarce. Po zadaniu tego pytania Venora wypowiedziała słowa modlitwy i na koniec dotknęła ramienia Marret, by błogosławiona moc Helma wyleczyła część jej ran.
-Na pewno ktoś tam stękał…- odparła -Idź… Zaraz wymodlę błogosławieństwo leczenia… Mam mikstury w swojej komnacie… Poślij paladynów na schodach jeśli żywi…- wymamrotała z trudem.

- Dobrze, tak zrobię… - pokiwała głową Venora w odpowiedzi i rozejrzała się wkoło. - Przyprowadzę kapłanów by pomogli - dodała i ruszyła najpierw sprawdzić stan dwójki rycerzy, których wcześniej dopadł Żelazny.
Nim Venora dobiegła do pierwszego stopnia schodów, usłyszała poruszającą się klamkę do frontowych drzwi w wielkim holu, za swoimi plecami. Venora stanęła jak wryta na myśl o podobnych Żelaznemu istotach, lub może coś jeszcze gorszemu. Przez ramię spojrzała w tamtym kierunku, a kiedy drzwi się lekko uchyliły oczom rycerki ukazał się Elz. Tajemniczy półork -Wiedziałem, że zastanę cię tutaj…- rzekł prędko do niej podchodząc -Widziałem wszystko. Jak smok spadł z przestworzy, prosto na świątynię. Kiedy poleciał w kierunku zamku wiedziałem że tak odwraca uwagę strażników, paladynów i Purpurowych Smoków. Wiedziałem, że zobaczę tu ciebie…- pokręcił głową.
-Znam tego drania. To Baltoorin, znany wśród Cormyrskich band jako Żelazny… Ty go zabiłaś?- zdziwił się przyglądając się Venorze.
Mina paladynki zdawała się mówić “co ty tu robisz” ale sama sobie odpowiedziała na to. Wszyscy byli zajęci walką ze smokiem więc on mógł przekraść się przez bramę. Chwilę zastanawiała się jak go potraktować, w końcu tak naprawdę rozmawiali tylko raz, więc wciąż nie była pewna jego intencji.
- Marret go pokiereszowała, a ja dokończyłam dzieła - odparła tonem wyjaśnienia, by nie wyszło, że przypisuje sobie całość zasługi zgładzenia parszywca. - Przeszukaj go, ja idę po pomoc - i nie czekając na odpowiedź ruszyła przed siebie.

-Venoro ten smok, ciągle krąży nad zamkiem! Twój król jest zagrożony!- ostrzegł rycerkę, lecz nim zdążyła mu odpowiedzieć budynkiem wstrząsnął potężny trzask, a spod sufitu posypały się kawałki zarwanego dachu, drewniane belki i cegły. Bez wątpienia była to sprawka smoka. Gad zawył raz i drugi, lecz nie słysząc odzewu Żelaznego zwyczajnie wzbił się w powietrze odlatując cholera wie dokąd.
-Spotkaj się ze mną za magazynami, w dzielnicy portowej. Będę każdego dnia o zmierzchu czekać na twoje przybycie…- pokłonił się i wybiegł z budynku.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn

Ostatnio edytowane przez Mag : 06-08-2017 o 23:31.
Mag jest offline  
Stary 07-08-2017, 11:00   #267
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Venora powiodła za nim wzrokiem.
~ Jeśli mnie nie zamkną znowu w lochu ~ pomyślała z ironią, bo po dzisiejszym przesłuchaniu nic by się nie zdziwiła gdyby oskarżono ją o śmierć przeora. Ruszyła biegiem przed siebie. Na górze pierwszego kogo spostrzegła to jakże nielubianego przez nią Ludwika. Mężczyzna był ranny ale daleko mu było do stanu ciężkiego. Venora ignorując go szła dalej. Uśmiechnęła się szeroko widząc żyjącego mentora, któremu wyjść z sali pomagał Glandir. Ten drugi miał mocno poparzoną twarz i klął pod nosem.
- Sir Aleksandrze! - odezwała się paladynka, a na jej twarzy zagościła ulga. Zbliżyła się do nich by użyczyć im ramienia, pomagając przejść im pod ścianę, gdzie mogli usiąść i czekać na nadejście kapłanów. - Zabiłyśmy go, razem z Marret! - dodała w euforii.
-Dziecko! Jesteś wybrana! To się musiało stać! Uważaj na siebie! Proszę uważaj, bo tylko ty nas możesz uratować przed ogniem!- wycedził z rozpaczą na twarzy majaczący starzec.
Venora zignorowała jego słowa, bo teraz nie to było ważne.
- Spokojnie, zaraz przyjdą kapłani, wyleczą was... Smok już uciekł… - mruknęła i spojrzała na Glandira. - Ktoś jeszcze przeżył? - zapytała go, licząc że on nie będzie mówił od rzeczy.

-Nie… Tylko my.- odrzekł z problemem i grymasem bólu Glandir.
- Niestety zużyłam całą magię leczącą… - wyznała i niechętnie spojrzała na Ludwika. - Jesteś w stanie użyć na nich nakładania rąk? - odezwała się do rycerza.
-To był najprawdziwszy smok! Widziałem jak spalił żywcem sir Kreigha! I wielkiego przeora!- wykrzyczał jej panicznie w twarz.
Venora zirytowała się jeszcze bardziej, a to co zamierzała zrobić wykrzywiło jej usta w grymasie satysfakcji. Wyprostowała się i zamachnęła ręką policzkując go.
- Opanuj się na boga! - warknęła ganiąc go za zachowanie. - Masz się zebrać w sobie natychmiast! - zaczęła na niego krzyczeć. - Użyj nakładania rąk by ulżyć sir Glandirowi w cierpieniu!
Ludwik wstał i uciekł niespodziewanie mijając Venorę z boku. Mężczyzna nawet nie spojrzał za siebie. Nalot smoka złamał jego ducha kompletnie.
Venora już miała wydzierać się za nim, ale odpuściła. Pokręciła głową z niedowierzaniem, bo gdyby ona była tak słaba… Westchnęła. Przynajmniej miała satysfakcję, że mogła mu przywalić, tak jak mu się to już dawno temu należało.
- Poczekajcie tu proszę - powiedziała do mężczyzn i sama ruszyła korytarzem by osobiście dopilnować by kapłani zjawili się tu jak najszybciej.

Minęło trochę czasu nim któregoś znalazła. Rycerze, zbrojni, kapłani i cała reszta sług świątyni Helma, dopiero co wracała spod zamku w kierunku klasztoru. Venora wybiegła im naprzeciw, wywołując swoją obecnością nie mała konsternację, a kiedy opowiedziała o wydarzeniach z wielkiej sali balowej na górnych piętrach katedry, kilkunastu kapłanów bez chwili namysłu zmusiło się do dodatkowego wysiłku i biegu za Venorą. Rycerka doprowadziła ich do Marret (która również nie ruszyła się z miejsca), a następnie na górę do rannych Aleksandra i Glandira. Klerycy od razu skorzystali z magii leczącej ratując swych mentorów ze szponów straszliwej śmierci. Niedługo później Aleksander odzyskał świadomość oraz rezon.
-Dziecko… Venoro uratowałaś mi życie…- odezwał się do niej potulnym tonem wdzięcznego ojca.
Panna Oakenfold uśmiechnęła się do niego ciepło.
- Cieszę się, że żyjesz sir Aleksandrze - odparła mu w ostatniej chwili powstrzymując się, żeby go z całego tego szczęścia, nie wyściskać. Ale po chwili spoważniała. - Co teraz będzie z zakonem? Wielki przeor nie żyje... - zapytała go cicho, bo choć nie wiedziała jakie, to na pewno jakieś problemy to dla zakonu generowało.

-Rada starszych zbierze się i wybierze prawem większości głosów nowego przeora. Póki co jesteś bezpieczna i niczym się już nie przejmuj… Musimy sprawdzić czy mieszczanie nie potrzebują pomocy leczenia czy wsparcia duchowego. Ich domy spalił najprawdziwszy smok…- wyjaśnił rycerz.
Venora pokiwała głową. Miał zupełną rację, bo skoro to wydarzenie złamało rycerza takiego jak Ludwik, to co dopiero zwykli mieszkańcy miasta musieli teraz czuć.
- Czym prędzej udam się do magazynu po jakiś sprzęt... - odparła już myśląc o tym jak mogłaby pomóc, ale zaraz się zmartwiła. - Ale co ze mną? Przecież przeor wydalił mnie z zakonu, nie mam prawa tu przebywać i korzystać z zasobów świątyni... - wyraziła swoje obawy.
-Przeora nie ma do czasu zebrania rady starszych. Teraz przyjmujesz rozkazy ode mnie. Udaj się po swoje rzeczy do magazynu w lochach oraz weź Młota jeśli jest ci potrzebny. I nie wracaj do mnie dopóki nie będziesz miała pewności, że każdy mieszkaniec Suzail jest już bezpieczny!- nakazał.
-Znajdź Augusta Kryspina, poszukaj kapłana Dornero, oraz Leirih. Na co czekasz?!- krzyknął na jednego z młodych paladynów, kręcących się po korytarzu budynku.

- Tak jest sir! - Odparła z zadowoleniem w głosie Venora i skinieniem głowy pożegnała swojego przełożonego. Wciąż dzierżąc miecz ruszyła wykonać jego rozkaz. Po drodze zdecydowała jeszcze sprawdzić co z Marret i... Przeszukać truchło Żelaznego.
Harda aasimarka miała się znacznie lepiej niż jakiś czas temu, kiedy jeszcze leżała półprzytomna na ziemi. Najwyraźniej ktoś już jej udzielił medycznej pomocy lub dostarczył mikstury, o których wspominała. Kobieta właśnie sprawdzała swoją zbroję, gdy Venora pojawiła się w zasięgu jej wzroku.
-Spisałaś się dzielnie. Zabiłaś tego gnoja dając mu przy okazji solidnego pstryczka w nos- zagaiła Marret. Venora spojrzała na rycerkę, zabierając się za przeszukiwanie Żelaznego.
-Miałaś być poddana próbie niebiańskości, prawda?- zapytała by się upewnić na co czarnowłosa skinęła głową.
-Pierwszy egzamin zdałaś i to na moich oczach- oznajmiła aasimarka swoim władczym głosem -Widziałam zajadłość, widziałam ducha walki. Zwykli ludzie tak nie pragną poskramiać złych sił. Kiedy już tu wszystko się uspokoi przyjdź do mnie, a wyznaczę ci resztę miejsc, do których wyruszysz by potwierdzić swój test- kobieta odwróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku wyjścia z budynku.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 07-08-2017, 23:21   #268
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Czarnowłosa spojrzała za oddalającą się aasimarką.
~ To strata czasu... ~ przeszło Venorze przez myśl, ale nie zamierzała tego mówić Marret na głos. Dla niej potwierdzenie tego czy jest istotą planokrwistą czy nie, miało niski poziom priorytetu. Tym bardziej, że dla niej, po tych wszystkich stoczonych walkach, było nader oczywiste jaka była prawda. Uważała, że owszem jej odporność na kwas czy lepszy wzrok są przydatne, ale nic więcej sobie z tego nie robiła ponad to, że odrobinę to jej życie ułatwiało. ~ A może właśnie utrudnia? ~ pomyślała z ironią, gdy przeszukiwała smoczydło. Przyglądała się Żelaznemu i wciąż nie mogła się nacieszyć tym zwycięstwem. Ze wszystkich wrogów to on przerażał ją do tej pory najbardziej... I teraz leżał w kałuży krwi z mieczem wbitym przez nią samą w jego pierś. Chyba żadne wcześniejsze zwycięstwo nie napawało ją taką radością, dumą i satysfakcją.
Pierwszą i największą rzeczą, którą Venora odebrała pokonanemu wrogowi był miecz. Ten tutaj nie był tak pięknie wykuty jak Pożoga. Ciężki i toporny, o ząbkowanym ostrzu musiała jednak zadawać tyle samo bólu co jego mniejsza wersja należąca do Venory. Rycerka zdjęła z szyi smoczydła złoty łańcuszek, na którym wisiał pierścień. Świecidełko było za małe na grube paluchy Żelaznego, ale najwyraźniej miało dla niego wartość. Napierśnik, który miał na sobie również musiał być nasączony magią, lecz jego gabaryty nie nadawały się dla człowieka. Ba, nawet rosłemu półorkowi byłby on za luźny. No i na końcu karwasze, które również emanowały magiczną aurą, ale przy okazji były zbyt wielkie by Venora nawet pomyślała o ich założeniu.

Paladynka wzięła, więc wyłącznie pierścień, bo osobiście zamierzała się dowiedzieć czy nie jest to jakiś ważny przedmiot. Rozejrzała się wkoło. Odkąd zwołała tu pomóc to zrobiło się w tym miejscu całkiem tłoczno i gestem zatrzymała jednego z akolitów.
- Zabierzcie do magazynu to co z niego zdejmiecie - powiedziała do chłopaka. Sama już miała pomysł komu może się ten ekwipunek przydać. Wstała i pospieszyła by wyjść z katedry i odebrać swój sprzęt z depozytu strażnicy. ~ Muszę znaleźć grupę kapłanów, bo sama na niewiele się zdam na ulicach w tej chwili ~ stwierdziła obmyślając plan dalszych swoich działań.

Pomimo obaw jakie miała panna Oakenfold, odzyskanie jej własności nie przysporzyło żadnego problemu. Strażnicy wydawali się być nawet zadowoleni, że mogą to uczynić. Paladynka dopiero biorąc w rękę Pożogę zdała sobie sprawę jak brakowało jej tego miecza.
By nie tracić czasu poprosiła jednego ze strażników by pomógł jej przywdziać zbroję. Z zaskoczeniem zauważyła, że pancerz został starannie wyczyszczony i teraz nie wyglądał już tak źle jak jeszcze cztery dni temu, gdy go zdejmowała w więziennej celi. Mając już na sobie pancerz półpłytowy założyła pas, uwiesiła do niego pochwę z Pożogą oraz buzdygan. Na palce założyła pierścienie, a na szyję założyła wisiorek z niebiańskim napisem. Przejrzała zawartość magicznej torby i na na koniec wzięła w rękę Bastion Rycerza.

Od razu poczuła się lepiej mając to wszystko przy sobie. Teraz musiała zebrać sobie ludzi. Wyszła na plac i pośród znajdujących się tam osób dostrzegła znajomą twarz.
- Wlad! - krzyknęła za paladynem, machając do niego ręką, by zwrócił na nią uwagę. Ruszyła w jego kierunku by nie wydzierać się więcej. - Pójdziesz ze mną na ulice Suzail. Sir Aleksander rozkazał pomóc mieszkańcom - powiedziała do rycerza. - Zbierz dwóch, może więcej kapłanów i spotkamy się w magazynie. Spróbuję dostać jakieś mikstury może albo chociaż bandaże.
-Tak jest lady Venoro! - zasalutował jej znajomy mężczyzna i w mgnieniu oka zebrał troję kapłanów chętnych na tę misję. Czwórka mężczyzn prędko dogoniła paladynkę idącą do magazynu.
-Ponoć świątynia Ilmatera oraz kler Tyra urządził szpitale polowe dla rannych pani! - Wlad szybko podzielił się informacjami, które sam zasłyszał.
- To dobre wieści - stwierdziła z uznaniem. - U nas pewnie też to zrobią - zamyśliła się nad tym. Problemem niestety było to, że zakon Helma nie miał tak naprawdę osoby, która mogła zarządzić działaniem całego swojego kleru, więc na razie nie mieli szans na tak sprawne działanie jak wspomniane przez Wlada zakony. - Naszym zadaniem na tą chwilę jest pójść z pomocą w teren. Widziałam, że w dzielnicy portowej były wielkie zniszczenia... Tam też się od razu udamy - wspomniała widok z sali nim smok zabił prawie wszystkich z komisji. Nic więcej nie dodała bo właśnie dotarli do drzwi magazynu i Venora wchodząc do środka udała się poszła prosto do kwatermistrza.

Tego dnia nikt nie pytał o glejty czy dokumenty potwierdzające zlecenia. Virgo z resztą nie potrzebował takowych by wierzyć Venorze na słowo. Sam dopiero co wrócił do magazynu, bo podobnie jak większość członków zakonu ruszył z pomocą na królewski zamek.
- Venora! - przywitał ją ciepło kuśtykając w jej stronę - Kiedy wróciłaś? - dopytywał.
- Nie powiedzieli ci? - zdumiała się. Teraz już przynajmniej nie dziwiła się czemu jej nie odwiedził. - Od czterech dni siedziałam w lochu z woli przeora - odparła mu kręcąc głową. - Ale mniejsza o to, opowiem później… - dodała naprędce by nie tracić czasu. - Potrzebuję czegokolwiek co możesz mi dać, a co przyda się w niesieniu pomocy na ulicach. Aleksander nakazał ruszyć. Zamierzamy zacząć od dzielnicy portowej - powiedziała wskazując skinieniem głowy na towarzyszących jej kapłanów i paladyna. - Im więcej tym lepiej, wezmę upakuję to na Młota. No i szykuj się, bo pewnie urządzimy na terenie świątyni szpital polowy. Nie możemy być przecież gorsi od Ilmaterytów i zakonu Tyra. - stwierdziła na koniec, wiedząc że Virgo jako kwatermistrz miał całkiem duży posłuch wśród Helmitów w świątyni.
Kapłan słuchał słów dziewczyny przytakując raz po raz. Kiedy skończyła mówić wziął głęboki wdech i rozejrzał się po swoim magazynie.
-Zabierz te skrzynie- nakazał jednemu z młodzików - Mam tu zapas zwojów leczenia. A tu mam bandaże i maści z ziół kojące ból ran od poparzenia… - mężczyzna układał wszystko żwawo i energicznie, a chwilowi podwładni Venory wynosili jeden po drugim wszystko co podawał im kapłan.
- Co z przeorem? Dlaczego Aleksander wydał polecenia w tak ważnej sprawie? - spytał gdy zostali przez chwilę sami.

Panna Oakenfold westchnęła ciężko. Wahała się czy mówić jak jest naprawdę, czy pozostawić to jako niedomówienie. Ale uznała, że Virgo powinien wiedzieć, bo ufała mu, że zachowa to dla siebie, albo chociaż przekaże tylko odpowiednim osobom. Poprosiła gestem dłoni by kapłan ruszył za nią na zaplecze, żeby mieć pewność, że nikt ich nie podsłucha.
- Przeor nie żyje - powiedziała wpatrując się Helmicie prosto w oczy. - Smok najpierw zaatakował salę, w której byłam przesłuchiwana za swoją samowolę. Zginęli prawie wszyscy członkowie komisji. Przeżyłam tylko ja, Marret, Aleksander i Glandir... No i Ludwik - ale ostatnia osobę wymieniła tonem jakby nie cieszyło ją to. - Wiele ważnych dla naszego zakonu osób straciło życie w jednej chwili... To wszystko była sprawka Żelaznego, tego smoczydła, przez które przeleżałam na szpitalnym łóżku dekadzień bez świadomości - wyjaśniła mu pokrótce - A ja zabiłam go. Znaczy smoczydło… No i Marret mi w tym wiele pomogła - sprostowała na koniec.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 08-08-2017, 11:18   #269
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
-Na bogów… Przeor nie żyje… To oznacza ciężki okres dla naszego kleru, oj ciężki…- pokręcił głową nie będąc świadom jak bardzo głowa kościoła Helma w Suzail była cięta na młodą rycerkę -Idź. Rób swoje. Jeśli znajdziesz czas w tym całym chaosie, przyjdź do mnie, a pomówimy spokojnie- obiecał.
Venora skinęła mu głową i zapewniła go, że do niego przyjdzie, gdy wykona swoje zadanie, po czym opuściła zaplecze. Jej drużyna już na nią czekała. Prędko przyprowadzili Młota, który zaprzężony został w dwukółkę, a na nią zapakowano skrzynie od Virga.
- Ruszamy, czeka nas długi dzień - powiedziała poważnym tonem do Helmitów i złapała za uzdę swojego wierzchowca. Młot był niezwykle szczęśliwy widząc swoją panią po takiej długiej rozłące i nie poprzestawał na próbach przytulenia do niej swojego wielkiego łba. Venora czuła zdenerwowanie swojego wierzchowca przez cały ten czas, gdy była zamknięta w lochu, więc teraz prowadząc go, głaskała i szeptała uspokajająco. A nie było to łatwe bo zwierzęciu wciąż się udzielał nastrój paladynki, która jeszcze nie zdążyła ochłonąć po tych wydarzeniach, by praktycznie z marszu zająć się kolejnym zadaniem. Mimo to Venora nie dawała po sobie poznać zmęczenia.

Swój plan wykonywała skrupulatnie krok po kroku. Do oddziału dołączyło po drodze troje młodzików, którzy od czasu krucjaty na Grumgish uznawali Venorę za swój autorytet. W zakonie nikt nie pamiętał o oskarżeniach na pannie Oakenfold i nikt nie wnosił sprzeciwu do udzielenia jej pomocy. Strażnicy biegali jak mrówki w rozkopanym mrowisku. Raz na jakiś czas na ulicach pojawiał się Rycerz w purpurze dyrygując co niektórymi i próbując jakoś zapanować nad tym chaosem. Venora dotarła w końcu do dzielnicy portowej. Wiele domów już dogasało. Szybka reakcja bojowych magów, drugiej elitarnej pod względem ważności dla Cormyru jednostki ugasiła większość pożarów dzięki magii. Większość rannych ludzi już w czasie trwania akcji gaszenia, zostało przetransportowanych do dzielnicy handlowej, gdzie w mig uprzątnięto stragany z targowiska, zamieniając to miejsce na szpital polowy. Roiło się tam od kapłanów pogrążonych w modlitwach do dobrotliwych bogów. Pomagali nawet kultyści Tymory, bogini szczęścia jak i Gonda, czy Tempusa. Również tutaj nad wszystkim ktoś panował. Sędziwy wiekiem mężczyzna o białych włosach, w szarej szacie. Podpierał się na swej lasce. Dopiero gdy się odwrócił Venora ujrzała na jego plecach święty symbol Ilmatera. Młodzi kapłani i adepci świątyń biegali wokół niego wykonując polecenia. Jak widać całkiem sprawnie.

Dzielnica portowa wyglądała jednak znacznie gorzej. Wiele domów ucierpiało mniej lub bardziej. Ogień strawił kilka pokaźnych magazynów i dwa okręty. Smok nie oszczędził nawet jedynego portowego żurawia - cudo architekta i wynalazcy z Lantan. Grupa Venory zatrzymała się w miejscu, gdzie znajdowało się największe skupisko spalonych domów. Dzieci płakały nad zwęglonymi zwłokami, kobiety wyły nad ciałami mężów. Ruina i pogożelisko. Wciąż znajdowali się tu ludzie potrzebujący medycznej pomocy. Venora szybko rozstawiłą swój punkt na dwukółce i wraz z podwładnymi zajęła się udzielaniem pomocy. Rycerka nie żałowała żadnego zwoju, ani żadnego eliksiru.
W końcu po dobrej godzinie magicznego leczenia rycerka natrafiła na uleczonego już mężczyznę, który choć zachował życie nie potrafił ruszyć się z miejsca, leżąc bez ruchu w błocie, w wąskiej uliczce między zniszczonymi chatami.
Venora chciała obmyć mu twarz i nawilżyć usta, więc powiodła wzrokiem za wiadrem i czerpakiem, którym niedawno kogoś poiła. Niespodziewanie ujrzała Martina, niosącego jej ów wiadro. Chłopak podszedł do panny Oakenfold, lecz najpierw pochylił się nad rannym i podał mu wody pod usta. Człek napił się a wyraz ulgi pokolorował całą jego twarz.
-Niech Chutanea obdaruje was płodnymi darami… Dziękuję…- wydusił w końcu.
-Pora się odwdzięczyć- oznajmił jej, podkasając rękawy -Co mam robić?- spytał. Chłopak doskonale pamiętał jak rycerka uratowała mu życie podczas zarazy w slumsach.

- Dobrze widzieć cię całego i zdrowego. Każda pomoc się przyda - powiedziała Venora uśmiechając się do chłopaka przyjacielsko. W całym tym zamieszaniu każdy mógł stracić życie. - Trzeba będzie przenieść go do Ilmaterytów. My już nic więcej mu nie pomożemy. Za chwilę powinna dwójka moich ludzi wrócić to go zabiorą do nich - dodała cicho i ze współczuciem w głosie, po czym nachyliła się nad rannym, umoczyła płótno w zimnej wodzie przyniesionej przez Martina i zaczęła przemywać twarz mężczyzny. - Chciałam ci podziękować za troskę, a nie było okazji ku temu - powiedziała do chłopaka. - Że odwiedzałeś mnie gdy byłam w zakonnym lazarecie - uśmiechnęła się do niego ciepło. W pewien sposób intrygujące było to że znów po walce z Żelaznym spotyka Martina. Tym razem jednak były zupełnie inne, lepsze okoliczności.
Do końca dnia Venora i jej podwładni nie nudzili się ani przez chwilę. Nawet w trakcie kilku bardzo krótkich przerw na szybki posiłek ktoś błąkający się po okolicy prosił o dobre słowo, kawałek chleba, lub obmycie ran czystą wodą. Venorze trudno było szacować straty i zniszczenia ale za pewne były wielkie i bolesne dla królewskiego skarbca.

Na szczęście z informacji jakie udało jej się zebrać wynikało, że to właśnie tutaj w dzielnicy portowej były największe zniszczenia. Grube i potężne mury zamkowe wymagały nieco więcej wysiłku i inwencji niż ciskanie ognistymi kulami z powietrza.
Najbardziej podczas ataku ucierpiał kler Helma. Nie ze względu na podpalone piętro jednego z budynków. Chodziło o straty w ludziach. Przeor był jaki był, ale trzymał klasztor w ryzach. Venora miała nadzieję, że jego zastępca nie okaże się gorszy.
Gdy wracali do Górnego miasta, nie mieli już sił na nic, nawet na rozmowę. Zmęczenie doskwierało przeogromnie, ale Venora szła z satysfakcją, że zrobiła wszystko co mogła. Przed bramą świątynną pożegnała Martina, który równie pracowicie spędził południe u boku Venory.
Tak jak podejrzewała, również i świątynia Helma urządziła szpital polowy dla rannych i poszkodowanych. Ci zostali umieszczeni w holu budynku, w którym przesłuchiwana była Venora i gdzie uderzył smok z Żelaznym na jego grzbiecie.

Sir Aleksander obserwował wszystko spod balustrady na piętrze w towarzystwie Augusta. Sytuacja była opanowana, a kapłani, medycy, oraz adepci już spokojnie doglądali rannych i poturbowanych.
Panna Oakenfold poleciła swoim podkomendnym by udali się na odpoczynek. Było to tylko polecenie, bo wiedziała że mogą chcieć jeszcze pomóc przy poszkodowanych zebranych tu w świątyni. Venora, choć zmęczona była tak bardzo, że najchętniej zasnęłaby tak jak stoi, wiedziała, że musi jeszcze osobiście zdać raport przełożonemu, więc udała się spotkać z sir Aleksandrem. Dodatkową motywacją była chęć dowiedzenia się jak wielkie szkody odniósł zakon i jakie są w tej chwili nastroje.
- Melduję wykonanie zadania - odezwała się, gdy tylko stanęła przed swoimi mentorami. - Jak się czujesz sir Aleksandrze? - zapytała. Kryspina przywitała z ulgą, teraz ciesząc się, że nie mógł uczestniczyć w komisji, co najpewniej uratowało mu życie.
-Dobrze, dziękuję. Teraz musimy czekać, aż domy tych nieszczęśników zostaną odbudowane. Wyślemy do pomocy adeptów, tak jak i inne świątynie. Teraz możesz pójść odpocząć. Jutro odbędą się obrady rady starszych. Gdy się zakończą poślę po ciebie z wiadomością co dalej-
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 08-08-2017, 23:25   #270
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
- Czyli mogę wrócić do swojej celi mieszkalnej... ? - dopytała paladynka, by mieć pewność. Rycerz skinął jej głową spokojnie.
Venora od razu poczuła się lepiej. Widząc, że mężczyźni są równie zmęczeni jak i ona, zdecydowała odpuścić sobie rozpatrywanie ich uznając, że przy kolejnym spotkaniu będzie miała przecież do tego okazję.
Pokłoniła się przed nimi i wyszła.
Będąc na korytarzu rycerka skierowała kroki na zewnątrz, idąc prosto do budynku koszar, gdzie znajdowała się jej komnata. Ale w połowie drogi wspomniała sobie, że ciężko będzie jej zdjąć samej pancerz a i tak był on z przydziału świątynnego. Dlatego zatrzymała się i zmieniła kierunek.
~ Znajdę jeszcze siłę na rozmowę z Virgiem ~ uznała, a przy okazji będzie miała osobę do pomocy przy ściąganiu żelastwa. ~ To był długi, szalony dzień ~ pomyślała idąc do magazynu.


Na miejscu ujrzała opustoszały magazyn i od razu skierowała się na zaplecze. Tam Virgo siedział wygodnie na stołku przy niewielkim, okrągłym stole. Kulejący kapłan popijał wino ze srebrnego pucharu, a gdy ujrzał w progu młodą rycerkę od razu się ożywił.

- Witaj ponownie - Venora uśmiechnęła się i podeszła do niego. - Pomyślałam sobie, że w końcu oddam tą zbroję - powiedziała wesołym tonem i poklepała napierśnik pancerza. Położyła zaraz tarczę na pustej skrzyni i zaczęła odwiązywać miecz, a po nim buzdygan od pasa. - Chyba jeszcze nie widziałam nigdy by było tu tak pusto - dodała rozglądając się po pomieszczeniu.
-Ani ja…- potwierdził kapłan -Ale to pokazało jak niewielki mamy zapas tutaj…- zasmucił się nieco.
-A właśnie! Twoja zbroja! Odwiedziłem kilka razy tego zapitego krasnoluda… za każdym razem, kiedy pojawiałem się w jego domu był w gorszym stanie, ale zbroja za to prezentowała się lepiej i lepiej…- wspomniał.

- To chyba dobrze… - sama nie wiedziała czy się z tego cieszyć czy nie, bo nie czuła się dobrze słysząc, że krasnolud zatraca się mocniej w pijaństwo. - Pomożesz mi z tym? - skinęła na zbroję. - Ledwo już stoję po dzisiejszym dniu. Jej, jakby ktoś mi powiedział, że zabije dziś smoczydło to byłabym cholernie sceptyczna - uśmiechnęła się wciąż zadowolona z siebie.
-Jak tego dokonałaś?- spytał, zabierając się za odplątywanie rzemieni trzymających elementy pancerza na ciele rycerki.
- Nie mam pojęcia - odparła mu z rozbawieniem. - Chyba jedynym logicznym wytłumaczeniem jest to, że Tymora musiała być zadowolona z ofiary jaką złożyłam jej w Marsember - dodała. - Żelazny był tak pełen pychy, że przybył tu po mnie na grzbiecie czerwonego smoka… - pokręciła głową. - Marret go mocno sponiewierała, ja początkowo jedynie ograniczałam się do leczenia jej... Ale kiedy i ona poległa to nie było wyjścia. Mając wyłącznie miecz i paladyńskie moce udało mi się go dobić. Patrzyłam mu w oczy kiedy umierał, gdy dociskam miecz wbity w jego pierś - mówiąc o tym sama była zafascynowana swoim czynem.

-Walczyłaś u boku lady Marret?- spytał zdumiony kapłan -Kiedy przestaniesz zaskakiwać?- spytał kręcąc głową. Po kilku chwilach napierśnik półpłytowej zbroi był już ściągnięty. Virgo podniósł go i przyjrzał się prześwitującemu przez dziury światłu lampy.
-Na niewiele się zda, ale nic. Zaniosę go do tego zapitego krasnoluda. Niech ma zajęcie…- zaśmiał się mężczyzna -Gdzie się teraz udasz? Co poczniesz?- spytał -I co z Albrechtem?- przypomniało mu się o jej kompanie.
Venora pozbawiona ciężaru na ciele przysiadła się na skrzyni stojącej najbliżej stolika, przy którym wcześniej siedział Virgo. Już miała mu odpowiedzieć po kolei na każde z pytań, gdy te ostatnie zbiło ją z tropu. Poczuła pieczenie na policzkach i nie dość, że się zarumieniła to jeszcze na jej obliczu widoczne było zmieszanie.
- Musiał zostać w Ilipur… - zaczęła odwracając spojrzenie. - Ale już powinien mieć się dobrze… - dodała w zamyśleniu licząc ile to już dni minęło odkąd statek Okhe wypłynął z Marsember. - Niestety w ostatniej walce, z beholderem, został zamieniony w kamień - wyznała ze zbolałą miną. - Ale w Marsember znalazłam zwój, który go powinien odmienić. Mam taką nadzieję… - dodała z zawstydzeniem i wbiła spojrzenie w stolik. - Jeden kapłan, który dziś zeznawał przeciw mnie, wspomniał o uczuciach jakie Albrecht do mnie ma. Chcieli mi udowodnić, że go uwiodłam… - Venora zrobiła się jeszcze bardziej czerwona. - Ale ja naprawdę nie wiedziałam, on nic mi nigdy nie powiedział…

Virgo z powagą przyjął krótki raport paladynki, ale kiedy wspomniała o uczuciu kapłana do niej, rozpromienił się. Na jego ustach pojawił się niewielki uśmiech -Czyli krótko mówiąc ktoś go odczaruje i dołączy do ciebie tutaj?-
Rycerka wzruszyła ramionami.
- Znaczy... Tak, zwój miał trafić w ręce Okhe, kapłanki Kossutha, z którą nawiązałam sojusz będąc na Smoczym Wybrzeżu. Ale nie wiem czy Albrecht wróci - stwierdziła z ubolewaniem. - Tuż przed walką, która doprowadziła ostatecznie do zniszczenia gildii wspierającej kultystów Bane'a Albrecht wspomniał, że będzie to okazja, żeby wprowadzić Helmitów do Ilipur. Chciałam go odwieść od tego, przekonać, że najpierw musimy wrócić tu, wysłać misję zgodnie z zasadami kościoła. Nawet się zgodził ze mną… - westchnęła ciężko. - Ale wtedy okazało się, że gildią rządzi beholder... Zabiliśmy go, ale Albrecht został w trakcie walki spetryfikowany. Więc teraz możliwe jest, że po prostu tam zostanie i przystąpi do swojego planu…

-Gdybyś miała znaczyć na mieczu każdego pokonanego przeciwnika, to beholder liczyłby się jako jedna kreska?- zapytał uśmiechając się pod nosem Virgo.
- To nie jest tak, że sama z nim walczyłam i go pokonałam - odparła Venora. - Była ta kapłanka Kossutha, dwóch jej wojowników, Harfiarka Gritta, Albrecht, Balthazaar oraz kilkunastu najemników, którzy pracowali na usługach tamtej gildii, ale udało mi się ich przekonać do walki po naszej stronie - wyjaśniła. - ... Ale sądzę, że dałabym za niego tyle kresek ile ma oczu - odpowiedziała na koniec z rozbawieniem.
-A przypomnij mi kim jest Balthazaar?- Virgo zmarszczył brwi.
- To smoczydło, jest wojownikiem - odpowiedziała. - Dobre smoczydło, potomek miedzianego, może spiżowego smoka, nie takie jak Żelazny - wyjaśniła prędko. - Przysłał go sir Morimond, żeby chronił mnie... Tak jakby. Nawet nie wiesz jak mnie wystraszył kiedy pojawił się akurat w momencie kiedy z Albrechtem i jego niebiańskim pomocnikiem szturmowaliśmy kultystów… - pokręciła głową wspominając tamtą chwilę. - On wrócił ze mną do Cormyru. Rozstaliśmy się na błoniach Suzail. Czeka aż uporządkuję swoje sprawy tu i wtedy ma mnie zaprowadzić do kogoś o kim pisał w swoim liście Morimond.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:29.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172