Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-08-2017, 12:14   #115
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Dean czuł, że jakaś uśpiona siła w jego podświadomości zbudziła się. Do tej pory tkwiły skryta gdzieś w szufladce pomiędzy przykrymi, wypartymi wspomnieniami a fobiami i kompleksami. Znienacka aktywowała się i niczym idealny wirus przebiła się przez wszystkie systemy obrony, opanowując całe ciało. Bez niej nie byłby w stanie tak po prostu zaatakować drugiego człowieka. Całe życie poruszał się w społeczeństwie, w którym agresja była niedopuszczalna. Jego umysł nie przywykł do wymierzania jej, jednakże ciało w jakiś pierwotny sposób pamiętało, co ma robić. Być może zapomniane, szczątkowe ścieżki nerwowe datujące się na tysiące lat przed naszą erą, wprost do czasów jaskiniowców i prehistorycznej walki o przeżycie, tylko czekały na odpowiedni moment. Taki jak ten.

Uderzył w lewą rękę dzikusa naostrzonym tasakiem, jak gdyby to była piniata a on pięciolatkiem na imprezie urodzinowej. Przeciął skórę, tkankę, otworzył ranę… ciął dalej… coraz szerzej… szerzej… trafił na kość… chrzęst, zgrzyt… ramię zacisnęło się mocniej... siła, trzeba więcej siły!... aż zmiażdżył gnat.

Policzki van der Veena zarumieniły się. Krew zaczęła szybciej krążyć. Ani jedna myśl nie powstała w jego umyśle. Zamiast tego ośrodki nagrody iskrzyły endorfinami, wywołując uśmiech na twarzy. Zupełnie jak gdyby trafił piłką w kosza podczas decydującego mecza koszykówki... a nie tasakiem w drugiego, odczuwającego człowieka.

I - niech Bóg ma w opiece jego duszę - nie zakończył na tym. Wydobył ostrze z ciała, podniósł je wysoko. Spojrzał na ściekający szkarłat. Nie należał do niego, Claire ani Kim. Nikt z jego plemienia nie ucierpiał, wręcz odwrotnie. Czuł, że prawie dostaje erekcji, upajając się krwią wroga. Był spragniony więcej. Zemsty za Hoy, Marshall, Gaudencio i przyjaciół, którzy padali w lasach. Bezlitośnie zamachnął się, uderzając w podbrzusze. Odciął penisa, spoglądając w oczy dzikusa. Chciał ujrzeć w nim przebłysk bólu, a przede wszystkim zrozumienia, że zdarzyło się coś nieodwracalnego. Ta rana nie zagoi się. Żałował, że nie jest telepatą. Wtedy mógłby poczuć, jak bardzo przykro jest potworowi, że wyszedł z tego przeklętego lasu, aby podnieść rękę na obozowiczów. Zamiast tego Dean nieco bardziej standardowym zmysłem słuchu odebrał przeraźliwy ryk agonii.

- Zdaje się, że trafiliśmy - rzekł do Claire. Wnet jednak podniósł wzrok, kiedy Jeźdźcy Rohanu przybyli na miejsce z niespodziewaną odsieczą. Na ich czele nie był Gandalf, lecz Danny, a poruszał się nie na białym rumaku, lecz w żółtym autobusie… co bynajmniej nie umniejszało jego zajebistości.

Doskoczyli z Claire, aby podać mu kalekę. Kim przeżyła i należało ją zabezpieczyć. Wszystko wskazywało na to, że Danny i Marty byli kompetentnymi obozowiczami i mogli zapewnić jej ochronę. Dean po części chciał wskoczyć do autobusu wraz z innymi, jednak obawiał się, że zbliżająca się horda dzikusów oblęży pojazd. Dzieląc się mieli większe szanse zawiadomić pomoc. Albo Danny zdąży uciec i wezwie policje, albo uda się to Deanowi i Claire.

Obrócił się, aby pobiec na molo. Niczym błyskawica przemknąć przez całą jego długość, zdjąć buty i wskoczyć do jeziora. Następnie płynąć daleko i wyjść na bezpieczny brzeg. Kontynuować oryginalny plan.

Spojrzał na Claire, by sprawdzić, co postanowiła.
Okazało się, że nie zwlekała. Zrównała się z nim w biegu, dotrzymując mu kroku. Powitali wody Beavers Creek Lake, trzymając się za dłonie.
 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 12-08-2017 o 01:51. Powód: literóóóóóóóóóóóóóowka
Ombrose jest offline