Brock ruszył biegiem w kierunku molo. Pamiętając jednak o potencjalnym zagrożeniu ze strony przyjacielskiego ognia, żołnierz starał sie zachować pełną ostrożność. W gęstym dymie i pod osłonę kamuflażu nawet taki snajper jak David mógł omyłkowo wziąć go Eddiego za jednego z terrorystów.
Walcząc z apetytem na świeże mózgi, którymi akurat obrodziło w tej okolicy, Eddie znalazł się w pół drogi do mola. To był jego czas! Idealnie byłoby złapać rakietę, ale gęsty dym nieco utrudniał jej zlokalizowanie.
- Mam kontakt - Brock zakomunikował reszcie zespołu - Jaki jest stan rakiet?
- Unieszkodliwione - powiedziała Sandy.
- Już? Kto to zrobił? - Eddie był pod wrażeniem. Wyraźnie dzisiejszego dnia, poza absorbowaniem eksplozji granatów, komandos nie zdziała wiele więcej. Ich zespół był wyraźnie zbyt efektywny.
- Owen.
- To co zostało do zrobienia?
- Jak chcesz się koniecznie wykazać - powiedziała z perlistym śmiechem Sandy -To możesz pokazać jaki jesteś silny i pobić resztę terrorystów. Ale śpiesz się, została tylko dwójka.
Brock wzruszył ramionami. Może przynajmniej spróbować podkraść się do przeciwników. Pod zasłoną dymną i w kamuflażu nie powinno być to aż tak trudne. |