Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-08-2017, 00:42   #65
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Jessica zaklęła bezgłośnie gdy zdała sobie sprawę z tego, że zapomniała wyłączyć światła w wozie. Powinna o tym pomyśleć, a nie pomyślała. Co prawda gdyby to zrobiła tamci pewnie wpakowaliby się im w tyłek i nawet jej umiejętności by nie pomogły przy reanimacji któregokolwiek z wozów, to jednak… Dlatego też to Lester był od planowania, a nie ona. Nie potrafiła zawczasu dostrzec całego obrazu wydarzeń, przez co popełniała tego typu, fundamentalne błędy. Było już jednak za późno by cokolwiek zmienić.

Przybysze wylegli ze swojego auta i teraz znaczyli nowo nabyte przez siebie terytorium rozwalając tylny reflektor. Jakby dobyta broń i sposób przybycia nie były wystarczającymi dowodami na niezbyt pokojowe zamiary tej czwórki. Sama nie miała z nimi jednak szans i to żadnych. Pewnie, mogłaby chyba zlikwidować z jednego do dwóch gdyby się postarała i miała sporo szczęścia przy drugim strzale. Albo gdyby tamci odpowiednio zagapili, ale liczenie na łut szczęścia nieco zbyt mocno zakrawało jej na samobójstwo. Przynajmniej w tej sytuacji.

I pewnie, mogli być wkurzeni bo mieli sprawę a tu interesujące ich osoby im zwiały. I pewnie, może dałoby się wszystko załatwić ugodowo, Jess jednak ryzykować nie zamierzała. Tym bardziej, że to od niej teraz zależało czy Ana dotrze do chłopaków i czy uda się jej dostarczyć im broń, bez której z tymi tutaj będzie im ciężko sobie poradzić. Nie żeby wątpiła w umiejętności braciszków ale… No realista czasem trzeba było być i ta sytuacja jak nic do takiego właśnie myślenia skłaniała.

Podobnie jak skłaniała do tego by ruszyć dupę i oddalić się poza zasięg strzału. Biorąc pod uwagę, że jej karabinek miał większy zasięg niż strzelby i pistolety przeciwników, dystans działał tu tylko i wyłącznie na jej korzyść. Tyle tylko że… No tak, każdy kolejny krok, mający na celu zwiększenie odległości między nią, a mężczyznami, oddalał ją także od jedynego źródła światła, zmuszając do wkroczenia w atramentowy mrok nocy. Ten sam mrok, który krył wszystko to, co nie pozwalało jej spokojnie zasnąć, co zmuszało ją niewolniczymi łańcuchami przykuwało ją do latarki. Tej samej, którą oddała Lesterowi.

Troska o braci była jednak silniejsza od strachu, co było jedyną rzeczą, która pozwalała jej zachować resztki szacunku do samej siebie. Także i w obecnej sytuacji wymuszała ona na niej działanie niezgodne z jej instynktem, a wszystko to po to by dać Lesterowi i Simonowi realną szansę na pokonanie napastników, w sytuacji gdy ci faktycznie okażą się mieć co do nich złe zamiary. Wbrew bowiem temu, co widziały jej oczy i co podszeptywał głos w jej głowie, Jess nadal nie mogła całkiem uciszyć tego, który twierdził że w każdym człowieku jest coś dobrego i tylko od niej zależy czy zdecyduje się dostrzec tą stronę, czy też porzuci ją na rzecz postawy silniejszego. Lest nazywał to naiwnością, Saimon twierdził że to słodkie, obaj uważali że to po prostu babska rzecz i wina mądrości, które to matka Jess próbowała córce przekazać. Mądrości, które może i miały jakiś sens w dawnym świecie ale niekoniecznie sprawdzały się w obecnym.

Krok po kroku, ostrożnie by nie potknąć się ani nie wywołać większego hałasu niż ten, który powodowała czwórka mężczyzn przy samochodach, zaczęła się od nich oddalać, nie spuszczając z nich oczu. Patrzenie pod nogi i tak nie miało sensu bo w panujących ciemnościach i tak niczego nie byłaby w stanie dostrzec. Stąd ślimaczy postę jej odwrotu, który dla samej jess wydawał się jeszcze wolniejszy niż rzecz się miała faktycznie. Nie mogła jednak przyspieszyć bo wtedy ryzykowałaby zwróceniem na siebie uwagi, a na to zamierzała poczekać do chwili, gdy nie będzie miała innego wyboru. Gdy tamci ruszą za Aną chcąc ją pochwycić lub gdy zaczną strzelać. Co by się nie działo musiała dać barmance czas na dotarcie do braci i przekazanie im zarówno nowin jak i przede wszystkim broni.

Jess starała się odczołgać jak najdalej od drogi. Jak najdalej od światła. W głąb ciemności nocy, próbując przezwyciężyć swój strach. Ci nowi na drodze zachowywali się chaotycznie i nerwowo. Ale choć głównie zajmowała ich chyba oddalająca się sylwetka kelnerki to często też rozglądali się dookoła próbując przebić wzrokiem ciemność więc chyba nawet w stanie wzburzenia liczyli się z tym, że ktoś z załogi maszyny może być gdzieś na poboczu.

- Hej ty! Stój! Stój bo strzelam! - krzyknął ten z pistoletem do odbiegającej Any. Jess słabo już widziała jej aylwetkę ale dziewczyna chyba odwróciła się ale biegła dalej.

- Rozwal dziwkę! - ponaglił go ten ze strzelbą. Ten z łomem ze złości uderzył w przednią szybę samochodu Thornów i doszedł do Jess odgłos kruszonego szkła. Samochodwoe szkło nie pękało jednak tak łatwo jak zwykłe więc po pierwszym uderzeniu doszły kolejne.

Ten z pistoletem posłuchał bo faktycznie strzelił. - Wracaj szmato bo cię rozwalę! - krzyknął do kelnerki. Ta zatrzymała się gdy strzał huknął przez nocne powietrze. Strzał jeśli nie krzyki, powinien zaalarmować braci. No ale jeszcze musieli mieć okazję by zorientować się co się dzieje i potem zareagować.

- Zaraz to ta cizia z baru w Pendleton. - powiedział ten ze strzelbą zupełnie jakby mrużył oczy do wracającej z wyraźną obawą dzewczyny. Ta krzyknęła prosząco by nie strzelal więcej. Wracała z pustymi rękoma bo trzymała je w górze.

- Kurwa zabrali broń. Są puste uchwyty. Ale zostawili rzeczy. Nie mogli pójśc daleko. - powiedział ten z łomem który w międzyczase zaczął bez ceregieli grzebać we wnętrzu pojazdu dość hałaśliwie wyrzucając i niszcząc co mu wpadło pod łom albo ręce.

- Nie strzelajcie! Nic wam nie zrobiłam! - powiedziała trzęsącym się z obawy głosem czarnowłosa kelnerka.

- Jasne kurwa. - powiedział ten ze strzelbą i splunął w wodę zalewajacą ulicę.

- No cześć. Dalej lubisz klepanie po tyłku mała? - powiedział ze złosliwą lubieżnością ten zpistoletem i powracającą dziewczynę trzepnął łapą we wspomniane miejsce. Dziewczynacicho sapnęła i odwrócila się do niego przodem cofając się w tył ale wtedy złapał ją za nadgarstek ten ze strzelbą i popchnął ją na maskę pojazdu Thornów.

- Gdzie oni są?! Gadaj! - huknął na roztrzęsioną kelnerkę ten ze strzelbą. Ten z pistoletem stanął z drugiej strony i tak stali nad roztrzęsioną dziewczyną jak kat nad biedną duszą.

- Nie wiem! Koło strzeliło i gdzieś poszli po nowe a mnie zostawili tutaj by pilnować rzeczy i samochodu. - wudukała przestraszona kelnerka patrząc nerwowo to na jednego to na drugiego z uzbrojonych mężczyzn.

- Co to za jedni? - zapytał ten ze strzelbą.

- Nie wiem. Fala szła to wskoczyłam to pierwszego samochodu jaki mi sie udało. Jacyś goście od nas chyba. Nie wiem kim są. - czarnowłosa dziewczyna opierała się na maskę i jakby mogła pewnie by się w nią wtopiła byle uciec przed tymi dwoma typami. Oni zaś spojrzeli na siebie nawzajem jakby zastanawiali się czy jej uwierzyć czy nie.

- Ej chłopaki. - powiedział nagle ten z łomem który wyszedł z samochodu i patrzył gdzieś w stronę pobocza. Tego na ktorym probowała odczołgać się Jess. Udało jej się już przebyć na tyle, że była z jakieś dwadzieścia albo i trochę więcej kroków od drogi i samochodów. Ale właśnie po ciemku chyba weszła na jakąś blachę czy coś bo odbiła od jej ciężaru z metalicznym brzdęknięciem. To usłyszał ten z łomem? A może zauważył ruch? Albo mu sie zdawało. Po ciemku Jess nie była pewna czy patrzy na nią, obok, za nią czy tylko ogolnie w strone “jej” pobocza. Widzała plamę jegotwarzy raczej od frontu i tyle. Tamci dwaj widząc zahcowanie i spojrzenie towarzysza przestali przesłuchiwać Anę i też spojrzeli w tą samą stronę. Co zrobią? Pójdą sprawdzić? Oleją? Wrócą do rozmowy z Aną?

To że Ana wróciła bez broni pozwalało przypuszczać, że chłopaki zdołają ją w jakiś sposób odzyskać. Może barmanka rzuciła ją przed siebie? Niestety, kobieta była wtedy za daleko by Jess mogła mieć pewność co do tego, a zdawanie się na nadzieję i dobre życzenia… Nie, lepiej było przyjąć że nadal tylko ona ma w rękach coś porządnego i mającego większy zasięg. Problem polegał na tym, że chyba przypadkiem zwróciła ich uwagę, co mogło pozbawić ją przewagi w postaci efektu zaskoczenia. Przywarła więc do ziemi, jakby była dawno nie widzianą, najlepsza przyjaciółką. Cholera, przecież uważała, starała się i robiła wszystko to czego ją Simon nauczył. Tyle tylko że te nauki odbywały się zwykle w świetle dnia, co najwyraźniej w sposób znaczący zmniejszało stopień trudności. No ale trzeba było też patrzeć na pozytywne strony, którą to niewątpliwie był oddany przez jednego z czwórki, strzał. Nie było szansy na to żeby Lest i Simon tego nie usłyszeli, a skoro usłyszeli to wiedzieli już też o kłopotach przy wozie, więc pewnie od razu ruszą z odsieczą. Taką przynajmniej miała nadzieję i tylko dlatego trzymała się jeszcze jako tako, ignorując wciskające się na chama podszepty nie pozwalające jej zapomnieć o tym gdzie się znajduje i co ją ze wszystkich stron otacza. Myślenie o tym byłoby jednak w obecnej chwili równe samobójstwu więc zamiast tego zaczęła kombinować co dalej. Pewnie, mogłaby czekać i zobaczyć co tamci zrobią, czy ruszą w jej stronę czy nie. Zapewne takie wyjście byłoby najrozsądniejsze w obecnej sytuacji. Tyle tylko, że gdyby udało się jej odciągnąć uwagę tamtych od rzeki i kierunku w którym powinni znajdować się braciszkowie, dawałoby to im przewagę pozwalającą na podjęcie efektywnych kroków mających na celu wyeliminowanie zagrożenia. W takich sytuacjach spojrzenie Jess zwykle wędrowało w kierunku Lesta, który podejmował decyzje. Teraz nie mogła tego zrobić, musiała sama decydować i wybrać opcję, jaka przyniesie najmniejsze szkody. Ochota na to by warknąć z gniewu i bezsilności, rosła z każdą chwilą, tworząc gulę w gardle, która na szczęście owe odgłosy powstrzymywała. Decyzja… Nie, decyzja była prosta do podjęcia, trzeba było tylko zmusić ciało by posłuchało umysłu. By tkwiło w miejscu, tak blisko ziemi jak się tylko dało. By nie wypuściło broni z dłoni, by trzymało ją gotową do strzału, nakierowaną na tego, który najwyraźniej miał lepszy słuch od pozostałych. Gdyby faktycznie chcieli ruszyć w jej stronę, nie daliby jej wyboru, musiałaby skorzystać z przewagi zasięgu Busha i podjąć walkę, której wolałaby jednak uniknąć tak długo jakby się dało. Podjąć ją musiała także w sytuacji gdyby powróciwszy uwagą do Any zamierzali skorzystać ze swojej przewagi i się do niej dobrać. W jakikolwiek sposób. W końcu barmanka pomogła zarówno jej jak i chłopakom, a teraz trzymała ich lokację a także to, że Jess była gdzieś w pobliżu, w tajemnicy. Rusznikarka nie mogła pozwolić by za to poświęcenie tamtą spotkało coś złego. Miała u niej dług, a długi należało spłacać. Z bijącym w szalonym tempie sercem, czekała na kolejny krok przeciwników, gotowa w każdej chwili oddać serię w ich kierunku. Oddać serię i odturlać się, oczywiście, bo siedzenie w miejscu po strzale byłoby w obecnych warunkach czystą głupotą.

Głowy znieruchomiały i Jess zdawało się, że wszyscy wpatrują się właśnie w nią i pewnie doskonale ją widzą. Cisza zdażała się przedłużać w nieskończoność. Wreszcie tamci przy masce wozu i kelnerce postanowili się widocznie zająć czymś ciekawszym. - Nic nie widzę. - pwiedział ten ze strzelbą.

- Chyba coś słyszałem. - upierał się ten z łomem patrząc wciąż przez wysokość dachu gdześ przeszukując wzrokiem ciemność na poboczu. W głosie jednak pobrzmiewała mu niepewność i zwątpienie.

- To kurwa idź sprawdź! - warknął rozzłoszczony ten ze strzelbą.

- Sam? A jak tam gdzieś są? A jak mają broń? Przecież strzelali do nas. Nic nie zobaczę po cieku póki do mnie nie strzelą. - ten z łomem odwrócił się w stronę kolegów i pomysł chyba mu się nie spodobał. Zwłaszcza jak pozostała dwójka wciąż zajmowała się kelnerką.

- No jaki debil! Weź latarkę z samochodu! I we dwóch sprawdźcie pobocze! A my z Salem zaraz do was dołączymy. Tylko sprawdzimy tą dziwkę. - pogonił kolegę ten z pistoletem i na koniec znów zaintersował się Aną. Mówił z jakimś takim złowróżbnym tonem co nie zwiastował nieuzbrojonek kobiecie przyjemnych chwil.

- Dobra, chodź Josh, weź latarkę i sprawdzimy okolicę. W wy tej dziwki się spytajcie, musiała przecież widzieć gdzie poszli. - warknął obrażonym tonem ten z łomem wracając w stronę ich samochodu. Ten chyba kierowca wciąż tam stał i nie zbliżał się do samochodu Thornów ani grupki przy niej.

- Hej chłopaki ale co wy właściwie chcecie jej zrobić? To nie ona strzelała. Z prozdu siedziało dwóch facetów a dwie laski z tyłu. Wiem co widziałem. To któryś z nich strzelał, ten co był od strony pasażera. Żadna z tych lasek, one b… - zaczął mówić ten co robił za kierowcę i też zaniepokojonym głosem. Choć sprawiał wrażenie, że raczej teraz niepokoi go rozwój sytuacji.

- Dobra daj spokój, to przecież zwykła dziwka. Bierz latarkę i idziemy. - machnął reką zrezygnowanym tonem ten z łomem ponaglajac młodego chyba kierowcę by sięgnął do samochodu po latarkę.

- Właśnie kochana. - zaczął ten z pistoletem wracając uwagą i słowem do przyszpilonej do maski kelnerki. - Gdzie oni wszyscy poszli po te koło? Przecież tu kurwa dookoła nic nie ma. - wysyczał do niej jedowitym tonem zbliżając do niej swoją twarz.

- No… No tam poszli. Jeden z nich mówił, że tam coś jest. Można zabrać koło i wrócić. - wyjąkała w końcu z wahaniem Ana wyraźnie już przestraszona.

- A ta druga? Ta co siedziała obok ciebie? - zapytał ten ze strzelbą widząc chyba brakującą osobę w tej załodze.

- No… Poszła z nimi. - Ana zawahała się i machnęła dłonią gdzieś w stronę drogi. Na ucho Jess jednak tym razem jakoś nie zabrzmiało to zbyt przekonywująco. Tym dwóm chyba też nie. Ten ze strzelbą chlasną ją na odlew w twarz. Barmankąprzygięło i osunęła się na maskę. Zaraz jednak ten sam typ złapał ją za ubranie i ponownie postawił do pionu.

- I zostawili obcą laskę do pilnowania samochodu? Nie rżnij głupa zdziro! Ci szmaciarze strzelali do mojego brata! Muszą za to zapłacić! - wrasnął ten ze strzelbą szarpiąc drobniejszą dziewczyną.

- No! Gadaj jak było! Wiesz co spotyka takie małe, brudne kurewki które myślą, że są cwane?! Złe rzeczy! A jak powiesz i będziesz miła dla nas to my będziemy mili dla ciebie. - powiedział ten z pistoletem gdy kolega przestał szarpać Aną choć wciąż ją trzymał za ubranie. W tym czasie druga dwójka chyba znalazła latarkę bo z ciemności dobiegł punkt światła który szybko przemienił sie w słup jaki przecinał ciemność.

- Ale chłopaki weźcie dajcie trochę na luz co? - zaproponował ten kierowca który chyba trzymał latarkę. Skierował ją bowiem wzdłuż drogi na nieruchomą brykę Thornów.

- Nie bądź pizda! - warknął na niego ten z łomem. Trzepnął go zachęcająco w ramię na znak, że powinien dać spokój.

- Właśnie Josh, stul dziub to też coś ci skapnie. Przecież tylko rozmawiamy z koleżanką nie? Nic jej nie jest. Prawda mała? - ten ze strzelbą co wciąż trzymał Anę potrząsnął nią pytająco.

- Sal coś cię pytał szmato. - ten z pistoletem trzepnął ją w potylicę i Ana w końcu pokiwała jakoś głową.

- No widzisz Josh? Nie ma co panikować. Miło sobie rozmawiamy. Ana przecież jest taką miłą dziewczyną. Dla nas też. Prawda? Będziesz dla nas miła? - ten z pistoletem powiedział wyraźnie usatysfakcjonowanym i prawie wesołym głosem. Zaśmiał się wesoło gdy barmanka w końcu znowu pokiwała głową.

- Chodź Josh, zostaw to. Musimy sprawdzić czy reszty tych dupków gdzieś tu nie ma. Nie rób nam problemów to my też nie będziemy ci robić problemów. Chcesz mieć problemy przez jakąś brudną dziwkę? Po co ci to? - łomiarz burknął w końcu do kierowcy i popchnął go w stronę pobocza. Kierowca z ociąganiem ale zaczął w końcu oświetlać teren pobocza latarką przeszukując światłem dość chaotycznie teren.

- Nie pisałem się na to. Dorwać tego co strzelał to jedno ale to… - kierowca pokręcił głową wymownie wskazując dłonią w stronę trójki przy masce pojazdu. Ci dwaj co tam zostali trochę ciągnąć a trochę popychając barmankę przeszli za burtę osobówki Thornów.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline