Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-08-2017, 00:44   #66
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Więc o to im chodziło… I tyle by było pobożnych życzeń w kwestii pokojowych rozwiązań. Jeżeli Jess miała jeszcze gdzieś zachomikowane nadzieje na takowe to właśnie jej z głowy wyleciały i odfrunęły w siną dal. Nie było też czasu na dalsze rozmyślania co i jak. Przeciwnicy się zbliżali, tym razem uzbrojeni także w źródło światła. Mogła zwiewać, co ewentualnie powinno się udać jako że snop latarki dawał raczej nędzną widoczność, bardziej w sumie przeszkadzając niż pomagając. Mogła też zrobić to, co chyba powinna zrobić jakiś już czas temu.

I tak też zrobiła, celując w tułów tego, który chętniejszy do agresywnego zachowania się wydawał, licząc na to że tamten drugi zawaha się nieco nim wymierzy i strzeli, co dałoby jej czas na odturlanie się i przyłożenie do kolejnego strzału. Co by nie było musiała tych dwóch wyeliminować tak szybko jak się dało, jeżeli miała jeszcze pomóc Anie. No i jeżeli miała sama przeżyć, bo jakoś wątpiła by po potraktowaniu z Busha jednego z nich, pozostali mieli ochotę na łagodne traktowanie winowajczyni. Z tą myślą i planem w głowie, nacisnęła spust.

Rusznikarka miała na tyle duży komfort w danej sytuacji, że miała czasu aż nadto by wycelować w maszerującą sylwetkę. Śledziła ją przez przyrządy celownicze karabinka ale w panujących ciemnosciach było to o wiele mniej efektywne niż w dzień. Czarny metal muszki i szczerbinki zlewał się z czernią sylwetki więc w sporej mierze musiała celować “po lufie” i na wyczucie. Cel jednak był całkiem spory jeśli nie celowało się w jeden punkt tylko w ogólny zarys sylwetki. Nawet na chwilę był uprzejmy zatrzymać się gdy kierowca też się zatrzymał by zataczać dość szybkie i niedbałe łuki swoją latarką co jeszcze ułatwiło Jess sprawę. Cel był też w czysto symbolicznej odległości jak na możliwości amunicjji 5.56.

Gdy rusznikarka pociągnęła za spust broni karabinek lekko szarpnął. Ale pojedynczy wystrzał nie był tak mocny jak triplet czy strzelanie serią więc strzelec nie miała żadnych trudności z opanowaniem tego naturalnego odruchu broni. Końcówka lufy rozbłysła ogniem a zaraz potem dał się słyszeć huk wystrzału przecinające nocne powietrze. Efekt był natychmiastowy. Tym który szedł z jakąś rurką czy łomem szarpnęło i zachwiało. Jęknął gdy pocisk wybił mu powietrze swoją mocą i pewnie wyleciał z tyłu. Przy początkowych wartościach po trafieniu w taki odkryty i nieopancerzony cel pocisk pośredni 5.56 był w stanie to zrobić bez większych trudności.

Zaraz też nastąpiła reakcja otoczenia. Gdy Jess się odturlała po ziemi by choć trochę zmienić stanowisko strzeleckie wokół na cichej dotąd scenie zapanował chaos. Krzyczyeli chyba wszyscy co tylko mogli. - Tam! To gdzieś stamtąd! - krzyczał spanikowany wyraźnie kierowca a światło latarki w trzęsącej się widocznie dłoni wierzgało po okolicy Jess. Kierunek był mniej więcej dobry ale czy z nerwów czy niedokładności choć momentami promień światła ślizgał się tuż obok dziewczyny z karabinkiem to zaraz potem wędrował dość daleko. Istniała jednak groźba, że jeśli to potrwa to jednak ją znajdą.

- Kurwa! Dostałem! Trafili mnie! - wrzeszczał boleśnie ten trafiony. Jęczał przy tym i sapał z bólu bo trafienie w korspus kalibrem 5.56 zawsze było groźne i poważne. Przy samochodzie też dobiegały jakieś krzyki i szamotaniny. Na razie jednak nikt chyba nie strzelał nie będąc pewnym gdzie właściwie znajduje się napastnik. Każdy kolejny strzał i błysk broni w ciemnościach jednak pozwalał całkiem nieźle zlokalizować strzelca. Gdy Jess zatrzymała się w końcu o krok czy dwa dalej od miejsca skąd oddała strzał zorientowała się, że ci dwaj z latarką nadal są mniej więcej gdzie byli. Ten z latarką jedną ręką chyba pomagał zebrać się postrzelonemu a drugą oświetlał chaotycznie teren mniej wiecej w jej stronę. Chyba chcieli zwiać za osłonę pojazdu. Ci za samochodem Thornów byli lepiej oświetleni. Ale zdążyli kucnąć za pojazem więc stanowili o wiele mniejszy cel do trafienia. Gdzieś tam między nimi byla też i kelnerka z baru.

Jessica nie zamierzała spoczywać na laurach. Trafiony może i chwilowo został wyeliminowany ale pozostał jeszcze ten, który go próbował podnieść i zapewne odtaszczyć poza zasięg strzału. Miał przy tym tą cholerną latarkę, która działała na jej niekorzyść. Musiała zatem jego też wyeliminować korzystając przy tym z powstałego zamieszania. Tymi, którzy znajdowali się za autem, chwilowo postanowiła się nie interesować. Musiała skupić swoją uwagę na pojedynczych celach bo inaczej całą sprawę szlag trafi. No i liczyła też trochę na to, że tamtymi zajmą się braciszkowie, korzystając z tego że ona ściągnęła na siebie całą uwagę. Nie była też pewna jak długo uda się jej utrzymać nerwy na wodzy, a zagłębianie się w coraz gęstszy mrok wcale w tych dążeniach nie pomagało, tak jak i nie pomagała świadomość tego, że w każdej chwili mogą zacząć do niej strzelać. To że jeszcze nie zaczęli świadczyło tylko o tym że zaskoczenie jej atakiem okazało się większe niż tego oczekiwała. Ta sytuacja nie mogła się jednak utrzymać długo i trzeba było wykorzystać każdą sekundę.

Starając się dobrze wymierzyć, obrała na cel gościa z latarką. Cel ów był dość spory i niezbyt ruchliwy. Jakby nie spojrzeć to taszczenie rannego zabierało nieco więcej czasu niż ucieczka w pojedynkę. Zmniejszało też zdolność do uników. Słowem - sytuacja składała się niemal idealnie pod to by wykończyć gościa i podjąć kolejne kroki w celu wyeliminowania pozostałych. Oczywiście o ile nadal będzie musiała się nimi zajmować. Z tą myślą nacisnęła spust. W następnej kolejności zamierzała biegiem ruszyć wzdłuż pobocza tak by poza zasięgiem lamp samochodów, dostać się na tyły tego, którym tamci przyjechali. Jakby nie spojrzeć stanowił on dobrą osłonę przed kulami, a przynajmniej lepszą niż samo powietrze.

Przy drugim strzale Jess nie miała już tyle czasu i komfortu jak moment wcześniej. W ciągu kilku sekund dość statyczna i nemrawa pod względem strzeleckim scena przemieniła się w typowy, bitewny chaos. Przeciwnicy nie strzelali w ciemno i w ciemność i próbowali schować się za osłonami. Ten z latarką którego Jess wybrała na kolejny cel pomógł wstać temu postrzelonemu chwilę wcześniej i pokrzykując na niego choć tamten i tak jęczał i przeklinał razem zaczęli biec w stronę swojego wozu. Nie mieli aż tak daleko. Kierowca ciągnął szarpiąc tego postrzelonego i darł się by się streszczał. Ci za samochodem darli się nawzajem pytając siebie i reszte gdzie on jest, gdzie jest napastnik lub krzycząc, że nie widzą. Ci dwaj co mieli sprawdzić teren zdołali już wrócić na jezdnię i zabrakło im kilku kroków by skryć się za względnie bezpieczną osłoną własnego pojazdu. Huknąl Bushmaster i nocne powietrze znów przeszył strzał a lufa rozjaśniła się blaskiem wystrzału. Strzał okazał się celny bo kierowca wrzasnął gdy trafienie przewaliło go na maskę. Chyba oberwał w ramię bo złapał się za nie. Ten drugi zdołał go w tym czasie wyprzedzić i biegł by ten ostatni krok runąć na ziemię za samochodem. Kierowca też częściowo osuwając się wzdłuż maski pojazdu kierował się w tą sama stronę.

- Tam jest! - krzyknął nagle któryś z tych za samochodem i huknął z tamtej strony strzał ze strzelby. Chura śrucin uderzyła w coś o kilka kroków od leżącej rusznikarki. Tamten z takiej odległosci nie miał już ze swojej broni największego porzytku ale nadal była ona groźna. Musiał też pewnie dość dobrze orientować się z pozycji napastnika bo trafienie choć dla Jess niegroźne wskazywało, że chyba dość dobrze potrafił ocenić jej pozycję. Miała do wyboru albo zmienić miejsce i si eycofać albo spróbować jeszcze szybkiego strzału do tych dwóch co lada chwila mogli schować się za bryłą samochodu. Kierowca upuścił latarkę ale została ona na masce samochodu.

Uciekać czy strzelać dalej, to było pytanie. Wiedziała co w takiej sytuacji zrobiłby Lester ale on nie bał się niczego. Wiedziała też co zrobiłby Simon ale z niego był w końcu typ który szybko myślał i działał. Ona… Ona wolała rolę trzecioplanową, a nie tak jak teraz, na pierwszym. Cóż jednak było poradzić? Nic. Pozostawało przyjąć do wiadomości że się jest samemu i działać. Stale działać i stale być w ruchu bo stacjonarny cel to martwy cel, jak to mawiał młodszy z braciszków.

Starszy z braci powtarzał jednak że sprawy trzeba doprowadzać do końca póki jest okazja, a okazję Jess nadal miała chociaż była ona ryzykowna bo z dewizą młodszego z braci się kłóciła, a rusznikarka miała aż nadto dowodów na to, że miał on w swym twierdzeniu sporo racji. Gdyby się jednak udało to miałaby dwóch z głowy i ta właśnie myśl napędzała jej decyzję gdy nie zmieniając pozycji postanowiła posłać w kierunku samochodów szybką serię. Na dokładne mierzenie nie było czasu więc ograniczyła się do pobieżnej oceny. Nie zamierzała też strzałów poprawiać tylko zaraz po ich oddaniu zwiewać. Tamten strzelec miał nieco zbyt dobre oko jak na jej gust, a ona miała nadzieję pożyć jeszcze trochę. No i odbić Anę i… Ale pierwsze pierwszym, najpierw trzeba było przeżyć.

Jess strzeliła praktycznie od razu po pierwszym strzale zmieniając selektor ognia z pojedynczego na triplety. Mimo, że zabrało to moment obydwaj panowie już zdołali pokonać ostatnie kawałki drogi za ukrycie. Ten co już nie miał łomu rzucał się rozpaczliwie na ziemię by skryć się za pojazdem. Ten kierowca przefikiwał się własnie przez róg maski by trochę sturlać się a trochę zeskoczyć z niej na tą bezpieczniejszą stronę. W tych ostatnich ułamkach sekundy triplet natowskiego kalibru trafił w cel. Trafiony przed chwilą w trzewia cieżko ranny mężczyzna zawył w agonalnym wrzasku gdy pociski wyszarpały mu na zewnątrz chmurę ciemnej posoki, kawałki płuci i odłamki kości. Zaraz zniknął z widoku Jess tak jak planował pewnie ale ta wiedziała, że ktoś po bezpośrednim trafieniu wojskową amunicją kalibru 5.56 ma mizerne szanse na przeżycie bez natychmiastowej pomocy medycznej. A nawet jakby jakimś cudem przeżył to i tak byłby wyłączony z tej walki.

Kierowca miał nieco więcej szczęścia bo zdołał dopaść improwizowanego schronienia i zniknął rusznikarce z oczu. Za to ci dwaj pozostali otwarli ogień. Chmura śrucin trafiła w ziemię jeszcze dalej od Jess niż poprzednio ale nadal widać było, że strzelec mniej więcej zna jej pozycję nawet po odtrulaniu się. Strzelał pewnie na ogień wylotowy plus licząc na własne szczęscie no ale nadal miał jakieś szanse trafić ją mimo wszystko. Za to ten z pistoletem też co prawda też jej nie trafił ale pocisk trafił niepokojąco blisko niej aż poczuła jak obsypuje ją odpryski trafionej ziemi. W końcu jednak tamci poszli po rozum do głowy.

- Trafili Roberta! Kurwa chyba nie żyje! Też oberwałem! - krzyczał zza samochodu kierowca. Wyraźnie słychać było obawę w jego głosie.

- Dobra wyłaź! Wyłaź albo rozwalę tą waszą małą kurewkę! - ten z pistoletem uniósł przestraszoną Anę w górę, tak, że wystawała zza bryły samochodu. Przystawił jej pistolet do ciała. Ten ze strzelbą postąpił podobnie kierując w ciało kelnerki lufę swojej strzelby.

Był to idealny moment na to by braciszkowie wstąpili do akcji. Jess ani przez chwilę nie wątpiła, że gdy wyjdzie to odpłacą się jej z nawiązką za zabicie jednego z nich. Wątpiła także by przy okazji oszczędzili Anę, na to już chyba ich znajomość weszła w tą fazę, w której albo wychodzi się na górze albo ląduje sześć stóp poniżej. Z tego też powodu zamiast wychodzić grzecznie jak ją o to “proszono” zajęła się realizacją wcześniejszego planu czyli zmianą swojej lokalizacji tak by nie być niczym kaczka na strzelnicy. Oczywiście brała pod uwagę to, że jej decyzja będzie Anę kosztowała życie. To, że w sumie jej nie znała wcale nie zmniejszało winy, która towarzyszyła jej kolejnym krokom. Może gdyby mieli na muszce Lestera lub Simona to by się dużej zastanowiła czy by nie wyjść, jednak… No tak, tak czy siak spełnienie ich żądań wiązało się tylko z jednym końcem, a Jess jednak bardziej ceniła swoje życie niż życie barmanki.

Nie znaczyło to jednak, że nie miała zamiaru próbować tamtej pomóc. Najpierw jednak musiała znaleźć jakąś osłonę dla siebie lub chociaż odejść poza zasięg posiadanej przez tamtych broni i skorzystać z przewagi jaką dawał jej Bush. Tak, to był dobry pomysł i jego zamierzała się trzymać. Odejść o kilka metrów, wymierzyć i strzelić ponownie, celując w tego który który bardziej się wystawi. Trafienie w rękę co prawda było chyba nieco poza jej możliwościami ale może gdyby znalazła inny kąt mierzenia to by się jej udało trafić w bardziej istotną dla życia część ciała. Najchętniej jednak wznowiłaby swoje działania dopiero po okrążeniu obu wozów, mając czysty strzała le to już zależało od tego co zrobią tamci i czy w końcu Lester z Simonem dadzą znak że żyją.

Tamci zorientowali się po chwili, że napastnik chyba nie ma zamiaru wyjść. Krzyczeli trochę by wyszła, ten z pistoletem rozbił swoją bronią twarz Any ale Jess w tym czasie zdołała odczołgać się tylko kawałek gdy chwilowa ołowiowa cisza i bitewny bezruch poszły precz.

- Ja pierdolę! Robert nie oddycha! Nie żyje! - krzyczał głosem pełnym bólu i strachu kierowca. Choć Jess go słabo widziała to za to wciąż była na tyle blisko by słyszeć go całkiem dobrze.

- Stul pysk! - odkrzyknął mu jeden z tych co trzymali kelnerkę w szachu.

- Pierdolę! Mam dość! Nie pisałem się na takie gówno! Spadam stąd! - krzyczał kierowca w głosie jednak teraz pojawiła mu się złość i desperacja. Rozległ się charakterystyczny trzask otwieranych drzwi samochodu.

- Hej Josh! Josh kurwa nie odpierdalaj! Wracaj! Wracaj chuju! - krzyknął nagle też z niepokojem w głosie jeden z tych dwóch widząc, że kierowca wcale nie żartuje i chyba naprawdę ma zamiar dać dyla. Ten jednak wcale chyba nie rezygnował choć jego Jess nie widziała w ciemnościach nocy. Kabina już nie była oświetlona nijakwięc jawła się jako ciemna bryła samochodu.

Tych dwóch co trzymali Anę też chyba miało dość tej nerwowej sytuacji. Trzymając przy sobie szarpiącą się i szarpaną kelnerkę zaczęli przesuwać się całkiem szybko w stronę własnego samochodu. Jess wiedziała, że ma szanse oddać szybki strzał do któregoś z nich gdy przez chwile musieli minąć pustą przestrzeń między pojazdami. Byli oświetleni przez reflektory własnego pojazdu ale gdyby przebiegli przez ten krytyczny kawałek skryłaby ich i ciemność nocy i bryła ich samochodu.

Szansę, z której zamierzała skorzystać. W obecnej chwili wychodziło na to, że chcieli oni zabrać nie tylko własne dupska ale i Anę ze sobą i zwiać gdzie pieprz rośnie. W takiej sytuacji szanse barmanki na ucieczkę jawiły się rusznikarce w niezbyt kolorowych barwach. Z tego też powodu zamierzała strzelać póki miała okazję i liczyć na to że szczęście się do niej uśmiechnie. Nie mogła przecież pozwolić by zabrali Anę.

W myśli zajęte planowaniem wkradł się jeszcze inny pomysł, chociaż nie wiedziała na ile był on rozsądnym. Wóz którym tamci przyjechali był sprawny, a co za tym szło miał cztery nadające się do wykorzystania koła. No i był obecnie w lepszym stanie niż ten, który należał do Lestera i ich grupy. Gdyby udało się jej unieruchomić ich wóz byłoby to bez wątpienia z korzyścią dla nich. Tyle tylko że nie mogła zrobić wszystkiego na raz. Nie mogła próbować zlikwidować tych, którzy trzymali barmankę i jednocześnie zajmować się ich wozem. Mogła jednak spróbować wyeliminować ich kierowcę. Tylko czy zabicie kolejnego członka ich gangu i uniemożliwienie im ucieczki nie skończy się natychmiastową chęcią odwetu? Życie Any czy części do naprawy ich wozu, a może i nowy wóz? Ciężki wybór. No i gdzie podziewali się bracia? Niepokój o nich tylko dowalał Jess, na której barki spadały kolejne, trudne wybory.

Gdy podjęła decyzję i zaczęła swe plany wcielać w życie, miała nadzieję że robi dobrze. Na unieruchomienie wozu powinna mieć jeszcze czas gdy tamci będą zwiewać. Tylne światła stanowiły wystarczający punkt orientacyjny by wymierzyć i posłać serię w stronę samochodu. Z tego też powodu najpierw trzeba się było zająć tymi dwoma, którzy próbowali do wozu się dostać. Na odpowiednie wymierzenie nie było czasu więc seria musiała być szybka. Dwa pojedyncze strzały. Jej priorytetem było powstrzymanie mężczyzn przed dostaniem się do wozu. Jeżeli w tym celu oberwie się także Anie to trudno.

Między pojazdami było może z tuzin kroków. Trójka biegnąca po asfalcie mogła ją przebyć w kilka sekund. Strzelec miał więc minimalny czas reakcji nim tamtych skryje ciemność. Zdołali przebyć z połowę tej odległosci gdy huknął karabinek ze stajni Bushmastera. Strzelec już nie była pod ogniem więc odeszła jej ta presja gdy ołów nie leciał w jej stronę. Starała się wycelować na tyle dokładnie na ile w tych warunkach się dało biorac za cel korpus tego z pistoletem planując zminimalizować ryzyko postrzału kelnerki. Strzał świsnął przez ciemność nocy ale spudłował. Tamci biegli dalej zasłaniając się na ile mogli zmuszaną do biegu czarnowłosą dziewczyną. Zdołali już dobiec prawie do maski własnego pojazdu gdy huknął kolejny strzał. Tym razemcelny. Ten z pistoletem zajęczał boleśnie tracąc równowagę i runął na ziemię puszczając kelnerkę i znikając przy okazji Jess z widoku. Ten ze strzelbą jednak albo od razu złapał alb też ją trzymał bo szaprnął dziewczyną zmuszając ją do zanurkowania za maszynę. Rozległ się zgrzyt uruchamianego silnika gdy najwyraźniej kierowca zajął już miejsce i był gotowy do odpalenia pojazdu. Pierwsza próba jednak na razie nie zaowocowała uruchomieniem silnika.

I Jessica nie miała zamiaru pozwolić na to by kolejne doszły nawet do skutku. Jej szansa na odbicie barmanki spełzła na niczym, nie licząc wyeliminowania jednego z napastników. Nie wiedziała jednak nawet jak poważnie oberwał bowiem zniknął jej z oczu. Równie dobrze mógł się odczołgać i próbować wcisnąć do wozu. Nie, zdecydowanie nie mogła pozwolić na to by odjechali. Wybór miała niewielki, z żalem więc pożegnała się z wizją przejęcia wozu tamtych i skupiła na tym by zrobić wszystko, aby nie zdołali z niego skorzystać. Nawet jeżeli tym samym skorzystać z niego nie będą mogli także oni. Poza tym… Koło i inne części tak czy siak powinno się dać zgarnąć więc niewielka strata. Z tą myślą przełączyła Busha na potrójne strzały i posłała serię tam gdzie na jej oko powinien znajdować się fotel kierowcy i tym samym także kierowca.

Ciemność nocy znów rozległ potrójny wystrzał ze szturmówki. Rozległo się zaraz brzdękniecie gdy ołów spenetrował metal drzwi samochodu i coś za nimi. Ale chyba nie kierowcę bo silnik znów zarzęził przy kolejnej próbie uruchomienia ale w końcu odpalił. Gdzieś tam z wnętrza pojazdu oddalonego o jakieś dwa tuziny kroków od Jess doszły ją głosy zdenerwowanych i przestraszonych ludzi. Samochód jednak już był gotów do drogi.Rozległ się zgrzyt skrzyni biegów i pojazd zaczął odjeżdżać tyłem.

Jess strzelała dalej. Choć z każdym odjechanym metrem pojazd był coraz bardziej widoczny od przodu niż od boku jak dotąd no oddalał się więc zamazywał się z ciemnością nocy coraz bardziej a i światła zaczęły coraz bardziej razić strzelca. Strzeliła po raz kolejny. Ale bez wyraźnego efektu. Maszyna cofała dalej będąc już pewnie z dobre pół setki metrów od niej. Pociągnęła za cyngiel jeszcze raz. Karabinek ją kopnął gdy kolejny triplet kalibru 5.56 wyleciał wraz z rozbłyskiem lufy. Pojazd gdyby zgasił światła byłby już bardzo słabo widoczny. Efekt znów był taki jak przed chwilą. Ostatnią próbę z tej odległości świetle lub raczej jego braku podjęła gdy tamci już byli dość daleko. Bardziej można już było liczyć na fart niż rozsądne celowanie. Ale fart jednak jej chyba sprzyjał tej nocy bo samochód zarzęził i zjechał gdzieś trochę jakby na bok. Zatrzymał się i z oddali dał się słyszeć odgłos trzaskanych drzwi. Pojazd był już jednak zbyt daleko by celować jeszcze w coś więcej niż frontową sylwetkę.

Teraz trzeba było zdecydować czy ścigać tamtych czy odpuścić. Jessica najchętniej by odpuściła, usiadła przy wozie jej własnej grupy i pozwoliła ciału, a przede wszystkim umysłowi, dojść do siebie. Niestety, takiego luksusu nie miała. Dopóki była szansa na to, że uda się jej jednak ocalić Anę, musiała podjąć jakieś kroki. No, a przynajmniej sprawdzić czy to ona czy tamci odpowiedzialni są za śmierć barmanki. Ot, co by nie pominąć żadnego głazu obciążającego sumienie, bo jak to tak…

Nie mogła też pozostawić losu napastników wielkiej niewiadomej, które to pozostawienie mogło się w przyszłości odbić czkawką. Robotę należało wykonać do końca, jak lubił mawiać Lester, który powinien tu być wraz z młodszym Thornem ale jakimś cudem wciąż ich tu nie było. Niepokój po raz kolejny targnął ich młodszą siostrą, jednak nie był to najlepszy czas na sprawdzanie co stało się z resztą jej paczki.

Krok po kroku, szybko raczej niż w tempie ślimaka, ruszyła w stronę unieruchomionego wozu. Starała się przy tym trzymać z dala od drogi i z dala od świateł reflektorów chociaż czynność ta wymagała od niej sporej dozy samozaparcia. Nie mogła jednak pozwolić sobie na luksus biegnięcia w świetle podczas gdy przeciwnik znajduje się Bóg wie gdzie. Aż tak na ten lepszy z światów to się jej nie spieszyło. Im zaś bliżej wozu tym jej krok stawał się wolniejszy, bardziej przemyślany, a sylwetka pochylała bliżej ziemi. Zatrzymać zamierzała się dopiero na odległość strzału ze strzelby od wozu i nasłuchiwać czy nie dotrze do niej jakiś jęk czy inny dźwięk, pokazujący w którym miejscu znajdują się tamci. Bliżej podchodzić nie zamierzała, nie od razu w każdym razie.

Samochód się zatrzymał. Ledwo Jess zaczęła się czołgać gdy usłyszała nieco już stłumiony przez odległość odgłos trzaskanych drzwi. Po chwilę trzasnęły znowu. Choć teraz w sylwetce samochodu widziała głównie dwa świetlne punkty reflektorów i były już na tyle daleko, że nadal oświetlały drogę i pobocze a więc mogły zahaczyć i Jess gdyby wstała a ominięcie ich zapowiadało się na spore nadłożenie drogi. Nawet w dzień i biegnąc pieszy by nie zdążył na tą krótką chwilę nim samochód znów ożył i ruszył. Tym razem zaczął zawracać. Przez moment więc Jess widziała jak reflektory śmigają karuzelę a potem objawiają się jako smugi z profilu auta. Choć samego auta właściwie nie widziała poza końcówką maski. Tylnych reflektorów chyba nie miał lub mu nie działały więc nawet nie było widać gdzie właściwie kończy się maszyna. Samochód zawrócił po drodze wjeżdżając kawałek w pobocze by znów kilka metrów dalej wrócić na drogę i jego reflektory zaczęły być widoczne od tyłu, przysłonięte tylnym profilem pojazdu za to na wyższych biegach zaczęły oddalać się coraz prędzej. Gdzieś od strony wody Jess za to usłyszała odgłos rozchlapywanej wody. Jakby ktoś tam biegł przez nią mozoląc się z nią przy każdym kroku.

Strzelać sensu nie było, więc Jess nawet już nie próbowała. Podobnie jak nie próbowała wstawać, zadowalając się samym nasłuchiwaniem. Dźwięki dochodzące od strony wody mogły oznaczać zbliżanie się braci lub oddalanie któregoś z napastników. Albo Any, chociaż rusznikarka nie bardzo wiedziała po jaką cholerę kobieta miałaby zwiewać w stronę rzeki. O ile zwiała, oczywiście, co akurat wydawało się jej mało prawdopodobne. Nie słyszała jednak by tamci oddali strzał już po zajęciu miejsca w aucie, a te trzaskania drzwi mogły oznaczać że barmanka wyrwała się na wolność. Tylko w takim razie gdzie była? Przyczajona jak Jess czy też faktycznie to ona biegła przez wodę?

Nie, wstawanie i sprawdzanie nie leżało chwilowo w jej interesie, więc Jess po prostu tkwiła w miejscu, oszacowując spojrzeniem tak wielki obszar jaki była w stanie. Jeżeli nie słychać by było niczego alarmującego przez dłuższą chwilę, zamierzała ruszyć z powrotem do ich auta i tam się przyczaić. W końcu jakby nie było to dawało jakąś tam osłonę no i dostęp do amunicji. Nie mówiąc już o tym, że to tam zaczną jej szukać bracia Thorne, gdy już się pofatygują w te okolice. O ile coś im się nie stało, którą to myśl zaraz wyrzuciła z głowy bo groziła jej rozpadnięciem się na drobne kawałki i kompletną paniką która wszak najlepszym doradcą nie była. Najlepiej więc było przyjąć że z braćmi wszystko w porządku i zaraz pojawią się by wesprzeć swoją małą siostrzyczkę i odegnać wszelkie strachy i zagrożenie.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline