Umiarkowanie w jedzeniu i piciu... to była dewiza, pod którą od pewnego czasu podpisywał się Lennart. I nie chodziło tu bynajmniej o oszczędności - wszak gdy kto inny płacił, koszty posiłku nikogo nie obchodziły. Inni jednak nie byli tacy... wstrzemięźliwy. I nie chodziło nawet o minę Ericha. Wystarczyło posłuchać tego, co mówi karczmarz. No chyba że faktycznie ktoś podtruł mieszkańców, serwując zepsute mięso. No chyba że... Ale o tej możliwości Lennart wolał nawet nie myśleć.
Planów na dalszy ciąg dnia w zasadzie nie miał (prócz tego, by nie jeść i nie pić byle czego i byle gdzie). Był gotów (jeśli go kto poprosi) pomóc któremuś z kompanów, a jeśli nie - miał zamiar powłóczyć się po mieście, równocześnie nadstawiając bacznie uszu. |