Walka była i się skończyła, tym razem bez strat własnych (przynajmniej po stronie maga), a nawet z pewnym (niezbyt dużym) zyskiem (również po stronie Esmonda).
Mag, w towarzystwie sir Erskine'a, ostrożnie przestąpił przez próg i rozejrzał się dokoła w poszukiwaniu nieprzyjaciół. Bynajmniej nie po to, by z nimi walczyć. Wprost przeciwnie - mimo ostatniego sukcesu wolał walki unikać.
Wrogowie byli, owszem. Z tego też powodu, tudzież w myśl zasady 'w kupie raźniej', Esmond ruszył w stronę swych kompanów, którzy otaczali leżącego na ziemi Kargula. Czy tamten żył, tego mag nie wiedział, ale jeśli był tylko ranny, to Esmond miał w plecaku leczącą miksturę.
- Idź za mną i pilnuj moich pleców - powiedział do sir Erskina.
[Ruch w dół, przy ścianie budynku, potem w prawo; cały czas z sir Erskine'em między Esmondem a wrogami] |