Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-08-2017, 11:22   #176
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 27 - Zbiórka (34:45)

Miejsce: zach obrzeża krateru Max; schron cywilny klubu HH; 3200 m do CH Green 5
Miejsce: zach obrzeża krateru Max; schron cywilny klubu HH; 1750 m do CH Brown 3
Miejsce: zach obrzeża krateru Max; schron cywilny klubu HH; 2250 m do CH Black 2
Czas: dzień 1; g 34:45; 15 + 180 + 60 min do CH Green 5
Czas: dzień 1; g 34:45; 0 + 60 min do CH Brown 3
Czas: dzień 1; g 34:45; 15 + 60 min do CH Black 2




Brown 0



Doktor Kozlov nie wydawał się ani zbyt szczęśliwy ani nieszczęśliwy z tego, że musi zająć się czarnowłosym Parchem. Całej rozmowie między nią a doktorem medycyny w Obroży przyglądał się raczej obojętnie mimo, że często dotyczyła jego samego i jego umiejętności. Gdy dwójka Parchów wreszcie się dogadała co do tego kto i kiedy zajmuje się kim wzruszył ramionami i gdy Green 4 odszedł zająć się Patinio którego Hollyard wezwał przez komunikator a on podszedł do swojej pacjentki. Wtedy huknęły strzały.


- Kurrwaaaa! Zdyychaaajjjj! Zdyychajj chuju! - z sali operacyjnej huknęły szybkie strzały z pistoletu. Przez szybę oddzielającą salę od reszty ambulatorium widać było jak wciąż półnagi marine siedział na stole operacyjnym i właśnie wstawał z niego krzycząc z furią i stzelając raz za razem w jakiś rozbryzgująco się żółtą cieczą ochłap. Wszyscy ludzie chyba w pierwszej chwili drgnęli z zaskoczenia i naturalnym odruchu obronnym słysząc strzały tak blisko siebie. Mahler zdołał wstać i odskakujący po każdym strzale ochłap wędrował po podłodze zostawiając za sobą żółtawe rozbryzgi. Johan wyglądał jakby dostał napadu furii strzelając w coś co po tylu strzałach już musiało być zabite z dużym zapasem. - I co kurwa?! Kto jest górą?! Kto kogo wykończył jebańcu?! - marine stał już nad czymś i wywalał w podłogę kolejne pociski ze swojego pistoletu.


- Johan! Johan daj spokój! - krzyknął Karl który stał najbliżej drzwi. Wbiegł do sali operacyjnej i łapiąc przyjaciela w ramiona zbijając mu jednocześnie ramię. W efekcie wygolony mężczyzna trzasnął plecami o ścianę ale dalej usiłował strzelać w to coś. Pistolet jednak w końcu zaczął zgrzytać pustką magazynka. - No już! Johan! Zabiłeś to! Kurde chłopie z dziesięć razy to zabiłeś. No. Już dobrze. Spoko chłopie jesteśmy górą. No chodź. Maya na ciebie czeka. Chodź Johan. - w miarę jak Karl mówił gniew chyba zaczął parować z Johana i coraz więcej do niego zaczęło docierać. Opuścił broń i magazynek zamilkł. Karl go puścił i wskazał dłonią na stojącą po drugiej stronie szyby Mayę. Johan pokiwał głową odchodząc o ściany. Spojrzał jednak jeszcze raz na podłogę i na moment na twarz wrócił mu grymas wściekłości. Trzasnął ze złością wojskowym butem rozbryzgując nim ostatnie resztki pasożyta jakiego dotąd nosił w piersi.


W końcu jednak obydwaj wyszli z sali operacyjnej. Za to wbiegł Patinio który pewnie był blisko i też usłyszał strzały. Sytuacja jednak zmierzała ku wyklarowaniu i uspokojeniu. Latynos zajął miejsce wygolonego marine w sali operacyjnej, Hollyard zaczął przygotowywać się do wyjścia na powierzchnię przez komunikator łącząc się z Black 2 i 7 a Mahler zajął się towarzyszeniem Vinogradovej.


- Zrobię ci znieczulenie miejscowe. Będziesz przytomna ale gdzieś od połowy kręgosłupa nic nie będziesz czuła. Ale nie machaj rękami ani nie poruszaj się gwałtownie bo to utrudni sprawę. I nie wrzeszcz. - uprzedził ją melancholijnie spokojnym głosem stary lekarz o mizernym wyglądzie. Nakreślił palcem pionową linię gdzieś między jej brzuchem a żebrami by pokazać odkąd będzie działać znieczulenie.


Potem zaczęła się operacja. Właściwie nie wyglądała tak strasznie. Nie bardziej niż jakieś badanie ginekologiczne. Gdyby nie te znieczulenie i świadomość co to za zabieg właściwie można by było czuć się właśnie jak podczas rutynowej wizyty u ginekologa. Nawet łóżkofotel okazał się mieć charakterystyczne uchwyty na rozłożone nogi.


Ponieważ Vinogradova była informatykiem a nie lekarzem a sam lekarz nic właściwie nie mówił podczas zabiegu ot, coś tam sprawdzał, wkładał, wykładał, zmieniał, trochę mamrotał do siebie jedynie co się zorientowała to to, że na oczach miał gogle automatycznej kamery pozwalającej mu pewnie mieć wgląd na operowane miejsce.


Pocieszająca była jednak obecność Johana. Był już wolny i ubrany w koszulę munduru choć jeszcze bez pancerza i całego szpeja jaki zwykle na sobie nosił. Ale był w zasięgu rąk właściwie tuż przy łóżku na jakim leżała Brown 0. - Uprawiałaś seks. Niedawno. - powiedział nagle bez ostrzeżenia lekarz.


- No tak. - odpowiedział trochę skonsternowany marine patrząc na okoloną czarnymi włosami twarz pacjentki. - Ze mną. - wyjaśnił z zauważalnym przypływem satysfakcji.


- Gratuluję. Mam wypłukać? - zapytał doktor podnosząc twarz na ich twarze. Jednak z tymi goglami zasłaniającymi mu oczy i spora część twarzy wyglądał dość cyborgowato i dziwnie.


- Wypłukać? - marine niepewnie zmrużył oczy patrząc to na Mayę to na patrzące na nich cybergogle będące przedłużeniem kamer penetrujących trzewia pacjentki.


- Tak wypłukać. Jeśli tego nie zrobię a usunę blokery antyciążowe wówczas istnieje ryzyko zajścia w ciążę jeśli tak niedawno był uprawiany seks. - doktor tłumaczył dość obojetnym tonem w którym pobrzmiewała irytacja na opornego na podstawową dla niego wiedzę rozmówcę.


- A to nie! My właśnie chcemy, żeby Maya zaszła w ciążę! - gdy do Johana dotarło o czym rozmawiają uniósł w górę trzymaną dłoń splecioną z jego dłonią na znak entuzjastycznego poparcia dla tego pomysłu.


- Aha. Ale to jeszcze pacjentka musi wyrazić zgodę. - doktor kiwnął głową i przeniósł spojrzenie swoich gogli na leżącą na fotelołóżku kobietę. Tej akurat nerwowo zabrzęczała Obroża. Czas jej się skończył. Ten bazowy. Została jej ostatnia, rezerwowa godzina. Ostatnie 60 minut życia. Jeśli w ciągu tych 60-ciu minut nie doprowadzi któregoś z trzech mundurowych do odległego o niecałe 2 km Checkpoint to Obroża ją zabije.


- Brown 0 tu Falcon 1. Czas ci minął. Jaki jest twój statut? I w jakim stanie jest Hollyard, Mahler i Patinio? Od dłuższego czasu zalegliście na jednym adresie. Pod ziemią. - komunikator odezwał się nagle w uchu Vinogradovej spokojnym ale zdecydowanym głosem jakiegoś mężczyzny. Widocznie musiał mieć na mapie ich pozycję albo i nawet móc odtworzyć na niej gdzie przebywali wcześniej. Też właściwie mogła to zrobić na każdej mapie jaka by miała takie opcje i się do niej dobrała.



Green 4



Po “dość żywiołowej” reakcji jaką Mahler powitał widok wyciętego z siebie pasożyta sala operacyjna wyglądała jak bardzo pooperacyjna. Nadal jednak miała najlepsze w okolicy warunki do przeprowadzenia operacji. Latynoski żołnierz był drugim pacjentem więc już Green 4 miał niezłe pojęcie czego się spodziewać. Znowu zdołał podać narkozę pacjentowi, przedostać się narzędziami przez wierzchnie warstwy ciała które znowu wydawały się tak zdrowe jak u zdrowego mężczyzny w sile wieku powinny.


Dopiero obca tkanka zapowiedziała właściwe ciało obce. Doktor nauk medycznych znów miał okazję obserwować różowawy płyn sączący się ze zniekształconej i obcej tkanki. Pasożyta jeszcze bezpośrednio nie było widać choć wprawne oko doktora już mogło mniej więcej dostrzec miejsce gdzie przebywał. Był umiejscowiony podobnie jak ten u poprzedniego pacjenta choć nie identycznie. Co wskazywało, że jest to w pewnym mierze losowa sprawa choć dość powtarzalnej przypadkowości. Miał drugi namacalny przypadek a prześwietlenia skanera Roya wskazywały, że Hollyard ma podobne umiejscowienie pasożyta.


Monitorował stan Patinio. Był dość “motylkowaty”. Trzepotał jak to się mawiało u kolegów po fachu. Nie był tak stabilny jak Mahler. Czy był to wpływ samego pacjenta czy pasożyta nie był w stanie stwierdzić bez dodatkowych badań. Niemniej to “trzepotanie” funkcji życiowych musiał mieć na oku bardziej niż w przypadku Mahlera gdzie była to zwykła formalność granicząca z chirurgiczną rutyną ja wszystko szło gładko. Teraz i chirurg i automatyczny anestezjolog dawkujący narkoze i leczące stymulanty musieli się co nieco napracować.


Miał też gdzieś na krańcach umysłu i na potem ciekawostkę medyczną jaką całkiem niechcący obnażył awanturujący się marine. Gdzieś z jakiejś szafki musiało wypaść pudełko z tabletkami. Właściwie niby nic specjalnego. Dość powszechny i standardowy Srtongonex służący na przyrost masy mięśniowej po różnych wypadkach i ich ubytkach. Często też stosowany przez różnych sportowców, strongmanów i różnych innych osobach którym zależało na tych mięśniach. I pod tym względem znalezione pudełko właściwie było z medycznego punktu widzenia zwyczajnie nudne. Jednak dr. Horst wiedział, że taki standardowy Strongonex to miał numerek 200. Od miligramowej dawki jaką zawierała jedna kapsułka. A ten tutaj miał numerek 1000. Jeśli nie była to jakaś wtopa i podróba to numerek sugerowałby 1000 miligramów w jednej działce leku. Ale to by było zbyt silne by jakakolwiek PIL w Federacji zgodziła się na jego zastosowanie. Gdyby w ogóle istniał tak silny steryd. Bo o ile kojarzył a przecież tematy medyczne kojarzył wręcz wybornie, to nie było takiego leku. Z drugiej strony chwyt marketingowy i reklama były świetnie znane i w przemyśle farmaceutycznym więc i dla czadowej nazwy można było się spotkać z bajerancką nazwą dla dość zwykłego w działaniu produktu.



Black 8



- Sama spierdalaj do zielonego i nie wkuriwaj nikogo po drodze. - Latynos zrewanżował się Black 8 z miejsca i to lustrzaną wręcz uwagą i tonem okraszonym bezczelnie, wyzywającym uśmieszkiem.


- Elenio wracaj. Johan już jest prawie gotowy. - w słuchawce oboje usłyszeli głos Karla. Latynoski żołnierz skrzywił się jakby miał zamiar się kłócić ale zaraz na twarz wyszedł mu wyraz zastanowienia i niepokoju.


- I co? Co z Johanem? - zapytał zupełnie jakby naprawdę się martwił i niepokoił odpowiedzią kumpla.


- W porządku. Wyjął to. Kończy go zszywać. Więc wracaj. - głos w komunikatorze uspokoił ich obydwoje całkiem dobrymi wieściami. Latynos przynajmniej wyglądał jakby mu ulżyło.


- Dobra to zaraz tam będę. - kiwnął głową kapral Armii z oddziału “Monster Slayer”. Popatrzył na rozmawiających gospodarzy, na Black 8 i w końcu zrobił zbolałą minę. - Wiem. Muszę przestać opromieniać cię moja zajebistością. - położył sobe dłoń na napierśniku. - Ale nie obawiaj się. Dla ciebie zajebałem te mydło spod prysznica na następny raz. - położył jej dłoń na ramieniu a sobie pozwolił przybrać patetyczno - uroczysty wyraz mimo, że spocone czoło nadawało mu mało zdrowy wygląd.


Natomiast rozmowa z biznesmenem i prawnikiem przebiegała w zdecydowanie mniej przyjaznej atmosferze. Miało to coś wspólnego z bezczelnym czy nawet chamskim wejściem Parcha w rozmowę tych dwóch. Obydwaj wysłuchali tej listy życzeń która w ich uszach pewnie brzmiała jak lista żądań. Cóż mogli poradzić?


Czerwonowłosy Parch nie może ochraniać kolejnego łba? To smutne. Wszelkie wspólne inicjatywy pod połączonym szyldem się właściwie więc kończą. No trudno. Bywa. Ale to jak tak, to drogi im się raczej rozchodzą a drużyna gospodarzy sama musi zadbać o swoje skromne zapasy. Transport? No tak, owszem, była o tym mowa ale jest jeden. I jeśli Parchy by towarzyszyli gospodarzom to owszem sprawa jest do pogodzenia. No ale jeśli nie no to ci nadal mają swoje sprawy do załatwienia a Parchy swoje i kompletnie im nie po drodze. Nie interesują jej wzajemne relacje Morvinovicza i Kutuzova? No i słusznie. Sprawa chodzi o Brown 0? Tego sympatycznego i grzecznego Parcha potrafiącej okazać szacunek? No cóż, smutne jakby jej urwało głowę. Więc jeśli chodzi o jej wsparcie to tak. Drużyna gości może skorzystać ze zbrojowni gospodarzy. A teraz no cóż. Obowiązki wzywają. Panowie wyszli a smutni i poważni panowie z automatami zostali i zapraszająco otwarli drzwi przez jakie niedawno wyszedł Patinio.



Black 2 i 7



Para Parchów w towarzystwie Amandy czy jak ją nazywała Black 2, Promyczka, szła korytarzem wracając do ambulatorium. Czas im się kończył. Został z kwadrans a nadal mieli jakieś 2 km do przebycia. Pomruk artylerii z góry objawiający się czasem drżeniem ścian, mruganiem świateł i osypywaniem się tynku ucichł w końcu. Trzeba było więc się zbierać do drogi i znów szykować się na wyjście w tropiki powyżej. Amanda szła ze swoim Płomyczkiem jak na prawilną dziewczynę przystało by iść. Choć cień niepokoju błąkał się jej na dnie tęczówek. Okazało się, że facet na którego tak bardzo liczyła, że załatwi jej stąd bilet występu z tej imprezie wkurzył ich szefa i już go nie ma. Bez niego nie było biletu i wyjściówki. Jednak Amy poza mało radosną miną gdy się o tym od koleżanek dowiedziała wydawała się właśnie nie przejmować wcale. Choć pewnie ani ona ani one nie miały więcej pomysłów jak się stąd wydostać.


Teraz już cała trójka była ubrana a dwójka w Obrożach do tego uzbrojona i opancerzona. Ale jeszcze parę chwil temu sytuacja wyglądała całkiem inaczej. Jacuzzi gospodarzy okazało się takim miejscem do jakiego za kratami można tęsknić, marzyć lub wspominać ewentualnie opowiadać współwięźniom by zrobić na nich wrażenie. Hektor i Chelsey jednak nie musieli o tym rozważać po prostu to przeżyli. Jacuzzi, rozchlapywaną wodę, wesołe, chętne i ładne panie no i właśnie w samym centrum trójka jaka szła teraz korytarzem. Tylko wtedy jeszcze bez ubrań.


Obydwie idące teraz ze sobą dziewczyny spakowały się Latynosowi na biodra i zaczęły go ujeżdżać. Najpierw jedna a potem druga. Rozchlapywana od uderzenia mokrych ciał woda lała się strugami po podłodze i ścianach pomieszczenia gdy zabawiali się we trójkę w latynoskie rodeo. Najpierw jedna idąca teraz korytarzem ślicznotka usadowiła się swoim mokrym i jędrnym frontem do twarzy i rąk Latynosa usadawiając drążek w gniazdku przed rozpoczęciem jazdy a potem druga wystawiła swoje mokre, błyszczące plecy zapraszając do jazdy w przeciwnym kierunku.


Po skończonej zabawie zalegli na chwilę we trójkę w baseniku by dać sobie odsapnąć. Już wiedzieli, że iedługo muszą się zbierać więc Chelsey skorzystała jeszcze z koksu gospodarzy i Promyczka usypując białą kreskę przedzielającą ciało blondynki na trochę koślawe ale dwie połowy, lewą i prawą. Tak gdzieś od jej ust aż po sam dół korpusu na dole. - I co? Z której strony zaczniesz? - zapytała rozkosznie filuternie Amanda kręcąc do tego zmysłowo bioderkami i zapraszająco rozchylając szeroko uda. Dziewczyny w pomieszczeniu też wydawały się bardzo rozbawione i rozemocjonowane tą konkurencją podając mnóstwo rad i zachęt z której strony zacząć, czy z góry, czy z dołu, czy od środka. W każdym razie ciało blondynki było zbyt mokre by koks utrzymał się w stanie sypkim więc przywarł do jej skóry bardziej jak lukier niż jak puder. Więc choć wciąganie kreski koksu bardziej przypominało jej zlizywanie to chyba i tak wszyscy bawili się przy tym świetnie. Przy każdym centymetrze zlizywanej z Amandy substancji Diaz czuła jak ta substancja wprawia ją w euforię. Wydawała się być przepotężna, niezniszczalna i niezwyciężona! Czuła szum krwi w uszach, wszystko wydawało się być wyraźniejsze, zapachy, dźwięki, dotyk. Obrazy były trochę rozmazane na rogach i krawędziach widzenia. Ale poza tym było bosko! Zwłaszcza jak na końcu wędrówki po kresce Amanda objęła Chelsey i nogami i ramionami, i mokrą piersią napierając na jej mokrą pierś oraz łącząc swoje usta z jej ustami w długim, mocnym pocałunku.


Tak więc mieli co wspominać. Ale gdy doszli do ambulatorium które okazało się punktem zbiórki sprawy nie wyglądały już tak różowo. Black 8 jeszcze nie wróciła. Brown 0 była pod nożem jednego doktora a za szybą, Green 4 kroił Patinio. Hollyard był z całej ich grupki jako tako cały i gotowy do wyjścia choć wyglądał jakby miał gorączkę.




Miejsce: zach obrzeża krateru Max; parter do Seres Laboratory; 40 m do CH Black 2
Czas: dzień 1; g 34:45; 15 + 60 min do CH Black 2




Black 4 i 0



- Zrozumiałem Black 0. - Falcon 1 potwierdził przyjęce raportu od Zcivickiego. - Sytuacja niejasna, wiele zakłóceń. Potrzebne rozpoznanie z ziemi stanu wieżyczek. W razie potrzeby niech Black 4 wskaże cel. - facet po drugiej stronie cierpliwie po raz kolejny powtórzył potrzebę rozpoznania. Musiał też dość dobrze orientować się z kim ma doczynienia. Obydwa Parchy zaś orientowali się, że wzburzony przez artylerię pył, dym i pożary zapewne skutecznie zaciemniają obraz rozpoznania z powietrza. Nawet jeśli mieli jakiś namiar na wieżyczki o jaki się dopytywali musiał być zbyt mało dokładny by stwierdzić z pewnością czy są wyłączone z akcji czy nie. Podchodzenie zaś transportowcem pod lądowisko a podchodzenie pod lądowisko bronione przez ciężką broń to były dwie skrajnie odmienne sytuacje. Tym latadełkom na górze była potrzebna informacja jak sytuacja wygląda tu na dole.


- Wskażcie LZ. Nie mamy z wami kontaktu wizualnego, widzimy was tylko na mapie. - dodał Falcon 1. Syf wzburzony przez pół godzinne bombardowanie mógł się unosić na setki a miejscami na tysiące metrów nad powierzchnią. W takim syfie drobne, ludzkie kształty nawet na otwartym terenie były dość trudne do zauważenia. Obecnie zapewne tak Parchy jak cywile byli widoczni u tych w górze jedynie jako punkciki na mapie, tak samo jak oni widzieli kropki tamtych w swoich HUD.


Sprawa z wieżyczkami była istotna nie tylko dla tych w górze. W końcu wieżyczki były nie tak dawno całkiem żwawe przeciwko celom naziemnym, tak ludziom, pojazdom, jak i xenosom. Gdyby któraś ocalała mogła skosić ogniem nie tylko podchodzące do lądowania maszyny ale i zmierzających ku niemu jednostkom naziemnym. Czasu było coraz mniej. Z bazowego został im jakiś kwadrans.


Do LZ, nawet tego o którym Black 0 mówił na dole w schronie było jeszcze trochę ścian i korytarzy do pokonania. Wybuch plastiku na dole wzburzył kolejną porcję pyłu, dymu i łoskotu obsypującego się gruzu. Właściwie wszyscy oprócz właścicieli egzoszkieletów zaczęli kasłać, krztusić się i pluć gdy gryząca mieszanina smogu, pyłu, ziemi i dymu dostała się do ich ust i krtani. Wszyscy zaś zgodnie mieli ograniczone pole widzenia do kilkunastu kroków. Przy tak ograniczonym postrzeganiu i gęstym terenie niebezpieczeństwo było widoczne w ostatniej chwili. Zwłaszcza tak szybko przemieszczające się jak xenos. Sytuacji nie ułatwiały załomy gruzu i rozwalonych ostrzałem gratów czy choćby ciał obcych.


Lokatorzy o jakich mówił Black 0 byli jednak też i na górze. Ci z dołu też w końcu musieli znaleźć przejście na wyższy poziom. Na razie ich nie widzieli ale wcześniejszy skan detektorem przeprowadzony przez Black 4 pokazał, że tu gdzieś są. Pewnie w końcu zainteresują się intruzami mozolącymi się przez dym i gruz.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline