Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-08-2017, 17:38   #693
eTo
 
eTo's Avatar
 
Reputacja: 1 eTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputację
Kiedy łucznicy w zasadzie powiedzieli "Takiś kozak... Ta napewno..." przez chwilę miał zamiar zmienić ton z dosłownie wbić im do głowy, że właśnie do tego wymiaru przyszedł. Jednak mogli być przydatni w jakimś stopniu, więc zastanowił się czy nie powiedzieć im po raz kolejny, że przed chwilą wszedł do tego wymiaru. Doszedł jednak do wniosku, że raz nie dotarło jak mówił, to nie dotrze i drugi bez zaawansowanych narzędzi takich jak łopata oraz sztuki łopatologii. Ciekawe było jednak to, że skoro nawet nie są w stanie zapamiętać prostego faktu wypowiedzianego w chyba zrozumiałym języku, to co z tego spotkania wyniosą? I czy jest sens bawić się w podchody?

Dalsze rozważania przerwało pojawienie się bardzo niespodziewanej sylwetki, trochę ptako, czy też nawet kruko-podobnej. Może dopatrywania się kruka w każdej postaci było paranoją, to nie stało nic na przeszkodzie aby po prostu trochę uważać. Oraz mieć na tyle oleju w głowie aby odpowiednio zareagować.

Narobienie w gacie i paniczna ucieczka była reakcją kiepską. Ok, nawet jeśli Kruk chciał aby wszyscy przed nim uciekali, to Dirith wiać nie zamierzał. Ani kroku w tył. Dlatego z uśmiechem odprowadził wzrokiem łuczników. Nie przejmował się zbytnio w tym momencie utrzymaniem uwagi na Kruku. Był to demon i w dodatku pewnie na tyle silny i szybki, że jakby chciał to on i wszyscy tutaj byliby już martwi. Chyba, że chciał się zabawić np. w torturowanie kogoś dlatego wszyscy jeszcze żyli.

Tak czy inaczej Dirith wiedział jak cienki w uszach jest w porównaniu z demonem, dlatego sam zaczynać nie zamierzał. Ale okazywać strachu i uciekać nie zamierzał tym bardziej. Bardziej w tej sytuacji należało okazać szacunek do silniejszego. I tak też zamierzał uczynić. Może wyglądało to na to, że Dirith jest arogancki. No cóż, może trochę taki był ale za często z wiele silniejszymi do czynienia nie miał.

- I`m sorry, I was a bit busy… - odezwał się, jakby nigdy nic, jak gospodarz knajpy do której właśnie weszliście. – Miałem pewne nieoczekiwane, ważne… - zerknął na moment w kierunku łuczników - …spotkanie. Anyway… - jego dziób wykrzywił się dość makabrycznie w czymś, co miało być przyjaznym uśmiechem. – Witaj z powrotem. Minęło trochę czasu. Jak wizyta u rodziny w domu Noquar? Znalazłeś to, czego tam szukałeś? Dom Noquar. „Poświęceni truciźnie”. Ogólnie bardzo przyjemna rodzinka... Zabiłeś swojego stwórcę. Co jeszcze ci pozostało? Well, now that`s interesting... – zerknął na Kiti i jej Bestię.

- Witam szanownego gospodarza. - powiedział spokojnie jednocześnie wykonując gest jakby unosił z głowy kapelusz. - W domu byłem, co chciałem to znalazłem. A nawet o dziwo musiałem wrócić po więcej, bo idąc za swoim celem - tutaj Dirith zaczął używać jezyka migowego drowów jednocześnie kontynuując mówić. - wpakowałem się w mały problem do rozwiązania którego potrzebuję trochę specyficznego sprzętu. W tym wymiarze o taki nie problem. A rodzinka ma się nieźle, dzięki. Może trochę w rozsypce ale jeśli obecna matrona nie zawali to powinni przeżyć. - Palce Diritha natomiast powiedziały:
- Będę szczery: obudziłem Timewalkera, trochę przez przypadek. Teraz potrzebuję trochę sprzętu na zamówienie żeby mieć z nim cień szansy... Tam znalezienie albo zrobienie go trwałoby wieki, tutaj znacznie szybciej - bo zależy mi na czasie.
No i był szczery. Tym bardziej że owijanie w bawełnę i chowanie się przed postacią tego kalibru nie byłoby pomocne. W najlepszym wypadku Kruk dowiedziałby się sam i kto wie co dalej mogłoby się dziać. A tak, sprawa jest jasna i jednocześnie Dirith pokazuje, że nie ma nic do ukrycia ani nie stanowi dla nikogo zagrożenia. Może oprócz istot których życiem zamierza zapłacić za sprzęt, ale do tego nie musiał wcale walczyć z kimś szczególnie wysoko w hierarchii. Zwykli ludzie dropią dusze tak samo wartościowe.

- Powinienem przyjmować bardziej ludzkie formy – mruknął pod nosem Kruk, z dzikim zadowoleniem zerkając w kierunku zatrzaśniętych drzwi chaty. – Bardziej zaawansowane, wyewoluowane, takie woli mój twórca. Mimo wszystko, czasem mam wrażenie, iż tęskni za czasami gdy byłem małą puszystą kulką.
[i]- Może... ale ludzka forma jest pod wieloma względami ograniczona, a ponoć ewolucja polega na pokonywaniu ograniczeń, nie na utrzymywaniu lub dodawaniu ich?

Szczerze... – Kruk był zaskakująco rozmowny i przyjacielski jak na kogoś kto zjawił się ot tak znikąd - ...zwabił mnie pewien podejrzany zapach, wolałem się upewnić… - zerknął na Diritha i poinformował: - Twoje rany, które zdążyły się już zagoić i twoje blizny, których nawet już nie dostrzegasz, noszą ślady zapachu Shabranido.
Aha.
- Więc w istocie to prawda, walczyliście. Tak, warto było zajrzeć i się upewnić… Z reguły nie witam wszystkich istot, które się tu zjawiają, oczywiście, ale to jest zaiste coś wyjątkowego… Przejdę od razu do rzeczy. W miejscu, w którym jesteście, stało się coś ciekawego. Zapewne nie bez powodu znaleźliście się właśnie tutaj. Podejrzewam, że coś bardzo ciekawego stało się z twórcą tego miejsca, w momencie gdy je tworzył. Ale mniejsza z tym. W tym miejscu powstało swoiste zapętlenie czasoprzestrzeni, jest to dla mnie o tyle drażniące, że inne istoty, które tu trafią, zgłaszają stale że „coś się zepsuło, coś jest nie tak” – westchnął teatralnie. - Nie mogę też pozwolić, abyście utknęli tu na wieczność, nie potrafiąc stąd odejść bez wykonania zadania. Tych dwóch utknęło tu wczoraj, myślą że są tu od godziny. „Błąd” w tym miejscu pojawia się i znika co jakiś czas, chciałbym pozbyć się go raz na zawsze. Musiałem powiedzieć to tak istotnym gościom... Przy okazji, nie chcę posyłać tam pierwszego lepszego turysty, nie chce mi się tłumaczyć wszystkiego po kilkanaście razy kolejnym śmiałkom...

- Nieopodal stąd jest świątynia zwierzoludzi. Trzech zagubionych ludzi trafi na nią i będą krążyć w jej labiryncie sądząc, że znajda tam wielkie skarby. Trafią na komorę, w której dojrzewają trzy jaja wielkiego salamandra. Wezmą je, sądząc że to skarb. Po nich do świątyni przybędą trzy zwierzołaki. Mieli zabrać dojrzałe jaja i zanieść do wielkiego salamandra, którego czczą, ale rzecz jasna, znajdą tylko pustą komorę i nieźle się wkurzą. Wyruszą w ślad za złodziejami i zabiją dwóch z nich. Trzeci ucieknie do groty wielkiego salamandra porzucając po drodze jajo. Salamander, zniecierpliwiony brakiem swoich jaj, będzie próbował opuścić grotę. Zwierzołaki będą próbowały zawalić grotę by go powstrzymać, ale nie dadzą rady. W ten sposób zginie ostatni, trzeci złodziej i czasoprzestrzeń znów się zapętli. Teraz. Na podstawie moich obserwacji i danych, gdyby ten trzeci złodziej przeżył przynajmniej godzinę od czasu wybuchu wściekłości salamandra, złamałoby to błąd występujący w tym miejscu i sprawa byłaby załatwiona. Dlaczego? Mam podstawy przypuszczać, ze odpowiedzialny za całe to zamieszanie, mniejsza z tym jak konkretnie. Gdyby przeżył, załatwiłoby to całą sprawę. Problem jest taki. Nikt z całego otoczenia błędu, poza salamandrem, nie może was zobaczyć ani dotknąć. Mogą was usłyszeć, wyczuć, ale nie mogą was zobaczyć ani dotknąć. Jeśli was zobaczą lub dotkną, wszystko się zresetuje i rozpocznie od nowa. Wasze działania mają oczywiście wpływ na wszystko co się wydarzy, ale nie gwarantują, że wasze cele nie wrócą na ścieżkę odgrywania historii, którą właśnie opisałem.

Na wieść, że walczył z Shabranido wyraźnie się zdziwił bo takiej walki zupełnie nie pamiętał. A gdyby pamiętał, to najprawdopodobniej byłby w jej trakcie gdyż raczej by jej nie przeżył. Dlatego trochę nie dowierzał lecz nie przerywał Krukowi w wyjaśnieniu sytuacji związanej z tym miejscem. Je mógł się jednak powstrzymać aby nie spróbować dowiedzieć się czegoś więcej na ten temat.

- Ciekawe, ale żadnej walki z nim nie pamiętam. Po drugie byłbym teraz martwy, a po pierwsze Shabranido to dużo za wysokie progi dla mnie. Po co miałbym więc popełniać samobójstwo? Albo starać się wyrównać szanse? Głupota. Bo nawet jeśli udałoby mi się wyrównać szanse to po jego pokonaniu byłbym skazany na wieki nudzenia się. Bo byłbym na tyle silny, że nie miałbym się z kim bawić. - Dirith pokręcił tylko głową. - Bez sensu.

- A co jeśli chodzi o tego salamandra? Jego dotknąć możemy? Oraz czy otoczenie resetuje się wraz ze złodziejami i zwierzoludźmi? Czy jeśli to my zawalimy jaskinie na samym początku sekwencji, to na początku kolejnej jaskinia nadal będzie zawalona? - zapytał zastanawiając się jak do sprawy podejść. A sposobów na to było kilka:
Można było zabić salamandra - więc zwierzoludzie nie musieliby powstrzymywać go przed wyjściem z jaskini ale pewnie skupiliby się na złodzieju.
Można było zawalić jaskinię wcześniej i liczyć na to, że złodziej nie mając innego wyjścia zacznie uciekać dalej i przeżyje godzinę.
Można było zamknąć zwierzoludzi odpowiedzialnych za wszczęcie alarmu, więc możliwe, że złodzieje zostaliby zauważeni na tyle późno, że byliby za daleko aby można było ich zabić przed upłynięciem wyznaczonego czasu.
Tyle tylko, że na wybranie odpowiedniego rozwiązania potrzeba było poświęcić trochę czasu na zapoznanie się z sekwencją wydarzeń. Albo po prostu na ślepo próbować do skutku co również mogło zając trochę czasu.
 
__________________
"Drow to stan umysłu." - Almena? Kejsi2?

"- You can't let them run around inside of dead people!
- Why not? It's like recycling." - Dr. Who
eTo jest offline