Konto usunięte | Pojebało ich. Totalnie. To on ryzykuje życie, stara się sprawdzić, czy ktoś jeszcze żyje i zabrać z tego piekła, a tamci po prostu chcą sobie płynąć i mają w dupie, że w pieprzonym autobusie będzie po prostu bezpieczniej! I mają w dupie, że po nich przyjechał! Co za idioci... no ale skoro chcieli dać się zabić, to Calistri nie zamierzał ich odwodzić od tego pomysłu. Gdy tylko Kaleka znalazła się w środku autobusu, zamknął drzwi i po prostu odjechał, rzucając jeszcze kilka przekleństw pod nosem.
Dzikusy już zdążyły się pozbierać i ledwo pojawił się na ścieżce, a już latały siekiery, noże i inne niebezpieczne narzędzia. W autobusie parę szyb poszło się kochać, w tym przednia, ale na szczęście dla Danny'ego, nie ta na wprost niego. Co prawda i tak musiał na moment zamknąć oczy, a gdy szkło poorało jego twarz i ramiona syknął pod nosem, ale nie pozwolił tym skurwielom zatrzymać autobusu i wedrzeć się do środka. Przy okazji rozjechał kolejnych zasrańców, co tylko poprawiło mu humor.
Chwilę później musiał ostro skręcić i zahamować, bo na ścieżkę z krzaczorów wyskoczyły Vesna i Samantha. Poczuł ulgę, że obie żyją i nie są chyba nawet ranne. Otworzył drzwi, wpuszczając dziewczyny do środka i ruszył, ile fabryka dała w stronę wyjazdu z tego pokurwionego miejsca. Zaskakująco spokojnie przyjął wiadomość, że Hart nie żyje - nigdy nie przepadał za nią i właściwie nie było między nimi żadnych relacji, więc i jej śmierć nie zrobiła na nim większego wrażenia.
Prowadząc pewnie drogą między lasami, zerknął w lusterko wsteczne i dopiero teraz zauważył, że nie jedzie za nimi drugi autobus. W tym chaosie nie wiedział nawet, co się stało z Marty'm, jednak liczył, że dzikusy go nie dopadły. Przelotnie zerknął na twarz Kate, Vesny i Sam. W innych okolicznościach to byłoby jak spełnienie marzeń - on sam, dwie koleżanki i doświadczona kobieta... Niestety, rzeczywistość dobitnie pokazywała, że Calistri nie znalazł się w pornosie, tylko w horrorze. W horrorze, z którego trzeba się było wydostać. Tyle dobrze, że chociaż byli już bezpieczni i nie gonił ich żaden pojeb z siekierą.
Gdy opony huknęły, kończąc swój żywot, z ust Danny'ego wyrwało się soczyste "fuck". Autobusem rzucało na lewo i prawo, więc spokojnie najpierw wytracił nieco prędkość, a potem zahamował delikatnie, zatrzymując się ostatecznie na poboczu. - No i koniec jazdy... - rzucił, wstając z fotela. Spojrzał na Vesnę i Sam. - Jesteście całe? Żadna nie jest ranna? Co z Byronem, Vesno? Dopadły go te fiuty?
Próbował wytrzeć zakrwawioną twarz przedramionami, ale chyba tylko bardziej ją rozmazał. Z okolic łokcia wyciągnął kawałek szkła, który wbił się w skórę i wyrzucił go przez otwarte drzwi gdzieś w krzaki rosnące przy drodze.
Po krótkiej rozmowie z dziewczynami wyszedł z busa i zaciągnął się ciepłym powietrzem. Przejechał językiem po suchych ustach - dałby się pokroić za butelkę wody. No dobra, może jednak by się nie dał, biorąc pod uwagę, co przeszli, ale chciało mu się pić jak cholera. Adrenalina chyba z niego schodziła, bo zaczął czuć się dziwnie ospały. Gdy Kate zaproponowała wycieczkę w stronę budki strażniczej, pokiwał głową. - Jestem za, to najlogiczniejsze wyjście. Poza tym... - Wyciągnął z kieszeni iPhone'a i zerknął na wyświetlacz. Zamiast pięciu pełnych kropek zasięgu widniał napis "No Service". - Może jak będziemy bliżej cywilizacji, to złapie się zasięg. Póki co, jesteśmy z tym w dupie...
Zamknął drzwi autobusu, zostawiając w środku ciało Kimberly i gdy wszyscy byli gotowi, ruszył z nimi poboczem. Wciąż miał ze sobą nóż i tłuczek, tak na wszelki wypadek. Nagle przyszło mu coś do głowy.
Spojrzał na towarzyszki. - Jak już tam dojdziemy i trafimy na tego typa, to wy mu się najpierw pokażcie, bo jak zobaczy takiego umazanego krwią gościa z nożem i tłuczkiem, to może pomyśleć, że przyszedłem go zabić i różnie to może być...
Przetarł przedramieniem zroszone potem czoło. Tak bardzo chciałby już być w domu.
__________________ [i]Don't take life too seriously, nobody gets out alive anyway.[/i] |