Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-08-2017, 11:00   #70
Czarna
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Angie i knuja i pan z obrazkami na obrazkach i zła czarność i woda

- A co? Boisz się, że cię zepchnę ze schodów i powiem, że to wypadek? - zapytała kurierka wstając od ogniska i biorąc płonącą nogę od krzesła która mogła służyć i jako pałka i jako pochodnia. Ruszyła jednak przez pomieszczenie na zewnątrz. Tam skręciła jednak w korytarz w przeciwną stronę niż na schody i na chwilę weszła do pomieszczenia gdzie wcześniej siedział osowiały Roger nim się nie ocknął a Melody o mało szlag nie trafił ii wyszła. Wróciła na korytarz dźwigając znowu kankę z samochodu Rogera. Potem ruszyła korytarzem kierując się ku schodom i oświetlając sobie drogę stołową pochodnią.

- Tupiesz i sapiesz jak zganiany wół. Jesteś tak gruba i niezdarna, że jak się potkniesz wolę żebyś zleciała sama, a nie marnowała jedzenie. - Angela wzruszyła ramionami zachowując dwa kroki odległości w drodze w dół - I tak już zmarnowałaś. Wystarczy. To dla Rogera.

- No z ciebie jest sama kochana słodycz.
- burknęła brunetka schodząc po schodach a wraz z nią wędrował promień światła z pochodni. Na dole parter wciąż wyglądał jak poprzednio czyli mokra podłoga błyszczała w świetle wilgocią a poza kręgiem światła czaił się mrok. Prostokąt drzwi jako fragment mniej czarnej ciemności. Obydwie kobiety doszły do drzwi wejściowych i zobaczyły zaparkowaną, nieruchomą furgonetkę. Znowu trzeba było zanurzyć się w chłodnej wodzie po połowę łydki by dostać się do pojazdu. W końcu trzasnęły boczne drzwi i ukazało się wnętrze pojazdu. Było rozświetlone ciepłym blaskiem świec i w pierwszej chwili po otwarciu ich zapach był dominujący. Wewnątrz siedział Roger. Wciąż był w samych spodniach w tors z przodu był pomalowany na biało. Za to na twarzy pojawiły się wzory formujące się w rysy nagiej czaszki. Na torsie miał za to wymalowane jakieś inne wzory. Tylko ramiona miał niepomalowane choć jego tatuaże ładnie się wkomponowały w ten zestaw.

- O Boże. - szepnęła cicho Melody patrząc na ten wizerunek medytującego mężczyzny. Wydawała się trochę przejęta a trochę jakby nie dowierzała w to co widzi. Postawiła kankę na podłogę vana obserwując Rogera.

- Nie boże. Roger - blondynka poprawiła cicho, patrząc szeroko otwartymi oczami na pana z obrazkami, a z jej gardła wydobyło się pełne zachwytu westchnienie.
- Łaaaał… - w świetle światełek obserwowała jak tańczące cienie kładą się dodatkową warstwą na obrazkach namalowanych na obrazkach. Wyglądało że śpi na siedząco, bo się nie ruszał, ani nie mówił i miał zamknięte oczy, ale nie chrapał. Może on z tych niechrapiących? Czy to była ta cała medytacja? Wyglądała super!

- Z czego się szczerzysz? Wymalował się w barwy wojenne. Będzie zabijał. - pokręciła głową brunetka będąc wyraźnie temu niechętna. Weszła do środka i przecisnęła się z kanką do środka. Zaczęła zgrzytać mechanizmami krzesła coś tam zmieniając i przestawiając. Chyba mościła sobie miejsce na noc. Choć nie było to jakoś specjalnie dyskretne to Roger jednak nie zwracał na swoich gości uwagi.

- No wiem że będzie zabijał. Mówił o tym, że teraz wojna, a na wojnie się robi trupy. Dużo trupów - Angie wzruszyła ramionami ciągle nie zmieniając obiektu zainteresowania. Też chciałaby takie malowane farbkami obrazki! No ale na razie miała ćmę i też było fajnie. Wskoczyła lekko do bryka i rozejrzała się dookoła. Mało miejsca, dużo świeczek. W końcu postawiła talerz przed panem z obrazkami i kucnęła obok, przyglądając mu się z bliska. Pierś mu się unosiła, oddychał normalnie i był ciepły, czyli wszystko w porządku - A ty czego się boisz? Robienia trupów? Jak w przyrodzie, jedne żyjątka trupią drugie żeby przeżyć. Odwieczny cykl.

- Boję się tych którym on te trupy zrobi.
- burknęła zniechęcona kurierka kończąc moszczenie sobie siedzenia. - No i że coś jemu się stanie też. - dodała ciszej. Znalazła gdzieś chyba jakąś kurtkę czy narzutę bo wzięła ją na siebie. Potem pochyliła się by zdjąć buty. - Nie będzie teraz jadł. Post go obowiązuje do świtu. Chcesz to mu zostaw. - powiedziała gdy drugi but pacnął o podłogę. Wstała i zaczęła rozpinać sobie spodnie balansując w dość niewygodnej dla siebie pozycji.

Blondynka parsknęła rozbawiona. Knuja się martwiła o coś poza własnym tyłkiem, jasne. A Angie nie lubiła cukierków.
- Po co masz broń? - pokręciła głową - Przyjdzie dużo to uciekasz i się chowasz. Trupisz z zaskoczenia, po kolei. Strzelasz w korpus tripletem jak nie masz lunetki, a jak masz lunetkę to łatwiej. Jedna kula w głowę i następny i potem następny i następny. Zmieniasz miejsca, poruszasz się w cieniu. Trzymasz dystans, męczysz. Mylisz ślady i polujesz. Kiedy wróg śpi, albo odpoczywa. Znaczy próbuje. Nie dajesz mu złapać oddechu. Robisz pułapki i w nie wprowadzasz. Wykorzystujesz teren, gruzy, duże kamienie i osuwiska. Ruchome piaski. Jak się w takich zakopią po szyję to dobijasz. Przez miękkie pod brodą do czaszki. Ale to trzeba długiego noża - poklepała odruchowo dziadkowego “Misia” - Nic trudnego.

- Nie dla niego jak się tak wymalował.
- Melody pokręciła głową i siadła na siedzenie by do końca zdjąć spodnie. W półmrokach bijących od świec na kufrze jej nogi jawiły się jako jaśniejsze pasy. - A broń mam by mieć. Czasem wystarczy, że ją masz i reszta widzi, że ją masz. - powiedziała układając spodnie na desce rozdzielczej. Potem odwróciła się do kufra i ze swojej perspektywy pewnie widziała tył głowy i pleców siedzącego Rogera. - Ja pierdolę. - mruknęła z niedowierzaniem kręcąc głową. - Nie wydolę tego na trzeźwo. - machnęła ręką i Angie usłyszała jak się schyla i odkręca kankę.

To robiło się dziwne i nie podobało się Angeli nic a nic. Jak można było nie umieć broni? To jak knuja radziła sobie z potworami? I zasadzkującymi, złymi jak ona ludziami? Na przykład z Nowego Jorku?
- Co, ty też nie miałaś dziadka żeby pokazał i uczył? - spytała chociaż chyba nie chciała znać odpowiedzi. - I nie pij, nie będę jeszcze ciebie pilnować. Jest zła woda, mokro. Zwierzęta się boją, uciekają. Panikują i mogę być groźne. Albo potwory zasadzkować. Jak… jak to wyglądało jak z Tess to będzie ci potrzebna broń i oko i dużo kul - przekręciła się, patrząc na ciało - Coś z nią nie tak… to przez dzień potwora? Zabili ją trzy razy, a ona nadal… była niemiła i chciała im zrobić krzywdę.

- Nie wiem. Pewnie słabo strzelali.
- odpowiedziała brunetka przechylając nakrętkokubek do ust. Odstawiła go na deskę rozdzielczą i sama podkuliła nogi na krześle by móc otulać się tą narzutą czy kocem. - I nie miałam dziadka. Starych też nie. Zresztą co cię to obchodzi? - kurierka dalej wydawała się być rozdrażniona i niezadowolona. Sięgnęła dłonią po odstawiony dopiero co kubek.

- Widziałam rany, nie strzelali słabo. Ani słabo nie bili łomami. Sama sobie zobacz - machnęła na leżące na podłodze ciało - Nie obchodzi - przyznała szczerze - Wujek mnie obchodzi. I Vex i on - popatrzyła na pana z obrazkami i wzruszyła ramionami - A jak tylko gadasz kłamstwa znowu i nic poza tym to sobie pij i się zapij. Najlepiej na trupa. Ale jak się o niego martwisz to to odłóż. Skoro tu zostajesz to miej na niego oko i na okolicę. Woda nam sprzyja, ciężko się podkraść bo chlupie. Będzie słychać czy coś idzie. Albo ktoś.

- Kłamstwa. -
kobieta pokręciła głową prawie wypluwając słowo powtórzone po blondynce. Upiła znowu łyk i spod koca było jej widać tylko głowę i ramię trzymające kubek. - Nie przemówi ci się do rozumu co? Uparłaś się. - pokręciła głową i dopiła chyba kubek. Popatrzyła jak po odwróceniu ścieka z niego ostatnia kropla. - Śpisz tutaj czy wracasz do domu? - zapytała wciąż wpatrzona w skapującą z krawędzi krople.

- Bo cię nie lubię - Angie warknęła ostro, przekręcając szybko twarz w jej stronę - Knujesz i ci nie wychodzi, to nagle się robisz jak ta pani z obrazków w kościele, co ma takie umęczone oczy i świecące kółko nad głową. Ale samo się to złe nie zrobiło - wstała z kucek i poprawiła koszulkę - Nie rozumiem. Dlaczego nie przyszłaś do wujka i nie porozmawiałaś. Jakbyś przeprosiła i poprosiła żeby ci cosia oddał to by to zrobił. Jest dobry, mądry i dużo rozumie, ale wolałaś iść po krzywdzie. To masz - machnęła ręką - Nie będę tu spać jak ty tu jesteś. Zrób coś w końcu dobrego i popilnuj Rogera. Nie chlej - cofnęła się pod drzwi, raz jeszcze obrzucając wnętrze bryka przelotnym spojrzeniem - W domu też nie będę pewnie spać. Nie… nie chcę przeszkadzać jak wujek i Vex będą się przytulali od środka. Bo to się robi jak nikt nie patrzy. Gdzieś… no gdzieś pójdę. - położyła rękę na klamce.

- Widzisz to co bardzo chcesz zobaczyć. Idź do tego domu czy gdzie tam chcesz i przemyśl sobie kto tu jeszcze tak się wpisuje w tą twoją kościelną stylizację. - prychnęła rozzłoszczona Melody. Odrzuciła ze złością koc i przecisnęła się między siedzeniami by pewnie zamknąć drzwi po wyjściu Angie. - Wydaje ci się, że tyle widzisz a jesteś ślepa! - syknęła ze złością kurierka.

- Ja nie jestem od myślenia tylko wujek - powiedziała z rozbrajającą szczerością, zamierając na progu i mrużąc oczy - Robisz na siłę kłopoty, a kłopoty się eliminuje i powinnam to zrobić. Żeby chronić wujka, ale on nie chciał żebym cię usypiała. Zabronił. Bo już nie jesteśmy na pustyni, a on zna lepiej świat ludziów i jest dobry. Ja nie jestem dobra, dziadek też nie był. Mówił że trzeba wierzyć instynktowi, to wierzę. Ale wujkowi też wierzę to możesz dalej pić i gadać i oddychać. Nie chcę widzieć i znać. Bo ludzie to problemy.

- Ja jestem problemem? Jesteś ślepa.I uparta. No ale słucham. Jakie to problemy twoim zdaniem stwarzam?
- Melody prychnęła znowu ze złością i kucnęła na bosaka rozkładając ramiona i czekając na to co powie nastolatka.

- Jesteś - Angela odprychnęła, ale słowo było za ogólne, więc rozwinęła - Chciałaś zastrzelić wujka, namówić Rogera żeby z nami walczył. Kłócisz się ze wszystkimi, nie umiesz kultury. Przepraszam, proszę, przykro mi, dziękuję zamiast chcę, należy mi się, bo ja, bo mnie… - pokręciła głową - Przyszłaś do baru i to wystarczyło. Nie powinno nas tu już być, mieliśmy odjechać do cioci. Już być w trasie, bo wujek nie ma czasu. Musi wracać do bazy bo będzie renegatem i wyślą za nim takich jak dziadek. Żeby go utrupili… skrzywdzili, a… a ja nie mam tyle pestek, żeby ich strupić. Mogę któregoś przegapić, a wtedy… - zacisnęła mocno pięści i przekrzywiła kark - Wujek ma kotrakta, chce go skończyć. Wtedy będzie wolny, ale na razie nie jest. Ma przysięgę i mundur. On lubi mieć mundur, nie chce być renegatem i nie chce pogoni. Nie chce się chować i uciekać… i umierać. Nie chcę żeby umierał, nie mam już nikogo, tylko jego. Nie mam domu, bo… bo nie mam jak wrócić. I gdzie… i do kogo. On słucha i mówi i… i tyle na niego czekałam, a teraz… tama się spsuła, bo zostaliśmy i utknęliśmy. A mogliśmy już jechać i nic by się nie stało. Jutro bylibyśmy u cioci, a tak… nie wiadomo czy tam dotrzemy, czy wujek zdąży wrócić… ale to nie twoja sprawa. - skrzywiła się, zgrzytając zębami - Utrupię każdego kto będzie chciał mu zrobić krzywdę, a jak przyjdzie z kolegami to ich też strupię. Jeszcze parę magazynków mam. Potem komuś zabiorę… bo musiałaś sie pojawić - popatrzyła na nią spode łba - Masz w oczach swoją krzywdę i koniec. I kto tu jest ślepy?

- Ty jesteś ślepa mała blondyneczko.
- odpowiedziała po chwili Melody wciąż kucając na metalowej podłodze. - Widzisz co chcesz zobaczyć. Bo ktoś, krzyczy i mówisz, że jest niemiły. Że knuje. Rozejrzyj się! - syknęła wskazując głową na dom z którego wyszły. - Nie dostrzegasz niczego innego. Bo jak jest ktoś dla ciebie miły, kupi cię uśmiechem i dobrym słowem i już myślisz, że jest taki fajny i miły. Że nie robi problemów. Nie robi jak mu patrzysz na ręce. Ale skąd wiesz co robi jak się odwrócisz plecami albo zniknie za ścianą? Nie wiesz. - prychnęła z irytacją brunetka. Pokręciła głową i spojrzała gdzieś ponad blond głową w nocne, pochmurne niebo. Wpatrywała się w nie chwilę.
- Jakbyś została w Pendleton to jest o wiele bliżej rzeki niż tutaj. Jak tutaj fala doszła to tam musiała zalać wszystko. Was też by zalało. Ocaleliście bo was tam nie było. Może ktoś też zdołał uciec. Może fala nie zalała całej osady. Ale na pewno wygląda gorzej niż tutaj. To raz co tak masz mi za złe sama nie wiem co. Dwa po wyjściu z promu. Nocowalibyście gdzie? Bo nie u nas. No to drugi raz co to was tak oszukałam bo zabrałam was z dala od rzeki. Przypadkiem. Nie wiedziałam, że tamę szlag trafi właśnie tej nocy. Ale jednak to ja was zabrałam stamtąd. I tak, przystawiłam lufę do twojego wujka potem. Ale dlatego,że mi zabrał mój dysk. Ten dysk NIE JEST jego. Jest MÓJ. A on mi go zabrał. Tak samo jak samochód. Mój samochód. Ja go zdobyłam i czasem pożyczałam go temu Puzzle. Co widzę już pozwoliło mu twierdzić i rozpowiadać, że to jego fura. Więc to nie ja coś wam zabrałam tylko wy mnie. I nie knuję by was zabić czy ograbić. Knuję by odzyskać to co jest moje. - brunetka mówiła z napięciem w głosie momentami cedząc słowa jak z karabinu gdy złość nad nią zdawała się dominować całkowicie. A momentami mówiła cicho choć nadal z wyraźną złością.
- I zresztą to pusta dyskusja. Oddajcie mi mój dysk i macie mnie z głowy. - machnęła ręką po chwili milczenia. - A o twojego wujka bym się nie martwiła. Wygląda na takiego co umie o siebie zadbać. - przez chwilę wyglądała jakby chciała powiedzieć coś jeszcze ale albo zrezygnowała albo jednak nie przyszło jej nic do głowy. - Idź już. Chcę się przespać w spokoju. Jak nie masz co robić to znajdź pojemnik na wodę na rano. - Melody położyła dłoń na klamce czekając aż blondynka odejdzie by mogła zasunąć drzwi.

Angie powoli wysiadła z bryka, a woda w mgnieniu oka przemoczyła jej spodnie do połowy łydek. Knuja był głupia i ślepa i leniwa… i chyba też nie umiała myśleć.
- Nie wiesz co wujek umie, poradzilibyśmy sobie czy to na drodze, czy w miaście przy rzece - westchnęła, wsadzając ręce w kieszenie. Już miała odejść, ale nagle odwróciła się przez ramię - Słyszałam wszystko co mówiłaś Rogerowi jak chciałaś mu zrobić tą laskę. Nie jesteś taka dobra jak wydaje ci się że jesteś. Jego szczęście że się nie zgodził, jest mądry. Byłoby dużo krwi i śmierci. Karaluch - uśmiechnęła się - Nie knuja, karaluch. Taki co wypełza na zgliszcza i żeruje na tym co zostaje. Twój dysk? A nie posterunku? Komu go ukradłaś albo poczekałaś aż ktoś go utrupi i ograbiłaś kości? Chcesz forsy i tyle. Nic więcej. Tej obiecanej przez kontakta. Co się stanie po drodze też nieważne - prychnęła, idąc w kierunku domu - Nie uratowałaś nikogo, psujesz tylko krew. To że te szumy są zepsutą tamą ja powiedziałam wujkowi i Rogerowi. Ostrzegłam. Miałam rację - wzruszyła ramionami - Chcesz mnie napuścić na Mewę, ale i tak wolałabym jej oddać ten dysk niż tobie. A najchętniej go wrzuciła w wodę i tyle. Idź spać i pić, jesteś leniwa i nieprzydatna. Sama sobie szukaj kanek. Wypij wódkę. Dobrze pójdzie to wyzioniesz ducha. Dobranoc - wbiegła cicho po schodach.

- Jesteś ślepa! - krzyknęła za nią rozzłoszczona kobieta i zatrzasnęła drzwi pojazdu.

Blondynka w tym czasie wbiegła na połowę schodów, zaciskając mocno szczęki. Dlaczego te obietnice były takie ciężkie... i te rozkazy. Niemiła sprawa, nie można było robić tego, co się chciało. Jeden trup w tą czy w tamtą, co za różnica? A ile spokoju od razu! Dziadek by się tak nie bawił, tylko z marszu załatwił sprawę. Mewę i Patyka też, dla bezpieczeństwa. Vex była super, to ona i wujek mogli zostać. Wujka przecież kiedyś oszczędził...
- Gruba, brzydka, niedobra knuja - burczała pod nosem idąc do góry, ale nim doszła na sam szczyt zatrzymała się nagle. Gdzie miała iść i do kogo? Wujek i Vex mieli się dzielić duszami, nie chciała im przeszkadzać żeby się nie peszyli, jak wujek kiedy o tym mówiła. Pewnie nie chcieliby żeby patrzyła, bo to taka sprawa na osobności, jak z siedzeniem na kolanach. Nie chciała żeby Vex wyszła na puszczalska, to nie mogła patrzeć, ani tam siedzieć... do futerek też nie mogła iść, bo były przy ognisku razem z tulaczami.
Angie westchnęła, opadły jej ramiona i wbiła wzrok w nadgniłe deski. Roger siedział z knują, a jakby tam poszła to by się pozabijały i wujek by się gniewał. Poza tym Roger medytował, więc jakby spał i nawet nie dało się do niego przytulić. Do knui tym bardziej nie chciała się przytulać, a zrobiło się jej zimno i nieszczęśliwie. Trzęsły się jej ręce, nie ze złości. Pamiętała opowieści dziadka o wojnie. Wojny były takie straszne! Pełne trupów, krwi i strzelania i torturowania co nie miało nic wspólnego z tortami takimi słodkimi - to dziadek też jej wytłumaczył jak była mała. Czarność w kątach zaczęła ją przytłaczać, w oczach stanęły łzy, a usta zadrżały. Doszło do niej że nie wie co ma robić, Mewa i Patyk mieli siebie i pewnie nie spodobałoby się im, że do nich przyszła. Trzymali się na uboczu z jakiegoś powodu. W piwnicy stała zła woda, po ciemku chodzenie po dachu odpadało, a czuła się zmęczona i skoro pan z obrazkami nie był sam, mogła odpocząć... taką miała nadzieję, ale nadzieja nie rozwiązywała jej aktualnego problemu.
- Ws... wstawaj... wstawaj, strana ogromnaja, wstawaj na smiertnyj boj. S faszystskoj siłoj tiomnoju... s proklatoju ordoj. - pociągając nosem zanuciła cicho kołysankę, jaką dziadek śpiewał jej zawsze kiedy nie mogła zasnąć bo bała się potworów - Pust' jarost' błagorodnaja. Wskipajet, kak wałna. Idziot wajna narodnaja, swiaszczennaja wajna - słowa pojawiały się w pamięci, znała je doskonale. Przyświecając sobie światełkiem szła korytarzem, oddalając się od ludziów, hałasów i głosów, a także od ognia i miauczenia. Znalazła pusty, zagracony pokój, równie czarny co reszta domu, ale nie tak mokry jak piwnica.
-Dadim otpor duszytielam. Wsiech płamiennych idiej, nasilnikam, grabitielam,
Muczitielam ludiej.
- mruczała mruczankę, liżąc światełkiem ściany i to co pod nimi. Przy jednej zauważyła stary regał, wysoki i mimo upływu czasu wyglądający na stabilny. Wdrapała się na niego i ułożyła na samej górze płasko, żeby trudniej było ja zauważyć. Schowała światełko i przetarła oczy, które zrobiły się mokre. Może naprawdę byłoby wujkowi lepiej bez niej, mógłby się kolegować z Vex, a Vex była fajna. I normalna. Nie pytała ciągle o wszystko.
- Nie smiejut krylja czornyje. Nad Rodinoj lietat', pola jejo prostornyje, ne smiejet wrag toptat' - nastolatka otuliła się ramionami, ale i tak było jej źle. Brakowało kogoś ciepłego... i kocyka. Kocyka też nie wzięła bo był tam gdzie ognisko. Został jej jeden sprawdzony przyjaciel. Sięgnęła po niego, wyjmując z pochwy. Pod palcami czuła głowę misia i chłód stali. Przytuliła nóż do piersi i zamknęła oczy. Nie pierwszy i ostatni raz spała sama, powinna się zacząć przyzwyczajać.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.

Ostatnio edytowane przez Czarna : 11-08-2017 o 11:02.
Czarna jest offline