Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-08-2017, 18:32   #34
Cattus
 
Cattus's Avatar
 
Reputacja: 1 Cattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputację
Polowanie na myśliwego
Eomund, Thora, Sylvain, Berthold



Idąc przez dżunglę zwiadowcy dotarli do wykarczowanego odcinka lasu, gdzie dawniej musiało być koryto rzeki lub brukowana droga, albowiem drzewa rosły tu w znacznym odstępie od siebie, zaś krzewy tworzyły wyraźny mur po obu stronach owego przesmyku. Przez dłuższą chwilę stali nieruchomo w zaroślach, nasłuchując w oczekiwaniu nadejścia podążającego ich tropem drapieżnika, lecz poza skrzekiem dzikich ptaków i małp, nie sposób było usłyszeć nic wyróżniającego się. Zniecierpliwieni ruszyli przed siebie, naciągając łuki i szykując broń prochową do oddania strzału, kiedy zupełnie niespodziewanie dostrzegli przed sobą poruszanie w zaroślach. Najpierw poruszyły się otaczające je drzewa, tak jakby jakiś olbrzym nimi szarpnął z całej siły, a później dało się usłyszeć donośne stąpanie. Coś wielkiego szybko zbliżało się w ich kierunku i kiedy w końcu wyłoniło się z krzewów, na znalezienie schronienia było już za późno. Przed myśliwymi, w całym swym majestacie, stanął gadopodobny potwór o monstrualnym rozmiarze, z paszczą pozwalającą na połknięcie rosłego człowieka jednym kłapnięciem potężnych szczęk. Istota ta przez dłuższą chwilę stała nieruchomo, mierząc napotkane ofiary swym okrutnym spojrzeniem, po czym nagle spięła się i wydawała z siebie tak przeraźliwy ryk, że najemnicy poczuli jak krew odpływa im z twarzy. Kilka uderzeń serca później z krzewów wyłonił się kolejny dinozaur i oba gady rzuciły się w ich kierunku.

Eomund patrzył na dinozaury jak otępiały. W całym swoim życiu nie widział tak ogromnych istot. Podejrzewał, że mogły zniszczyć mury Talabheim, krusząc kamienie swoimi paszczami. Nie miał kompletnie pomysłu na przeżycie w obliczu takich gigantów. Odruchowo cofnął się o dwa kroki i spojrzał szybko na swoich towarzyszy, oceniając ich wyposażenie. Dopiero teraz do niego dotarło, że pozwolił Thorze iść na polowanie bez broni dystansowej.
- Berthold, jesteś w stanie je ugłaskać?! Thora, bierz jego łuk i spierdalamy ostrzeliwując się.

Berthold na krótką chwilę zamarł, wpatrzony w monstrualne gady z wyrazem stanowiącym mieszankę zachwytu i lęku. Ale pod wpływem instynktu przystąpił zaraz do działania, wiedząc że sekunda zwłoki może kosztować życie. Na słowa Eomunda rzucił Thorze swój łuk i przywołał magię, w celu zdominowania jednej z bestii, jednakże zaklęcie jakimś cudem okazało się bezużyteczne. Być może to jego spowodowany strachem pośpiech zawinił… Nie mniej jednak w tamtej chwili Berthold nie miał czasu, by zastanawiać się nad powodem swego niepowodzenia. Tyranozaury z każdą chwilą skracały dzielący ich dystans.

Osłupiała Norsmenka zagapiła się w pojawiające się smoki z jedną myślą:
“Dotarliśmy na kraniec świata? Wejścia do Raenisheim?”
Słowa Eomunda wyrwały ją z zaskoczenia i odruchowo odszczekała się:
- Powiedz to uprzejmym tonem to może… - nie dokończyła, bo skoncentrowała się na łapaniu łuku rzuconego przez Bertholda maga.
- Magu! Dość potężna bestia dla Ciebie?! - zamruczała dziko raptownie wyszukując miejsca i nakładając strzałę - Sagi czekają!
Widząc, że mag skupił swoje spojrzenie na jednym z gadów, dowódca nieszczęsnego polowania skupił się na drugim. Naciągnął cięciwę, wycofał się o kilka kroków i skierował strzałę w stronę bestii. Poszła jedna, potem druga, a na końcu trzecia i wszystkie dosięgły swego celu, lecz nie zrobiły na nim najmniejszego wrażenia. Najemnicy byli dla nich jak uzbrojone w wykałaczki myszy dla człowieka, więc nawet nie zdziwiło go, kiedy pędzący w ich stronę tyranozaur nie zatrzymał się choćby na ułamek sekundy.

Sylvain starał się uspokoić biorąc głębokie wdechy, analizując całą sytuację. Coś takiego nie powinno mieć miejsca. Takie stworzenia nie powinny żyć.

Berthold warknął, sfrustrowany porażką. Jednak nie poddawał się, rzucał kolejne zaklęcie tym razem przywołując krwiożercze widmowe kruki, które rzuciły się całą watahą na obie bestie, dziobiąc je zawzięcie po pyskach. Spowodowało to chwilowe zamieszanie i tyranozaury na moment zapomniały o obecności najemników...

Thora przeżyła kolejne zaskoczenie, gdy jej strzały celnie sięgnęly celu. Ojciec powtarzał, że łuk jest dla mięczaków co na pola walki się pchają jeno z przymusu. Dziewczyna przez to w łucznictwie szkoliła się pobieżnie, większym sentymentem darząc swój topór.
- Szybko! Póki zajęte! - popędziła towarzyszy - Zmierzyć się lepiej na własnych warunkach. - Rozejrzała się za drogą ucieczki, która utrudnieniem by była dla smoczych gigantów.

- Musimy jakoś unieszkodliwić ich zmysły łowcy - Powiedział Sylvain wyciągając oba pistolety. - Celujmy w oczy albo otwory nosowe, to najwrażliwsze punkty.
Po chwili nachylił się do Bertholda.
- Być może twoja magia nie działa, bo te stwory są zbyt prymitywne? Psa również nie nauczysz sztuczek, jeśli będzie na nie zbyt głupi.

- Trafienie tego miotającego się gówna w oko będzie nie lada wyzwaniem - Eomund bezczelnie uśmiechnął się, jakby słowa Sylvaina były dla niego ostatnim wyzwaniem w obliczu nieuchronnie zbliżającej się śmierci. Szybko przeciągnął dłonią w okolicy brzucha, a między jego palcami pojawiła się karta tarota. Przelotnie spojrzał na widniejącego na niej czarnego kruka siedzącego na szczycie bramy. Naciągnął łuk. Panie Snów i Śmierci, jeszcze nie nadszedł nasz czas. Drewno zaskrzypiało kusząco, jak czekającą na swojego klienta kurtyzana. Taniec z Tobą czeka na inny moment. Grot strzały zaczął zbliżać się do elfickich napisów. Jestem cały Twój i wiem, że przywołasz mnie do siebie, kiedy wypełnię swoje zadanie na tym przeklętym padole. Pocisk pofrunął w stronę łba jednej z kreatur. Wyobrażenie Morra na karcie bezczelnie wlepiało wzrok w Czarnoskrzydłego.

- Jak trafisz to dzisiaj pijemy na mój koszt - Powiedział tylko jego towarzysz, obserwując w skupieniu wystrzelony pocisk, ten jednakże chybił celu i odbił się od łuskowatej skóry potwora. Mężczyzna cmoknął tylko zawiedziony. - Nie twój dzień...

Thora pociągnęła Eomunda chcąc przymusić głupka do wycofania się:
- Berthold, Sylvain! - chciała wrzasnąć ale krzyk urwał się jej w gardle - Nie czas na głupotę. Sag nie piszą o idiotach, lecz o zwycięzcach!
Sama ruszyła w wypatrzonym wcześniej kierunku chcąc zwiększyć dystans między sobą a bestiami.

Hoefer skinął głową, szybko schował kartę do kieszeni i puścił się biegiem za Norsmenką.
- Jakieś pomysły na te cholery? Nigdy nie polowałem na tak wielkie skurwysyństwa!

- Granaty chuchra! - warknęła przedzierając się przez zarośla i uchylając przed zwisającymi nisko gałęziami. - Pułapka… - nie mówiła wiele woląc oszczędzać oddech na bieg. Odwróciła się by przez ramię spojrzeć na maga i Sylvaina.

- Wycofajmy się do pozostałych, razem damy im radę! - Zawołał spocony Berthold podążając za Thorą, gwiżdżąc na swoje dwa psy, by się go trzymały. Przypomniał sobie jak potężny demon padł pod ciosami Lexy i krasnoludzkiego zabójcy.
- Ostrzegę ich! - Zawołał, kolejny raz przywołując swoją moc, tym razem by samemu przybrać kruczą postać i polecieć w stronę ruin.

W obliczu tak licznych kruków wokół nich, blondynka nabrała przekonania, że to sam Olric ma nad nimi pieczę, magia czy nie. Mimo to, pochyliła się i skuliła by przyspieszyć kroku. Z gardła wydobył się jej śmiech. Bogowie musieli sprawdzać ich umiejętności więc wszystko musiało być tak jak utkały to Norny.

Hoefer spojrzał na biegnącą obok niego blondynkę i wytrzeszczył oczy. Jasna cholera, uciekają właśnie przed wkurwionymi, gigantycznymi jaszczurkami, a ta dzikuska śmieje się, jakby bawiła się z sąsiadami w gonionego. Łucznik wiedział jedno - nigdy nie zrozumie kultury Norski.

Thora wyczuwając spojrzenie Eomunda spojrzała na niego przelotnie. Na twarzy wypisane miała szczęście i podniecenie, a jej uśmiech był piękny i nieco niewinny. Szczególnie w porównaniu z jej typowo zachmurzoną i gniewną miną.

Sylvain obserwując wymieniane przez dwójkę spojrzenia krzyknął tylko: - Potem będzie czas na wzajemne mizdrzenie! Najpierw spróbujmy przeżyć! - Rzucił gnając przed siebie, a Thora ponownie się zachmurzyła, postanawiając sobie w duchu, że rozmówi się z Sylvainem na osobności.

- Nie marnuj sił... na gadanie… - zwinnie ominęła wystający korzeń, odszczekując się mężczyźnie zgodnie ze swoją decyzją.
 
__________________
Our sugar is Yours, friend.
Cattus jest offline