Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-08-2017, 09:04   #31
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
Wizyta Bertholda na statku Thory - Retrospekcja


Berthold zmęczony już siedzeniem tyłkiem na statku, zdecydował się zakosztować trochę wolności. Zostawiając zadziwioną załogę na dole, pod postacią kruka szybował teraz ponad bezkresnym oceanem i pod błękitnym niebem, chociaż na dalekim horyzoncie pojawiały się już chmury burzowe. Z zadowoleniem odczuwał, jak świeże morskie powietrze pieściło jego skrzydła, a fale szumiały poniżej. Jego trzy jastrzębie towarzyszyły mu niczym eskorta, jeden z lewej strony, jeden z prawej, a ostatni nieco z tyłu.

Zwrócił uwagę na podążający za Szkaradną Ladacznicą norski statek, na którym jeszcze nie miał okazji być. Słyszał, że kapitanem tego statku jest kobieta, chyba nawet krewniaczka tej uroczej wilczycy Lexy. Ciekawiło go, czy zrobi ona na nim równie wielkie wrażenie jak krewniaczka, skierował się więc w stronę norskiego statku. Z radosnym kraknięciem wylądował na samym środku pokładu, szukając wzrokiem Thory. Gdy zobaczył ją, pewnie wydającą rozkazy twardym marynarzom, podleciał bliżej i przybrał ludzką postać.

Kapitan podejrzliwie obserwowała latającego nad głowami ptaka. Z zadziwieniem odnotowała fakt, że kruk zapuścił się tak daleko od lądu. Kolejną myślą, gdy czarnoskrzydły przybliżać się począł było, że bogowie jednak mają tę wyprawę w opiece. Na wszelki wypadek jednak namacała drewniany kij, nie mając przy sobie swego wiernego topora. Wolała nie być bezbronną gdyby jednak ptaszysko okazało się być…
Nim dokończyła myśl kruk przeobraził się tuż przed jej oczami:
- Zdurniałeś do szczętu?! - warknęła z gardłowym akcentem zbliżając się szybko i gniewnie ku przybyłemu - Czy życie Ci niemiłe? Ustrzelić Cię jak kuraka kazać mogłam. - stanęła w końcu świdrując jednego z magów, o których wspominał baron, oczyma. Ani mrugnięciem nie zdradziła się, że pod wrażeniem jego poprzedniego kształtu była i za dobry omen go brała. - Oskubać i na pożarcie rzucić - poważny wyraz twarzy nie pozwalał określić czy dworuje sobie czy poważnie mówi - bo rarytasów ludziom brakować zaczyna.

Berthold wzruszył ramionami i wyszczerzył się taksując Norsmenkę wzrokiem.

- Mnie nie tak łatwo oskubać i pożreć, mógłbym zmienić się w wielkiego włochatego niedźwiedzia i stanąć ci w gardle - zaśmiał się, przechodząc na nieco łamany, lecz zrozumiały norski.

- Ile to można na jednym statku siedzieć, jak się ma skrzydła.. chciałem przekonać się czy jesteś równie wspaniałą kobietą co twoja siostra...Lexa przesyła pozdrowienia. Jestem Berthold, bursztynowy mag.

- Na niedźwiedzie też się sposób znajdzie - burknęła Thora - rozkroić na kawałki, zacząć od najczulszych miejsc… - brew blondynki powędrowała do góry - Wtedy pewność będzie, że nic w gardle nie stanie.

Postąpiła jeszcze kilka kroków stając ledwo kilkanaście centymetrów od maga:
- Bertholdzie, bursztynowy magu, co wiesz
o Lexie? - najwyraźniej wcześniej się droczyła lecz teraz czekoladowe oczy tak niezwykłe u norsmanów wpatrywały się z napięciem w twarz przybyłego, gdy Thora domagała się wyjaśnień - Przesyła pozdrowienia? Wie, że płynę za nią? - zdziwienie niejakie brzmiało w głosie nieco starszego podlotka. Bo wiek dziewczyny z bliska widoczny był jak na dłoni.*

Berthold z ciekawością a nawet pewnym zdumieniem odwzajemnił spojrzenie Thory, taka młoda dziewczyna a już dowodziła statkiem…Kiedy on był w jej wieku był wciąż
uczniem w Kolegium, prawie niewolnikiem swojego mistrza, a Thora wnioskując z jej blizn musiała już nieraz krew przelewać….cos takiego mogło być możliwe tylko w Norsce. Ciekawe czy jej podejście do mężczyzn było takie jak u siostry.
- Na początku nie wiedziała ale teraz wie bo cię wypatrzyłem, chociaż nie rozumiem czemu ona o tym nie….może pokażesz mi swój statek, musi być twardą sztuką jak dotrzymuje kroku Szkaradnej Ladacznicy. Macie tu jakiś godny trunek ze swojej krainy?

Z ust dziewczyny poleciał stek przekleństw:
- … na wszystkie Jotuny chędożone w dupska!!! - zaciśnięte usta i szczęki podkreślały wściekłość młodej kapitan - Czym cię spiła, żeś się wygadał, hę? To nie twoja rzecz była by jej o tym rzec!! Z resztą nieważne - nagły wybuch złości nagle został zgaszony a Thora rzuciła magowi złe spojrzenie spod brwi - Magowie i te wasze delikatne główki…
W końcu dziewczyna odrzuciła kawał kija trzymany do tej pory.
- Powinnam Cię pod pokładem kazać zamknąć, bo nie wiadomo, czy innych sekretów nie wypeplasz jak baba na targu. - Fuknęła wciąż jeszcze zezłoszczona i machnęła ręką, co służyć miało za gest zaproszenia:
- Chodź i tak miałam inspekcję przeprowadzić. - wycedziła i ruszyła szybko i lekko. Zwykły pływający ruch statku zupełnie jej nie przeszkadzał, a wręcz dodawał gracji jej gibkim ruchom. - A ty mi opowiedz o siostrze. - nakazała władczo.

A czemu miałbym jej nie mówić, że jej własna siostra podąża z nią na kraniec świata, po co takie sekrety? - westchnął zmieszany czarodziej, nie znosił intryg i tego rodzaju podchodów. Potem podążył za dziewczyną-kapitan.
- Twoja siostra ma się dobrze, choć długa podróż chyba ją już nudzi. Inni członkowie załogi nauczyli się już, że choć kobieta ma większe jaja niż oni i w drogę jej nie wchodzą. Nawet szlachetkom zdążyła zajść za skórę - kontynuował.

Thora z zadowoleniem wysłuchiwała relacji maga. Duma jaka ją przepełniała z każdym jego słowem widocznie odbiła się jej na twarzy.
- Brzmi jak prawdziwa córka swego ojca! - sapnęła z radością waląc odruchowo maga w ramię w radosnym kuksańcu. Przepuściła go też do wejścia kajuty kapitańskiej dając wielkiemu blondynowi znak by przejął od niej obowiązki.
- Czego się napijesz? - podeszła wprost do stołu mierząc Bertholda oceniającym spojrzeniem, w oczekiwaniu odpowiedzi.

- To macie widzę wybór, może coś rozgrzewającego członki? - Odparł nonszalancko Berthold rozglądając się dookoła.
-Twój statek robi wrażenie, masz go po ojcu czy zdobyłaś?

Thora walnęła butelczyną w stól i grzmotnęła dwoma kubkami:
- Podróż Ci się dłuży że alkoholem jeno członki rozgrzewasz hę? - wyszczerzyła się raczej niż uśmiechnęła odkorkowując flachę. - Wiele u mnie rzeczy co wrażenie robią lecz niewiele ich po ojcu mam. - rozlała trunek i podała jeden z kubków Bertholdowi:
- Skål! - wzniosła toast i wciąż wzroku z maga nie spuszczając przytknęła kubek do ust biorąc potężny łyk. Z zaciekawieniem obserwowała reakcję męża na norsmeński krwawy miód: mocne, słodkie wino. - Długo Lexę znasz?*

Berthold ochoczo odwzajemnił toast i napił się miodu, którego smak już poznał podczas podróży do Norski.
- No, na statku się poznaliśmy dopiero ale doborowy z niej kompan na taką wyprawę. Akurat o rodzinie mało wspominała, bardzo się zdziwiłem że nie wiedziała o twoim uczestnictwie w wyprawie, w ostatniej chwili podjęłaś decyzję? Oblizał wargi z miodu i spojrzał dziewczynie w oczy.

- O dołączeniu do wyprawy? Nie. - Thora siadła na krześle omiatając maga spojrzeniem. Rozparła się odrzucając włosy do tyłu i założyła po męsku nogę na nogę - Lexy dawnom nie widziała, odkąd dom opuściła. Szukam jej po świecie od kilku lat już. W końcu trop potwierdzony dostałam, że ona na wyprawę się wybiera. - dziewczyna wzruszyła ramionami - Nie było czasu na nic więcej. Baron na ostatnią chwilę załogę opłacał. - siorbnęła ponownie z kubka i zaśmiała się krótko i szczekliwie - Zdziwi się siostra. A Ciebie co ciągnie?

Berthold odpowiedział drapieżnym uśmiechem - w Starym Świecie polowałem na ludzi, polowałem na bestie, byłem nawet w Norsce, gdzie jako jeden z niewielu z ekspedycji uszedłem z życiem. Coraz bardziej męczy mnie ta cała tak zwana “cywilizacja”. Kiedy Baron, którego znam i cenię, zaproponował mi udział w wyprawie jakże miałem odmówić...Nawet mój zakon niewiele wie o zwierzynie zamieszkującej ten niezbadany ląd, ja będę tym który ją zbada i wypróbuje… - Stwierdził z werwą zaciskając dłoń na swoim wielkim kosturze.

- Wypróbuje? - Thora zmarszczyła nieco brwi. Wciąż ostrożnie badała grunt. Mag był bardzo przyjacielski, a takich niewielu spotkała do tej pory. - Co masz na myśli?*

-Polowanie… czyż jest coś bliższego naszej pierwotnej egzystencji? Będę sprytniejszy, silniejszy, moja wola życia zwycięży… albo moja zwierzyna mnie przemoże. Wy Norsemeni rozumiecie to chyba lepiej niż mieszkańcy Imperium, chodź za bardziej chwalebne uważacie polowanie na ludzi niż na zwierzęta, choć to drugie jest...czystsze. - Odpowiedział czarodziej.

Thora odetchnęła z ulgą.
Przez chwilę wypowiedź Bertholda ją zmyliła. By pokryć swe zmieszanie wynikające z niezrozumienia, dolała magowi wina.
- Jeśli okażesz się godnym, Twe imię powtarzać będą w sagach o tej wyprawie - pokiwała jasną głową. - W śmierci nie ma czystości. Jest krew, bród i smród. Liczy się jedynie czy zdychasz z mieczem w ręce czy wśród rozgrzebanych skór. Niech bogowie dadzą by nam nie padło tak szczeznąć. - Thora uśmiechnęła się chyba po raz pierwszy. Uśmiech co sięgnął nietypowych oczu dziewczyny, rozjaśnił i odmłodził jej oblicze. Przez chwilę, gdy z przekonaniem od serca mówiła, Berthold miał możliwość dostrzec, że może pod twardą i gniewną miną skrywa się coś więcej.

Berthold odpowiedział dziewczynie uśmiechem. Na tle siostry wydawała się całkiem...niewinna? Ciekawe, czy miała mężczyznę. Może warto byłoby by się jeszcze napili póki sztorm nie nadciągnął.

-Dziękuje za godne słowa, masz lepsze maniery niż starsza siostra, przybyłaś tu za nią by wasze imiona znalazły się w jednej sadze?

- Przybyłam, bo rodzina jest ważna. A Lexa jest godnym przykładem do naśladowania - mruknęła z dumą - Zawsze była. A jeśli tak się stanie, że Orlic wezwie nas obie jednocześnie to nie znam nikogo innego obok kogo chciałabym wstąpić do Valhalli. Jeść chcesz? - spytała gdy samej zaburczało jej w brzuchu.
Wraz z prostym jadłem na stół wjechała i kolejna butla. Posiłek i trunek jak zwykle okazały się pomocne przy zawieraniu znajomości, a wspólna biesiada przeciągnęła się do wczesnego wieczora.
 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 10-08-2017 o 09:10.
Lord Melkor jest teraz online  
Stary 11-08-2017, 14:48   #32
 
Aveane's Avatar
 
Reputacja: 1 Aveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumny
ft. Warlock, corax, Nami, hen_cerbin, Lord Melkor

Eomund wysłuchał z uwagą słów barona, po czym spojrzał z uwagą w stronę ściany drzew i powiedział nad wyraz spokojnym głosem:
- Zanim podejmiecie jakieś przedsięwzięcia, dajcie mi dwie minuty.
Odsunął się na kilkanaście metrów od pozostałych i przykucnął, grzebiąc delikatnie w piasku. Wziął szczyptę między palce, powąchał, po czym z zaskoczeniem zmarszczył brwi i przesunął się kolejne kilka metrów w stronę drzew. Po chwili zrezygnował i ruszył w stronę towarzyszy.
- Miałem nadzieję, że jakieś większe zwierzęta tu przychodziły, wtedy moglibyśmy wykorzystać ich ścieżki. Jeśli duże zwierzę gdzieś przeszło, to nie ma tam pułapek zastawionych przez miejscowych, logiczne. Niestety, a może w sumie na szczęście, były tu same małe zwierzęta. Co dziwne - spojrzał znów w stronę lasu i przerwał na chwilę - łaziły po drzewach, świadczą o tym głębsze ślady w pobliżu linii drzew, a niektóre były zdecydowanie za duże jak na wiewiórki. Nie mam pojęcia, co to było, ale o ile nie jest jadowite, nie powinno stanowić problemu. A futrzaki jadowite nie bywają.
Stojący nieopodal Bardin podrapał się po głowie, patrząc w stronę dżungli.
- No to po co żem ja wysyłał chłopa w las, skoro same wiewiórki tu chodzo? - Miał oczywiście na myśli traperów, którzy rozkładali pułapki blisko plaży. Bez większego zwiadu w głąb lądu na razie nikt nie ryzykował zagłębianie się w dżunglę.
- Morska woda, jak wszyscy wiemy, niezbyt nadaje się do picia. Nic dziwnego, w końcu ryby w to szczają. Więcej zwierząt pewnie będzie przy jakimś źródle, strumyku albo innym takim. Skoro są zwierzęta, to prawie na pewno coś takiego gdzieś będzie. Pytanie tylko, czy warto marnować czas na poszukiwania.
- Zapasy są na wykończeniu - odezwał się Baron. - A pewnie przed świtem stąd nie odpłyniemy. Trzeba załatać dziury w burcie oraz w żaglach… Trochę będzie roboty, a zmierzch za kilka godzin.
- W takim razie jeżeli w drodze powrotnej wypatrzymy jakieś większe zwierzę, w co wątpię, gdyż raczej będą nas unikać, postaramy się je tutaj dostarczyć w miarę możliwości i potrzeby przeżycia.
Thora, co się rozmówiła z Ulfirem, podeszła do dywagujących, poprawiając sobie broń przy pasie.
- Czas ucieka. Długo po próżnicy będziem gadać? - spojrzała po mężczyznach unosząc brwi. Eomund spojrzał z uśmiechem na kobietę i zaśmiał się cicho.
- Nigdy nie sądziłem, że troska o jedzenie jest tak próżna, ale proszę bardzo, sprawa i tak zamknięta. Ktoś tylko musi ogarnąć towarzystwo, poprowadzić przez dżunglę i się przy tym nie zgubić.
Tym razem to blondynka uśmiechnęła się paskudnie:
- Jak powiem Ci którędy iść, to zwiad zrobisz? - rzuciła żartobliwym tonem z jakimś ukrytym tonem ciekawości. Oparła dłonie na biodrach i dmuchnęła w opadający kosmyk włosów.
Łucznik cmoknął raz, jakby z zastanowieniem, następnie westchnął i odpowiedział:
- Jak powiesz to uprzejmym tonem - spokojnym ruchem nałożył kapelusz na głowę, skrywając pod nim swoje jasne włosy - to mogę rozważyć tę propozycję.
Thora zbliżyła się do łucznika lekkim krokiem, lecz z gniewną miną, która jednak wyglądała na jej zwyczajowy grymas:
- Szukasz uprzejmości w dżungli? - syknęła z gardłowym akcentem. Mimo całej buty w oczach dziewczyny błyszczały iskierki rozbawienia, zdecydowanie widoczne gdy z bliska zaglądała łucznikowi w twarz. Mężczyzna cofnął się o krok na widok gniewu malującego się na twarzy Norsmenki, a jego dłoń odruchowo powędrowała ku znajdującej się przy pasie pistoletowej kuszy. Była najbliżej, więc ruch mógł pozostać niezauważony przez osobę, która skupiała się bardziej na jego twarzy. Gdy Thora podeszła bliżej, a on sam zauważył, że to bardziej żartobliwe pogróżki, rozluźnił się zdecydowanie.
- Na salony nigdy się nie dostałem, a sąsiedzi mnie nie lubią, więc chociaż Ty mogłabyś być dla mnie miła.
Przybrał na chwilę twarz smutnego, doświadczonego przez życie dziecka i patrzył tak przez chwilę w oczy stojącej przed nim kobiety, by po chwili wpierw parsknąć, a potem zacząć się śmiać.
- To jak będzie?
- Zrobimy po mojemu - Thora powiedziała stanowczo przyglądając się teatrowi emocji na twarzy blondyna. - Ja powiem gdzie, Ty zrobisz zwiad, oboje uznamy, że przełożenie Cię przez kolano nie będzie potrzebne, hm? - mina dziewczyny nie uległa zmianie. - Gotowy?
Pytanie zostało podkreślone mocnym, przyjacielskim walnięciem w ramię. Najwyraźniej blondynka sięgała po swój zasób zdolności międzyludzkich.
- To jeszcze nie jest to, ale spokojnie, będziemy mieli dużo czasu, żeby nauczyć Cię, jak być miłą, kiedy trzeba. Jesteś na dobrej drodze - ostatnie słowa podkreślił skinieniem głowy i sięgnął po łuk, a jego twarz przybrała poważniejszy wyraz. - Pożartowaliśmy, fajnie było, ale do rzeczy. Jak się będziemy porozumiewać? W razie czego Hyoscyamus niger - wskazał na latającego nad ich głowami kruka - może przekazać jakieś informacje, inteligentny jest, tylko Berthold musiałby chyba w tym pośredniczyć.
Aureolus drgnął, kiedy usłyszał imię kruka Eomunda. Facet musiał był kimś więcej niż to pokazywał do tej pory. W swoim zawodzie medyk musiał poznać kilka rzeczy. Najwyraźniej Eomund również. Norsmanka zignorowała przytyk Hoefera pozwalając mu myśleć, że wygrał. Mężczyźni, szczególnie spoza Norski, lubili przeświadczenie o swojej racji. Nie raz i nie dwa, Thora miała okazję wykorzystać tę cechę swych podkomendnych. Poza tym była przyzwyczajona do posłusznych mężów. Co za różnica, czy osiągała cel siłą czy siłą przekonywania?
- Nie wygląda na miejscowego ptaka. Jeśli potrafi się bronić przed czymkolwiek, co może się pojawić, niech lata.
Odwróciła się przez ramię oceniając pozostałych na plaży:
- Jak tam, długo zamierzacie się jeszcze grzebać, ślicznotki? - parsknęła ironicznie. Stojąca nieopodal Lexa słuchała tego przekomarzania z niewyobrażalnym rozbawieniem. Jej rubaszny uśmiech obleśnego zboka malował się od ucha do ucha, a zęby z tej radości chyba już całkowicie wyschły przy ciepłym wietrze Lustrii. Ręce miała założone krzyżem pod piersiami, a plecami oparta była o samotny pień.
- Czekamy aż skończycie się całować po dupach, siostrzyczko - warknęła rozbawiona wojowniczka. Parsknęła krótko rozluźniając ręce i dała kilka kroków w ich stronę.
- Na to blondasek musi zasłużyć - wyszczerzyła się Thora. - Tam - wskazała niewielką przerwę w zaroślach. - Tam wejdziemy. Bertholdzie magu i blondasku, puśćcie ptaki w tym kierunku.
Lexa zaśmiała się głośno jak głupia.
- Tylko nie przelećcie wszystkiego, co drgnie - parsknęła rozbawiona i odeszła gdzieś dalej, podokuczać innym.

- Skąd takie imię dla kruka? - Aureolus wykorzystał przerwę w dyskusji, zadając Eomundowi pytanie, by się upewnić.
- Dostojne ptaki powinny nosić dostojne imiona, czyż nie? - Hoefer uśmiechnął się serdecznie i spojrzał medykowi w oczy. - Tak naprawdę to są jedyne dwa słowa w klasycznym, jakie znam. Przyjaciel mi kiedyś je powiedział, ale było to tak dawno, że nawet nie pamiętam, co oznaczają - ledwo dostrzegalny błysk w jego oku świadczył o tym, że raczej doskonale pamięta ich znaczenie. - Jednakże jeśli w wolnej chwili będziesz chciał kogoś pouczyć tego języka, byłbym bardziej niż zaszczycony.
- Zawsze będzie mi miło pogawędzić z miłośnikiem roślin i ich zastosowań w alchemii - zakończył Aureolus, nie chcąc rozmawiać o takich rzeczach w drodze.

Berthold odwrócił się w stronę Thory, przerywając wydawanie instrukcji swoim jastrzębiom i próby opanowania psów, które, zadowolone że wreszcie są na lądzie, zaczęły radośnie biegać dookoła i ścigać drobne zwierzęta. Tak, ta kobieta była godna uznania, prawie jak jej siostra.
- Moje ptaki zrobią zwiad, już je wysyłam - na te słowa Thora skinęła głową. - A z twoim krukiem, Eomundzie, już się poznałem, dogadujemy się prawda? - Zakrakał w stronę ptaka, który wydawał mu się odpowiadać.
- Muszę mu powiedzieć, żeby nie wykrakał za dużo - Hoefer zaśmiał się i spojrzał w górę w stronę swojego ptasiego przyjaciela. - Wsparcie w zwiadzie na pewno się przyda - pokiwał głową, patrząc z uznaniem na jastrzębie.
 

Ostatnio edytowane przez Aveane : 11-08-2017 o 15:10.
Aveane jest offline  
Stary 11-08-2017, 18:09   #33
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Twórczość wspólna



Ruiny Latarni Morskiej

Podróż przez dżunglę do najprzyjemniejszych doznań nie należała. Było parno, duszno i wszędzie roiło się od robactwa, a im dalej w las, tym więcej okropieństw. Po pewnym czasie bohaterowie dotarli nad rozległą polanę, na środku której znajdowały się ruiny wieży (prawdopodobnie latarni morskiej), której architektura znacząco różniła się od tych spotykanych w Starym Świecie. Była to wysoka budowla (w dużej mierze opleciona pnączami i innymi roślinami), stworzona z kilku misternie ociosanych i położonych jeden na drugim bloków skalnych, które wydrążono od środka. Dzięki temu, mimo zniszczeń i licznych śladów po kulach armatnich (część z nich wciąż tkwiła w zewnętrznych ścianach budowli) wieża nie zawaliła się i wciąż można było dostać się po schodach na górę (chociaż brakowało stopni w kilku miejscach).

Thora ocierając pot z czoła i odganiając się od bzykających urągliwie owadów stanęła naprzeciw budynku. Gwizdnęła przez zęby z cicha.
- To coś się jeszcze kupy trzyma? - pomacała ostrożnie ślad po kuli - Gdzie blondasek? - rozejrzała się wokół w poszukiwaniu Eomunda. - Wasze ptaszki nic nie mówią? - rzuciła i w kierunku Bertholda.

- Ich ptaszki nie są zbyt okazałe, to i nic ciekawego do powiedzenia nie mają - prychnęła krótkim śmiechem Lexa. Nie planowała się wspinać po wieży, bo i gówno ją to obchodziło. Poszła za to do medyka, bo czuła, że zaraz mu się szwendaczka włączy i zacznie łazić nie oglądając się wokół. Lepiej więc było go pilnować, nim się podjara jakimś ziółkiem i go coś zeżre. Przy okazji sunęła niespiesznie dłonią po zewnętrznej ścianie wieży, zbliżając się do Aureolusa, który rzeczywiście rozglądał się szukając jakichś znanych mu ziół przydatnych do łagodzenia skutków ukąszeń owadów oraz roślin, których zapach pomógłby je odpędzać.

Berthold odwrócił się podekscytowany w kierunku Thory:
-Właśnie że mówią! Jakiś wielki zwierz idzie za nami, trzeba zapolować! Ale może nie wszyscy idźmy, tylko mniejszą grupą, żeby go za bardzo nie spłoszyć, szkoda by było! - Spojrzał na gęstwinę głodnym spojrzeniem.
- Mówisz, masz - Eomund wyszedł zza wieży ze strzałą w ręku i uśmiechnął się do maga. Następnie gwizdnął krótko, a po chwili na ramię sfrunął mu Hyos. Mężczyzna odwrócił się w stronę wieży, wydał z siebie serię krótkich, modulowanych gwizdnięć, po których ptak ponownie wzbił się w powietrze.
- Jak duży to zwierz?
- Sądzę, że na tyle duży, że jest w stanie zmiażdżyć nas wszystkich jeśli będziemy nieostrożni - Wtrącił Sylvain - Jestem głodny jak wszyscy, ale proponowałbym raczej urządzić zasadzkę, niż postępować lekkomyślnie na nieznanej ziemi...

Twarz Eomunda stężała, gdy usłyszał zarzuty o nieostrożności. Spojrzał na wyraźnie młodszego do siebie rozmówcę i powiedział, siląc się na spokój:
- Zacząłem polować, kiedy mówiłeś na chleb bep, a na muchy tapty. Prawdopodobnie upolowałem więcej gatunków zwierząt, niż miałeś okazję jeść. Proszę, uszanuj moje umiejętności i rozwagę. Gdybym był nieostrożny w tym, co robię, nie rozmawialibyśmy tutaj.

Mężczyzna wzruszył tylko ramionami.
- Spotkałem różne osoby, które mówiły, że są specjalistami w swoim fachu, a potem popełniali najbardziej oczywiste błędy. Jedyne o co wnioskuję to to, żebyśmy postępowali ostrożnie. Sigmar wie tylko co czeka na nas w tych gęstwinach.
- Zgodzę się z tym, że wielu takich chodzi po świecie - Eomund skinął głową - ale nie sądzę, że wśród nas są tacy. W końcu żyjemy, a baron byle kogo nie wynajmował.
- Cała ta wyprawa to szaleństwo… - Pokiwał tylko głową - Więc znajdują się tu tylko szaleni… Albo głupi. Trudno mi powiedzieć jeszcze którym jestem ja - Zaśmiał się i odszedł z powrotem na tyły.

Thora jedynie syknęła:
- Będziecie gadać aż to do nas wpadnie na herbatkę? Czy może jednak ruszycie dupska? - żachnęła się sięgając po topór - Mężczyźni! - parsknęła w norskim i ruszyła ku wypatrzonej kępce paproci, gwałtownie przeszukując teren w poszukiwaniu czegoś co pomogłoby jej zamaskować zapach.

- Ja tu zostanę i jeśli będzie potrzeba to wołajcie.- Erwin dodał do deklaracji pozostałych i skupił się na samej budowli i na medyku czy aby nie wchodzi zbyt daleko w zdradziecką dżunglę. Nie uszło jego uwadze, że lekarz pilnowany jest też przez Lexę, która patrzyła i stała nad nim jak nad dzieckiem, które nie umie samo o siebie zadbać. Kto tam wiedział co Lexa zrobi gdy usłyszy o wielkim czymś do zabicia.

- A ja grzecznie czekam na decyzję, kto ma iść. Tu nie ja tu dowodzę - wzruszył ramionami i zaczął bawić się strzałą trzymaną w palcach. - Ale jak będziesz się tak szarpać, to albo nie będziemy mieli na co polować, albo to faktycznie zapoluje na nas.
- Nie szarpię się - stęknęła dziewczyna cicho wyciągając zielony liść z kłębu roślinności. Powąchała go z powątpiewaniem. - A w polowaniu dowodzisz Ty skoroś myśliwy. - skrzywiła się nieco mocniej gdy zapach rośliny wrył się głębiej w powonienie. - Idziemy w czwórkę: Ty, Berthold mag i Twój przyjaciel - skinęła lepkimi od błota palcami ku Sylvainowi. - I ja. - nie czekając dłużej ruszył w kierunku powrotnym, tam gdzie powinna być dzika bestia.

Berthold skinął z uznaniem głową Thorze i Eomundowi.
- Nasza czwórka wystarczy by zapolować, no i moi przyjaciele - podrapał za uchem swojego rudego brytana, po czym podążył za Thorą. Hoefer również ruszył między drzewa, nakładając strzałę na cięciwę i starając się nie trącić niczego, co mogłoby wydać z siebie nienaturalne dla otoczenia dźwięki.
Zanim zniknął między drzewami, odwrócił się jeszcze i spojrzał pytająco na Sylvaina.
- Pamiętajcie, zawsze idźcie tak, żeby wiatr nie niósł waszego zapachu w stronę zwierzęcia. Jak trzeba trochę przejść naokoło, bywa.
Mężczyzna jedynie westchnął i pokiwał głową z niedowierzaniem.
- W co ja się znowu władowałem… - Powiedział do siebie i ruszył za resztą.

- Z chęcią poszedłbym na dużego zwierza razem z wami, ale podkradać to ja się za jasny chuj nie potrafię i prędzej ściągnę nam go na głowę niż cokolwiek pomogę. - Wolfgang podrapał się po łepetynie i spojrzał na okazałą budowle. - Ale na górę to mógłbym się wdrapać. Może coś ciekawego będzie widać? Dawać liny! Kto idzie ze mną? - Swój powróz z kotwiczką ściągnął z kuca i zaczął przygotowywać się do wspinaczki. - Ciekawe kto to tu pobudował? Na elfie raczej nie wygląda. - Zastanawiał się głośno.

- Nie sugeruj się moim pochodzeniem. - małomówny do tej pory Weddien niespodziewanie skomentował domysły Wolfganga. - Nie potrafiłbym rozpoznać budowli wzniesionych przez Asur, mimo najszczerszych chęci. Po prostu nic o nich nie wiem, są zagubionym dziedzictwem... Chętnie jednak potowarzyszę ci we wspinaczce. Przewiesił miecz przez plecy i zaopatrzywszy się w linę ruszył w kierunku okazałych ruin.

Wnętrze wieży usłane było szkieletami, pajęczynami i pnączami roślin, które dostały się do środka przez liczne otwory po kulach armatnich. Leżące na ziemi trupy, jeszcze odziane w swój bojowy rynsztunek, należały do jaszczuropodobnych istot, o których mówiły legendy. Po dotarciu na sam szczyt, oczom najemników ukazały się trzy skrzynie, które po brzegi wypełnione były złotem, klejnotami i dziwnymi przedmiotami. Nie mogli jednak długo cieszyć się znalezionym skarbem, bowiem chwilę później dobiegł ich przeraźliwy skowyt, dobiegający z miejsca, w które udali się myśliwi. Był on tak donośny, że wszyscy niemalże instynktownie skulili się w sobie.

Elf beznamiętnie przyjrzał się zgromadzonym bogactwom, chociaż wydawałoby się, że to właśnie one przywiodły żeglarza do Lustrii. Bardziej interesowały go przyczyny śmierci, tych których szczątki wypełniały wieżę. Tutaj mógł tylko snuć przypuszczenia. Dźwięk, który przeszył powietrze kazał dobrze się zastanowić nad opuszczeniem ruin. Weddien poszukał punktu obserwacyjnego, ciekaw, co też za zwierza wypłoszyli najemnicy...

- Brzmi jak coś dla Ciebie, Lexa - zagaił mimochodem Aureolus do kręcącej się w pobliżu norsmenki, gdy usłyszał ryk zwierząt, sądząc po donośności, raczej z takich wielkich i dających sławę myśliwemu. Sam też schował zebrane rośliny z zamiarem użycia ich później. Z doświadczenia wiedział, że polowania często kończą się ofiarami po obu stronach. A i zainteresowało go zwierzę zdolne do wydania takiego dźwięku. Różni ludzie płacili krocie za sproszkowane rogi zwierząt żyjących w Arabii i jeszcze dalszych krainach, być może i z tego coś się da sporządzić. Na wszelki wypadek przygotował do strzału garłacz.

- Mówisz? - dopytała zupełnie od niechcenia, patrząc jak upycha po bokach jakieś zerwane chwasty. Splunęła na ziemię patrząc w kierunku, z którego dobiegł ją ryk bestii. Chwilę skupiała się na drzewach, aż w końcu z powrotem spojrzała na medyka.
- Przedłużenie kutasa wyciągasz? Na podryw się szykujesz? - zaśmiała się głucho, będąc lekko zaskoczoną tym, w co starał się uzbroić.

Erwin właśnie oglądał wieżę z zewnątrz gdy usłyszał przerażający ryk. Odwrócił się plecami do wieży i złapał oburącz rusznicę szukając celu. Na szczęście nie znalazł. Rozejrzał się i zobaczył, że medyk wyciąga i przygotowuje garłacza. Na słowa Lexy uśmiechnął się tylko pod nosem.
Erwin spojrzał w kierunku hałasu i zagadał do Lexy:
- Idę na górę. Chłopaki mówili, że bezpiecznie a stąd kiepsko strzelać.- Spojrzał ku górze.
- Lexa. Postaraj się nie szarżować jak tylko zobaczysz coś.- Spojrzał na norsmenkę i zobaczył jej niezadowoloną jak zawsze minę. Pewnie coś by mu zapyskowała, gdyby nie szybko dodane słowo.
- Proszę.- Uśmiechnął się i ruszył na szczyt wieży. Lexa przewróciła oczami i westchnęła ciężko. W sumie, lepsze było takie uprzedzenie, niż ogłuszający wybuch koło ucha. Niech mu będzie. Poczeka.

Niespodziewany ryk na tyle wytrącił Wolfganga z koncentracji, że ten zupełnie nie zdołał skoncentrować się na przepływie eteru w pobliżu. Marszcząc czoło oparł nogę o murek okalający krawędź budowli i wpatrzył się w nieco oddaloną ścianę lasu.


 
corax jest offline  
Stary 11-08-2017, 18:32   #34
 
Cattus's Avatar
 
Reputacja: 1 Cattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputację
Polowanie na myśliwego
Eomund, Thora, Sylvain, Berthold



Idąc przez dżunglę zwiadowcy dotarli do wykarczowanego odcinka lasu, gdzie dawniej musiało być koryto rzeki lub brukowana droga, albowiem drzewa rosły tu w znacznym odstępie od siebie, zaś krzewy tworzyły wyraźny mur po obu stronach owego przesmyku. Przez dłuższą chwilę stali nieruchomo w zaroślach, nasłuchując w oczekiwaniu nadejścia podążającego ich tropem drapieżnika, lecz poza skrzekiem dzikich ptaków i małp, nie sposób było usłyszeć nic wyróżniającego się. Zniecierpliwieni ruszyli przed siebie, naciągając łuki i szykując broń prochową do oddania strzału, kiedy zupełnie niespodziewanie dostrzegli przed sobą poruszanie w zaroślach. Najpierw poruszyły się otaczające je drzewa, tak jakby jakiś olbrzym nimi szarpnął z całej siły, a później dało się usłyszeć donośne stąpanie. Coś wielkiego szybko zbliżało się w ich kierunku i kiedy w końcu wyłoniło się z krzewów, na znalezienie schronienia było już za późno. Przed myśliwymi, w całym swym majestacie, stanął gadopodobny potwór o monstrualnym rozmiarze, z paszczą pozwalającą na połknięcie rosłego człowieka jednym kłapnięciem potężnych szczęk. Istota ta przez dłuższą chwilę stała nieruchomo, mierząc napotkane ofiary swym okrutnym spojrzeniem, po czym nagle spięła się i wydawała z siebie tak przeraźliwy ryk, że najemnicy poczuli jak krew odpływa im z twarzy. Kilka uderzeń serca później z krzewów wyłonił się kolejny dinozaur i oba gady rzuciły się w ich kierunku.

Eomund patrzył na dinozaury jak otępiały. W całym swoim życiu nie widział tak ogromnych istot. Podejrzewał, że mogły zniszczyć mury Talabheim, krusząc kamienie swoimi paszczami. Nie miał kompletnie pomysłu na przeżycie w obliczu takich gigantów. Odruchowo cofnął się o dwa kroki i spojrzał szybko na swoich towarzyszy, oceniając ich wyposażenie. Dopiero teraz do niego dotarło, że pozwolił Thorze iść na polowanie bez broni dystansowej.
- Berthold, jesteś w stanie je ugłaskać?! Thora, bierz jego łuk i spierdalamy ostrzeliwując się.

Berthold na krótką chwilę zamarł, wpatrzony w monstrualne gady z wyrazem stanowiącym mieszankę zachwytu i lęku. Ale pod wpływem instynktu przystąpił zaraz do działania, wiedząc że sekunda zwłoki może kosztować życie. Na słowa Eomunda rzucił Thorze swój łuk i przywołał magię, w celu zdominowania jednej z bestii, jednakże zaklęcie jakimś cudem okazało się bezużyteczne. Być może to jego spowodowany strachem pośpiech zawinił… Nie mniej jednak w tamtej chwili Berthold nie miał czasu, by zastanawiać się nad powodem swego niepowodzenia. Tyranozaury z każdą chwilą skracały dzielący ich dystans.

Osłupiała Norsmenka zagapiła się w pojawiające się smoki z jedną myślą:
“Dotarliśmy na kraniec świata? Wejścia do Raenisheim?”
Słowa Eomunda wyrwały ją z zaskoczenia i odruchowo odszczekała się:
- Powiedz to uprzejmym tonem to może… - nie dokończyła, bo skoncentrowała się na łapaniu łuku rzuconego przez Bertholda maga.
- Magu! Dość potężna bestia dla Ciebie?! - zamruczała dziko raptownie wyszukując miejsca i nakładając strzałę - Sagi czekają!
Widząc, że mag skupił swoje spojrzenie na jednym z gadów, dowódca nieszczęsnego polowania skupił się na drugim. Naciągnął cięciwę, wycofał się o kilka kroków i skierował strzałę w stronę bestii. Poszła jedna, potem druga, a na końcu trzecia i wszystkie dosięgły swego celu, lecz nie zrobiły na nim najmniejszego wrażenia. Najemnicy byli dla nich jak uzbrojone w wykałaczki myszy dla człowieka, więc nawet nie zdziwiło go, kiedy pędzący w ich stronę tyranozaur nie zatrzymał się choćby na ułamek sekundy.

Sylvain starał się uspokoić biorąc głębokie wdechy, analizując całą sytuację. Coś takiego nie powinno mieć miejsca. Takie stworzenia nie powinny żyć.

Berthold warknął, sfrustrowany porażką. Jednak nie poddawał się, rzucał kolejne zaklęcie tym razem przywołując krwiożercze widmowe kruki, które rzuciły się całą watahą na obie bestie, dziobiąc je zawzięcie po pyskach. Spowodowało to chwilowe zamieszanie i tyranozaury na moment zapomniały o obecności najemników...

Thora przeżyła kolejne zaskoczenie, gdy jej strzały celnie sięgnęly celu. Ojciec powtarzał, że łuk jest dla mięczaków co na pola walki się pchają jeno z przymusu. Dziewczyna przez to w łucznictwie szkoliła się pobieżnie, większym sentymentem darząc swój topór.
- Szybko! Póki zajęte! - popędziła towarzyszy - Zmierzyć się lepiej na własnych warunkach. - Rozejrzała się za drogą ucieczki, która utrudnieniem by była dla smoczych gigantów.

- Musimy jakoś unieszkodliwić ich zmysły łowcy - Powiedział Sylvain wyciągając oba pistolety. - Celujmy w oczy albo otwory nosowe, to najwrażliwsze punkty.
Po chwili nachylił się do Bertholda.
- Być może twoja magia nie działa, bo te stwory są zbyt prymitywne? Psa również nie nauczysz sztuczek, jeśli będzie na nie zbyt głupi.

- Trafienie tego miotającego się gówna w oko będzie nie lada wyzwaniem - Eomund bezczelnie uśmiechnął się, jakby słowa Sylvaina były dla niego ostatnim wyzwaniem w obliczu nieuchronnie zbliżającej się śmierci. Szybko przeciągnął dłonią w okolicy brzucha, a między jego palcami pojawiła się karta tarota. Przelotnie spojrzał na widniejącego na niej czarnego kruka siedzącego na szczycie bramy. Naciągnął łuk. Panie Snów i Śmierci, jeszcze nie nadszedł nasz czas. Drewno zaskrzypiało kusząco, jak czekającą na swojego klienta kurtyzana. Taniec z Tobą czeka na inny moment. Grot strzały zaczął zbliżać się do elfickich napisów. Jestem cały Twój i wiem, że przywołasz mnie do siebie, kiedy wypełnię swoje zadanie na tym przeklętym padole. Pocisk pofrunął w stronę łba jednej z kreatur. Wyobrażenie Morra na karcie bezczelnie wlepiało wzrok w Czarnoskrzydłego.

- Jak trafisz to dzisiaj pijemy na mój koszt - Powiedział tylko jego towarzysz, obserwując w skupieniu wystrzelony pocisk, ten jednakże chybił celu i odbił się od łuskowatej skóry potwora. Mężczyzna cmoknął tylko zawiedziony. - Nie twój dzień...

Thora pociągnęła Eomunda chcąc przymusić głupka do wycofania się:
- Berthold, Sylvain! - chciała wrzasnąć ale krzyk urwał się jej w gardle - Nie czas na głupotę. Sag nie piszą o idiotach, lecz o zwycięzcach!
Sama ruszyła w wypatrzonym wcześniej kierunku chcąc zwiększyć dystans między sobą a bestiami.

Hoefer skinął głową, szybko schował kartę do kieszeni i puścił się biegiem za Norsmenką.
- Jakieś pomysły na te cholery? Nigdy nie polowałem na tak wielkie skurwysyństwa!

- Granaty chuchra! - warknęła przedzierając się przez zarośla i uchylając przed zwisającymi nisko gałęziami. - Pułapka… - nie mówiła wiele woląc oszczędzać oddech na bieg. Odwróciła się by przez ramię spojrzeć na maga i Sylvaina.

- Wycofajmy się do pozostałych, razem damy im radę! - Zawołał spocony Berthold podążając za Thorą, gwiżdżąc na swoje dwa psy, by się go trzymały. Przypomniał sobie jak potężny demon padł pod ciosami Lexy i krasnoludzkiego zabójcy.
- Ostrzegę ich! - Zawołał, kolejny raz przywołując swoją moc, tym razem by samemu przybrać kruczą postać i polecieć w stronę ruin.

W obliczu tak licznych kruków wokół nich, blondynka nabrała przekonania, że to sam Olric ma nad nimi pieczę, magia czy nie. Mimo to, pochyliła się i skuliła by przyspieszyć kroku. Z gardła wydobył się jej śmiech. Bogowie musieli sprawdzać ich umiejętności więc wszystko musiało być tak jak utkały to Norny.

Hoefer spojrzał na biegnącą obok niego blondynkę i wytrzeszczył oczy. Jasna cholera, uciekają właśnie przed wkurwionymi, gigantycznymi jaszczurkami, a ta dzikuska śmieje się, jakby bawiła się z sąsiadami w gonionego. Łucznik wiedział jedno - nigdy nie zrozumie kultury Norski.

Thora wyczuwając spojrzenie Eomunda spojrzała na niego przelotnie. Na twarzy wypisane miała szczęście i podniecenie, a jej uśmiech był piękny i nieco niewinny. Szczególnie w porównaniu z jej typowo zachmurzoną i gniewną miną.

Sylvain obserwując wymieniane przez dwójkę spojrzenia krzyknął tylko: - Potem będzie czas na wzajemne mizdrzenie! Najpierw spróbujmy przeżyć! - Rzucił gnając przed siebie, a Thora ponownie się zachmurzyła, postanawiając sobie w duchu, że rozmówi się z Sylvainem na osobności.

- Nie marnuj sił... na gadanie… - zwinnie ominęła wystający korzeń, odszczekując się mężczyźnie zgodnie ze swoją decyzją.
 
__________________
Our sugar is Yours, friend.
Cattus jest offline  
Stary 12-08-2017, 23:33   #35
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Czas potrzebny na naprawę kadługa Ladacznicy mieli spędzić w obozie na plaży, albo na krótkiej wyprawie w głąb dżungli. Po długim rejsie i ostatniej przygodzie z huraganem i atakiem widmowego okrętu nie było niczym dziwnym, że większość najemników barona wybrała tę drugą opcję. Borriddim jeszcze bardziej doceniłby brak możliwości spojrzenia w morską toń gdyby nie to, że widok ten został zastąpiony istnym morzem drzew.

Zielony jakoś nigdy nie stał się jego ulubionym kolorem...

Wyprawa pozwalała jednak zająć czymś nogi, ręce, oczy i gębę. Pierwsze dwie grupy niezbędne były do przedzierania się przez zielone paskudztwo, czepiające się każdą najmniejszą gałązką i próbujące zniechęcić ich do następnego kroku. Oczy z kolei wypatrując zagrożenia latały jak ślepia grobiego, gdy nim odpowiednio mocno potrząsnąć. Gęba jak zwykle okazała się nieoceniona do marudzenia. Na Ladacznicy powodem było najczęściej morze, wiatr lub jego brak, niedobre żarcie i chrzczone piwo. Tutaj wszechobecna zielenina, upierdliwe owady, szelesty i nagłe poruszenia listowia, kumkanie, mlaskanie i skrzeczenie tego całego tałatajstwa, które udawało że go wcale nie ma, a wznawiało wydawanie tych wszystkich kumkająco-mlaskająco-skrzeczących odgłosów tuż po ich przejściu.

- Żeby zaraza wydusiła te paskudy razem z ich cholernym lasem! - Mamrotał rozdrażniony. - Postawić tu kilka porządnych tartaków i wyciąć wszystko w cholerę! - Rozmarzył się.

Jakiś czas później spoceni i pożarci żywcem przez roje krwiożerczych latajacych bestii nie większych od gluta z nosa snotlinga dotarli do jakiejś budowli. Na wpół zrujnowana wieża mogła pełnić funkcję obserwacyjną lub nawet być latarnią naprowadzającą statki do portu. Z tym drugim kłóciło się jednak przekonanie, że jaszczuroludzie, których szkielety znaleźli w środku przecież nie pływali po morzach...

Pod wieżą towarzystwo rozdzieliło się - kilka osób postanowiło zapolować na zwierza, który rzekomo lazł na nimi. Dorgundsson naturalnie wolał przyglądać się wieży, uszkodzeniom wyrządzonym przez kule armatnie, a także sprawdzić, czy w środku zwycięska strona nie zostawiła jakiejś niespodzianki dla intruzów.

Niespodzianka była, ale nie taka, jakiej krasnolud by się spodziewał. Trzy zamknięte skrzynie, a w środku... cóż dokładnie to, co każdy dawi chciałby oglądać codziennie i w dużych ilościach.

Złoto, kamienie szlachetne, biżuteria... skąd takie bogactwo w zrujnowanej wieży? Przecież taki skarb powinien być dobrze strzeżony lub przynajmniej dobrze ukryty! Zdumionemu khazadowi nie mieściło się to wszystko w głowie. Zanurzył dłonie we wnętrzu skrzyni i roziskrzonymi oczami spoglądał na przesypujące się między palcami bogactwo. Czuł się wybornie, jakby właśnie opróźnił kufel Bugmanna lub roztrzaskał łby trzem tuzinom zielonoskórych. Jednak zanim trybiki w jego głowie zaczęły pracować nad planem wywiezienia stąd tych trzech skrzyń ponad korony drzew podniósł się jakiś wrzask.

Widać na złoto trzeba będzie sobie najpierw zasłużyć...

Zszedł na parter i pozbył się zbędnego balastu w postaci plecaka i innych niepotrzebnych w starciu klamotów. Zajął pozycję wewnątrz wieży przy wejściu i przygotował kuszę. Był gotów zapracować na każdy kawałek złota znajdujący się w tych skrzyniach...
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 13-08-2017, 17:02   #36
 
pi0t's Avatar
 
Reputacja: 1 pi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputację
Brokk pragnął doskonalić swój warsztat, nie mógł jednak tego uczynić w twierdzy Karak Hirn. Aby zostać Arcymistrzem Run i zapisać się w na trwale w historii, trzeba dokonać przełomu. Ten krępy krasnolud musiał zacząć życie awanturnika, albo pozostać na zawsze jedynie szanowanym wśród braci Mistrzem Run. Khazad opuścił więc rodzinne strony i udał się do barona. Barona, który potrzebował najlepszych fachowców. Natomiast Brokk pragnął złota, rzadkich metali i doskonalenia swoich umiejętności. Wyprawa do dalekiej Lustrii mogła dać mu to wszystko.
- Baronie, pragniecie sprawdzonych i pewnych ludzi, ja pragnę złota i rzadkich metali. Do polityki smykałki nie mam, ale nie znajdziecie lepszego kowala, zdolnego do twardego boju. Potrzebujecie rzemieślnika, który nie pierzchłby na widok skażonego chaosem stwora czy innej grupy skurwysynów.


Khazad nie spodziewał się wtedy, że tak szybko sprawdzą się jego słowa. Krasnolud, jak większość synów Grungniego, praktycznie przez całe swe życie zamieszkiwał w górskiej twierdzy. Brak stałego, twardego lądu pod nogami powodował spore problemy z adaptacją. Już od pierwszych dni Brokk Varda chodził blady jak ściana. Przy mocniejszym wietrze i falach Khazad nie wychodził spod pokładu. Brokk miał jednak nadzieję, że u brzegów Lustrii jego cierpienia zostaną wynagrodzone. Do czasu pamiętnego sztormu i walki z widmowym okrętem Mistrz Run nie miał okazji wykazać swoich talentów. Czasem jeśli pogoda była spokojna i na otwartym pokładzie przygotowane były paleniska z cegieł, Khazad wykonywał drobne prace kowalskie. Wraz z załogą uszczelniali pokład, kutymi gwoździami wzmacniał łączenia grubych desek czy poprawiał obejmy masztów. Ponad wszystko dbał też o swój oraz najemników Barona Kratenborga rynsztunek. Możliwość pracy jako kowal bądź płatnerz była najlepszym lekarstwem na chorobę morską. Khazad nie odważył się za to próbować wykuwać run, wszak już na początkowym etapie ich powstawania popełniając najdrobniejszy błąd, bądź niedoskonałość można było spowodować śmiertelne zagrożenie dla przyszłego użytkownika przedmiotu. Towarzystwo na pokładzie Szkaradnej Ladacznicy było przecudaczne. Brokk dziwił się z początku wyborom ich pracodawcy, Imperialni Magistrzy używają mocy Wiatrów Magii, zmuszają ją do wywołania określonego efektu. Techniki Kowali Run są znacznie bezpieczniejsze. Starożytna wiedza Khazadów wyraźnie mówiła, że każde splatanie strumieni magii wiążę się z ryzykiem jego wypaczenia przez energię Chaosu. Zdecydowanie bezpieczniej jest uwięzić magiczną energię w znaku, ludzie jednak tego nie potrafili. Drzewoluby jak to nazwał przedstawicieli rasy Elfów Borriddim rzeczywiście wzbudzały wrodzoną niechęć. Historia waśni i wojen tych dwóch ras była zbyt długa, aby nie brać jej pod uwagę. A to wszystko przez Wysokie Elfy, które w przeszłości doprowadziły swą zdradą do Wojny o Zemstę. Jednak i z nimi Khazad wymieniał krótkie powitania. Całkowicie natomiast ignorował kogoś, kto niegdyś był Khazadem. Orrgara Arrgrinssona traktował jak powietrze, w razie potrzeby kontaktując się przez Borriddima Dorgundssona. Kowal Run nie mógł zaakceptować i normalnie traktować Zabójcy Demonów. Przybył on jednak przed Brokkiem i nic już z tym nie można było zrobić. Jego powinnością było zginąć już dawno temu, jego jedynym sensem życia powinna być chwalebna śmierć. Ludzie nie rozumieją zwyczajów i hierarchii społecznej synów Grungniego. Khazad mu jednak nie ufał, ten krasnolud zhańbił swoje imię i ród, zaprzepaścił dzieje setek lat swoich przodków… Oby bohatersko poległ w Nowym Świecie… Pozostali ludzie wyróżniali się charakterem, agresją lub innymi talentami. Rady i środki Aureolusa były nawet na tyle skuteczne, że Brokk choć blado-zielony przetrwał sztorm i był w stanie podjąć walkę na pokładzie statku przeciwko demonom. Runy płonęły, młot spadał na atakujących. Nie dorównywał brutalnością czy finezją kobietom z Norski. Jednak systematycznie i z uporem rozbijał głowy i łamał kończyny wrogów.


Dobicie do stałego lądu Brokk przyjął z wyraźną ulgą. Nawet grząski piasek z plaży, czy widok dziwnej, gęstej dżungli nie pogarszały humoru krasnoluda. Jego myśli krążyły wokół wielkich możliwości jakie dawała ta wyprawa. Kto wie jakie cenne kruszywa skrywa ta ziemia, ile minerałów czeka na wydobycie. Gdyby udało się znaleźć tu Gromril lub całkiem nową, nieznaną nikomu rudę z pewnością zostałby wybrany kolejnym Arcymistrzem Run. Z rozmyśleni wyrwał go hałas wywołany dalszym rozładunkiem i rozmowami o planowanym dokonaniu zwiadu. Co prawa Mistrz Run mógł przydać się przy naprawie poszycia statku, bądź tworzeniu obozu. Jednak Brokk chciał, choć na chwilę stracić ocean z oczu. Podróż dżunglą, choć uciążliwa i trudna stanowiła miłą odmianę. Wiele drzew trzeba będzie w przyszłości wykarczować i ziemi wypalić, aby ta kraina odkryła swoje skarby. Niedługo później znaleźli się przy ruinach wieży. Rozważania dotyczące ukrywania zapachu, bądź zaginionego dziedzictwa Elfów musiały zostać przełożone wraz z nadejściem dwóch przeraźliwie wielkich gadów.
Ciężko walczyć z takimi stworzeniami, wielgaśne bydle mogło ich zarówno próbować rozgnieść, rozszarpać, albo zwyczajnie pożreć. Dla Orrgara była to doskonała okazja, aby spełnić swój obowiązek. Zginąć w walce z taką bestią to chwalebna śmierć, odpokutował by swoje winy. Stało się jednak inaczej. Wielgaśne bestie zakończyły swój żywot u stóp grupy awanturników.


 
__________________
Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych!
pi0t jest offline  
Stary 15-08-2017, 22:16   #37
 
Cattus's Avatar
 
Reputacja: 1 Cattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputację
Walka z T-Rexami




Ziemia zadrżała pod nogami rozpędzonych tyranozaurów, kiedy te wpadły na polanę, tratując krzewy i mniejsze drzewa, które stały im na drodze. Na widok zbliżających się olbrzymów, większość najemników szukała schronienia w wieży, skąd mogli bezpiecznie zasypywać strzałami rozwścieczone monstra. Tylko nieliczni zdecydowali się na konfrontację na otwartym polu, a wśród nich najbardziej wyróżniał się Orrgar, który z charakerystycznym dla siebie obłąkańczym uśmiechem na twarzy, rzucił się na tyranozaury, przekonany, że w końcu spotkał godnego siebie przeciwnika. Zanim jednak krasnoludzki zabójca zbliżył się na odległość topora, dinozaury zostały zasypane gradem strzał, które wyleciały ze świstem z wyżłobionych przez kule armatnie otworów strzelniczych zrujnowanej wieży. Nie wyrządziło to potworom znaczących szkód, ale opóźniło ich natarcie i wprawiło w chwilę zawahania, którą bezlitośnie wykorzystali wojownicy.
Orrgar zakręcił młyniec toporem zanim z pełnym impetem wbił go w nogę tyranozaura. Piekielnie ostry topór rozciął skórę jak masło i zostawił swój ślad na grubych kościach przeciwnika, ale było to niewystarczające, aby móc go powstrzymać. Dla sięgającego konarów drzew T-Rexa mały krasnolud był jak wyjątkowo dokuczliwy komar dla człowieka, dlatego nie mogąc dosięgnąć kłami krzątającego się pod nogami wojownika, postanowił go rozgnieść. Mimo starań olbrzyma, krasnolud zdołał uniknąć stratowania, ale już nie umięśnionego ogona, którego silne machnięcie posłało oszołomionego Orrgara kilka metrów dalej.
W chwili kiedy rudobrody wojownik podnosił się z ziemi, pomiędzy tyranozaury spadła rzucona przez Erwina bomba, mocno je raniąc odłamkami. Korzystając z zamieszania, Wolfgang zaczął nucić potężną inkantację, jednakże skomplikowana formuła zaklęcia wydarła się spod jego kontroli i część wystrzelonych z rąk płomieni raniła także i jego. Nie mniej jednak, to zbliżający się do Orrgara tyranozaur najbardziej ucierpiał, tracąc równowagę i legnąć na ziemi z donośnym łoskotem, co bezlitośnie wykorzystał nadbiegający Brokk, który sprawnym uderzeniem runicznego młota ukrócił jego męki.

Ostatni z ostałych przy życiu T-Rexów skupił na sobie największą lawinę ciosów, kiedy wszyscy skoncentrowali ataki właśnie na nim. Grad pocisków raz jeszcze poleciał od strony wieży, sprawiając, że olbrzym zaczął przypominać najeżonego strzałami jeża. Tym razem jednak do walki wręcz włączyła się Lexa, wspierana przez strzelającą z łuku siostrę. Rozpędzona Harpia z Norski na ślizgu dostała się pod pochylonego nad krasnoludami tyranozaura, ostrym jak brzytwa toporem rozcinając podbrzusze potwora i sprawiając, że wszystkiego jego wnętrzności wylały się wprost na nią, zalewając ją flakami i hektolitrami krwi. Lexa musiała szybko ewakuować się spod chwiejącego się na nogach dinozaura, a nie było to tak łatwe jak z początku myślała, albowiem wielkie organy wewnętrzne potwora były zadziwiająco ciężkie, a długie na kilkanaście metrów jelita owinęły się wokół niej jak sznury. Mimo to kobiecie udało się w ostatniej chwili wyswobodzić z okowów i uniknąć niezbyt chwalebnej śmierci poprzez zmiażdżenie.

Tuż obok ujrzała Thorę, spryskaną krwią i dziko rozglądającą się za siostrą. Dziewczyna pochwyciła wojowniczkę w mocny uścisk z szerokim uśmiechem:
- Orlic prowadził Cię i dał zwycięstwo! - Thora walnęła Lexę w ramię w przejawie gratulacji.

- Tego bogowie ode mnie oczekują, a ja spełnić chce. No i lepiej szybko zabić, niż by miał coś ci zrobić, bydle było ogromne - stwierdziła Lexa w odpowiedzi, patrząc na uradowaną Thorę. Sama się więc uśmiechnęła lekko, kładąc dłoń na jej ramieniu i patrząc w oczy.
- A tobie nic nie jest? - spytała z troską. Sama była cała zalana krwią, brudna i zaczynała cuchnąć resztkami potwora.

- Nic. Rannaś? - Thora obeszła Lexę jak kwoka kurczę oglądając nieokryte części ciała i odsuwając ubroczone krwią pasma włosów z twarzy. Nim jednak musnęła opiekuńczym gestem policzek siostry cofnęła rękę, zdając sobie sprawę, że inni mogą je obserwować.

Lexa w odpowiedzi wzruszyła ramionami. Nawet jeśli to nic nie poczuła. Mogła siebie oglądać, ale i tak nic by nie dojrzała pod tą warstwą posoki.
- Wątpię. Pójdę do Aureolusa - oznajmiła oschle i brudną ręką poczochrała blond włosy siostry, zostawiając na nich czerwony ślad. Wyminęła ją rzucając przez ramię
- Następnym razem nie szarżuj, póki ja tego nie zrobię - jej ton głosu nie był nieprzyjemny, bynajmniej. Powiedziała to jak złotą radę - Wtedy to ty rozerwiesz coś na strzępy - dodała pokrzepiająco. Miała nadzieję, że wtedy siostra zrozumie to pozytywnie.

Kolejno Thora pogratulowała swym pozostałym towarzyszom, chociaż z mniejszym entuzjazmem.

- Bertholdzie magu, godni przeciwnicy, co? - zaśmiała się w głos stając obok mężczyzny by obrócić się ku Eomundowi i wypłacić mu kuksańca:
- I jak, myśliwy? Oporządzisz zapasy mięsa? - brwi dziewczyny powędrowały w górę przy kolejnym mini-wyzwaniu.

Ten tylko skinął głową i sięgnął nad swoje lewe ramię. Po chwili w jego dłoni znalazł się wąski sztylet bez jelca i mężczyzna ruszył w stronę martwych zwierząt. Oporządzenie mięsa tak wielkich zwierząt nie było łatwe, często jego nóż nie dawał rady przedrzeć się przez mocne mięśnie dinozaurów. Eomund jednak nie przejmował się tym. Byli w dźungli, nie w imperialnym lasach. Mięso porąbane mieczem to nadal mięso, nikt tu nie zwracał uwagi na walory estetyczne posiłku. Pracował w pocie czoła, w końcu jednak udało mu się oddzielić mięso od kości i skór.
- Pomoże ktoś to zabrać? Wiem, że noszenie surowego mięsa nie jest najprzyjemniejsze, ale upieczemy to w wolnej chwili. Aureolusie, jesteś w stanie znaleźć chociaż jakąś szałwię, jak będziesz szperał w roślinach?

- Och — uśmiechnął się medyk, sięgając do torby. - Z tym problemu nie będzie. Bazylia, piment, pieprz, liść laurowy, szałwia…

- Zaiste godni - skinął głową nieco oszołomiony Berthold, podchodząc bliżej do monstrualnych gadów, chociaż cała pokryta krwią i juchą Lexa też przyciągała uwagę.
Mag był rozczarowany, że jego zaklęcia nie zdołały poskromić bestii, gdyby nie miał wsparcia tak potężnych wojowników prawdopodobnie byłby już martwy.
Teraz mógł jedynie przyjrzeć się ich zwłokom, bestie nawet martwe robiły wrażenie… doskonali drapieżnicy, w Starym Świecie jedynie najbardziej wynaturzone stwory Chaosu mogłyby się z nimi równać.

- Można by ich truchła wykorzystać, jeżeli nie skóry to mięso pewnie jadalne jest! - Zawołał do pozostałych.

Po skończonej walce Wolfgang wrócił do wnętrza budowli i zatrzymał się obok skrzyń wypełnionych kosztownościami. Wziął kilka monet do ręki i skoncentrował swoją wolę na najbliższej okolicy, chcąc sprawdzić czy jakaś z błyskotek nie jest zaklęta, bądź nie przyciąga eteru szczególnie mocno.
Jego uwagę przyciągnęła luneta, pozornie wyglądająca na zwyczajną, lecz bez wątpienia nasycona magią. Niepewny natury zaklęcia, mag wsadził przedmiot za pazuchę planując odkryć jego naturę później i zaczął bawić się znalezioną monetą, obracając ją między palcami i starając się rozpoznać dziwne istoty wybite na jej powierzchni. Ni to ludzkie, ni to… nijakie. Ich pochodzenie intrygowało Wolfganga.


Ruiny zapomnianego miasta.




Minęły kolejne godziny spędzone na podróży przez zielone piekło zwane dżunglą. Powoli robiło się ciemno, kiedy niespodziewanie przed najemnikami wyłoniły się ruiny upadłego miasta. Nie było tam znanych z opowieści odkrywców piramid sięgających niebios, a raczej praktycznie same budynki mieszkalne, które w znacznej większości zarośnięte były roślinami i teraz chyliły się ku upadkowi. Miasto sprawiało wrażenie obszernego, a uważne oględziny potwierdziły, że i ono nie oparło się tajemniczemu najeźdźcy, który zrównał je z ziemią, wybijając lokalną populację jaszczuroludzi.

Miejsce, w którym początkowo się znaleźli najemnicy, usłane było licznymi szczątkami obrońców, którzy wciąż mieli na sobie swój bojowy rynsztunek. Była to główna ulica, prowadząca w stronę centrum miasta, na którym musiał znajdować się jakiś większy plac. Wstępu do niej broniła teraz leżąca w gruzach brama oraz połączony z nią mur, po którym właściwie już niewiele zostało. Dostać się do środka nie było problemu, zważywszy na to, że dżungla zdążyła niemalże w całości pochłonąć to zapomniane przez bogów miejsce, lecz nie dawało to najemnikom gwarancji bezpieczeństwa. Po mieście, tak jak i po dżungli, wciąż mogły kręcić się groźne stworzenia…

- Użyjecie swych zwierząt? - Thora spojrzawszy na Eomunda i Bertholda - Powinniśmy się też rozdzielić na dwie grupy, każda po jednej stronie ulicy i sprawdzić resztki osady. Nie zdążymy wrócić do obozu więc trzeba znaleźć miejsce na noc.

- I tak nie ma po co wracać nim nie wespniemy się na tą pieprzoną górę. - Wtrącił Wolfgang przechodząc obok Thory. Przyklęknął obok jednego ze szkieletów podnosząc jego broń i przyjrzał się jej dokładnie, po czym skupił się na przepływie eteru przez pozornie wymarłą osadę, jednak nic nie przykuło jego uwagi.

- Dobry pomysł, proponuje jeszcze aby obie grupy zmierzały na centralny plac tego miasta. – Dodał Khazad.
- Ruiny ratusza, świątyni czy co tam oni budowali dadzą nam dobre miejsce do obozowania. Teoretycznie najważniejszy budynek powinien mieć najmocniejsze mury. Może fragmenty dachu się zachowały i nie będzie nam kapało na głowy. Do tego wolny plac uniemożliwi podejście do obozowiska niezauważonym.
Brokk Varda przyklęknął przy szczątkach obrońców. Chciał przyjrzeć się dokładnie rynsztunkowi jaszczuroludzi. Z jakiego materiału został wykonany i w jakim jest stanie. Czy metal już skorodował, bądź wyróżniał się czymś szczególnym.
Lustria to zadziwiająca kraina, to co cenne w Starym Świecie, tutaj było powszechne. Złoto, złoto, złoto i błyskotki są wszędzie. Zasiedziałe, czy nie nadal warte były majątek. Khazad kochał złoto, ale skoro napastnicy je zostawili to, albo się bardzo spieszyli (co z uwagi na brak ich ciał przeczyło tej teorii), albo znajdowały się tu cenniejsze dobra. A cóż może być cenniejszego od złota i biżuterii? Brokk miał nadzieję, że niedługo to odkryje. Jego oczy rozbłysły na samą myśl o złożach Gromrilu, albo nowego nieznanego w krasnoludzkich twierdzach kruszcu i rudy metali.

Medyk skinął z uznaniem głową krasnoludowi. Sam też właśnie zamierzał się przyjrzeć ofiarom. Tyle że nie ich broni, a szkieletom. Z uszkodzeń kości można wyczytać informacje o broni jakiej używali napastnicy, ich sile fizycznej i wzroście, a stąd już prosta droga by wydedukować ich rasę.
Po chwili zastanowienia doszedł do jedynego możliwego wniosku:
- Hej! Nasi tu byli.

- Może nasi - Zaczął Wolfgang rozglądając się dookoła. - Może nie nasi. - Dokończył po krótkiej pauzie. - Widziałeś kiedyś jakiekolwiek wojsko, które mając czas aby posprzątać swoje trupy, pogardziło rozsypanym wszędzie dookoła złotem? Bardziej bym się spodziewał kości atakujących, jak i obrońców wymieszanych razem, za to ogołoconych ze wszelkich kosztowności.

Berthold podrapał swoją brodę, rozglądając się czujnie. Jego ptaki poleciały już by odlecieć całe ruiny wzdłuż i wszerz.

-Macie rację - Odpowiedział medykowi i Wolfangowi - tu byli ludzie ze Starego Świata, pewnie łupieżcy lub odkrywcy… może nie mieli czasu wszystkiego splądrować, może coś ich zaatakowało? - Rozglądał się szukając śladów- jakby było tu jakieś miejscowe zwierzę, może coś by nam powiedziało…

- Może zebrali swoich poległych i wierzyli, że złoto jest przeklęte? - głośno myślał medyk - Nie znam się na tym. Ale masz rację Wolfgang, to dziwne, że nie zabrali kosztowności. Co zatem zabrali? Po co była ta jatka? Walka o terytorium? Lekcja dla kogoś?

- Chuj wie. - Wolfgang wzruszył ramionami. - Ale jak żyję jeszcze nie widziałem wojska, co to by złotem pogardziło. Prosty wojak to by cię zabił dla nie dziurawych butów, a tu wystarczy trochę się poschylać, żeby nie musieć się martwić o byt przez parę lat, jeśli nie reszte życia.

- Złoto jest zbędne, jeśli nie masz go gdzie wydać… Z jednej strony ich rozumiem, całe te żelastwo by tylko ich spowalniało - Wtrącił Sylvain.

Berthold odwrócił się do Wolfganga stawiając na ziemi jaszczurkę z którą przed chwilą wydawał się rozmawiać.
- Tymi co zmasakrowali jaszczuroludzi raczej nie musimy się przejmować, dawno już ziemię gryzą. Bitwa była tak dawno że zwierzęta jej nie pamiętają.

- Same szkielety nie wyglądają jakby walka odbyła się tydzień temu. I moge to stwierdzić bez gadania z jaszczurkami. - Odpowiedział nieco rozbawiony Wolfgang.
 
__________________
Our sugar is Yours, friend.

Ostatnio edytowane przez Cattus : 15-08-2017 o 22:27.
Cattus jest offline  
Stary 15-08-2017, 22:26   #38
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
~ Takich zwierząt nie ma! - pomyślał Aureolus w pierwszej chwili, gotów zwątpić we własne zmysły. Ale sądząc po reakcji innych, oni też je widzieli, nie mogły więc być halucynacjami. Garłacz nagle wydał się śmieszną bronią przeciwko nim, bał się, że prędzej trafi któregoś z uwijających się u stóp olbrzymów wojowników. By nie siedzieć bezczynnie, wyjął lusterko i posyłał słoneczne zajączki w oczy monstrów, by odwrócić ich uwagę i utrudnić im celowanie. Nie wiedział czy odniosło to jakikolwiek skutek, niemniej już po chwili jeden z potworów leżał martwy. Tyle, że drugi smagnął ogonem Orrgara.
Przestawszy bawić się lusterkiem Aureolus przyszykował się do udzielenia pomocy walniętemu ogonem “smoka” krasnoludowi, ale gdy tylko usłyszał huk i krzyk z góry, rzucił się na pomoc Erwinowi. Bycie przyjacielem medyka ma swoje plusy. I nie chodzi tylko o łatwy dostęp do gorzały. Zniszczona broń i osmalenia na twarzy, rękach i zbroi powiedziały Aureolusowi wszystko co potrzebował wiedzieć. Mimo wszystko Erwin wykpił się tanim kosztem - medyk widział już kiedyś urwane ręce po wybuchu rusznicy, a teraz skończyło się zaledwie oparzeniami rąk, a zwłaszcza dłoni i osmaleniem twarzy. Wyglądało to strasznie, ale nie powinno mieć długotrwałych skutków. Polewał więc chłodną wodą poparzoną skórę aby zmniejszyć obrzęk, a gdy Lexa zaczęła kręcić się wokół przeszkadzając i wyzłośliwiając się, wcisnął jej bukłak z wodą w ręce i kazał kontynuować. W tym czasie powyciągał pęsetą powbijane w ciało odłamki metalu, a przede wszystkim, o czym wielu cyrulików zapominało i czego nie robiło, bo pacjenci się zwykle nie skarżyli - przemył oczy rannego. Pozostawione w nich ziarenka prochu mogłyby zaowocować utratą wzroku. Na koniec zabandażował dłonie Erwina wilgotnymi bandażami.
- Spokojnie druhu. Wieczorem jeszcze obejrzę, w razie czego użyję później maści by skóra nie pękała.
- E! Czemu dla niego jesteś milszy niż dla mnie?
- spytała oskarżycielsko Lexa, naburmuszając policzki w sposób bardziej uroczy, niż groźny. Bukłak wymykał jej się ze śliskich od krwi dłoni, a całe ciało miała oblane śmierdzącą juchą. Gdzieś przy bucie ciągnął się jeszcze kawałek jelita lub innej zgrubiałej części smoka. Norsmanka chlupnęła wodą w twarz Erwina, mimo iż ten i tak był już mokry i nie zrobiło mu to większej różnicy.
- Bo ładniejszy ode mnie czy kutasa ma? - spytała poważnie.
- Ostrożnie - zwrócił uwagę Aureolus. Drobne złośliwości Lexy tolerował, a nawet lubił - wiedział, że tylko tak mogła w sposób bezpieczny dla własnej psychiki wyrażać swoją sympatię, ale teraz stanowiło to zagrożenie dla pacjenta. I dla opinii Erwina o zdolnościach medycznych Aureolusa.
- A właściwie dlaczego jesteś zazdrosna?
Blondynka zdębiała, a ślizgający się w zakrwawionych łapach bukłak w końcu walnął o ziemię, wypadając jej z dłoni.
- Co?! No chyba cię grzeje w tej Lustrii! - oburzyła się do granic możliwości robiąc się czerwona na twarzy. Jej nozdrza się rozszerzyły, kiedy wydała z siebie niewyobrażalnie wyraziste fuknięcie.
- Pytam, bo to niesprawiedliwe! To że ma potężnego kutasa i gładszą, ładniejszą buźkę nie oznacza, że będzie lepszy i bardziej przydatny niż ja. - skrzyżowała ręce na piersiach, a jej blada twarz nie potrafiła ukryć rumieńców.
- Oczywiście Walkirio. Przecież to Ciebie poprosiłem o pomoc przy opiece nad nim, a nie odwrotnie. - wiedział, że szlachcic zrozumie, w końcu znał się na etykiecie sporo lepiej niż medyk.
Lexa jednak niekoniecznie zrozumiała. Nieufnie zmrużyła oczy. Potrafił ją podejść tak, że by coś odpowiedzieć, musiała uruchomić w drgania swoje mózgowe fale. Nie należało to do najłatwiejszego procesu, ale chwila rozruchu i wszystko zaczynało trybić.
- To pomóc w czymś jeszcze? - spytała obrażalsko.
Medyk taktownie nie zapytał skąd wie jakiego szlachcic ma kutasa i zamierzał po prostu podziękować za pomoc. ~Chociaż... - pomyślał - dobrze byłoby czymś ją zająć. Po podniesieniu bukłaka i odejściu od rannego cicho poprosił:
- Jak się obmyjesz z krwi sprawdź czy sama nie jesteś ranna i popatrz przez dłuższą chwilę w oczy Erwinowi, czy nie przegapiłem jakiejś drobinki prochu, a ja w tym czasie ogarnę innych.
Oczywiście szlachcic nie potrzebował żadnej pomocy, by dostać się do majtek dowolnej kobiety, ale przecież przyjaciołom się pomaga nawet gdy nie proszą. Zresztą, i Norsmenka wyraźnie miała na niego ochotę… A Jej przydałaby się pomoc.
- Pfff! Ja ranna - kobieta obśmiała się i machnęła niedbale ręką, odchodząc kawałek dalej. Obmycie się było raczej trudniejszą sprawą, ale zaraz zaczepiła siostrę i poprosiła ją o pomoc. Trochę to trwało, nim wymyła ręce i twarz, z pancerzem jednak niewiele mogła zrobić, gdyż przydałoby mu się szorowanie. W sumie do smrodu jednodniowej juchy się przyzwyczaiła, było to prawie jak elfi perfum. Zlecona przez medyka robota była głupia, bo ani Lexa się na tym nie znała, ani nie miała ochoty patrzeć na inżyniera. Zgodziła się na to, bo po prostu chciała udowodnić Aureolusowi, że jest najlepsza we wszystkim. Liczyła też na pochwały. Ciężko było stwierdzić, czemu jej na tym zależało.
W końcu powróciła w blasku i chwale, obmyta i prawie czysta. Kucnęła na wprost Erwina i mruknęła w zamyśle, wyzwalając z odmętów mózgu swoją inteligencję. Miała posępny i przerażająco poważny wyraz twarzy, a w jej zielonych, lśniących dzikością oczach iskrzyła zuchwałość i pewność siebie. Zbliżyła twarz blisko jego oblicza i przekrzywiła łeb w bok, jak pies, do którego uszu dotarł nowy, nieznany dźwięk. Zlepione krwią blond włosy kaskadą spłynęły po jej ramieniu. Nieustannie obserwowała jego oczy.
- Widzisz coś w ogóle? - spytała po jakiejś chwili, ochrypłym i twardym tonem głosu. Gdyby nie znał się na ludziach, byłby przekonany, że mimo pytania ma to w dupie, ale chyba tak nie było.


Będąc na górze wieży, medyk przy okazji obejrzał też oparzenia Wolfganga, te jednak były powierzchowne i interwencja nie była konieczna. Mag machnął tylko ręką na zainteresowanie medyka. - Bywało gorzej. Nic mi nie będzie. - Odpowiedział zdawkowo, bardziej skupiony był na złotym krążku trzymanym między palcami.
Z Orrgarem rzecz miała się inaczej. Nie spędzali wcześniej zbyt dużo czasu, medyk miał też wrażenie, że zabójca nie korzystał za często z pomocy medycznej choć ran najwyraźniej w życiu odniósł sporo. Do tego wtrącił się Brok Varda:
- Orrgar to Zabójca, opatrz go na tyle, aby mógł polec w walce, a nie od zakażenia.
Medyk był ciekaw czy Orrgar w ogóle pozwoli się zbadać, a co dopiero opatrzyć.
- Tak, wiem, nie boli, nic nie jest i mam spierdalać. Ale słyszałem, że lepiej polec w walce, a nie zdychać w gorączce z gnijących ran. I mam dobre leki - potrząsnął butelką z gorzałką - do użytku zewnętrznego i wewnętrznego.

Po zajęciu się Orrgarem poprosił jeszcze kogoś kto się na tym zna o pomoc w wyjęciu zęba bestii i wyłuszczeniu pazura.
Khazad miał okazję odwdzięczyć się medykowi za pomoc na pokładzie Szkaradnej Ladacznicy. Z racji, że reszta towarzystwa była zajęta swoimi sprawami, krasnolud znalazł czas, aby zająć się T-Rexem. Rozłożył starannie swoje narzędzia kowalskie. Kleszcze, przecinaki, przebijaki wydawały się małe, jednak przeznaczone były one do obróbki różnego rodzaju rudy metali, więc i z kośćmi powinny sobie poradzić. Brokk nie potrafiłby poprawnie gada oskórować, oddzielić mięso od tłuszczu. Nie znał się przecież na oprawianiu zwierzyny, ale nie o to w tym przecież chodziło. Zwykły rzemieślnik, bądź kowal wybił i wyłamał by zęby, a pazur odrąbał na ślepo. Khazad był jednak Mistrzem Run, cechowała go cierpliwość i dokładność. Używając przebijaka i przecinaka rozciął kości szczęki gada. Dzięki temu olbrzymi ząb, zapewne zdolny do miażdżenia i kruszenia kości poluzował się na tyle, że można było go rozkołysać i wyrwać kleszczami. W przypadku pazura postąpił podobnie, najpierw odrąbał cały paluch ścierwa, aby następnie powoli i dokładnie przecinakiem i dłutem oddzielić kość od pazura.

Berthold zainteresował się pracą krasnoluda.
-Wziąłbym ząb albo część pazura, takiego trofeum jeszcze nie miałem. - odsłonił swoją gęsto owłosioną pierś i szyję, z której zwisał naszyjnik zrobiony ze zwierzęcych kłów i pazurów.

- Te ścierwa mają tyle zębów, że starczy ich dla wszystkich. Wybierz który Ci się podoba, a go wyciągnę.

Brokk nie ufał magom, nie ważne z jakiego ludzkiego kolegium pochodzili. Wiatry magii już ich opętały i zmieniły. Ludzie są zbyt niecierpliwi, a umysł zawsze się podda wpływom Chaosu. Niemniej byli teraz członkami jednej ekspedycji. Musieli na sobie polegać i współpracować. Z tego powodu Khazad z przyjemnością spełnił prośbę brodatego Bertholda.


 
hen_cerbin jest offline  
Stary 15-08-2017, 22:33   #39
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację

Pierwsze Spotkanie
Sylvain & Lexa
Rozszalała nawałnica z hukiem przewijała się przez zaułki miasta, z trzaskiem tłukąc spróchniałe drewno belek lub pozostawione bez opieki stragany. Ściana deszczu zalała brudne szyby gospody, w której skryło się większość przyjezdnych gości. Można więc śmiało stwierdzić, że przybytek był przeludniony, a obsługa ledwo nadążała ze spełnianiem wymagań i oczekiwań swoich gości. Mimo tego właściciel już przeliczał zyski, nie zważając na szczęk poruszanych w okiennicach szyb, które trzęsły się jakby zaraz miały pokruszyć i całkowicie się roztrzaskać.
Alkohol pozwalał zapomnieć o starych nawykach, niedostępności a nawet przyzwoitości. Niestandardowe zachowania stały się więc czymś, co nikogo nie dziwiło, znaleźli się i tacy, co wcale nie stronili od swoich ulubionych rozrywek. Przy stoliku stojącym gdzieś w rogu dało się słyszeć niewielki rumor, kiedy to postawna blondynka o ciele pokrytym czerwonymi tatuażami, gwałtownie powstała z krzesła, które z hukiem walnęło o deski karczmy. Lexa pizdnęła kartami w twarz mężczyzny, który siedział naprzeciwko niej. Jej mina wyrażała gniew, rozczarowanie i chęć mordu. Sylvain jednak nie zdawał się tym przejmować.

- Jak dziecko… - mruknął niemal znudzonym tonem głosu, kiedy karciane tekturki strzeliły mu przed oczami.
- Oszukujesz, pierdolona łajzo! - zagrzmiała norsmanka, która tym razem dla nadania groźnego wyrazu swej postawie, przywaliła dłońmi w stół. Ten cały się zatrząsł i o mało nie ugięły się jego liche, drewniane nóżki.
- Nie - odparł blondyn ze stoickim spokojem i wcale nie kłamał. Po prostu był lepszy od kobiety, cóż więcej mógł powiedzieć? Spojrzenie jego błękitnych oczu obserwowało jej mimikę oraz gesty. Po tak zbudowanej i narwanej osobie spodziewał się w sumie tylko jednej reakcji, więc mimo pozorów spokoju, jego mięśnie nieco się napięły. Lexa zmrużyła gniewnie oczy i zacisnęła dłonie w pięści. W końcu jednak się wyprostowała, udając obojętność.
- Pierdolę cię, zatęchła gnido - warknęła ostrzegawczo, ale Sylvain niemal natychmiast parsknął krótkim, szyderczym śmiechem. Niewątpliwie tak sformułowana odpowiedź, lekko go rozbawiła.
- Chciałabyś - pewność siebie jaka przez niego przemawiała, w końcu doprowadziła ją do furii. Norsmanka bez większego zastanowienia, chwyciła stojące obok krzesło i pizdnęła nim w mężczyznę. Ten, nie spodziewając się niczego innego prócz ataku, po prostu odskoczył w bok, a drewno pokruszyło się o ścianę będącą dotychczas za jego plecami. Tym unikiem sprawił, że kobieta zagotowała się w środku z frustracji, jaka ją ogarnęła. Miała ochotę rozszarpać tę imperialną kurwę na kawałki, nie pozostawić na nim nawet suchych gaci.

To, co później miało miejsce, ciężko opisać słowami subtelności, wyrafinowania czy choćby kultury. Lexa była totalnym dzikusem, obdarzonym niebywałą siłą. Sylvain miał za to niesamowity refleks i zręczność, jakiej norsmanka mogła mu jedynie zazdrościć. Jej pięści cięły częściej powietrze, niż ciało, jego zaś wielokrotnie trafiły w twarz kobiety, choć wyrządziły na niej niewielkie szkody. Była twarda i nieustępliwa, można było bić ją wielokrotnie i obserwować ulewającą się z ran krew, ale płomień w zielonych oczach nie gasł. Nie mógł wiedzieć, że blondynce cały ten spektakl się podoba, nie wtedy, przy pierwszym spotkaniu. Jeszcze bardziej zdawała się być zadowolona, gdy ich role się odwróciły i teraz to on siedział na niej. Śmiała się smakując metalicznego posmaku własnej krwi. Pozwoliła mu przez chwilę, aby był górą, żeby mógł wygrywać. Z jego perspektywy mogło wyglądać to inaczej, choć roznoszący się po sali rechot śmiechu sugerował, że Lexa ma kontrolę. Gdy próbowała się wyrwać, trwało to jednak dłużej niż się spodziewała, w ostateczności jednak ponownie to ona na nim siedziała. Obydwoje rzęzili jakby mieli chore płuca, pięści jak i twarz zalane były krwią i popuchnięte. Wojowniczka jednak była zadowolona, uśmiechała się, a jej zęby czerwone były od juchy. W końcu chwyciła Sylvaina za poły koszuli i unosząc nieco do góry jego leżącą na podłodze głowę, przywaliła mu czołem w nasadę nosa. Nie dało się ukryć, że w tej kobiecie były ogromne pokłady siły. Ogłuszony przez chwilę mężczyzna, z powodu otumanienia nie mógł nic zrobić. Skandujący wokół gapie byli niemal mokrzy z wrażenia, że właśnie w ten sposób zakończy się pojedynek. Lexa jednak była już coraz słabsza, bo nadto namachała się w powietrzu, kiedy ten sukinkot unikał połowy jej ciosów, musiała to przerwać teraz, póki nie przegrywała. Zbliżyła się bardziej do niego i przejechała koniuszkiem języka po ustach mężczyzny, zlizując krew z jego rozkwaszonych warg. Następnie wstała tak szybko, że prawie zakręciło jej się w głowie. Czuła ciśnienie rozrywające jej ciało, dyszała ciężko, a jej klatka piersiowa unosiła się w szybkich wdechach, zmęczonej walką i alkoholem kobiety. Stojąc nad nim, wbrew oczekiwaniu tłumu, wyciągnęła rękę do swojego przeciwnika. Nie było ją jednak stać na to, by coś powiedzieć. Popatrzyła mu w oczy i kiwnęła głową, a na jej pokiereszowanej twarzy malował się uśmiech. Potem w ciszy udała się do swojego pokoju. Spodobało jej się to, co niedawno miało miejsce i miała ogromną ochotę jeszcze to powtórzyć.




Obóz w ruinach
Lexa odeszła kawałek dalej i stanęła nad strumieniem wody. Nachyliła się aby najpierw napełnić pusty bukłak, choć nie miała żadnej pewności, czy ta woda jest czysta. Oznaczyła jednak flakon ukośnym cięciem ostrza noża, zakorkowała i położyła obok na trawie. Gdy ponownie się wyprostowała, odrzuciła zamaszystym ruchem posklejane od krwi włosy, aby jej nie przeszkadzały. Niespiesznie odpięła pasy zbroi, której ciężar zrzuciła z barków. Następnie pozbyła się butów oraz wierzchniego odzienia, stając zupełnie nago przed brzegiem. Nie czekała jednak długo na to, aż inni się napatrzą, bo tak właściwie, miała to głęboko w poważaniu. Weszła do wody, najgłębiej jak się dało, a ta nie zakryła jej więcej niż od pępka w dół. Norsmanka zaczęła szorować się mydłem i zmywać z siebie resztki smoka, którego wypatroszyła jednym, silnym cięciem. Bogowie tak często sprzyjali jej w walce, że miała teraz nad czym się zastanawiać. Odwróciła się plecami do obozu, po którym wiercili się inni i zaczęła z trudem czyścić włosy, co szło jej już znacznie gorzej.

Thora wpadła tuż za nią, chlapiąc wokół jak psiak. Radośnie i z rozmachem.
Dziewczyna sama wyskoczyła jedynie ze spodni i skórzni, rzucając je niedbale na buty i ukochany młot. Koszulę co miała na sobie pozostawiła nie ruszoną, pozwalając jej mokrej przylgnąć do ciała jak drugiej skórze, otulić wszystkie krągłości.
Cieszyła się, że Lexa jest odwrócona tyłem. W zasadzie sama nie była pewna jak siostra zareagowałaby na wszystkie nowe tatuaże, które nie wyszły spod ręki norskiego specjalisty. Z jakiegoś irracjonalnego powodu wolała zachować misterne elfickie sploty dla siebie jeszcze przez chwilę. Poza tym… nie była też w przeciwieństwie do siostry jakoś specjalnie chętna do świecenia gołym zadkiem przy wszystkich.
- Daj pomogę Ci - mruknęła do Lexy - Połóż się na wodzie, będzie Ci wygodniej - sama wyszukiwała miejsca gdzie mogłaby klapnąć. Czekając na siostrę obmyła szybko spoconą twarz i przysiadła na kamieniu w półpłyciźnie. Pomogła Lexie wygodniej się oprzeć o nią, gdy rzeka pomagała w leniwym unoszeniu się umięśnionego ciała blondynki. Wojowniczka jak zawsze wyglądała na niezadowoloną, zupełnie jakby pomoc kogoś była dla niej obrazą, no bo przecież umyć się potrafi sama, prawda? Nie mniej jednak liczyła na to od siostry i ucieszyła się, że ta przyszła. Jednak czasami ostentacyjne rozbieranie się na widoku skutkuje urzeczywistnieniem się skrytych nadziei.

Przez chwilę Thora pieszczotliwie obmywała czoło i skronie siostry odlepiając od skóry pasma czerwone od krwi. Polewała z uwagą głowę starszej kobiety tak, by nie chlapać jej za bardzo do oczu.
Wypłukawszy długie pasma, zwinęła je w luźny węzeł by ugniatać go aż woda z czerwonej stała się znowu czysta.

- Wiesz… - zaczęła pocierając miejsce tuż przy uchu gdzie zakrzepła jucha nie chciała się dać zmyć - … pewnie sama to zauważyłaś - pochyliła się do ucha siostry by szeptać jej sekrety jak w dzieciństwie - Zdaje mi się, że ten cały Erwin zapatrzony w Ciebie - zaśmiała się cicho, za to Lexa jedynie uniosła brew ku górze - A i on tobie chyba nie obojętny, co? - ton głosu Thory brzmiał jak ton matki albo wioskowej vitki choć mniej nachalny był. - Podobają Ci się tacy… chudzi? - zapytała jakoś niezręcznie, gryząc wargę. Powoli masowała przy tym podstawę czaszki i kark wojowniczki wprawnym ruchem, którego gdzieś musiała się nauczyć. Odrzuciła pół mokrą, pół suchą, splątaną grzywę na bok samej naciągając z przyjemnością mięśnie ramion i szyi. Wojowniczka odwróciła głowę patrząc w kierunku obozu, zupełnie jakby chciała sobie przypomnieć “który z nich to Erwin”.. Trwało to zaledwie parę sekund, w ciągu których kobieta zdążyła sobie przypomnieć ze szczegółami jego twarzy i kolor oczu.

- Nonsens - zagrzmiała jakby bardziej inteligentnie, no bo przecież mogła powiedzieć “pierdolisz”. Te piękniejsze słowa znała dzięki bliskiemu kontaktowi z medykiem - Skąd żeś wysunęła taki absurdalny wniosek? - spytała Lexa z niezwykłą powagą, odwracając głowę w kierunku siostry. Po chwili jednak ponownie powróciła do patrzenia w odległe krzaki. Jej słownictwo było wyjątkowo ładne, w porównaniu do tego, jakie by użyła gdyby rozmówcą był ktoś zgoła inny. Po jej myślach zaczęło krążyć rozpoczęte zagadnienie, jednak nie potrafiła w to uwierzyć. Taka ładna buźka na pewno by się jej nie przyglądał, chyba że ze zdziwienia, że takie coś stąpa po tych ziemiach. Thora uśmiechnęła się jak kobieta niezwykle doświadczona:
- Bo widzę jak na niego burczysz gdy wszyscy patrzą a potajemnie zerkasz z nadzieją. - pociągnęła siostrę lekko za ucho. - Podoba Ci się? - ugryzła się w język by nie dodać “wymoczek”.

Blondynka w odpowiedzi skrzywiła się. Powstały na jej twarzy grymas nie chciał zejść nawet po dłuższej chwili ciszy. Przecież do wszystkich była taka sama, czy to możliwe że czegoś nie zauważyła?
- Nie wiem - odpowiedziała szczerze po namyśle - Chyba nie. - nawet jej wzruszenie ramion było niepewne. Nie zastanawiała się nad tym, bo i po co? Nie udała się na wyprawę by szukać męża, chciała być najlepszym wojownikiem i pokazać się, sprawić aby jej imię było znane jeszcze bardziej niż jest dotychczas. Bycie tylko minionej sławy Gladiatorką oraz jedną z osób, która uratowała Ostland z łap zwierzoludzi, jakoś jej nie satysfakcjonowało w pełni. - Wydaje mi się, że patrzę, bo dawno nie widziałam tak gładkiej buzi. Sama mam w bliznach, on nie, choć to nie oznacza, że nigdy nie walczył. Poza tym ta broń, której używa, jest inna. Nie dla głupich rąk, nie takich jak moje - dodała jeszcze od siebie ściszonym głosem, ponieważ nawet gdy wypowiadała te słowa, była zamyślona. Wciąż nie wydawało jej się, żeby ktokolwiek jej się podobał, ale może to przemyśli. Z ów zamyślenia wyrwał ją wymierzony w policzek cios, choć był na tyle lekki, że głowa Lexy nawet nie drgnęła. Nad swoją twarzą ujrzała zachmurzoną gniewnie buzię siostry:

- Jak się jeszcze kiedyś nazwiesz głupią to bogowie mi świadkiem, sklepię Ci ten pokancerowany ryjek! - Thora fuknęła opiekuńczo gotowa bronić siostry nawet przed nią samą. - A jak on jak taki mądry, to niech się lepiej ogarnie by na Ciebie zasłużyć. Ot co! - cmoknęła lekko czoło Lexy - A ty pomyśl. Może nie jeno jak napalona młódka ale jak kobieta. Wygląda na bogatego, może zadbać o Ciebie. Te wszystkie lata lekkie być nie mogły. A gdyby użerać się o każdy dzień mogłabyś się szkolić? Być lepsza? Dzieci nie chcesz mieć kiedyś by imię Twe niosły? Hm?

Lexa parsknęła śmiechem, który nie był tylko krótkim chichraniem się, a naprawdę poczuła się rozbawiona. Może wyglądało to z perspektywy Thory, jakby siostra z niej kpiła, jednakże nie miała nic tak okrutnego w zamiarze.
- Chłopy ci nieźle mózg sprały chyba, ale to nic nie szkodzi. Może po prostu normalna jesteś, jak kobieta. To dobrze. Ojciec musiał dumny być widząc, jak wyrosłaś. Piękna, kobieca, mądra a do tego waleczna. Ja, jak widzisz, cech takich wszystkich nie posiadam. Nie szukaj we mnie kobiety, co wypluje pizdą chmarę rozwrzeszczanych snotlingów. Nie interesuje mnie też status społeczny. Ostatnimi laty pieprzyłam się z chodzącą w dziurawych butach chołotą i dobrze mi z tym. Nie mówię, że jest gorszy, bo w monetach może pływać. I, tak już kończąc kochana siostro, naprawdę wątpię, by się chciał starać o kogoś mego pokroju. Prędzej o ciebie - zakończyła z uśmiechem, lekko rozbawiona tą wymianą zdań. Powstała przeciągając mokre ciało i przesunęła dłońmi po włosach, aby sprawdzić czy nie ociekają jeszcze czerwienią krwi.

- O mnie się już starali i swoje już przeżyłam - Thora też się podniosła by wrząć wodę z koszuli. Ton głosu miała jakby jaka staruszka wioskowa - A to że się tak okoniem stawiasz bardziej mnie przekonuje jeno - Thora wyszczerzyła się w szerokim i słodkim uśmiechu. - A ojciec - spochmurniała - ojciec nigdy sobie nie wybaczył Twego odejścia. Tęsknota i gorycz go zjadały po kawałeczku, bo Cię utracił. Ukochaną córką jego jesteś. Żadno z nas dorównać Ci nie może w jego oczach. - dodała ciszej, z napięciem choć bez wyrzutu.

Wojowniczkę w pewien sposób to ucieszyło. Ulżyło jej też. Z drugiej jednak strony czuła się winna wobec siostry, że w sumie z jej powodu musiała czuć się gorsza. Przez tyle lat, odkąd Lexa odeszła z domu.
- W takim razie po Lustrii wrócimy tam razem, twoim żaglowcem i przywieziemy papie prezenty z tej ziemi - uśmiechnęła się i kiwnęła twardo głową. Duma ją rozpierała, a uczuciowością wciąż nie wykazała się w żadnym geście, choć może i objąć chciała tę drobną blondynkę.
Thora skinęła głową i nim zaczęła wyłazić z wody przytuliła się do siostry. Tęskniła za nią tak długo, że garnęła się do częstego kontaktu.
- Bogom ofiarę złożymy jakiej nie widzieli w domu! - uśmiech znów rozpromienił jej twarz.

Kiedy zdawało się, że korzystające z kąpieli kobiety mogłyby rozmawiać tak bez końca, niespodziewanie dostrzegły jakiś ruch w zaroślach po drugiej stronie brzegu. Obie wstrzymały oddech i zamilkły jak zaczarowane, zastygając w bezruchu na dłuższą chwilę. Ich cierpliwość została w końcu nagrodzona, bowiem z gęstych krzewów wyłonił się mocno niebieski łeb jakiegoś gada, który przez dosłownie kilka uderzeń serca wlepiał w nie swe jaszczurze spojrzenie. W jego oczach dało się dostrzec humanoidalny intelekt, który odróżniał go bestii, które wcześniej napotkały. Niestety, jaszczur zniknął równie szybko jak się pojawił.

Berthold przez chwilę bezwstydnie gapił się na dwie norsmenki, zastanawiał się nawet czy nie zaryzykować dołączenia do nich. Widzący to Aureolus sam zerknął w tamtym kierunku i widząc czemu tak Berthold się przygląda nie omieszkał się pochwalić.
- Moja robota - rzekł Aureolus, choć ciężko było stwierdzić co ma na myśli.
Berthold nie zdążył nawet odpowiedzieć, gdyż nagle doznał nieodpartego wrażenia że kobiety zauważyły coś w pobliskich krzakach.
- Coś tam chyba jest, sprawdzę to - zawołał, ponownie przybierając kruczą postać, co czynił tak często że zaklęcie rzucał niemal instynktownie. Nie minął moment i wraz ze swoimi jastrzębiami poleciał w tamtą stronę.Młodsza z sióstr wybiła się z bezruchu i rzuciła po broń klnąc pod nosem w rodzimym języku:

- Zaraz z Ciebie zostanie to samo co z większych braci, ty syczący padalcu! - odgroziła się Thora.
Lexa parsknęła krótkim śmiechem na reakcję siostry. Skończyła zmywać z siebie zaschnięte resztki krwi i leniwym krokiem poczęła wychodzić z wody
- E! Chłopcy! Jakieś dziwne coś tutaj się szwenda! Trochę jak szpieg! - zawołała Harpia w stronę osób krzątających się po obozie, stojąc przy brzegu zupełnie nago.
- A niech to…. - zaklęła pod nosem gdy schylając się po swoje ubranie dojrzała przyczepione do skóry jakieś ciemne, wijące się gluty. Było to co najmniej obleśne.
- Muszę iść do Aureliusa, wiedziałam, że w tej wodzie pływa jakieś goblińskie łajno - wzdrygnęła się wyjątkowo. Założyła przepaskę na biodra oraz piersi, po czym zgarnęła swoje pozostałe rzeczy przewieszając przez przedramię i prostując się rzuciła do siostry
- Zostaw to chłopom, niech choć raz się wykażą - westchnęła ciężko i udała się do medyka, swoim ciężkim krokiem, gdy Thora ze złością rzuciła w krzaki złapanym kamieniem. Wciąż fukając jak nastroszony, zmokły kot zaczęła zbierać ubranie, podskakując na jednej nodze by wbić się na powrót w spodnie.

Sylvain z trudem powstrzymał salwę śmiechu obserwujac całą sytuację.
- Wygląda na to, że wasz podglądacz zawstydził się i dał nogę zanim zdążył się napatrzeć - Rzucił w stronę kobiet.
- Ty za to widzę zero wstydu masz - odburknęła Lexa mijając mężczyznę, choć była zdolna do poświęcenia, aby się przy nim zatrzymać i strzelić go w łeb.
- Po prostu z reguły zachowuję czujność i bacznie obserwuję wszystko - Wzruszył niewinnie ramionami - Nie lubię kiedy coś mi umyka.
- Następnym razem poproś, wykaż się jakoś przede mną. Gwarantuję ci, że wtedy żaden szczegół ci nie umknie
- rzuciła sugestywnie uśmiechając się półgębkiem. Dawno tej łajzie nie dokuczała. Co z tego, że aktualnie miała przyssane przy ciele ze cztery pijawki. Albo i więcej, nie wiedziała, bo spostrzegła tylko tyle póki co.
- Nigdy nie odrzucam takich propozycji - Wyszczerzył zęby

- To czemu za nim nie pobiegniesz?!- Thora rzuciła wyzwanie.
- Czekam, aż nasz ptasi przyjaciel zrobi zwiad. Wolę nie wchodzić tam bez przygotowania… Nie podoba mi się ta okolica - Dodał Sylvain poważniej, a Lexa jedynie zaryła śmiechem. “Nie wchodzić bez przygotowania” było iście zabawne, no doprawdy. Minęła mężczyznę leząc do medyka jak gdyby nigdy nic.
- Coś jeszcze Ci się nie podoba? - Thora rozejrzała się ale jakoś bez przekonania wciąż wyrzynając wodę z mokrej koszuli, co z cichym mlaskiem odkleiła się od jej ciała.
- Trochę tu gorąco i parno, wszędzie jakieś małe robaki, albo wielkie gady… - Zaczął wymieniać mężczyzna - Tak poza tym to całkiem miłe miejsce, a i na towarzystwo nie narzekam - Zakończył z wielkim uśmiechem.

- Hmm - Thora została jakoś zbita z pantałyku ale wciąż robiła marsową minę - Ty nie powinieneś jakiś wart ustawiać? Hm? Żeby więcej podglądaczy nie było? - zamarudziła by zmienić temat.
- Nie lubię się wychylać przed szereg - Rzucił tylko odchodząc dalej - Inni mają jakieś większe ambicje.
- On niczego nie lubi prócz chlania, hazardu i dupcenia, daj mu spokój Thora
- krzyknęła Lexa przez ramię nie zatrzymując się.
- Jeszcze spać lubię! - Odkrzyknął zadowolony Sylvain i ruszył zbadać okolicę.
- Jak tak to nie zaśnij gdzieś tam, bo jeszcze smoki sny Ci nawiedzą - ostrzegła młodsza blondynka pociągając nosem i również poszła w swoją stronę.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 15-08-2017, 23:14   #40
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
post wspólny z Aveane i pi0t



Thora i Eomund w drodze do ruin



Thora przedzierała się przez krzaki dźwigając pokaźny kawał mięsa wykrojony przez Eomunda. Przekonana była, że mięso smoków da jej siłę i doda odwagi na przyszłość. W końcu nie co dzień Orlic daje możność walki z potworami z przełomu światów. Z cicha posapywała brnąc przez roślinne zarośla, w myślach składając opowieść o ich zwycięstwie. Eomund przez chwilę przyglądał jej się z uśmiechem, przedzierając się między roślinami z niewielkimi zaledwie trudnościami. Większość swojego życia spędził w podobnych warunkach, chociaż imperialne lasy nie były tak okazałe i dzikie jak bezdroża, którymi teraz się przemieszczali. W końcu podszedł do kobiety, choć dalej pozostawał czujny.

- Nieźle strzelasz jak na osobę, która preferuje topór - skinął głową z uznaniem. - Może niewystarczająco dobrze, żeby brać udział w zawodach, ale dobrze wiedzieć, że ma się taką osobę w otoczeniu.

- Ty też - odcięła się szybko i kąśliwie - Znaczy nieźle strzelasz - dodała jakby nie była pewna, że znaczenie przekazała wystarczająco - Bogowie Ci dzisiaj nie sprzyjali. Poćwiczysz, będzie lepiej. - pocieszyła go życzliwie oddmuchując blond pasmo z oczu.

- Bogowie mnie już dawno opuścili - oblicze mężczyzny spochmurniało. - Jedynie Morr przygląda się mojemu życiu, a w jego interesie nie leży zachowanie go.

Jakieś zacięte zamyślenie odmalowało się na twarzy Thory. Po chwili jednak uniosła na Eomunda rozjaśnione spojrzenie, jakby coś sobie przełożyła.
- U nas to Hell odpowiedzialna za świat śmierci. - mruknęła podrzucając sobie ochłap na ramieniu - Na co Morrowi ktoś w podziemiu co do walki niezdatny? Co chwały mu nie przysporzy? -zapytała z zainteresowaniem.

- W Ogrodach Morra raczej się nie walczy - Eomund wzruszył ramionami. - Walka leży w domenie innych bogów, Morr przynosi ukojenie i spokój zamiast wiecznego zamętu i krwi.

- To jeśli temu bogu służysz, czemuś taki niespokojny i spięty wciąż? - odwróciła kota ogonem z krzywym uśmiechem.

- Nie służę mu, pokładam w nim nadzieję, że przyjmie mnie do siebie, kiedy przyjdzie na mnie czas. To ogromna różnica.

- Nadal nie odpowiedziałeś na pytanie. Chociaż pytam uprzejmie - dorzuciła zadziornie, łypiąc na mężczyznę obok.

- Nie jestem spięty i niespokojny, jeśli o to ci chodzi - czuł na sobie wzrok kobiety, jednak wolał unikać spoglądania na nią. Czuł, że gdyby ich spojrzenia się spotkały, miałby problem z powrotem do rzeczywistości. - Bardziej “nieprzystosowany do pracy zespołowej”.

Mina dziewczyny wskazywała na to, że coś się ciśnie jej na usta ale nie chce palnąć nic na głos.
- Aha.
Przez chwilę kroczyła obok w milczeniu, by gwałtownie znowu odwrócić się w stronę łucznika:
- A do czego jesteś przystosowany? - zmierzyła go bezczelnie od stóp po czubek głowy jakby oceniała niewolnika czy może konia. Sprawny krok, tłuszczu nie było widać na nim, dłonie co mocne się zdawały i zwinne. Tak.. zwinne. Dziewczyna aż skinęła lekko blond głową na wspomnienie Eomunda składającego się do strzału. Twarz nosząca znaki przejść. Drobniejszy się zdawał przy Ulfirze, ale kto przy nim nie był drobny. Spojrzenie dziewczyny ześlizgiwało się po całej postaci Eomunda w wyliczance.

- Do… - Eomund w końcu odwrócił swoje spojrzenie ku kobiecie. Nie dość, że nie wiedział, jak ubrać w słowa to, czym się zajmuje, to dodatkowo jej oceniający wzrok wytrącił go z równowagi. Odchrząknął, starając się szybko zebrać myśli. - Znaczy się, do polowania. Do samotnego czekania, aż zwierzyna odsłoni swój słaby punkt - spojrzał w brązowe oczy kobiety i momentalnie uderzyła go myśl, że sam właśnie to zrobił, właśnie się odsłonił.

Thora złapała spojrzenie łucznika i jakoś odruchowo się uśmiechnęła. Drobne blizny na twarzy się wygładziły, a na policzkach pojawiły się lekkie rumieńce, podkreślające mocno młody wiek dziewczyny. Uśmiech błyskawicznie sięgnął i jej oczu, gdy zakleszczyła wzrok na ciemnoniebieskich oczach mężczyzny, którego spojrzenie również momentalnie się ociepliło.

Jakoś nieśmiało pochyliła głowę by znowu bokiem zerknąć na Eomunda.
- Aha - rzekła elokwentnie - Dużo … - zatchnęła się lekko znowu układając sobie smocze mięso wygodniej - … takiej… no… zwierzyny? Znaczy czy złowionej. - jakoś dziwnie straciła wątek i gwałtownie odwróciła się teraz sama by wpatrzeć się w dżunglę przed nimi.

Hoefer musiał ugryźć się w język, żeby być w stanie oderwać się od oczu Norsmenki. Mrugnął przy tym jak skończony debil, nie potrafiąc opanować grymasu bólu.

- W ciągu mojego długiego życia trochę się jej nazbierało - lekko się uśmiechnął wiedząc, że rozmawiają na zupełnie dwa różne tematy. - Ale jak wyniosłem się do miasta, zacząłem polować o wiele rzadziej.

- Mhm, w mieście nie ma szans na polowanie - Thora odpowiedziała jakoś z wolna - Do polowania trzeba przestrzeni. W mieście duchota, ciasnota. Jak długiego? - znowu zmieniła temat jakby odzyskując powoli rezon. Jednostajny widok natury pomagał rozumowi przedrzeć się przez nagłą mgiełkę otumanienia. Odwróciła się by sprawdzić, czy wszyscy nadążają. Wprawiła tym w ruch liczne warkoczyki. Zatańczyły w lekkim półobrocie, wprawiając łucznika w zachwyt. Chociaż wiedział, że myliła się co do polowań w mieście, nie chciał wyprowadzać jej z błędu.

- Prawie trzydzieści lat na skraju lasu i kilka kolejnych w miejskich murach. Miasto to nie moje życie, ale zarobek o wiele lepszy. Dzięki temu mogłem dobrze się uzbroić na tę wyprawę. Ba, dzięki temu w ogóle się o niej dowiedziałem.

- Trzy dziesiątki i kilka lat - Thora aż się odwróciła by ocenić mężczyznę, podsuwając się przy tym nieco bliżej - Nie wyglądasz na tak starego. Prawdę rzeczesz? - spytała z podejrzliwą miną.

- Dobra dieta to podstawa - zaśmiał się cicho i trochę zbyt nerwowo. Zmniejszający się dystans między nimi nie pomagał mu się skupić. Wystarczyła sama obecność tej młodej kobiety, żeby jego myśli odrywały się od rzeczywistości. Jej bliskość mu tego nie ułatwiała. Wiedział, że jeśli pozwoli sobie na takie rozproszenia, może łatwo zginąć. Wiedział również, że w pewnym momencie może przestać o to dbać. - No i życie na łonie natury odmładza człowieka.

- Dieta… - dłoń dziewczyny mocno klepnęła kawał dźwiganego mięsa - No to sobie podjesz. Smocze mięso i siły i wigoru dodaje. Ale gdybyś potrzebował - uśmiechnęła się kpiąco - się na kim oprzeć, bo ci wiek dokuczać będzie… to… pomogę. Jak uprzejmie poprosisz - dorzuciła ze śmiechem.

- Na ogół sobie radzę - mówił powoli, jakby pilnował tego, jakie słowa wydobywają się z jego ust. - Ale jak będę potrzebował, odezwę się na pewno - na ustach mężczyzny zagościł uśmiech, a on sam modlił się w duchu, żeby nie wyglądało to obleśnie.

- Tylko pamiętaj! Uprzejmie! - Thora pogroziła Eomundowi palcem - Wychodzi na to, że bogowie na coś skrzyżowali nasze ścieżki. Najstarszyś w tej zbieraninie. Ja najmłodsza. - dziewczyna przystanęła na chwilę by pozwolić pozostałym ich dogonić - Czego mnie możesz nauczyć, Eomundzie? - spytała zaglądając ponownie w niebieskie źrenice z jakąś gotowością i ciekawością. - I czego uczyć się chcesz ode mnie? - dodała prędko czując się jak ćma zbliżająca się do płomienia świecy.

- Jedynej rzeczy, w której jestem dobry. Jak niespostrzeżenie podejść na tyle blisko, żeby strzał był czysty, celny i przede wszystkim zabójczy. Tylko na tym się znam, to jest całe moje życie - chociaż mogło się zdawać, że słowa niosą ze sobą jakiś rodzaj żalu, w głosie myśliwego czaiła się nuta z trudem skrywanej dumy. - Wiesz, zawsze był ze mnie marny wojownik. Nie wiem nawet, po co noszę ze sobą miecz. Jeśli będziesz chciała nauczyć mnie walki w… - przełknął ślinę, choć tak naprawdę nie zdawał sobie z tego sprawy - bliskim kontakcie, możesz spróbować swoich sił.

- Mężczyzna bez miecza to jak mężczyzna bez przyrodzenia - rzekła Thora z przekonaniem - Zgoda. Zaczniemy naukę przy najbliższej okazji zatem. Nie martw się. Obiecuję być łagodna - obiecała słodko wypłacając mężczyźnie lekkiego kuksańca gdy znowu podjęli wędrówkę.

- Miecz mam, tylko nie umiem z niego korzystać - inni mężczyźni mogliby zdawać sobie sprawę z tego, w jak niekorzystnym świetle postawiłoby ich takie zdanie, ale nie Eomund. - Ja niestety nie mogę obiecać łagodności, jestem wymagającym nauczycielem.

Nie wydawało się, by to ostrzeżenie przeraziło dziewczynę. Ruszyli dalej w zgodnym milczeniu.




Thora i Brokk w ruinach


Thora bez pardonu dosiadła się do krasnoludzkiego mistrza, co z Wolfgangiem butelczynę rozrabiał.

- Brokk… - zaczęła niezręcznie ciężko i twardo wymawiając imię towarzysza. - Zlecenie bym miała. Pomożesz mi? - łypnęła groźnie na maga.

Khazad miał już zainteresować się lunetą maga, gdy zjawiła się Normsenka.
Mówcie śmiało, czego Wam trzeba. - Odpowiedział krótko, wyciągając w stronę kobiety butelkę miodu od Wolfganga.

- Potrzebuję amulet. Zapłacę. - twarda krótka przemowa z trudem przechodziła przez gardło dziewczyny - Narysuję naszą runę. Da rady?

Wzmianka o runach wyraźnie zainteresowała krasnoluda.
- Przedmiot musi być odpowiedniej jakości, a samo wykonanie runy jest procesem długotrwałym. Ale mogę to wykonać. Zapłacicie obejmując za mnie wartę, złota tu i tak więcej niż uniesiemy. - Khazad sam się sobie dziwił, rezygnował z zapłaty twardą walutą. Jednak zyskiwał tym czas na doskonalenie swoich umiejętności.

Blondynka skinęła głową:
- Ja narysuję, a Brokk mi powie ile materiału trzeba będzie. Hm? - nie bardzo wiedziała jak się teraz zwracać do uprzejmego krasnoluda. “Pan” przez gardło jej by nie przeszło. Tak samo jak “waść”. Wybrała ...neutralną formę.

- Materiału jest tu już pod dostatkiem wojowniczko. Wybierzcie coś z tej biżuterii, która się tu znajduje. Szukajcie czegoś co się Wam podoba i nie jest uszkodzone. W warunkach polowych nie rozstawię warsztatu. Niech to będzie złoto, srebro, albo obsydian jeśli się Wam podoba.

Młódka pokręciła głową przecząco:
- Złota tego nie chcę. Znajdę coś specjalnego. Jeno rzeknij Brokk - w końcu odruch naturalnie wygrał ze skrępowaniem i Thora zwróciła się bezpośrednio - na runę taką, naszą, co się zwie hræthigaldur, o taką… ile by trzeba było?
Dziewczyna w ziemię palec wbiła i kreślić poczęła symbol, spozierając na krasnoluda co i rusz:



Mistrz Run przyglądał się z uwagą. Prezentowana runa nie była znana wcześniej Khazadowi, nie stanowiło to jednak problemu.
- Narzędzia odpowiednie mam, w jeden spokojny wieczór Wam to wykonam. - Brokk nie był pewien, czy Thora pytała go o potrzebny czas, czy coś innego.
Reszta zależy od materiału, który mi dostarczycie.

- Coś twardego ma być? Kość? Chcę by trwałe to było. Ochronę ma zapewnić. - wyjaśniała Thora nieco się rozchmurzając.

- Kość się nada - odpowiedział, krótko. - Nie wiem jednak, czy będę mógł nasycić go mocą. Twoje Runy nie są mi znane, nie wiem czy będą w stanie utrzymać moc w sobie. Moi przodkowie od stuleci opracowywali i strzegli tajniki wykuwania run. Dlatego można w nich bezpiecznie zaklinać moc. - Khazad nie bardzo wiedział jak ma wytłumaczyć Norsmence tajniki swojego cechu.

- Aha - mruknęła nie za bardzo wiedząc o co chodzi. Runy to runy - Nie można połączyć? Macie jakieś runy na ochronę chyba co?

- Połączyć? - Brokk był zdumiony i zaniepokojony. - Wojowniczko, najmniejszy błąd, skaza bądź niedoskonałość, a zaklęta moc uwolni się w niekontrolowany sposób. - Khazad lekko się rozgniewał. - Znajdźcie przedmiot, a wykonam na nim Waszą runę i swoją ochronną o ile nie będą one o siebie zazdrosne. I widzę jak na mnie patrzycie, nie postradałem jednak zmysłów Runy potrafią być zazdrosne nie mniej niż ludzie. W tych warunkach nie będzie ona jednak wieczna. Te Runy, które posiadam na własnej broni i zbroi wymagały nie wieczora, czy dnia, a tygodni pracy.

Thora zakręciła się niepewnie w miejscu na słowa krasnoludzkiego mistrza:
- Dobrze. Wy na sztuce się swej znacie. Nie mówię Wam - sama zdziwiła się, że podjęła ten sam ton co i Brokk - Ci… nie mówię Ci jak do rzeczy się zabierać. Ciekawam jeno czy obu się nie da na jednym amulecie złączyć. Aleś to już wyjaśnił. Znajdę odpowiedni materiał i wrócę. A o wartę się nie musisz martwić. Mogę od razu przejąć. - oddała Wolfangowi butelczynę.

Khazad aż poderwał się na nogi, kobieta zapewne nieświadomie uraziła jego dumę.
- Umowa, to umowa. Dostarczycie przedmiot, to się wartą zajmiecie. Nie wcześniej! - zakończył zdecydowanie ostrzejszym tonem.

- Zgoda - Thora też się podniosła, dłoń wyciągając ku krasnoludowi - Jeśli komu się ma to udać, to Tobie. - spojrzała wprost w oczy oburzonego mistrza.

- No to zgoda - Brokk mocnym uściskiem przypieczętował zawarte ustalenia.

 

Ostatnio edytowane przez corax : 15-08-2017 o 23:19.
corax jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:37.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172