Rozmowa w transporterze
David spojrzał w kierunku rudowłosej wojowniczki. Mimo hałasu transportowca mogli rozmawiać w miarę swobodnie.
-
Hej - pomachał do niej chcąc zwrócić uwagę na siebie. -
Chciałbym cię przeprosić za tę akcję przy terrorystach. Zaskoczyłaś mnie jednak, nie sądziłem że ktokolwiek wytrzyma takie obciążenie tak łatwo.
-
Nie ma sprawy. - Skal absolutnie nie była zrażona. -
Szkoda mi Niallany, trochę się zestresowała. To niefajne lecieć sobie i nagle coś cię przygważdża do ziemi.
-
Czym ekhem - chrząknął ostrożnie -
Kim jest to stworzenie? Oraz tamci towarzysze broni?
-
Dzikiem, dosyć dużym ale dzikiem. No i oczywiście moim wierzchowcem. - Powiedziała Skal z dumą. -
A chłopaki wpadają czasem z Valhalli by mi pomóc.
-
Przydatne. Coś jak mobilne wsparcie lotnictwa i piechoty. Wiele jeszcze takich niespodzianek może… wpaść z Valhalli z pomocą?
-
Po za tym musicie liczyć na mnie. - Odparła z rozbawieniem.
-
Nie jest to zły układ - odparł również się uśmiechając. -
Ale na rękę siłować się nie będę. Wytrzymałaś obciążenie co najmniej kilkunastu G, to budzi szacunek.
-
Przyznam, że męczące to było, wolałabym tak za długo nie walczyć. - Przytaknęła Skal.
David roześmiał się głośno. Męczące, dobre sobie.
-
Wesoła z ciebie kobieta, przyznaje. Dobrze będzie walczyć u twojego boku a nie przeciwko. David Whiterspoon - wyciągnął ku niej rękę zastanawiając się czy jego kości to wytrzymaja.
-
Skalmöld. Wystarczy Skal. - Uścisnęła delikatnie dłoń mężczyzny, ewidentnie nie był on tak umięśniony jak miś. -
Bardzo możesz wzmocnić te swoje przyciąganie?
-
Nie wiem - zastanowił się przez chwilę. -
Nigdy nie musiałem go wzmacniać, do tej pory kładło na ziemię nawet największych siłaczy. Sam nie jestem w stanie zrozumieć jak to działa…
-
A z Tobą jak? Nie wygląda, żebyś była amatorką siłowni ale jednak jakąś krzepę masz. Znasz maksimum swoich możliwości? - zapytał szybko chcąc zmienić niewygodny dla niego temat.
-
Tak… te wasze łamigłówki, za nic w świecie nie wiem jak je rozwiązać. - Odparła z uśmiechem. -
Kiedyś prawie zabił mnie jeden sługa Malekhita, mistrz szermierzy. To z jego miecza odtworzona Aoth. - Wskazała na swój miecz.
David pokiwał tylko głową z uznaniem. Wiele z tego nie zrozumiałe ale tylko potwierdził swoje przypuszczenia. Dziewczyna zdecydowanie nie pochodziła z Kansas.
***
David niechętnie przyznał rację dowódcy. W końcu wiedział, że ma należeć do jakiegoś oddziału specjalnego, a tam nie wysyła się niewinnych oraz bezbronnych dziewczynek. Kiedy widział jednak jak ta jest postrzelona coś w nim pękło. Tak jakby instynktownie chciał ją obronić przed krzywdą. Przypominała mu kogoś ale nie był w stanie przypomnieć sobie kogo. Nawet teraz gdy siedziała taka wzburzona miał niejasne poczucie deja vu. Męczyło go strasznie. Jak powracająca migrena, która zagnieździła się u podstawy czaski. Zupełnie jakby była jego...
-
Zrozumiałem, sir. Moje zachowanie było nieodpowiednie - odparł dowódcy nawet nie patrząc na młodą, która puszyła się z satysfakcji. Na razie postanowił uciąć dochodzenie gdzie i kiedy już ją widział.
-
Po przeanalizowaniu dzisiejszej akcji wnioskuje, że nie byłbym w stanie efektywnie dowodzić i rozporządzać zasobami tego oddziału. Również wnioskuje za tym, by przekazać dowodzenie Skal. Jest to kobieta wielu walorów, dodatkowo doświadczona i błyskotliwa wojowniczka - która dodatkowo nie ma bladego pojęcia o otaczającym nas świecie, dodał w myślach ale tę uwagę zachował dla siebie. Może dziewczyna będzie się szybko uczyć, kto wie ale zawsze będzie miała wsparcie taktyczne w nim i w Brocku.