Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-08-2017, 20:38   #57
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Kiedy Alice wysiadł pospiesznie z taksówki i wszedł do Domowych Pyszności, było tu już całkiem tłoczno. Między stolikami skrzętnie niczym mróweczka uwijała się jego Sailor Merkury - teraz w normalnym ubraniu, delikatnym makijażu, bez peruki zupełnie nie przypominała striptizerki z klubu gogo, którą Lindsay poznał. Właściwie sam nie wiedział jak ją rozpoznał, dziewczyna chyba po prostu miała coś w sobie. Ciężko było ją pomylić.
- Kon'nichiwa Yamasaki-san - przywitał się zbliżając do kelnerki. - Bardzo dziękuję, za informację. - Uśmiechnął się rozglądając niepewnie wśród gości kawiarenki.
- Spóźniłeś się. - Powitał go wspaniale wyćwiczony głos, o miękkim i słodkim zabarwieniu maiko z anime klasy B. Miyako ukłoniła się grzecznie nowoprzybyłemu, a jej twarz jak zwykle zdobił brak uśmiechu. - Witamy w “Domowych pysznościach” proszę zająć dogodne miejsce. Wszyscy sobie dawno poszli i nie masz już czego tu szukać. - Taksując wzrokiem salkę klientów, upewniła się, że nikt aktualnie jej nie potrzebuje i złożyła dłonie na fartuszku, przyglądając się gaijinowi, który w świetle dnia, nie wyglądał już tak ‘cool’ jak w przyciemnionym klubie. Szczególnie, że po słowach oznajmiających mu iż ‘nie ma tu czego już szukać’ oklapł jakby z lekką rezygnacją wypisaną na twarzy.
- Starałem się dotrzeć jak najszybciej - odpowiedział. - Te sny… myślę, że to coś niebezpiecznego Yamasaki. I - uniósł dłoń z tatuażem ‘uszek’ - nie rozumiem, czemu pojawia się to i znika. Jak w klubie przy tobie. Jak teraz. Jakby coś nas łączyło. Pełno pytań, żadnych odpowiedzi.
Kobieta starała się nie zgrzytnąć zębami, przez co jej usta zafalowały na chwile w dziwnej zmarszczce. Ktoś tu wyraźnie miał problem z dodaniem dwa do dwóch i o dziwno tym kimś nie była ona…
- Mattaku… - westchnęła wskazując na pomieszczenie dla personelu. - Idź tam… - Sama bez słowa udała się do kuchni, by poinstruować Joe o dziesięciominutowej przerwie. W razie problemów kuchach miał zapukać do pokoju przebieralni.
Alice bez słowa skinął głową ni to w niemej zgodzie, ni w podzięce i skierował się w miejsce, które wskazała.

Usiadł na jednym z krzeseł i z namysłem zaczął wpatrywać się w znamię czekając na Yamasaki.
Kelnerka zjawiła się chwilę później, zamykając za sobą drzwi. Nie wyglądała ani na szczęśliwą z powodu obowiązku rozmowy, ale też ni za nadto pokrzywdzoną. Raczej… sfrustrowaną i co gorsza przygotowaną, by zgnębić mężczyznę przed sobą.
- Ja to mam pecha. Dzień i noc nagabują mnie takie pojeby jak ty, tłumacząc swoje wścibstwo cholernym znamieniem na dłoni. Nie ważne czy tańczę z gołym tyłkiem na wierzchu, czy podaje espresso z szarlotką na ciepło i lodami. - W jej wypowiedzi nie było złości, a bezpośredniość wynikała z całkowitej szczerości i symbiozy słów z własnymi myślami. - Jesteś czwartym w ciągu dwóch cholernych dni. Trzech facetów i jedna kobieta, w tym dzisiejsza dwójka przebiła wszelkie rekordy bycia nabzdychonym gburem. Palisz?... Ja nie palę, ale w tej chwili mam ogromną ochotę spróbować… podobno to odstresowuje.
Wyciągnął paczkę papierosów w kierunku dziewczyny, sam nie wyciągnął papierosa jakby dawał jej w tym pierwszeństwo.
- Być może jestem kolejnym nabzdyczonym gburem. Jeżeli tak to przepraszam. - W oczach zabłysły mu ogniki wesołości, zaraz jednak przesłonił to wyraz szczerego niepokoju malującego się na jego twarzy. - Yamasaki… nie wiem czy to ważne. Być może jestem jak cała reszta nagabująca Cię tylko z powodu czegoś na dłoni i dziwnych snów. Dodatkowo gaijin. - Skrzywił się. - Dlatego rozumiem cię. Problem w tym… co mi się śni. Co śniło się ostatnio. Jeżeli istnieje szansa, że jesteśmy w niebezpieczeństwie, to myślę, że ryzyko gniewu przemiłej dziewczyny jest warte aby spróbować.
- Daruj sobie… - burknęła chłodno, wyciągając po krótkim namyśle jednego papierosa, którego obracała w palcach, nie wiedząc co z nim zrobić. - Mówię ci to tylko dlatego… by mieć święty spokój później, bo co innego spławić takiego leszcza będąc kelnerką w kafejce… a co innego gościa, który widział mnie nago i ma numer prywatnego telefonu. - Kąciki ust drgnęły na chwilę, jakby chciały ułożyć się w ironiczny uśmieszek. - Te uszka pojawiają się, kiedy blisko mnie jest druga osoba, która również je nosi… Najpierw widzę tatuaż… a później w drzwiach pojawia się drugi właściciel. To pewnie ma jakieś znaczenie… może ci z rana wiedzieliby więcej. Nie może… na pewno… - Miya choć z początku wyglądała na taką, która nie waży zbyt długo słów, teraz jakby zaczęła się zastanawiać i ostrożniej ubierać myśli w zdania. - Te sny… ja nazywam je wspomnieniami, bo nie zawsze pojawiają mi się w głowie gdy śpię… Ja również je mam. I tamci też… - Wzruszyła ramionami, zwieszając głowę.

Podszedł o krok i wyjął zapalniczkę by mogła odpalić. Sam też wyciągnął jednego papierosa.
- Też tak pomyślałem, gdy pojawiło mi się to na ręku gdy wszedłem do kafejki. Wcześniej, w klubie to mógł być przypadek. Miałem tak i podczas obiadu na mieście, oraz w teatrze jak miałem występ. Może ktoś był na widowni? - Wzruszył ramionami. - Też mam sny na jawie. Jak realne wspomnienia…. kogoś innego. Problem w tym Yamasaki - spojrzał na nią uważniej - że ostatnio śniłem o pewnej rozmowie. Jeden niebieski, którym czułem się ja, mówił drugiemu, że na ziemi jest już pięć dusz. Jak jakiś chory motyw z taniego sci-fi o kosmitach. Ale jeżeli te wspomnienia to prawda... Jeżeli choćby to założyć, to co jeżeli coś jest tu w każdym z nas? - uniósł dłoń z tatuażem akcentując to co sugerował.
Dziewczyna przyjrzała się zapalniczce i po chwili nachyliła się, by dość niepewnie i dziecięco odpalić papierosa. Nie zaciągnęła się od razu, przyglądając się małemu żarkowi na bibułce.
- To się nazywa “transfer duszy” i z tego co się orientuje, pozwala on przedłużyć im życie. Takie… drugie wcielenie, tylko świadome i z wyboru Z tego co usłyszałam rano… w każdym z nas jest uśpiony kosmita, który powoli się przebudza. My jesteśmy naczyniem ich kolejnego wcielenia. - Przykładając papierosa do ust, nabrała bucha, który od razu ją zadławił. Miyako rozkaszlała się, lekko garbiąc swoją postawę i kryjąc zaczerwieniona twarz za dłońmi, próbowała doprowadzić się do porządku.
Delikatnie, ale pewnym ruchem wyjął jej papierosa spomiędzy palców aby się nie poparzyła, czemu towarzyszyło zlęknione odsunięcie się z miejsca, jakby się bała co najmniej ciosu, a nie pomocy. Alice był bardzo spostrzegawczy, a czytanie ludzkich emocji było dla niego proste jak przygotowywanie potrawki z mikrofali. To drgnięcie dziewczyny… jak on sam w Iverness gdy zbliżał się ojciec Malcolm.
- Nie rozumiem - powiedział w końcu. - Potwierdzasz, że coś w nas jest, że się zalęgło, wybudza się. Że … przejmie nasze ciała za jakiś czas? Że jest w nas coś co nas zniszczy... ? A mimo to dziwisz się i wyżywasz na mnie za to, że pytam, że drążę? Że próbuje zrozumieć gdy się po prostu boję?
- Czy ja wiem czy zniszczy? - Yamasaki odpowiedziała, gdy już przestała się krztusić, a jedynie zbierało jej się na wymioty od ohydnego posmaku na języku. - Jesteś… biały. Pewnie nie wierzysz, co? - Pytanie nieoceniające i w zasadzie retoryczne. - Wiesz… my Japończycy musimy wierzyć, choćby z przymusu. Nie ma u nas ateistów. Religie mamy we wszystkim… w jedzeniu, umeblowaniu domu, w anime i mandze, w poezji, na każdej ulicy masz dziesiątki świątyń, każdy, stary czy młody ma przy telefonie lub przy kluczach świętą zawieszkę. Czy chcemy czy nie… wierzymy. Śmierć nas nie przeraża… no dobra niektórych kretynów zawsze będzie, ale to dlatego, że od śmierci bardziej boją się niespełnionego życia. - Oparła się na krześle, prostując ramiona i przyjrzała się uważniej rozmówcy. Nie badała go, nie sprawdzała, nie starała rozgryźć, jakby całkowicie akceptowała jego fakt istnienia w tej przestrzeni, a równocześnie… nie dostrzegała go. - Urodziliśmy się, by umrzeć. Co za różnica czy teraz… czy za trzydzieści lat. Może to dzięki nim… urodziliśmy się? Może po to zostaliśmy stworzeni? - Prychnęła z ironicznym rozbawieniem. Gdyż najwyraźniej nie przykładała tak wielkiej wagi do stanu swojego bytu. - Zresztą… skąd u “was” taki fatalizm… od razu zakładacie najgorsze.
- Nie wiem. Jak się najgorsze spełni, to mamy poczucie: “Aha! miałem rację”. Ot też jakieś spełnienie w krańcowo kiepskiej sytuacji. - Uśmiechnął się lekko. - A jak się nie spełni, to ulga, wobec przewidywanego czegoś. Masz rację, nie jestem religijny Yamasaki. Moja była żona była za nas oboje, ale w coś jednak wierzę. Każdy musi w coś wierzyć. Ja w siebie, w to co mam dookoła. I robi mi różnicę czy umrę teraz, jutro, czy za trzydzieści lat. Te wszystkie małe radości składające się na życie. Spełnienie też. Byłbym spełniony widząc jak moja córka za dwadzieścia lat jest szczęśliwa u boku dobrego człowieka, sama spełniona macierzyństwem. Chcę żyć. Dla mnie to ważne. Dlatego zabieram Twój czas, bo boje się, że ktoś mi to odbierze. Jeszcze jakiś kosmita opętujący ciało. To jak gwałt i mord w jednym.
- Jak się spełni najgorsze, to będzie ci wszystko jedno, bo już cię tu nie będzie… - zażartowała mocno ironizując swoim tonem głosu, jak człowiek, któremu nie pozostało już nic jak śmianie się z własnych problemów.
Kiwnęła jednak głową na znak, że zrozumiała punkt widzenia Ailica.
- Bardziej ci już nie pomogę, resztę będziesz musiał odkryć sam. To wszystko co wiem.
- Możesz pomóc, zresztą nie tylko Ty. - Szkot uśmiechnął się do dziewczyny. Szczerze i z jakąś ulgą. - Pięć dusz zostało wysłane na ziemię. Potem ostatni. Szósty, ten którego wspomnienia mam ja. Gdzieś tam został uwięziony ktoś inny. Ostatni z nich? Wszyscy tu mamy wspomnienia tych co w nas ‘weszli’. Gdyby połączyć te wszystkie wizje, wspomnienia. Udałoby się więcej zrozumieć. Znaleźć może jakiś klucz. Ja wiem na przykład tyle, że ten co siedzi we mnie jest opętany wielką miłością wobec… jakiejś innej duszy. To jak puzle. A ja mam tylko Ciebie Yamasaki, gdy ty jak twierdzisz spotkałaś już czwórkę. Przez ile? Kilka dni?
- Ja nic nie wiem… i… nie obchodzi mnie cała reszta. - Jej głos był bezbarwny i ogołocony z emocji. Mężczyzna widział przed sobą kobietę. Rozmawiał z nią jak mu się wydawało na poziomie, a jednak czuł w tym obrazie i fonii pewien dysonans. Jedno z drugim się nie zgadzało. Jej czyny i słowa nie pasowały do siebie. Zupełnie jakby powłoka starała się zachować pozory nakazane surowym wychowaniem i etykietą, a jej ego całkowicie się izolowało, albo wręcz nie rozumiało nie tylko tej rozmowy, ale całego wydarzenia.
- Nie chcę by Cię obchodziło, mogę być dla ciebie nikim - powiedział miękko. - Tak jak niczym jest dla Ciebie wszystko. Cały świat. Proszę Cię tylko o pomoc, jesteś moją nadzieją Yamasaki. Proszę.
- Jesteś niewdzięczny - oznajmiła gładko, zakładając nogę na nogę. Nie była jednak zła. Po prostu stwierdzała oczywisty fakt. - I zachłanny… ale przynajmniej umiesz powiedzieć proszę. Nie rozumiem jednak jak bardziej mogę ci pomóc. Wszystko co wiem powiedziałam.
- Będziesz miała pewnie kolejne wizje, jak ja. Miałaś już jakieś i… bardzo mi pomogłaś już dziś, ale rzekłaś jedynie o kilku ważnych kwestiach. Istotne mogą być szczegóły. - Alice zgasił papierosa w popielniczce. - I masz kontakt z innymi, czego nie mam ja. Mogę… - zawahał się. - Jeżeli tak nieprzyjemne jest dla ciebie moje towarzystwo, mogę założyć stronę www, z możliwością wpisów dla upoważnionych osób, zamiast spotkań jak tu teraz czy na kawie poza pracą. Podziel się tymi wspomnieniami i skontaktuj mnie z innymi noszącymi znamiona.
- Nie. - Miya podrapała się po szyi, a jej powieki opadły zdradzając znudzenie i zmęczenie. - Postarałam się, by już tu nigdy się nie pojawili. - Nie wiadomo czy mówiła prawdę, czy chciała w to wierzyć, może po części i jedno i drugie. - Nawet jeśli “rozwikłasz” tę zagadkę… jak niby chcesz ich powstrzymać? Skoro są w nas. Wszczepieni jak implanty. Lub dla lepszej wizualizacji… jak pasożyty, które powoli owijają się wokół naszych nerwów, powoli przejmując kontrolę. Toniesz. Pogódź się z tym, a może mniej będzie ci boleć. - Ostatnie słowa choć suche, wypowiedziane były w dobrej wierze lub litości.
- Tak. Pogodzić się… - Alice spojrzał na Yamasaki z jakiś bólem. - To jest jakieś rozwiązanie. Gdy ktoś bardzo cię krzywdzi, jest silniejszy, nie masz perspektyw…. można się wyłączyć. Pogodzić. Można też walczyć. Choćby spróbować walczyć o samą, samego siebie. Ja chcę przynajmniej spróbować. I to chyba nie jest już kwestia kulturowa, że jestem gaijinem.

Jego słowa wyraźnie nią wstrząsnęły. Jej blada cera pojaśniała jeszcze bardziej, zupełnie jakby skóra traciła pigment i stawała się przezroczysta. Na karku i szyi pojawiła się gęsia skórka, a czoło delikatnie zrosiło się potem. Miyako miała problem z równym oddychaniem, a spojrzenie czarnych oczu utkwione było w małym lufciku wychodzącym na ścianę sąsiedniego budynku, który wybudowany był jakieś pół metra obok kafejki.
Alice rozpoznał te oznaki, zdając sobie sprawę, że nie tylko trafił w czuły punkt, ale i… wywołał u kobiety atak paniki. Dławiącego lęku z którym musiała się zmierzyć, starając się nie dać po sobie poznać, że właśnie tonęła w odmętach własnych myśli.
- Yamasaki… - szepnął doskonale rozumiejąc co się może w niej dziać. - Oboje nas kiedyś bardzo skrzywdzono. Nie pozwólmy na to znowu. Pomogę ci, proszę pomóżmy sobie Yamasaki.
Natłok myśli bombardował Miyako ze wszystkich stron. Pierwotny i głęboko zakorzeniony strach, chwytał za serce, pozbawiając tchu. Niepohamowana złość napędzana bezsilnością domagała się sprawiedliwości w postaci siłowego wymuszenia posłuszeństwa na otoczeniu z jednoczesnym pragnieniem zakończenia swoich niekończących się katusz w wyniku poddania się i oddania w ręce śmierci.
Zaciskając mocno zęby, zgrzytała nimi jakby bezwiednie, skubiąc drżącymi palcami brew, jednocześnie starając się zepchnąć wszelkie uczucia z powrotem na drugą stronę muru, którym odgrodziła się od rzeczywistości.
- Nie mam sił ani ochoty ci pomagać, ale… ale jeśli któryś z nich się tu pojawi. Podam mu twój numer telefonu.
- Dziękuję. - Mimo wypowiedzianego słowa, jakby paradoksalnie na jego twarzy odmalował się zawód. Nie umknęły mu jej uczucia wyrywające się nawet tylko na ulotną chwilę. Ta chęć szerzenie wokół agresji w odruchu kamikaze. Niszczyć wszystko z żalu, bezsilności, odreagować coś co jej uczyniono, choćby miało to ją doprowadzić do zagłady. - Ja zaś mam siłę walczyć i siłę oraz chęć by Ci pomóc - wstał z krzesła zamierzając wyjść - czy to w kwestii niebieskich dusz, czy drzemiących w głębi demonów wspomnień. Nie będę cię niepokoił, uciesze się gdy się odezwiesz. Sayōnara Yamasaki. Arigatō.

Wychodząc z pokoju, pozostawił dziewczynę w chwili ciszy i totalnego odrętwienia. Wiedział jednak, że jego słowa dotarły tam… gdzie powinny.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline