Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-08-2017, 01:49   #51
 
Krakov's Avatar
 
Reputacja: 1 Krakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputację
- Grr… - warknął mężczyzna patrząc na dzwoniący złośliwie aparat. Miał ochotę przez chwilę posiedzieć w ciszy i zebrać myśli. Albo napić się wody lub coś przekąsić, by pozbyć się niesmaku w ustach. Rozmowa telefoniczna zaraz po przebudzeniu raczej średnio mu się kojarzyła. Wpatrywał się więc w wyświetlacz migający imieniem jego przyjaciela. Mimo wszystko nie wypadało go zignorować, ale...
W ostatniej chwili zmienił zdanie i zamiast odebrać, odrzucił połączenie.Sięgnął szybko po czystą kartkę i ołówek, po czym skrupulatnie zanotował wszystko co udało mu się zapamiętać: słowa, obrazy, uczucia. Wcześniejszych wizji nie pamiętał tak szczegółowo, a tym razem nie chciał, by coś mu umknęło. Nie teraz, gdy - jak mu się zdawało - był bliski poskładania tej łamigłówki w jakąś większą całość. Dopiero, kiedy na kartce znalazł się każdy szczegół snu, złapał znów za telefon i wybrał numer Kazuhiro.
Ten odebrał po jednym sygnale, rozdzierając się do słuchawki:
- Heloł maj słit little boooj! - przywitał się łamaną angielszczyzną - Gotowy na wycisk swojego życia?
Saito wcale nie był gotowy. Nie chciał się jednak wycofać, skoro sam się o to prosił. Poza tym “wycisk” dobrze by mu zrobił. Jeśli oczywiście w trakcie biegu nie zasłabnie…
- Jasne, chociaż dopiero wstałem… Dajcie mi 10 - 15 minut żebym się ogarnął, dobrze?
- Masz 5, bo już jesteśmy praktycznie na miejscu. Potem zaczniemy śpiewać. - zagroził kumpel, po czym się rozłączył.
Długowłosy był jeszcze zbyt zaspany by przejąć się groźbą, czy choćby westchnąć. Nie spodziewał się, że zdąży w 5 minut, ale postanowił spróbować. Założył spodnie do biegania, obmył twarz zimną wodą i sięgnął z lodówki coś do jedzenia, w ramach szybkiego śniadania. “Kolejne szybkie śniadanie… Mógłbym kiedyś zjeść normalne śniadanie…” Z tą myśl opuścił mieszkanie i pobiegł na miejsce spotkania.
W samą porę, bo Kazu i Bunta właśnie rozpoczynali układ do Yatta ku zdziwieniu sąsiadów i zażenowaniu Yue, która usiadła w pewnym oddaleniu na ławeczce. Dopiero, gdy Saito pojawił się na podwórko, podeszła do ekipy.
- Ostatni raz... - warknęła wysoka, krótko ostrzyżona dziewczyna.

[MEDIA]http://www.short-haircut.com/wp-content/uploads/2013/01/Cute-Short-Japanese-Hair.jpg[/MEDIA]

Saito wiedział jednak, że to był już taki rytuał. Kazu i Bunta robili z siebie błaznów, Yue narzekała, a on... Kim on był w ich paczce?

- Serio, panowie? - popatrzył na nich z politowaniem starając się przybrać możliwie poważny i karcący wyraz twarzy. Jego usta wykrzywione w trudnym do powstrzymania uśmiechu w całości rujnowały jednak ten efekt.
- Serio! 5 kilometrów za nami. Nastawiaj apkę dla biegaczy i lecimy. - powiedział Bunta, który już zaczął w miejscu podskakiwać. Z nich wszystkich on, jako stały bywalec siłowni był chyba najbardziej zahartowany.
Mężczyzna sięgnął po telefon i uruchomił odpowiednią aplikację, jednocześnie wykonując szybką rozgrzewkę - kilka podskoków najpierw na jednej, potem na drugiej nodze.
- No dobra, lecimy!
- Co ty dziś taki chętny i zaangażowany? - zagadnęła go Yue.
- Zawsze jestem zaangażowany! - odparł udając, że nie rozumie o co jej chodzi.
- Taaa? To czemu sam nigdy nie dzwonisz, żeby się z nami spotkać? - dziewczyna nie dawała za wygraną.
- Oj, Yue, daj mu już spokój. Potem go pognębisz, jak będziecie mieć siły. - powiedział Kazuhiro, nastawiając swoją aplikację.
- Yue zerwała z facetem i teraz się wyżywa. - szepnął na ucho Saito Bunta. Nie dość jednak cicho.
- Nie wyżywam się, tylko uważam, że coś tu jest nie tak, skoro to zawsze my go wyciągamy. - prychnęła dziewczyna, rozciągając nogi na niewielkim parkanie.
- Bez przesady, przecież nie tak dawno to ja do was dzwo...
Urwał uświadamiając sobie, że to "nie tak dawno" miało miejsce niecałe dwa miesiące temu. Jakby na to nie patrzeć, uwaga Yue była całkiem trafna. Zrobiło mu się głupio.
- Przepraszam. Yue ma rację, zaniedbywałem was ostatnio. W zeszłym miesiącu złapałem o kilka zleceń za dużo, a jednocześnie pracowałem nad swoim opowiadaniem. A ostatnio... mam trochę innych problemów. Wybaczcie.
- Nooo to pobiegamy i idziemy to gdzieś obgadać. Po godzinie z nami nie będzie żadnych problemów! - Bunta poklepał go po ramieniu.
- Albo będzie miał większe. - Podrzuciła Yue, po czym dodała - U mnie współlokatorka wyjechała. jak chcecie, to możemy wpaść. Około południa otwierają cukiernię na dolę.
- O to to! Biegamy nie po to by być piękni, ale żeby żreć więcej ciastków!
- Zamknij się Kazu - prychnęła na niego dziewczyna.
Saito pokręcił głową.
- Około południa muszę być niestety gdzieś indziej. Do tego czasu jestem cały wasz. A póki co może skończmy to gadanie i weźmy się do roboty, co?
- Nie możesz przełożyć? - zapytał Bunta - To jedyna taka okazja pogrzebać w szafie Yue!
- Wiesz, że nie interesują mnie jej ubrania. Poza tymi, które ma na sobie - puścił oko do przyjaciela.
- Słyszałam! - warknęła dziewczyna, nie patrząc na nich - To biegniemy?

Gdy wystartowali i wciąż jeszcze mieli siły, by rozmawiać, Kazu zbliżył się do Saito.
- Może jednak dasz się skusić? Co to za spotkanie?
- To… wariactwo. Nawet nie wiem od czego zacząć. - odruchowo spojrzał na swoją dłoń szukając króliczych uszu, ale nie znalazł ich - Mam ostatnio bardzo dziwne sny. Jakby… wizje, albo wspomnienia. Dziś spotykam się z kimś, kto być może pomoże mi się z tym uporać. Zrozumieć, co to wszystko znaczy… - przerwał na chwilę by wziąć parę oddechów - Brzmię jak szaleniec?
- Nooo... jakbyś odgrywał rolę szekspirowską.
- przyznał kumpel - To jak nie do Yue, to może spotkamy się wieczorem na piwku?
- Jasne
- ucieszył się Saito - Brzmi jak plan.

Przez resztę biegu nie rozmawiali już wiele, a mimo to uśmiech nie schodził z twarzy długowłosego mężczyzny. Przez pierwszych kilka minut obawiał się, że doświadczy kolejnej wizji i upadnie na twarz w obecności swoich przyjaciół, może nawet zrobi sobie krzywdę. Rozważał nawet uprzedzenie któregoś z przyjaciół, że coś takiego może mieć miejsce i poprosić, by mieli go na oku. Ostatecznie jednak odpuścił - nie chciał ich martwić. Mimo wszystko wiedział, że troszczą się o niego i gotowi są zrezygnować z joggingu obawiając się o jego zdrowie. Co więcej pewnie zasypaliby go wtedy pytaniami i koniec końców wyciągnęli z niego wszystkie te dziwactwa, których ostatnio doświadczyć. Może nawet zmusiliby go do tego, na co sam się ostatecznie nie zdobył - zawlekliby do lekarza i zmusili do zrobienia wszystkich znanych ludzkości badań. Badań, które według tego, co teraz wiedział, prawie na pewno niczego nie wykażą... Nie... Nie chce ich tym na razie obarczać.
 
__________________
Gdzieś tam, za rzeką, jest łatwiej niż tu. Lecz wolę ten kamień, bo mój.
Ćwierćkrwi Szatan na forumowej emeryturze.
Krakov jest offline  
Stary 04-08-2017, 13:30   #52
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Japonia, Tokyo, niedziela, około południa

- Nibylandia, odbiór. Zaginieni Chłopcy wzywają Nibylandię, czy mnie słyszycie? Odbiór.
- Nibylandia słyszy was głośno i wyraźnie. Raportujcie. Odbiór.
- Kapitan Hak i Dzwoneczek znów się spotykają. Powtarzam, Kapitan Hak i Dzwoneczek znów się spotykają. Odbiór.
- Jakie odczyty? Odbiór.
- Na razie zerowe. Odbiór.
- Obserwujcie ich. W razie przesunięcia skali na 150 igli lub więcej, interweniujcie. Odbiór.
- Zrozumieliśmy. Odbiór.



[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=sV96vgx7kaY[/MEDIA]

Orochi
Czekał na swoją dziewczynę pachnący i nażelowany ja nigdy dotąd. Czekał i doczekać się nie mógł. Raz po raz wyglądał przez okno, lecz poza facetami w garniakach nic nie zauważył. Arashi miała tu być 5 minut temu. Może się rozmyśliła? Żeby ogarnąć jakoś narastającą nerwowość, Orochi zapuścił losowy filmik na Youtubie. To pomogło.

Był w połowie oglądania, gdy do drzwi rozległ się dzwonek. Oki zapauzował nagranie i poszedł otworzyć. Kiedy uchylił drzwi, zobaczył swoją dziewczynę – włosy miała zaplecione w warkocz, ubrana była w szarą sukienkę z Hello Kitty i białe podkolanówki, przez co wyglądała najwyżej na 13 lat. Nie to jednak zwróciło uwagę Orochiego, lecz ogromna walizka, którą dziewczyna za sobą ciągnęła. Czyżby… czyżby postanowiła wyprowadzić się z domu?!


Haruka
Akurat, gdy skończyła jeść, w salonie pojawiła się Asao. Szefowa jak zwykle ubrana z fantazją najwyraźniej zapragnęła większych zmian i jej błękitne włosy dziś stały się intensywnie różowe.

[MEDIA]http://2.bp.blogspot.com/-b4Yn8ADKwLs/UZECg_fgYMI/AAAAAAAAa-o/TkzT1M108MA/s1600/19194.jpg[/MEDIA]

Ich relacje od początku były bardziej koleżeńskie niż „pracownicze”, choć Haruka zawsze starała się pamiętać, że to dzięki Asao miała tak przyjemną pracę.

- Co tam, lala? – zagadnęła Asao, rzucając swoją torebkę niedbale na biurko – Mam wrażenie, że od wczoraj promieniejesz. To ten tatuaż?

Oshiro odruchowo uniosła dłoń i spojrzała na nią. Królicze uszka znów tam były!


Yamasaki, Shunsuke
Yamasaki dotarła do pracy jak zwykle przed czasem. Lubiła skrupulatnie wypełniać swoje obowiązki, toteż z niejakim patetyzmem zakładała służbowy fartuszek, a potem rozstawiała krzesła, poprawiała obrusy i wazoniki ze sztucznymi kwiatkami na stolikach, podczas gdy Joe wystawiał na ladzie dopiero co upieczone, pachnące ciasta.

Kiedy dziewczyna sprawdziła zapas kawy, herbaty oraz czystość przygotowanych do użycia naczyń, postanowiła unieść zewnętrzne rolety kawiarni, by sprawdzić stan kilku żeliwnych stolików, usytuowanych przed budynkiem. Mimo iż do otwarcia brakowało jeszcze 7 minut, napotkała tam też pierwszego klienta. Choć nie miała pamięci do twarzy, jego rozpoznała – to był ten rysownik, który przyszedł tu przedwczoraj.

Shunsuke siedział przy jednym ze stolików i patrzył się na swoją dłoń. Yamasaki też odruchowo spojrzała na swoją. Nieszczęsne uszka znów tam były!


Alice
Asuka wyszła z mieszkania radosna i promienna jak słoneczko. Patrząc za nią Alice nie mógł się nie uśmiechnąć na wspomnienie przeżytych chwil, choć on czuł się teraz ściera… albo szczotka do kibla. I jeszcze musiał wziąć tą tabletkę zanim się upewnił, że dziewczyna zostanie na cały dzień. Szlag! Niby od razu ją wyrzygał, ale… No właśnie, zawsze było „ale”. Żeby zająć czymś myśli, mężczyzna włączy pierwszy lepszy film na Netfixie. Jakaś historyjka szpiegowska na tyle nieciekawa, ze nawet nie zauważył, jak zasnął.

Tym razem jednak nie śnił o niebieskich ludziach. Tym razem jego umysł odtwarzał sceny uniesień z Asuką… lecz dużo bardziej odważne. Kobieta wiła się przed nim na dywanie, kusząc go jakby pełniejszymi kształtami. Raz po raz też, gdy ich ciała się spotykały, Asu drapała jego skórę, lizała ją tak lubieżnie i zmysłowo, że przychodziło mu na myśl tylko jedno określenie „suka” – niewyżyta suka, jego suka!

Chyba nawet powiedział to na głos, bo Asuka zaskamlała wyuzdanie, języczkiem zjeżdżając w okolice jego krocza. Całowała wewnętrzną stronę jego ud, pachwiny… całowała go tak, jak robią to najbardziej niegrzeczne panienki na pornolach, a dziwki biorą za to dopłatę.
I gdy wreszcie jej wargi objęły jego męskość, Alice odchylił głowę, przymykając powieki i oddając się rozkoszy.

Tak niewiele brakowało, by doszedł, jednak coś go zaniepokoiło. Słodkie usteczka Asu cofnęły się. Usłyszał jej chichot. Choć czy na pewno jej?

Gdy otworzył oczy, na miejscu Asuki siedziała znajoma ze snów diablica.

- No cześć… - wymruczała, podpełzając do niego tak, że usiadła na jego udach.

Lindsay zastanawiał się jakim cudem jego umysł stworzył projekcję takiej postaci - seksownej i niepokojącej zarazem. To pewnie te tabletki…

[MEDIA]http://i.imgur.com/3ZUOCVW.png[/MEDIA]

Diablica uśmiechnęła się zmysłowo, widząc jego reakcję. Była prawie naga, a poza w jakiej klęczała nad mężczyzną bardzo sugestywna. Mimo woli Alice poczuł jak mocniej pulsuje w nim pożądanie.

- Wpakowałeś się w niezłe gówno, robaczku… znów. Prawie mi cię szkoda… - jej szpony pogładziły go po podbródku, drapiąc przy tym skórę.


Saito
Nie lubił się spóźniać, a jednak nie mógł sobie pozwolić, by zlany potem w stroju do ćwiczeń spotkać się z Sonorokim. Rysownik i tak już chyba nie miał o nim dobrego mniemania. Co prawda Akutagawa planował wcześniej skończyć maraton, lecz jak to bywa z kumplami, robili oni wszystko, by przeciągnąć rozstanie i namówić kolegę, by ten jednak zmienił plany. Yue zresztą otwarcie się na niego obraziła.

Efektem tego wszystkiego Saito dopiero kwadrans przed dwunastą znalazł się w swoim mieszkaniu (po solennym obiecaniu chłopakom, że o 20.00 spotka się z nimi na mieście). Nawet jeśli w ekspresowym tempie weźmie prysznic, do kawiarni i tak miał jakieś 2 godziny piechotą (na co nie miał siły po porannym bieganiu), 40 minut środkami publicznego transporty lub… no właśnie, musiał coś wykombinować.
 
Mira jest offline  
Stary 04-08-2017, 21:32   #53
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Haruka spojrzała na swoją szefową lekko zaskoczona. Promienieje? Biorąc pod uwagę przymieranie głodem poprzedniego dnia i ten koszmar, jakoś ciężko było jej uwierzyć. Zerknęła na swoją rękę i uśmiechnęła się, widząc wypełniające kontur znamię. Czyżby zareagowałą na Asao?
- Tatuaż wyszedł cudownie. - Powiedziała spoglądając ponownie na swoją szefową. - Dobrze ci w tym. - Wskazała na nową fryzurę.
- Oh, dzięki. - ucieszyła się tak po babsku Asao, a ponieważ wciąż były same w studio, wróciła do tematu.
- To opowiesz mi o nim czy mam czekać aż któregoś dnia mi cię zabierze, osadzając w domu jako żoneczkę?

Haruka westchnęła słysząc, że wróciły do tematu.
- Odezwał się do mnie mój eks ze studenckich czasów. Nie martw się to raczej nie jest typ, który szuka żony.

Asao, która właśnie odkażała swoją maszynkę do dziarania, spojrzała na Oshiro z uśmiechem osoby, która niejedno w życiu przeżyła.
- Czyli płomienny romans. To tylko lepiej. Wyciśnij go jak cytrynę, a gdy ci się znudzi... cóż, miejsce śmieci jest na śmietniku.

Haruka uśmiechnęła się. Coś czuła, że jeśli Kazuo rzeczywiście jest związany z jakimś gangiem, to raczej nie najlepszym pomysłem jest wywalenie go gdziekolwiek. Musiała też przyznać, że żaden facet się jej nigdy nie znudził. Zawsze rozstawała się w dziwnych warunkach.
- Byleby to on mnie nie wycisnął. - Wyjrzała przez witrynę, patrząc czy nie nadchodzi jakiś klient.
- To zależy tylko od ciebie... - kobieta chciała chyba coś jeszcze powiedzieć, lecz zadzwonił jej telefon. Wkrótce też pojawili się klienci, więc obie tatuażystki zajęły się pracą.


Haruka skupiła się na pracy, troszkę starając się nie myśleć o tej rozmowie. Od dłuższego czasu żyła w przekonaniu, że małżeństwo, dzieciaki, a już przede wszystkim szczęśliwy długi związek to coś co przydarza się innym. Ona miała swojego Nousagi Sama i tatuaże. Podczas pracy cały czas zerkała na swoje znamię. Była ciekawa czemu się pojawiło. I czemu zniknęło po jakiejś godzinie - widać nie chodziło jednak o szefową. W przerwie napisała nawet o nim do Saito.

Cytat:
“Hej, pojawiło się znowu, w okolicach 13-tej i znikło po godzinie. Jest szansa, że wydarzyło się u ciebie coś ciekawego, że tak się stało?”
Odłożyła telefon i przeszła do kolejnego klienta. Powoli odciągała swoje myśli starając się skupić na dziarze. Jak tak dalej pójdzie będzie musiała pospychać trochę robotę by zrobić sobie dzień wolny. ostatnią rzeczą na jaką miała ochotę, to zepsuć komuś tatuaż.
 
Aiko jest offline  
Stary 08-08-2017, 10:39   #54
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Była dziewiąta rano… Miyako dopiero się obudziła. Za oknem życie milionów ludzi toczyło się w rytmie szumiących samochodów i śmiechów rozmów.
Wesołe, często beztroskie i szczęśliwe życie, którego naga kobieta na futonie nigdy nie zaznała i zaznać już nie zdoła.
Nie w tym ciele i nie z takimi wspomnieniami.
Gdyby móc tak zasnąć… i przespać ten dzień i następny i następny i następny…

美夜

Urodziła się w nocy. Pięknej, bezchmurnej i sierpniowej. Ostatnie z higurashi płakały w powoli blednących liściach drzew, żegnając swoich ukochanych i witając na tym świecie piękne dziecię nocy, które nie wiedziało jeszcze jak okrutny los zgotowali jej bogowie.
Tamtej nocy Yamasaki płakała ze strachu i zimna obcego świata, owinięta w różowy becik, gdy szczęśliwa nowina o narodzinach poniosła się po rodzinie jak grzmot pioruna.

Drżące opuszki palców gładziły rozchylone usta tancerki go go, starając się wychwycić ciepło męskich warg, które jeszcze chwilę temu ją całowały. Na próżno jednak.
Uczucie, którego szukały dawno się ulotniło. Mara senna pozostała tylko złudzeniem odpoczywającego mózgu. Kimkolwiek był czerwonooki… znikł wraz z otwarciem czarnych jak atrament oczu.
Nie był prawdziwy.

Gorąca kropla potu spłynęła po policzku dziewczyny, by za nią zaraz potoczyły się następne. Miya spojrzała z niezrozumieniem na pracujący pod sufitem klimatyzator, by dotarło do niej, że to nie pot oblewał jej twarz a łzy.
Łzy, które powstrzymywała od dwudziestu jeden lat.
Niewinne, dziecięce i szczere płynęły ciurkiem po policzkach, brodzie i szyi. Ginąc w zagłębieniach obojczyków lub na języku płaczącej.
Kobieta ukryła twarz w dłoniach, starając się powstrzymać spazmy płaczu powoli ogarniającego jej ciało i umysł.
Skąd to nagłe załamanie? Skąd ta bezsilność i dojmujące uczucie pustki w jej sercu, którego w żaden sposób nie potrafiła przełknąć… odgrodzić się… obronić.
Biorąc telefon do ręki, włączyła wyświetlacz na którego tapecie widniał skan ślubnego zdjęcia jej rodziców, który aktualnie był zakryty wiadomością z ósmej rano…

Dziewczyna uspokoiła się nieznacznie, tłumiąc czkawkę szlochu i odczytała SMS.
- Niech cie szlag Selohi… obyś zdechła… obyś kurwa sczezła w jebanych męczarniach, samotna i opuszczona… w ciemnościach… Zgiń! Zgiń! Zgiń ty suko! Słyszysz?! - Niepohamowana złość, przerodziła się w autoatak agresji. Telefon poleciał przez cały pokój uderzając w zasuwane drzwi do pokoju Nany za którymi się ktoś poruszył.
Yama na zmianę to policzkowała się, to uderzała pięściami w głowę, szarpiąc włosy i wyjąc jak dzikie zwierze schwytane w pułapkę.
Niebiescy ludzie nie byli wytworem jej chorego mózgu… nie byli jej wyobraźnią, ni nawet opętaniem. Oni istnieli i prawdopodobnie żyli na prawdę, a co za tym idzie… te miękkie usta, ta delikatna dłoń i to łagodne spojrzenie…
- IIE! IIE! IIE! NIE WYŁAŹ Z POKOJU NANA BO CIE ZABIJE! - ostrzegła przyjaciółkę i od biedy kochankę, dobrze wiedząc, że ta czaiła się za ścianą.

Przysięgła sobie już dawno temu, że nikt, NIKT nigdy nie zobaczy jej bezbronnej, a więc musiała pozostać teraz sama… trawiona niesprecyzowanymi uczuciami i napawającymi lękiem myślami o których istnieniu i pragnieniu nie sądziła, że kiedyś się posądzi.


Na zewnątrz był skwar i niewyobrażalna duchota.
Pełne zachmurzenie oraz 79% wilgotności powietrza jak wskazywały portale internetowe. Każdy kto nie musiał wychodzić z domu, pozostawał w zamknięciu… Miyako jednak śpieszyła do pracy.
Po porannym napadzie złości, lęku, paniki i innych dysocjacyjnych emocji, doprowadziła się bez słowa do porządku i wyszła na spacer i łapanie pokemonów.

[media]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/564x/fa/a5/b7/faa5b7b9460f98b7e4fe4473b6e264be.jpg[/media]

Gruby mur i pancerz jakim odgrodziła się nie tylko od świata zewnętrznego, ale i wewnętrznego, utrzymywał kelnerkę w zawieszeniu i totalnej atrofii funkcji emocjonalno-życiowych.
Zawieszona w próżni i odcięta od wszelkich bodźców, wyglądała jak naturalnej wielkości lalka… lub robot, zaprogramowany, by iść prosto przed siebie.
Felerny sms od Alice pozostał bez odpowiedzi


Na widok pierwszego klienta serce Yamasaki zabiło szybciej. Wprawdzie lubiła spokój i osamotnienie, ale było coś przyjemnego w braniu zamówień i przynoszeniu ich do stolika.
Dopiero po chwili dotarło do niej na kogo patrzyła. To był rysownik z dziwnym znamieniem na ręku. Kobieta automatycznie spojrzała na swoją dłoń. Królicze uszka świeciły “wesoło” doprowadzając kelnerkę do dreszczu zdenerwowania.
Radość z powodu pierwszego klienta szybko się ulotniła. Miyako wygładziła fałdki na fartuszku, podeszła do kasy i wzięła swój kajecik z różowym długopisem. Dwa oddechy odczekała, by się uspokoić i nie wyglądać jak niezadowolony mops, chętny mordu na bamboszu swojego pana, po czym ruszyła do stolika na zewnątrz.
- Witamy w Domowych Pysznościach, piękny dzień się zapowiada prawda? - odezwała się ciepłym i wystudiowanym głosem, zupełnie nie pasującym do kamiennego wyrazu jej twarzy. Podając mężczyźnie kartę, ukłoniła się grzecznie. - Czy podać panu coś do picia na sam początek?
Shunsuke był nieco rozkojarzony, choć do swych uszek zdążył się przyzwyczaić. Były jak blizna po wypadku, odrażająca… ale już nie przyciągająca myśli i uwagi. Do teraz.
Jednakże to nie jego “uszka” przyciągnęły wzrok.
- Więęęc… tobie też śnią się niebiescy kosmici? - wyrwało mu się nagle, gdy dostrzegł podobny znak u obsługującej go kelnerki.
Kobieta spoglądała na niego jak na totalnego kretyna. Jej lewa brew uniosła się nieznacznie, a kąciki ust drgnęły w pobłażliwym uśmieszku. “Kamienność” jej postawy, nie pozwoliła jej jednak na wizualniejszą reakcję.
- Przyniosę panu wody z lodem - odparła grzecznie, chowając notesik do kieszonki i kłaniając się grzecznie, wycofała się do środka.
Sonoroki tylko przez chwilę odprowadzał ją spojrzeniem, z obojętnością przyjmując jej reakcję. Była dla niego zrozumiała. Sam miał ochotę podobnie podejść do problemu. Wzruszył więc jedynie ramionami i czekał na wodę z lodem. I okazję do zamówienia deseru kawowego.
Wkrótce dziewczyna wróciła z dzbankiem pełnym wody z lodem, jakże popularnym i darmowym dodatkiem do zajmowanych stolików.
- Hai, dozou… - Miya przykucnęła lekko, stawiając ciężkie naczynie na szklanym blacie. - Czy zdecydował się pan już na zamówienie? W naszej ofercie są wspaniałe śniadania… choć teraz jest już pora lunchu.
- Poproszę kawę i może jakiś deser, który się długo je. Czekam tu na kogoś - odparł Sonoroki grzecznie, w ogóle nie poruszając kwestii swej poprzedniej wypowiedzi. Skoro ona nie była zainteresowana, to on nie zamierzał jej nagabywać. Niektórzy powiadają że niewiedza bywa błogosławieństwem i w tym przypadku Shunsuke był skłonny się z nimi zgodzić.
“Kawę… jaką?” pomyślała dziewczyna w irytacji, że też musiał jej się trafić klient, któremu musiałaby czytać w myślach, by wyrwać cholerne zamówienie.
- Oczywiście… zaraz panu przyniosę. - Oddalając się, bawiła się długopisem, naciskając na niego jakby nadawała morsem.
- Joe… deser który się długo je. - Rzuciła przez okienko do gaijina, a ten tylko popatrzył na nią niezrozumiale, bo on nie znał japońskiego, a ona angielskiego. - Aisu… kremu… - “I inne tego typu pierdoły.”
Po niecałych dziesięciu minutach, mężczyzna dostał zamówienie. Filiżankę z kawą, obok sosjerkę z mlekiem oraz deser lodowy. Wielkości prawie jego głowy.


[media]http://jagodka.pl/wp-content/uploads/2015/11/owocowy_puchar-e1454501732939.jpg[/media]
- Tooo… jest całkiem duże. Mam to sam zjeść?- zapytał zaskoczony grafik zerkając to na monstrum przed sobą, to na kelnerkę stojącą obok.
- Ach… no tak, czeka pan na przyjaciół. Przyniosę dodatkowe łyżeczki, na pewno przyjemnie będzie się jadło ze wspólnego pucharku - odparła miło i jakby z uśmiechem, ale tylko w głosie. Pokłoniła się grzecznie i rozstawiła talerzyk z serwetką i łyżeczką, oraz cztery papierowe saszetki z różnego rodzajami cukru, po czym schowała tacę na siebie i ponownie się ukłoniła.
- Przyjaciel to za dużo powiedziane. Kolejna osoba z uszkami na dłoni- wtrącił sarkastycznie Sonoroki nadal przerażony tym… czymś przed sobą.
- Przełamią panowie pierwsze lody rozmawiając o niebieskich kosmitach. - Można by go odebrać za zajadłą docinkę, gdyby głos nie był jak wyrwany ze studia dźwiękowego. Idealny, nienaganny i nadający się na seiyu. - Smacznego!
- Bardzo zabawne… szkoda, że prawdziwe - burknął Shunsuke nie dbając o uprzejmości. W sumie nie cieszył się ani na spotkanie z Saito, ani z powodu rozmowy z kolejną właścicielką uszek. Ciekawe jak “tam” miała na imię. I którym z jego “znajomych” była.
Kobieta uznała, że to już ten czas, kiedy powinna się wycofać. Kłaniając się jeszcze dwa razy, bo tego nigdy nie było za wiele, oddaliła się za kontuar, przygotować dodatkowe sztućce oraz ogólnie przypilnować całego interesu.
Gdy pracowała, nie miała czasu myśleć, a co za tym idzie, nie musiała się zmagać z własnymi demonami.

Godzina 12:09:32 do Gaijin Alice:
Cytat:
〒151-0051 Tōkyō-to, Shibuya-ku "Domowe Pyszności" stolik na zewnątrz, spotkanie śniących pojebów.
Góra.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 08-08-2017 o 10:54.
sunellica jest offline  
Stary 11-08-2017, 02:12   #55
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Niebiescy ludzie, czerwone diablice. To wszystko wymykało się próbom zrozumienia korzeni tych snów. Burzyło pewne teorie, trochę nawet irytowało. Przez pewien czas myślał, że im bardziej naćpa się lub schleje, albo pobudzi podnieceniem tym większa szansa na brak snów o Glasgow i mocniej realne projekcje piekielnego porno. Teraz rozluźniony i raptem po irish coffee doświadczał bardzo sugestywnego, realnego snu.
I bynajmniej nie błękitnego.
- Wpakowałem? - wymruczał jakby z lekkim zawodem zmiany z Asuki w piekielną projekcję wcielonej zmysłowości. - Znów? - dodał pytanie, jakby nie wiedział o co jej chodzi z tym “znów”.
Zatrzepotała długimi rzęsami, zbliżając doń swoją ludzką i nieludzką zarazem twarz. Ostry pazur ześlizgnął się po jego piersi na brzuch, a potem na udo, wbijając lekko w skórę wraz z pozostałą czwórką.
- Ciiii... - wymruczała mu do ucha diablica. - To tajemnica. Nie mogę ci jej zdradzić... bez względu na to jakbyś mnie naciskał... męczył... dręczył... pieprzył... hmmmm no może temu ostatniemu bym uległa. - Zachichotała. - Ot historia skurwiela, który chciał zapomnieć jak wielkim stał się skurwielem, po to by uaktywnić w sobie cząstkę kosmicznego skurwielstwa. - Chichot przerodził się w donośny śmiech, a krągłe piersi diabelstwa zaczęły przy tym podskakiwać sugestywnie, co niepokoiło go to nie mniej niż podniecało. Sny z demonicą w roli głównej były tak niesamowicie sugestywne i realne, nie jak zwykłe majaki. Właściwie gdyby nauczyć się wprowadzać w ten stan śnienia o piekielnicy na zawołanie…

Alice nie miał jakoś wyjątkowo przerośniętego popędu i głodu seksu. Klasyfikował się w górnej części normy, co oznaczało, że myślał o tym nierzadko i chętnie inicjował. Przy tym poziomie realności snów byłby to motyw idealny. Bez potrzeby nagimnastykowania się aby zaciągnąć dziewczynę do łóżka na jeden numerek. Bez wydawania kasy na dziwki i ryzykowania tym co poprzedniej nocy. Z intensywnością wrażeń prawie nie różniących się od jawy. Bez żadnych granic i do tego dowolnie modyfikować jak diablica-twór podświadomości będzie wyglądać. Czyją twarz przyjmie na życzenie.
Poczuł się jak w deja vu, jakby już kiedyś o tym myślał, ale tym razem bardziej koncentrując się na tym jaką ona może być po prostu wyimaginowaną i jednocześnie w pełni realną seksualną zabawką. Całkowicie mu podległą kiedy tylko będzie chciał, gdy zechce jako niewinna i nieśmiała, albo i wyuzdana suka, jak przed chwilą.

Jego zabawka.

Emanował tą myślą mocno ściskając pełne piersi.
Boleśnie.
Jęknęła przeciągle.
- Kosmicznego skurwielstwa? - odpowiedział spoglądając w diabelskie oczy, które jak mu się zdawało były odbiciem jego podświadomości. Podświadomości, która mogła mieć pełniejszy obraz tego co miało związek z tymi uszkami i wizjami. Czegoś co umykało Alice’owi. - Jakiego kosmicznego skurwielstwa? - ścisnął mocniej co w normalnym przypadku zaowocowałoby dużym bólem partnerki pomieszanym z nutami rozkoszy. Wiedząc, że ma do czynienia z wyimaginowaną własną zabawką tracił kontrolę jaką zachowywał z Asu, kochając się z nią na dywanie.
- Auuuć! -diablica wyrwała mu się, udając obrażoną.
Bo tylko udawała, prawda?
W końcu nie dała mu po mordzie. A jednak... odsunęła się i wstała. Jej krągłe pośladki zafalowały mu teraz przed oczami, gdy odeszła parę kroków i usiadła na jakimś parkanie, zakładając nogę na nogę z gracją Sharon Stone... i tą samą ilością bielizny.

- Pytania, pytania, pytania... a motywacji, by mówić jakoś brak. Zresztą sam chciałeś o mnie zapomnieć. - Diablica uśmiechnęła się szelmowsko.
- Zapomnieć? - Wstał lekko rozkojarzony. Podszedł do niej zastanawiając się o co może chodzić.
Pochylił się nad nią kładąc ręce na czerwonawych udach i rozchylając je, jakby gdzieś miał ewentualny opór. Rozpalony i gotów na przełamywanie siłą tego, co mogłaby chcieć mu odmówić.
- Jak to zapomnieć?
Taka postawa chyba jej się podobała. Zresztą czemu miałaby się nie podobać, jeśli była tylko projekcją jego podświadomości? Diablica opasała Alice’a udami przyciągając do siebie. Kiedy znów ich twarze były blisko siebie, uśmiechnęła się, obnażając ostre jak u drapieżnika zęby.
- I co mi zrobisz, robaczku? Zerżniesz? Nawet najostrzejsze jebanie w twoim świecie dla nas demonów jest zaledwie niewinną igraszką. Gdybyś tylko wiedział, co mogę ci zrobić... A może taki skurwiel jak ty nawet znalazłby przyjemność morzu krwi które wylałoby się z ciebie, gdy moje szpony spenetrowałyby twoją dupkę. Może... może... - szeptała mu do ucha, nie pozwalając się odsunąć. Teraz to on był jej zabawką. - Może nawet udałoby mi się zmusić cię do ruchania aż wszystkie flaki wypadłyby ci na zewnątrz. A potem zjadać je, gdy w twoich ślicznych niebieskich oczkach gasłoby życie. Zresztą... gałki oczne też bym ci zjadła... - marzyła na głos diablica, oblizując się teraz długim, rozszczepionym na końcu jak u węża językiem.

Wyjadanie gałek ocznych… Flaki. Alice miał nadzieję, że to po prostu drzemie gdzieś w każdym, w najmroczniejszych pokładach osobowości, pojawiających się tylko w takich chorych momentach.
- A wiesz co ja mogę Ci zrobić? - wycedził przyjmując grę z własnym sobą wedle kreacji podświadomości. Demonica? Diablica? Niechaj będzie zabawa w diablicę. - Ja Ci pokażę niewinną igraszkę.

To był JEGO sen, ON tu był Panem.

Nigdy nie znał kogoś kto wierzyłby bardziej głęboko i czysto niż Isa, tą dobrą wiarą, która odzywa się bólem nawet na występki księży i wszelkie zło na świecie. Wspomniał jej rodzinną relikwię, stary zupełnie niepozorny różaniec po prababci traktowany przez nią jak świętość i podobno poświęcony podczas jej pielgrzymki do Watykanu.
Pchnął demoniczną imaginację na ziemię. Upadając na brzuch diablica miała już skrępowane ręce od nadgarstków prawie po łokcie, na plecach. Bez żadnych więzów, jedynie owinięciem delikatnego różańca.
- Masz monopol na ból? - wysyczał jej do ucha leżąc na niej. - Na traktowanie kogoś jak zabawkę? Jak własność? -
Mocno rozchylił jej nogi wchodząc bez ostrzeżenia. Krzyknęła... a właściwie ryknęła niczym zraniona bestia. Należała do niego, nie miała prawa się buntować! A jednak, gdy Alice poruszył się w jej ciaśniutkim, ale jakże wilgotnym wnętrzu, co powinno ją jeszcze zaboleć, diabelstwo zaczęło się śmiać.
- O taaak... już wtedy o tym marzyłeś. Tylko wtedy sikałeś po nogach, robaczku, wiedząc, że nie jestem tylko twoją fantazją.... Mmmm... ale nie zniechęcaj się. Mógłbyś też czasem wymierzyć mi klapsa. Ale takiego wiesz... porządnego... potrafisz w ogóle?
- Nie -
wyszeptał jej do ucha. Wspomniał Asukę. nieśmiałą, delikatną dziewczynę i jej reakcje na dziki, mocny seks. Jakby to ta odwrotność jej charakteru ‘w łóżku’ wzbudzała w niej zwierzęcą przyjemność z aktu. [i]- Nie skarbie… - powiedział czule i lekko poruszył się w niej. Jego ręka bardzo delikatnie musnęła jej biodro. W geście prawie czystym gdyby nie to, że był już w niej, ale dodającym czystości zbliżeniu.
- A wiesz czemu skarbie - znów wyszeptał. Bo to miłość, a miłość…
Miłość cierpliwa jest,
łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
Nie dopuszcza się bezwstydu,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego.
Recytował z uczuciem diablicy fragment Listu do Koryntian poruszając się w niej i czule pieszcząc, w zupełnej przeciwności tego czego oczekiwała.
- Spierdalaj! - warknęła na to i wyrywając się kopnęła go racicą boleśnie w goleń. Czy w śnie powinien to odczuwać? A to naprawdę... naprawdę bolało!
- I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją, a ciało wystawił na spalenie… - szeptał obsypując delikatnymi pocałunkami jej kark i szyję - lecz miłości bym nie miał, nic bym nie zyskał… - Poruszył się w niej gwałtowniej, jako drażniącą nadzieję na mocną zmianę tempa… ale bez tego. Całując i pieszcząc jej skórę zamiast ją rżnąc… kochał się z nią namiętnie. Ignorował przy tym ból.
Pieszczotliwym gestem pogłaskał diablicę po włosach.
Prychała i furczała jak wściekła kocica. Wyglądało jednak na to, że jest bezradna. Wiła się pod mężczyzną tak, jakby faktycznie ją gwałcił, usiłując wydostać się spod niego, byle jak najdalej od źródła cierpienia.
- Do...dobra! Przestań. To było twoje życzenie, skurwielu! Chciałeś mnie zapomnieć. Więc weź teraz... dokończ to porządnie, a nie... - Pokręciła pod nim zgrabną dupcią, zachęcając go do ostrzejszej jazdy.

Zapomnieć…

Alice z pominięciem jedynie niektórych zdarzeń, nie pamiętał blisko roku swego życia, między innymi tego czemu rozstał się z Isą i opuścił ją i dzieci.
Było to dla niego jak Graal.
Odkrycie tego. Przypomnienie sobie.

Teraz zaczął się lekko bać.

Jeżeli nie pamiętał, bo sam chciał zapomnieć i jego podświadomość tworząca w śnie projekcję diablicy broniła się przed tym…

Wbił się w nią głębiej przyciskając do ziemi. Jego przeszłość… to mogło jeszcze poczekać. I tak długo o nią walczył, a teraz wiedza, że sam chciał zapomnieć wywoływała obawę przed poznaniem.
Było też coś innego, coś co zdawało się ważne tu i teraz i mogło być niebezpieczne.
- Znam trochę psalmów - wydyszał jej do ucha wskazując przy tym, że jest również podniecony - i nigdy nie rżnąłem się je recytując. - Naparł na nią mocniej i odciągnął jej głowe za włosy.
Był panem swoich snów i czuł się w nich jak mag. Projekcje tego co chciał, to było jak zachłyśnięcie się możliwościami.
Szczególnie w tej pozycji.
Przed twarzą diablicy pojawiła się miseczka z wodą.
Święconą wodą.
W niej spoczywał podłużny kształt.




- Lubisz ból. Zadawać…. otrzymywać. - Skoro jego podświadomość zwizualizowała się jako diablę, to bez oporów wpasował się w ten mentalny cosplay, jakby to była prawda. - Takiego bólu bardziej się boisz, czy gdzieś tam wewnątrz pożądasz go? Powiedz mi o co chodzi z kosmicznym skurwielem. Inaczej… masz więcej niż jeden słodki otworek, gdzie można wepchnąć tę zabawkę - powiedział wręcz niebywale czule do diabelskiego ucha mierzwiąc dłonią jej włosy.
Druga ręka zagłębiła się między jej pośladki, a demonica czy czymkolwiek była ta istota pod nim, załkała. A może to był jęk rozkoszy? Wszak jej dupcia bynajmniej się nie cofnęła.
- Jesteś... idiotą... - wysyczała przez zęby nienawistnie, gdy siłą zadzierał jej głowę. - Zemszczę się! Tak... się nie dogadasz... tylko ja o tobie pamiętam... i znam prawdę... robaku... i będziesz mój... cały... na wieczność... gdy umrzesz... i żadne niebieskie duszki... mi ciebie nie zabiorą. - Mimo bólu rwanych włosów, diablica przekrzywiła głowę. Jak się okazało, zrobiła to tylko po to, by napluć w twarz Alice’a.

Powolnym ruchem otarł twarz w jej włosy.
- Mhm… - wymruczał sięgając po kształt zanurzony w miseczce z wodą święconą. Ujął go w rękę pewnym chwytem. - A do tego czasu kochanie… - wciąż cedził czułym głosem prosto w jej ucho zabierając wibrator z zasięgu jej wzroku. Zaczął przy tym poruszać się w niej szybciej. - Zobaczymy, czy zmienisz zdanie. - Lubieżnie przejechał jej językiem od obojczyka po ucho. Czuł jak dygotała pod nim lekko i wciąż wypinała się mimo zagrożenia bólem, przyduszona do ziemi, skrępowana różańcem. Dla demona być może takie odwrócenie ról i totalne zdominowanie, połączone z groźbą nieopisanych: bólu i rozkoszy w jednym, mogło być doznaniem poza skalą wyobraźni. Alice w diabły nie wierzył, czuł raczej obrzydzenie do samego siebie, że podświadomie robi sobie takie senne tripy.

Psychoanalityk zdawał się być nieodzowny.

- Zobaczymy czy dalej uważasz, że czeka cię tu tylko niewinna igraszka. Czy wrócisz. - Wpił się mocno ustami w jej szyję i eksplodował w niej. Jednocześnie swoją groźbę spełnił jedynie częściowo.
Desperacko skupił się na tym, aby się obudzić, gdy jedynie dotknął czubkiem przedmiotu trzymanego w ręku miejsca w które zagroził pełnym wejściem.

Aby zostawić ją w stanie w jakim wielokrotnie zostawiała jego.

- Ty gnoju... nawet się nie waż... - dyszała pod nim, chyba przeczuwając, co planuje. - Ty chuju, zemszczę się! Nie możesz... nie... nieeee...



...bip ... bip.
Skowyt diablicy przeszedł w odgłos nadejścia wiadomości tekstowej. Lindsay obudził się. Pomijając mokrą plamę na spodniach, był rześki i wypoczęty. Gdy zaś spojrzał na wyświetlacz telefonu, odczytał wiadomość od “Sailor Mercury”:

Cytat:
〒151-0051 Tōkyō-to, Shibuya-ku "Domowe Pyszności" stolik na zewnątrz, spotkanie śniących pojebów.
Góra.
Widok wiadomości i jej sens całkowicie wywalił mu z głowy senny majak. Zerwał się z kanapy i poleciał pod prysznic, a już w kilka minut po tym przebrany miotał się po domu zbierając to telefon, to fajki, to portfel.
Miał nadzieję, że zdąży.
Yamasaki zasugerowała, że trwa tam spotkanie większej ilości ‘naznaczonych’, ale najważniejszą info smsa było, że potwierdziła tym motyw sennych wizji.

Z mieszkania wyleciał jak z procy ledwo pamiętając by je zamknąć.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 13-08-2017, 20:22   #56
 
Krakov's Avatar
 
Reputacja: 1 Krakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputację
Reakcja Yue, nawet jeśli była tylko pół żartem - pół serio, ubodła go bardziej niż się spodziewał. Od lat byli tylko przyjaciółmi i ich relacja zdawała się być ustabilizowana na tym poziomie, a jednak... Czasem zapalała mu się w głowie lampka sygnalizująca, że to mogłoby być coś innego. Coś więcej. Nie tyle nawet miał na to "coś więcej" nadzieję, co po prostu brał pod uwagę taką możliwość. Mimowolnie uśmiechnął się do tej myśli. A potem pokręcił głową i przyspieszył kroku zbliżając się do swojego mieszkania.

Wskakując pod prysznic i odkręcając letnią wodę już analizował możliwe opcje dotarcia do kawiarni. Co do tego, że się spóźni na to spotkanie, nie miał najmniejszych wątpliwości, ale mógł spróbować zminimalizować to spóźnienie. "Myśl Saito, myśl!" Mógłby pojechać komunikacją miejską. Pociąg prawie spod domu, potem jedna przesiadka. Lekką ręką 45 minut spóźnienia. Sporo. Ale w drodze na przystanek mógłby się rozglądać w poszukiwaniu znajomej twarzy albo liczyć na to, że jakaś dobra dusza go podrzuci. Szybko jednak odrzucił ten pomysł. W końcu nie miał tak wielu znajomych, zwłaszcza zmotoryzowanych i mogących o tej porze przejeżdżać przez centrum, by móc liczyć na takiego farta. A jeśli chodzi o łapanie stopa w Tokio to... cóż. Już kiedyś próbował i nie był aż takim optymistą by sądzić, że tym razem mu się to uda.

Kurcze, jakże przydałby mu się teraz motocykl! Szkoda, że nigdy się nie zebrał w sobie, żeby mieć własny. Było go przecież stać, po prostu... wychodził z założenia, że nie musi kupować czegoś, czego nie potrzebuje często, a w ostateczności może od kogoś pożyczyć. Przez "kogoś" miał na myśli Shinichiro - jednego z nielicznych sąsiadów, z którymi utrzymywał bliższy kontakt. Akutagawa pomagał mu czasem z różnymi tekstami zarówno tymi do pracy jak i słowami piosenek pisanych na potrzeby amatorskiej kapeli. W zamian mógł od czasu do czasu pożyczyć od niego jego czarno - złotą hondę. Teraz jednak nie mógł na to liczyć. Shin od jakichś trzech miesięcy mieszkał gdzieś w Europie. Prawdopodobnie.

"Najlepszym wyjściem będzie pewnie taksówka" - pomyślał wycierając włosy. Tanio nie będzie i nie tak znowu szybko biorąc pod uwagę natężenie ruchu w tej części miasta. Ale nie będzie trzeba jechać tak naokoło, jak wiedzie trasa kolejki. No i ostatecznie parę minut w ten sposób zaoszczędzi. Tak, to brzmiało jak doskonały plan. A przynajmniej najlepszy, na jaki go było stać w tej chwili. Z tą radosną konkluzją Saito wybiegł z mieszkania w poszukiwaniu jakiegoś taxi.

Miał szczęście. Choć do postoju było jakieś 10 minut piechotą, akurat przy sąsiednim bloku zajechał samochód oznakowany jako taxi, z którego wysiadła starsza pani. Okazało się, że właśnie zakończyła ona swój kurs i taksówkarz - młody koreańczyk z miłą chęcią wziął kolejnego pasażera.
Tym sposobem jeszcze przed upływem studenckiego kwadransa jeśli chodzi o czas spóźnienia Saito wysiadł przed “Domowymi Pysznościami”. Tutaj przy jednym z zewnętrznych stolików - jedynym zajętym rozpoznał Shunsuke. Rysownik z dziwną miną gapił się właśnie w olbrzymi deser, który przed nim stał.

Wchodząc do lokalu, Saito spojrzał na swoją dłoń. Uszka znów były na swoim miejscu. Mężczyzna uśmiechnął się triumfalnie ciesząc się z faktu, że najwyraźniej miał w czymś rację i zaczynał cokolwiek rozumieć z całej tej "afery". Radosny grymas nie zszedł mu z twarzy nawet wtedy, gdy zbliżał się już do stolika zajmowanego przez Shunsuke.
- Konnichiwa Sonoroki-san - przywitał się obrzucając spojrzeniem pokaźnych rozmiarów deser.
- Konnichiwa…- odparł Shunsuke wskazując gestem miejsce naprzeciw siebie.- Skoro uprzejmości mamy za sobą, może przejdźmy do sedna spotkania? Proszę mówić z czym pan przyszedł.
Mężczyzna usiadł, a po chwili przesunął się w bok zdając sobie sprawę, że lodowy puchar niemal całkowicie zasłaniał mu rozmówcę.
- Od kilku dni miewam bardzo dziwne sny, również na jawie. Dziwne, a przy tym niezwykle realistyczne, jakby były... wspomnieniami. Z drugiej strony nie mogą nimi chyba być, bo widzę w nich rzeczy rodem z jakiegoś filmu science-fiction. Jakieś niebieskie postaci rozmawiające o transferach duszy, albo o jakimś śmiercionośnym wirusie. Co dziwniejsze nie jestem tylko obserwatorem, ale czuję się częścią tego, co widzę. Jednym z nich. I nawet nie dlatego, że widzę to ich oczami, ale... przez te emocje. - przystopował na chwilę uświadamiając sobie, że mówi coraz szybciej. - Są takie... żywe. Strach, przywiązanie, chyba nawet... miłość? Nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się śnić w taki sposób.
Na początku myślałem, że coś jest ze mną nie tak. Że to z przemęczenia, albo niewyspania. Albo, że mam guza mózgu. Chciałem nawet iść się zbadać, ale później spotkałem pana i usłyszałem to słowo "mofuputsi". Wcześniej tylko mi się śniło, a teraz pan je wypowiedział na jawie. Wtedy też zauważyłem u siebie to
- pokazał rozmówcy swoją dłoń z wyraźnym tatuażem króliczych uszu - Niezwykła rzecz. Nie wiem skąd się wzięła, ale pojawia się i znika. Wydaje mi się, że ma to związek z tym, że w pobliżu jest inna osoba, która doświadcza czegoś podobnego. Zakładam, że pan również ma taki znaczek.
Kelnerka za kontuarem w klimatyzowanym pomieszczeniu czyściła właśnie widelczyki, gdy do stolika z wyjątkowo irytującym klientem dołączył drugi. Dziewczyna nałożyła na tackę dodatkową łyżeczkę owiniętą w serwetkę, pustą szklankę oraz menu.

- Witam w Domowych Pysznościach. - Miyako uprzedziła swoje przybycie wystudiowanym głosem, po czym rozstawiła zastawę na stole. - Czy chciałby pan zamówić teraz coś do picia? - Nalewając Saito wody z dzbanka, ukłoniła się grzecznie. Tatuaż króliczych uszek wesoło świecił jej na prawej dłoni, ale ta jakby zdawała się nie dostrzegać anomalii na swojej skórze.
- Dziękuję - odparł Saito kręcąc głową. - Na razie nie.
Znajomo wyglądający symbol na dłoni kobiety zwrócił jego uwagę, ale postanowił na razie milczeć.
- Mam. - Sonoroki zignorował obecność Miyako. Nie wydawał się też ani poruszony, ani zaskoczony słowami Saito. -To co teraz powiem nie podlega dyskusji. Nie interesuje mnie czy pan w to uwierzy czy nie. Nie powiem też skąd to wiem, ani dlaczego…- nie przejmując się obecnością kelnerki kontynuował. - W pana ciele, a dokładniej w pana DNA… siedzi dusza kosmitki, która uciekła w ten sposób przed katastrofą. Te wizje, to jej wspomnienia, a mo-cośtam to jej imię. Ona się budzi i pewnie z pomocą niejakiej “ księżniczki” obudzi się całkiem. Tyle że nie wiem co się wtedy stanie z panem. - zakończył z kwaśnym uśmiechem i upił nieco kawy.
- Dusza… w DNA… - Powtórzył powoli długowłosy, przetrawiając tę nietypową informację.
- Ale przecież nie jestem jedyną taką osobą. Włącznie z panem jest nas już… - spojrzał wymownie na dłoń kelnerki - Już czworo. Czy to znaczy, że każde z nas ma w sobie kosmitę? Czy tam duszę kosmity?
- Nie wiem. Nie obchodzi mnie to. Liczę na to że ten ich cały plan się sypnie i w następnym roku… te wizje będą jedynie przykrym wspomnieniem.- stwierdził stanowczo Sonoroki, który choć nie miał idealnego życia, to było ono jednak wystarczająco przyjemne, by nie chcieć go stracić na rzecz niebieskiego intruza.
Zignorowana kelnerka, oddaliła się bez słowa od stolika, bo najwyraźniej mężczyźni świetnie sobie radzili. Ona nie musiała w tym uczestniczyć, ani wysłuchiwać ich rozmowy.

Saito spochmurniał i zamyślił się. Dopiero teraz dotarło do niego to, co wcześniej powiedział jego rozmówca: "nie wiem co się wtedy stanie z panem". Czy ten cały transfer duszy miał polegać na tym, że ta niebieska istota przejmie jego ciało? Mężczyzna zadrżał na samą myśl. A jeszcze chwilę wcześniej był podekscytowany, chciał szukać pozostałych osób z króliczymi uszkami, chciał... wziąć w tym udział. Nadal nie do końca wyzbył się tej myśli nakazującej mu brnąć w to dalej. Wyjaśnić zagadkę, zrobić to, co trzeba zrobić. Ale jednocześnie dotarła do niego zgroza tego, co ta zagadka może za sobą kryć. Lubił swoje życie i nie miał ochoty tak wcześnie się z nim żegnać. A już zwłaszcza na rzecz obcej sobie istoty, która najwyraźniej nie zamierza go nawet zapytać o zdanie w tej kwestii...
- Nie myślałem o tym w ten sposób… - zaczął powoli. - Cieszyłem się nawet, że to wszystko dzieję się naprawdę, a nie jest wyłącznie wytworem mojego umysłu. Później zauważyłem, że ten tatuaż pojawia się, gdy w pobliżu jest inna osoba, która nosi taki sam. Pomyślałem, że powinniśmy się wszyscy odnaleźć. W końcu po to to chyba mamy - znowu wskazał na swoją dłoń - ale... opcja rozstania się ze swoim życiem nieszczególnie mi się widzi. A jeśli jest tak jak pan mówi, to może zamiast w tym pomagać, powinniśmy to jakoś powstrzymać? Choćby trzymając się od siebie jak najdalej.
- Póki co nie widzę powodu, by szukać reszty z nas. Ale najwyraźniej sami jakoś się znajdujemy.- stwierdził obojętnym tonem Sonoroki.- Zresztą jak niby pan chce ich szukać? Wedle książki telefonicznej?
- Myślałem raczej o tym, by spróbować znaleźć wspólny mianownik. Coś co nas wszystkich łączy, poza snami i znikającymi znamionami oczywiście. Może miejsce czy godzina urodzenia? Może grupa krwi? Musieli się czymś kierować wybierając akurat nas… Tak sądzę. Przy czterech osobach można się już pokusić o pewną analizę. Choć, jak rozumiem, pana to nie interesuje.
- Ani trochę na chwilę obecną. Niemniej łatwo znaleźć mój email w niemal każdym shounen jumpie. Proszę pod ten adres podesłać pytania. Może odpowiem na nie w wolnej chwili.- Shunsuke nie zamierzał przeszkadzać mężczyźnie w jego poszukiwaniach, ale miał lepsze rzeczy do roboty niż zabawę w detektywa. I Saito chyba też miał… czy też cały projekt mangi opartej na jego pisaninie upadł?
- Rozumiem. I dziękuję, że zechciał się pan tym ze mną podzielić. Jeśli uda mi się dowiedzieć czegoś więcej to nie omieszkam pana poinformować. Niezależnie od tego jaki jest nasz stosunek do tej sprawy, to wciąż dotyczy nas wszystkich… - Saito rozejrzał się po lokalu w poszukiwaniu kelnerki. Skoro również jest w to zamieszana, warto by było i z nią zamienić kilka słów. - Jeśli jednak zdecydowałbym się na prowadzenie poszukiwań, czy mogę liczyć na to, że udzieli mi pan takich podstawowych informacji o sobie? Celem porównania z innymi?
- Niczego nie obiecuję. Zależy jakie to informacje zechce pan uzyskać. W końcu mówimy tu o mojej prywatności i jej granicach.- Shunsuke skinął dłonią ku kelnerce chcąc uregulować rachunek. -Proszę przesłać pytania, a ja na nie odpowiem… lub nie. Zależy jakie będą.
- Oczywiście - przytaknął. - To zrozumiałe. I tak czy inaczej dziękuję.
Shunsuke wstał, ukłonił się, po czym bez słowa uiścił zapłatę za deser u pięknej kelnerki. Gdy rachunek został uregulowany, nie odwracając się za siebie, opuścił lokal.
Gdy tylko mężczyzna odszedł, Saito zagadnął kelnerkę.
- Przepraszam panią bardzo... Czy mógłbym o coś zapytać?
Miyako miała nadzieję, że mężczyzna będzie chciał coś zamówić, a nie rozmawiać na temat kosmitów. Wyjęła notesik i skinęła skwapliwie głową.
- Czego pan sobie życzy?
- Zauważyłem, że ma pani interesujący tatuaż na dłoni. Od jak dawna tam jest?
- Bardzo pana przepraszam, ale nie będę rozmawiała o niczym co nie jest związane z moją pracą na mojej zmianie. - Kelnerka ukłoniła się jak nakazywało dobre wychowanie i powstrzymała się od zgryźliwego komentarza w kierunku kolejnego klienta, który za grosz nie miał w sobie ogłady, podobnie jak jego przed rozmówca.

To było wyjątkowo ciekawe zjawisko… wszyscy “otatuowani” nieszczęsnymi uszkami, zachowywali się jak barbarzyńskie Ruskie z zagranicy i jedynie ten nieszczęsny Alice z klubu gogo wydawał się lepiej wychowanym Japończykiem… niż jego faktyczni obywatele.
Przykra i smutna prawda o młodym pokoleniu Nippończyków. Yamasaki nie chciała wierzyć gdy jej podstarzały profesor grzmiał z katedry, wygłaszając wyjątkowo nieprzyjemną tyradę na temat degradacji młodszych pokoleń, uznając jego skargi za upierdliwe pierdzenie starca… a teraz sama spotykała się z chamstwem i wścibstwem na każdym kroku.

Saito patrzył na nią przez chwilę z wyrazem absolutnego niezrozumienia na twarzy. Wydawało mu się, że zadał zupełnie niewinne i grzeczne pytanie, a reakcja byłą taka, jakby próbował poznać ulubioną ulubioną pozycję seksualną tej nieszczęsnej kelnerki! Shunsuke mógł mieć swoje podejście do problemu i próbować go zwyczajnie przeczekać, ale nie ignorował faktu, że jakiś problem prawdopodobnie istnieje. A ta tutaj zdawałą się nie zainteresowana nowym tatuażem, ani wizjami, których prawdopodobnie również doświadczała. Z jednej strony był przekonany, że wszyscy posiadacze uszek są ważnymi elementami układanki i powinien spróbować jakoś do niej dotrzeć. Z drugiej jednak… To jedno chłodne zdanie odebrało mu chwilowo całą cierpliwość i chęć nawiązywania dialogu z obcymi ludźmi. Miał jeszcze trochę własnych spraw do załątwienia i do przemyślenia. Wolał nie tracić czasu na kopanie się z koniem.

- Najmocniej panią przepraszam, nie chciałem pani urazić. Prawdopodobnie i ja i pani i inni posiadacze tych dziwnych znaczków - wskazał na swoją dłoń - wkrótce umrzemy, albo stanie się z nami coś równie nieprzyjemnego, ale to przecież prywatna sprawa każdego z nas, nieprawdaż?
Długowłosy uśmiechnął się najserdeczniej jak umiał, po czym powoli wstał.
- Dziękuję za poświęcony mi czas i raz jeszcze przepraszam za bycie tak bezpośrednim. Miłego dnia.
Ukłonił się grzecznie i bez dalszej zwłoki ruszył w kierunku wyjścia.
Miyako ukłoniła się grzecznie.
- Dziękujemy za wizytę w “Domowych pysznościach” i zapraszamy ponownie. - Wystudiowany głos i kolejny ukłon zwieńczył całą szopkę, by Miyako mogła w końcu udać się za kontuar.

Saito wyszedł na ulicę i wziął głęboki oddech. Mimo wszystko czuł, że zrobił jakiś postęp w swoich poszukiwaniach, choć wbrew temu, czego oczekiwał, z tą nowo nabytą wiedzą wcale nie było mu lżej na sercu. Poza tym niezbyt entuzjastyczne podejście Sonorokiego i tej kelnerki trochę podcięło mu skrzydła. Miał ochotę się wygadać komuś o... bardziej optymistycznym nastawieniu. Pomyślał o Haruce. W końcu obiecał jej, że da znać, gdy się czegoś dowie. Sięgnął po telefon i napisał do niej SMS-a.

Cytat:
Dowiedziałem się paru ciekawych rzeczy o króliczych uszkach. Znajdziesz dziś chwilę, żeby pogadać?
 
__________________
Gdzieś tam, za rzeką, jest łatwiej niż tu. Lecz wolę ten kamień, bo mój.
Ćwierćkrwi Szatan na forumowej emeryturze.
Krakov jest offline  
Stary 13-08-2017, 20:38   #57
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Kiedy Alice wysiadł pospiesznie z taksówki i wszedł do Domowych Pyszności, było tu już całkiem tłoczno. Między stolikami skrzętnie niczym mróweczka uwijała się jego Sailor Merkury - teraz w normalnym ubraniu, delikatnym makijażu, bez peruki zupełnie nie przypominała striptizerki z klubu gogo, którą Lindsay poznał. Właściwie sam nie wiedział jak ją rozpoznał, dziewczyna chyba po prostu miała coś w sobie. Ciężko było ją pomylić.
- Kon'nichiwa Yamasaki-san - przywitał się zbliżając do kelnerki. - Bardzo dziękuję, za informację. - Uśmiechnął się rozglądając niepewnie wśród gości kawiarenki.
- Spóźniłeś się. - Powitał go wspaniale wyćwiczony głos, o miękkim i słodkim zabarwieniu maiko z anime klasy B. Miyako ukłoniła się grzecznie nowoprzybyłemu, a jej twarz jak zwykle zdobił brak uśmiechu. - Witamy w “Domowych pysznościach” proszę zająć dogodne miejsce. Wszyscy sobie dawno poszli i nie masz już czego tu szukać. - Taksując wzrokiem salkę klientów, upewniła się, że nikt aktualnie jej nie potrzebuje i złożyła dłonie na fartuszku, przyglądając się gaijinowi, który w świetle dnia, nie wyglądał już tak ‘cool’ jak w przyciemnionym klubie. Szczególnie, że po słowach oznajmiających mu iż ‘nie ma tu czego już szukać’ oklapł jakby z lekką rezygnacją wypisaną na twarzy.
- Starałem się dotrzeć jak najszybciej - odpowiedział. - Te sny… myślę, że to coś niebezpiecznego Yamasaki. I - uniósł dłoń z tatuażem ‘uszek’ - nie rozumiem, czemu pojawia się to i znika. Jak w klubie przy tobie. Jak teraz. Jakby coś nas łączyło. Pełno pytań, żadnych odpowiedzi.
Kobieta starała się nie zgrzytnąć zębami, przez co jej usta zafalowały na chwile w dziwnej zmarszczce. Ktoś tu wyraźnie miał problem z dodaniem dwa do dwóch i o dziwno tym kimś nie była ona…
- Mattaku… - westchnęła wskazując na pomieszczenie dla personelu. - Idź tam… - Sama bez słowa udała się do kuchni, by poinstruować Joe o dziesięciominutowej przerwie. W razie problemów kuchach miał zapukać do pokoju przebieralni.
Alice bez słowa skinął głową ni to w niemej zgodzie, ni w podzięce i skierował się w miejsce, które wskazała.

Usiadł na jednym z krzeseł i z namysłem zaczął wpatrywać się w znamię czekając na Yamasaki.
Kelnerka zjawiła się chwilę później, zamykając za sobą drzwi. Nie wyglądała ani na szczęśliwą z powodu obowiązku rozmowy, ale też ni za nadto pokrzywdzoną. Raczej… sfrustrowaną i co gorsza przygotowaną, by zgnębić mężczyznę przed sobą.
- Ja to mam pecha. Dzień i noc nagabują mnie takie pojeby jak ty, tłumacząc swoje wścibstwo cholernym znamieniem na dłoni. Nie ważne czy tańczę z gołym tyłkiem na wierzchu, czy podaje espresso z szarlotką na ciepło i lodami. - W jej wypowiedzi nie było złości, a bezpośredniość wynikała z całkowitej szczerości i symbiozy słów z własnymi myślami. - Jesteś czwartym w ciągu dwóch cholernych dni. Trzech facetów i jedna kobieta, w tym dzisiejsza dwójka przebiła wszelkie rekordy bycia nabzdychonym gburem. Palisz?... Ja nie palę, ale w tej chwili mam ogromną ochotę spróbować… podobno to odstresowuje.
Wyciągnął paczkę papierosów w kierunku dziewczyny, sam nie wyciągnął papierosa jakby dawał jej w tym pierwszeństwo.
- Być może jestem kolejnym nabzdyczonym gburem. Jeżeli tak to przepraszam. - W oczach zabłysły mu ogniki wesołości, zaraz jednak przesłonił to wyraz szczerego niepokoju malującego się na jego twarzy. - Yamasaki… nie wiem czy to ważne. Być może jestem jak cała reszta nagabująca Cię tylko z powodu czegoś na dłoni i dziwnych snów. Dodatkowo gaijin. - Skrzywił się. - Dlatego rozumiem cię. Problem w tym… co mi się śni. Co śniło się ostatnio. Jeżeli istnieje szansa, że jesteśmy w niebezpieczeństwie, to myślę, że ryzyko gniewu przemiłej dziewczyny jest warte aby spróbować.
- Daruj sobie… - burknęła chłodno, wyciągając po krótkim namyśle jednego papierosa, którego obracała w palcach, nie wiedząc co z nim zrobić. - Mówię ci to tylko dlatego… by mieć święty spokój później, bo co innego spławić takiego leszcza będąc kelnerką w kafejce… a co innego gościa, który widział mnie nago i ma numer prywatnego telefonu. - Kąciki ust drgnęły na chwilę, jakby chciały ułożyć się w ironiczny uśmieszek. - Te uszka pojawiają się, kiedy blisko mnie jest druga osoba, która również je nosi… Najpierw widzę tatuaż… a później w drzwiach pojawia się drugi właściciel. To pewnie ma jakieś znaczenie… może ci z rana wiedzieliby więcej. Nie może… na pewno… - Miya choć z początku wyglądała na taką, która nie waży zbyt długo słów, teraz jakby zaczęła się zastanawiać i ostrożniej ubierać myśli w zdania. - Te sny… ja nazywam je wspomnieniami, bo nie zawsze pojawiają mi się w głowie gdy śpię… Ja również je mam. I tamci też… - Wzruszyła ramionami, zwieszając głowę.

Podszedł o krok i wyjął zapalniczkę by mogła odpalić. Sam też wyciągnął jednego papierosa.
- Też tak pomyślałem, gdy pojawiło mi się to na ręku gdy wszedłem do kafejki. Wcześniej, w klubie to mógł być przypadek. Miałem tak i podczas obiadu na mieście, oraz w teatrze jak miałem występ. Może ktoś był na widowni? - Wzruszył ramionami. - Też mam sny na jawie. Jak realne wspomnienia…. kogoś innego. Problem w tym Yamasaki - spojrzał na nią uważniej - że ostatnio śniłem o pewnej rozmowie. Jeden niebieski, którym czułem się ja, mówił drugiemu, że na ziemi jest już pięć dusz. Jak jakiś chory motyw z taniego sci-fi o kosmitach. Ale jeżeli te wspomnienia to prawda... Jeżeli choćby to założyć, to co jeżeli coś jest tu w każdym z nas? - uniósł dłoń z tatuażem akcentując to co sugerował.
Dziewczyna przyjrzała się zapalniczce i po chwili nachyliła się, by dość niepewnie i dziecięco odpalić papierosa. Nie zaciągnęła się od razu, przyglądając się małemu żarkowi na bibułce.
- To się nazywa “transfer duszy” i z tego co się orientuje, pozwala on przedłużyć im życie. Takie… drugie wcielenie, tylko świadome i z wyboru Z tego co usłyszałam rano… w każdym z nas jest uśpiony kosmita, który powoli się przebudza. My jesteśmy naczyniem ich kolejnego wcielenia. - Przykładając papierosa do ust, nabrała bucha, który od razu ją zadławił. Miyako rozkaszlała się, lekko garbiąc swoją postawę i kryjąc zaczerwieniona twarz za dłońmi, próbowała doprowadzić się do porządku.
Delikatnie, ale pewnym ruchem wyjął jej papierosa spomiędzy palców aby się nie poparzyła, czemu towarzyszyło zlęknione odsunięcie się z miejsca, jakby się bała co najmniej ciosu, a nie pomocy. Alice był bardzo spostrzegawczy, a czytanie ludzkich emocji było dla niego proste jak przygotowywanie potrawki z mikrofali. To drgnięcie dziewczyny… jak on sam w Iverness gdy zbliżał się ojciec Malcolm.
- Nie rozumiem - powiedział w końcu. - Potwierdzasz, że coś w nas jest, że się zalęgło, wybudza się. Że … przejmie nasze ciała za jakiś czas? Że jest w nas coś co nas zniszczy... ? A mimo to dziwisz się i wyżywasz na mnie za to, że pytam, że drążę? Że próbuje zrozumieć gdy się po prostu boję?
- Czy ja wiem czy zniszczy? - Yamasaki odpowiedziała, gdy już przestała się krztusić, a jedynie zbierało jej się na wymioty od ohydnego posmaku na języku. - Jesteś… biały. Pewnie nie wierzysz, co? - Pytanie nieoceniające i w zasadzie retoryczne. - Wiesz… my Japończycy musimy wierzyć, choćby z przymusu. Nie ma u nas ateistów. Religie mamy we wszystkim… w jedzeniu, umeblowaniu domu, w anime i mandze, w poezji, na każdej ulicy masz dziesiątki świątyń, każdy, stary czy młody ma przy telefonie lub przy kluczach świętą zawieszkę. Czy chcemy czy nie… wierzymy. Śmierć nas nie przeraża… no dobra niektórych kretynów zawsze będzie, ale to dlatego, że od śmierci bardziej boją się niespełnionego życia. - Oparła się na krześle, prostując ramiona i przyjrzała się uważniej rozmówcy. Nie badała go, nie sprawdzała, nie starała rozgryźć, jakby całkowicie akceptowała jego fakt istnienia w tej przestrzeni, a równocześnie… nie dostrzegała go. - Urodziliśmy się, by umrzeć. Co za różnica czy teraz… czy za trzydzieści lat. Może to dzięki nim… urodziliśmy się? Może po to zostaliśmy stworzeni? - Prychnęła z ironicznym rozbawieniem. Gdyż najwyraźniej nie przykładała tak wielkiej wagi do stanu swojego bytu. - Zresztą… skąd u “was” taki fatalizm… od razu zakładacie najgorsze.
- Nie wiem. Jak się najgorsze spełni, to mamy poczucie: “Aha! miałem rację”. Ot też jakieś spełnienie w krańcowo kiepskiej sytuacji. - Uśmiechnął się lekko. - A jak się nie spełni, to ulga, wobec przewidywanego czegoś. Masz rację, nie jestem religijny Yamasaki. Moja była żona była za nas oboje, ale w coś jednak wierzę. Każdy musi w coś wierzyć. Ja w siebie, w to co mam dookoła. I robi mi różnicę czy umrę teraz, jutro, czy za trzydzieści lat. Te wszystkie małe radości składające się na życie. Spełnienie też. Byłbym spełniony widząc jak moja córka za dwadzieścia lat jest szczęśliwa u boku dobrego człowieka, sama spełniona macierzyństwem. Chcę żyć. Dla mnie to ważne. Dlatego zabieram Twój czas, bo boje się, że ktoś mi to odbierze. Jeszcze jakiś kosmita opętujący ciało. To jak gwałt i mord w jednym.
- Jak się spełni najgorsze, to będzie ci wszystko jedno, bo już cię tu nie będzie… - zażartowała mocno ironizując swoim tonem głosu, jak człowiek, któremu nie pozostało już nic jak śmianie się z własnych problemów.
Kiwnęła jednak głową na znak, że zrozumiała punkt widzenia Ailica.
- Bardziej ci już nie pomogę, resztę będziesz musiał odkryć sam. To wszystko co wiem.
- Możesz pomóc, zresztą nie tylko Ty. - Szkot uśmiechnął się do dziewczyny. Szczerze i z jakąś ulgą. - Pięć dusz zostało wysłane na ziemię. Potem ostatni. Szósty, ten którego wspomnienia mam ja. Gdzieś tam został uwięziony ktoś inny. Ostatni z nich? Wszyscy tu mamy wspomnienia tych co w nas ‘weszli’. Gdyby połączyć te wszystkie wizje, wspomnienia. Udałoby się więcej zrozumieć. Znaleźć może jakiś klucz. Ja wiem na przykład tyle, że ten co siedzi we mnie jest opętany wielką miłością wobec… jakiejś innej duszy. To jak puzle. A ja mam tylko Ciebie Yamasaki, gdy ty jak twierdzisz spotkałaś już czwórkę. Przez ile? Kilka dni?
- Ja nic nie wiem… i… nie obchodzi mnie cała reszta. - Jej głos był bezbarwny i ogołocony z emocji. Mężczyzna widział przed sobą kobietę. Rozmawiał z nią jak mu się wydawało na poziomie, a jednak czuł w tym obrazie i fonii pewien dysonans. Jedno z drugim się nie zgadzało. Jej czyny i słowa nie pasowały do siebie. Zupełnie jakby powłoka starała się zachować pozory nakazane surowym wychowaniem i etykietą, a jej ego całkowicie się izolowało, albo wręcz nie rozumiało nie tylko tej rozmowy, ale całego wydarzenia.
- Nie chcę by Cię obchodziło, mogę być dla ciebie nikim - powiedział miękko. - Tak jak niczym jest dla Ciebie wszystko. Cały świat. Proszę Cię tylko o pomoc, jesteś moją nadzieją Yamasaki. Proszę.
- Jesteś niewdzięczny - oznajmiła gładko, zakładając nogę na nogę. Nie była jednak zła. Po prostu stwierdzała oczywisty fakt. - I zachłanny… ale przynajmniej umiesz powiedzieć proszę. Nie rozumiem jednak jak bardziej mogę ci pomóc. Wszystko co wiem powiedziałam.
- Będziesz miała pewnie kolejne wizje, jak ja. Miałaś już jakieś i… bardzo mi pomogłaś już dziś, ale rzekłaś jedynie o kilku ważnych kwestiach. Istotne mogą być szczegóły. - Alice zgasił papierosa w popielniczce. - I masz kontakt z innymi, czego nie mam ja. Mogę… - zawahał się. - Jeżeli tak nieprzyjemne jest dla ciebie moje towarzystwo, mogę założyć stronę www, z możliwością wpisów dla upoważnionych osób, zamiast spotkań jak tu teraz czy na kawie poza pracą. Podziel się tymi wspomnieniami i skontaktuj mnie z innymi noszącymi znamiona.
- Nie. - Miya podrapała się po szyi, a jej powieki opadły zdradzając znudzenie i zmęczenie. - Postarałam się, by już tu nigdy się nie pojawili. - Nie wiadomo czy mówiła prawdę, czy chciała w to wierzyć, może po części i jedno i drugie. - Nawet jeśli “rozwikłasz” tę zagadkę… jak niby chcesz ich powstrzymać? Skoro są w nas. Wszczepieni jak implanty. Lub dla lepszej wizualizacji… jak pasożyty, które powoli owijają się wokół naszych nerwów, powoli przejmując kontrolę. Toniesz. Pogódź się z tym, a może mniej będzie ci boleć. - Ostatnie słowa choć suche, wypowiedziane były w dobrej wierze lub litości.
- Tak. Pogodzić się… - Alice spojrzał na Yamasaki z jakiś bólem. - To jest jakieś rozwiązanie. Gdy ktoś bardzo cię krzywdzi, jest silniejszy, nie masz perspektyw…. można się wyłączyć. Pogodzić. Można też walczyć. Choćby spróbować walczyć o samą, samego siebie. Ja chcę przynajmniej spróbować. I to chyba nie jest już kwestia kulturowa, że jestem gaijinem.

Jego słowa wyraźnie nią wstrząsnęły. Jej blada cera pojaśniała jeszcze bardziej, zupełnie jakby skóra traciła pigment i stawała się przezroczysta. Na karku i szyi pojawiła się gęsia skórka, a czoło delikatnie zrosiło się potem. Miyako miała problem z równym oddychaniem, a spojrzenie czarnych oczu utkwione było w małym lufciku wychodzącym na ścianę sąsiedniego budynku, który wybudowany był jakieś pół metra obok kafejki.
Alice rozpoznał te oznaki, zdając sobie sprawę, że nie tylko trafił w czuły punkt, ale i… wywołał u kobiety atak paniki. Dławiącego lęku z którym musiała się zmierzyć, starając się nie dać po sobie poznać, że właśnie tonęła w odmętach własnych myśli.
- Yamasaki… - szepnął doskonale rozumiejąc co się może w niej dziać. - Oboje nas kiedyś bardzo skrzywdzono. Nie pozwólmy na to znowu. Pomogę ci, proszę pomóżmy sobie Yamasaki.
Natłok myśli bombardował Miyako ze wszystkich stron. Pierwotny i głęboko zakorzeniony strach, chwytał za serce, pozbawiając tchu. Niepohamowana złość napędzana bezsilnością domagała się sprawiedliwości w postaci siłowego wymuszenia posłuszeństwa na otoczeniu z jednoczesnym pragnieniem zakończenia swoich niekończących się katusz w wyniku poddania się i oddania w ręce śmierci.
Zaciskając mocno zęby, zgrzytała nimi jakby bezwiednie, skubiąc drżącymi palcami brew, jednocześnie starając się zepchnąć wszelkie uczucia z powrotem na drugą stronę muru, którym odgrodziła się od rzeczywistości.
- Nie mam sił ani ochoty ci pomagać, ale… ale jeśli któryś z nich się tu pojawi. Podam mu twój numer telefonu.
- Dziękuję. - Mimo wypowiedzianego słowa, jakby paradoksalnie na jego twarzy odmalował się zawód. Nie umknęły mu jej uczucia wyrywające się nawet tylko na ulotną chwilę. Ta chęć szerzenie wokół agresji w odruchu kamikaze. Niszczyć wszystko z żalu, bezsilności, odreagować coś co jej uczyniono, choćby miało to ją doprowadzić do zagłady. - Ja zaś mam siłę walczyć i siłę oraz chęć by Ci pomóc - wstał z krzesła zamierzając wyjść - czy to w kwestii niebieskich dusz, czy drzemiących w głębi demonów wspomnień. Nie będę cię niepokoił, uciesze się gdy się odezwiesz. Sayōnara Yamasaki. Arigatō.

Wychodząc z pokoju, pozostawił dziewczynę w chwili ciszy i totalnego odrętwienia. Wiedział jednak, że jego słowa dotarły tam… gdzie powinny.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 13-08-2017, 20:48   #58
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Sonoroki przemierzał powoli ulicę wracając do domu. Powiedział co wiedział Saito i poinformował kelnerkę. Zrobił swoje. Nie mógł zrobić nic więcej, a przynajmniej tak sądził. Shunsuke miał wątpliwości, które Saito wyłapał z jego wypowiedzi. Sny nie dawały jasnej odpowiedzi na to co się stanie z ich osobowościami. A przesłanki jakie kryły się we wspomnieniach nie były optymistyczne.
Sonoroki nie widział więc powodu, by współpracować z tym drugim ja. Nie zamierzał mu też przeszkadzać. Ponieważ istniała możliwość, iż zawdzięczał mu swoje życie. A poza tym... i tak nie wiedział, jak niby miałby mu przeszkodzić. Zresztą, choć przedstawił swą wiedzę Saito z kamienną twarzą, to rozmyślając nad swym położeniem grafik wiedział, że jest ono absurdalne. Grafik nie miał do kogo zwrócić się o pomoc. Lekarze wsadziliby go do izolatki tak nafaszerowanego prochami, że zobaczyłby wszystkie kolory niedostrzegalne gołym okiem. Bo jego opowieść do tego się właśnie kwalifikowała. Shunsuke nie potrafił odgadnąć czy uznaliby jego słowa za przejaw paranoi, schizofrenii czy innego nerwowego załamania… ale “fachowcy” na pewno znaleźliby jakąś mentalną chorobę, by wytłumaczyć jego historyjki.
Przecież nie pójdzie na policję, a i w internecie nie ma co szukać opowiastek o niebieskich kosmitach. Wszak popularne były szaraki. Sytuacja Shunsuke i pozostałych naznaczonych, była na tyle wyjątkowa że musieli radzić sobie sami. Głównie wędrując po omacku pośród losowych wspomnień. Nie było warto więc się tym przejmować, tym bardziej że Sonoroki miał ważniejsze. Gdy dotarł do domu, grafik od razu uruchomił laptopa.


Nie szukał niebieskich kosmitów. To byłoby absurdalne. Pierwsze więc co zrobił to wpisał w wyszukiwarkę frazę:” Dziennik Anny Frank”.

Cytat:
...powstała na podstawie obszernych fragmentów pamiętnika napisanego przez Anne Frank podczas ponad dwuletniego pobytu w ukryciu jej rodziny oraz czwórki znajomych w czasie niemieckiej, nazistowskiej okupacji Holandii. Ich kryjówka została ujawniona przez donosiciela (najprawdopodobniej Holendra) w sierpniu 1944 roku, a Anne Frank zmarła na tyfus w obozie koncentracyjnym Bergen-Belsen, krótko przed wyzwoleniem…
No pięknie. A potem zaczął czytać fragmenty.

Cytat:
… To jest ta trudność dzisiejszych czasów: ideały, marzenia, piękne oczekiwania jeszcze się nie zdążą rozwinąć, a już zostają trafione i totalnie zniszczone przez najbardziej przerażającą rzeczywistość…
Głębokie i intelektualne.

Cytat:
Kiedy czytam książkę, która robi na mnie wrażenie, muszę sama w sobie zaprowadzić gruntowny porządek, nim udam się między ludzi, inaczej pomyślano by o mnie, że mi się pomieszało w głowie.
Łatwo więc mu było sobie wyobrazić samą sztukę, dość kontrowersyjną w Japonii, która sama była jednym z państw Osi i jest oskarżana przez Chińczyków o zbrodnie wojenne. Zresztą słusznie oskarżana, jak mu tłumaczyła babcia (która po śmierci dziadka stała się czarną owcą rodziny).
Szykowała się wycieczka do teatru na babską sztukę, na którą dziewczyny zabierają swoich chłopaków. By wykazali się wrażliwością. Tyle że Sonoroki nie miał ochoty wykazywać się wrażliwością, tym bardziej że Chisako nie była jego dziewczyną. Ani być nie zamierzała.

Nie martwiło to samego Japończyka. Akceptował jej decyzję. Nie byli zakochanymi nastolatkami, tylko dwiema samotnymi duszami w wielkim mieście. Natomiast nie miał ochoty cierpieć, wraz innymi nieszczęśnikami zaciągniętymi na tą sztukę teatralną przez swe żony, narzeczone i kochanki. Będzie musiał jakoś się wykpić z samego przedstawienia. Wolał jednak być chamem, niż wysłuchiwać tekstu, który nużył w dużych dawkach. A jeśli się nie uda… Shunsuke miał kiedyś odtwarzacz mp3. Wraz z dyskretnymi słuchawkami pozwoli mu przespać te przedstawienie. Oby.
Musiał go tylko odnaleźć załadować baterię i zapełnić jego pamięć porządną muzyką. A potem będzie miał czas na jakiś posiłek zamówiony do domu i parę filmów, zanim będzie się musiał zebrać na spotkanie z Chisako.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 13-08-2017 o 21:25.
abishai jest offline  
Stary 14-08-2017, 02:26   #59
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

Orochi bał się trochę na myśl, że Arashi mogłaby się już teraz wprowadzić. To by oznaczało, że sprawy dzieją się za szybko. Przecież był jeszcze młody! gdzie jego wolność? Należy mu się! tak jak innym!
No ale Orochi nie był z tych, którzy potrafiliby wydukać cokolwiek poza “cześć”
- Cześć. - chłopak zamachał dziewczynie. - To na górze - wskazał schody prowadzące do swojego pokoju i dopiero jak Arashi zaczęła targać do środka swój tobół, coś tknęło nastolatka. - pomogę ci, czekaj - chwycił za walizkę bo tak chyba wypadało, a co ważniejsze, nie chciał by jego narzeczona zmęczyła się i straciła ochotę na seks.
Bo on ochotę miał.
Orochi szarpnął za walizkę. Nie była bardzo ciężka, choć i on nie był specjalnie zbudowany, toteż jej waga nieco przytłoczyła drobnego Japończyka. Ale był w stanie ją unieść i jakoś wtargać do swojego pokoju. Arashi weszła za nim, nie odzywając się. Nawet się nie przywitała. Nie rozejrzała. W sumie kiedyś już tu była... gdy ich rodzice rozmawiali o zaręczeniu młodych.
Teraz dziewczyna po prostu klęknęła przy walizce i otworzyła ją. Po chwili tajemnica, dotycząca zawartości pakunku, sama się rozwiązała. Arashi zaczęła rozwieszać ubrania w plastikowych pokrowcach. Nie były to jednak zwykłe ciuchy, a kostiumy przywodzące na myśl różne filmy, książki, animce i seriale. Orochi rozpoznał strój Hermiony z Harry’ego Pottera, Królewny Śnieżki, Misty z Pokemonów, Lary Croft i coś, co wyglądało na seksowną wersję star troopera.

[MEDIA]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/4a/8f/f2/4a8ff2c36a1e996691c1aba509b7066a--star-wars-sexy-sexy-star.jpg[/MEDIA]

- Nie mam jeszcze Avatara - powiedziała z powagą Arashi - Ale zamówiłam farbę do ciała i zaczęłam szyć. Za tydzień powinnam skończyć.
Cosplay był w zasadzie nawet dość pospolitym hobby wśród młodych japończyków a kimże właśnie był Orochi, jeśli nie pospolitym młodym japończykiem?
- Super! - wypsnęło się chłopakowi, wręcz niemal speszył się własną otwartością. - może… może ja bym cię pomalował? Znaczy… pomógł? - zamotał się - no wiesz, gdzieś gdzie trudno samemu dostać? - wymyślił wpatrując się tępo w dekolt narzeczonej, po czym go olśniło:
- chcesz uprawiać seks w przebraniu?
Dziewczyna skinęła głową, nic nie mówiąc jednak. Dopiero gdy wyjęła z walizki wszystkie ubrania, sięgnęła po leżący na dnie mniejszy kuferek. Podała go Okiemu.
- Do malowania. - burknęła w ramach wyjaśnienia.
Chłopak odebrał pojemnik z dłoni dziewczyny a gdy ich palce się zetknęły aż dreszcz podniecenia przeszedł mu po karku. Im lepiej poznawał Arashi, tym bardziej wartościową i ciekawą, dziewczyna się dla niego malowała. Orochi nie wiedział, czy bardziej intryguje go jej osoba, czy podnieca jej ciało… no dobra: Ciało pewnie jednak bardziej chłopaka interesowało, ale samą różnice między podnieceniem a zainteresowaniem trudno mu było tak naprawdę wychwycić. Nie wiedział w ogóle czy takowa istniała.
Chłopak przełknął ślinę - przynajmniej od strony jednej głowy był w stanie kontrolować wyciek wilgoci, cofając ją do tyłu. Otworzył kuferek.
- Arashi, szybko się rozbieraj bo chcę cię pomalować a… nie wiem ile wytrzymam. - wyznał.
Dziewczyna skinęła głową, po czym zaczęła posłusznie zrzucać z siebie fatałaszki. Zawahała się przy bieliźnie - miała na sobie śliczny, choć nieco przyciasny komplecik w cielistym kolorze.
[MEDIA]http://cavolump.com/wp-content/uploads/2016/07/%E6%BB%9D%E6%B2%A2%E4%B9%83%E5%8D%97%E3%82%A8%E3%8 3%AD%E7%94%BB%E5%83%8F-20.jpg[/MEDIA]
Chłopak nie czeka dłużej: dosłownie rzucil sie na dziewczyne uzbrojony w pendzel! Orochi szybko oswobodził narzeczona z bielizny.
- Och Arashi… - powtarzał jak mantrę wpatrując się w nagi dekolt, ugniatając go, wąchając i wreszcie... malując!
Chłopak Picassem nie był, Casanovą zresztą też nie. Jednak jak kiedys zaslyszal: “mężczyznę nie ocenia sie po tym jak zaczyna, ale jak kończy”. A Orochi ukończył szybko.
I często.
Mimo iz nastolatek starał się nie brudzić zbytnio pościeli i to nie tylko farbą (bo przecież mama może krzyczeć) to jakoś tak wyszło kolorowo…
I kleicie.

Kiedy Arashi zakomunikowała, że idzie do domu. Orochi trochę się zdziwił: czyżby robił to nie tak jak trzeba? Przeciez tyle z siebie dał. No ale chyba jednak wszystko było okej i ostatecznie chłopakowi nawet kamień z serca spadł, ze Arashi jednak się nie wprowadza.
Kiedy dziewczyna zbierała się do wyjścia, Orochi czuł, że powinien coś powiedzieć, jakos dac Arashi znać, że mu zależy i w ogóle, że o nią dba.
Myślał o tym tak intensywnie, iż niemal pozwolił narzeczonej po prostu wyjść...
- Arashi! - chłopak krzyknął za dziewczyną w ostatnim momencie - pamietaj, zeby te pigulki brac co ci mama dała. powiedzial w koncu.

Orochi był autentycznie zmęczony, przy czym pierwszy raz w życiu, zmęczenie laczylo sie z zadowoleniem! Arashi faktycznie musiała być niesamowita, może rodzice jednak mają rację?

Chłopak postanowił zatrzeć ślady jego schadzki z narzeczoną sprzątając pokój, to jest zwijając pościel z łóżka i wrzucając ją do pojemnika na brudy.

Wtedy go natchnęło.
A moze on tez sie zacznie przebierać dla Arashi. Może za tego awatara? Chlopak zaczal googlac kwestie koło piątej, zaś przed szóstą już eksperymentował z farbami, wysyłając co chwile zdjęcia z postępów swojej narzeczonej.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline  
Stary 17-08-2017, 11:53   #60
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Japonia, Tokyo, niedziela, wieczór

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=2XEjmvDvtNk[/MEDIA]

- Majorze! Majorze, pilna sprawa!

Peter O’hrurg podniósł swoje pogodne choć niemłode już oblicze na przybysza, który właśnie stanął w drzwiach gabinetu tymczasowej siedziby oddziału Beast Of Blood. Była to nieformalna jednostka składająca się ze specjalistów z całego świata, prowadzących akcję „Głuchy telefon”.

Przybyszem okazał się ciemnoskóry profesor nanofizyki. Mężczyzna mimo podeszłego wieku wydawał się niezwykle podniecony.

- Mamy ich! Znów taksówki… to był świetny plan – mówił, posapując z wysiłku, jakim było dla niego pokonanie kilkudziesięciu metrów korytarza.
- Ilu?
- Dwóch pewnych! I siedmiu podejrzanych.
- Wspaniale. Nawet jeśli to tylko tych dwóch, to jesteśmy na dobrej drodze. Rozumiem, ze teoria o rezonansie tengomagnetycznym się sprawdza?
- Tak, wychodzi na to, że rezonują, gdy znajdą się w swoim pobliżu.
- Świetnie. W ten sposób wyłowimy resztę. No i czas na drugą fazę akcji Głuchy telefon.
- Kontakt bezpośredni?
- Zgadza się. Przy czym nie możemy ich wystraszyć. Procedura nocnej lampki. Niech sierżant Ann dopracuje szczegóły dziś wieczór. Jutro rano zaczniemy.
– major odchylił się na fotelu – To wielki dzień.
- Taaak, wreszcie… wreszcie ich zbadamy.
- Myślałem raczej o poznaniu, ale ma pan rację. Informacje to nasz priorytet.




Shunsuke
Kiedy zjawił się w teatralnej restauracji, Chisako już na niego czekała. Ubrana w jasną, dopasowaną sukienkę, jakby specjalnie kupioną na tę okazję idealnie wpasowywała się w eleganckie wnętrze.

[MEDIA]https://i.pinimg.com/236x/da/b6/54/dab654adce8456617a3901c469b10fb2--cheongsam-dress-japanese-street-fashion.jpg[/MEDIA]

- Dziękuję, że się zgodziłeś na to spotkanie. – powiedziała cicho, patrząc na niego z dołu, jakby wciąż zawstydzona – Może napijemy się czegoś? Do spektaklu mamy jeszcze godzinę.

Odruchowo spojrzał na wyświetlacz z informacjami o granych obecnie przedstawieniach. Nawet nie poczuł jak odpłynął.

Nagle przed jego oczami zaczęły skakać dziwne kolorowe słupki i okręgi na czymś, co mogło być odpowiednikiem ekranu monitora.
- Kalibracja transferu gotowa. - usłyszał strumień myśli niebieskoskórej kobiety o czarnych, splecionych w warkocze włosach.
Był napięty niczym struna. W końcu to on brał za wszystko odpowiedzialność… za wszystkich tych, którzy jeszcze żyli. Ponad dziwnym monitorem w czymś na podobieństwo kosmicznej kapsuły leżała błekitnoskóra, eteryczna istota.
- Powodzenia, księżniczko...
Jakiś inny błękitny osobnik, bardziej męski z wyglądu, pochylił się nad piękną istotą, podając jej zastrzyk.
- Będę na was czekać... - szepnęła owa księżniczka, po czym zamknęła złociste oczy.
KANAŁ TRANSFERU OTWARTY



- Sonoroki-kun? Sonoroki?! – Chisako przypadła do niego, gdy upadł na kolana. W jej głosie słyszał prawdziwą panikę.
Tymczasem zawrót głowy minął, wizja zniknęła. Podniósł dłoń, by odgarnąć włosy. I wtedy je zobaczył. Cholerne uszka znów tam były!


Saito, Haruka
Cytat:
Sorry maleńka, jednak nie dam rady. Może później. Odezwę się. Całuję tam gdzie lubisz.
K.
Po tym smsie Haruka wrzuciła komórkę do szafki z ciuchami. Znów to ona miała czekać? Znów to ona miała się dostosować? Przypominało to trochę ich dawny związek.

Nie! Teraz miała swoje życie, swoją pracę! I na niej zamierzała się teraz skupić. Podkręciła głośniej muzykę, co szefowa przyjęła z zadowoleniem, mrugając do niej szelmowsko okiem i nic sobie nie robiąc z postękującego na fotelu faceta, któremu właśnie dziarała wewnętrzną stronę uda.
Tym sposobem Oshiro nie usłyszała nadejścia kolejnego SMS-a.

Saito czekał zaś na odpowiedź od Haruki, lecz ta nie nadchodziła. Może tatuażystka była w pracy? W końcu w jej zawodzie pracowało się raczej wtedy, gdy ludzie mieli wolne żeby móc się tatuować.

Jako że dzień był piękny, postanowił przespacerować się nieco i zajrzeć do studia, gdzie sam kiedyś robił tatuaż. A może go zignorowała? Może wczoraj była tylko uprzejma, a tak naprawdę traktowała go jak natręta? Tak jak ta kelnerka i ten rysownik… Shunsuke. Szczególnie ten ostatni przypadek bolał. Nie wiadomo czemu, ale bolał. I to bardzo.

Saito stanął pod wielkimi, ozdobionymi rysunkami oknami studia tatuażu. Był taki samotny… samotny… zupełnie jak wtedy.

- Czego chcesz? – to pytanie wydobyło się z jego umysłu, a skierowane było do niebieskoskórej dziewczyny o rozwianych włosach i zaszklonych łzami oczach.
- Ka… kapitan… nie żyje.
- Co?! Motsamaisi?! Nie… niemożliwe. Kłamiesz! – Saito poczuł, jak ziemia usuwa się spod jego stóp. Usiadł na posłaniu – tym samym w którym jego „dusza” spała z mężem.
- Wirus nagle wzmógł aktywność. Podobno na koniec tak może się dziać. Zdążyliśmy jednak przeprowadzić poprawnie transfer. Jego dusza jest już na Ziemi.
- Nie… niemożliwe… Yakalafi mówił, że mamy czas… że to raczej ja pierwsza. – łzy same zaczęły płynąć.
- Tak mi przykro Mofuputsi – dziewczyna, nazywająca siebie tkaczką, chciała podejść, lecz rezydentka Saito zatrzymała ją gestem dłoni.
- Ani się waż! Nigdy nie wybaczę ci śmierci Rasthy! Wynoś się! – warknęła.
- Nie powinnaś być teraz sama…
- WYNOŚ SIĘ!!!
Jakieś naczynie w mgnieniu oka pomknęło w stronę kobiety i rozbiło się na ścianie. Ta zaś umknęła, przestraszona. Postać nazywana przez pozostałych błękitnoskórych Mofuputsi została sama… całkiem sama. Wszyscy jej bliscy odeszli…
Przez zamglone łzami oczy, jej wzrok skierował się na leżące przy posłaniu ostrze należące do Motsamaisi’ego.
Saito zrozumiał, co planuje. Czuł wszak tę bezdenną pustkę w sercu. Pustkę, której chciał się pozbyć… nawet za cenę życia.



- Nosz kurrrr… patrz! – Asao wskazała na witrynę salonu – Jakiś pijak akurat tutaj musi się zataczać!

Haruka, która akurat skończyła ostatnie zlecenie i sprzątała swoje stanowisko, podniosła wzrok we wskazanym kierunku. Faktycznie przy szybie, oparty rękami, jakby zaraz miał upaść, stał jakiś mężczyzna. Choć rysunki częściowo go zasłaniały, tatuażystka rozpoznała długą grzywę włosów. Saito!


Orochi (i Yamasaki)
Chociaż starał się jak mógł, Arashi nie odpowiadała na jego MMS-y z metamorfoz. Dopiero gdy zapytał wprost czy jej się podoba, odpisała „Tak”.
Zachęcony tym faktem, podesłał jej jeszcze kilka fotek. Tak się tym zresztą nakręcił, że dopiero odgłos otwieranych drzwi zewnętrznych go otrzeźwił! Szybko pochował farbki i przemknął pod prysznic. Na szczęście udało mu się uniknąć spotkania z ojcem, którego odgłosy kroków rozpoznał na schodach.

-Orochi, jesteśmy! – zakomunikował żywiciel rodziny – Chodź, przywieźliśmy ciepłe bataty dla ciebie.
- Zaraz przyjdę!
– odparł chłopak zza drzwi łazienki, podziwiając w lustrze swoją twarz z malunkiem a’la Braveheart.

Reszta wieczoru minęła już raczej standardowo. Rodzice rozsiedli się przed telewizorem, siostra szlajała się ze znajomymi, a Orochi zaszył się w swoim pokoju. Akurat czytał o sposobach mumifikacji zwłok w starożytnej Mezopotamii (było dużo zdjęć mumii!), gdy mama zawołała z dołu:

- Orochi! Koleżanka do ciebie! Podobno macie jakiś projekt w szkole razem i chciała porozmawiać. Tylko jest na rolkach i prosi, żebyś do niej zszedł!

Koleżanka? Projekt? Orochi pierwsze słyszał, jednak posłusznie wyszedł z pokoju i skierował się do wyjścia.

- Tylko nie zdradzaj Arashi!
– rzucił żartobliwie ojciec. Razem z matką zaczęli rechotać, jakby to był najlepszy żart świata.

Gdy tylko Oki wyszedł przed klatkę bloku, poczuł jak ktoś zakłada mu dźwignię na szyję. Nie mogąc krzyknąć, chłopak zorał zmuszony do tego by klęknąć. Druga ręka błyskawicznie wywinęła mu skrzydełko na plecach. Dopiero wtedy dźwignia została zdjęta, a Orochi mógł zobaczyć pochyloną nad sobą Aino i jej dwie koleżanki.

- Mówiłam, że cię dorwę, gównojadzie. – warknęła dziewczyna. W makijażu i „normalnych” ciuchach była niemal nie do rozpoznania.

[MEDIA]http://data.whicdn.com/images/172573510/original.jpg[/MEDIA]

Yamasaki (i Orochi)
Praca, praca, praca… Ledwo zamknęła ‘Domowe Pyszności’, musiała iść do kolejnej pracy. O ile jednak klienci nie okażą się dupkami, ta mogła się okazać przyjemna. Lubiła tańczyć na rurze. Lubiła „zmieniać skórę”. Makijaż, peruki, fikuśne stroje… musiała przyznać, że to lubiła. I potrzebowała teraz, gdy… wciąż czuła rozstrojenie z powodu rozmowy z tym gaijinem. Tak, w sumie lubiła swoją nocną pracę. Tylko namolnych klientów nie lubiła, ale żadna bajto nie jest idealna…

W sumie to Miyako sama nie wiedziała czy to doświadczenie z poprzedniego wieczora, czy też inny impuls sprawił, że postanowiła dotrzeć do klubu go-go nieco inną drogą. Początkowo więc szła przez niewielki park, potem zaś przez osiedle mieszkaniowe. Choć starała się z nikim nie nawiązywać kontaktu wzrokowego, to ona pierwsza dostrzegła trzy dziewczyny znęcające się nad jakimś chłopakiem. Jako że nastolatki były wyraźnie zajęte ofiarą, żadna nie zwróciła uwagi na stojącą za płotem kobietę.

Głowa chłopaka była skryta w cieniu i Yamasaki nie potrafiła do końca zobaczyć jego rysów twarzy. Zobaczyła natomiast, że symbol na jej dłoni znów jaśnieje metalicznym blaskiem.


Alice
Alice jak zwykle zjawił się w teatrze godzinę przed pierwszym przedstawieniem. Dziś w planie były dwa spektakle, czyli koło 24 będzie wolny i będzie mógł się nawalić. A jutro cały dzień laby. Może warto będzie skontaktować się z Asuką?

Mężczyzna wypalił papierosa przed wejściem dla personelu, po czym ruszył w kierunku swojej przebieralni. Nie miał jej co prawda na wyłączność, bo współdzielił z dwójką innych aktorów, ale przynajmniej nie musiał korzystać z wspólnego pomieszczenia, gdzie zawsze ktoś komuś podkradł szczotkę, szminkę, ulubiony podkład… i wiecznie wybuchały tam awantury.

Ledwo jednak zamknął za sobą drzwi wejściowe, gdy z bocznego pomieszczenia wyskoczyła Natsuko w pełnej charakteryzacji gejszy, przez co początkowo nie poznał koleżanki po fachu.

[MEDIA]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/236x/c3/d0/48/c3d04850f2353936fc8f6520671e0a7e--geisha-japan-japanese-geisha.jpg[/MEDIA]

- Alice-chan… nie powinieneś tu przychodzić – szepnęła – Szukają cię… Yakuza.
Mówiąc to, rozejrzała się lękliwie.
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 17-08-2017 o 12:34.
Mira jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:50.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172