Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-08-2017, 22:17   #122
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Udało się. Jakimś cudem udało im się załapać na autobus i to w takiej dziczy. Samantha miała ochotę wybuchnąć śmiechem czego jednak w końcu nie zrobiła, zadowalając się jękiem, który wyrwał się spomiędzy przygryzionych warg. Musiała wziąć się w garść, nie mogła tak po prostu się poddać. Tym bardziej, że wszystko zaczynało wskazywać na to, że jednak uda im się wyjść cało z tego szaleństwa.

Nie wszystkim jednak, na co dowód miała tuż obok w postaci martwego ciała Kimberly. Kolejnej, niewinnej ofiary obozu iście z horrorów. Survival na całego, tyle że w tej nieco bardziej krwawej wersji niż te, do których przywykła. Ponownie w jej myśli zawitało pytanie o to skąd tamci w ogóle się wzięli. Przecież obozowisko było miejscem, które jednak odwiedzają turyści, grupy takie jak ich i prywatne wycieczki. Gdyby te ataki miały miejsce regularnie ktoś z pewnością zwróciłby na nie uwagę. Taka ilość zaginionych osób nie mogła po prostu zniknąć wśród papierkowej roboty. Bo w to, że ich grupa była pierwszą, która została zaatakowana nie wierzyła. No i dalej - skąd oni się w ogóle wzięli?

Gdy autobus w sposób dość gwałtowny dokonał swego żywota, a przynajmniej stracił dla nich na obecną chwilę przydatność, Sam aż zaklęła. Cicho co prawda, tak że chyba tylko Ves ją usłyszała, ale jednak… Zupełnie jakby koła nie mogły poczekać jeszcze trochę i dać ciała gdy już znajdą się w bardziej cywilizowanym miejscu. Zaczęła wstawać z miejsca, gdy usłyszała pytanie Danny’ego, które sprawiło że zamarła.
- Bay… On nie żyje - poinformowała kolegę, wyręczając w tym Vesnę, którą to zaraz objęła. Musiała przecież być silna za nie obie, bez względu na to co sama czuła i co przeżywała. Musiała… Tylko skąd do cholery miała na to wszystko brać siły? Drugą dłoń zacisnęła na trzonku siekiery. Bez dalszych słów wyjaśnienia pomogła przyjaciółce wyjść z autobusu nie zapominając przy tym o swoich zapasach. Niby wyrwali się bezpośredniemu zagrożeniu ale jeszcze nie byli w domu.

Dopiero będąc na zewnątrz odpowiedziała na pozostałe pytania.
- Nic nam nie jest. I pewnie, to najlepsze wyjście żeby spróbować dotrzeć do budki. Tylko czy na pewno zastaniemy tam kogoś chętnego do pomocy czy wręcz przeciwnie, to już inna sprawa - dodała, grzebiąc w worku w poszukiwaniu butelki z wodą. - Najpierw jednak może chociaż pobieżnie opatrzymy te twoje rany? Mam jakieś plastry, gazy i… wodę - oznajmiła, wyciągając niewielką, plastikową butelkę. Jak nic najlepiej byłoby jak najszybciej ruszyć dalej ale na obozach zawsze powtarzano że ranami trzeba się zajmować w pierwszej kolejności zanim wda się w nie infekcja, a w przypadku głębokich ran - zanim poszkodowana osoba straci za dużo krwi. Co prawda Danny nie wyglądał na ciężko rannego nie znaczyło to jednak, że zaniechanie pierwszej pomocy było uzasadnione.
- To zajmie chwilę, Ves i pani Marshall mogą ruszyć przodem, a my ich dogonimy. To chyba nie będzie stanowiło problemu? - zapytała, spoglądając na nauczycielkę, następnie na swoją przyjaciółkę, a na koniec na Danny’ego. Z dogonieniem raczej problemu mieć nie powinni. Chciała też zerknąć na koła. To, że oba poszły jednocześnie wydawało się jej dziwne. To że widzenie wszędzie zagrożenia zakrawało na paranoję, postanowiła chwilowo zignorować. Tatko będzie się mógł zająć naprostowywaniem jej psychiki gdy już szczęśliwie do niego dołączy, nie wcześniej.
- No ale to jak już chcesz… chcecie - poprawiła się bo w końcu teraz była w grupie, a której każdy miał prawo do własnego zdania i własnych decyzji. Nie żeby wcześniej, będąc z Ves te zasady nie obowiązywały ale też wcześniej to ona była odpowiedzialna za ich przetrwanie, a teraz ta odpowiedzialność została nieco podzielona. Jeżeli chłopak nie będzie chciał jej pomocy to w porządku, pójdą dalej. Jeżeli będzie chciał ale pani Marshall i Ves nie będą chciały się rozdzielać to po prostu uwinie się szybko z opatrywaniem, podobnie jak w sytuacji gdy jej pomysł przejdzie w pełni.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline