Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-08-2017, 23:22   #121
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Na krótki moment - co najwyżej ułamek sekundy - przed oczami Deana zamigotała scena z pierwszej obozowej imprezy. Rozmawiał z Kayą na pomoście, choć to bardzo łagodne słowo nie w pełni oddawało natury tamtej konwersacji. Każdy detal - ton głosu, mina dziewczyny, nawet powiew wiatru, czy ówczesne skąpe oświetlenie - zapisało się w pamięci van der Veena jak na kliszy.

Cytat:
- Co zrobię to nie twoja brocha, więc wykurwiaj - powiedziała wtedy van der Ophem. - Albo się utop, będzie bliżej.

Dean rzeczywiście spojrzał na jezioro. Pomysł, że mógłby się w nim utopić był… interesujący.
- Myślę, że taka śmierć rzeczywiście najbardziej pasowałaby do mnie - uśmiechnął się do wytatuowanej suki, po czym obrócił się i zaczął iść w stronę imprezy. - Dbaj o siebie - rzucił na koniec. Wyciągnął z kieszeni papierosa i zapalił.

- Nie pierdol tylko zrób to. Zabij się - doleciało do niego zza pleców. Rozbawiony, złośliwy głos, niosący się po wodzie i ginący w hałasie generowanym przez ognisko wraz z otoczeniem. Do jego uszu jednak jeszcze docierał - Zrobisz nam przysługę. Dla świata. Zostaniesz bohaterem, jak tak bardzo ci odpierdoliło z bólu dupy.
Czyżby to była przepowiednia? Tą krótką rozmową pod firmamentem pełnym gwiazd wspólnie zapisali jego przyszłość? Czy to właśnie wtedy opadła na niego ciężka klątwa, która niczym kotwica miała pociągnąć go na dno jeziora w odpowiednim momencie... czyli właśnie teraz? Dean parsknąłby śmiechem, lecz tak właściwie wcale nie było mu wesoło. Prawie słyszał chichot złośliwych elfów, faunów i bogów, którzy niczym krawcowie skroili czar na jego miarę. Sam odział się w niego, z własnej woli wskakując do jeziora. Przekleństwo losu, z którym już raczej nie wygra. Dlatego też w tej chwili bardziej bał się o Claire niż o siebie. Ona jeszcze mogła wyjść z tego cało.

Mocny ból przeszywał ciało Deana. Zaczerpnął głęboki haust powietrza i pozwolił ciału powoli opadać na dno. Już miał się poddać, kiedy jeszcze raz usłyszał ostatnie słowa Kai. "Zostaniesz bohaterem". Miał nadzieję, że przepowiednia - jeżeli już miała się spełnić - to spełni się w całości. Wyciągnął prawą rękę za siebie, aby pomacać uchwyt tasaka, który wetknął za pasek spodni przed skokiem do jeziora. Wyciągnął go i spojrzał na srebrny błysk ostrza, dziwnie odbijany przez falujące prądy wody. Czy tak wygląda oręż bohatera? Postanowił, że się o tym przekona.

Liczył na to, że Czerwona Koszula uzna go za pokonanego. Z perspektywy mężczyzny - mocno okrojonej przez rozpryski wody wytworzone pływaniem - Dean dostał, po czym osunął się na dno. Van der Veen przewidywał, że weźmie sobie na następny cel Claire. Zacznie płynąć w jej kierunku... a wtedy Dean, będąc pod Czerwoną Koszulą, rozpruje mu brzuch. Trafi, aby zabić. Władca dzikusów nie marnował czasu, poruszał się szybko, więc Holendrowi powinno wystarczyć powietrza w wytrenowanych płucach. Miał sparaliżowaną lewą rękę i bark, jednak obie stopy z rozpiętymi błonami pomiędzy palcami oraz nogi... pozostawały nienaruszone. Miał nadzieję, że wystarczą, aby utrzymać go na stałym poziomie. Prawa ręka i bark - także nietknięte - zdawały się być w stanie wymierzyć cios. A przynajmniej tak Dean sobie powtarzał, aby kompletnie nie oszaleć. Znalazł piękny i wzniosły cel - zabić Czerwoną Koszulę - i postanowił skupić się na nim w całości.

Van der Veen wpatrzył się w zbliżające się ciało mężczyzny. Adrenalina podkręciła wszystkie jego zmysły do granic możliwości.
 
Ombrose jest offline  
Stary 13-08-2017, 22:17   #122
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Udało się. Jakimś cudem udało im się załapać na autobus i to w takiej dziczy. Samantha miała ochotę wybuchnąć śmiechem czego jednak w końcu nie zrobiła, zadowalając się jękiem, który wyrwał się spomiędzy przygryzionych warg. Musiała wziąć się w garść, nie mogła tak po prostu się poddać. Tym bardziej, że wszystko zaczynało wskazywać na to, że jednak uda im się wyjść cało z tego szaleństwa.

Nie wszystkim jednak, na co dowód miała tuż obok w postaci martwego ciała Kimberly. Kolejnej, niewinnej ofiary obozu iście z horrorów. Survival na całego, tyle że w tej nieco bardziej krwawej wersji niż te, do których przywykła. Ponownie w jej myśli zawitało pytanie o to skąd tamci w ogóle się wzięli. Przecież obozowisko było miejscem, które jednak odwiedzają turyści, grupy takie jak ich i prywatne wycieczki. Gdyby te ataki miały miejsce regularnie ktoś z pewnością zwróciłby na nie uwagę. Taka ilość zaginionych osób nie mogła po prostu zniknąć wśród papierkowej roboty. Bo w to, że ich grupa była pierwszą, która została zaatakowana nie wierzyła. No i dalej - skąd oni się w ogóle wzięli?

Gdy autobus w sposób dość gwałtowny dokonał swego żywota, a przynajmniej stracił dla nich na obecną chwilę przydatność, Sam aż zaklęła. Cicho co prawda, tak że chyba tylko Ves ją usłyszała, ale jednak… Zupełnie jakby koła nie mogły poczekać jeszcze trochę i dać ciała gdy już znajdą się w bardziej cywilizowanym miejscu. Zaczęła wstawać z miejsca, gdy usłyszała pytanie Danny’ego, które sprawiło że zamarła.
- Bay… On nie żyje - poinformowała kolegę, wyręczając w tym Vesnę, którą to zaraz objęła. Musiała przecież być silna za nie obie, bez względu na to co sama czuła i co przeżywała. Musiała… Tylko skąd do cholery miała na to wszystko brać siły? Drugą dłoń zacisnęła na trzonku siekiery. Bez dalszych słów wyjaśnienia pomogła przyjaciółce wyjść z autobusu nie zapominając przy tym o swoich zapasach. Niby wyrwali się bezpośredniemu zagrożeniu ale jeszcze nie byli w domu.

Dopiero będąc na zewnątrz odpowiedziała na pozostałe pytania.
- Nic nam nie jest. I pewnie, to najlepsze wyjście żeby spróbować dotrzeć do budki. Tylko czy na pewno zastaniemy tam kogoś chętnego do pomocy czy wręcz przeciwnie, to już inna sprawa - dodała, grzebiąc w worku w poszukiwaniu butelki z wodą. - Najpierw jednak może chociaż pobieżnie opatrzymy te twoje rany? Mam jakieś plastry, gazy i… wodę - oznajmiła, wyciągając niewielką, plastikową butelkę. Jak nic najlepiej byłoby jak najszybciej ruszyć dalej ale na obozach zawsze powtarzano że ranami trzeba się zajmować w pierwszej kolejności zanim wda się w nie infekcja, a w przypadku głębokich ran - zanim poszkodowana osoba straci za dużo krwi. Co prawda Danny nie wyglądał na ciężko rannego nie znaczyło to jednak, że zaniechanie pierwszej pomocy było uzasadnione.
- To zajmie chwilę, Ves i pani Marshall mogą ruszyć przodem, a my ich dogonimy. To chyba nie będzie stanowiło problemu? - zapytała, spoglądając na nauczycielkę, następnie na swoją przyjaciółkę, a na koniec na Danny’ego. Z dogonieniem raczej problemu mieć nie powinni. Chciała też zerknąć na koła. To, że oba poszły jednocześnie wydawało się jej dziwne. To że widzenie wszędzie zagrożenia zakrawało na paranoję, postanowiła chwilowo zignorować. Tatko będzie się mógł zająć naprostowywaniem jej psychiki gdy już szczęśliwie do niego dołączy, nie wcześniej.
- No ale to jak już chcesz… chcecie - poprawiła się bo w końcu teraz była w grupie, a której każdy miał prawo do własnego zdania i własnych decyzji. Nie żeby wcześniej, będąc z Ves te zasady nie obowiązywały ale też wcześniej to ona była odpowiedzialna za ich przetrwanie, a teraz ta odpowiedzialność została nieco podzielona. Jeżeli chłopak nie będzie chciał jej pomocy to w porządku, pójdą dalej. Jeżeli będzie chciał ale pani Marshall i Ves nie będą chciały się rozdzielać to po prostu uwinie się szybko z opatrywaniem, podobnie jak w sytuacji gdy jej pomysł przejdzie w pełni.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 14-08-2017, 06:52   #123
 
Ardel's Avatar
 
Reputacja: 1 Ardel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputację
"Kim jest bezpieczna, nie jestem już nikomu potrzebny. Poleżę tutaj. Tak, właśnie tak" - myślał czarnoskóry, nie zastanawiając się nad oddalonymi pluskami, przypominającymi płynących ludzi. Nie. Jerry postanowił żyć, więc leżał płasko w kajaku i nie wychylał się. Nie miał najmniejszego zamiaru ryzykować wykrycia. Jedynie w sytuacji, w której ktoś płynąłby bezpośrednio do jego kajaka, albo Jerry'emu, by się tak wydawało, wychyliłby się nieco, żeby zobaczyć co się dzieje. I w razie zagrożenia uciekać.
 
__________________
Prowadzę: ...
Jestem prowadzon: ...

Ardel jest offline  
Stary 14-08-2017, 16:37   #124
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację

Skok do wody w wykonaniu Dean'a mógł nawet zostać uznany za wyjątkowy i zjawiskowy, od dzikusów może nawet dostałby 8.5/10 punktów. Claire jednakże nie była żadną pływaczką, a jej umiejętności były co najwyżej praktyczne i nic ponadto. Siła, jaką posiadała, nie należała do najsłabszych, ale wciąż ciężko było uznać, że jest na tyle potężna, by prędkość płynięcia była zniewalająca. Mimo to razem dawali radę, szło im świetnie i przez krótki moment Claire była szczęśliwa, bardziej spokojna, być może nawet pewna siebie? Danny rozjechał większość napastników i pomknął w kierunku drogi. Prawdopodobnie nikt teraz nie był w stanie ich nawet dogonić i byli na dobrej drodze do, pozornej choć, wolności.

Nadzieja bywała ulotna, być może to wręcz zostało w nią wpisane? Ona zawsze uciekała, umykała, nie potrafiła zagościć na dłużej. Krzyk bólu Holendra sprawił, że zatrzymała się. Spanikowana próbowała wydobyć go spod wody choć ten samodzielnie wypłynął. Obejrzała miejsce, w które niemal wbiło się ostrze. Lockhart podejrzewała złamanie łopatki. Siedząc w szpitalu i czekając na mamę widziała różne przypadki, a personel czasami miał ochotę jej wytłumaczyć jakieś drobnostki. Możliwe, że pękł też obojczyk lub głowa kości ramiennej. Analiza Claire trwała zbyt długo i była zbędna. RedShirt miał wiele siły, a szybkość z jaką płynął zadziwiła dziewczynę. Nagle Dean poszedł na dno.

- Dean! Dean, nie! Nie...! - nerwowo w rozpaczy zaczęła przebierać rękami odganiając wodę i patrząc pod jej taflę. W oczach nastolatki pojawiły się łzy, które skrzętnie ukryły się wśród kropel rozpryskującego się za sprawą jej rąk jeziora. Miała wrażenie, że chłopak zatrzymał się w jednym poziomie pod wodą i nie szedł dalej na dno, jednak nie mogła być tego pewna. Gdy podniosła głowę, odległość między nią a wrogiem była niewielka. Przerażone serce zaczęło wybijać szybsze rytmy, zakręciło jej się w głowie. Spróbowała odpłynąć kawałek dalej w kierunku wiosła, ale nie była pewna, czy jej się to uda. Mogła spróbować, jeśli było blisko i wtedy uderzyłaby napastnika w głowę. Biłaby póki dałaby radę, starając się nie iść na dno. Jeśli nie, miała jeszcze nóż. Mogła go wyjąć, poczekać unosząc się na tafli, potem gdy ją złapie, gdy będzie chciał dusić lub podtopić, to wbiję mu go w szyję... Albo w brzuch. Gdziekolwiek! Byle go zadźgać, byle coś zrobić. To on powinien się utopić, to on na to zasłużył. Zatrzymała się patrząc jak nadpływa, musiała być odwrócona przodem do niego, czy to z wiosłem czy bez niego. Bo ono było przydatne tylko i wyłącznie wtedy, gdy odległość między nią a Koszulą była duża. W innym przypadku nie miałoby to większego znaczenia.

- Dean... Kocham Cię. - załkała szeptem przełykając głośno ślinę. Zalane łzami oczy były podobnego odcieniu co woda, która ją otaczała. Być może niedługo zamkną się w jedności swojej barwy.


 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 14-08-2017, 19:20   #125
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację

Calistri nie przyjął pomocy Samanthy, stwierdzając, że takie rany to nic poważnego i że czuje się dobrze. Dziewczyna więc nie nalegała. Wymęczeni psychicznie i nieco mniej fizycznie, ruszyli poboczem w stronę budki z bramą, którą mijali na początku wycieczki. Rozglądali się przy okazji po okolicy, jakby brali pod uwagę, że za chwilę coś lub ktoś może na nich z lasu wyskoczyć.

Nic takiego jednak się nie zdarzyło. Nikt nie czyhał na ich życie, las szumiał przyjemnie i kojąco. Po około dziesięciu minutach marszu ujrzeli w końcu drewnianą budkę. Na pierwszy rzut oka wyglądało na to, że nikogo nie zastali.


Gdy podeszli bliżej, ich przeczucia potwierdziły się. Drzwi były zamknięte, w środku panował półmrok. Mężczyzny, który sprawdzał dokumenty przy wjeździe do ośrodka, nie było. Zaglądając przez okna można było dostrzec niewielkie biurko z lampką pałąkową, lodówkę turystyczną i telefon stacjonarny stojący na niewielkiej szafce pod ścianą. Czyżby stary aparat do tradycyjnej telefonii okazał się ich ostatnią deską ratunku? Nawet jeśli tak uważali, najpierw musieli dostać się do środka.


Wszystko działo się szybko, bardzo szybko. Dean w kontrolowanym odruchu poszedł pod wodę, dobywając tasak, Claire rzuciła się w stronę dryfującego nieopodal wiosła. Czerwona Koszula machał wielkimi łapskami, jakby zupełnie nie stracił sił. Był niemal przy rudowłosej, gdy ta odwinęła się i zdzieliła dzikusa drewnianym wiosłem. Tamten warknął, ale nie zatrzymał się, szybko skracając dystans. Claire uderzyła drugi raz i trzeci, czując, jak zaczyna opadać z sił. Ku jej przerażeniu, napastnik nie zwolnił i dopadł do niej, zaciskając mocne dłonie na wątłej szyi Lockhart. Dziewczyna próbowała się wyrwać. Bezskutecznie.

Wtedy zaatakował Dean, przejeżdżając dzikusowi po brzuchu ostrzem tasaka. Opór wody nie pozwolił stwierdzić, jak bardzo go zranił, ale wszystko wokół zaczęło barwić się na czerwono, zatem ostrze musiało wejść dość głęboko. Poprawił drugi raz, a dzikusem szarpnęło. Krew uciekała z jego ciała, niczym z zarzynanej świni. Van der Veen zamachnął się jeszcze raz, trafiając w biodro i otwierając kolejną ranę. Na więcej nie mógł sobie pozwolić - mięśnie paliły, bark przeszywał paskudny ból. Wynurzył się, łapiąc oddech.

Claire w tym czasie walczyła, jak mogła i nawet udało jej się poluzować nieco uścisk napastnika, przez co mogła nabrać trochę więcej powietrza do płuc. Czuła, jak Czerwona Koszula co chwilę wierzga pod wodą i warczy, a potem widziała, jak woda barwi się krwią. Czyżby Dean'owi udało się go zranić? Nie miała teraz czasu, by o tym myśleć. W końcu jednak mogła przyjrzeć się jego paskudnej, zdeformowanej gębie. Oczy mężczyzny patrzyły na nią bez krzty litości, było w nich tylko zło. Najbardziej nieludzkie, jakie tylko można sobie było wyobrazić.


Dzikus znów zacisnął mocniej palce na szyi Claire, a ta sięgnęła po omacku po nóż. Gdy dłoń powędrowała na rękojeść, rudowłosa zamachnęła się i spod wody wyskoczyło ostrze, które trafiło napastnika prosto w szyję. Zacharczał i splunął krwią, mimo to wciąż zaciskał dłonie na szyi dziewczyny. Lockhart wydobyła nóż, a z rany trysnęła ciemna ciecz. Nagle poczuła, jakby broń ważyła kilkadziesiąt kilogramów. Przecież ten cios miał go zabić, tymczasem Red Shirt wciąż nie odpuszczał. Musiała dać sobie czas na złapanie kolejnego oddechu, zwłaszcza, że z każdą chwilą dzikus jakby obluzowywał uścisk, jednak Claire nadal nie mogła się wydostać z tych kleszczy. Dean, walcząc z bólem w barku widział tę sytuację jak na dłoni, a gdy spojrzenia nastolatków spotkały się, van der Veen wiedział już, co robić.



Nie przejmował się zbytnio tym, co działo się w wodzie, ruszając w las. Szybko zniknął między drzewami, rozglądając się czujnie po okolicy, wypatrując jakiegokolwiek z dzikusów, który mógł się przecież zasadzić w lesie i czekać na swoją szansę. Z ulgą przyjął fakt, że nikt go nie zaatakował, jednak kątem oka dostrzegł spory, ciemny kształt leżący pod jednym z drzew. Gdy odwrócił głowę, aż uniósł brwi. To była Kaya!


Podbiegł szybko w miejsce, gdzie leżała, a gdy znalazł się przy dziewczynie, mógł się jedynie skrzywić. Kaya musiała wejść w jedną z pułapek zastawionych przez tych zwyrodnialców, gdyż z boku zakrwawionej i zmiażdżonej czaszki wystawało ostrze sporej siekiery. Niewidzące spojrzenie wpatrywało się gdzieś poza granice rzeczywistości i jedyne, co mógł zrobić teraz Marty, to po prostu zamknąć jej oczy i podążać dalej w swoją stronę. Gdziekolwiek zmierzał.



Ze swojego bezpiecznego miejsca obserwował ukradkiem, co działo się nieopodal. Dean poszedł pod wodę, Czerwona Koszula w końcu dopadł do Claire i zaczął ją dusić, ale rudowłosa nie zamierzała tanio sprzedać skóry. Najpierw wymierzyła mu kilka razów wiosłem, a potem uderzyła nożem. Prosto w szyję.

Gbadamosi do tej pory myślał, że taki cios jest od razu śmiertelny, jak widać mylił się, bo przyjemniaczek o zdeformowanej gębie wciąż dusił Lockhart, choć wyraźnie opadał z sił. Gdzieś obok pojawił się Dean. Czyżby to była ta szansa dla Jerry'ego, żeby odkupić swoją wcześniejszą dezercję? A może mimo wszystko miał już na to wywalone?

 
Tabasa jest offline  
Stary 14-08-2017, 22:09   #126
 
Ardel's Avatar
 
Reputacja: 1 Ardel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputację
Jerry nie mógł się powstrzymać i co chwila zerkał na rozgrywającą się nieopodal walkę o życie. O życie walczyli jego przyjaciele. Ale Jerry walczył o swoje. Bał się tak bardzo, że prawie sam strach mógłby go zabić. Cicho jak myszka chował się za niską burtą łódeczki i starał się spokojnie oddychać. Claire i Deanowi nic nie będzie... Dadzą sobie radę. Na pewno. A on będzie leżał w kajaku. Właśnie tak. Tak to powinno wyglądać.
 
__________________
Prowadzę: ...
Jestem prowadzon: ...

Ardel jest offline  
Stary 15-08-2017, 13:06   #127
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
“Uciekaj, głupia”, Dean powtarzał w myślach jak w malignie. “Wiej, ty skończona idiotko…!”
Drobna część chłopaka cieszyła się, że Claire nie zostawiła go w potrzebie. Nikt nie chce samotnie stawiać czoła tak strasznemu wrogowi. Jednak tak naprawdę wolałby, aby dziewczyna wiała gdzie pieprz rośnie. Deanowi pękłoby serce, gdyby zginęła. Do cholery, nie powinna narażać się! Nie chciał dopuścić do głowy możliwości, że… że…

A wtedy zobaczył, że mężczyzna zacisnął dłonie na jej szyi.

Wokół Deana piętrzyły się teralitry wody, jednak chłopak wybuchł niczym wulkan. Gorąca krew uderzyła do skroni, kiedy gwałtownym ruchem zerwał się ku górze. Uderzył tasakiem. Krew dzikusa otuliła go czerwona niczym magma. Walnął znowu. Więcej szkarłatu! I jeszcze raz. Czy to wystarczyło? Czy ręce Czerwonej Koszuli ześlizgnęły się z szyi jego dziewczyny? Wokół znajdowało się tyle osocza. Dean miał nadzieję, że należy tylko i wyłącznie do dzikusa. Mimo to jego strach o Claire wzmocnił się jeszcze bardziej.

[media]https://media.giphy.com/media/10etxBYk2A7H6o/giphy.gif[/media]

Wyskoczył na powierzchnię. Zaczerpnął słodkiego powietrza. Płuca paliły go żywym ogniem. Krew spływała po czole i policzkach, by za chwilę skapnąć do kącików ust. Dean niechcący skosztował osocza wroga. Nagle poczuł się nieczysty, splugawiony. Jak gdyby przyjął czarną hostię antychrysta. Próżno tłumaczył sobie, że to tylko krew, na dodatek rozwodniona.

Czy to ona go sparaliżowała? A może jedynie przeraźliwy ból w barku? Spoglądał na rozpaczliwe zmagania Claire z Czerwoną Koszulą, jednak nie był w stanie zareagować. Mięśnie odmawiały posłuszeństwa, postanawiając zdradzić go w najgorszym momencie. Pozostając w bezruchu, kątem oka ujrzał drobne poruszenie na okolicznym kajaku. Mógłby przysiąc, że na ułamek sekundy dostrzegł przebłysk Vantablacku, jednak ten szybko zniknął. Mroczki przed oczami poświadczały, że Dean był wykończony. Mimo to musiał zdobyć się na więcej.

Spojrzał w oczy Claire.
Zmobilizował wszystkie siły.
Teraz znajdował się tuż za Czerwoną Koszulą.
Podniósł tasak, aby rozłupać nim potylicę dzikusa.
 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 15-08-2017 o 15:45.
Ombrose jest offline  
Stary 15-08-2017, 13:49   #128
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Krew barwiąca czystą, błękitną wodę była widokiem niecodziennym. Nastolatka nie pamiętała, by kiedykolwiek wcześniej to widziała. Początkowo nie rozumiała skąd, potem jednak dotarło do niej, że to za sprawą Dean'a. Udało mu się zranić napastnika na tyle skutecznie, że ten poluzował uścisk swych dłoni. Choć na chwilę Lockhart nabrała powietrza, czując więcej swobody. Jej nóż zatopił się głęboko. Szybko wyszarpała ostrze z szyi, powodując rozlew większej ilości posoki. Było to niesmaczne o tyle, że wydawało się nie robić na dzikusie większego wrażenia. Chciała uderzyć jeszcze raz i robić to póki ten nie pójdzie na dno, ale musiała przyznać, że i tak dużo z siebie dała.

Claire nie spodziewała się, że uda jej się zdziałać cokolwiek. Wszystko co robiła było mechaniczne, nie miała czasu by się głębiej zastanawiać. Miałaby do siebie pretensje, gdyby zostawiła Deana, nawet jeśli poszedł na dno, to przecież wciąż miała szansę mu pomóc, musiała tylko... Musiała tylko dać z siebie trochę więcej. Rany, które sama sobie zadawały, nie mogły równać się z bólem, który czuła w tej chwili. Dusiło ją wewnątrz, serce bolało jakby zostało zaciśnięte folią i miało zaraz się udusić, zupełnie jak ona sama. Lockhart próbowała rozewrzeć jego dłonie i uciec z uścisku, bić go po głowie, szamotać się, aby było mu ciężej utrzymać się na wodzie. Była nawet skora do tego, aby wydłubać mu oczy, nożem czy palcami, wszystko jedno. Taki miała zamiar, szarpać się, atakować, sprawić by cała jego uwaga skupiła się wyłącznie a niej.
Wierzyła w Holendra, ufała mu jak nikomu innemu. Nie rozglądała się dookoła, będąc skupioną wyłącznie na tej chwili, próbując oddychać, bronić się jakkolwiek. Byli w wodzie, a to miejsce nie należało do korzystnych, jeśli nie posiadało się dobrej broni. Ręce i nogi służyć powinny do utrzymania się na wodzie, przynajmniej jedna ręka. Inaczej łatwo można było poczuć, jak ciało opada pod taflę. Czerwona Koszula chyba nie zdawał się tym przejmować. Pragnął zmiażdżyć gardło Claire, jakby ta zrobiła mu największą krzywdę ze wszystkich osób, jakie były na tej wycieczce. Nawet przeszło jej przez głowę pytanie, czemu akurat ona, czemu "oni"? Mógł złapać tylu innych, a jednak ruszył do wody. Czy to przez tą brutalność na plaży, z jaką okaleczyli jego kompana? A może po drugiej stronie jeziora ukrył coś, co starał się chronić za wszelką cenę? Nie mogła tego wiedzieć. Czuła się coraz słabsza, a rozwarte usta nie mogły nakarmić się otaczającym ją powietrzem. Przez jej gardło nie przedarł się nawet najcichszy dźwięk. Czuła niesamowity ból krtani i przełyku, każdy mięsień bolał, jakby wykonał przed chwilą naprawdę ciężką pracę. Bez wątpienia to wszystko spowodowane było niedoborem tlenu. Claire miała jednak nadzieję, taką małą jej iskrę, która wciąż tliła się gdzieś w zakamarkach myśli. Szarpnęła się słabo, starając się, aby ciężar jej ciała doprowadził napastnika pod wodę. Gdyby tylko dała radę wbić mu nóż w oko... Jeśli tylko ta dłoń nie byłaby taka ciężka, jak zaczynała się wydawać. Lockhart wiedziała, że to ostatnia szansa. Ta istota nie była człowiekiem, była potworem. Wytrzymałą bestią, której wspólnymi siłami musieli się pozbyć. Musieli.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 16-08-2017, 08:15   #129
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
Danny grzecznie podziękował Samanthcie za próbę pomocy, ale już chyba lepiej wyglądał taki wymazany krwią, niż poowijany bandażami jak mumia. Poza tym czuł się naprawdę spoko, to były tylko powierzchowne rany, które nawet nie dawały mu się jakoś specjalnie w kość. Jedyne, o czym pomyślał, gdy wyruszyli, to żeby te cięcia na twarzy dobrze się wygoiły, bo już nie będzie taki przystojny. Choć z drugiej strony, dziewczyny lubiły facetów z bliznami.

W trakcie marszu próbował jakoś podtrzymać rozmowę, ale widząc, że reszta nie jest w nastroju, po prostu się zamknął. Zastanawiał się, czy Claire, Dean i Marty wciąż żyją i czy będzie kogo ratować, gdy już uda im się sprowadzić jakąś pomoc. Wciąż uważał, że pomysł z popłynięciem był mega głupi, ale nie było czasu, żeby ich przekonywać. Zresztą, widział to zacięcie w spojrzeniu Lockhart i nie sądził, by jakiekolwiek argumenty by ją przekonały. Oby
tylko udało im się przeżyć.

Budka ciecia przywitała ich pustkami. Facet pewnie przyjeżdżał tylko wtedy, kiedy trzeba było odprawić jakąś wycieczkę, a potem się stąd zawijał. Calistri rozejrzał się i otworzył szerzej oczy, gdy przez okno zobaczył telefon.
- Może ma sygnał. Trzeba się do niego dostać i sprawdzić. Inaczej czeka nas drałowanie na nogach jeszcze spory kawał do cywilizacji - rzucił do dziewczyn.
Podszedł do drzwi i szarpnął mocno za klamkę. Te zatrzęsły się, trzeszcząc w różnych miejscach, zatem na oko chłopaka zbyt wytrzymałe nie były.
- Odsuńcie się, wchodzimy do środka.

Cofnął się kilka kroków, po czym natarł na drzwi, uderzejąc je stopą z całej siły. Powtórzył czynność jeszcze trzy razy, zanim drewno się poddało, odsłaniając ciemne wnętrze budki. Danny otworzył szeroko drzwi, by nikt nie poranił się połamanymi, ostrymi kawałkami desek i dopadł do telefonu stojącego na szafce.


Z pewną obawą podniósł słuchawkę, jednak gdy tylko usłyszał sygnał, odetchnął z ulgą, pokazując dziewczynom uniesiony kciuk. Paradoksalnie, w dobie super szybkich smartfonów posiadających dostęp do internetu, kamerę i masę innych pierdół, ten relikt przeszłości okazywał się być ich wybawieniem. Życie potrafiło zaskakiwać. Na przykład tym, że niewinny, szkolny wypad nad rzeczkę przemienił się w krwawą rzeź.

Wstukał szybko numer alarmowy i czekał przez chwilę, aż się połączy. Usłyszawszy głos dyspozytorki, niemal na bezdechu opowiedział o wszystkim, co wydarzyło się w ośrodku i poprosił o pomoc, zaznaczając, że jego koledzy i koleżanki z klasy wciąż gdzieś tam są, ścigani przez morderców. Oddał słuchawkę Kate, gdy trzeba było podać dokładniejszy adres i zostawił jej całą resztę rozmowy. Podszedł do Sam i Vesny, położył im dłonie na ramionach i uśmiechnął się lekko.
- Wszystko będzie dobrze. Wracamy do domu...
 
__________________
[i]Don't take life too seriously, nobody gets out alive anyway.[/i]

Ostatnio edytowane przez Kenshi : 16-08-2017 o 08:18.
Kenshi jest offline  
Stary 19-08-2017, 11:18   #130
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację

Odmowę Danny’ego przyjęła ze skinięciem głową i słabym uśmiechem. Jego wola. Odkręciła butelkę i wpierw poczęstowała wodą Vesne, a dopiero po tym sama się napiła i zaoferowała napitek pozostałym. Zapewne powinna zacząć od nauczycielki, jednak pilnowanie tego co powinna, a czego nie powinna robić zeszło tego dnia na odległe tory.

Nerwy miała napięte do granic możliwości, gdy pokonywali kolejne metry, mające ich zaprowadzić do budki faceta, który wpuścił ich na teren ośrodka, lub raczej w otchłań piekielną. Czy wiedział co miało się wydarzyć? A jeżeli wiedział to pozostawało to uciążliwe pytanie, które nie pozwalało się przepłoszyć nawet usilnymi próbami wmówienia się że wszystko będzie dobrze. Czy on też należał do tamtych? Czy przywita ich z nożem w dłoni lub z siekierą?

Obawy okazały się płonne, bowiem przy budce nie zastali żywej duszy. Sam nie do końca była pewna czy był to dobry znak czy wręcz przeciwnie. Może jego też dorwali, a może był on wśród atakujących. A może zwyczajnie pojechał gdzieś na lunch lub coś równie niewinnego. Na wszelki wypadek siekierę trzymała gotową do użycia.

Stan ten utrzymał się aż do chwili, w której z budki wyszedł Danny i radośnie poinformował, że wszystko będzie dobrze i że wrócą jednak do domu. Dom… Sam aż zesztywniała na dźwięk tych słów. Czy mogło tak być? Czy naprawdę mieli wrócić cali i zdrowi… No, powiedzmy że zdrowi. Nadzieja niczym oślizgły, podstępny wąż, zaczęła sączyć się do serca. Dom, tatko, cisza i spokój własnego pokoju. Bezpieczeństwo… Tylko czy zasługiwała jeszcze na takie dobrodziejstwa? Zabiła człowieka. Narzędzie zbrodni nadal trzymała w dłoni. Nie była już nawet w połowie tą osobą, która przyjechała na obóz. Tamta Sam była dzieckiem, a ta… Tego jeszcze nie wiedziała i cała się dowiedzieć.

Zamiast się cieszyć, rzuciła Vesnie pełne niepokoju i strachu spojrzenie. Chorwatka wiedziała co się stało. Jaką cenę zapłaciła… zapłaciły obie, bo śmierć Bay’a także do tej ceny była wliczona.
- Tak, wracamy - odpowiedziała koledze, bez cienia radości w głosie. - Jeszcze tam jednak nie jesteśmy - dodała, mocniej ściskając trzonek. - Sorki, Danny ale dopóki ktoś po nas nie przyjedzie, lepiej by było zachować czujność. W tej budce ktoś powinien siedzieć, co nie? - zwróciła mu uwagę, rozglądając się wokoło. Cholera z tym, że brzmiała na paranoiczkę. Nadal nie byli bezpieczni, ona zaś zamierzała wrócić do domu cała, wraz z Vesną i nie obchodziło jej co na jej zachowanie powiedzą pozostali. Chociaż raz, co w tym całym bagnie było nader przyjemne i wyzwalające.
- Jestem jednak pewna, że masz rację i wszystko już będzie dobrze - dodała, wysilając się na uśmiech, chociaż głównie na potrzeby dodania otuchy Vesnie niż z faktycznej wesołości.

Oni wracali, a reszta? Ile trupów zostawili za sobą gdy wyjeżdżali z obozu? Ilu z nich należało do napastników, a ilu do znajomych? Śmierć zebrała tego dnia niezłe żniwo. Samantha miała jednak nadzieję, że mniejsze niż jej najgorsze przewidywania.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:04.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172